Pełny tekst artykułu (PDF, ~60 kB)
Transkrypt
Pełny tekst artykułu (PDF, ~60 kB)
Letnia symfonia na łące Na pewno wielu z Was lubi spędzać wakacje na łonie przyrody. Spacerując po łące, nie raz Waszą uwagę zwróciły różne dźwięki dochodzące zewsząd. Nie wszystkie są dla nas przyjemne, na przykład odgłos komara. Zapewne jednak dobrze, że ten dźwięk dobiega do naszych uszu, przynajmniej mamy czas na obronę przed potencjalnym atakiem. No ale do rzeczy. Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, w jaki sposób słyszymy dźwięki z otoczenia? Dźwięki, czyli drgania cząsteczek powietrza, rozchodzą się w atmosferze podobnie jak fale na powierzchni wody, gdy wrzucimy do niej kamień. Każde drgające w powietrzu ciało wytwarza chwilowe zgęszczenia i rozrzedzenia otaczającego go gazu. Pobudzają one do drgań coraz to dalsze cząstki powietrza i w ten sposób do naszych uszu dociera ślad tego zaburzenia atmosfery w postaci następujących po sobie drobnych zagęszczeń i rozrzedzeń powietrza. Odbieramy je jako dźwięki o różnej wysokości, zależnie od tego, ile takich drgań na sekundę występuje. Wysokość dźwięku, czyli liczbę drgań na sekundę, podaje się zazwyczaj w hercach (w skrócie Hz, a jednostka ta wywodzi się od nazwiska fizyka niemieckiego Heinricha Hertza). Człowiek słyszy dźwięki od 16 Hz do 20 tys. Hz i to tylko w młodości. Z wiekiem niestety zdolność słyszenia wysokich tonów stopniowo się pogarsza. Czasem zdarzają się ludzie słyszący wyższe dźwięki niż 20 tys. Hz. Takie zdolności wykazują np. dzieci chorujące na astmę, które słyszą nawet 30 tys. Hz. Do wychwytywania odgłosów dochodzących z naszego otoczenia, jak wszyscy wiedzą, służą nam uszy. Nasz aparat do słuchania składa się z kilku bardzo finezyjnych urządzeń przekształcających mikroskopijne zmiany ciśnienia powietrza na ruch mechaniczny, a ten z kolei na impulsy elektryczne w komórkach nerwowych. Można wyodrębnić w nim trzy części: ucho zewnętrzne, środkowe i wewnętrzne. Ucho zewnętrzne to małżowina uszna i krótki, niespełna 3-centymetrowy przewód powietrzny zakończony błoną bębenkową. Ta elastyczna błona oddziela ucho zewnętrzne od środkowego i zamienia drgania powietrza na ruch trzech kosteczek (młoteczka, kowadełka i strzemiączka) połączonych ze sobą tak, iż zwiększają one wielokrotnie siłę drgań błony bębenkowej i przekazują te drgania do ucha wewnętrznego. Ucho wewnętrzne zawiera spiralnie skręcony kanał wydrążony w kości, tzw. ślimak, długi na ponad 3 centymetry, wypełniony płynem, zwanym perylimfą. Na całej niemal długości jest on przedzielony przegrodą, na której znajduje się skomplikowany system przetwarzania drgań perylimfy na impulsy komórek nerwowych. Jest to tzw. organ Cortiego. Nie wdając się w szczegóły funkcjonowania tego organu, zresztą do końca jeszcze nie zbadane, dopowiedzieć tylko trzeba, że wytwarza on serie impulsów zrozumiałych dla naszego mózgu i w niczym już nieprzypominających akustycznego pierwowzoru, podobnych natomiast do zapisanych na taśmie programów komputerowych. Skoro już wiemy, jak słyszymy, przejdźmy do rzeczy. Na łące najczęściej piszczą, brzęczą, cykają i chrzęszczą owady. Wielu dźwięków wydawanych przez nie już nie słyszymy, bo sięgają one 45 tys. Hz. Piszczą także drobne ssaki, myszy i ryjówki, wytwarzając ultradźwięki do 30 tys. Hz. Zapewne psy i koty, które odbierają znacznie wyższe tony niż ludzie, słyszą ten hałas w trawie daleko barwniej. Źródłem wielu dźwięków jest sam ruch owadów, zwłaszcza latających. Dość wysoki ton wydają skrzydełka komara, które wykonują 300 uderzeń na sekundę (rosyjski zoolog J.A. Cinger zmierzył nawet 594) wytwarzając w powietrzu dźwięk o częstotliwości dwukrotnie wyższej, to znaczy od 600 do prawie 1000 Hz, trochę niższe tony 300-400 Hz wzbudza w powietrzu przelot muchy, która macha skrzydłami 140-220 razy na sekundę, pszczoła miodna brzęczy z częstotliwością ok. 440 Hz, trzmiel wykonuje od 123 do 230 uderzeń skrzydłami na sekundę, a więc najniższe częstotliwości dźwięku to 250 Hz. Wielki żuk gnojowy warczy w locie jak mały samolot, z główną częstotliwością ok. 170 Hz. Motyle poruszają się nieomal bezgłośnie, chociaż oczywiście wytwarzają słabe, bardzo niskie tony. Zdarza się jednak usłyszeć motyla, gdy przeleci bardzo blisko ucha. Lot bielinka kapustnika, który porusza skrzydłami 6 do 9 razy na sekundę, powoduje falę dźwiękową na dolnej granicy słyszalności naszego ucha, natomiast inny motyl, rusałka żałobnik, wytwarza bardzo niski, ale już wyraźnie słyszalny ton o wysokości 20 Hz. Motyle nocne, czyli ćmy, poruszają skrzydłami nieco szybciej: 30 do 40 razy na sekundę, zależnie od gatunku. Dźwięk powstający przy tej okazji jest raczej niski, w rejestrach kontrabasu: 60-80 Hz. Motyle nocne mają zresztą powody, by ich skrzydła nie wydawały żadnych wyższych dźwięków. Nietoperze polujące w nocy mają bardzo wyczulone ucho na wysokie dźwięki. Natura wyposażyła niektóre owady w specjalne urządzenia do wydawania dźwięków. Sygnalizacja akustyczna służy im bowiem do odnajdywania i wabienia partnera. Na przykład pasikonik zielony jest tak doskonale zamaskowany ubarwieniem ochronnym, że gdyby nie donośne ćwierkanie, którym wabi bezgłośną samicę, nie miałby wielkich szans na przedłużenie gatunku. Podobnie jest ze świerszczem, zarówno polnym, jak i tym domowym, grającym za kominem (za kominem dlatego, że świerszcze lubią ciepło). Pasikoniki i świerszcze wytwarzają swoje ćwierkania za pomocą tzw. aparatu strydulacyjnego - jak fachowo mówią entomolodzy, a przekładając to na normalny język: przez pocieranie o siebie pokryw skrzydeł, z których jedna ma coś w rodzaju grzebyka, a druga chitynowe twarde ostrze. Efekt jest taki, jakby igłą gramofonu jeździć w poprzek rowków płyty, tyle że wobec małych wymiarów elementów promieniujących dźwięki, w cykaniu świerszczy przeważają tony ostre, bardzo wysokie, przechodzące w ultradźwięki. Tekst został opracowany na podstawie książki Jana Rurańskiego Dlaczego woda jest mokra, czyli odpowiedzi na głupie pytania, Dom Wydawniczy JAR, Warszawa 1994.