4. kwiecień
Transkrypt
4. kwiecień
Numer 4 KWIECIEŃ 2015 NASZ DOM SPIS TREŚCI: NA DOBRY POCZĄTEK TEMAT MIESIACA: Wojciech Mann „Lubię przedmuchać głośniki” URODZINY MIESIĄCA GADKA „JASPISOWEGO DZIADKA” HOROSKOP MIESIĘCZNY CIEKAWOSTKI z z Redagują: I. Fedorek M. Pakuła A. Rzodkiewicz B.Wiechucka 1 Na DOBRY POCZĄTEK „Dopóki człowiek się śmieje nie przegrał”. Andrew Vachss TEMAT MIESIĄCA Wojciech Mann: Lubię przedmuchać głośniki Słucha muzyki od 50 lat. Konserwa? A skąd! "Czasem trzeba puścić kopniaka, żeby membrany poczuły", twierdzi Wojciech Mann, wyznając swoją słabość do metalowców. Mówi też, że jeśli ktoś nie podziela jego gustu, to go nienawidzi. Okoliczność łagodząca? To wszystko z miłości do muzyki. Tak wielkiej i czułej, że swoje stare winylowe płyty... kąpie. Mam najpierw sprawę techniczną. Wojciech Mann: - ? Przed chwilą przeczytałam, że pan lamentuje nad niepoprawnym wyjmowaniem płyt winylowych z opakowania. Moda na winyle wróciła, pytam więc eksperta o instrukcję obsługi. - No... proszę pani, wewnętrzna koperta nie może mieć wylotu w tym samym miejscu, co zewnętrzna! Bo płyta może wypaść. Po wtóre, trzeba pilnować, żeby nie dotykać winylu paluchami. Bo zostaje tłusty ślad, do niego przykleja się kurz, igła potem wbija ten kurz w płytę i z tego robią się trzaski. Są ortodoksi, którzy biorą płytę do ręki tylko w białych rękawiczkach. Albo tacy, którzy - gdy na naklejce zrobi się lekkuchne wgniecenie, bo płyta położona na talerzu gramofonu nie od razu trafiła na bolec - uważają, że to obniża wartość kolekcjonerską. Do pielęgnacji używają ściereczek. Albo specjalnego urządzenia, takiego dość drogiego "piórnika", do którego się wlewa wodę destylowaną i specjalny płyn, a potem chwytaczkami z gąbki się tę płytę kąpie. Ale pan tego nie robi?! - Stare płyty, owszem, kąpię. To ma działanie antystatyczne, kurz potem tak nie przylega. 2 W tej sytuacji się cieszę, że pana najnowszy album "Nieprzeboje 2" jest na CD, a nie na winylu. Kiedy słuchałam tych dwóch płyt, przyszło mi do głowy zapomniane słowo "urocze". Ale to jedyny wspólny mianownik, bo utwory są od Sasa do lasa. Rock, blues, country. Skocznie, balladowo... Jaki był klucz? - Zebrałem piosenki, które moim zdaniem są dobre, a nawet bardzo dobre, ale z różnych przyczyn nie królowały na listach bestsellerów. A co dla pana jest dobre i bardzo dobre? - Czeka pani zapewne na muzykologiczne wyjaśnienia, ale dla mnie jedynym kluczem jest to, czy piosenka mi coś robi, czy nie robi. Ale że noga sama podskakuje? - Oczywiście, że chodzi między innymi o rytm. I noga to objaw pierwszy. Ale to jeszcze nie jest prawdziwe "robienie". Wie pani, kiedy czuję, że piosenka jest dobra? Kiedy chce mi się zapalić papierosa. Przecież pan nie pali! - No właśnie! Od piętnastu lat. A mimo to... Czyli dobra muzyka prowadzi na manowce. - Jeśli się jest mężczyzną twardym, o postanowieniach żelaznych - jak ja - to nie prowadzi. Jest rodzaj emocji, które wykraczają poza estetyczną ocenę piosenki. Czuję, więc wiem. I chce pan dzielić się tym ze światem? - Kiedyś byłem wręcz tyranem. Jeśli utwór mnie bardzo przejmował, usiłowałem skłonić do słuchania i podziwiania całe otoczenie. Dziś się poprawiłem. Ale zdarza się, że wyciągam płytę, nastawiam na cały regulator bo lubię jak muzyka wypełnia przestrzeń - i sprawdzam, czy ktoś odczuwa podobnie. A gdy nie odczuwa? - To go nienawidzę! A kiedy to ktoś bliski, z rodziny? - No to nienawidzę krócej. (uśmiech) 3 Na tych płytach jest dwa razy po 16 utworów. Jaki był współczynnik sita? - Ile przesłuchałem, żeby wybrać? Około 200. I tyle dobrych rzeczy musiałem odrzucić, że po cichu układam sobie już "Nieprzeboje 3". Na "dwójce" są nieznane w mainstreamie zespoły o urzekających nazwach. Federal Charm, Texas Tornados. Anglojęzyczne. Myślał pan o Nieprzebojach francuskich, włoskich? - W pierwszej części wrzuciłem dwa utwory po hiszpańsku, ale potem sam się wystraszyłem, czy to dla odbiorcy nie jest mylące. Mam wrażenie, że ludzie potrzebują jasnych komunikatów. Kiedyś Mleczko dał taki komentarz pod jednym z rysunków: "Najlepiej, żeby przy wszystkim było napisane, czy to jest na poważnie, czy dla jaj". Poza tym moi słuchacze mają przyzwyczajenia. I potrafią mnie skarcić. Mam takich, co piszą: "Po co pan tę miauczącą Francuzkę wstawił do porządnej audycji?". Trzymam się więc muzyki anglosaskiej, na niej znam się najlepiej. We wstępie do płyty pisze pan: "Popularność nie jest równoznaczna z wartością". To o piosenkach czy bardziej o dzisiejszym świecie? - Słusznie. Widzi pani, ja metryki nie oszukam, dorastałem w czasach, kiedy już samo posiadanie telewizora było czymś wyróżniającym obywatela. W tym telewizorze mieliśmy w porywach dwa programy. Plus trzy w radiu. Liczba źródeł informacji była do ogarnięcia. Teraz jest eksplozja, której sobie nawet nie uświadamiamy. Bo wystarczy w internecie zboczyć ze znanej sobie ścieżki i nagle się otwiera ocean nowych informacji. I teraz pytanie: kto zastąpi nam tamte media, w których treści mieliśmy filtrowane i wartościowane? I cenzurowane. - Oczywiście, zaraz będzie, że przesadzam. No bo dlaczego ktoś ma mi selekcjonować informacje? Ale wbrew pozorom to miewało dobre strony. Nie mówię o ideologii, tylko o tym, że w różnych dziedzinach kulturalnych wypowiadali się autentyczni fachowcy. Dziś, kiedy tych filtrów prawie nie ma, biedny obywatel sam musi się połapać, co jest wartościowe, a co nie. W dodatku często dominuje instynkt stadny: "Przyklejam się do grupy i wartościowanie mam z głowy". Ja się na taki stan nie zgadzam! No to jak żyć? - Najprościej uciekać się do wewnętrznego kompasu. Ale nie każdy go ma, nie każdy umie się nim posługiwać. Jest więc nerwowe szukanie autorytetów. A one zmarniały. Dziś jest nim ten, kto głośniejszy. Jak ktoś drze mordę, to jest 4 bardziej "klikalny", a więc wartościowszy. Słuchanie takich "autorytetów" może człowieka zwichrować. Nie mam na to recepty. Moim szczęściem, paradoksalnie, jest to, że zdążyłem się skleić w czasach, kiedy było mniej bodźców. Zastanawiam się, jak mój syn do tego podchodzi. On ma fart, bo autorytet z nim zamieszkuje. - Pytanie, czy to jest dla niego fart? Czy on ma zaufanie do moich wyborów, czy programowo je neguje? Jak tak się zastanawiam... Marcin jest dość pyskaty i ma swoje zdanie, ale wydaje mi się, że gdzieś tam pod spodem nie odrzuca tego, co ja mówię. Pana syn urodził się na początku lat 90. W tych czasach powstawał "Twój Styl ". Przez cały rok naszego jubileuszu zagadujemy rozmówców o te 25 lat. Gdyby z pana archiwum wybrać najważniejsze zdjęcia tego okresu, byłyby to... - Ze spraw prywatnych oczywiście narodziny syna. Najśmieszniejszy kadr byłby ze szpitala. Bo ja na pierwsze spotkanie z Marcinem założyłem... krawat. Moją żonę wprawiło to w kompletne osłupienie, bo dobrze znała mój codzienny styl, w którym krawat nie występuje. A ja chciałem utrwalić szczególność wydarzenia. Po prostu ubrałem się elegancko, żeby przywitać się z synem. Z kolei gdybym miał wybrać najbardziej wzruszający kadr z Marcinem, to byłby z jego balu maturalnego. Taki rytuał zamknięcia - on to mocno przeżywał, i ja też. A kadr najstraszniejszy? - Może z Sali Kongresowej, kiedy podczas galowej "Szansy na sukces" na oczach trzech tysięcy ludzi zawadziłem o kabel i wywaliłem się jak długi. Do dziś nie jestem w stanie zrozumieć, jak mi się udało tak błyskawicznie wstać. "Szansa..." to program, który prowadził pan najdłużej. Prawie 20 lat z tych 25, o których rozmawiamy. Jest sentyment? - Ba! W końcu parę lat błądziłem pośród wiszących sznurków, bojąc się, czy mi coś nie spadnie na głowę. I raz, faktycznie, całkiem spora puszka spadła. Sentyment mam ogromny, chociaż ja ten program prowadziłem, a nie współtworzyłem - tak jak inne typu MdM na przykład. "Szansa..." to setki 5 bardzo pozytywnych spotkań z artystami i uczestnikami. Wśród tych drugich nieraz zdarzał się taki, co już stawał na tym okrągłym podeście i nagle... zwiewał do domu, bo go dopadała trema! A tak poważnie, da się pan namówić na jakieś podsumowanie ostatniego ćwierćwiecza? Przeboje? Albo "nieprzeboje"? - Zaczynając od 1990 roku? Dla mnie to jest zupełnie niedawno, takie przedwczoraj. Rozumiem. Nie wypominając, ale sam pan podkreśla, że zadebiutował w radiu 50 lat temu. W roku ’90 to już był półmetek. Jakim pan był wtedy człowiekiem? - Z dzisiejszego punktu widzenia mógłbym tamtego Wojtka strasznie obsztorcować: był za bardzo pyskaty. Poza tym kiedy oglądam to, co wtedy robiłem, większość mi się nie podoba. Zresztą ja w ogóle jestem bardzo krytyczny wobec swoich dokonań. Ale... gdybym tego Wojtka spotkał, na pewno ostrzegłbym przed jednym czy drugim koncertem. Mam za sobą poronione przedsięwzięcia, w które wszedłem z całą naiwnością, np. koncert typu składanka, gdzieś w Polsce, różni artyści, my z Krzyśkiem Materną przyjechaliśmy to poprowadzić. Kiedy na kilka minut przed rozpoczęciem wciąż nie dano nam scenariusza, zapytałem, jaka właściwie jest kolejność w pierwszej części. A organizator: "ustalcie to". I w tym momencie już wiedziałem, że jest bardzo źle. Co potwierdziło się w przerwie, ponieważ... ten pan uciekł z pieniędzmi. I nikomu nie zapłacił. (śmiech) Początki kapitalizmu. - Ależ to się może w każdej chwili zdarzyć, nawet dziś. Z drugiej strony rozgoryczenia składają na sumę bycia. Nie można zakładać, że gdybym się cofnął w czasie i wszystko wtedy poprawił, to dziś miałbym życie usłane różami. Czasem trzeba dostać w łeb, żeby coś się w nim ułożyło. A tak w szerszej perspektywie te 25 lat to... - Żmudne meblowanie systemu kraju, który przez całe dziesięciolecia, a nawet wieki był łomotany różnymi wydarzeniami. I kiedy teraz widzę każdy nasz postęp, napawa mnie to szaloną radością. Pięknie zaprojektowany budynek, ładnie urządzona przestrzeń... Ale cieszą mnie też drobiażdżki. Zna pani ten napis na moście Gdańskim - "Miło cię widzieć"? Nie przynosi zysków, nie promuje żadnej firmy ani partii. Bez podtekstu. Takie rzeczy mnie budują: że komuś się chciało. 6 A w muzyce to był dobry czas? - Jeśli o nią idzie, łapię się na tym, że powtarzam za Tadeuszem Nalepą: "muzyka skończyła się w latach 70.". A poważnie: to proces spiralny. Wraca w cyklach. Zmienia się technologia, teraz to wszystko jest bardziej odhumanizowane, mamy badania, komputery, testy, próbkowanie... Ale wrażliwość ludzka nie zwyrodniała. I dlatego muzyka wciąż dzieli się na użytkową, czyli wlatującą i wylatującą, oraz na taką, którą człowiek musi w sobie ułożyć i do której wraca z przyjemnością. Ile dobrego się dzieje w polskim jazzie! Chociaż może tego nie widać, bo jest zatłuczone przez media komercyjne. Ale Grammy dla Włodka Pawlika to tylko wierzchołek góry. Nasi jazzmani koncertują w całej Europie. Kiedyś muzyk musiał pojechać pograć w knajpie w Skandynawii, żeby sobie kupić kabel do gitary. Dziś po prostu występuje. Kogo z polskich muzyków pan ceni? - Kasia Nosowska, Dawid Podsiadło, Mela Koteluk. Gaba Kulka - zjawisko. Zespół Raz Dwa Trzy, który nie jest może teraz za bardzo en vogue, ale robi swoje. Lubię Maćka Maleńczuka, mimo że on lawiruje między różnymi stylami i czasem ociera się o ryzykowne wybory. Mam też ulubionych artystów, którzy są poza komercyjną karuzelą. Agnieszka Łapka śpiewająca bluesa niezwykłym, niskim głosem. Śląski Oberschlesien - tacy lokalni Rammsteini grający industrialnego rocka. Albo zespół L.Stadt. Pan ma chyba słabość do metalowców? - Czasem puszczam ich w audycji, ale zawsze z lekką obawą. Żeby się jakaś pani nie wystraszyła. Za to w domu poczynam sobie śmielej. Bo lubię czasem przedmuchać głośniki. No a Melą Koteluk nie da rady tego zrobić. Trzeba puścić kopniaka, żeby membrany poczuły! To teraz pana druga działka. Humor i satyra. Przeglądałam na YouTubie pana "Za chwilę dalszy ciąg programu" z lat 90. Dlaczego dziś nie ma skeczy z tak abstrakcyjnym humorem? - Są. Ale w podziemiu, bo ciężko się boksować z kombajnem, który ma atest telewizyjny. Większość humoru prezentowanego masowo to rozpacz, trywializowanie, bez głębszej konstrukcji żartu. Mnie się nie podoba, wyłączam. 7 Kolejne pytanie, tym razem do Mistrza Mowy Polskiej z 2004. Jak się zmienia język? - Upraszcza się i skraca, przez internet głównie. I niech on sobie taki będzie. Ale ja bym się cieszył, gdyby obok była świadomość, jak wielkie są zasoby polskiego języka. Moją idée fixe jest uciekanie od wytartych schematów. Sam siebie denerwuję, kiedy powtórzę jakąś kliszę. Dlatego próbuję w steranym mózgu wynajdywać słowa inne niż te, które przychodzą do głowy automatycznie. Chcę pobudzić słuchających: jeśli słyszą rzadziej używane słowo, wyskakują z koleiny. Mała misja Manna? - Tak! Bawi mnie i cieszy. Mimo że popełniam błędy. Mówi pan do ludzi inaczej niż kiedyś? - Zauważyłem zejście z koturnów. Relacja między mówiącym a odbiorcą zrobiła się bardziej familiarna. Kiedyś nie powiedziałbym: "Ludzie, obudźcie się, bo będzie ładna piosenka", tylko "Jeśli państwo mają włączone radio, proszę posłuchać tego utworu". Ale nie posuwam się tak daleko, żeby mówić do słuchaczy na "ty". Jeśli jednak ktoś tak zwraca się do mnie, nie obrażam się. Ważna jest intencja, a nie forma. Oprócz tego Mistrza dostał pan sporo nagród, odznaczeń i nawet medal od prezydenta. - No bo już wszedłem w taki wiek, że "trzeba mu dać, bo jeszcze umrze i nie zdążymy". Zawsze w takich wypadkach się zastanawiam, czy to jest za rzeczywiste wykonanie czegoś, czy "za wysługę" lat. Sam fakt, że dożyłem tego wieku, to jeszcze nie jest wielki cud. Ważne, co w tym czasie zrobiłem. Z tych wszystkich "splendorów" najbardziej ucieszyłem się z tego, że Ministerstwo Kultury - i to bez mojego antyszambrowania! - wydało rok temu kalendarz z pracami mojego ojca (Kazimierza Manna, działającego przed wojną i po niej grafika - red.). To było ważne. Może będzie dalszy ciąg, bo planują teraz wydać album z jego grafikami. Coś pana przez te 25 lat zaskoczyło? - Wie pani, ja mam naturę niezaskakiwalną. Jeśli już coś mnie zaskoczyło, to to, że wygraliśmy z Niemcami w piłkę kopaną. A tak to nie. Myślę sobie tylko, że mógłbym te papierosy dużo wcześniej rzucić. Rozmawiała Joanna Nojszewska Twój STYL 5/2015 skopiowała I. Fedorek 8 URODZINY SOLENIZANTÓW MIESIĄCA KWIETNIA Kurska Jolanta Jurkiewicz Elfryda Otto Antoni Szrobarczyk Adela Wardein Wanda Zając Krystyna Kurczab Aleksander Grycz Arnold Nowacka Teresa Trzewiczek Zofia Kwiecień Antoni Dobrzyński Ryszard Nowak Katarzyna Adamska Stanisława Duda Czesława Należyńska Albina Marcinkiewicz Marianna Najlepsze życzenia, dużo zdrówka i słonka, humoru dobrego, życia kolorowego i wielkich wrażeń przy spełnianiu marzeń! W dniu urodzin życzenia składają Dyrektor, personel oraz mieszkańcy 9 DRODZY MIESZKAŃCY!! DNIA 30 MAJA 2015 (SOBOTA) W GODZINACH 14-18 ODBĘDZIE SIĘ FESTYN RODZINNY PROSIMY O ZAPROSZENIE DWÓCH OSÓB TOWARZYSZĄCYCH I ZAPISANIE SIĘ NA SALACH TERAPII 10 CIEKAWOSTKI PODRÓŻNICZE Rothenburg ob der Tauber to malownicze miasteczko w Niemczech, położone ok. 100 km na zachód od Norymbergi. Wydaje się, że czas zapomniał o Rothenburgu - wiele budynków pamięta średniowiecze. Stare miasto zachwyca bramami i murami obronnymi, kościołami, placykami z fontannami i szachulcowymi kamienicami Podczas spaceru zacisznymi uliczkami warto odwiedzić dzielnicę Spitalviertel, gotycki kościół św. Jakuba z rzeźbionym ołtarzem i pięknymi witrażami, kościół św. Wolfganga czy franciszkański, stary ratusz, a później odpocząć w jednej z winiarni, bo właśnie z winem wiąże się ciekawa historia ocalenia Rothenburga. W 1631 r., podczas wojny trzydziestoletniej, Rothenburg ob der Tauber został zajęty przez katolickiego generała Tilly. Chciał on całkowicie spalić miasto, ale zrozpaczeni mieszkańcy postanowili działać w jego obronie.W zamian za ocalenie zaoferowali generałowi 3-litrowy baniak wypełniony jednym z najwyborniejszych win. Generał przyjął dar i obiecał oszczędzić miasto pod warunkiem że znajdzie się śmiałek, który opróżni naczynie jednym haustem. Okazał się nim... burmistrz. Generał dotrzymał obietnicy i pozostawił Rothenburg nietknięty. Nawet najstarsi mieszkańcy miasteczka nie wiedzą, czy opowieść jest prawdziwa, ale na cześć dzielnych przodków obchodzą co roku "Święto Ratowania Miasta" (niem. "Meistertrunk", co w dosłownym tłumaczeniu oznacza "mistrzowskie pijaństwo"), podczas którego bawią się i piją wino ku pamięci ocalonego miasta i bohaterskiego burmistrza. 11 Rothenburg ob der Tauber - oprócz zabytkowych kościołów, klasztorów i kamienic - może pochwalić się Muzeum Bożego Narodzenia oraz czynnym przez cały rok, ponoć największym w Europie, bożonarodzeniowym sklepem. Są w nim adwentowe kalendarze, kartki świąteczne, pozytywki, figurki buchające aromatami świątecznymi, dziadki do orzechów, świece, odświętne obrusy i wiele, wiele więcej. Skopiowała z Internetu Anna Rz. 12 GADKA „JASPISOWEGO DZIADKA” na 10- lecie śmierci J.P.II Już 10 lat minęło, gdy skończyła się ziemska posługa Wielkiego Papieża Jana Pawła II. Czy oprócz wspomnień o Jego heroicznym życiu i zgonie pozostało w nas coś jeszcze, zwłaszcza z Jego nauki, wskazań i nakazów? Czy byliśmy w stanie choćby w jakichś fragmentach naśladować tego Świętego Człowieka w życiu codziennym? Czy z deklaracjami Jego naśladownictwa i powoływania się w różnych sprawach na Jego autorytet idą nasze czyny i czy potrafimy kochać Pana Boga i naszych bliźnich? Pytania takie należy sobie zadać na 10- tą rocznicę odejścia do Pana tego Papieża- Polaka, który popierał nasz kraj do wstąpienia do Unii Europejskiej, licząc na wywołanie przez nas fermentu rechrystianizacyjnego w Zachodniej Europie, planowo laicyzowanej i sekularyzowanej przez lewicowych liberałów, agnostyków i radykalnych „ postępowców” i kontestatorów w sferze dotychczasowej tradycji małżeństw, rodziny i zasad etyczno- moralnych. Stwierdzić trzeba, niestety że zamiast ożywczego wpływu Polski na Zachód występuje zjawisko przenoszenia nowinek zachodnich do naszego życia codziennego kosztem rezygnacji z naszych dotychczasowych wartości chrześcijańskich. Nowinki takie, jak np. ideologia gender dopuszczająca dowolny wybór swojej płci, są dziwaczne mówiąc delikatnie, a niedorzeczne mówiąc dosadnie. Trzeba nam przeciwstawić się temu nowinkarstwu zachodniemu, które prowadzi do odrzucenia nauki Kościoła, a w tym zwłaszcza nauczania J.P.II zwłaszcza w sferze etyczno- moralnej polskiego społeczeństwa. Powinniśmy wierzyć naszemu Świętemu Papieżowi, że jesteśmy w stanie wpływać na Zachód, aby nie ulegał totalnej laicyzacji, materializmowi praktycznemu, rozwiązłości obyczajów oraz nieszanowaniu człowieka od poczęcia po śmierć naturalną. „Jaspis 90” 13 Ciekawostki – o drugim „cudzie nad Wisłą” Nie jest to zwykła ciekawostka traktowana zazwyczaj pobłażliwie i stanowiąca jakiś rutynowy news dziennikarski. Jest to relacja z dziwnego, niecodziennego wydarzenia natury medycznej, graniczącego z cudem. Opinia lekarzy i innych ludzi udzielających pomocy cudownie przywróconemu do życia dwuletniemu chłopcu, który zapadł na hipotermię, jest zgodna – zaistniał przypadek ewidentnego cudu uzdrowienia. Otóż w nocy z dnia 29 – 30. 11. 2014 roku wyszedł z jednego domu w Racławicach pod Krakowem dwuletni maluch Adaś i zaczął sobie wędrować po śniegu i na mrozie kilkunasto- stopniowym, aż do rzeczki (której na szczęście nie przekroczył). Był ubrany tylko w piżamę i miał tylko same skarpetki na nogach. Według fragmentarycznej relacji sąsiadów rodzice chłopca podobno wyszli wcześniej z domu, chyba na jakąś imprezę andrzejkową i pozostawili swojego synka pod opieką babci. Ta nie zamknęła na noc na klucz drzwi mieszkania, co umożliwiło chłopcu łatwe wyjście na dwór i dalej w okoliczny plener. W początkach wędrówki nikt chłopca nie spotkał. Jedna osoba postronna, szukająca przyczyn dziwnego zachowania Adasia puściła kaczkę, że jego spacer nocny miał podłoże lunatyczne, lecz indagowani na ten temat rodzice chłopca zaprzeczyli jakoby ich syn był lunatykiem. A przy tym nikt z komentatorów ie podał, że tej feralnej nocy była pełnia księżyca, że świecił on mocno nad domem i wywabił chłopca na lunatyczną przechadzkę towarzysząc mu w drodze. Zawiadomiona o zaginięciu chłopca policja rozpoczęła jego poszukiwania. Komendantowi policji w Krzeszowicach szczęśliwym trafem udało się natrafić na stojącego nad rzeką Adasia i udzielił mu wraz z całą ekipą policyjną jemu pierwszej pomocy. Chłopiec był w krytycznym stanie zaawansowanej hipotermii- temperatura jego ciała spadła do 12 stopni celsjusza, to jest poniżej dopuszczalnego do przeżycia jej stopniowego spadku temperatury. Już wtedy okazało się, że Adaś ma organizm odporny, co umożliwiło jego późniejsze kompleksowe leczenie zakończone ocaleniem. Po pomyślnej próbie reanimacji, która podtrzymała chłopcu życie, został on przewieziony do najbliższego szpitala specjalistycznego- Klinicznego Szpitala Dziecięcego w Krakowie- Prokocimiu im. Jana Pawła II . Tam został on poddany eksperymentalnym zabiegom przy pomocy unikatowego płuco serca i następnie pod respiratorem doprowadzono do stopniowego podnoszenia się temperatury ciała tego niedoszłego denata. W wyniku działąń ratowników i kompleksowej terapii specjalistycznej w szpitalu chłopiec został uratowany, co stało się ewenementem w skali światowej. Jeszcze w pierwszej fazie leczenia 14 lekarz prowadzący stwierdził w wywiadzie, że ocalenie chłopca było cudem. Powiedział to prof. J. Skalski nie wskazując możliwego wstawiennictwa świętego Jana Pawła II, którego imieniem został ten szpital kiliniczny nazwany. Drugi świadek cudu potwierdził jego zaistnienie komendant policji, który w czasie akcji reanimacyjnej modlił się o szczęśliwy jej skutek dla życia chłopca do świętego Judy Tadeusza, patrona od spraw trudnych. Z tego co wyżej napisano można wysnuć uprawniony wniosek, że do zaistniałego cudu przyczynić się mogło dwóch świętych: Jana Pawła II i Judy Tadeusza. Modlitwa policjanta oraz późniejsze modlitwy wiernych w kościele parafialnym zostały wysłuchane. Niektórzy komentatorzy określili cudowne ocalenie chłopca jako drugi „cud nad Wisłą” (nie militarny lecz medyczny). Tekst ten zacząłem pisać sukcesywnie od 02.12.2014 przedstawiając etapy całego wydarzenia. Wraz z lekarzami i komentatorami pozostawałem w dobrej myśli i nadziei, że za jakiś czas już w 2015 roku, gdy da trwalszy efekt rehabilitacja szpitalna, powrócić może Adaś do w miarę pełnego zdrowia, możliwie bez trwałych uszkodzeń organizmu po przebytej hipotermii. W optymistycznym mniemaniu liczyłem na wypis chłopca do domu na rekonwalescencję w święta Bożego Narodzenia lub a Nowy Rok. Zabiegi rehabilitacyjne trwały jednak przez cały styczeń i połowę lutego 2015r. Z przezorności lekarskiej i zamiaru doprowadzenia kuracji szpitalnej do końca, tj. do uruchomienia Adasia, by mógł chodzić samodzielnie i nie posługiwać się wózkiem inwalidzkim czy chodzikiem. W dniu 12 lutego 2015 w pełni karnawału nastąpił moment konferencji prasowej z udziałem Adasia, na której pokazano jak on sam się porusza i ma wyśmienity humor ozdrowieńczy. Został on w tym dniu (w tłusty czwartek) wypisany do domu. Deo gracjas. „Jaspis 90” HOROSKOP Baran Nowy astrologiczny miesiąc powitaliśmy we piątek wieczorem 20 marca. Słońce wkroczyło w znak Barana. Rozpoczął się czas sprzyjający rozpoczynaniu nowych przedsięwzięć, odkrywaniu nowych zainteresowań i kierunków naszego rozwoju. Byk Czeka cię spokojniejszy miesiąc. Trudno będzie cię zainteresować nowych sprawami. Będziesz planować wielkanocne atrakcje i z nadzieją marzyć o kilku dniach wielkanocnego urlopu. Nie wymagaj od siebie zbyt wiele, bo potrzebujesz teraz więcej ciszy i spokoju. Bliźnięta Wiosna sprawi, że zapragniesz wreszcie odpocząć od nużących obowiązków. Kusić cię będą ryzykowne pomysły i intrygować sytuacje, w jakich nigdy się nie znalazłeś. Zapiszesz się na niecodzienny kurs lub weźmiesz udział w imprezie, gdzie poznasz niezwykłych, ale bardzo sympatycznych znajomych. 15 Rak Nadchodzi pracowity miesiąc. Mobilizujące aspekty planet wpłyną w tym miesiącu przede wszystkim na ustabilizowanie twojej sytuacji zawodowej. W sprawach osobistych bądź bardziej ostrożny, bo niektóre z twoich rewolucyjnych pomysłów na spędzenie Wielkanocy mogą zaskoczyć starszych domowników. Lew Zapowiada się aktywny miesiąc. Słońce w znaku Barana sprawi, że łatwiej ci będzie dostrzec pozytywne strony życia. Nie zabraknie nowych wrażeń i ciekawych propozycji. Rozejrzyj się wokół i zastanów, co możesz zmienić na lepsze w swoim życiu. Nadszedł czas, w którym warto zrezygnować z tego, co już nie przynosi ci korzyści. Postaraj się teraz skorzystać z nowych propozycji, szczególnie jeśli dotyczą pieniędzy, dodatkowych zarobków i rozrywek. Panna Czeka cię teraz pracowity, ale udany miesiąc. Kwinkunks Słońca sprawi, że postanowisz zabrać się za trudne sprawy. Niczego nie przegapisz, bo będziesz skoncentrowany i pewny siebie. W sprawach finansowych szczęście ci sprzyja. Być może uda ci się teraz wywalczyć lepsze warunki pracy lub ubijesz bardzo korzystny interes. Waga Tej wiosny nie będziesz się nudzić. Nie zabraknie nowych wydarzeń towarzyskich i zawodowych, ale i tak miłość okaże się najważniejsza. Marcowa pogoda nie popsuje ci humoru, a zbliżające się święta dodadzą ochoty do życia. Skorpion W tym miesiącu szczęście ci sprzyja, ale ty sam możesz być w stosunku do samego siebie zbyt krytyczny. Nie martw się jednak na zapas, bo twoje wysiłki zarówno w pracy, jak i podczas świątecznych spotkań zostaną docenione. Strzelec Będziesz przebojowy jak zwykle Poczujesz, że wraz z nadchodząca wiosną wracają twoje siły witalne. Staniesz się pewny siebie i jeszcze bardziej odważny. Planety dostarczą ci wielkiej porcji energii. Uważaj, bo ktoś może powiedzieć, że stajesz się dziki i nieprzewidywalny! Koziorożec Wiosenne atrakcje nie będą cię kusić. Gdy wszyscy rzuca się w wir nowych pomysłów, ty poczujesz się spokojny i bardzo senny. Na szczęście czeka cię teraz spokojniejszy czas. Odpocznij i nabierz sił do nowych wyzwań i ryzykownych przygód. Zajmij się wreszcie swoim życiem i miłością, a przez cały miesiąc będziesz w dobrym humorze. Wodnik W tym miesiącu do szczęścia nie będziesz potrzebowała zbyt wiele, a dobry nastrój cię nie opuści. Wpływ planet pomoże ci szybko uporać się z kłopotami. Zapowiada się też więcej niż zwykle towarzyskich atrakcji. Wybierz się wreszcie w podróż lub zadzwoń do starych znajomych! 16 Ryby Planety sprzyjają wyciszeniu, ale i wytrwałej pracy. Półsekstyle Słońca, Marsa (do 30.03), Urana i Merkurego (od 31.03) dadzą ci wgląd w ukryte sprawy i pomogą wyjść z finansowych kłopotów. Skopiowała z Internetu Bernadeta Wiechucka 17