zobacz artykuł

Transkrypt

zobacz artykuł
NAJCIEKAWSZE TWARZE NASZEGO STOWARZYSZENIA…
Spotkanie pierwsze-Jacek Chodorowski
-Panie Jacku, znamy się już prawie 10 lat, poznaliśmy się przy okazji powstawania Ogólnopolskiego Klubu
Miłośników Opery „Trubadur”. Próbowaliśmy razem działać i „coś” tam robić na rzecz propagowania pięknego śpiewu.
Obecnie należymy do Stowarzyszenia Miłośników Opery Krakowskiej „Aria”. Dzisiaj chciałabym abyśmy na te tematy
porozmawiali szerzej. Jest Pan znany z miłości do opery, pięknego śpiewu, artystów. Jak to się zaczęło, zwłaszcza, że z
wykształcenia jest pan inżynierem budowlanym?
-No cóż, zawsze mnie interesowała opera, zwłaszcza wokalistyka i historia wokalistyki polskiej.
-Ale skąd się wzięło to zainteresowanie?
-Pierwsze moje kontakty z wokalistyką to była aria Stefana ze „Strasznego Dworu” Stanisława Moniuszki w
wykonaniu Janusza Popławskiego, znakomitego, już dziś zapomnianego śpiewaka. Rzeczywiście w czasie wakacji byłem z
rodzicami w Zakopanem i tam na okrągło słuchałem płyty odtwarzanej na zwykłym gramofonie mechanicznym, płyta była
szelakowa i odtwarzałem ją, tak często, aż płyta pewnego dnia zniknęła, została przez kierownictwo pensjonatu schowana.
-Pewnie Pan tak głośno puszczał, że wszyscy mieli serdecznie dosyć.
-Puszczałem głośno bo tam nie było sterowania dźwiękiem, bo to był po prostu zwykły patefon na korbkę. I, to były
moje początki. Zacząłem kolekcjonować płyty, zbierać informacje o śpiewakach.. W zasadzie ta miłość do opery rozwijała się
dalej.
-Równocześnie studiował Pan i pracował w swoim zawodzie, czy to nie przeszkadzało Panu w słuchaniu muzyki?
-Wykonywałem swój zawód, a moje muzyczne zainteresowania wypełniały resztę mojego życia.
-Więcej czasu poświęcił Pan swoim zainteresowaniom po ustaniu pracy zawodowej?
-Tak, rzeczywiście wtedy mogłem całkowicie poświęcić się swoim zainteresowaniom.
-Do opery chodził Pan zawsze, pierwszy spektakl operowy, czy pamięta Pan?
-Było to na pewno jeszcze w szkole podstawowej, 1954 rok, przedstawienie „Madame Butterfly” Pucciniego,
pokazywane jeszcze na scenie przy ulicy Lubicz. Butterfly śpiewała sędziwa już dziś Maria Morbitzerowa-Vardi, Pinkertona
śpiewał Bogdan Paprocki, Konsula – Antoni Wolak, Suzuki - Tatiana Mazurkiewicz.
-Zaczął Pan nawiązywać kontakty z artystami...
-W zasadzie te kontakty wybuchły, kiedy poznałem w 1992 roku przesympatycznego pana, nazywal się Adam
Domański, nazywał się, bo już nie żyje, zmarł tragicznie, był pracownikiem Opery Krakowskiej i zupełnie przypadkowy
kontakt, spowodował wciągnięcie mnie, przez niego w to środowisko.
-Czy był to artysta?
-Nie, był to dziennikarz, rzecznik prasowy Opery Krakowskiej w trakcie dyrekcji p. Ewy Michnik, potem przeszedł
na takie samo stanowisko do orkiestry Polskiego Radia w Krakowie, już nieistniejącej. On mnie zapraszał na konferencje
prasowe, spotkania z artystami, koncerty, w ten sposób wszedłem w to środowisko.
-Nawiązał Pan współpracę z Polskim Radiem w Krakowie.
-Tak, w 1994 roku zaproponowano mi prowadzenie audycji radiowej „Piękne arie, piękne głosy”.
-Jak często?
-Najpierw jeden raz w miesiącu, potem coraz częściej.
-Pamiętam, że to były czwartki...
-Były to prezentacje śpiewaków polskich, zagranicznych, prezentacje teatrów operowych i spektakli. Tych audycji w
przeciągu 6 lat zebrało się 135.
-Słuchałam tych audycji, nie znając jeszcze Pana osobiście, miał Pan taką ciekawą charakterystyczną barwę głosu...
-Typowy baryton.
-Przyznam się, że gdy po raz pierwszy rozmawiałam z Panem przez telefon, wydał mi się znajomy, potem, gdy już
spotkaliśmy się, okazało się, że jest to głos z radia...
Do opery chodził Pan od dziecka, ja tak samo, lecz ja nie znam się tak na operze jak Pan, co trzeba zrobić w tym kierunku,
chodzi mi o to czy zwykły meloman, który lubi operę, zna się na niej?
-Jest to dość trudne pytanie, bo co to znaczy znać się na operze?
-No wiedzieć, który śpiewak lepiej śpiewa, prawidłowo odtwarza swoją rolę...
-Na pewno trzeba mieć dobry słuch, trzeba umieć odróżnić właściwe śpiewanie od fałszowania, czy brzydkiego
śpiewania, to już kwestia artystycznego smaku słuchania a niewątpliwie pomaga temu osłuchanie. Ja mam potężną kolekcję
płyt i właściwie cały repertuar operowy i dla mnie przedpremierowe wysłuchanie danego spektaklu nie sprawia trudności,
mogę wysłuchać kilku wykonań tej samej opery.
-Czyli idzie Pan do opery przygotowany?
-Można tak to nazwać.
-Proszę powiedzieć czy chodzenie do tej samej opery, w naszym przypadku Krakowskiej pozwala nauczyć się opery,
potrafić ocenić wykonanie, poznać repertuar operowy, rozróżniać dobre śpiewanie od złego, stać się profesjonalistą, bo Pan
się nim stał?
-Profesjonalistą stałem się dzięki indywidualnej pracy, bo samo bywanie w operze, zwłaszcza jednej nie wystarcza,
bo siłą rzeczy repertuar jest ograniczony i sprowadza się do tych najpopularniejszych i chętnie odbieranych przez słuchaczy
spektakli, nigdy żadna opera nie prezentuje szerokiego wachlarza repertuaru, to są tylko wybrane niektóre pozycje, jeszcze w
Polsce jest taka dziwna sytuacja, że jak jedna opera zaczyna grać np. „Carmen” to od razu pięć innych też. Ale te porównania
są cenne, poznać można innych śpiewaków, ich interpretacje i różne wizje reżyserskie, płyty uzupełniają tę wiedzę, mnie to
zaczęło interesować jeszcze od strony karier indywidualnych śpiewaków.
-Widziałam u Pana w domu olbrzymią kolekcję nagrań, w jaki sposób Pan to zdobył, jest to przecież kosztowne?
-No, cóż drogą różnych innych wyrzeczeń, w tej chwili zdobycie płyt nie nastręcza wielkich trudności, raczej jest to
kwestia pieniędzy. Odkąd Polska stała się krajem normalnym, a technika posunęła się tak daleko, ich dostępność jest
olbrzymia.
-Do opery chodzi dużo ludzi, przeważnie są to melomani, jaka Pana zdaniem jest różnica, pomiędzy melomanem a
pasjonatem operowym. Według mnie to taki, który gotowy poświęcić wszystko dla opery, np. gdy wyjeżdżaliśmy za granicę
(były to jeszcze czasy ograniczające te wyjazdy) Pan i ja też, pierwsze kroki kierowane były do opery lub sklepu muzycznego.
Znam takie osoby, które kilka nocy spędzały pod teatrem operowym, aby dostać się na spektakl.
-Tak było, pracowałem jakiś czas na Węgrzech i w trakcie tego pobytu uzupełniałem i wzbogacałem kolekcję w
sposób wręcz obłędny, na Węgrzech w latach 70 tych dostępne były płyty zachodnie, poza tym te państwowe wytwórnie
węgierskie kopiowały płyty i te nagrania były dostępne lecz drogie. Różnica miedzy melomanem a pasjonatem, jest to trudno
rozgraniczyć, ale ktoś kiedyś powiedział, że tylko pasjonat- hobbysta jest w stanie dojść do maksymalnej wiedzy w danej
dziedzinie i w tym jest coś prawdziwego, chociaż osobiście nie chciałbym być operowany przez chirurga pasjonata- hobbystę.
Meloman też jest w jakimś sensie pasjonatem, no też idzie z zamiłowania do opery, choć wiem, że wielu ludzi chodzi na
koncerty, spektakle teatralne, operowe raczej ze względów towarzyskich, zresztą sama Pani bywa na premierach, widzi Pani,
kto tak naprawdę jest obecny na premierach. Natomiast ta prawdziwa publiczność raczej premier unika z różnych powodów.
-No właśnie, dlaczego lepiej iść na późniejsze, kolejne przedstawienie?
-Premiera jest tym pierwszym spektaklem, który powoduje wielką tremę, teoretycznie jest tylko dopracowany w
szczegółach, natomiast wiemy z praktyki, że przedstawienia późniejsze są już bardziej rozwinięte, uzupełnione, na ogół kilka
czy kilkanaście przedstawień po premierze daje lepszy obraz jakości spektaklu, chociaż tu też nie można przesadzać, bo
spektakle „ciągnięte” mają to do siebie, że się „rozłażą”, jak to się w żargonie teatralnym mówi. W ciągu kilku lat takie 150
przedstawienie tego samego utworu już nie koniecznie wciąga widza.
-Spotkałam się z tym, że dużo osób zarzuca melomanom, którzy stają się profesjonalistami, iż nie mają wykształcenia
muzycznego, czy też nie znają się a mają dużo do powiedzenia na temat opery. Pan jest uznany za znawcę, profesjonalistę a
przecież nie ma Pan wykształcenia muzycznego, Pisze Pan recenzje, robi Pan to doskonale i jest doceniany w środowisku.
-Myślę, że wykształcenie branżowe jest potrzebne temu, kto w tej branży później pracuje, wykształcenie muzyczne
jest bardzo potrzebne muzykowi. Ono bardzo pomaga w ocenie tematu, kto pisze recenzje, przekazuje swoje uwagi, ale
przecież nie każdy krytyk literacki jest pisarzem. Gdybyśmy tak rozumowali to tylko śpiewak mógłby oceniać kolegęśpiewaka, instrumentalista- muzyków a dyrygent- dzieła symfoniczne i doszlibyśmy do pewnego absurdu.
-Jest Pan bardzo lubiany wśród artystów, bo gdy rozmawiam z artystami o Panu to wszyscy się uśmiechają...
-Ironicznie!
-No nie, jak Pan to robi, że zdobywa Pan serca nie tylko śpiewaczek, ale i śpiewaków?
-Po prostu ja lubię śpiewaków bez względu na rodzaj głosu, wiek i płeć. Może to jest przyczyną, poza tym lubię to
środowisko, lubię rozmawiać z nimi, poznawać ich problemy, dyskutować.
-Czy to ułatwia Panu ocenę danego śpiewaka?
-W działalności nie, natomiast recenzję utrudnia, dlatego, że trudno jest pisać, może nie tyle negatywnie, co
obiektywnie o osobie, którą się zna prywatnie i lubi, no a która akurat miała zły dzień. Natomiast bardzo pomaga w
działalności publicystycznej, dużo łatwiej pisało mi się książkę „Bel canto w Krakowie”, w tej części o śpiewakach, których
znałem osobiście. Tam jest 70 prawie sylwetek, z których 90% znam osobiście. Ten kontakt osobisty wzbogaca jednak wiedzę
i wyjaśnia cały szereg wątpliwości.
-Ma Pan w domu tzw. dzisiaj „teczki” o artystach, o wszystkich coś Pan ma?
-Kariery artystyczne śpiewaków zawsze mnie interesowały, najbardziej interesują mnie kariery polskich śpiewaków,
zwłaszcza tych zapomnianych. W Polsce zwłaszcza komunistycznej zawsze kulała fonografia, jedyne przedsiębiorstwo Polskie
Nagrania było przedsiębiorstwem państwowym działającym według wytycznych, dyrektyw, wskazań itd. w związku z tym
cały szereg polskich artystów opery, artystów, którzy nie ustępują światowym gwiazdom w tej dziedzinie zostało
zapomnianych, nie utrwalono ich głosów, względnie utrwalono w terminie późniejszym, kiedy byli już poza apogeum swojej
sztuki odtwórczej lub utrwalono w sposób niewystarczający, nie reprezentujący ich wszechstronności, dlatego kariery tych
artystów szczególnie mnie interesują.
-Jak Pan zdobywa te wiadomości?
-To są notatki prasowe, recenzje, czasem bardzo prywatne dokumenty, dokumenty osobowe otrzymuje od tych
śpiewaków, czy pozyskuję z innych źródeł, ale wszystkie dokumenty, które składają się na całość sylwetki artystycznej,
działalności artystycznej. To są listy prywatne, fotografie, po prostu to latami gromadziłem, tych nazwisk jest chyba z półtora
tysiąca. Jest to potężne archiwum- rzeczywiście archiwum wykorzystywane przez innych popularyzatorów sztuki wokalnej,
archiwum, z którego ja sam korzystam współpracując z Polską Akademią Nauk, ściślej mówiąc z Polskim Słownikiem
Biograficznym, w którym kilka moich biogramów na temat nieżyjących polskich śpiewaków się ukazało.
-To są cenne zbiory, historia, ale przydałoby się, aby te zbiory- dokumenty ujrzały światło dzienne, aby kiedyś były w
całości opublikowane.
-No wie Pani, mnie nie zależy, ja mogę żyć 200 lat i po prostu nie myślę o tym, jest to moja radość i przyjemność.
Natomiast wiem, że bardzo chętnie by przyjęła w tej formie zgromadzone Polska Akademia Nauk. Myślę, że kiedyś trzeba
będzie to komuś przekazać.
-Pana głos znany był z radia, ale zaczął Pan również działalność publiczną pokazując się na scenie przy okazji
prowadzonych koncertów.
-Ale w towarzystwie śpiewaków.
-Stał się Pan jeszcze bardziej znany.
-Po raz pierwszy prowadziłem spektakl z prof. Jadwigą Romańską w sali koncertowej Polskiego Radia i z Moniką
Swarowską w foyer Teatru im. J.Słowackiego w 2000 roku.
-Było to spotkanie z okazji I zjazdu „Trubadurowiczów” w Krakowie, które miałam przyjemność zorganizować i
poprosiłam Pana o poprowadzenie tego spotkania. Dwa lata później z okazji II zjazdu poprowadził Pan spotkanie z Krystyną
Tyburowską i Ewą Wartą- Śmietaną.
-To rzeczywiście były początki, później zostałem wciągnięty do współpracy przez p. Ewę Wartę- Śmietanę do
prowadzenia takich spotkań w Domu Kultury w Podgórzu. Właśnie ona zmusiła mnie do włączenia się aktywnego w
prowadzenie spotkań, potem prowadziłem koncerty, które ona dawała, a później zapraszano mnie na różne imprezy, do
prowadzenia koncertów, bardzo cenię sobie tę pracę, gdyż daje mi możliwość bycia z artystami i publicznością.
-Wiem, że publiczności się Pan podoba.
-Bardzo się cieszę, dochodzą takie sygnały i pisemne i ustne.
-Jest Pan autorem dwóch książek.
-Pierwsza to była o Iwonie Borowickiej, znanej i lubianej gwieździe sceny operetkowej, zwłaszcza w Krakowie, którą
do dziś pamiętają starsi krakowianie, książka ta została wydana z okazji 20- lecia śmierci artystki. Druga książka ukazała się
niedawno z okazji czteroletniej działalności Fundacji „Czardasz” „Bel canto w Krakowie”, reprezentująca sylwetki artystów,
którzy przewinęli się przez estrady, sale koncertowe na zaproszenie Fundacji. Książka cieszy się zainteresowaniem, gdyż
przybliża sylwetki śpiewaków.
-Udziela się Pan również w naszym stowarzyszeniu, prowadzi Pan u nas „Spotkania z artystą”, korzystamy z Pana
wiedzy, wspomaga Pan czasopismo „Trubadur”, na stałe współpracuje z Fundacją „Czardasz”.
-Robię to z przyjemnością i nigdy nie odmawiam gdy mnie o to poproszą.
-Jak Pan sądzi przez te wszystkie lata, zainteresowanie operą jest większe, mniejsze, czy opera to przeżytek?
-Nie, to jest chyba niemożliwe, to jest gatunek, który zawsze będzie miał swoich zwolenników, miłośników.
-Pomimo tego, że jest unowocześniana?
-Myślę, że jest to taka moda na operę, to jest uatrakcyjniane przez realizatorów, dotyczy to głównie reżyserii, jak
wiemy muzyka zostaje niezmienna, nie można jej zmieniać, czasem niektóre fragmenty opery, które nic nie wnoszą usuwa się.
-Ale Pan jest za operą tradycyjną?
-Tak, ja osobiście jestem konserwatystą, wolę jeżeli inscenizacja jest osadzona w czasie, miejscu, w dekoracjach,
kostiumach z tej epoki, w której kompozytor i librecista ją umiejscowili.
-Przyszłość naszej Opery Krakowskiej.
-Jestem umiarkowanym optymistą, mam nadzieję, że zmiana dyrekcji nie opóźni postępu robót przy budowie nowego
gmachu. Przyznam się, że niepokoi mnie fakt, iż artystycznie nie przygotowuje się Opera Krakowska do wejścia w nowe
warunki, nie chciałbym, aby doszło do sytuacji, że będzie piękny nowoczesny budynek, lecz nie będzie w nim, co grać, nie
będzie miał, kto śpiewać. Tego najbardziej się boję, myślę, że jeszcze przez ten rok, czy więcej, bo na pewno będą opóźnienia
coś jeszcze się zrobi, miejmy nadzieję, że się doczekamy.
-Dyrektor opery, czy powinien być dyktatorem? Ja myślę, że tak, że jest to potrzebne, istniejące związki zawodowe
hamują pracę w operze.
-Związki zawodowe to już relikt, w naszej operze jest ich 6 czy 7, jest to grupa ludzi, która ma swoje jakieś interesy,
są to interesy często sprzeczne, czasami odbiegające od pewnych założeń dyrekcji opery, no i dochodzi do kolizji, dlatego
musi być ktoś, czy dyrektor czy menadżer czy dyrygent, który poradzi sobie z tymi problemami. Dyktator to może za mocno
powiedziane, dobre by było, aby był to człowiek z autorytetem. Taki, który z jednej strony czuły na problemy instytucji, jaką
jest opera a z drugiej strony, który jest mocną osobowością i potrafi te wszystkie konflikty rozładować a problemy rozwiązać.
-Czy Kraków doczeka się takiego?
-Wie Pani ,Opera Krakowska jest finansowana przez Sejmik Wojewódzki, w związku z tym organem wiodącym,
decydującym o kierownictwie opery jest Marszałek Województwa i jego trzeba by było zapytać, czy ma jakąś koncepcję.
-Ale czy Marszałek orientuje się, co się dzieje w operze, czy zna się na operze, melomani często chodzą do opery, ale
nie widzą tam za często przedstawicieli władz.
-Ja myślę, że nie można z tego wyciągać wniosków, marszałek ma swoje służby, swoich ludzi, recenzentów, głosy
opinii publicznej.
-Ja mam jednak wątpliwości, co do tego! No cóż, możemy sobie tylko życzyć, aby Opera Krakowska przynajmniej w
części była na poziomie zbliżonym do Opery Wiedeńskiej lub Metropolitan Opera.
-No to Pani sięga do gwiazd, Wiedeń i Metropolitan to jedne z czterech, pięciu czołowych scen świata, wzorzec,
moim zdaniem jeszcze długo, długo, bardzo długo niedościgniony.
-Więc pozostaje nam zbierać pieniądze na wyjazd do Wiednia czy Metropolitan Opera.
-Wystarczy za mniejsze pieniądze kupić nagranie.
-Dziękuje za rozmowę.
Z Jackiem Chodorowskim rozmawiała Małgorzata Rakowska.

Podobne dokumenty