Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
21 POSTULATÓW CZYTELNICZYCH Krzysztof Mazur Paweł Rojek 1. Jacek Kuroń, Myśli o programie działania. Zasady ideowe. Uwagi o strukturze ruchu demokratycznego (1979)1 56 Chcecie wiedzieć, kto wymyślił Solidarność? Oczywiście nikt, bo rewolucji nie da się zaplanować – one się po prostu dzieją. Wystarczy jednak pobieżna znajomość specyfiki rewolucji sierpniowej, by zachwycić się trzema esejami Jacka Kuronia napisanymi w latach 1976-1977. Z kilkuletnim wyprzedzeniem szczegółowo opisał on koncepcję ruchu demokratycznego, którą zaskakująco wiernie zrealizowała potem Solidarność. Kuroń stawiał na możliwie szeroki, oddolny ruch obywatelski, który powiększałby przestrzeń wolności społecznej i wywierał nieustanną presję na władzę. Społeczeństwo powinno powoływać organizacje, działające na wzór KOR, które „będą reprezentować interesy różnych grup społecznych i realizować konkretne zadania zgodne z ich potrzebami. Pracownicy w poszczególnych zakładach mogą organizować się w niezależnych od Partii i administracji komitetach zastępujących państwowe związki zawodowe. Rolnicy muszą organizować się w niezależnym od władzy państwowej ruchu producentów rolnych. Studenci wespół z pracownikami naukowymi mogą tworzyć ruch społeczny działający na rzecz autonomii wyższych uczelni. Wszyscy możemy się organizować w sprawach, które uważamy za najważniejsze”. W ruch ten mają się także włączyć wierni w obronie praw Kościoła. W ten sposób oddolnie, metodą faktów dokonanych, społeczeństwo będzie stopniowo przełamywało monopol partyjno-państwowy w zakresie informacji, organizacji i inicjatywy. Ruch ten programowo powinien realizować zasadę pomocniczości, uznając autonomię najniższego szczebla (komisji zakładowych) oraz wcielać w życie zasady demokracji. Kluczem do sukcesu miało być przy tym mocne przekonanie o wspólnocie celów wszystkich regionów, branż zawodowych i grup społecznych, słowem – o solidarności. Wspólną płaszczyzną powinny być wreszcie najważniejsze zasady etyczne, z prymatem niezbywalnej wartości człowieka w centrum. Wizjonerzy społeczni rzadko doczekują realizacji swoich idei – Kuroń miał to szczęście. 2. Adam Michnik, Nowy ewolucjonizm (1977)2 Droga do Sierpnia wiodła przez Marzec. Właśnie w wyniku wydarzeń 1968 roku za- kończył się w Polsce rewizjonizm, który Michnik definiuje jako strategię opozycji zakładającą możliwość humanizacji i demokratyzacji systemu sprawowania władzy, a także zdolność oficjalnej doktryny marksistowskiej do przyswojenia sobie nowoczesnych kategorii nauk społecznych i humanistycznych. To właśnie w wyniku rozruchów studenckich i antysemickiej czystki w Partii została „przecięta pępowina łącząca rewizjonistyczną inteligencję z Partią” i upadła wiara w pojawienie się komunistycznego Księcia, który pod wpływem opozycji będzie realizował model absolutyzmu oświeconego. Michnik proponuje w zamian strategię „nowego ewolucjonizmu”: drogę nieustępliwej walki o reformy, nieustających nacisków społeczeństwa na władze i ewolucji poszerzającej zakres swobód obywatelskich i praw człowieka. Oznacza to, że „właściwym adresatem ewolucjonistycznego programu powinna być niezależna opinia publiczna, a nie totalitarna władza. Program powinien dostarczać wskazówek społeczeństwu, jak postępować, a nie władzy, jak się ma autoreformować. Nic nie jest lepszą wskazówką dla władz od realnej oddolnej presji”. Czynnikiem wyznaczającym granice takiej możliwej ewolucji wewnętrznej jest militarna i polityczna obecność ZSRR w Polsce. „Analizując kompleks stosunków polsko-radzieckich odnotować należy przede wszystkim fundamentalną zbieżność interesów kierownictwa politycznego ZSRR, kierownictwa politycznego w Polsce i polskiej demokratycznej opozycji. Dla każdej ze stron radziecka interwencja militarna w Polsce byłaby polityczną katastrofą”. Dla opozycji interwencja militarna byłaby katastrofą z oczywistych względów, dla polskich przywódców politycznych oznaczałaby ona ograniczenie ich roli do poziomu „stójkowych radzieckiego imperium”, a dla ZSRR byłaby równoznaczna z regularną wojną z polskim społeczeństwem, co bardzo skomplikowa- łoby jego pozycję międzynarodową. „Byłaby to wojna, którą Polska musiałaby militarnie przegrać, ale której nie mógłby politycznie wygrać Związek Radziecki”. Dlatego Michnik przekonuje, że zmiany w Polsce muszą się dokonywać w ramach doktryny Breżniewa. Wystarczy pobieżna znajomość rewolucji sierpniowej, by zachwycić się esejami Kuronia. Nowy ewolucjonizm jest kluczowym świadectwem poszukiwań nowej formuły działania wewnątrz opozycji wobec kompromitacji rewizjonizmu. 3. Leszek Moczulski, Rewolucja bez rewolucji (1979)3 Gdyby ktoś chciał w wolnej Polsce opublikować radykalną krytykę komunizmu zbliżoną do Rewolucji bez rewolucji, miałby z tym chyba duże problemy. Moczulski, jeszcze przed Sierpniem, publicznie uznawał PRL za państwo fasadowe, które jest tylko jednym z elementów „sowieckiego superkoncernu”. Podstawowym celem tego tworu jest dostarczanie zasobów materialnych na rzecz Moskwy („filia musi świadczyć na rzecz centrali”), a zatem wszelkie projekty reform wewnętrznych kraju w tym układzie międzynarodowym są bezcelowe. „Satelicki kraj nie może stać się bogaty, gdy hegemon nie jest w stanie własnymi środkami zaspokoić swoich potrzeb. Im więcej Polacy będą pracować, im efektywniejsza będzie gospodarka polska, im bardziej twórcza polska nauka i technika – tym szybciej rosła będzie eksploatacja przez Związek Radziecki”. Więcej, PRL stanowi jedynie twór przejściowy, który prowadzi do osłabienia siły wewnętrznej Polaków i przygotowuje nasz kraj do wcielenia do radzieckiego mocarstwa. Odrzucając wszelkie strategie ewolucyjne, Moczulski postuluje Postmodernistyczna Solidarność 57 reformy o charakterze całościowym, które muszą uznawać niepodległość za punkt wyjścia wszelkich działań, a nie odległy w czasie postulat końcowy. Zainspirowany myślą Piłsudskiego, głosi konieczność „rewolucji bez rewolucji”, polegającej na utworzeniu opozycyjnych partii politycznych i dublowaniu instytucji państwowych (Sejmu, rządu, samorządów), które ma doprowadzić do sytuacji dwuwładzy. W rezultacie obok PZPR pojawiłby się stabilny system polityczny, dzięki któremu zinstytucjonalizowane partie antykomunistyczne mogłyby prowadzić walkę o mandat społeczny. W przypadku zwycięstwa, stopniowo przejmowałyby władzę na różnych szczeblach. W fazie ostatniej miałoby dojść do proklamowania niepodległej Trzeciej Rzeczpospolitej, ogłoszenia tymczasowej konstytucji i wolnych wyborów. Jak wiadomo, historia potoczyła się inaczej i współczesna Trzecia Rzeczpospolita nie spełniła chyba nadziei autora. 58 4. Václav Havel, Siła bezsilnych (1979)4 Mówi się, że dobry tytuł to połowa sukcesu. Bywa jednak, że gdy jest zbyt dobry, zakrywa całą treść, co przytrafiło się esejowi Havla. Do dziś we wspomnieniach polskich opozycjonistów pojawia się ta świetnie dobrana zbitka słów, ale zazwyczaj znaczy tyle: „choć nie mieliśmy czołgów, to daliśmy radę komunie”. Oczywiście, Havel nie mógł przewidzieć upadku systemu, zresztą wcale nie pisał na ten temat. Jest to raczej bardzo przenikliwa analiza roli ideologii w państwie posttotalitarnym, w którym nie ma już władzy mogącej realnie kształtować myśli i sumienia obywateli. W tym układzie ideologia staje się wyłącznie atrapą, która jednak nadal znakomicie odgrywa rolę gwaranta trwałości systemu. Funkcjonuje bowiem jako parawan, który dostarcza ludziom alibi, wpisując ich egoistyczne zabiegi o dobrobyt materialny w szerszy porządek. Nikt już nie musi wierzyć w te wszystkie mistyfikacje ideologiczne, wystarcza, by zachowywał się tak, jak gdyby w nie wierzył. W zamian za lojalność system oferuje dobrobyt. Według Havla w tę grę pozorów angażują się wszyscy, zarówno szeregowi obywatele, jak i politycy najwyższych szczebli. Odmienność pozycji w hierarchii władzy decyduje tylko o różnicy w stopniu uwikłania, zatem klasyczny podział na rządzących i rządzonych w systemie posttotalitarnym traci rację bytu. „Każdy jest na swój sposób jego ofiarą i oparciem. To, co rozumiemy przez system, nie jest więc porządkiem, którzy jedni narzucają innym, lecz czymś, co przenika całe społeczeństwo i co całe społeczeństwo współtworzy”. „Siła bezsilnych” polega na tym, że odrzucenie tych reguł gry nawet przez pojedynczych ludzi jest śmiertelnym zagrożeniem dla całości. „Powłoka życia w kłamstwie utkana jest ze szczególnego materiału: dopóki szczelnie okrywa całe społeczeństwo, wydaje się z kamienia. Jednakże z chwilą, gdy ktoś ją w jednym miejscu przedziurawi, gdy jeden człowiek zawoła «Król jest nagi!», gdy jeden gracz naruszy reguły gry i tym samym zdemaskuje ją jako grę, wszystko ukazuje się nagle w innym świetle, a cała powłoka wydaje się z papieru i robi wrażenie, że zaraz zacznie niepowstrzymanie drzeć się i rozpadać”. Siła bezsilnych to najlepszy teoretyczny opis stanu polskiego społeczeństwa pod rządami Gierka oraz prorocze przeczucie Solidarności. Gdyby jeszcze tylko ten tytuł był trochę gorszy… 5. Andrzej Kijowski, Rachunek naszych słabości (1977)5 Teraz coś o intelektualistach. Zbiór tekstów Kijowskiego jest niezwykłym świadectwem zmagań z historią. Są to pochodzące z ostatniego dziesięciolecia życia autora (1976-1985) zapiski na tematy społeczno- polityczne o przeróżnym charakterze – od audycji radiowych po dokumenty programowe Polskiego Porozumienia Niepodległościowego. Dzięki nim można wiele dowiedzieć się o ówczesnych dylematach moralnych i intelektualnych. Poznajemy Kraków mrocznych lat stalinizmu, gdzie gimnazjalny nauczyciel historii uczył młodych przedwojennego konserwatyzmu, a na herbacie u rodziców Siła bezsilnych to najlepszy teoretyczny opis stanu polskiego społeczeństwa. bywali Ksawery Pruszyński, Eugeniusz Kwiatkowski czy Karol Wojtyła, młody wikary z pobliskiej parafii. Autor przyznaje, że w tym okresie reagował alergicznie na nauczanie Prymasa Wyszyńskiego oparte „wciąż na tych samych hasłach: Dzieci Boże i Maryja”, które jednak ostatecznie miało się okazać zbawienne dla polskiego społeczeństwa. Rachunek jest ważnym świadectwem poglądów pewnej części opozycji niepodległościowej końca lat siedemdziesiątych, która wprost domagała się odzyskania przez Polskę pełnej suwerenności. Rozumieli oni, że ponowne zjednoczenie Niemiec jest nieuchronne, w związku z czym postulowali czynny udział w tym procesie. Zapiski Kijowskiego zawierają ponadto wiele ciekawych uwag na temat Solidarności. Kijowski odmówił wyjazdu do Stoczni w charakterze doradcy z obawy, by nie stać się za bardzo „politycznym pisarzem i politycznym człowiekiem”; był pozytywne zaskoczony antyromantycznym realizmem związkowców, którzy prowadzili swoją działalność „przy suchych oczach i zimnych sercach”; dziwił się bezkrytycznej stadności błądzących dotąd intelektualistów, którzy latem 1980 roku uznali wreszcie nad sobą duchową władzę większości – okazało się bowiem, że to „masy” zachowały w okresie powojennym wierność podstawowym wartościom narodowym i ludzkim; wreszcie uznawał 13 grudnia za „najszczęśliwszy dzień” w życiu polskich inteligentów, gdyż dzięki niemu można było w końcu jednoznacznie określić swój moralny stosunek do PRL − w tym dniu miejsce państwa pozorów i zgniłych kompromisów zajęło państwo wojskowo-policyjne, jawnie zadające gwałt woli społeczeństwa. Jak widać, dla zainteresowanych zmaganiami intelektualistów z komunizmem zapiski Kijowskiego to lektura obowiązkowa. 6. Kazimierz Brandys, Nierzeczywistość (1977)6 Ta książka jest przejmującym świadectwem podskórnej niechęci części polskiej inteligencji do tradycji narodowej. Pisana w połowie lat siedemdziesiątych do szuflady, bez autocenzury i nadziei na wydanie, stanowi swoiste rozliczenie artysty z PRL. Pada w niej intrygujące pytanie, kto jest bardziej wolny: autor, idący z władzą na poważne kompromisy, czy jego ojciec, żyjący w dwudziestoleciu międzywojennym. Brandys stwierdza stanowczo, że ludzie generacji przedwojennej byli bardziej zniewoleni, gdyż nawet nie wiedzieli, „ilu zakazom było poddane to, co myślą i robią. Zakazom odziedziczonym, niemal genetycznym. Tłumaczy się je zwykle przeszłością, obciążeniami niewoli narodowej. Ale to jest zbyt proste, aby było prawdziwe. W istocie rzeczy te zahamowania sięgają czasów sprzed niewoli. Przecież typ człowieka, dla którego wolność oznacza prawo do indywidualności, formował się w Europie poprzez konflikty społeczne i walki religijne. W Polsce zakrzykiwano je hasłami wspólnoty, najpierw stanowej, potem narodowej. […] Tak powstała polska nierzeczywistość. Typ Polaka nieznającego siebie i świata, Polaka poczciwego, reprodukował się w ciągu pokoleń, po rozbiorach i powstaniach uzyskał jedynie perfekcyjny kształt”. Autor Postmodernistyczna Solidarność 59 dostrzega zatem wszelkie zło społeczne w formie, która nas więzi i krępuje, funkcjonuje jako maska, nawyk czy gorset. Właśnie z niej trzeba Polaka wyzwalać, by ocalić tkwiącą w każdym czystą istotę. Z tych powodów ludzie pokolenia przedwojennego „żyli w polskiej nierzeczywistości, w sferze mitu narodowego, zamiast w realnej skali jednostki i cywilizacji. Może przez to w większym stopniu czuli się wolni. Zdaje mi się jednak, że ja – chociaż bardziej świadomy ograniczeń mojej wolności – w większym stopniu byłem wolny niż oni”. Oto zatem w „przyduszającym bezkształtem” PRL, wyrażając się w sposób wolny i autentyczny (nie do druku), ważny polski pisarz podstawowe źródło zniewolenia dostrzega w formie narodowej. Tytułowa nierzeczywistość nie dotyczy zniewolenia umysłów przez ideologię komunistyczną, ale wciąż obecny w Polakach prymat wspólnoty przed jednostką. Szokujące! 60 7. Obywatel a Służba Bezpieczeństwa. Poradnik życia społecznego w PRL (1978)7 A jak wyglądało życie w PRL? Można się coś o nim dowiedzieć z tego prawdziwego podziemnego bestsellera. Jego pierwszą wersję przygotował w 1977 roku mecenas Jan Olszewski, legendarny obrońca w procesach politycznych, a potem polityk ROP. Tekst miał potem wiele wersji, dziesiątki przedruków i ostatecznie wszedł w skład Małego konspiratora z czasów stanu wojennego. Książeczka jest zbiorem wskazówek dotyczących postępowania w kontaktach z przedstawicielami SB. Te kontakty miały z reguły czworaki charakter: wezwania, zatrzymania, przeszukania i przesłuchania. Cztery rozdziały omawiają kolejno właściwy sposób zachowania się w każdej z tych sytuacji. Generalnie, zasady są dwie. Po pierwsze, należy „wymagać od władz respektowania praw, które same ustanowiły”, po drugie − „mówić nie i nie”. Podstawą stosunków z SB powinno być prawo. Opozycjonista musi przede wszystkim dobrze znać konstytucję i kodeksy, aby móc bezwzględnie korzystać ze swoich praw. Autor namawia do ignorowania nieprawidłowo wypełnionych wezwań na przesłuchanie, korzystania z prawa, by przy przeszukaniu był obecny świadek, który może utrudnić służbom założenie podsłuchu, a przede wszystkim do wysyłania Za każdą wypaloną przez nas paczkę temu panu płacą. skarg i zażaleń w każdej sytuacji. Choć nikt na nie najpewniej nie odpowie, pozostawią ślad bezprawnych działań i mogą się przydać w razie uruchomienia postępowania sądowego. Należy bezwzględnie odmawiać jakiejkolwiek współpracy z SB. Pod tym względem książeczka ta przypomina poradniki życia duchowego. Tak samo jak nie wolno w żaden sposób ustępować złu, tak samo nie należy podejmować jakichkolwiek kontaktów z przesłuchującymi. Wyjątkiem jest przyjmowanie papierosów, ale ze świadomością, że „za każdą wypaloną przez nas paczkę temu panu płacą”. Podczas przesłuchania należy żądać protokołowania pytań i po ich zapisaniu twardo odmawiać odpowiedzi. Każdy ma do tego prawo i nie musi tłumaczyć, dlaczego to robi. Nie należy − zaznacza autor poradnika − zasłaniać się słabą pamięcią, kłamać, zaczynać jakichkolwiek gier ze śledczymi, ani tym bardziej próbować ich przekonywać do swoich racji. Jakiekolwiek informacje przekazane SB mogą bowiem posłużyć do złamania oporu kolegów i uzyskania obciążających zeznań. Książeczka była szeroko kolportowana w czasie legalnego działania Solidarności i sformułowane w niej zasady stały się elementem wiedzy potocznej opozycji. Ci, którzy je znali i poszli na współpracę, a dziś tłumaczą, że chcieli tylko podjąć grę ze służbami lub nawracać esbeków, liczą chyba na to, że nikt nie pamięta o istnieniu tej książeczki. 8. Antoni Pawlak, Książeczka wojskowa (1979)8 Nie da się opisać PRL bez LWP. Wojsko było miniaturą systemu totalitarnego. Książeczka opiera się na przeżyciach autora, młodego opozycyjnego poety i filozofa, wychowanka o. Ludwika Wiśniewskiego, który w latach siedemdziesiątych trafił do wojska. Opis koszarowej codzienności jest wstrząsający. „Wchodząc na teren jednostki, przekraczasz granicę kultur. Cofasz się o kilka wieków w historii ludzkości”. Chodzi oczywiście o stosunki między żołnierzami zawodowymi a poborowymi oraz między starym a młodym wojskiem. „Żołnierz to parias i Murzyn. Polski niewolnik. Zwierzę”. Wstrząsające jest to, że żołnierze z obu stron traktowali to jako naturalną kolej rzeczy. Co gorsza, jak wyznaje autor, „niezwykle trudno jest nie przypierdalać młodych, nie wysługiwać się nimi. O wiele trudniej niż wydaje się to tobie, moralisto, siedzący w wygodnym fotelu”. Do tego dochodzi dramatycznie niski poziom intelektualny żołnierzy i oficerów. Na naiwne pytanie jednego z żołnierzy, co to jest KOR, prowadzący szkolenie polityczne odpowiedział, że to „członkowie faszystowskich organizacji” i „Żydzi”. Pawlak opisuje też elementy folkloru wojskowego: zwyczaje (fala, falowanie, mierzenie fali, meldowanie fali), słownictwo (zupa okresowa, gonienie kreta, kręcenie murzynka), krążącą w rękopisach twórczość literacką (pornograficzną i sentymentalną). Książeczka miała przedstawiać opresywny charakter armii, ale pokazuje też, chyba w niezamierzony sposób, opór wobec systemu. Pawlak stosował sprawdzone metody legalnej opozycji. Gdy został wybrany przewodniczącym Sądu Koleżeńskiego, starannie przestudiował statut i ku zdumieniu przełożonych zaczął prowadził działalność interwencyjną. Gdy odkrył, że ktoś kontroluje jego korespondencję, poskarżył się oficerowi kontrwywiadu, który najpewniej sam ją zarządził. Tłumaczył mu, że powinien stać na straży praw konstytucyjnych i paktów helsińskich. „Oficer śledził mój natchniony monolog z lekkim niedowierzaniem. […] Nie wyglądałem wcale na takiego, któryby z kogoś robił balona. A poza tym miałem za sobą wielki atut: twarz o wyrazie pełnego ufnej naiwności imbecyla. […] Obiecał, że zbada sprawę”. Wojsko było więc nie tyle miniaturą, co karykaturą systemu totalitarnego. 9. Tadeusz Korzeniewski, W Polsce (1978)9 Świetnie napisane świadectwo człowieka, który kilka lat przed Sierpniem zapoznał się z klasą robotniczą Wybrzeża i uznał, że żadna rewolucja w Polsce nie ma szans. Korzeniewski porzucił studia filozoficzne na KUL i pracował dorywczo, między innymi jako tragarz w Sopocie. Tam właśnie dokonał swoich obserwacji, które wykorzystał w opowiadaniu. Firma przeprowadzkowa składa się z właściciela Febka, białego forda i trzech tragarzy. Robotnicy są poniewierani i wykorzystywani przez szefa. Pewnego razu spróbowali zastrajkować, zostali łatwo zastraszeni i przekupieni. Za drugim razem poszło lepiej − pobili szefa i splądrowali jego willę. „Chłopaki poczuli wreszcie powiew demokracji. W pierwszym rzędzie wparowali do kuchni. Salami, ananasy, konserwowa szynka – szło do bandziochów jak popadnie”. Gdy w końcu wyjedli i wypili wszystko, zachciało im się „oblecieć Febusową”, byli już jednak zbyt pijani. Tyle, jeśli chodzi o horyzonty klasy robotniczej. Nie lepiej jest z inteligencją, o czym świadczy wpleciona w fabułę Przypowieść o Wielkim Integratorze. Masy potrzebują świadomości, którą może wnieść elita Postmodernistyczna Solidarność 61 narodu. Bohater przypowieści rezygnuje jednak z tej misji, tłumacząc, że ludzie są zadowoleni ze swego stanu. „A co, źle im jest? Ciamać mają, a jak brakuje, to na lewo skręcą, dach nad głową mają, woda ciepła, zimna, telewizory, dywany, lodówki […] – czego im więcej trzeba? Suwerenności? Wolności myśli? Demokracji?”. Ostatni fragment opo- Miałem za sobą wielki atut: twarz o wyrazie pełnego ufnej naiwności imbecyla. 62 wiadania pokazuje, na czym może polegać prawdziwa misja opozycji. Pewien bezrobotny literat znajduje w zupie mlecznej trzy mysie gówna. Wywołuje awanturę, ale chodzi mu głównie o to, że kierownik lokalu nie chce nazwać rzeczy po imieniu. „To wcale nie fekalia, czy kał, czy nieczystość – tylko gówno! Gówno! Gówno!...” − powtarza. Powrót do normalnego języka jest więc najwłaściwszą strategią oporu. Czy wybuch Solidarności sfalsyfikował tezy Korzeniewskiego? Sam autor sądzi, że nie, o czym miała świadczyć klęska ruchu i całe dzieje III RP. W pewnym miejscu opisuje, jak natrafił na uliczną demonstrację: „Popatrzałem, i powiedziałem sobie: A kij cię wreszcie to wszystko Korzenieski obchodzi. […] Gromada nasyfiła sobie, gromada teraz swoje gromadzkie sprawy gromadnie załatwia”. Autor w 1981 roku wyemigrował do Francji, a następnie do USA i do dziś chodzi swoimi ścieżkami, o czym można się przekonać przeglądając jego blog na Salonie 24. 10. Rozmowy Komisji Rządowej z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym w Stoczni Gdańskiej (1981)10 Może trudno w to uwierzyć, ale stenogramy negocjacji ze Stoczni to kawał dobrej literatury. Mocny początek, szybkie zwroty akcji, na przemian momenty podniosłe i komiczne, a w końcu szczęśliwe zakończenie. Nie ma tu tylko scen miłosnych. Po latach zwraca uwagę kilka rzeczy. Przede wszystkim, prawie zupełny brak nowomowy w języku przedstawicieli Partii. Jest to szokujące, zwłaszcza jeśli ktoś zetknął się z obowiązującym wówczas idiolektem partyjnym. Pokazuje to, że język władzy był funkcją sytuacji społecznej, a nie tylko indywidualnych kompetencji. Po drugie, wielokrotne podkreślanie z obu stron dążenia do zgody i zasypania podziałów. W pewnym momencie Lech Bądkowski, jeden z przedstawicieli strajkujących, powiedział, że stół, który oddziela delegacje, wcale ich nie dzieli, lecz służy tylko do notowania. Po trzecie, samoograniczanie się strajkujących. Wielokrotnie powtarzali, że nie są przeciwko społecznej własności środków produkcji, kierowniczej roli Partii, sojuszom zagranicznym, a niezależne związki zawodowe traktują jako instytucjonalną korektę systemu. Tu kluczowa jest fenomenalna dyskusja Mieczysława Jagielskiego z Andrzejem Gwiazdą z 26 sierpnia. Jagielski przekonywał, że wystarczy ogłosić nowe wybory w starych związkach i nadać im bardziej robotniczy charakter. Gwiazda tłumaczył mu cierpliwie, że wszystkie organizacje mogą „wyradzać się w potworki”, a warunkiem ich właściwego działania jest to, by zawsze można było założyć nową. Najzabawniejsze było chyba tłumaczenie jednego z członków delegacji rządowej, dlaczego wciąż nie odblokowano połączeń telefonicznych: „Otóż nad Warszawą w ciągu ubiegłej nocy przeszła potężna trąba, która punktowo zniszczyła duże obszary miasta […] Centrala telefoniczna na Żoliborzu… budynek został kompletnie zniszczony”. Nie mniej zabawne jest przejęzyczenie Jagielskiego, który mówił coś o „Janie Pawle VI”. Jak wiadomo, porozumienie doszło do skutku, ponieważ obie strony odnalazły wspólne wartości. „Dogadaliśmy się tak jak Polak z Polakiem” − mówił po zakończeniu negocjacji Wałęsa. „Rozmawialiśmy tak jak Polacy ze sobą powinni rozmawiać” – wtórował mu Jagielski. Warto zauważyć, że w toku negocjacji partnerzy wypróbowywali także inne płaszczyzny porozumienia: klasową (Jagielski: „ja jestem rolnik”), ogólnoludzką (Jagielski: „ja też jestem człowiek”) i genderową (Wałęsa: „musimy się po męsku dogadać”). Kto wie, jak wyglądałaby historia Solidarności, gdyby osiągnięto porozumienie „jak chłop z robotnikiem”, albo „jak facet z facetem”. Późniejsze wydania Rozmów zawierają wiele innych materiałów źródłowych: wiersze, piosenki, homilie i napisy z murów Stoczni. 11. Janusz Głowacki, Moc truchleje (1981)11 Janusz Głowacki, ten luzak i playboy, napisał poruszającą książkę o Sierpniu. Tak się złożyło, że w czasie strajku w Stoczni przebywał nad morzem na wakacjach i z ciekawości przyjechał pooglądać sobie robotników. W drugim tygodniu strajku Stocznia stała się modna, można tu było spotkać ówczesnych celebrytów, którym udzielał się patriotyczny nastrój. Wojciech Giełżyński, jeden z obecnych w Stoczni dziennikarzy, tak wspominał wizytę Głowackiego: „No, co tam słychać chłopcy? Strajkujecie podobno – zagadał do nas. W tym momencie to jeszcze dla niego pełna zabawa. Mija pół godziny i on wraca z sali, gdzie siedzą delegaci. Ja go znam od ponad piętnastu lat, to po raz pierwszy przemówił do mnie głosem serio. Po dwóch dniach trzymał się za głowę i powtarzał tylko: Pałac Zimowy! Rewolucja!”. Zachowało się zdjęcie, na którym widać jak Głowacki w napięciu słucha i notuje w sali BHP. Jego krótka książka jest historią pewnego prostego robotnika, który okrutnie poniewierany przez władze i wykorzystywany przez dyrekcję odzyskuje w końcu godność i przyłącza się do strajku, dzięki czemu zdobywa uznanie kolegów, kobietę i wraca do wiary w Boga. Ważną rolę odgrywa w powieści Okularnica, czyli śp. Anna Walentynowicz. Głowacki dość wiernie przedstawił wiele epizodów strajkowych: dyskusje z filmowcami Kroniki, groteskowy wiec dziennikarzy, sprawę Leśniaka wyrzuconego przez Walentynowicz, czy sprawę Achilewicza, który przysięgał na krzyż. Największe wrażenie robi język książki. Nasz robotnik posługuje się typowym kodem ograniczonym w sensie Basila Bernsteina z fatalnym dodatkiem socjalistycznej nowomowy. Stąd mamy „mijanie upływów czasu”, „podważanie podwalin” i „zwlekanie na zwłokę”. Książka przyjęta została dość chłodno, zarówno przez krytyków, jak i działaczy. Tym pierwszym mogła się nie podobać dość w gruncie rzeczy sztampowa fabuła, a tym drugim − niezbyt przyjemny obraz robotników. Głowacki wspomina, że gdy po latach w Nowym Jorku mieszkał kątem u pewnego spawacza ze Stoczni Gdańskiej, ukrył przed nim swoją książkę w obawie, by ten nie wymówił mu mieszkania. Nie przesadzajmy jednak z bluźnierczością książki. Taka interpretacja odpowiada chyba najbardziej samemu Głowackiemu, który być może trochę wstydzi się swojego zaangażowania. W swojej książce znakomicie odtworzył sposób myślenia szeregowych uczestników ruchu, ich proste motywacje, ale także prawdziwy heroizm, choć przejawiający się w drobnych rzeczach. Jest to najlepsze dzieło literackie opowiadające o mechanizmie Sierpnia. 12. Kto tu wpuścił dziennikarzy? Według pomysłu Marka Millera (1985)12 Grupa dziennikarzy z łódzkiej Pracowni Reportażu dotarła do kilkudziesięciu dziennikarzy, którzy byli w Stoczni podczas sierpniowego strajku i nagrała ich wspomnienia. W ten sposób powstał dokument, będący nie tylko obrazem wydarzeń w Stoczni, ale Postmodernistyczna Solidarność 63 przede wszystkim portretem samych dziennikarzy. W Stoczni była ich cała masa. Niektórzy zostali wysłani przez swoje redakcje, inni wzięli urlopy i przyjechali na własną rękę, przeczuwając, że wydarzy się coś niezwykłego. W Stoczni zetknęli się najpierw z nieufnością, a nieraz i wrogością. „Znowu te skurwysyny z telewizji przyjechały, znów będą kłamać”. Książka dobitnie pokazuje, że Sierpień był przede wszystkim wydarzeniem egzystencjalnym. Nagle ludzie, nie tylko żyjący w kłamstwie, lecz sami je produkujący, Nad Warszawą w ciągu ubiegłej nocy przeszła potężna trąba, która punktowo zniszczyła duże obszary miasta. 64 mogli zacząć żyć w prawdzie. Oto kilka świadectw: „Cudowne było to przejście do zupełnie innego świata, zwłaszcza po dusznej Warszawie. […] Gdybym to nazwał urlopem, to byłby najpiękniejszy urlop w moim życiu” (Bogusław Biegański). „To było przeżycie. […] Atmosfera euforii – zachłyśnięcia się wolnością, jeden z naszych kolegów dostał szoku. Musiał wrócić do Warszawy, bo zwracał bez przerwy” (Andrzej Zajączkowski). „Wciąż się wzruszałem, wciąż płakałem. Głupio mi było, więc tak jakoś odwracałem się, zakrywałem, chowałem, ale nie mogłem…” (Michał Mońko). „Płakałam podczas całego strajku. Nawet teraz, jak słyszę słowo «strajk» czy słyszę jakąś relację, łzy same napływają mi do oczu” (Nina Rasz). „Wszyscy wróciliśmy stamtąd inni, niż przyjechaliśmy” (Ryszard Kapuściński). Duże wrażenie robi tragikomiczna historia powstawania oświadczenia, w którym dziennikarze protestowali przeciwko fałszowaniu ich relacji ze Stoczni. Dziennikarze długo nie mogli dojść do porozumienia, bojąc się reakcji władzy, swoich szefów i strajkujących. Gdy kompromitująca dyskusja się przedłużała, robotnicy wyprosili ich z sali. Dziennikarze przenieśli się na trawę i po kilku godzinach ustalili tekst. Gdy w końcu przyszło do podpisywania oświadczenia, wielu z nich po prostu uciekło. Jeden z dziennikarzy złożył podpis, następnie wydarł go z dokumentu, a potem przeprosił za swoje zachowanie i podpisał jeszcze raz. Wydarzenie to jest chyba najlepszą ilustracją tego, co działo się wtedy w Polsce. 13. Solidarność: Sierpień 1980, fot. Zbigniew Trybek i inni (1981)13 Tym razem coś do oglądania, a nie do czytania. Jest to jeden z kilku albumów zdjęć ze Stoczni, które ukształtowały wizualny mit Solidarności. Widzimy ozdobioną kwiatami bramę, narzeczonych całujących się przez szpary w płocie, strażników w powstańczych biało-czerwonych opaskach, słoiki pełne pieniędzy ze składek, pomysłowe domki ze styropianu. Robotnicy ciasno otaczają polowy ołtarz, okropnie kucają na jedno kolano, niezgrabnie podchodzą do komunii. Widać dokładnie wystrój sali BHP, który wzbudził tyle uczonych komentarzy. Na murze Stoczni widnieje napis, który trzeba by poddać analizie genderowej: „Pamiętaj, żeś Polka / O polską sprawę walka / Obowiązek ją bronić / To twoja rywalka”. Są też uchwycone dramatyczne momenty: przysięga Achilewicza, dyskusja dziennikarzy. Wielkie wrażenie robi zdjęcie Anny Walentynowicz robiącej kanapki z mielonką. Kilka fotografii przedstawia ekspertów, na jednym widać nieco wycofaną Jadwigę Staniszkis. Robotnicy śpią gdzie popadnie i sprawiają wrażenie pijanych bumelantów albo poległych partyzantów (w istocie byli czymś pośrednim między jednymi a drugimi). Dyskutują, grają w karty, wygrzewają na słońcu, czytają ulotki, a przede wszystkim tłoczą się przed przy oknach sali BHP. „Pamiętam z tamtych dni […] charak- terystyczny obraz milczących twarzy, godzinami przyklejonych do wielkich okien […]. Jeśli w ogóle mam jakieś poczucie solidarności i zobowiązania, to jest to zobowiązane by zrobić wszystko dla tych milczących twarzy” − pisała Staniszkis w Self-limiting Revolution. Wreszcie scena podpisania porozumień: tryumfujący Wałęsa z różańcem na szyi i odpustowym długopisem. Po trzydziestu latach widać dopiero, że ludzie fatalnie się ubierali i chyba rzadko chodzili do fryzjera. Podziały klasowe były o wiele bardziej widoczne niż teraz. „Opracowanie tematu pozostawiamy socjologom i historykom” − pisali we wstępie autorzy albumu. Widzimy w tym wielkie wyzwanie dla krakowskiej szkoły socjologii wizualnej profesora Piotra Sztompki. 14. Józef Tischner, Etyka solidarności (1981)14 Spróbujmy teraz zrozumieć, co właściwie wydarzyło się w Sierpniu. Każda rewolucja ma swoich ideologów − myślicieli, którzy zarówno nadawali jej określony charakter, jak i odczytywali jej sens. Dla Solidarności jednym z nich był bez wątpienia ks. Józef Tischner. Etyka solidarności może trochę drażnić współczesnych czytelników swoją ogólnikowością, naiwnym idealizmem, oscylowaniem między poezją, manifestem politycznym i akademicką filozofią. Dla przykładu, według Tischnera solidarność to generalna idea, wzór dla rzeczywistości społecznej, którego nie sposób jednak zdefiniować i dookreślić. „Idea to jakby jakieś światło. Światło samo świeci, samo siebie uzasadnia. Idąc po cieniach, dochodzimy do światła”. Ludzka praca to z kolei „szczególna forma rozmowy człowieka z człowiekiem, służąca podtrzymywaniu i rozwojowi ludzkiego życia”. Niezbędnym elementem tego dialogu musi być prawda, a kłamstwo pracy to wyzysk. Solidarność Tischner opisuje jako łańcuch ludzkich sumień, odpowiedź na wezwanie „jedni drugich ciężary noście”. Jest to więc spontaniczna, płynąca z serca gotowość do wzięcia na siebie ciężaru drugiego człowieka. Wreszcie naród w duchu tej analizy jest „potężnym nurtem płynącym od wieków przez serca i sumienia obywateli”. Od postawy moralnej, wierności i odpowiedzialności obywateli za dobro wspólne zależała zawsze sprawa niepodległości narodowej. Jednak w tych wszystkich metaforach Tischner najlepiej ze wszystkich uchwycił fenomen wydarzenia Solidarności. Był to bowiem zryw działaczy używających prostych słów do nazwania złożonej rzeczywistości, dla których bezpośrednie doświadczenie liczyło się bardziej niż teoretyczne rozważania. Był to też ruch etyczny, którego uczestnicy, niezrażeni złem świata, ośmielali się głośno mówić o dobru. Wreszcie Solidarność była wielkim świadectwem „optymizmu ducha”, który na krótko zwyciężył nad „realizmem materii”. O tym wszystkim mówi ta książka. Najlepszym świadectwem tego, jak daleko jesteśmy od „ideałów Sierpnia”, jest rozdrażnienie studentów zmuszanych do czytania Tischnera. „Nie, świat taki nie jest. To naiwne!”. Było jednak kiedyś pokolenie, które w to uwierzyło. „Naprawdę?!”. 15. Jadwiga Staniszkis, Ontologia socjalizmu (1989)15 Choć prawdą jest, że aby zrozumieć którąś z książek Jadwigi Staniszkis, trzeba wcześniej zrozumieć którąś z jej książek, to jednak w to koło hermeneutyczne najlepiej wejść przez Ontologię socjalizmu. Jest tutaj wszystko to, za co kochamy Panią Profesor: odwaga myślenia, przenikliwe diagnozy, zadziwiająca erudycja, wielokrotnie złożone zdania, skomplikowana terminologia i liczne powtórzenia. Ontologia ma dwa zasadnicze wątki. Pierwszy dotyczy sposobu funkcjonowania społeczeństw w krajach realnego socjalizmu. Jest Postmodernistyczna Solidarność 65 to jedna z najlepszych analiz tego typu w literaturze światowej. Staniszkis argumentuje, że społeczeństwo zbudowane na zasadach marksizmu-leninizmu było sprzeczne i musiało upaść. Dążenie władzy do pełnego kontrolowania gospodarki i polityki prowadziło Świadectwem tego, jak daleko jesteśmy od „ideałów Sierpnia”, jest rozdrażnienie studentów zmuszanych do czytania Tischnera. 66 z konieczności do cyklicznego pojawiania się kryzysów gospodarczych i politycznych oraz tworzenia się „drugich obiegów” w życiu ekonomicznym i społecznym. Niestety, władza komunistyczna nie mogła zrezygnować z obu tych dążeń, ponieważ konstytuowały one jej tożsamość. W konsekwencji, zarówno pełne urzeczywistnienie ideologii, jak i rezygnacja z niej musiały doprowadziło do upadku systemu. Piękne, prawda? Staniszkis po latach wspominała: „Byłam szczęśliwa, że udało mi się zrozumieć i opisać tę fundamentalną dla komunizmu sprzeczność. Stanowiło to dla mnie metodę przełamywania strachu i swoisty rewanż”. Drugi wątek Ontologii dotyczy Solidarności. Staniszkis mocno zaangażowała się w ruch, była ekspertem w Stoczni, wspierała jego radykalne nurty, jej opinia o Solidarności była jednak bardzo krytyczna. Staniszkis twierdziła, że idee Solidarności odzwierciedlały ideologię komunistyczną, miały bowiem tak samo aprioryczny charakter i wykluczały negocjacje z drugą stroną. Sposób myślenia ruchu miał wręcz stanowić „objaw sowietyzacji naszego społeczeństwa”. Aby odeprzeć te tezy, jeden z nas napisał całą książkę. Niedawno Staniszkis wyznała: „odrzucał mnie wówczas sposób opisywania zjawisk publicznych w języku wartości moralnych”. Niewykluczone, że niechęć ta miała jakieś konsekwencje w jej interpretacji ruchu. Niezależnie od tego, bez Ontologii socjalizmu nie da się zrozumieć socjalizmu, Solidarności, ani innych książek Staniszkis. 16. Ludwik Dorn, Czas Solidarności. Ludzie, idee, programy (1986)16 Jeśli myślicie, że walki wewnętrzne w Solidarności zaczęły się dopiero po Okrągłym Stole, to koniecznie musicie przeczytać esej Ludwika Dorna. W połowie lat osiemdziesiątych poddał on analizie program Związku z pierwszego okresu legalnej działalności. Według niego był on kompletnie niespójny, „politycznie migotliwy” i cynicznie wykorzystywany przez liderów do mydlenia oczu działaczom. Główna myśl Samorządnej Rzeczpospolitej polegała na oparciu reformy gospodarczej na samorządzie pracowniczym zakładów pracy, co było zdaniem Dorna zupełnie niemożliwe w tamtych warunkach. Więcej, liderzy Związku mieli doskonale zdawać sobie z tego sprawę i tak naprawdę nigdy nie chcieli iść tą drogą. Latem 1981 roku program pełnił potrójną funkcję: po pierwsze, stanowił (pozorną) alternatywę programową dla zyskującej coraz więcej zwolenników strategii konfrontacji politycznej; po drugie, bronił dotychczasowego kierownictwa Związku przed zarzutami braku pozytywnej koncepcji wyjścia z kryzysu gospodarczego, co było szczególnie ważne wobec zbliżającego się Zjazdu Delegatów; po trzecie, dzięki swojej niespójności i ogólnikowości pozostawiał wolną rękę nowemu kierownictwu Związku. „Dla ludzi uprawiających w Solidarności politykę praktyczną − pisał Dorn − najważniejszą zaletą kierunku samorządowego było to, że nie był on żadną koncepcją, lecz pozorem pomysłu, cieniem udającym żywego człowieka, polityczną cząstką nieoznaczoną. Ruch samorządowy mógł oznaczać wszystko i nic zarazem: nową organizację do rządzenia, instytucję reformy gospodarczej, oddolne społecznikostwo, narzędzie przekształcania istniejącego państwa, rewolucyjne przejmowanie władzy gospodarczej. Dla każdego coś miłego, ale nic, co można by skonkretyzować, co wiązałoby ręce. Politycy uprawiający w imieniu Solidarności grę o władzę mieli wymarzoną sytuację: bezpieczne pole starcia, które nie prowadzi do konfrontacji, udający gromko istnienie ruch samorządowy, rewolucyjne wrzenie i rewolucyjny frazes za plecami, a nad sobą – żadnej kontroli, nic, co ograniczałoby pole manewru, co w jakikolwiek sposób wiązałoby ręce”. Dorn wskazuje wprost winnych sformułowania takiego programu. Kto chce ich poznać, niech poszuka tej książki. 17. Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 23-24 marca 1981 i 11-12 grudnia 1981 (1986)17 Jak wyglądało życie w „karnawale Solidarności”? Każdy badacz powinien stosować zasadę ograniczonego zaufania do opracowań. Jeśli rzeczywiście chcemy się dowiedzieć, jak było, trzeba sięgnąć do źródeł. Właśnie taki charakter mają zapisy nagrań magnetofonowych z posiedzeń kierownictwa Solidarności. Bez autoryzacji, bez cięć, bez zafałszowań przedstawiają niezwykle wiernie całą dramaturgię tamtych dyskusji. 23-24 marca 1981 roku Krajowa Komisja Porozumiewawcza miała podjąć decyzję o strajku generalnym wobec „prowokacji bydgoskiej”, co wiązało się z realną groźbą wojny domowej. Elżbieta Potrykus opowiadając się za strajkiem, stwierdza, że jest jej „zupełnie obojętne, czy ja idę w szeregu i natychmiast, i jeszcze dobrym towarzystwie na Sybir, czy będziemy szli powoli, po kolei, i jakie będą przy tym używane klątwy: czy job…, czy k… tylko, prawda, i że teraz mi ktoś powie: ubieri, czy dajcie Rulewskiego”. W odpowiedzi Jan Olszewski, krytykując decyzję o strajku generalnym, przypomina Powstanie Warszawskie. „Wiem, że dzisiaj na tej sali byłoby wielu z nich, których tu nie ma, i wiem, dlaczego ich nie ma. Pamiętajcie o tym przy podejmowaniu waszych decyzji”. Równie dramatyczny charakter miała narada z 11-12 grudnia 1981 roku. W trakcie tego spotkania Andrzej Rozpłochowski i Jan Rulewski po raz kolejny opowiedzieli się za przyjęciem przez Związek strategii otwartej ofensywy politycznej wobec władzy. Tym razem zostali jednak poparci przez samego Wałęsę: „zdajemy sobie sprawę – doszliśmy do momentu, który ja przewidywałem dopiero na wiosnę, że jeszcze będę unikał, obrywał od was, będziecie się kłócić. Do wiosny chciałem przetrzymać, nie chciałem, żeby doszło do tych politycznych rozwiązań teraz. Jednak do Radomia dojechałem, dalej widzę, że nie pojadę, bo już za duży opór wewnętrzny, nieporozumienia między nami, więc poszedłem na to, że nie ma wyjścia, te polityczne rozwiązania muszą być wcześniej”. W tych zapisach czuć ciężar historii. 18. Marek Nowakowski, Raport o stanie wojennym (1982)18 To jedna z najsławniejszych książek o stanie wojennym. Dokładniej – o „stanie wojny”, „wojnie cywilnej” lub po prostu „wojnie”, bo tylko takiego słownictwa używają bohaterowie Nowakowskiego. Książka została równolegle wydana w Paryżu, przetłumaczona na dziesięć języków, obsypana polskimi i zagranicznymi nagrodami. Jest to zbiór czterdziestu króciutkich opowiadań ukazujących życie codzienne. Obraz kraju jest dość przygnębiający. Książka zaczyna się od słów: „Zapadła ciemność”. Przemykamy wieczorami po pustych ulicach, jeździmy wyziębionymi autobusami i taksówkami, zaglądamy do mieszkań, biur, kiosków i melin, ustawiamy się przed końcem godziny policyjnej w kolejce po mięso, czekamy z dziennikarzami na spotkanie z komisją weryfikacyjną. Milicjanci nafaszerowani środkami podniecającymi okładają Postmodernistyczna Solidarność 67 68 Bogu ducha winnych ludzi pałami po nerach. Wojskowi w uszatych czapach i z automatami na piersiach grzeją się przy koksownikach. Dziecko zamiast się uczyć, rysuje karykatury Breżniewa, wojskowy komisarz przysłany do szkoły boi się ośmieszenia, dzielni młodzieńcy żartują sobie z reżimowego pisarza, starsza pani gromadzi zapasy mąki, w których zagnieżdżają się szkodniki („Wołki, job ich mać!”), rencista leczy kaca wodą toaletową „Bez”, koleżanki z pracy zachwycają się urodą ukrywających się przywódców, synek opozycjonisty uczy się rozpoznawać ubeków po chodzie, a dla stłamszonych ludzi napotkany na dworcu Murzyn stanowi „ucieleśnienie bujnej, wyzwalającej wolności”. Wojenne pokolenie dostrzega oczywiste analogie między „stanem wojny” a niemiecką i sowiecką okupacją. Stary lekarz akowiec spotyka przypadkiem swojego ukrywającego się sąsiada i na wszelki wypadek daje mu namiary do siebie do szpitala. „Uścisnęli sobie mocno dłonie”. Mimo wszystko jest jakaś nadzieja. Zbiór kończy się sceną, w której kilkuletni chłopiec zauważa w tramwaju porwaną dermę na oparciu siedzenia i na cały głos mówi: „To pewnie ubecy zepsuli w czasie rewizji!”. „Szeroki uśmiech na twarzy motorniczego. Inni uśmiechają się również. Na malca spoglądają z sympatią”. Raport nie jest syntezą tamtych czasów, najwyraźniej formy literackie rozpadły się wraz z dotychczasowym życiem. Z braku wielkiej syntezy, jest to najlepsze literackie świadectwo „stanu wojny”. 19. Maciej Łopiński, Marcin Moskit [właśc. Zbigniew Gach], Mariusz Wilk, Konspira. Rzecz o podziemnej Solidarności (1984)19 Książka składa się z wypowiedzi przywódców podziemia, głównie Bogdana Borusewicza, Zbigniewa Bujaka, Władysława Frasyniuka i Bogdana Lisa. W trakcie jej przygotowywania bezpieka wyłapywała kolejnych rozmówców. Autorzy nie mieli lżej. Maciej Łopiński, do niedawna minister w kancelarii śp. Lecha Kaczyńskiego, musiał się ukrywać, Zbigniew Gach uniknął aresztowania dzięki pseudonimowi, a Mariusz Wilk, który dziś żyje na dalekiej północy Rosji, został aresztowany pod zarzutem współpracy z obcym wywiadem. Książka odniosła wielki sukces, miała kilkanaście wydań krajowych, była tłumaczona na wiele języków. Dziś szczególnie ciekawe wydają się dwie rzeczy: dylematy strategiczne podziemia i realia konspiracji. Strategia „wrocławsko-gdańska” polegała na przygotowywaniu strajku generalnego, a „krakowsko-warszawska” − na organizowaniu długofalowego oporu społecznego. Kuroń wzywał do zbrojnego powstania, „Nielegalnik”, „spotkaniówka”, „zadołować”, „wkrocz”, „generałka”. a Bujak i Kulerski proponowali program inspirowany myślą Gombrowicza. Warto na wszelki wypadek wypisać sobie kilka złotych myśli przywódców podziemia: „młodzież jest dobra w ataku, w odwrocie zaś łatwo się załamuje” (Lis), „radykalizm werbalny na ogół nie idzie w parze z konsekwencja działania” (Borusewicz), „granica między wielkością a śmiesznością często jest trudno uchwytna” (Hall). Kto nie jest zainteresowany sprawami strategii, w Konspirze znajdzie mnóstwo folkloru podziemnego. Choćby samo słownictwo: „nielegalnik”, „spotkaniówka”, „zadołować”, „wkrocz”, „generałka”… Ciężkie było życie konspiratorów: zmienianie mieszkań, gubienie ogonów, ucieczki. Bujak przebierał się za kolejarza, Kulerski przez siedem godzin wyprowadzał psa, gdy otoczono blok, w którym się ukrywał. Bywało też wesoło: Lis pewnego razu incognito rozmawiał z kimś, kto się przechwalał, że rozpoznał na ulicy Lisa w przebraniu staruszka, a Frasyniuk twierdził, że „gospodynie oddałyby się każdemu z nielegalników”. Książkę kończy wspaniałe wyznanie Bujaka: „Współczesna konspiracja jest najlepszą, największą i najbardziej zadziwiającą w historii naszego kraju. Należymy do ostatniego pokolenia, które ma możliwość coś takiego przeżyć, dlatego ci, którzy dzisiaj nie załapują się do konspiry, wiele, bardzo wiele tracą”. Warto sięgnąć po Konspirę, żeby dowiedzieć się, co straciliśmy. 20. Jarosław Marek Rymkiewicz, Rozmowy polskie latem roku 1983 (1984)20 Rymkiewicz, jak na wieszcza przystało, patrzył na sytuację Polski pod rządami Jaruzelskiego z perspektywy spraw ostatecznych. Pan Mareczek, jeden z odpoczywających na Suwalszczyźnie i nieustannie dyskutujących bohaterów tej powieści, rozumuje w następujący sposób: Suwalszczyzną rządzili onegdaj Jadźwingowie, jednak na skutek śmiertelnego uścisku ze strony Polaków, Litwinów i Niemców zostali całkowicie unicestwieni. Również z nami, z Polakami, dzisiaj, w drugiej połowie wieku dwudziestego, może się zdarzyć coś podobnego. Można „wyeksterminować wszystkich Polaków i pamięć o nich oraz o ich dziełach wymazać z historii”. Jeśli się tak nie dzieje, to tylko dlatego, że Duch Dziejów „lub Ktoś W Tym Rodzaju” na to nie pozwala. Widocznie jesteśmy mu do czegoś potrzebni, wieczni żołnierze wolności, zawsze w historii stający po stronie dobra przeciw wszelkim tyraniom. Solidarność w tej misji dziejowej Polaków pełniła rolę niezwykłą, gdyż przywróciła duchowi polskiemu wolę życia. Wyrwała polskie społeczeństwo z apatii komunizmu, pomogła porzucić myśl o rychłej śmierci naszej cywilizacji, tchnęła wiarę w możliwość przebudowy i naprawy naszego życia. Musimy ocalić naszą zagrożoną tożsamość narodową, a ratunek przyniesie nie wyścig cywilizacyjny, ale duchowe zwycięstwo w sferze wolności. Ta główna myśl książki pojawia się w niezwykłym kontekście, w którym bieżąca polityka miesza się z rzeczywistością magiczną. Z jednej strony bohaterowie rozmawiają o Adamie (tak, tym Adamie!), o wydaniu nowej ksiązki w Paryżu u Giedroycia, o walkach między „prawdziwymi Polakami” a ludźmi Kuronia w Regionie Mazowsze. Z drugiej zaś zdarza im się pertraktować z diabłem występującym pod postacią Księcia Psuja, dyskutować z powstańcami 1863 roku, szukać korony Mendoga, pierwszego króla Litwinów, a także spółkować z mitologiczną księżniczką Egle, której legendę zna każde litewskie dziecko. Wszystko to zostaje podlane sosem rozważań nad losem tego życia, „co przestało być życiem”. Biorąc pod uwagę współczesną twórczość autora, można śmiało stwierdzić, że Rymkiewicz pisze cały czas tę samą książkę, zmieniając jedynie − zgodnie z obowiązującymi trendami polityki historycznej − materiał, na którym się opiera. Wcześniej była to Solidarność, teraz jest to Powstanie Warszawskie. Za każdym razem robi to z właściwym sobie wieszczym rozmachem. 21. Alfred Znamierowski, Zaciskanie pięści. Rzecz o Solidarności Walczącej (1988)21 Tytuł książki jest nieco mylący, opowiada ona bowiem nie tyle o SW, lecz o życiu Andrzeja Kołodzieja, jednego z jej przywódców. Co prawda, organizacja ta została ostatnio spopularyzowana przez spektakularną klęskę Kornela Morawieckiego w wyborach prezydenckich, ale wciąż wiemy o niej zbyt mało. Bez żadnej przesady, Andrzej Kołodziej to bohater naszej wolności. Liczby świadczą same za siebie. 21 – tyle lat miał, gdy udało mu się w Sierpniu zorganizować strajk gdyńskiej stoczni im. Komuny Paryskiej. Nabrał swoich kolegów, wymachując bibułą i mówiąc: „No jak to, nie wiecie? Jest wszystko przygotowane i zaczynamy strajk”. Strajk w Komunie to nie były żarty. Siłą usunięto Postmodernistyczna Solidarność 69 70 z niej działaczy partyjnych, a dyrektora trzymano w areszcie i trochę przegłodzono. Kołodziej wszedł do kierownictwa Solidarności, ale nie mógł się pogodzić z kompromisową polityką i sposobem podejmowania decyzji przez Wałęsę. Został emisariuszem. 2 – tyle prawie lat spędził w czechosłowackim więzieniu za nielegalne przekroczenie granicy. Był krnąbrnym więźniem, usunięto go nawet z obozu karnego za demoralizujący wpływ na towarzyszy. 12 – tyle dni karceru dostał za brak należytej powagi w czasie ogłaszania wiadomości o śmierci Breżniewa. W więzieniu stracił połowę zębów, wypadły mu włosy i popsuł się wzrok. 3 – tyle lat ukrywał się po powrocie do Polski, gdy zaangażował się w działalność SW. Swoją nieuchwytność zawdzięczał „scannerowi”, tajemniczemu urządzeniu do nasłuchu rozmów milicyj- nych. Warto zapamiętać, po czym poznać ubeków: „Można wyczuć ich sztuczną naturalność. Najczęściej jedną rękę trzymają w pobliżu miejsca, gdzie mają schowaną broń”. 720 – tyle stron miały akta jego śledztwa. Materiały były jednak słabe i władze podstępem skłoniły Kołodzieja do wyjazdu na leczenie za granicę, oznajmiając mu, że ma raka dwunastnicy. 3 – tyle razy we Włoszech nieznani sprawcy próbowali podłożyć ogień w miejscu, w którym przebywał. Na szczęście przebywał pod opieką o. Konrada Hejmy. Kołodziej to był po prostu niezły gość. Wywoływał konsternację w aresztach, oddając ciosy polskim i czechosłowackim śledczym, nigdy o nic ich nie prosił i zawsze odmawiał składania zeznań (widać, czytał Obywatela a SB). Chcielibyśmy, żeby nasze dzieci uczyły się o nim w szkołach. Kanon Literatury Podziemnej to kolekcja książek wydawana przez Oficynę Wydawniczą Volumen i wydawnictwo Bellona we współpracy z Europejskim Centrum Solidarności, Narodowym Centrum Kultury, Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Stowarzyszeniem Pokolenie. Kanon obejmuje dwadzieścia trzy najlepsze książki, których pierwsze wydanie ukazało się w drugim obiegu w latach 1976-1989. Oto ich lista: J. Anderman, Kraj świata; J. Bocheński, Stan po zapaści; K. Brandys, Nierzeczywistość; M. Brandys, Moje przygody z historią; R. Bugajski, Przesłuchanie. Przyznaję się do winy; J. Głowacki, Moc truchleje, A. Kijowski, Rachunek naszych słabości, S. Kisielewski, Felietony, T. Korzeniewski, W Polsce; M. Nowakowski, Raport o stanie wojennym. Notatki z codzienności; K. Orłoś, Historia cudownej meliny. Cudowna melina; Z. Oryszyn, Madam Frankensztajn. Czarna iluminacja; A. Pawlak, Książeczka wojskowa; J. M. Rymkiewicz, Rozmowy pol- skie latem roku 1983; W. Saniewski, Nadzór, J. Stryjkowski, Wielki strach; J. J. Szczepański, Kadencja; J. Szpotański, Cisi i Gęgacze. Towarzysz Szmaciak. Caryca i zwierciadło oraz inne utwory wybrane; J. Trznadel, Hańba domowa; J. Walc, Eseje; P. Wierzbicki, Struktura kłamstwa; Antologia poezji, pod red. L. Szarugi; Antologia eseju, pod red. M. Urbanowskiego. Do serii miały także wejść Książki najgorsze S. Barańczaka, Raport z oblężonego miasta Z. Herberta, Rozważania o wojnie domowej P. Jasienicy, Mała apokalipsa. Kompleks polski T. Konwickiego i Z dziejów honoru w Polsce A. Michnika, ale wydawcom nie udało się uzyskać zgody autorów lub ich spadkobierców. Każdy tom opatrzony jest krótką informacją biograficzną o autorze i jego zdjęciem z epoki. Seria ma upamiętnić niezwykłe zjawisko, jakim było polskie podziemie wydawnicze w PRL. W drugim obiegu ukazało się około 5000 książek i broszur w łącznym nakładzie kilku milionów egzemplarzy. Przypisy: 1. Myśli o programie działania ukazały się w „Aneksie” 1977, nr 13-14, s. 4-32, a Zasady ideowe i Uwagi o strukturze ruchu demokratycznego w: J. Kuroń, Zasady ideowe, Instytut Literacki, Paryż 1977. Wcześniej artykuły te krążyły w maszynopisie, a potem były wielokrotnie publikowane w podziemiu. Korzystamy z wydania: Niezależna Oficyna Wydawnicza, b. m. [Warszawa] b. r. [ok. 1978-1979]. Ostatnio teksty te ukazały się w: J. Kuroń, Opozycja. Pisma polityczne 1969-1989, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2009. 2. Tekst ukazał się najpierw w „Aneksie” 1977, nr 13-14, s. 33-48, następnie był wielokrotnie przedrukowywany w podziemiu. Ostatnio ukazał się w: A. Michnik, Dzieła wybrane Adama Michnika, t. II. Szanse polskiej demokracji, Agora, Warszawa 2009. 3. Tekst pierwotnie ukazał się w podziemnym piśmie „Droga” 1979, nr 7, s. 5-49, następnie jako oddzielna broszura: Wydawnictwo Polskie, Warszawa b. r. [1979]. Krzysztof Bronowski (www. m-ws.pl) notuje aż 29 podziemnych i emigracyjnych wydań tej książeczki. Tekst ostatnio ukazał się w: Z. Hemmerling, M. Nadolski, Opozycja demokratyczna w Polsce 1976-1980. Wybór dokumentów, Wyd. UW, Warszawa 1994. 4. Tłumaczenie Siły bezsilnych ukazało się najpierw w „Krytyce” 1979, nr 5, s. 3-40, przeł. P. Heartman [właśc. P. Godlewski], następnie w zbiorze V. Havel, Eseje polityczne, Krąg, Warszawa 1984 i w książce V. Havel, J. Walc, Siła bezsilnych. Słabość wszechmocnych, ON, STOP, Warszawa 1985. Ostatnie wydanie w: J. Baluch (red.), Hrabal, Kundera, Havel... Antologia czeskiego eseju, Kraków 2001, s. 65-153. 5. Pod tym tytułem ukazał się w 1994 roku pośmiertnie zbiór tekstów politycznych i społecznych Kijowskiego. Zawiera on m.in. teksty opublikowane w zbiorze Niedrukowane, Niezależna Oficyna Wydawnicza, b. m. [Warszawa] 1977. Cały zbiór ukazał się ostatnio w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009. 6. Książka po raz pierwszy ukazała się w Niezależnej Oficynie Wydawniczej [Warszawa 1978] i jednocześnie w Instytucie Literackim w Paryżu. Miała wiele przedruków podziemnych. Ostatnio ukazała się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009. 7. Pierwsze wydanie: b. w. [Głos], b. m. [Warszawa] b.r. [1978]. Książeczka miała bardzo wiele wydań podziemnych, korzystaliśmy z rozszerzonej wersji Niezależnej Oficyny Wydawniczej, Warszawa 1980. 8. Tekst ukazał się po raz pierwszy w „Zapisie” 1979, nr 9, następnie przedrukowywany było jako osobna książeczka przez podziemne środowiska pacyfistyczne. Ostatnio ukazał się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009. 9. Opowiadanie W Polsce ukazało się po raz pierwszy w „Zapisie” 1978, nr 5 i zostało przedrukowane wraz z jeszcze jednym opowiadaniem i komentarzami autora w wydawnictwie NOWa, Warszawa 1981 i za granicą. Ostatnio całość ukazała się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009. 10. Tekst ukazał się w wielu miejscach, m.in. pod tytułem Gdańsk − Sierpień 1980, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, Warszawa 1981. Po kraju krążyły także taśmy z nagraniem rozmów. Kanoniczny zbiór materiałów ze Stoczni (zawierający też omawiany zapis rozmów) opublikowali Andrzej Drzycimski i Tadeusz Skutnik, najpierw za granicą: Zapis rokowań gdańskich. Sierpień 1980, Editions Spotkania, Paris 1986, a następnie w Polsce: Gdańsk, Sierpień ’80. Rozmowy, Aida, Gdańsk 1990. 11. Opowiadanie ukazało się w podziemnym wydawnictwie Krąg, Warszawa 1981, potem było publikowane oficjalnie. Ostatnio ukazało się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009. Postmodernistyczna Solidarność 71 72 12. Pierwsze wydanie: Niezależna Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1985. Książka miała potem jeszcze wydanie oficjalne, a następnie została opublikowana wraz ze wspomnieniami dziennikarzy po 25 latach i CD z legendarnym reportażem radiowym Janiny Jankowskiej Polski Sierpień przez Rosnera i Wspólników, Warszawa 2005. 13. Solidarność: Sierpień 1980, fot. Zbigniew Trybek, Ryszard Wesołowski, Stanisław Ossowski, Gdańsk: Wydawnictwo Morskie 1981, album został powtórnie wydany w 1990 roku. 14. Pierwsze wydanie: Znak, Kraków 1981, książka była potem wydawana w podziemiu. Ostatnio ukazała się w dwupaku: J. Tischner, Etyka Solidarności oraz Homo sovieticus, Znak, Kraków 2005. 15. Pierwsze wydanie: Niezależne Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1989, ostatnie wydanie: Ośrodek Myśli Politycznej, Wyższa Szkoła Biznesu-National-Louis University w Nowym Sączu, Wydawnictwo Dante, Kraków-Nowy Sącz 2006. W tej tece Pressji publikujemy artykuł J. Staniszkis Formy myślenia jako ideologia, który wszedł potem w zmienionej postaci do Ontologii socjalizmu. 16. Pierwodruk w piśmie „Znaki czasu” 1986, nr 1, s. 44-75, wydane następnie jako osobna książka Biblioteczka „Po Prostu”, Górny Śląsk [Katowice] 1986. 17. To właściwie dwie książki opublikowane przez Niezależną Oficynę Wydawniczą, Warszawa 1986 w serii Dokumenty. Zapis posiedzenia z 11-12 grudnia 1981 roku został ponownie wydany przez ISP PAN, Warszawa 2003 ze wstępem Andrzeja Paczkowskiego. 18. Książka ukazała się po raz pierwszy w 1982 roku równolegle w warszawskiej Niezależnej Oficynie Wydawniczej i w paryskim Instytucie Literackim, miała potem wiele wydań podziemnych. Ostatnio Raport ukazał się w Kanonie Literatury Podziemnej wraz jego drugą częścią i Notatkami z codzienności, Bellona, Volumen, Warszawa 2009. 19. Książka ukazała się równolegle w podziemnym Przedświcie, Warszawa 1984 i emigracyjnym Editions Spotkania, Paryż 1984. Miała mnóstwo przedruków podziemnych. Ostatnie wydanie: Modem, Polski Dom Wydawniczy, Gdańsk-Warszawa 1989. Co ciekawe, wydanie to zawiera jeszcze w jednym miejscu ingerencję cenzury (s. 92). 20. Książka ukazała się w warszawskiej Niezależnej Oficynie Wydawniczej Nowa w 1984 roku, miała potem kilka wydań oficjalnych, a ostatnio ukazała się w Kanonie Literatury Podziemnej, Bellona, Volumen, Warszawa 2009. 21. Książka ukazała się po raz pierwszy w Editions Spotkania, Paryż 1988, wydanie to miało kilka krajowych przedruków, korzystaliśmy z wydania Solidarności Walczącej, Rzeszów b. r. [ok. 1989]. Co dalej? W kolejnej tece „Pressji” będziemy kontynuować lekturę Kanonu. Niezastąpionym źródłem wiedzy o bibule jest witryna Krzysztofa Bronowskiego www.m-ws.pl. CO WY Z TĄ POSTMODERNISTYCZNĄ SOLIDARNOŚCIĄ?! Z abp. Rolandem Minnerathem, Michaelem Novakiem i George’em Weigelem rozmawia Karol Wilczyński K arol Wilczyński: Ekscelencjo, Panowie, jesteście znawcami nauki społecznej Kościoła i od lat obserwujecie wydarzenia w Polsce. Jaki charakter miały waszym zdaniem idee polityczne Solidarności? Czy był to ruch socjalistyczny, liberalny, a może nacjonalistyczny? George Weigel: Siła Solidarności w jej wymiarze politycznym brała się stąd, że jej ideologia została spleciona z różnorodnych wątków pochodzących z odmiennych źródeł: katolickich i świeckich, liberalnych i konserwatywnych, specyficznie polskich i autentycznie uniwersalnych. Ruch ten był oparty na ideałach, a zarazem miał charakter pragmatyczny, co dało mu dużą przewagę nad sztucznym systemem komunistycznym, na- wet jeśli ta wszechstronność często wywoływała napięcia wewnątrz samej Solidarności. Roland Minnerath: Pan jako Polak wie oczywiście więcej na temat ideowego tła Solidarności niż my. Z pewnością nie była ona socjalistyczna w sensie ówczesnego realnego socjalizmu, choć była spontanicznym ruchem o socjalnych celach. Nie była też liberalna, choć nastawiona była na wolność, jej bezwzględnie pierwszym żądaniem było wszak obalenie monopolu związków zawodowych kontrolowanych przez komunistów. Oczywisty jest też narodowy aspekt tego ruchu − Solidarność mogła w tym czasie urzeczywistniać najważniejsze dążenie całego narodu, to znaczy niszczyć reżim ucisku i obskurantyzmu. Postmodernistyczna Solidarność 73