Zafascynowany przygodami odkrywców, podróżników i naukowców

Transkrypt

Zafascynowany przygodami odkrywców, podróżników i naukowców
Z SUWAŁK NA LODOWY KONTYNENT (z prasy, Luty 2002)
Zawsze miałem duszę podróżnika- opowiada Tomek. Zainteresowania rozwijałem w Studium
Obsługi Turystyki. Potem studia w Niemczech okazały się dla mnie wielkim wyzwaniem,
napotkałem wiele trudności językowych, kulturowych i biurokratycznych, ale to było dawno
temu. Były to lata trudu, uporu i ciężkiej pracy. Oszczędzałem, bo postanowiłem, że jeżeli je
ukończę, to zafunduję sobie niecodzienną podróż. Słowo się rzekło, ale musiałem jeszcze
sprzedać samochód.
Na ,,Lodowy kontynent”
Antarktyda- .. Koniec świata’, ,, Lodowy Kontynent”, Roald Amundsen, Robert Scottzdobywcy bieguna południowego, na zawsze wpisali się w historię Antarktydy i świata, ich
przygody fascynowały mnie już jako młodego chłopaka.
Szukając możliwości, jak się dostać na Antarktydę , uwzględniłem również koszty.
Doszedłem do wniosku, ze najlepiej będzie dotrzeć tam przez Chile. Myśląc o ,,białych”
świętach Bożego Narodzenia w domu, wygrzewałem się w słońcu, w temperaturze około 24
stopni. Spoglądałem na choinki w ciepłe, chwilami wręcz upalne dni chilijskiego grudnia i
porównywałem je z polskimi choinkami w moich rodzinnych stronach.
Przemieszczałem się z miejscowości do miejscowości jak się dało. Autobusami, innymi
pojazdami, czasem także z turystami. Autobusy jeżdżą tam nierzadko z opóźnieniem,
sięgającym nawet …kilku dni. Ważne, że w ogóle jeżdżą! Dotarłem na samo południe Chile,
gdzie już nie był0o tak ciepło. Pokonałem kilka tysiące kilometrów.
,, Spokojna” przeprawa
Wreszcie Przylądek Horn na pokładzie ,, NORDNORGE” pod flaga Norwegii- jednym ze
statków, które w okresie antarktycznego lata pływają po wodach antarktycznych. Trzydniowa
przeprawa przez cieśninę Drake a ( Drake Passage) okazała się nie tak straszna, jak to
wcześniej słyszałem i czytałem. Przy sile wiatru 9. w skali Beauforta i falach dochodzących
kilku metrów, kapitan mówił o spokojnej przeprawie (!!!), a ja – jak wielu innych pasażerówprzechodziłem chorobę morską.. Jednak po obejrzeniu kilku filmów video o przeprawach
cieśniną zrozumiałem, dlaczego kapitan mówił, ze przeprawa jest spokojna. Cieśnina Drake
zalicza się do najbardziej niebezpiecznych dla żeglugi. Przez lata podbojów Antarktydy
zyskała sobie miano największego ,, cmentarz statków”. Niejednego w przeszłości fale
pochłonęły na zawsze. Odetchnąłem z ulgą, gdy wreszcie przeszliśmy.
Witajcie lody!
Około trzeciej nad ranem, 27 grudnia 2002 roku obudziły nas huki i uderzenia. Zrywamy się
równocześnie z kolegą, z którym dzielę kabinę, w stronę okna. Tak- to pierwsze odłamki
lodu- małe, średnie, duże kawały- uderzają o statek. Szybko ubieramy się i wychodzimy na
pokład, gdzie inni pasażerowie już są. Z otwartymi ustami podziwiam pierwsze górki i góry
lodowe. To, o czym marzyłem od lat. Jest widno i nie bardzo zimno, około plus 5 stopni C,
choć przeszywa nas silny wiatr. Stoimy wytrwale przez około dwie godziny. Czas z
powrotem do koi- trzeba spać jutro pierwsze zejście na ,, Yankee Harbor”- to już Antarktyda.
Ze względu na dobro natury, każdy odwiedzający jest zobowiązany do przestrzegania wielu
konwencji międzynarodowych, dotyczących ochrony tego wspólnego kontynentu. Jedno z
nich mówi, ze jednorazowo może zejść na ląd nie więcej nią 100 osób. Nie można zaśmiecać,
karmić pingwinów i niczego ze sobą zabierać.
Pierwsze wrażenia, pierwsze filmy, zdjęcia, zachwyty, wymiana wrażeń. Płyniemy dalej.
Mamy tez okazję na kąpiel na Antarktydzie, która jest możliwa ze względu na gorące źródła.
Dla mnie było jednak za zimno.
Cztery miesiące lata
Sezon turystyczny na Antarktydzie – ze względu na długie, ciemne zimy i ciężkie warunki
klimatyczne- jest bardzo krótki. Lato trwa tylko cztery miesiące. Grudzień i styczeń to
najkorzystniejszy okres do odwiedzania tego pustkowia, posmakowania pierwotnego,
surowego piękna. Wtedy puszczają lody, na świat przychodzą młode pingwiny. Widziałem
przy lodowych nabrzeżach dziesiątki kolonii tych ptaków, a także słoni morskich i fok.
Można je godzinami podpatrywać zupełnie z bliska albo przez lornetke, nie są płochliwe.
Mijamy opuszczone stacje połowu i przerobu wielorybów, porzucone łodzie i drewniane budy
pionierów i odkrywców tego lądu, którzy nie zawsze mieli szczęście.. To robi ogromne
wrażenie. Czuję się jakoś szczególnie i wcale nie samotnie. Oczy zachodzą mi łzami. Nie
wiem, czy z radości, czy ze smutku. Nie ukrywam ich. Inni też płaczą.
Podobno jestem pierwszy..
To, co najważniejsze i najbardziej ciekawe czeka mnie jutro. W sylwestra, 31 grudnia,
lądujemy w polskiej Stacji Polarnej im. Henryka Arctowskiego. Jestem podekscytowany.
Duża butelka żubrówki, którą wiozę aż z Europy, jest już w plecaku, są też kamery i
fotoaparaty.
Wołam ,, Dzień dobry”- po polsku. Ile radości i zdziwienia!
Niewielu Polaków tu zagląda, a jeśli, to nie jako osoby prywatne. Podobno jestem pierwszym,
o czym dowiaduję się natychmiast w chwili powitania. Dla mnie to tym większe emocje, że
spotykam pierwszych polskich polarników ( jest ich 12- czasem mniej, czasem więcej),
którzy przybyli tu na 12 miesięcy, na tzw. ,, zimowanie”, przed nimi jeszcze 10 miesięcy.
Wszyscy bardzo mili, gościnni. Toasty, życzenia, uściski. Szkoda, że mam tylko sześć godzin.
Zwiedzam stację, na ile to możliwe- urządzenia badawcze, zaplecze, pomieszczenia służbowe
i prywatne. Pośpieszne przeglądanie fotografii, specjalne stemple na kartkach.
Pan Wojtek, kierownik tej zmiany polarników, opowiada o przygotowaniach do ,,
zimowania”, prowadzonych badaniach, o życiu na stacji i o sąsiednich stacjach. Niedawno
przeżyli tu dużą burzę. Wiatr naruszył dach jednego z bungalowów. Ci, którzy będą tu
zimować pierwszy raz , nie kryją strachu. Już od kwietnia-maja czeka ich zima z temperaturą
minus 40-50 stopni. Na sześć miesięcy zapadną ciemności.
Muszę wracać na statek.
Z polskiej stacji zabieramy dwóch polarników, którzy z nami popłyną do Argentyny. To
nasze szczęście, a moje największe. Jako jedyny dotychczas Polak na pokładzie
,,NORDNORGE”, mogę pogawędzić i porozmawiać o badaniach prowadzonych na
Antarktydzie.
Bieguna południowego nie zdobyłem. Może kiedyś…
Poruszałem się na tzw. Półwyspie Antarktycznym, przekraczając koło podbiegunowe,
odwiedzając inne stacje, jak Halleya, kolonie fok i pingwinów.
Brr…jak tu zimno
Po powrocie do Ameryki Południowej- Ushuaia, najbardziej na południe wysunięte miasto na
świecie. Zwiedzanie , wymiana adresów, no i każdy w swoją stronę. Na mnie czekają moje
obowiązki w Europie – studia, praca. Na Argentynę mam już niewiele czasu. Samolot do
Buenos Aires, dwa dni zwiedzania miasta ( smakowanie argentyńskiej wołowiny – pycha) i
samolot do Europy- 17 godzin lotu już mnie nie przeraża.
A gdy ląduję na miejscu…Brrr! Tu jest zimniej niż na Antarktydzie! To pierwsza myśl, która
przychodzi mi do głowy.