1 WIELKANOCNE POCHODY MASZKAR ZWIERZĘCYCH „Dyngus
Transkrypt
1 WIELKANOCNE POCHODY MASZKAR ZWIERZĘCYCH „Dyngus
WIELKANOCNE POCHODY MASZKAR ZWIERZĘCYCH „Dyngus, dyngus, po dyngusie…” Od tych słów zaczyna się jedna z wielkanocnych przyśpiewek. Przyśpiewka, którą, jak łatwo się domyśleć, nucono w Drugie Święto Wielkiej Nocy, czyli w popularny dziś śmigus dyngus. Wykonywała ją – co już niewielu pamięta – grupa przebierańców. Skąd wzięli się przebierańcy w lany poniedziałek? Z tradycji ludowej! To, że dawniej życie wyglądało zupełnie inaczej, jest rzeczą oczywistą. Zupełnie inaczej wyglądały również święta, a w szczególności omawiany teraz poniedziałek wielkanocny. Tradycję w czasach dawniejszych, tj. w drugiej połowie XVIII w, zbadał i opisał znany polski etnograf Oskar Kolberg w swej kilkudziesięciotomowej pracy „Dzieła wszystkie.” W części poświęconej Wielkiemu Księstwu Poznańskiemu, znaleźć można ciekawy opis zwyczajów wielkanocnych we wsi Biezdrowo, brzmi on następująco: „W pierwsze święto po południu bywał dyngus, t.j. wzajemne oblewanie się.” „W drugie święto, ustrojonego parobka (wybranego zpośród wielu innych) w grochowiny jako niedźwiedzia, z dzwonkiem na głowie, oprowadza drugi po wsi od chałupy do chałupy, śmiesząc ludzi a zbierając za to do kosza słoninę, jaja, chleb i t.d. Przytem bębnią inni na jakiej desce, gwiżdżą i t.p. jakoby dla niedźwiadka.” Z powyższego cytatu widać, że zwyczaj polewania się wodą (śmigus dyngus), odbywał się dzień wcześniej niż obecnie, tj. w Niedzielę Wielkanocną, a poniedziałek „był zarezerwowany” dla przebierańców. W miarę upływającego czasu, to pierwsze przesunęło się. Dlaczego Drugie Święto Wielkiej Nocy nazywamy śmigusem dyngusem? Etymologia słowa dyngus wyjaśnia, że ma ono pochodzić od „średnio-górnoniemieckiego dicnus, dyngus oznaczającego okup, wykup od podpalenia, rabunku, czy kontrybucję wojenną.” Jednak aby wyjaśnić ten problem, należy odwołać się do gwary wielkopolskiej. W literaturze etnograficznej znaleźć można, że dyngus odnosi się zarówno do oblewania wodą, jak i chłostania, tj. bicia. Dlaczego bicia? Otóż, jedna z postaci należących do przebierańców, maszkar zwierzęcych – konik, miał w ręku bat, którym bił każdego, kto stanął na jego drodze. Jak tłumaczy znawca gwary regionalnej, pan Janusz Gumny: „dynga, to ta pręga na ciele po uderzeniu batem”. Przywołuje od razu stare powiedzenie: „Ale go zbili, jedna dynga!” Z uzyskanych, podczas wywiadów przeprowadzonych do niniejszego artykułu, informacji wynika, że określenie dyngus, w okolicy Wronek (tj. szczególnie w Nowej Wsi), odnosi się wyłącznie do owych pochodów przebierańców. Zwyczaj polewania wodą nie miał tu swojej nazwy. Oznacza to również, że słowo śmigus pojawiło się współcześnie i nie jest zupełnie związane z naszym regionem, co również potwierdza literatura etnograficzna. W czasach przedwojennych, a także jeszcze pewien okres po wojnie, Drugie Święto wielkanocne wyglądało następująco: od rana polewanie wodą, po obiedzie pochody przebierańców, a wieczorem odbywała się wspólna potańcówka. Czas przejść do sedna niniejszej wypowiedzi, czyli do przedstawienia postaci maszkar zwierzęcych. „Główną postacią w pochodach wielkanocnych w środkowej i po części zachodniej Wielkopolsce jest niedźwiedź, któremu towarzyszy orszak składający się z dziada, baby, kominiarza, konia i diabła, a niekiedy też i czapli.” Oczywiście skład takiej grupy jest zróżnicowany regionalnie i może się zmieniać. Według relacji śp. pana Franciszka Świniarskiego, mieszkańca Nowej Wsi, uczestnika dawnych, powojennych pochodów, (którego widzimy na zdjęciu nr 1 w 1 słomie), grupa ta posiadała jeszcze jedną, bardzo ciekawą postać. Była to postać, która „nosiła na plecach umarłego”. Umarły to kukła, najprawdopodobniej wypchana słomą lub szmatami, wielkości człowieka. Co jest ciekawe, postać ta nie pojawia się w żadnych opracowaniach naukowych, tym bardziej jest ona interesująca i trudna do wyjaśnienia zarazem. Sam pan Franciszek niestety nie pamiętał już, co ona miała oznaczać i w jakim celu ją noszono. Zostanie to już zapewne zagadką nieodgadnioną. Ciekawym jest fakt, że postać ta nie wstępuje już w okolicach Ćmachowa, gdzie przebierańcy byli obowiązkowym elementem świąt, nikt nawet o niej nie słyszał, choć wioski oddalone są zaledwie o kilka kilometrów. Ważną rzeczą jest nazwa grupy. Jak wspominał pan Franciszek, w Nowej Wsi za przebierańcami wołano niedźwiedzie lub beroły (jest to pozostałość z języka niemieckiego, oznaczająca właśnie niedźwiedzie). Pan J. Gumny dodaje, że funkcjonowała również nazwa sisioki, występująca jako główna w Ćmachowie. To ciekawe określenie, wg „Słownika gwar polskich” autorstwa J. Karłowicza, oznacza konika, czyli drugą z czołowych postaci przebierańców. Słownik podaje formę sisiak, natomiast gwara wielkopolska przekształciła to słowo nieco, zmieniając formę na sisiok. Wielu ludzi z pobliskich wsi do dziś pamięta, że na źrebaka mówiono sisiok. W „naszej wronieckiej” tradycji, jak łatwo zauważyć, były dwie centralne postaci wymienione wcześniej: niedźwiedź i konik. Przechodząc do opisu maszkar zwierzęcych zaznaczę, że jest on oparty na wspomnieniach kilku osób, uczestniczących, bądź pamiętających dawną tradycję. Niezwykle cenną dokumentację nowowiejskich pochodów z okresu powojennego, stanowi zdjęcie należące do p. Franciszka Barłoga z Marianowa, wykonane krótko po wojnie, przez fotografa Edmunda Króla, przed domem rodzinnym państwa Barłogów. Pokazuje ono liczną grupę przebierańców oraz jednego muzykanta, który przygrywał na harmonii. (Pozostałe osoby to rodzina właściciela zdjęcia). Wśród przebierańców wyróżnić można (od strony lewej): milicjant (lub zołnierz), dziad i baba, Cygan, niedźwiedź, grajek, postać niosąca umarłego, konik i trzech kominiarzy. Głównym celem przebierańców była zabawa i psoty wszelkiego rodzaju. Drugie cenne zdjęcie, tym razem z Ćmachowa, udostępniła pani Mechtild Scheele (córka Alfreda von Bake - właściciela majątku Ćmachowo), która w swoim liście do p. Piotra Pojaska (z 2 czerwca 2008r.) wspomina: "Sisiaków bardzo dobrze pamiętam. Chociaż zawsze wiedziałam, którzy to byli [chłopacy], ale zawsze uciekałam do ostatniego kątu. W dalszych czasach już nie miałam strachu!! Zdjęcie ja zrobiłam: Wielkanoc 1938r." „Najbardziej szkódni byli Kominiorze”- jak wspominał śp. p. F. Świniarski. Trzymali oni w rękach miotły brzozowe zrobione z witek, niby do czyszczenia kominów, ale naprawdę służyły one do wygarniania popiołu i sadzy z pieców na podłogę. Po zabrudzeniu całej izby, murzyli sadzą kogo się dało, a szczególnie upatrywali sobie młode panny! Pani Urszula Wika z Ćmachowa dodaje, że: „jeżeli podczas obchodzenia wsi, ktoś im umknął, rzucali mu owe witki pod nogi, aby się przewrócił, a wtedy nie pozostawili na nim „czystej nitki”! Kominiarze mieli całe czarne twarze i ręce, a w kieszeniach sadzę najczęściej wymieszaną z jajkiem czy kremem, co umożliwiało wybrudzenie każdej napotkanej osoby. Baba z dziadem ubrani byli zawsze w stare łachy. „Baba trzymała w ręku koszyk do którego przebierańcy zbierali różne rzeczy. Ludzie dawali wszystko: jajka, mąkę, pieniądze!” Pan Czesław Hoffman z Ćmachówka, który należał do grupy wielkanocnych przebierańców chodzących po Ćmachowie i okolicznych wioskach, wspomina, że tamtejsza „baba i dziod poduszki mieli na garbie, okulary pozakładane, 2 w spudnikach baba długich, obszarpana cała.” Pani Urszula dodaje, że baba i chłop mieli wózek z lalką lub misiem w środku. Ten fakt nie zgadza się z poprzednią wypowiedzią, co oznacza, że owy wózek musiał pojawić się później, tzn. gdy pan Czesław już nie brał udziału w pochodach. Do grona przebierańców należał również Cygan. Jest to postać o sumiastych wąsach, w kapeluszu z laską w dłoni. Przebierańcy wchodząc do każdej chałupy, śpiewali i tańczyli z gospodarzami w rytm wygrywanej przez grajka melodii. Podczas, gdy baba z dziadem tańcowali, kominiorze murzyli pozostałych domowników. Jak wspomniałam wcześniej, jedną z najistotniejszych postaci był niedźwiedź. Według opisu pana F. Świniarskiego, niedźwiedź był „ubrany w słomę, dokładnie w długi snop owinięty plecionymi warkoczami z długiej słomy”. Jak dokładnie widać na zdjęciu, snop związany był nad głową osoby i „otaczał” całe jej ciało. Postać miała obłożone słomą i obwiązane warkoczami również nogi i ręce. Niedźwiedź był jedyną postacią, którą prowadziła, na sznurku, inna osoba. W Ćmachowie, jak wspomina pan Cz. Hoffman, była to kolejna osoba, nie przebrana za żadną postać, natomiast w Nowej Wsi niedźwiedź był prowadzony przez tego, co grał na harmoszce (akordeonie). Głównym celem niedźwiedzia, poza psoceniem, było robienie w izbach odwiedzanych gości bałaganu, co umożliwiała wypadająca słoma. Kolejną ważną i barwną postacią był sam sisiok czyli konik. Przebranie z wyglądu przypominające krakowskiego lajkonika, w Nowej Wsi było w kolorze białym, w Ćmchowie natomiast, w czasach przedwojennych i przez pewien czas po wojnie - niebieskim. Później kolor ten zmieniono na biel, która występuje do dziś. Osoba przebrana za konika miała przymocowaną, wystruganą z drewna, czy zrobioną innym sposobem, końską głowę, a z tyłu przyczepiony ogon. Konik w ręku zawsze trzymał bat i bił gdzie popadło, szczególnie upatrzywszy sobie dziewczyny. Sisiok z Nowej Wsi miał na głowie wysoką czapę co widać na zdjęciu. Przebierańcy chodzili tak długo, dopóki nie odwiedzili wszystkich domostw w wiosce. Po tańcach, śpiewach, i psotach z domownikami, na zakończenie grupa składała życzenia i śpiewała różne piosenki. Jedna z charakterystycznych przyśpiewek, jaką pamięta pan J. Gumny sprzed ponad dwudziestu lat, brzmiała następująco: „Dyngus, dyngus po dyngusie, Leży placek na obrusie, Pani kraje, pun rozdaje, Proszę o świncone jaje” Za takie odwiedziny i życzenia, gospodarze w podziękowaniu wkładali do koszyka co tylko mogli i mieli. Nierzadko również częstowano gorzałką! Pan Cz. Hoffman z uśmiechem wspomina psoty, na które pozwalali sobie młodzi w ten wyjątkowy dzień: „A najweselej to było, jak na Wielkanoc wesela się odbywały. Ja byłem wtedy za młody, miałem dopiero czternaście lat, ale przebierańcy stali koło kościoła, a kuminiorze mieli kieszenie pełne sadzy!!” Jak się okazało, nie mieli żadnych skrupułów! Gdy już każda chata została odwiedzona przez przebierańców, należało przygotować się do zabawy. W Nowej Wsi zabawa odbywała się jeszcze tego samego wieczoru w niemieckiej szkole w sali gimnastycznej. Na taką zabawę schodzili się wszyscy, którzy mieli ochotę. Na zabawie najczęściej spożywano to co znajdowało się w koszyku. Przybyłych gości zazwyczaj zabawiał ten sam grajek, 3 który maszerował w pochodzie - czasem tylko ktoś mu przygrywał na bębnach czy skrzypcach. W powojennym Ćmachowie zabawa odbywała się tydzień po świętach Pan Cz. Hoffman tłumaczy, że gdy przebierańcy obeszli Ćmachowo, Wróblewo, Biezdrowo i Olin, to już na zabawę nie mieli ochoty! J. Gumny dodaje, że w czasach późniejszych, w każdym niemal domu częstowano sisioków gorzałką - nic więc dziwnego, że zabawy odbywały się później! Dalej p. J. Gumny wyjaśnia, że nadmiar „darów w koszyku”, tj. zazwyczaj jaj, sprzedawano tydzień po świętach na targowisku, a za zarobione pieniądze organizowano zabawy. „Wysyłali wtedy takiego co go nikt nie zna, bo tak to nikt nie chciał kupić w sklepie. W GS-ach mówili – od sisioków to nie, bo gotowane! A jak do miasta zaszli, to nie każdy się znał i kobiety kupiły!” Dawniej w pochodach maszkar zwierzęcych, chodziła „sama kawalerka”. Ich wiek to średnio 25 lat. (Tyle mieli panowie Świniarski i Hoffman, gdy zaczynali chodzić po wojnie). Oznacza to, że tradycja ta była dość poważnie traktowana. Młodsi chłopcy nie byli w ogóle brani pod uwagę. Ważną informacją jest również ta, że w czasie wojny, żadne pochody się nie odbywały. Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego w ogóle odbywały się takie zabawy i co to miało oznaczać. Otóż literatura wyjaśnia, że pojawienie się przebierańców miało zapewnić społeczności wiejskiej urodzaj, zdrowie i dobrobyt. Dziś zapytani uczestnicy tamtych wydarzeń, odpowiadają, że urządzali pochody tylko „dla zabawy”. Nikt już nie pamięta w jakim celu urządzano owe maszkary i co oznaczają poszczególne postaci. Zwyczaj ten, już niemalże całkowicie wymarły, zachował się jeszcze w Ćmachowie! Do tej pory, w Drugie Święto Wielkiej Nocy, można podziwiać grupę przebierańców. Pochód rozpoczyna się, jak dawniej po obiedzie i trwa dopóki wszystkie napotkane osoby nie zostaną umurzone. Daria Wajdeman - Waszyńska Piotr Pojasek Zaprezentowane zdjęcia są własnością: 1. Zdjęcie wykonane w pierwszych latach powojennych w Nowej Wsi własność: p. Franciszek Barłóg; [od lewej: (?) milicjant, Franciszek Barłóg (właściciel domu), (?) dziad, Marian Łowiński (baba), Zygmunt Łowiński (?) (Cygan), Edward Oses, Franciszek Świniarski (niedźwiedź), Kaszkowiak Stanisław (grajek), (?) (postać niosąca umarłego), (?)(kominiarz), Hieronim Dzik (sisiok), (?) (kominiarz), Leon Świniarski (?) (kominiarz)] 2. Małgorzaty i Romana Gehrke 3. Urszuli Wika 4. Darii Wajdeman - Waszyńskiej 4