Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
21 POSTULATÓW
CZYTELNICZYCH
Krzysztof Mazur
Paweł Rojek
1. Jacek Kuroń, Myśli o programie
działania. Zasady ideowe. Uwagi o strukturze ruchu demokratycznego (1979)1
56
Chcecie wiedzieć, kto wymyślił Solidarność?
Oczywiście nikt, bo rewolucji nie da się zaplanować – one się po prostu dzieją. Wystarczy
jednak pobieżna znajomość specyfiki rewolucji
sierpniowej, by zachwycić się trzema esejami
Jacka Kuronia napisanymi w latach 1976-1977.
Z kilkuletnim wyprzedzeniem szczegółowo
opisał on koncepcję ruchu demokratycznego,
którą zaskakująco wiernie zrealizowała potem
Solidarność. Kuroń stawiał na możliwie szeroki,
oddolny ruch obywatelski, który powiększałby przestrzeń wolności społecznej i wywierał
nieustanną presję na władzę. Społeczeństwo
powinno powoływać organizacje, działające
na wzór KOR, które „będą reprezentować interesy różnych grup społecznych i realizować
konkretne zadania zgodne z ich potrzebami.
Pracownicy w poszczególnych zakładach
mogą organizować się w niezależnych od Partii i administracji komitetach zastępujących
państwowe związki zawodowe. Rolnicy muszą organizować się w niezależnym od władzy państwowej ruchu producentów rolnych.
Studenci wespół z pracownikami naukowymi
mogą tworzyć ruch społeczny działający na
rzecz autonomii wyższych uczelni. Wszyscy
możemy się organizować w sprawach, które
uważamy za najważniejsze”. W ruch ten mają
się także włączyć wierni w obronie praw Kościoła. W ten sposób oddolnie, metodą faktów
dokonanych, społeczeństwo będzie stopniowo
przełamywało monopol partyjno-państwowy
w zakresie informacji, organizacji i inicjatywy.
Ruch ten programowo powinien realizować
zasadę pomocniczości, uznając autonomię najniższego szczebla (komisji zakładowych) oraz
wcielać w życie zasady demokracji. Kluczem do
sukcesu miało być przy tym mocne przekonanie o wspólnocie celów wszystkich regionów,
branż zawodowych i grup społecznych, słowem – o solidarności. Wspólną płaszczyzną
powinny być wreszcie najważniejsze zasady
etyczne, z prymatem niezbywalnej wartości
człowieka w centrum. Wizjonerzy społeczni
rzadko doczekują realizacji swoich idei – Kuroń
miał to szczęście.
2. Adam Michnik, Nowy ewolucjonizm (1977)2
Droga do Sierpnia wiodła przez Marzec.
Właśnie w wyniku wydarzeń 1968 roku za-
kończył się w Polsce rewizjonizm, który
Michnik definiuje jako strategię opozycji zakładającą możliwość humanizacji i demokratyzacji systemu sprawowania władzy, a także
zdolność oficjalnej doktryny marksistowskiej
do przyswojenia sobie nowoczesnych kategorii nauk społecznych i humanistycznych.
To właśnie w wyniku rozruchów studenckich i antysemickiej czystki w Partii została „przecięta pępowina łącząca rewizjonistyczną inteligencję z Partią” i upadła wiara
w pojawienie się komunistycznego Księcia,
który pod wpływem opozycji będzie realizował model absolutyzmu oświeconego. Michnik proponuje w zamian strategię „nowego
ewolucjonizmu”: drogę nieustępliwej walki
o reformy, nieustających nacisków społeczeństwa na władze i ewolucji poszerzającej
zakres swobód obywatelskich i praw człowieka. Oznacza to, że „właściwym adresatem
ewolucjonistycznego programu powinna być
niezależna opinia publiczna, a nie totalitarna
władza. Program powinien dostarczać wskazówek społeczeństwu, jak postępować, a nie
władzy, jak się ma autoreformować. Nic nie
jest lepszą wskazówką dla władz od realnej
oddolnej presji”. Czynnikiem wyznaczającym
granice takiej możliwej ewolucji wewnętrznej jest militarna i polityczna obecność ZSRR
w Polsce. „Analizując kompleks stosunków
polsko-radzieckich odnotować należy przede wszystkim fundamentalną zbieżność interesów kierownictwa politycznego ZSRR,
kierownictwa politycznego w Polsce i polskiej demokratycznej opozycji. Dla każdej ze
stron radziecka interwencja militarna w Polsce byłaby polityczną katastrofą”. Dla opozycji interwencja militarna byłaby katastrofą
z oczywistych względów, dla polskich przywódców politycznych oznaczałaby ona ograniczenie ich roli do poziomu „stójkowych
radzieckiego imperium”, a dla ZSRR byłaby
równoznaczna z regularną wojną z polskim
społeczeństwem, co bardzo skomplikowa-
łoby jego pozycję międzynarodową. „Byłaby
to wojna, którą Polska musiałaby militarnie
przegrać, ale której nie mógłby politycznie
wygrać Związek Radziecki”. Dlatego Michnik
przekonuje, że zmiany w Polsce muszą się
dokonywać w ramach doktryny Breżniewa.
Wystarczy pobieżna znajomość
rewolucji sierpniowej, by zachwycić się esejami Kuronia.
Nowy ewolucjonizm jest kluczowym świadectwem poszukiwań nowej formuły działania
wewnątrz opozycji wobec kompromitacji rewizjonizmu.
3. Leszek Moczulski, Rewolucja bez
rewolucji (1979)3
Gdyby ktoś chciał w wolnej Polsce opublikować radykalną krytykę komunizmu zbliżoną do Rewolucji bez rewolucji, miałby z tym
chyba duże problemy. Moczulski, jeszcze
przed Sierpniem, publicznie uznawał PRL
za państwo fasadowe, które jest tylko jednym z elementów „sowieckiego superkoncernu”. Podstawowym celem tego tworu
jest dostarczanie zasobów materialnych na
rzecz Moskwy („filia musi świadczyć na rzecz
centrali”), a zatem wszelkie projekty reform
wewnętrznych kraju w tym układzie międzynarodowym są bezcelowe. „Satelicki kraj nie
może stać się bogaty, gdy hegemon nie jest
w stanie własnymi środkami zaspokoić swoich potrzeb. Im więcej Polacy będą pracować,
im efektywniejsza będzie gospodarka polska, im bardziej twórcza polska nauka i technika – tym szybciej rosła będzie eksploatacja
przez Związek Radziecki”. Więcej, PRL stanowi jedynie twór przejściowy, który prowadzi do osłabienia siły wewnętrznej Polaków
i przygotowuje nasz kraj do wcielenia do radzieckiego mocarstwa. Odrzucając wszelkie
strategie ewolucyjne, Moczulski postuluje
Postmodernistyczna Solidarność
57
reformy o charakterze całościowym, które
muszą uznawać niepodległość za punkt wyjścia wszelkich działań, a nie odległy w czasie postulat końcowy. Zainspirowany myślą
Piłsudskiego, głosi konieczność „rewolucji
bez rewolucji”, polegającej na utworzeniu
opozycyjnych partii politycznych i dublowaniu instytucji państwowych (Sejmu, rządu,
samorządów), które ma doprowadzić do sytuacji dwuwładzy. W rezultacie obok PZPR
pojawiłby się stabilny system polityczny,
dzięki któremu zinstytucjonalizowane partie
antykomunistyczne mogłyby prowadzić walkę o mandat społeczny. W przypadku zwycięstwa, stopniowo przejmowałyby władzę
na różnych szczeblach. W fazie ostatniej miałoby dojść do proklamowania niepodległej
Trzeciej Rzeczpospolitej, ogłoszenia tymczasowej konstytucji i wolnych wyborów.
Jak wiadomo, historia potoczyła się inaczej
i współczesna Trzecia Rzeczpospolita nie
spełniła chyba nadziei autora.
58
4. Václav Havel, Siła bezsilnych (1979)4
Mówi się, że dobry tytuł to połowa sukcesu. Bywa jednak, że gdy jest zbyt dobry,
zakrywa całą treść, co przytrafiło się esejowi
Havla. Do dziś we wspomnieniach polskich
opozycjonistów pojawia się ta świetnie dobrana zbitka słów, ale zazwyczaj znaczy
tyle: „choć nie mieliśmy czołgów, to daliśmy
radę komunie”. Oczywiście, Havel nie mógł
przewidzieć upadku systemu, zresztą wcale
nie pisał na ten temat. Jest to raczej bardzo
przenikliwa analiza roli ideologii w państwie
posttotalitarnym, w którym nie ma już władzy mogącej realnie kształtować myśli i sumienia obywateli. W tym układzie ideologia
staje się wyłącznie atrapą, która jednak nadal
znakomicie odgrywa rolę gwaranta trwałości
systemu. Funkcjonuje bowiem jako parawan,
który dostarcza ludziom alibi, wpisując ich
egoistyczne zabiegi o dobrobyt materialny
w szerszy porządek. Nikt już nie musi wierzyć
w te wszystkie mistyfikacje ideologiczne,
wystarcza, by zachowywał się tak, jak gdyby
w nie wierzył. W zamian za lojalność system
oferuje dobrobyt. Według Havla w tę grę pozorów angażują się wszyscy, zarówno szeregowi obywatele, jak i politycy najwyższych
szczebli. Odmienność pozycji w hierarchii
władzy decyduje tylko o różnicy w stopniu
uwikłania, zatem klasyczny podział na rządzących i rządzonych w systemie posttotalitarnym traci rację bytu. „Każdy jest na swój
sposób jego ofiarą i oparciem. To, co rozumiemy przez system, nie jest więc porządkiem,
którzy jedni narzucają innym, lecz czymś, co
przenika całe społeczeństwo i co całe społeczeństwo współtworzy”. „Siła bezsilnych”
polega na tym, że odrzucenie tych reguł gry
nawet przez pojedynczych ludzi jest śmiertelnym zagrożeniem dla całości. „Powłoka
życia w kłamstwie utkana jest ze szczególnego materiału: dopóki szczelnie okrywa
całe społeczeństwo, wydaje się z kamienia.
Jednakże z chwilą, gdy ktoś ją w jednym
miejscu przedziurawi, gdy jeden człowiek
zawoła «Król jest nagi!», gdy jeden gracz naruszy reguły gry i tym samym zdemaskuje ją
jako grę, wszystko ukazuje się nagle w innym
świetle, a cała powłoka wydaje się z papieru
i robi wrażenie, że zaraz zacznie niepowstrzymanie drzeć się i rozpadać”. Siła bezsilnych to
najlepszy teoretyczny opis stanu polskiego
społeczeństwa pod rządami Gierka oraz prorocze przeczucie Solidarności. Gdyby jeszcze
tylko ten tytuł był trochę gorszy…
5. Andrzej Kijowski, Rachunek naszych słabości (1977)5
Teraz coś o intelektualistach. Zbiór
tekstów Kijowskiego jest niezwykłym
świadectwem zmagań z historią. Są to pochodzące z ostatniego dziesięciolecia życia autora (1976-1985) zapiski na tematy społeczno-
polityczne o przeróżnym charakterze – od
audycji radiowych po dokumenty programowe Polskiego Porozumienia Niepodległościowego. Dzięki nim można wiele dowiedzieć się
o ówczesnych dylematach moralnych i intelektualnych. Poznajemy Kraków mrocznych
lat stalinizmu, gdzie gimnazjalny nauczyciel
historii uczył młodych przedwojennego
konserwatyzmu, a na herbacie u rodziców
Siła bezsilnych to najlepszy teoretyczny opis stanu polskiego
społeczeństwa.
bywali Ksawery Pruszyński, Eugeniusz Kwiatkowski czy Karol Wojtyła, młody wikary
z pobliskiej parafii. Autor przyznaje, że w tym
okresie reagował alergicznie na nauczanie
Prymasa Wyszyńskiego oparte „wciąż na
tych samych hasłach: Dzieci Boże i Maryja”,
które jednak ostatecznie miało się okazać
zbawienne dla polskiego społeczeństwa. Rachunek jest ważnym świadectwem poglądów
pewnej części opozycji niepodległościowej
końca lat siedemdziesiątych, która wprost
domagała się odzyskania przez Polskę pełnej suwerenności. Rozumieli oni, że ponowne zjednoczenie Niemiec jest nieuchronne,
w związku z czym postulowali czynny udział
w tym procesie. Zapiski Kijowskiego zawierają ponadto wiele ciekawych uwag na temat
Solidarności. Kijowski odmówił wyjazdu do
Stoczni w charakterze doradcy z obawy, by
nie stać się za bardzo „politycznym pisarzem
i politycznym człowiekiem”; był pozytywne
zaskoczony antyromantycznym realizmem
związkowców, którzy prowadzili swoją działalność „przy suchych oczach i zimnych sercach”; dziwił się bezkrytycznej stadności błądzących dotąd intelektualistów, którzy latem
1980 roku uznali wreszcie nad sobą duchową
władzę większości – okazało się bowiem, że
to „masy” zachowały w okresie powojennym wierność podstawowym wartościom
narodowym i ludzkim; wreszcie uznawał
13 grudnia za „najszczęśliwszy dzień” w życiu polskich inteligentów, gdyż dzięki niemu
można było w końcu jednoznacznie określić
swój moralny stosunek do PRL − w tym dniu
miejsce państwa pozorów i zgniłych kompromisów zajęło państwo wojskowo-policyjne,
jawnie zadające gwałt woli społeczeństwa.
Jak widać, dla zainteresowanych zmaganiami intelektualistów z komunizmem zapiski
Kijowskiego to lektura obowiązkowa.
6. Kazimierz Brandys, Nierzeczywistość (1977)6
Ta książka jest przejmującym świadectwem podskórnej niechęci części polskiej
inteligencji do tradycji narodowej. Pisana
w połowie lat siedemdziesiątych do szuflady, bez autocenzury i nadziei na wydanie,
stanowi swoiste rozliczenie artysty z PRL.
Pada w niej intrygujące pytanie, kto jest
bardziej wolny: autor, idący z władzą na poważne kompromisy, czy jego ojciec, żyjący
w dwudziestoleciu międzywojennym. Brandys stwierdza stanowczo, że ludzie generacji
przedwojennej byli bardziej zniewoleni, gdyż
nawet nie wiedzieli, „ilu zakazom było poddane to, co myślą i robią. Zakazom odziedziczonym, niemal genetycznym. Tłumaczy się
je zwykle przeszłością, obciążeniami niewoli
narodowej. Ale to jest zbyt proste, aby było
prawdziwe. W istocie rzeczy te zahamowania sięgają czasów sprzed niewoli. Przecież
typ człowieka, dla którego wolność oznacza
prawo do indywidualności, formował się
w Europie poprzez konflikty społeczne i walki religijne. W Polsce zakrzykiwano je hasłami
wspólnoty, najpierw stanowej, potem narodowej. […] Tak powstała polska nierzeczywistość. Typ Polaka nieznającego siebie i świata, Polaka poczciwego, reprodukował się
w ciągu pokoleń, po rozbiorach i powstaniach
uzyskał jedynie perfekcyjny kształt”. Autor
Postmodernistyczna Solidarność
59
dostrzega zatem wszelkie zło społeczne
w formie, która nas więzi i krępuje, funkcjonuje jako maska, nawyk czy gorset. Właśnie
z niej trzeba Polaka wyzwalać, by ocalić
tkwiącą w każdym czystą istotę. Z tych powodów ludzie pokolenia przedwojennego „żyli
w polskiej nierzeczywistości, w sferze mitu
narodowego, zamiast w realnej skali jednostki i cywilizacji. Może przez to w większym
stopniu czuli się wolni. Zdaje mi się jednak,
że ja – chociaż bardziej świadomy ograniczeń mojej wolności – w większym stopniu
byłem wolny niż oni”. Oto zatem w „przyduszającym bezkształtem” PRL, wyrażając się
w sposób wolny i autentyczny (nie do druku), ważny polski pisarz podstawowe źródło
zniewolenia dostrzega w formie narodowej.
Tytułowa nierzeczywistość nie dotyczy zniewolenia umysłów przez ideologię komunistyczną, ale wciąż obecny w Polakach prymat
wspólnoty przed jednostką. Szokujące!
60
7. Obywatel a Służba Bezpieczeństwa.
Poradnik życia społecznego w PRL (1978)7
A jak wyglądało życie w PRL? Można się
coś o nim dowiedzieć z tego prawdziwego
podziemnego bestsellera. Jego pierwszą
wersję przygotował w 1977 roku mecenas
Jan Olszewski, legendarny obrońca w procesach politycznych, a potem polityk ROP.
Tekst miał potem wiele wersji, dziesiątki
przedruków i ostatecznie wszedł w skład
Małego konspiratora z czasów stanu wojennego. Książeczka jest zbiorem wskazówek
dotyczących postępowania w kontaktach
z przedstawicielami SB. Te kontakty miały z reguły czworaki charakter: wezwania,
zatrzymania, przeszukania i przesłuchania.
Cztery rozdziały omawiają kolejno właściwy
sposób zachowania się w każdej z tych sytuacji. Generalnie, zasady są dwie. Po pierwsze,
należy „wymagać od władz respektowania
praw, które same ustanowiły”, po drugie
− „mówić nie i nie”. Podstawą stosunków
z SB powinno być prawo. Opozycjonista
musi przede wszystkim dobrze znać konstytucję i kodeksy, aby móc bezwzględnie korzystać ze swoich praw. Autor namawia do
ignorowania nieprawidłowo wypełnionych
wezwań na przesłuchanie, korzystania z prawa, by przy przeszukaniu był obecny świadek, który może utrudnić służbom założenie
podsłuchu, a przede wszystkim do wysyłania
Za każdą wypaloną przez nas
paczkę temu panu płacą.
skarg i zażaleń w każdej sytuacji. Choć nikt
na nie najpewniej nie odpowie, pozostawią
ślad bezprawnych działań i mogą się przydać
w razie uruchomienia postępowania sądowego. Należy bezwzględnie odmawiać jakiejkolwiek współpracy z SB. Pod tym względem
książeczka ta przypomina poradniki życia
duchowego. Tak samo jak nie wolno w żaden sposób ustępować złu, tak samo nie należy podejmować jakichkolwiek kontaktów
z przesłuchującymi. Wyjątkiem jest przyjmowanie papierosów, ale ze świadomością, że
„za każdą wypaloną przez nas paczkę temu
panu płacą”. Podczas przesłuchania należy
żądać protokołowania pytań i po ich zapisaniu twardo odmawiać odpowiedzi. Każdy ma
do tego prawo i nie musi tłumaczyć, dlaczego
to robi. Nie należy − zaznacza autor poradnika − zasłaniać się słabą pamięcią, kłamać,
zaczynać jakichkolwiek gier ze śledczymi, ani
tym bardziej próbować ich przekonywać do
swoich racji. Jakiekolwiek informacje przekazane SB mogą bowiem posłużyć do złamania
oporu kolegów i uzyskania obciążających zeznań. Książeczka była szeroko kolportowana w czasie legalnego działania Solidarności
i sformułowane w niej zasady stały się elementem wiedzy potocznej opozycji. Ci, którzy je znali i poszli na współpracę, a dziś tłumaczą, że chcieli tylko podjąć grę ze służbami
lub nawracać esbeków, liczą chyba na to, że
nikt nie pamięta o istnieniu tej książeczki.
8. Antoni Pawlak, Książeczka wojskowa (1979)8
Nie da się opisać PRL bez LWP. Wojsko
było miniaturą systemu totalitarnego. Książeczka opiera się na przeżyciach autora,
młodego opozycyjnego poety i filozofa, wychowanka o. Ludwika Wiśniewskiego, który
w latach siedemdziesiątych trafił do wojska.
Opis koszarowej codzienności jest wstrząsający. „Wchodząc na teren jednostki, przekraczasz granicę kultur. Cofasz się o kilka wieków w historii ludzkości”. Chodzi oczywiście
o stosunki między żołnierzami zawodowymi
a poborowymi oraz między starym a młodym
wojskiem. „Żołnierz to parias i Murzyn. Polski niewolnik. Zwierzę”. Wstrząsające jest
to, że żołnierze z obu stron traktowali to
jako naturalną kolej rzeczy. Co gorsza, jak
wyznaje autor, „niezwykle trudno jest nie
przypierdalać młodych, nie wysługiwać się
nimi. O wiele trudniej niż wydaje się to tobie,
moralisto, siedzący w wygodnym fotelu”. Do
tego dochodzi dramatycznie niski poziom intelektualny żołnierzy i oficerów. Na naiwne
pytanie jednego z żołnierzy, co to jest KOR,
prowadzący szkolenie polityczne odpowiedział, że to „członkowie faszystowskich organizacji” i „Żydzi”. Pawlak opisuje też elementy folkloru wojskowego: zwyczaje (fala,
falowanie, mierzenie fali, meldowanie fali),
słownictwo (zupa okresowa, gonienie kreta,
kręcenie murzynka), krążącą w rękopisach
twórczość literacką (pornograficzną i sentymentalną). Książeczka miała przedstawiać
opresywny charakter armii, ale pokazuje też,
chyba w niezamierzony sposób, opór wobec
systemu. Pawlak stosował sprawdzone metody legalnej opozycji. Gdy został wybrany
przewodniczącym Sądu Koleżeńskiego, starannie przestudiował statut i ku zdumieniu
przełożonych zaczął prowadził działalność
interwencyjną. Gdy odkrył, że ktoś kontroluje jego korespondencję, poskarżył się oficerowi kontrwywiadu, który najpewniej sam
ją zarządził. Tłumaczył mu, że powinien stać
na straży praw konstytucyjnych i paktów
helsińskich. „Oficer śledził mój natchniony
monolog z lekkim niedowierzaniem. […] Nie
wyglądałem wcale na takiego, któryby z kogoś robił balona. A poza tym miałem za sobą
wielki atut: twarz o wyrazie pełnego ufnej
naiwności imbecyla. […] Obiecał, że zbada
sprawę”. Wojsko było więc nie tyle miniaturą, co karykaturą systemu totalitarnego.
9. Tadeusz Korzeniewski, W Polsce
(1978)9
Świetnie napisane świadectwo człowieka, który kilka lat przed Sierpniem zapoznał
się z klasą robotniczą Wybrzeża i uznał, że
żadna rewolucja w Polsce nie ma szans. Korzeniewski porzucił studia filozoficzne na
KUL i pracował dorywczo, między innymi
jako tragarz w Sopocie. Tam właśnie dokonał swoich obserwacji, które wykorzystał
w opowiadaniu. Firma przeprowadzkowa
składa się z właściciela Febka, białego forda
i trzech tragarzy. Robotnicy są poniewierani i wykorzystywani przez szefa. Pewnego
razu spróbowali zastrajkować, zostali łatwo
zastraszeni i przekupieni. Za drugim razem
poszło lepiej − pobili szefa i splądrowali jego
willę. „Chłopaki poczuli wreszcie powiew demokracji. W pierwszym rzędzie wparowali do
kuchni. Salami, ananasy, konserwowa szynka
– szło do bandziochów jak popadnie”. Gdy
w końcu wyjedli i wypili wszystko, zachciało
im się „oblecieć Febusową”, byli już jednak
zbyt pijani. Tyle, jeśli chodzi o horyzonty klasy robotniczej. Nie lepiej jest z inteligencją,
o czym świadczy wpleciona w fabułę Przypowieść o Wielkim Integratorze. Masy potrzebują świadomości, którą może wnieść elita
Postmodernistyczna Solidarność
61
narodu. Bohater przypowieści rezygnuje
jednak z tej misji, tłumacząc, że ludzie są zadowoleni ze swego stanu. „A co, źle im jest?
Ciamać mają, a jak brakuje, to na lewo skręcą, dach nad głową mają, woda ciepła, zimna, telewizory, dywany, lodówki […] – czego
im więcej trzeba? Suwerenności? Wolności
myśli? Demokracji?”. Ostatni fragment opo-
Miałem za sobą wielki atut: twarz
o wyrazie pełnego ufnej naiwności imbecyla.
62
wiadania pokazuje, na czym może polegać
prawdziwa misja opozycji. Pewien bezrobotny literat znajduje w zupie mlecznej trzy mysie gówna. Wywołuje awanturę, ale chodzi
mu głównie o to, że kierownik lokalu nie chce
nazwać rzeczy po imieniu. „To wcale nie fekalia, czy kał, czy nieczystość – tylko gówno!
Gówno! Gówno!...” − powtarza. Powrót do
normalnego języka jest więc najwłaściwszą
strategią oporu. Czy wybuch Solidarności sfalsyfikował tezy Korzeniewskiego? Sam autor
sądzi, że nie, o czym miała świadczyć klęska
ruchu i całe dzieje III RP. W pewnym miejscu
opisuje, jak natrafił na uliczną demonstrację:
„Popatrzałem, i powiedziałem sobie: A kij cię
wreszcie to wszystko Korzenieski obchodzi.
[…] Gromada nasyfiła sobie, gromada teraz
swoje gromadzkie sprawy gromadnie załatwia”. Autor w 1981 roku wyemigrował do
Francji, a następnie do USA i do dziś chodzi
swoimi ścieżkami, o czym można się przekonać przeglądając jego blog na Salonie 24.
10. Rozmowy Komisji Rządowej z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym
w Stoczni Gdańskiej (1981)10
Może trudno w to uwierzyć, ale stenogramy negocjacji ze Stoczni to kawał dobrej literatury. Mocny początek, szybkie zwroty akcji,
na przemian momenty podniosłe i komiczne,
a w końcu szczęśliwe zakończenie. Nie ma tu
tylko scen miłosnych. Po latach zwraca uwagę kilka rzeczy. Przede wszystkim, prawie zupełny brak nowomowy w języku przedstawicieli Partii. Jest to szokujące, zwłaszcza jeśli
ktoś zetknął się z obowiązującym wówczas
idiolektem partyjnym. Pokazuje to, że język
władzy był funkcją sytuacji społecznej, a nie
tylko indywidualnych kompetencji. Po drugie, wielokrotne podkreślanie z obu stron
dążenia do zgody i zasypania podziałów.
W pewnym momencie Lech Bądkowski, jeden z przedstawicieli strajkujących, powiedział, że stół, który oddziela delegacje, wcale
ich nie dzieli, lecz służy tylko do notowania.
Po trzecie, samoograniczanie się strajkujących. Wielokrotnie powtarzali, że nie są
przeciwko społecznej własności środków
produkcji, kierowniczej roli Partii, sojuszom
zagranicznym, a niezależne związki zawodowe traktują jako instytucjonalną korektę
systemu. Tu kluczowa jest fenomenalna dyskusja Mieczysława Jagielskiego z Andrzejem
Gwiazdą z 26 sierpnia. Jagielski przekonywał,
że wystarczy ogłosić nowe wybory w starych
związkach i nadać im bardziej robotniczy charakter. Gwiazda tłumaczył mu cierpliwie, że
wszystkie organizacje mogą „wyradzać się
w potworki”, a warunkiem ich właściwego
działania jest to, by zawsze można było założyć nową. Najzabawniejsze było chyba tłumaczenie jednego z członków delegacji rządowej, dlaczego wciąż nie odblokowano połączeń telefonicznych: „Otóż nad Warszawą
w ciągu ubiegłej nocy przeszła potężna trąba, która punktowo zniszczyła duże obszary
miasta […] Centrala telefoniczna na Żoliborzu… budynek został kompletnie zniszczony”. Nie mniej zabawne jest przejęzyczenie
Jagielskiego, który mówił coś o „Janie Pawle VI”. Jak wiadomo, porozumienie doszło
do skutku, ponieważ obie strony odnalazły
wspólne wartości. „Dogadaliśmy się tak jak
Polak z Polakiem” − mówił po zakończeniu
negocjacji Wałęsa. „Rozmawialiśmy tak jak
Polacy ze sobą powinni rozmawiać” – wtórował mu Jagielski. Warto zauważyć, że w toku
negocjacji partnerzy wypróbowywali także
inne płaszczyzny porozumienia: klasową (Jagielski: „ja jestem rolnik”), ogólnoludzką (Jagielski: „ja też jestem człowiek”) i genderową
(Wałęsa: „musimy się po męsku dogadać”).
Kto wie, jak wyglądałaby historia Solidarności, gdyby osiągnięto porozumienie „jak chłop
z robotnikiem”, albo „jak facet z facetem”.
Późniejsze wydania Rozmów zawierają wiele
innych materiałów źródłowych: wiersze, piosenki, homilie i napisy z murów Stoczni.
11. Janusz Głowacki, Moc truchleje (1981)11
Janusz Głowacki, ten luzak i playboy, napisał poruszającą książkę o Sierpniu. Tak się
złożyło, że w czasie strajku w Stoczni przebywał nad morzem na wakacjach i z ciekawości przyjechał pooglądać sobie robotników.
W drugim tygodniu strajku Stocznia stała się
modna, można tu było spotkać ówczesnych
celebrytów, którym udzielał się patriotyczny
nastrój. Wojciech Giełżyński, jeden z obecnych w Stoczni dziennikarzy, tak wspominał
wizytę Głowackiego: „No, co tam słychać
chłopcy? Strajkujecie podobno – zagadał do
nas. W tym momencie to jeszcze dla niego
pełna zabawa. Mija pół godziny i on wraca z sali, gdzie siedzą delegaci. Ja go znam
od ponad piętnastu lat, to po raz pierwszy
przemówił do mnie głosem serio. Po dwóch
dniach trzymał się za głowę i powtarzał tylko: Pałac Zimowy! Rewolucja!”. Zachowało
się zdjęcie, na którym widać jak Głowacki
w napięciu słucha i notuje w sali BHP. Jego
krótka książka jest historią pewnego prostego robotnika, który okrutnie poniewierany
przez władze i wykorzystywany przez dyrekcję odzyskuje w końcu godność i przyłącza
się do strajku, dzięki czemu zdobywa uznanie
kolegów, kobietę i wraca do wiary w Boga.
Ważną rolę odgrywa w powieści Okularnica, czyli śp. Anna Walentynowicz. Głowacki
dość wiernie przedstawił wiele epizodów
strajkowych: dyskusje z filmowcami Kroniki,
groteskowy wiec dziennikarzy, sprawę Leśniaka wyrzuconego przez Walentynowicz,
czy sprawę Achilewicza, który przysięgał na
krzyż. Największe wrażenie robi język książki. Nasz robotnik posługuje się typowym
kodem ograniczonym w sensie Basila Bernsteina z fatalnym dodatkiem socjalistycznej
nowomowy. Stąd mamy „mijanie upływów
czasu”, „podważanie podwalin” i „zwlekanie na zwłokę”. Książka przyjęta została dość
chłodno, zarówno przez krytyków, jak i działaczy. Tym pierwszym mogła się nie podobać
dość w gruncie rzeczy sztampowa fabuła,
a tym drugim − niezbyt przyjemny obraz
robotników. Głowacki wspomina, że gdy
po latach w Nowym Jorku mieszkał kątem
u pewnego spawacza ze Stoczni Gdańskiej,
ukrył przed nim swoją książkę w obawie, by
ten nie wymówił mu mieszkania. Nie przesadzajmy jednak z bluźnierczością książki.
Taka interpretacja odpowiada chyba najbardziej samemu Głowackiemu, który być może
trochę wstydzi się swojego zaangażowania.
W swojej książce znakomicie odtworzył
sposób myślenia szeregowych uczestników ruchu, ich proste motywacje, ale także
prawdziwy heroizm, choć przejawiający się
w drobnych rzeczach. Jest to najlepsze dzieło literackie opowiadające o mechanizmie
Sierpnia.
12. Kto tu wpuścił dziennikarzy? Według
pomysłu Marka Millera (1985)12
Grupa dziennikarzy z łódzkiej Pracowni
Reportażu dotarła do kilkudziesięciu dziennikarzy, którzy byli w Stoczni podczas sierpniowego strajku i nagrała ich wspomnienia.
W ten sposób powstał dokument, będący
nie tylko obrazem wydarzeń w Stoczni, ale
Postmodernistyczna Solidarność
63
przede wszystkim portretem samych dziennikarzy. W Stoczni była ich cała masa. Niektórzy zostali wysłani przez swoje redakcje,
inni wzięli urlopy i przyjechali na własną
rękę, przeczuwając, że wydarzy się coś niezwykłego. W Stoczni zetknęli się najpierw
z nieufnością, a nieraz i wrogością. „Znowu
te skurwysyny z telewizji przyjechały, znów
będą kłamać”. Książka dobitnie pokazuje, że
Sierpień był przede wszystkim wydarzeniem
egzystencjalnym. Nagle ludzie, nie tylko żyjący w kłamstwie, lecz sami je produkujący,
Nad Warszawą w ciągu ubiegłej
nocy przeszła potężna trąba,
która punktowo zniszczyła duże
obszary miasta.
64
mogli zacząć żyć w prawdzie. Oto kilka świadectw: „Cudowne było to przejście do zupełnie innego świata, zwłaszcza po dusznej
Warszawie. […] Gdybym to nazwał urlopem,
to byłby najpiękniejszy urlop w moim życiu”
(Bogusław Biegański). „To było przeżycie.
[…] Atmosfera euforii – zachłyśnięcia się
wolnością, jeden z naszych kolegów dostał
szoku. Musiał wrócić do Warszawy, bo zwracał bez przerwy” (Andrzej Zajączkowski).
„Wciąż się wzruszałem, wciąż płakałem. Głupio mi było, więc tak jakoś odwracałem się,
zakrywałem, chowałem, ale nie mogłem…”
(Michał Mońko). „Płakałam podczas całego strajku. Nawet teraz, jak słyszę słowo
«strajk» czy słyszę jakąś relację, łzy same napływają mi do oczu” (Nina Rasz). „Wszyscy
wróciliśmy stamtąd inni, niż przyjechaliśmy”
(Ryszard Kapuściński). Duże wrażenie robi
tragikomiczna historia powstawania oświadczenia, w którym dziennikarze protestowali
przeciwko fałszowaniu ich relacji ze Stoczni.
Dziennikarze długo nie mogli dojść do porozumienia, bojąc się reakcji władzy, swoich
szefów i strajkujących. Gdy kompromitująca
dyskusja się przedłużała, robotnicy wyprosili
ich z sali. Dziennikarze przenieśli się na trawę
i po kilku godzinach ustalili tekst. Gdy w końcu przyszło do podpisywania oświadczenia,
wielu z nich po prostu uciekło. Jeden z dziennikarzy złożył podpis, następnie wydarł go
z dokumentu, a potem przeprosił za swoje
zachowanie i podpisał jeszcze raz. Wydarzenie to jest chyba najlepszą ilustracją tego, co
działo się wtedy w Polsce.
13. Solidarność: Sierpień 1980, fot.
Zbigniew Trybek i inni (1981)13
Tym razem coś do oglądania, a nie do
czytania. Jest to jeden z kilku albumów zdjęć
ze Stoczni, które ukształtowały wizualny mit
Solidarności. Widzimy ozdobioną kwiatami
bramę, narzeczonych całujących się przez
szpary w płocie, strażników w powstańczych
biało-czerwonych opaskach, słoiki pełne
pieniędzy ze składek, pomysłowe domki ze
styropianu. Robotnicy ciasno otaczają polowy ołtarz, okropnie kucają na jedno kolano,
niezgrabnie podchodzą do komunii. Widać
dokładnie wystrój sali BHP, który wzbudził
tyle uczonych komentarzy. Na murze Stoczni widnieje napis, który trzeba by poddać
analizie genderowej: „Pamiętaj, żeś Polka /
O polską sprawę walka / Obowiązek ją bronić / To twoja rywalka”. Są też uchwycone
dramatyczne momenty: przysięga Achilewicza, dyskusja dziennikarzy. Wielkie wrażenie
robi zdjęcie Anny Walentynowicz robiącej
kanapki z mielonką. Kilka fotografii przedstawia ekspertów, na jednym widać nieco
wycofaną Jadwigę Staniszkis. Robotnicy śpią
gdzie popadnie i sprawiają wrażenie pijanych
bumelantów albo poległych partyzantów
(w istocie byli czymś pośrednim między jednymi a drugimi). Dyskutują, grają w karty, wygrzewają na słońcu, czytają ulotki, a przede
wszystkim tłoczą się przed przy oknach sali
BHP. „Pamiętam z tamtych dni […] charak-
terystyczny obraz milczących twarzy, godzinami przyklejonych do wielkich okien […].
Jeśli w ogóle mam jakieś poczucie solidarności i zobowiązania, to jest to zobowiązane by
zrobić wszystko dla tych milczących twarzy”
− pisała Staniszkis w Self-limiting Revolution.
Wreszcie scena podpisania porozumień:
tryumfujący Wałęsa z różańcem na szyi i odpustowym długopisem. Po trzydziestu latach
widać dopiero, że ludzie fatalnie się ubierali
i chyba rzadko chodzili do fryzjera. Podziały
klasowe były o wiele bardziej widoczne niż
teraz. „Opracowanie tematu pozostawiamy
socjologom i historykom” − pisali we wstępie autorzy albumu. Widzimy w tym wielkie
wyzwanie dla krakowskiej szkoły socjologii
wizualnej profesora Piotra Sztompki.
14. Józef Tischner, Etyka solidarności
(1981)14
Spróbujmy teraz zrozumieć, co właściwie
wydarzyło się w Sierpniu. Każda rewolucja
ma swoich ideologów − myślicieli, którzy zarówno nadawali jej określony charakter, jak
i odczytywali jej sens. Dla Solidarności jednym
z nich był bez wątpienia ks. Józef Tischner.
Etyka solidarności może trochę drażnić współczesnych czytelników swoją ogólnikowością,
naiwnym idealizmem, oscylowaniem między
poezją, manifestem politycznym i akademicką filozofią. Dla przykładu, według Tischnera solidarność to generalna idea, wzór dla
rzeczywistości społecznej, którego nie sposób jednak zdefiniować i dookreślić. „Idea
to jakby jakieś światło. Światło samo świeci, samo siebie uzasadnia. Idąc po cieniach,
dochodzimy do światła”. Ludzka praca to
z kolei „szczególna forma rozmowy człowieka z człowiekiem, służąca podtrzymywaniu
i rozwojowi ludzkiego życia”. Niezbędnym
elementem tego dialogu musi być prawda,
a kłamstwo pracy to wyzysk. Solidarność Tischner opisuje jako łańcuch ludzkich sumień,
odpowiedź na wezwanie „jedni drugich ciężary noście”. Jest to więc spontaniczna, płynąca z serca gotowość do wzięcia na siebie
ciężaru drugiego człowieka. Wreszcie naród
w duchu tej analizy jest „potężnym nurtem
płynącym od wieków przez serca i sumienia
obywateli”. Od postawy moralnej, wierności i odpowiedzialności obywateli za dobro
wspólne zależała zawsze sprawa niepodległości narodowej. Jednak w tych wszystkich
metaforach Tischner najlepiej ze wszystkich
uchwycił fenomen wydarzenia Solidarności.
Był to bowiem zryw działaczy używających
prostych słów do nazwania złożonej rzeczywistości, dla których bezpośrednie doświadczenie liczyło się bardziej niż teoretyczne
rozważania. Był to też ruch etyczny, którego
uczestnicy, niezrażeni złem świata, ośmielali
się głośno mówić o dobru. Wreszcie Solidarność była wielkim świadectwem „optymizmu
ducha”, który na krótko zwyciężył nad „realizmem materii”. O tym wszystkim mówi ta
książka. Najlepszym świadectwem tego, jak
daleko jesteśmy od „ideałów Sierpnia”, jest
rozdrażnienie studentów zmuszanych do
czytania Tischnera. „Nie, świat taki nie jest.
To naiwne!”. Było jednak kiedyś pokolenie,
które w to uwierzyło. „Naprawdę?!”.
15. Jadwiga Staniszkis, Ontologia socjalizmu (1989)15
Choć prawdą jest, że aby zrozumieć którąś
z książek Jadwigi Staniszkis, trzeba wcześniej
zrozumieć którąś z jej książek, to jednak w to
koło hermeneutyczne najlepiej wejść przez
Ontologię socjalizmu. Jest tutaj wszystko to,
za co kochamy Panią Profesor: odwaga myślenia, przenikliwe diagnozy, zadziwiająca
erudycja, wielokrotnie złożone zdania, skomplikowana terminologia i liczne powtórzenia.
Ontologia ma dwa zasadnicze wątki. Pierwszy dotyczy sposobu funkcjonowania społeczeństw w krajach realnego socjalizmu. Jest
Postmodernistyczna Solidarność
65
to jedna z najlepszych analiz tego typu w literaturze światowej. Staniszkis argumentuje,
że społeczeństwo zbudowane na zasadach
marksizmu-leninizmu było sprzeczne i musiało upaść. Dążenie władzy do pełnego kontrolowania gospodarki i polityki prowadziło
Świadectwem tego, jak daleko jesteśmy od „ideałów Sierpnia”, jest
rozdrażnienie studentów zmuszanych do czytania Tischnera.
66
z konieczności do cyklicznego pojawiania się
kryzysów gospodarczych i politycznych oraz
tworzenia się „drugich obiegów” w życiu
ekonomicznym i społecznym. Niestety, władza komunistyczna nie mogła zrezygnować
z obu tych dążeń, ponieważ konstytuowały
one jej tożsamość. W konsekwencji, zarówno pełne urzeczywistnienie ideologii, jak
i rezygnacja z niej musiały doprowadziło do
upadku systemu. Piękne, prawda? Staniszkis
po latach wspominała: „Byłam szczęśliwa, że
udało mi się zrozumieć i opisać tę fundamentalną dla komunizmu sprzeczność. Stanowiło
to dla mnie metodę przełamywania strachu
i swoisty rewanż”. Drugi wątek Ontologii dotyczy Solidarności. Staniszkis mocno zaangażowała się w ruch, była ekspertem w Stoczni, wspierała jego radykalne nurty, jej opinia
o Solidarności była jednak bardzo krytyczna.
Staniszkis twierdziła, że idee Solidarności odzwierciedlały ideologię komunistyczną, miały
bowiem tak samo aprioryczny charakter i wykluczały negocjacje z drugą stroną. Sposób
myślenia ruchu miał wręcz stanowić „objaw
sowietyzacji naszego społeczeństwa”. Aby
odeprzeć te tezy, jeden z nas napisał całą
książkę. Niedawno Staniszkis wyznała: „odrzucał mnie wówczas sposób opisywania
zjawisk publicznych w języku wartości moralnych”. Niewykluczone, że niechęć ta miała
jakieś konsekwencje w jej interpretacji ruchu.
Niezależnie od tego, bez Ontologii socjalizmu
nie da się zrozumieć socjalizmu, Solidarności,
ani innych książek Staniszkis.
16. Ludwik Dorn, Czas Solidarności.
Ludzie, idee, programy (1986)16
Jeśli myślicie, że walki wewnętrzne w Solidarności zaczęły się dopiero po Okrągłym
Stole, to koniecznie musicie przeczytać esej
Ludwika Dorna. W połowie lat osiemdziesiątych poddał on analizie program Związku
z pierwszego okresu legalnej działalności.
Według niego był on kompletnie niespójny,
„politycznie migotliwy” i cynicznie wykorzystywany przez liderów do mydlenia oczu
działaczom. Główna myśl Samorządnej Rzeczpospolitej polegała na oparciu reformy gospodarczej na samorządzie pracowniczym zakładów pracy, co było zdaniem Dorna zupełnie
niemożliwe w tamtych warunkach. Więcej,
liderzy Związku mieli doskonale zdawać sobie z tego sprawę i tak naprawdę nigdy nie
chcieli iść tą drogą. Latem 1981 roku program
pełnił potrójną funkcję: po pierwsze, stanowił (pozorną) alternatywę programową dla
zyskującej coraz więcej zwolenników strategii konfrontacji politycznej; po drugie, bronił
dotychczasowego kierownictwa Związku
przed zarzutami braku pozytywnej koncepcji wyjścia z kryzysu gospodarczego, co było
szczególnie ważne wobec zbliżającego się
Zjazdu Delegatów; po trzecie, dzięki swojej
niespójności i ogólnikowości pozostawiał
wolną rękę nowemu kierownictwu Związku.
„Dla ludzi uprawiających w Solidarności politykę praktyczną − pisał Dorn − najważniejszą
zaletą kierunku samorządowego było to, że
nie był on żadną koncepcją, lecz pozorem
pomysłu, cieniem udającym żywego człowieka, polityczną cząstką nieoznaczoną. Ruch
samorządowy mógł oznaczać wszystko i nic
zarazem: nową organizację do rządzenia,
instytucję reformy gospodarczej, oddolne
społecznikostwo, narzędzie przekształcania
istniejącego państwa, rewolucyjne przejmowanie władzy gospodarczej. Dla każdego coś
miłego, ale nic, co można by skonkretyzować, co wiązałoby ręce. Politycy uprawiający
w imieniu Solidarności grę o władzę mieli wymarzoną sytuację: bezpieczne pole starcia,
które nie prowadzi do konfrontacji, udający
gromko istnienie ruch samorządowy, rewolucyjne wrzenie i rewolucyjny frazes za plecami,
a nad sobą – żadnej kontroli, nic, co ograniczałoby pole manewru, co w jakikolwiek sposób
wiązałoby ręce”. Dorn wskazuje wprost winnych sformułowania takiego programu. Kto
chce ich poznać, niech poszuka tej książki.
17. Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 23-24 marca
1981 i 11-12 grudnia 1981 (1986)17
Jak wyglądało życie w „karnawale Solidarności”? Każdy badacz powinien stosować zasadę ograniczonego zaufania do opracowań.
Jeśli rzeczywiście chcemy się dowiedzieć, jak
było, trzeba sięgnąć do źródeł. Właśnie taki
charakter mają zapisy nagrań magnetofonowych z posiedzeń kierownictwa Solidarności.
Bez autoryzacji, bez cięć, bez zafałszowań
przedstawiają niezwykle wiernie całą dramaturgię tamtych dyskusji. 23-24 marca 1981 roku
Krajowa Komisja Porozumiewawcza miała
podjąć decyzję o strajku generalnym wobec
„prowokacji bydgoskiej”, co wiązało się z realną groźbą wojny domowej. Elżbieta Potrykus
opowiadając się za strajkiem, stwierdza, że jest
jej „zupełnie obojętne, czy ja idę w szeregu
i natychmiast, i jeszcze dobrym towarzystwie
na Sybir, czy będziemy szli powoli, po kolei,
i jakie będą przy tym używane klątwy: czy
job…, czy k… tylko, prawda, i że teraz mi ktoś
powie: ubieri, czy dajcie Rulewskiego”. W odpowiedzi Jan Olszewski, krytykując decyzję
o strajku generalnym, przypomina Powstanie
Warszawskie. „Wiem, że dzisiaj na tej sali byłoby wielu z nich, których tu nie ma, i wiem,
dlaczego ich nie ma. Pamiętajcie o tym przy
podejmowaniu waszych decyzji”. Równie
dramatyczny charakter miała narada z 11-12
grudnia 1981 roku. W trakcie tego spotkania
Andrzej Rozpłochowski i Jan Rulewski po raz
kolejny opowiedzieli się za przyjęciem przez
Związek strategii otwartej ofensywy politycznej wobec władzy. Tym razem zostali jednak
poparci przez samego Wałęsę: „zdajemy sobie sprawę – doszliśmy do momentu, który ja
przewidywałem dopiero na wiosnę, że jeszcze będę unikał, obrywał od was, będziecie
się kłócić. Do wiosny chciałem przetrzymać,
nie chciałem, żeby doszło do tych politycznych rozwiązań teraz. Jednak do Radomia
dojechałem, dalej widzę, że nie pojadę, bo już
za duży opór wewnętrzny, nieporozumienia
między nami, więc poszedłem na to, że nie
ma wyjścia, te polityczne rozwiązania muszą
być wcześniej”. W tych zapisach czuć ciężar
historii.
18. Marek Nowakowski, Raport o stanie wojennym (1982)18
To jedna z najsławniejszych książek o stanie wojennym. Dokładniej – o „stanie wojny”,
„wojnie cywilnej” lub po prostu „wojnie”, bo
tylko takiego słownictwa używają bohaterowie Nowakowskiego. Książka została równolegle wydana w Paryżu, przetłumaczona na
dziesięć języków, obsypana polskimi i zagranicznymi nagrodami. Jest to zbiór czterdziestu króciutkich opowiadań ukazujących życie
codzienne. Obraz kraju jest dość przygnębiający. Książka zaczyna się od słów: „Zapadła
ciemność”. Przemykamy wieczorami po pustych ulicach, jeździmy wyziębionymi autobusami i taksówkami, zaglądamy do mieszkań,
biur, kiosków i melin, ustawiamy się przed
końcem godziny policyjnej w kolejce po mięso, czekamy z dziennikarzami na spotkanie
z komisją weryfikacyjną. Milicjanci nafaszerowani środkami podniecającymi okładają
Postmodernistyczna Solidarność
67
68
Bogu ducha winnych ludzi pałami po nerach.
Wojskowi w uszatych czapach i z automatami na piersiach grzeją się przy koksownikach.
Dziecko zamiast się uczyć, rysuje karykatury
Breżniewa, wojskowy komisarz przysłany do
szkoły boi się ośmieszenia, dzielni młodzieńcy żartują sobie z reżimowego pisarza, starsza pani gromadzi zapasy mąki, w których
zagnieżdżają się szkodniki („Wołki, job ich
mać!”), rencista leczy kaca wodą toaletową „Bez”, koleżanki z pracy zachwycają się
urodą ukrywających się przywódców, synek
opozycjonisty uczy się rozpoznawać ubeków
po chodzie, a dla stłamszonych ludzi napotkany na dworcu Murzyn stanowi „ucieleśnienie bujnej, wyzwalającej wolności”. Wojenne
pokolenie dostrzega oczywiste analogie między „stanem wojny” a niemiecką i sowiecką
okupacją. Stary lekarz akowiec spotyka przypadkiem swojego ukrywającego się sąsiada
i na wszelki wypadek daje mu namiary do
siebie do szpitala. „Uścisnęli sobie mocno
dłonie”. Mimo wszystko jest jakaś nadzieja.
Zbiór kończy się sceną, w której kilkuletni
chłopiec zauważa w tramwaju porwaną dermę na oparciu siedzenia i na cały głos mówi:
„To pewnie ubecy zepsuli w czasie rewizji!”.
„Szeroki uśmiech na twarzy motorniczego.
Inni uśmiechają się również. Na malca spoglądają z sympatią”. Raport nie jest syntezą
tamtych czasów, najwyraźniej formy literackie rozpadły się wraz z dotychczasowym życiem. Z braku wielkiej syntezy, jest to najlepsze literackie świadectwo „stanu wojny”.
19. Maciej Łopiński, Marcin Moskit [właśc.
Zbigniew Gach], Mariusz Wilk, Konspira.
Rzecz o podziemnej Solidarności (1984)19
Książka składa się z wypowiedzi przywódców podziemia, głównie Bogdana Borusewicza, Zbigniewa Bujaka, Władysława Frasyniuka
i Bogdana Lisa. W trakcie jej przygotowywania
bezpieka wyłapywała kolejnych rozmówców.
Autorzy nie mieli lżej. Maciej Łopiński, do niedawna minister w kancelarii śp. Lecha Kaczyńskiego, musiał się ukrywać, Zbigniew Gach
uniknął aresztowania dzięki pseudonimowi,
a Mariusz Wilk, który dziś żyje na dalekiej północy Rosji, został aresztowany pod zarzutem
współpracy z obcym wywiadem. Książka odniosła wielki sukces, miała kilkanaście wydań
krajowych, była tłumaczona na wiele języków.
Dziś szczególnie ciekawe wydają się dwie rzeczy: dylematy strategiczne podziemia i realia
konspiracji. Strategia „wrocławsko-gdańska”
polegała na przygotowywaniu strajku generalnego, a „krakowsko-warszawska” − na organizowaniu długofalowego oporu społecznego. Kuroń wzywał do zbrojnego powstania,
„Nielegalnik”, „spotkaniówka”,
„zadołować”, „wkrocz”, „generałka”.
a Bujak i Kulerski proponowali program inspirowany myślą Gombrowicza. Warto na
wszelki wypadek wypisać sobie kilka złotych
myśli przywódców podziemia: „młodzież jest
dobra w ataku, w odwrocie zaś łatwo się załamuje” (Lis), „radykalizm werbalny na ogół
nie idzie w parze z konsekwencja działania”
(Borusewicz), „granica między wielkością
a śmiesznością często jest trudno uchwytna”
(Hall). Kto nie jest zainteresowany sprawami strategii, w Konspirze znajdzie mnóstwo
folkloru podziemnego. Choćby samo słownictwo: „nielegalnik”, „spotkaniówka”, „zadołować”, „wkrocz”, „generałka”… Ciężkie
było życie konspiratorów: zmienianie mieszkań, gubienie ogonów, ucieczki. Bujak przebierał się za kolejarza, Kulerski przez siedem
godzin wyprowadzał psa, gdy otoczono blok,
w którym się ukrywał. Bywało też wesoło: Lis
pewnego razu incognito rozmawiał z kimś,
kto się przechwalał, że rozpoznał na ulicy Lisa
w przebraniu staruszka, a Frasyniuk twierdził, że „gospodynie oddałyby się każdemu
z nielegalników”. Książkę kończy wspaniałe
wyznanie Bujaka: „Współczesna konspiracja
jest najlepszą, największą i najbardziej zadziwiającą w historii naszego kraju. Należymy do
ostatniego pokolenia, które ma możliwość
coś takiego przeżyć, dlatego ci, którzy dzisiaj nie załapują się do konspiry, wiele, bardzo wiele tracą”. Warto sięgnąć po Konspirę,
żeby dowiedzieć się, co straciliśmy.
20. Jarosław Marek Rymkiewicz, Rozmowy polskie latem roku 1983 (1984)20
Rymkiewicz, jak na wieszcza przystało,
patrzył na sytuację Polski pod rządami Jaruzelskiego z perspektywy spraw ostatecznych.
Pan Mareczek, jeden z odpoczywających na
Suwalszczyźnie i nieustannie dyskutujących
bohaterów tej powieści, rozumuje w następujący sposób: Suwalszczyzną rządzili onegdaj
Jadźwingowie, jednak na skutek śmiertelnego uścisku ze strony Polaków, Litwinów
i Niemców zostali całkowicie unicestwieni.
Również z nami, z Polakami, dzisiaj, w drugiej połowie wieku dwudziestego, może się
zdarzyć coś podobnego. Można „wyeksterminować wszystkich Polaków i pamięć
o nich oraz o ich dziełach wymazać z historii”. Jeśli się tak nie dzieje, to tylko dlatego,
że Duch Dziejów „lub Ktoś W Tym Rodzaju”
na to nie pozwala. Widocznie jesteśmy mu
do czegoś potrzebni, wieczni żołnierze wolności, zawsze w historii stający po stronie dobra przeciw wszelkim tyraniom. Solidarność
w tej misji dziejowej Polaków pełniła rolę niezwykłą, gdyż przywróciła duchowi polskiemu
wolę życia. Wyrwała polskie społeczeństwo
z apatii komunizmu, pomogła porzucić myśl
o rychłej śmierci naszej cywilizacji, tchnęła
wiarę w możliwość przebudowy i naprawy
naszego życia. Musimy ocalić naszą zagrożoną tożsamość narodową, a ratunek przyniesie
nie wyścig cywilizacyjny, ale duchowe zwycięstwo w sferze wolności. Ta główna myśl
książki pojawia się w niezwykłym kontekście,
w którym bieżąca polityka miesza się z rzeczywistością magiczną. Z jednej strony bohaterowie rozmawiają o Adamie (tak, tym Adamie!),
o wydaniu nowej ksiązki w Paryżu u Giedroycia, o walkach między „prawdziwymi Polakami” a ludźmi Kuronia w Regionie Mazowsze. Z drugiej zaś zdarza im się pertraktować
z diabłem występującym pod postacią Księcia
Psuja, dyskutować z powstańcami 1863 roku,
szukać korony Mendoga, pierwszego króla
Litwinów, a także spółkować z mitologiczną
księżniczką Egle, której legendę zna każde
litewskie dziecko. Wszystko to zostaje podlane sosem rozważań nad losem tego życia,
„co przestało być życiem”. Biorąc pod uwagę
współczesną twórczość autora, można śmiało stwierdzić, że Rymkiewicz pisze cały czas tę
samą książkę, zmieniając jedynie − zgodnie z
obowiązującymi trendami polityki historycznej − materiał, na którym się opiera. Wcześniej
była to Solidarność, teraz jest to Powstanie
Warszawskie. Za każdym razem robi to z właściwym sobie wieszczym rozmachem.
21. Alfred Znamierowski, Zaciskanie pięści. Rzecz o Solidarności Walczącej (1988)21
Tytuł książki jest nieco mylący, opowiada
ona bowiem nie tyle o SW, lecz o życiu Andrzeja Kołodzieja, jednego z jej przywódców.
Co prawda, organizacja ta została ostatnio
spopularyzowana przez spektakularną klęskę Kornela Morawieckiego w wyborach
prezydenckich, ale wciąż wiemy o niej zbyt
mało. Bez żadnej przesady, Andrzej Kołodziej
to bohater naszej wolności. Liczby świadczą
same za siebie. 21 – tyle lat miał, gdy udało
mu się w Sierpniu zorganizować strajk gdyńskiej stoczni im. Komuny Paryskiej. Nabrał
swoich kolegów, wymachując bibułą i mówiąc: „No jak to, nie wiecie? Jest wszystko
przygotowane i zaczynamy strajk”. Strajk
w Komunie to nie były żarty. Siłą usunięto
Postmodernistyczna Solidarność
69
70
z niej działaczy partyjnych, a dyrektora trzymano w areszcie i trochę przegłodzono. Kołodziej wszedł do kierownictwa Solidarności,
ale nie mógł się pogodzić z kompromisową
polityką i sposobem podejmowania decyzji
przez Wałęsę. Został emisariuszem. 2 – tyle
prawie lat spędził w czechosłowackim więzieniu za nielegalne przekroczenie granicy.
Był krnąbrnym więźniem, usunięto go nawet
z obozu karnego za demoralizujący wpływ
na towarzyszy. 12 – tyle dni karceru dostał
za brak należytej powagi w czasie ogłaszania wiadomości o śmierci Breżniewa. W więzieniu stracił połowę zębów, wypadły mu
włosy i popsuł się wzrok. 3 – tyle lat ukrywał
się po powrocie do Polski, gdy zaangażował
się w działalność SW. Swoją nieuchwytność
zawdzięczał „scannerowi”, tajemniczemu
urządzeniu do nasłuchu rozmów milicyj-
nych. Warto zapamiętać, po czym poznać
ubeków: „Można wyczuć ich sztuczną naturalność. Najczęściej jedną rękę trzymają
w pobliżu miejsca, gdzie mają schowaną
broń”. 720 – tyle stron miały akta jego śledztwa. Materiały były jednak słabe i władze
podstępem skłoniły Kołodzieja do wyjazdu
na leczenie za granicę, oznajmiając mu, że ma
raka dwunastnicy. 3 – tyle razy we Włoszech
nieznani sprawcy próbowali podłożyć ogień
w miejscu, w którym przebywał. Na szczęście
przebywał pod opieką o. Konrada Hejmy. Kołodziej to był po prostu niezły gość. Wywoływał konsternację w aresztach, oddając ciosy
polskim i czechosłowackim śledczym, nigdy
o nic ich nie prosił i zawsze odmawiał składania zeznań (widać, czytał Obywatela a SB).
Chcielibyśmy, żeby nasze dzieci uczyły się
o nim w szkołach.
Kanon Literatury Podziemnej to kolekcja
książek wydawana przez Oficynę Wydawniczą Volumen i wydawnictwo Bellona we
współpracy z Europejskim Centrum Solidarności, Narodowym Centrum Kultury, Radą
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz
Stowarzyszeniem Pokolenie. Kanon obejmuje dwadzieścia trzy najlepsze książki, których
pierwsze wydanie ukazało się w drugim obiegu w latach 1976-1989. Oto ich lista: J. Anderman, Kraj świata; J. Bocheński, Stan po zapaści; K. Brandys, Nierzeczywistość; M. Brandys,
Moje przygody z historią; R. Bugajski, Przesłuchanie. Przyznaję się do winy; J. Głowacki,
Moc truchleje, A. Kijowski, Rachunek naszych
słabości, S. Kisielewski, Felietony, T. Korzeniewski, W Polsce; M. Nowakowski, Raport
o stanie wojennym. Notatki z codzienności;
K. Orłoś, Historia cudownej meliny. Cudowna
melina; Z. Oryszyn, Madam Frankensztajn.
Czarna iluminacja; A. Pawlak, Książeczka
wojskowa; J. M. Rymkiewicz, Rozmowy pol-
skie latem roku 1983; W. Saniewski, Nadzór,
J. Stryjkowski, Wielki strach; J. J. Szczepański, Kadencja; J. Szpotański, Cisi i Gęgacze.
Towarzysz Szmaciak. Caryca i zwierciadło oraz
inne utwory wybrane; J. Trznadel, Hańba domowa; J. Walc, Eseje; P. Wierzbicki, Struktura
kłamstwa; Antologia poezji, pod red. L. Szarugi; Antologia eseju, pod red. M. Urbanowskiego. Do serii miały także wejść Książki najgorsze S. Barańczaka, Raport z oblężonego miasta
Z. Herberta, Rozważania o wojnie domowej
P. Jasienicy, Mała apokalipsa. Kompleks polski T. Konwickiego i Z dziejów honoru w Polsce
A. Michnika, ale wydawcom nie udało się uzyskać zgody autorów lub ich spadkobierców.
Każdy tom opatrzony jest krótką informacją
biograficzną o autorze i jego zdjęciem z epoki.
Seria ma upamiętnić niezwykłe zjawisko, jakim
było polskie podziemie wydawnicze w PRL.
W drugim obiegu ukazało się około 5000 książek i broszur w łącznym nakładzie kilku milionów egzemplarzy.
Przypisy:
1. Myśli o programie działania ukazały się w „Aneksie” 1977, nr 13-14, s. 4-32, a Zasady ideowe
i Uwagi o strukturze ruchu demokratycznego w: J. Kuroń, Zasady ideowe, Instytut Literacki, Paryż 1977. Wcześniej artykuły te krążyły w maszynopisie, a potem były wielokrotnie publikowane
w podziemiu. Korzystamy z wydania: Niezależna Oficyna Wydawnicza, b. m. [Warszawa] b. r. [ok.
1978-1979]. Ostatnio teksty te ukazały się w: J. Kuroń, Opozycja. Pisma polityczne 1969-1989,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2009.
2. Tekst ukazał się najpierw w „Aneksie” 1977, nr 13-14, s. 33-48, następnie był wielokrotnie przedrukowywany w podziemiu. Ostatnio ukazał się w: A. Michnik, Dzieła wybrane Adama Michnika,
t. II. Szanse polskiej demokracji, Agora, Warszawa 2009.
3. Tekst pierwotnie ukazał się w podziemnym piśmie „Droga” 1979, nr 7, s. 5-49, następnie jako
oddzielna broszura: Wydawnictwo Polskie, Warszawa b. r. [1979]. Krzysztof Bronowski (www.
m-ws.pl) notuje aż 29 podziemnych i emigracyjnych wydań tej książeczki. Tekst ostatnio ukazał
się w: Z. Hemmerling, M. Nadolski, Opozycja demokratyczna w Polsce 1976-1980. Wybór dokumentów, Wyd. UW, Warszawa 1994.
4. Tłumaczenie Siły bezsilnych ukazało się najpierw w „Krytyce” 1979, nr 5, s. 3-40, przeł. P. Heartman [właśc. P. Godlewski], następnie w zbiorze V. Havel, Eseje polityczne, Krąg, Warszawa
1984 i w książce V. Havel, J. Walc, Siła bezsilnych. Słabość wszechmocnych, ON, STOP, Warszawa
1985. Ostatnie wydanie w: J. Baluch (red.), Hrabal, Kundera, Havel... Antologia czeskiego eseju,
Kraków 2001, s. 65-153.
5. Pod tym tytułem ukazał się w 1994 roku pośmiertnie zbiór tekstów politycznych i społecznych
Kijowskiego. Zawiera on m.in. teksty opublikowane w zbiorze Niedrukowane, Niezależna Oficyna
Wydawnicza, b. m. [Warszawa] 1977. Cały zbiór ukazał się ostatnio w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009.
6. Książka po raz pierwszy ukazała się w Niezależnej Oficynie Wydawniczej [Warszawa 1978]
i jednocześnie w Instytucie Literackim w Paryżu. Miała wiele przedruków podziemnych. Ostatnio
ukazała się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009.
7. Pierwsze wydanie: b. w. [Głos], b. m. [Warszawa] b.r. [1978]. Książeczka miała bardzo wiele wydań
podziemnych, korzystaliśmy z rozszerzonej wersji Niezależnej Oficyny Wydawniczej, Warszawa 1980.
8. Tekst ukazał się po raz pierwszy w „Zapisie” 1979, nr 9, następnie przedrukowywany było jako
osobna książeczka przez podziemne środowiska pacyfistyczne. Ostatnio ukazał się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009.
9. Opowiadanie W Polsce ukazało się po raz pierwszy w „Zapisie” 1978, nr 5 i zostało przedrukowane wraz z jeszcze jednym opowiadaniem i komentarzami autora w wydawnictwie NOWa,
Warszawa 1981 i za granicą. Ostatnio całość ukazała się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona,
Volumen, Warszawa 2009.
10. Tekst ukazał się w wielu miejscach, m.in. pod tytułem Gdańsk − Sierpień 1980, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, Warszawa 1981. Po kraju krążyły także taśmy z nagraniem
rozmów. Kanoniczny zbiór materiałów ze Stoczni (zawierający też omawiany zapis rozmów)
opublikowali Andrzej Drzycimski i Tadeusz Skutnik, najpierw za granicą: Zapis rokowań gdańskich. Sierpień 1980, Editions Spotkania, Paris 1986, a następnie w Polsce: Gdańsk, Sierpień ’80.
Rozmowy, Aida, Gdańsk 1990.
11. Opowiadanie ukazało się w podziemnym wydawnictwie Krąg, Warszawa 1981, potem było
publikowane oficjalnie. Ostatnio ukazało się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen,
Warszawa 2009.
Postmodernistyczna Solidarność
71
72
12. Pierwsze wydanie: Niezależna Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1985. Książka miała potem jeszcze wydanie oficjalne, a następnie została opublikowana wraz ze wspomnieniami dziennikarzy
po 25 latach i CD z legendarnym reportażem radiowym Janiny Jankowskiej Polski Sierpień przez
Rosnera i Wspólników, Warszawa 2005.
13. Solidarność: Sierpień 1980, fot. Zbigniew Trybek, Ryszard Wesołowski, Stanisław Ossowski,
Gdańsk: Wydawnictwo Morskie 1981, album został powtórnie wydany w 1990 roku.
14. Pierwsze wydanie: Znak, Kraków 1981, książka była potem wydawana w podziemiu. Ostatnio ukazała się w dwupaku: J. Tischner, Etyka Solidarności oraz Homo sovieticus, Znak, Kraków
2005.
15. Pierwsze wydanie: Niezależne Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1989, ostatnie wydanie: Ośrodek Myśli Politycznej, Wyższa Szkoła Biznesu-National-Louis University w Nowym Sączu, Wydawnictwo Dante, Kraków-Nowy Sącz 2006. W tej tece Pressji publikujemy artykuł J. Staniszkis Formy
myślenia jako ideologia, który wszedł potem w zmienionej postaci do Ontologii socjalizmu.
16. Pierwodruk w piśmie „Znaki czasu” 1986, nr 1, s. 44-75, wydane następnie jako osobna książka
Biblioteczka „Po Prostu”, Górny Śląsk [Katowice] 1986.
17. To właściwie dwie książki opublikowane przez Niezależną Oficynę Wydawniczą, Warszawa
1986 w serii Dokumenty. Zapis posiedzenia z 11-12 grudnia 1981 roku został ponownie wydany
przez ISP PAN, Warszawa 2003 ze wstępem Andrzeja Paczkowskiego.
18. Książka ukazała się po raz pierwszy w 1982 roku równolegle w warszawskiej Niezależnej Oficynie Wydawniczej i w paryskim Instytucie Literackim, miała potem wiele wydań podziemnych.
Ostatnio Raport ukazał się w Kanonie Literatury Podziemnej wraz jego drugą częścią i Notatkami
z codzienności, Bellona, Volumen, Warszawa 2009.
19. Książka ukazała się równolegle w podziemnym Przedświcie, Warszawa 1984 i emigracyjnym
Editions Spotkania, Paryż 1984. Miała mnóstwo przedruków podziemnych. Ostatnie wydanie:
Modem, Polski Dom Wydawniczy, Gdańsk-Warszawa 1989. Co ciekawe, wydanie to zawiera jeszcze w jednym miejscu ingerencję cenzury (s. 92).
20. Książka ukazała się w warszawskiej Niezależnej Oficynie Wydawniczej Nowa w 1984 roku, miała potem kilka wydań oficjalnych, a ostatnio ukazała się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009.
21. Książka ukazała się po raz pierwszy w Editions Spotkania, Paryż 1988, wydanie to miało
kilka krajowych przedruków, korzystaliśmy z wydania Solidarności Walczącej, Rzeszów b. r.
[ok. 1989].
Co dalej?
W kolejnej tece „Pressji” będziemy kontynuować lekturę Kanonu. Niezastąpionym źródłem wiedzy o bibule jest witryna Krzysztofa
Bronowskiego www.m-ws.pl.
CO WY Z TĄ
POSTMODERNISTYCZNĄ
SOLIDARNOŚCIĄ?!
Z abp. Rolandem
Minnerathem,
Michaelem Novakiem i George’em
Weigelem
rozmawia Karol
Wilczyński
K
arol Wilczyński: Ekscelencjo, Panowie, jesteście znawcami nauki społecznej Kościoła i od lat obserwujecie
wydarzenia w Polsce. Jaki charakter miały
waszym zdaniem idee polityczne Solidarności? Czy był to ruch socjalistyczny, liberalny,
a może nacjonalistyczny?
George Weigel: Siła Solidarności w jej
wymiarze politycznym brała się stąd, że jej
ideologia została spleciona z różnorodnych
wątków pochodzących z odmiennych źródeł: katolickich i świeckich, liberalnych i konserwatywnych, specyficznie polskich i autentycznie uniwersalnych. Ruch ten był oparty
na ideałach, a zarazem miał charakter pragmatyczny, co dało mu dużą przewagę nad
sztucznym systemem komunistycznym, na-
wet jeśli ta wszechstronność często wywoływała napięcia wewnątrz samej Solidarności.
Roland Minnerath: Pan jako Polak wie
oczywiście więcej na temat ideowego tła
Solidarności niż my. Z pewnością nie była
ona socjalistyczna w sensie ówczesnego
realnego socjalizmu, choć była spontanicznym ruchem o socjalnych celach. Nie była
też liberalna, choć nastawiona była na wolność, jej bezwzględnie pierwszym żądaniem
było wszak obalenie monopolu związków
zawodowych kontrolowanych przez komunistów. Oczywisty jest też narodowy aspekt
tego ruchu − Solidarność mogła w tym czasie
urzeczywistniać najważniejsze dążenie całego narodu, to znaczy niszczyć reżim ucisku
i obskurantyzmu.
Postmodernistyczna Solidarność
73

Podobne dokumenty