Wydrukuj tekst - Kultura i Edukacja

Transkrypt

Wydrukuj tekst - Kultura i Edukacja
242
i niezależnych kobiet. Sądzę, że opisana
przeze mnie sytuacja jest formułą kodowanej prostytucji dotykającej doktorantki
i młode pracowniczki naukowe. Dla mnie
jest to bolesne doświadczenie, gdyż jako
finalizująca prace doktorantka widzę całkowity rozkład osobowości koleżanek, które wchodzą w tego typu układy. W ślad za
tą degradacją idzie oczywiście erozja całego systemu wartości, w tym sposobów
osiągania przez nie awansów i sukcesów
naukowych. Trudnym doświadczeniem
jest też bycie względnie „zasobną” doktorantką, która staje się obiektem podświadomej agresji takich kobiet. Myślę, że byłoby
interesująco, gdyby zacząć eksplorować ten
sektor zjawiska. Pozdrawiam serdecznie.
Historia druga: świetlica socjoterapeutyczna w jednym z miast wojewódzkich, do
dzieci z różnych środowisk zaniedbanych
przybywają osoby dorosłe, obce im całkowicie i zabierają na kilkugodzinne wyprawy „w luksus”, opiekunki do niedawna były
z tego zadowolone, gdyż bohaterowie tych
działań to notable lokalnej elity w pełnej
gamie środowisk społecznych (mundurowi, w tym w koloratkach i nie; związani
z instytucjami władzy państwowej i samorządowej; biznesmeni, dziennikarze, sportowcy itd.). Z czasem okazuje się, że dzieci
są zabierane nie tylko w celach wspomagania ich rozwoju, ale wykorzystywania ich
naiwności i poddawane molestowaniu;
Wychowawcy-opiekunowie świetlicy zgłaszają sprawę władzom, władza sprawę „zamiata pod dywan”, opiekunki tracą pracę;
proceder trwa nadal.
Historia trzecia: spotkanie z młodzieżą
w jednej ze wspólnot wiary. Prowadzę spotkanie z młodymi, mówię o zagrożeniach
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
okresu adolescencji. Po spotkaniu o rozmowę prosi jedna z uczestniczek, bywa na tych
spotkaniach już 6 raz z rzędu, stara się pracować nad sobą, ale ciężko jej idzie. Jej problemem jest to, że jest chętna do oddawania
się cieleśnie osobom duchownym, to ona ich
uwodzi, kusi, tryska seksapilem na tyle skutecznie, że wielu z nich zaciągnęła do łóżka.
Wie, że źle robi, ale nie potrafi się oprzeć
pokusie. A poza tym teraz już jest tak, że stanowi swoiste pogotowie seksualne dla nich.
Wobec tych historii autor może przyjąć
kilka strategii działania, mając taki ogrom
materiału badawczego, w obawie przed:
a) byciem ocenionym jako „powtarzający się autor”, może go porzucić;
b) byciem ocenionym jako zatwardziały perwers, może go porzucić;
a może właśnie z tych powodów powinien
wątek kontynuować?
Jacek Kurzępa
Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej we Wrocławiu
Karolina Grabowska-Garczyńska (rec.):
Karin Hausen, Porządek płci. Studia historyczne, Wydawnictwo Neriton, Warszawa
2010, ss. 229.
Recenzowana książka Porządek płci. Studia
historyczne autorstwa Karin Hausen jest nie
systematyczną prezentacją nowej dziedziny
wiedzy (historii płci, kobiet), lecz zbiorem
siedmiu esejów, opatrzonych wstępem
przez Justynę Górną – odpowiedzialną za
przekład i redakcję naukową. Przed zapoznaniem się z treścią tomu warto pokrótce
przybliżyć postać autorki tej ciekawej publi-
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
kacji. Sądzę bowiem, że jej prace, jak i ona
sama, nie są znane szerszemu polskiemu
odbiorcy. Karin Hausen jest niemiecką badaczką historii kobiet i historii płci w RFN,
autorką licznych prac z zakresu historii gospodarki, techniki, industrializacji oraz kolonializmu, w które wplata symboliczną
i praktyczną sytuację kobiet. Pracowała na
Technische Universität w Berlinie, kierowała najpierw Katedrą Historii Gospodarczej
i Społecznej, później Katedrą Studiów Kobiecych i Studiów nad Płcią. Pełni funkcję
redaktorki wielu czasopism, m.in. „L’Homme. Pisma poświęconego historiografii feministycznej”. Jej naukowy dorobek znany
jest również w Austrii i Szwajcarii.
Przedmowa do książki, zatytułowana
„Niehomogeniczność dziejów jako wyzwanie historiografii. O znaczeniu historii płci”
z 1998 r., jest nie tylko swego rodzaju osobistą deklaracją Karin Hausen dotyczącą jej
orientacji teoretyczno-metodologicznej, ale
także propozycją zmiany paradygmatu w historiografii. Autorka krytycznie odnosi się do
obowiązującej obecnie historii powszechnej,
tj. historii państw narodowych, która wpisuje
się w tzw. „wigowską interpretację historii”1;
w uproszczeniu chodzi o opowieść pisaną
z perspektywy zwycięzców, w tym przypadku mężczyzn. Powstałe w ten sposób dzieje
są tylko „ciasnym gorsetem” – mimo istnienia historii specjalistycznych. Co więcej, nie
odzwierciedlają historii ludzkości, a stanowią jedynie produkt wydzielenia tego, co
uznano za historycznie relewantne w obsza1
H. Butterfield, The Whig Interpretation of
History, Harmondsworth 1931.
243
rze działalności uznanej w XIX wieku za męską. Dlatego dotychczasową – całościową,
hierarchiczną, uniwersalizującą – master
narrative Profesor Hausen próbuje zastąpić
pluralizmem interpretowania zjawisk historycznych z uwzględnieniem kategorii płci.
Co oznacza „przywołanie wielości historii
lokalnych lub ogólnoświatowych procesów
przemian właśnie przez wzgląd na ich
sprzeczność, niejednorodność, różnorodność. W centrum naukowych opisów historii
należy częściej umieszczać nie tylko niejednolitość czasu i przestrzeni, ale także wynikającą z pochodzenia i sytuacji życiowej odmienność ludzi młodych i starych, kobiet
i mężczyzn wraz z całą gamą możliwości
i dążeń podmiotów działających i nadających sens historii” (s. 35).
Następnie Hausen zaznajamia Czytelnika z powodami, dla których niezwykle trudno przeprowadzić tego typu jakościową rewolucję na gruncie niemieckich nauk historycznych. Przyczyny tego zjawiska dostrzega w systemie finansowania badań i promowania określonej problematyki badawczej,
gdzie dyskredytuje się inne niż hierarchiczne ujęcie zasobów wiedzy oraz problematykę niezwiązaną z tożsamością narodową,
nie zaś w niechęci „męskich” uczonych do
„kobiecych” tematów. Osobnym, niezwykle
istotnym tematem są zadziwiająco trwałe
związki między historiografią akademicką,
kształceniem nauczycieli i rozwojem programów szkolnych, które również wykluczają badania nad dziejami porządku i relacji płci.
Autorka Porządku płci… zdaje sobie
również sprawę z ryzyka proponowanego
244
przez nią rozwiązania, gdyż niesie ono ze
sobą relatywizm, wielość konkurujących ze
sobą historii oraz brak możliwości spójnego
kształcenia historycznego. Jednak zalety
odrzucenia fikcji historii powszechnej są –
jej zdaniem – niewspółmierne do kosztów
owego procesu. Możliwa staje się próba wyeliminowania nierówności z refleksji historycznej poprzez dopuszczenie do głosu
zmarginalizowanych dyskursów (m.in. historię drugiej płci). Wydaje się, że w dobie
wzbierającej fali feminizacji życia społecznego i „postkolonialnych nawróceń” reinterpretacja historiograficzna jest dziejową
koniecznością. Można by się zastanowić, czy
nie da się tego uczynić poprzez dopisanie
„genderowych” rozdziałów do obowiązującego spisu dziejów. Otóż Hausen twierdzi,
że nie. Poważnych braków tematycznych
w historii powszechnej nie da się po prostu
uzupełnić bez naruszenia jej podstaw. Przytoczona, skądinąd słuszna, argumentacja
nie wykracza jednak poza kanon – charakterystyczny dla feministycznie zorientowanych badaczek – który obejmuje trzy elementy. Pierwszym jest język opisywania
doświadczeń kobiet, który wyklucza lub
przedstawia je w kategoriach wyjątku od
reguły, tj. męskiej części zbiorowości. Drugi
to konieczność zdemontowania – ideologicznie i społeczno-politycznie ukonstytuowanego – stopu kobieta–rodzina. Ostatni
– płciowy podział pracy na rynku, mimo że
wykorzystywany przez społeczeństwa w różnych okresach historycznych, nie doczekał
się w ramach historii powszechnej porządnego opracowania, co wzmacnia fałszywe
przekonanie o jego naturalności.
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
Propozycja Hausen, jeśli oczywiście zostałaby zaakceptowana, może mieć ogromne znaczenie społeczne. Konsekwencje
z niej wynikające sprowadzałaby się nie do
wymienienia kolejnych „zapomnianych” kobiecych nazwisk w świecie polityki czy nauki, ale odmiennego postrzegania życia
społecznego w ogólności. Oznaczałaby całkowicie inną wykładnię historii i zmianę
podręczników, do czego zresztą nieustannie
nawołują feministki.
Jednak nawet skrupulatnie wyłuszczone
argumenty ani logika wypowiedzi autorki
nie są w stanie zagłuszyć tego, iż Hausen
próbuje przekonać czytelnika do czegoś,
w co sama nie wierzy: że owo homogeniczne dominujące ujęcie historii jest możliwe
do przezwyciężenia. Świadczyć o tym może
przytaczana przez nią skala trudności
z uwzględnieniem wypartych obszarów historii (s. 47) oraz kłopoty z obowiązującymi
narzędziami, zarówno historycznymi, jak
i socjologicznymi, które przede wszystkim
uwypuklają napięcia i nierówności między
płciami. Ważne pozostaje również pytanie,
czy lokalne historie są w stanie zastąpić historię powszechną w pełnieniu przez nią
roli samouświadamiającego narzędzia zapobiegającego arbitralności podmiotu poznającego.
Druga praca w prezentowanym tomie
nosi tytuł „Polaryzacja charakterów płciowych – odbicie rozdziału życia zarobkowego i rodzinnego” i ma na celu prześledzenie
nowej formacji myślowej, która pojawiła się
wraz z upowszechnieniem się – obecnie
nieco już zapomnianego – pojęcia charakterów płciowych (Geschlechtscharakter).
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
W niemieckim czasopiśmiennictwie pojawia się ono po raz pierwszy w XVIII w. na
oznaczenie „psychologicznych właściwości
płci korespondujących z fizjologicznymi”,
które znajdują swoje wyraźne odzwierciedlenie w podziale pracy (s. 48). Według
Hausen kryjąca się za tym hasłem próba
przypisania naturalnych cech gatunkowych
mężczyzn i kobiet, a więc ustalenie istoty
męskości i kobiecości, to nic innego jak po
prostu melanż biologii i przeznaczenia.
Unaukowienie podstaw kategorii charakterów płciowych (medycyna, psychologia,
psychoanaliza) spotęgowało proces wyznaczania ram kobiecości, w których mieściły
się takie cechy, jak: nieracjonalność i emocjonalność oraz sfera domowa (małżeństwo,
rodzina) jako naturalny obszar działania
kobiet. Podobnie zawężająca definicja interpretacyjna nie obejmowała „racjonalnych,
kulturotwórczych” mężczyzn, którym pozostawia się szeroki margines swobody i pozwala na realizację bardziej różnorodnych
scenariuszy życiowych zarówno w obszarze
prywatnym, jak i publicznym. Stąd opis
charakterów płciowych staje się ideologicznym zapleczem patriarchalnej władzy i legitymizuje płciowy podział obowiązków.
Aby zilustrować siłę oddziaływania
i znaczenie polaryzacji charakterów płciowych na życie społeczne, Hausen analizuje
przez kogo i dzięki jakim autorytetom dokonała się redefinicja ról płciowych rozpoczęta wypowiedziami o charakterach płciowych. Pojęcie charakterów płciowych oraz
powiązany z tym system wypowiedzi i przekonań funkcjonujących w określonym czasie historycznym (rozwój kapitalizmu)
245
w społeczeństwie niemieckim jest też
asumptem do zbadania historii przemian
rodziny i statusu osadzonych w niej poszczególnych jednostek. Na tym tle pokazane są procesy emancypacyjne z uwzględnieniem ich podłoża klasowego. Jak donosi
Hausen, historiografia nie interesowała się
dotąd rozdziałem ról płciowych mieszczaństwa zajmującego się przemysłem i rzemiosłem. Dlatego nie wiadomo, od kiedy dokładnie grupy te mogły pozwolić sobie na
ograniczenie działalności kobiet tylko do
rodziny (s. 78). Prezentowana analiza dyskursu związanego z kategorią charakterów
płciowych, mimo niewątpliwego waloru
poznawczego, jest zbiorem interesujących,
acz tylko luźno powiązanych ze sobą obserwacji i nie opiera się na gotowych wynikach
systematycznie prowadzonych badań.
Kolejny artykuł – „Matki i synowie na
rynku towarów i symboli – Niemiecki
Dzień Matki 1923–1933” – dotyka problematyki wydawałoby się banalnej, gdyż zagadnieniu macierzyństwa oraz społecznej
roli matek przyglądano się już z różnych
perspektyw, i to wielokrotnie. Hausen, rekonstruując próby ujęcia i prezentacji tego
tematu na forum publicznym, doświadczyła
– o czym sama wspomina – rozmaitych
problemów. Po pierwsze, okazało się, że badania nad historią obchodów Dnia Matki
w Republice Weimarskiej łączą na bardzo
wielu wzajemnie warunkujących się poziomach kwestie gospodarcze, społeczno-kulturowe i polityczne (por. s. 89). By rozjaśnić
te nieco zawiłe kwestie, co jest podmiotem,
a co motorem przemian historycznych, badaczka opisuje nie tylko samą uroczystość
246
i jej oprawę, ale odnosi się również do trudnych warunków życia i pracy mężatek w latach dwudziestych XX w. oraz uwarunkowań ideologicznych, którym podlegało niemieckie społeczeństwo. Na tym tle innego
znaczenia nabiera społeczna akceptacja
święta matek. Dostrzegamy skuteczność
działań różnych instytucji o charakterze
propagandowym wspierających kult matki
i promujących macierzyńskość, higienizację
społeczeństwa i utrzymanie dbałości o strój,
pielęgnację dziecka etc. – i to pomimo rosnącej chęci samostanowienia kobiet, związanej z ich obecnością na rynku pracy, czy
też niewystarczającej opieki instytucjonalnej
dla dzieci oraz niemożności scedowania części obowiązków na mężczyznę, a w konsekwencji zmniejszania się liczby urodzeń
(głównie poprzez aborcję, nie zaś antykoncepcję).
Drugim powodem trudności w opracowaniu tej problematyki jest niebezpieczny,
bo emocjonalnie zaminowany teren, na który wkracza Hausen. Przedmiotem refleksji
czyni bowiem niejawne czy zakulisowe wymiary życia społecznego i identyfikuje interesy przyświecające różnym pressure groups
(od kwiaciarzy po wychowawców narodu),
które pod płaszczykiem uhonorowania kobiet matek realizują swoje cele zarobkowe
oraz propagandowe. Wytyka ona rozbieżności między deklarowanymi ówcześnie
wartościami a rzeczywistymi praktykami,
co – jak zauważa Gary T. Marx – działa jak
nośnik społecznego krytycyzmu, demaskując przywileje i system dominacji.
Ważnym wątkiem rozważań Hausen jest
także krytyka męskości, a konkretnie jedne-
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
go z modeli męskości, rozumiana jako krytyka kultury idąca w parze z tęsknotą za
naturą (miłość matki do syna jako wzorzec
relacji miedzy naturą rozdającą miłość a naturą wymagającą miłości). Badaczka zwraca
uwagę na fakt, że w czasie I wojny światowej
męski świat zatrząsł się w posadach, a społeczeństwo zostało bez cesarza (symbolicznego ojca), który dodatkowo rozczarował,
nie obroniwszy kraju matczynego (por.
s. 139). Kryzys męskości pogłębiał się wraz
ze wzrostem emancypacji kobiet, które musiały poradzić sobie bez mężczyzn. Wychowawcy narodu konstruujący Dzień Matki
mieli nadzieje, że święto to przyniesie integrację narodu, odnowienie męskości i przywróci rodzinność (dzietność). Prowadzi to
autorkę do konkluzji, że oficjalne ceremonie
nie miały nic wspólnego z uczczeniem dotąd mało poważanej pracy matek czy uwolnieniem ich z trudnej sytuacji życiowej,
w której musiały stawić czoło podwójnym
obowiązkom – pracowniczym i domowym
– a praca matki była traktowana jako atrybut płci, nie zaś jako społeczne dokonanie.
Niezwykle ciekawym fragmentem recenzowanej publikacji są dwa krótkie rozdziały o wpływie postępu technicznego na
procesy emancypacji. Zarówno w artykule
poświęconym społecznemu i ekonomicznemu znaczeniu maszyny do szycia, jak
i w eseju o gospodarce i porządku płci mamy do czynienia ze sceptyczną postawą badaczki wobec przekonania, że motorem
uniezależnienia się kobiet może być tylko
rozwój techniki.
W pierwszym z nich, zatytułowanym:
„Postęp techniczny a praca kobiet w XIX w.
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
Maszyna do szycia w świetle historii społecznej”, autorka skupia się (nie przez przypadek) na małym – z punktu widzenia historii industrializacji – urządzeniu, jakim
jest maszyna do szycia. Jest ono bowiem
„hybrydą pomiędzy urządzeniem domowym a produkcyjnym”, co dało Hausen
możliwość analizy w poprzek różnych kategorii, obejmujących zarówno sferę domową
i publiczną, konsumpcję, ale też i produkcję. Ponadto praca przy maszynie została
zaaprobowana przez ówczesne społeczeństwo niemieckie jako moralnie dopuszczalna dla kobiet, a więc mogły one oficjalnie
zarabiać. Co ciekawe, nie zmieniło to ich
trudnego położenia. Jako przyczyny należy
wymienić, po pierwsze, niezwykle silną
konkurencję w branży odzieżowej (mimo że
stale rosło zapotrzebowanie na siłę roboczą,
była ona jednak ciągle zaspokajana przez
rzesze kobiet, które oderwano od dorabiania rodzinnego np. w rolnictwie) przyczyniającą się do obniżenia płac wśród szwaczek; po drugie, z racji głównie chałupniczego charakteru pracy szwaczek, integrację
pracy zarobkowej z życiem rodzinnym,
a tym samym czasowe i fizyczne przeciążenie kobiet; i wreszcie po trzecie, rozproszenie miejsc pracy i pracodawców powiązane
z brakiem zabezpieczeń społeczno-zdrowotnych dla kobiet. Należy wspomnieć
również o dyskryminującym kobiety niemieckim prawie o stowarzyszeniach, a także o cenie za maszynę (niewspółmiernie
wysokiej do zarobków szwaczek) i obarczonym wieloma pośrednikami sposobie dystrybucji wynalazku Elisa Howe’a. By zdobyć
narzędzie pracy, kobiety zwiększały inten-
247
sywność i długość pracy do granic wytrzymałości. Hausen konkluduje swe rozważania o pracy przy maszynie stwierdzeniem,
że nie spełniła ona funkcji emancypacyjnych, choć zapewniała zarobki i pomagała
redukować wydatki na ubrania. Była jednak
pracą monotonną, niskopłatną i bez znaczenia społecznego.
„Gospodarka a porządek płci. Esej” jest
drugą ze wspomnianych prac, która koncentruje się na zależnościach między społecznym podziałem pracy a postępem technicznym i rozwojem gospodarczym. Tym
razem autorka w centrum uwagi stawia
stereotypy powiązane z czterema modelami
interpretacyjnymi utrudniającymi ocenę
znaczenia płci w rozwoju gospodarki.
Pierwszy z nich dotyczy pracy fabrycznej
kobiet. W XVIII/XIX w. uznawano ją za
oznakę rozkładu porządku społecznego, tak
samo jak za naturalne i niebudzące wątpliwości uznano oddalenie od rodziny płci
męskiej. Hausen zastanawia się, dlaczego
tak się stało, skoro kobiety wykonywały
wcześniej różne, czasem nawet ciężkie prace
porządkowo-pomocnicze. Przy tej okazji
przygląda się również innemu skostniałemu
schematowi myślowemu: podziałowi na
prace kobiece i męskie. Jak twierdzi, nie ma
żadnych dowodów na to, iż mężczyźni nie
są zdolni do wykonywania prac tzw. kobiecych, czyli prostych i monotonnych. I – podobnie – braki w umiejętnościach kobiet
nie mogą być, jej zdaniem, jedynym wytłumaczeniem niedopuszczania ich do wykonywania pewnych zadań, bowiem również
mężczyźni wykazywali się brakiem kwalifikacji w przypadku np. obsługi nowych
248
urządzeń etc. Hausen zachęca do porównania zarobków przedstawicieli obu płci, co
rozjaśnia nieco sytuację na rynku pracy,
choć jej ostatecznie nie klaryfikuje.
Dywagacje te stały się zalążkiem do rozważań nad kategorią „kwalifikacji”, które
zostały zaanektowane jako przywilej płci
męskiej, a po zniesieniu przymusu cechowego zaciekle bronione (nawet do dziś). Dla
autorki Porządku płci… zastanawiające są
dwie kwestie. Pierwsza: czemu w przypadku
umiejętności tylko kobiecych nie mówi się
o kwalifikacjach? Współczesnym przykładem na umniejszanie kobiecym zawodom
i umiejętnościom może być nazywanie kwalifikacji (np. w zawodzie przedszkolanki)
predyspozycjami; druga: dlaczego i kiedy
fakt niskich płac kobiet (wcześniej oczywisty) został zinterpretowany jako skutek niskich kwalifikacji? Szukając przyczyn tego
zjawiska, Hausen jako jedno z rozwiązań
wymienia „ciche wspólnictwo mężczyzn ponad podziałami klasowymi”. W tym celu
przeprowadza symulację myślową, w której
zastanawia się, dlaczego droższej siły roboczej (męskiej) nie zastępowano tańszą (kobiecą), co z kapitalistycznego punktu widzenia byłoby bardziej uzasadnione. Badaczka
stawia też pytanie, dlaczego (jeśli chodziłoby
o kwalifikacje) wcześniej nie przyuczano kobiet do pracy przy innowacyjnych maszynach. Zatrudnianie kobiet byłoby bardziej
racjonalne również z tego względu, że kobiety mniej się buntowały i nie strajkowały tak
często jak mężczyźni. Do tej pory nie znamy
odpowiedzi na tak postawione pytania.
Kolejny punkt, na który Hausen zwraca
uwagę, dotyczy sytuacji, w której kobiety
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
przestają grać marionetkowe role na rynku,
a stają się podmiotami aktywnymi czy
wręcz zagrażającymi dotychczasowemu status quo. W erze cechów rzemieślniczych
pojawiło się i od tamtej pory wciąż utrwala
– przybierające postać obaw – twierdzenie,
że „kobiety wypierają mężczyzn z ich miejsc
pracy” (s. 184). Z historycznego punktu widzenia, twierdzi Hausen, wiadome jest, że
w takich obszarach, jak: administracja,
sprzedaż i monotonne prace cząstkowe rosnący popyt na siłę roboczą był zaspokajany
przede wszystkim przez kobiety. Wysuwa
ona też tezę, że zaniepokojenie mężczyzn
„tym procederem” pojawiło się w wyniku
samego przejścia kobiet z nieformalnego
(przydomowego, przyfolwarcznego) do
sformalizowanego rynku pracy. Współczesnym przykładem emocjonalnej reakcji na
zawodowe sukcesy kobiet może być dyskusja, jaka rozgorzała w mediach, gdy na czele
redakcji „New York Timesa” po raz pierwszy w jego 160-letniej historii stanęła kobieta – Jill Abramson. Zaskakujące jest, że tego
typu zdarzenie w XXI w. może budzić zdziwienie (pomijam kwestię prawdziwie szokującą, czyli fakt, że doszło do tego dopiero
w XXI w.). Jednak w kontekście obaw o „należne” mężczyznom miejsca pracy owe
przesadne reakcje można interpretować jako wyraz lęku: oto został rozbity kolejny
„szklany sufit” i nic już nie chroni męskich
zasobów zawodowych2. Ostatecznie oprócz
tego typu „michałków” trudno o jakiekol-
2
Podobne reakcje wywołało przyznanie
Oskara kobiecie (po raz pierwszy) w kategorii „za
reżyserię”.
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
wiek twarde wskaźniki mogące świadczyć
o feminizacji siły roboczej, bowiem prawie
wszystkie bieżące dane dotyczące rynku
pracy przedstawiane w kontekście płci są
niekorzystne dla kobiet. Co więcej, specjaliści wskazują nawet, że mamy do czynienia
z procesem odwrotnym. Jak pisze Mazur-Łuczak: „[m]it, że kobiety odbierają mężczyznom pracę w sytuacji, gdy to on powinien być »prawdziwą głową rodziny« rozmywa się z rzeczywistością, coraz więcej
mężczyzn wkracza w sferę zawodów i sektorów dość silnie do tej pory sfeminizowanych, co oczywiście idzie w parze ze zmianą
prestiżu i nazwy danego stanowiska oraz
podniesieniem pensji. W ten sposób zamiast stanowiska maszynistka pojawiło się
stanowisko technika komputerowego,
a miejsce nauczycielki języka obcego zajął
lektor”3.
Ostatnim z czterech wspomnianych
„modeli” jest w zasadzie teza – powtórzona
z wcześniejszych rozdziałów, ale rozszerzona o kilka elementów – o maszynach jako
towarach emancypacyjnych, wyzwalających
tylko kobiety z prac i przestrzeni domowej.
Mężczyźni „muszą” walczyć z maszynami
w obronie swoich miejsc pracy czy przywilejów. Warto zaznaczyć, że wszystkie wskazane przez Hausen kwestie znajdują swój
wyraz w organizowaniu i wartościowaniu
pracy. I nawet jeśli dochodzi do jakichś
zmian w tym zakresie, to nowy kształt podziału pracy, jak podkreśla badaczka, musi
3
J. Mazur-Łuczak, Sytuacja kobiet na rynku
pracy [w:] Kobiety, feminizm, demokracja, B. Bogusławska (red.), Warszawa 2009, s. 114.
249
zostać uznany za „sprawiedliwy”, a więc konieczne jest odnowienie konsensusu co do
tego, że mężczyźni wykonują prace o wyższym statusie, a kobiety – niższym. Podsumowując, proces ten warunkowany jest
zakorzenionymi w kulturze mniej lub bardziej sędziwymi przekonaniami polityczno-społecznymi na temat roli kobiet oraz mężczyzn i nie jest wynikiem wolnej gry podaży
– popytu na rynku pracy (s. 196). Fundamentalizm rynkowy nie znajdzie więc żadnego uzasadnienia w praktyce społecznej
bez uwzględnienia kontekstu politycznego
i kulturowego.
W prezentowanym zbiorze artykułów
nie zbrakło również krótkiej wypowiedzi
Karin Hausen na temat „przestrzennych”
mechanizmów regulujących formy społecznej aktywności kobiet. Praca z 1989 r. zatytułowana „Przestrzeń publiczna i prywatność. Konstrukcje polityki społecznej a historia relacji płci” stawia pod znakiem zapytania sensowność używania dychotomicznej kategorii public–private jako historiograficznego instrumentarium. Badaczka
przypomina, że w XVIII i XIX w. w niemczyźnie podział ten nie był czymś oczywistym, czy nawet przeciwstawnym. Dopiero
w późniejszym okresie zyskał miano konstrukcji ideologicznej odpowiadającej potrzebie normatywnego umocowania relacji
płci (dom – kobieta, kultura – mężczyzna).
Fakt, że nie jest on czymś ponadczasowym
i uniwersalnym powoduje, iż należałoby
krytycznie przyjrzeć się jego zasięgowi, znaczeniu i – ze szczególnym uwzględnieniem
– zakresowi władzy przypisywanemu każdej ze sfer.
250
Ostatnia z rozpraw, napisana w 1986 r.,
dotyczy patriarchatu oraz pożytków i wad
płynących z posługiwania się tą koncepcją na
gruncie aktywności politycznej i nauki feministycznej. Bez wątpienia, twierdzi Hausen,
walka z patriarchalizmem jest skutecznym
i czytelnym hasłem drugiej fali feminizmu.
Jednocześnie stanowi koncepcję nieprecyzyjną, posługującą się skrótami myślowymi,
mającą pretensje do nieuprawnionego uniwersalizmu – co udowadnia badaczka dokonując krótkiego historycznego przeglądu
użycia tego słowa – wytrychu. Co więcej,
pesymistyczna „mantra o tysiącletniej
wszechobecności patriarchatu” (s. 222) może
być też rozpatrywana jako blokująca przemiany emancypacyjno-polityczne i mało
płodna poznawczo. Dużo bardziej obiecujące w zakresie badania nierówności relacji
płci, według tej autorki, wydają się studia nad
indywidualizmem i familiaryzmem. Hausen
– choć może nie artykułuje tego wprost – dostrzega kryzys rodziny patriarchalnej (co
dobitnie potwierdzi również Manuel Castells, w Sile tożsamości pisząc, że „jeśli weźmiemy pod uwagę najbardziej tradycyjną
wersję patriarchalizmu, mianowicie, parę
małżeńską z dziećmi, gdzie jedynym żywicielem rodziny jest mężczyzna, a kobieta jest
pełnoetatową gospodynią domową, to odsetek takich rodzin spada do 7% wszystkich
gospodarstw domowych”) i dostrzega również potrzebę gruntownego przebadania
społeczeństwa zdominowanego przez mężczyzn; jednak bez popadania w schematyczność patriarchalnych oskarżeń.
Wśród wielu feminizujących prac książka Karin Hausen Porządek płci. Studia hi-
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
storyczne wyróżnia się na polskim rynku,
dając okazję do wgłębienia się w problematykę płci jako kategorii historycznej; koncentruje się na problematyce związanej ze
zmiennością w czasie i przestrzeni definiowania ról płciowych oraz z próbą odcyfrowania mechanizmów utrwalania i przekazywania istniejącej hierarchii płci. Skłania
to również czytelnika do namysłu nad
współczesną postacią pojęć „męski” i „kobiecy”. Gender (choć autorka praktycznie
nie używa tego pojęcia) jest tu traktowana
jako kategoria, którą można kształtować
zgodnie ze społecznie uznawanymi wartościami. Co w konsekwencji, jak zauważa
Barbara Szacka, po pierwsze, uprawomocnia równościowe dążenie do zmian, a po
drugie otwiera rozległe pole badań o wielkim znaczeniu praktycznym4.
Na tym tle ciekawe wydaje się stwierdzenie profesor Andrzeja Zybertowicza,
który ogłosił5 w „Gazecie Wyborczej”, że
„myślenie genderowe może być szkodliwe
dla świadomości społecznej”. Jedną z przyczyn upatruje on w pochopnym rozstawaniu się z tradycyjnymi ramami rozwoju
społecznego, które przynosi więcej problemów niż ich rozwiązuje. Niestety, w krótkim
wywiadzie nie ma miejsca na rozwikłanie
– jak sądzę – kluczowego6 zagadnienia „komu tak naprawdę” (poza ogólnym i osta4
B. Szacka, Gender i płeć [w:] Gender w społeczeństwie polskim, K. Slany (red.), Kraków 2011,
s. 19.
5
Data dzienna: 28.04.2011.
6
Z punktu widzenia „zakulisowych wymiarów życia społecznego”, a więc bliskiego profesorowi Zybertowiczowi.
RECENZJE–SPRAWOZDANIA
tecznie nicniemówiącym „społeczeństwem”) dostarcza owych problemów. Korporacjom? Bogatym? Mężczyznom? Być
może krótka refleksja nad przeszłością kategorii płci w duchu konstruktywistycznym
pozwoliłaby na stwierdzenie, że „tradycyjny”, nie dla wszystkich (być może nawet nie
dla większości) oznacza „najlepszy/jedyny
z możliwych”. Trudno też w tym przypadku
mówić o „pochopności” porzucania dotychczasowego toru rozwoju, zwłaszcza jeśli
uwzględnimy fakt, że mimo wielu punktów
zwrotnych w historii (np. transformacja),
porządek płci wpisany w strukturę społeczną jest konsekwencją osiemnastowiecznych
dyskursów na temat wzorów kobiecości
i męskości.
Proponowana przez Hausen polemika
z oficjalną wersją historii (można by rzec: jej
męską wersją zakładającą całościową interpretację dziejów i hierarchizację zjawisk)
oraz podejmowane przez nią próby przywracania obszarów przeszłości dotychczas
objętych ekskluzją wpisują się w pewien
szerszy trend tzw. zwrotu pamięciowego
(memory boom)7. Zjawisko redefiniowania
przeszłości dotyka wielu sfer życia społecznego, również problematyki marginalizowanej dotąd narracji kobiecej. Zaś dyskurs
naukowy nie jest jedynym, który się mu
poddaje. Obejmuje on również sferę polityki, publicystyki, działań instytucjonalnych
czy przekazy medialne. Ta przyjęta przez
autorkę perspektywa pozwala stworzyć cie-
7
D. Margiel-Korczewska, Tropem zwrotu
pamięciowego, „Kultura Współczesna” 2010, nr 3,
s. 227.
251
kawą listę przemilczeń czy przeinaczeń
funkcjonujących w historii na temat życia
kobiet, ich obecności na rynku pracy czy
ogólniej – w przestrzeni publicznej.
Na zakończenie należy odnotować również dobrą jakość tłumaczenia tej publikacji, co uwidacznia się szczególnie przy przemyślanym zastosowaniu przez tłumaczkę
określenia „porządku płci” (Geschlechterordnung). Wydaje się ono najmniej obarczone apriorycznym wartościowaniem,
będąc bardziej neutralne niż „reżim płci”,
który jako opresyjny dla jednej z płci narzucałby konkretny, współczesny punkt widzenia. Z kolei „ład płci” zbyt mocno mógłby
kojarzyć się albo z socjalistyczną nowomową ładu społecznego, albo z porządkiem
wynikającym z konsensusu akceptowanym
przez członków całej społeczności – z czym
nie mamy tu do czynienia. Warto dodać, że
Porządek płci… pomyślany jest tylko jako
część szerszego projektu translacyjnego
Niemieckiego Instytutu Historycznego
w Warszawie (seria Klio), który ma rozpropagować – głównie wśród humanistów –
niemieckie prace historiograficzne powstałe w okresie powojennym. Czekamy więc na
kolejne tomy tego wydawnictwa!
Karolina Grabowska-Garczyńska
Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu