Szanowni Państwo - Kombatanci, Dzieci Zamojszczyzny

Transkrypt

Szanowni Państwo - Kombatanci, Dzieci Zamojszczyzny
Szanowni Państwo - Kombatanci, Dzieci Zamojszczyzny, zaproszenia
Goście, Droga Młodzieży i Dzieci. Po raz kolejny spotykamy się wspólnie na
uroczystościach upamiętniających wysiedlenie mieszkańców Grabowca i okolic
w czasie II wojny światowej. Po raz kolejny spotykamy się ze świadkami
tamtych tragicznych wydarzeń, z ofiarami nazistowskiej nienawiści do
wszystkiego co nienordyckie, niegermańskie. Z najokrutniej doświadczonymi
przez los – z Dziećmi Zamojszczyzny.
71 lat temu te kilkumiesięczne, kilkuletnie dzieci zostały wypędzone wraz
z rodzicami i rodzinami ze swoich domów, następnie brutalnie oderwane od
rodziców i rzucone pod opiekę starców, którzy sami potrzebowali opieki.
Wszystkie te dzieci, które przeżyły gehennę obozów przejściowych i transportu,
znalazły gorące serca i uczynne ręce ludzi z Mrozów, Kałuszyna, Cegłowa i
innych miejscowości Mazowieckiej Ziemi. To dzięki nim, te udręczone dzieci
przetrwały najokrutniejszy czas i wróciły do domu. Przytulenie się do matki,
poczucie ojcowskiej ręki na główce – to chyba najszczęśliwsze chwile jakie
mogły przeżyć ocalone dzieci.
Tamte dzieci są dziś tu z nami. A kogóż my teraz widzimy? Ludzi w
podeszłym wieku, sylwetki pochylone czasem i przygniecione przeżyciami.
Twarze zmęczone. Uśmiechnięte wtedy, gdy mniej doskwierają choroby i myśli
krążą wokół rodzin. Ale także twarze zadumane, na których widać ból i
cierpienie, gdy powracają wspomnienia. Ogromny żal utraconego ciepła matki i
opieki ojca i tak zniszczonego dzieciństwa.
Ale czy tylko te wspomnienia z dzieciństwa są tak bolesne? Jak życie i
historia obeszła się z naszymi bohaterami? Po wojnie przed społeczeństwem
postawiono zadanie odbudowy kraju. O losach dzieci pokrzywdzonych w czasie
wojny mówiono w ramach tragedii narodu polskiego. Owszem, przedstawiciele
Dzieci Zamojszczyzny świadczyły o swoim losie przed Międzynarodowym
Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, ale nikt nie pochylał się nad ich
indywidualnym losem. Polska spod wojennej okupacji hitlerowskiej trafiła pod
„przyjacielską” okupację Związku Sowieckiego. To pycha tego nowego
okupanta nie pozwoliła, aby ofiary hitlerowskich Niemiec doczekały należnego
im szacunku, hołdu i chociażby materialnej rekompensaty za krzywdy i
cierpienia. Za zabitych rodziców i utracone dzieciństwo. Owszem, były
pomniki, były uroczystości, ale dla podkreślenia męczeństwa całego narodu.
Indywidualni ludzie musieli zostać w cieniu socjalizmu, który zwyciężył
hitlerowskiego okupanta i w cieniu socjalistycznego narodu.
Później przyszły lata dziewięćdziesiąte, w których zachłysnęliśmy się
odzyskaną wolnością. Można było mówić nie tylko o złu, które przyszło razem z
hitlerowskim wojskiem, ale także o tym złu, które przyszło ze wschodu. I na
tym się skupiono, odreagowując lata milczenia. Zaczęto mówić o sowieckich
zbrodniach 1939 roku, o zbrodni katyńskiej, o okupacji sowieckiej w Polsce
powojennej. Sprawa Dzieci Zamojszczyzny zeszła na dalszy plan. Ale także
zaczęto inaczej obchodzić uroczystości rocznicowe. Ci ludzie żyjący obok nas,
ci świadkowie historii, te pozostawione w tyle Dzieci Zamojszczyzny, zaczęły
występować z tłumu. Zaczęły opowiadać swoje wstrząsające historie. Zaczęto
poszukiwać tych, którzy im pomagali, którzy dawali im schronienie.
Mimo, że odżyły na nowo traumatyczne wydarzenia, te Dzieci
Zamojszczyzny znajdowały także pewien spokój, po podzieleniu się z innymi
swoimi wspomnieniami. Przekazywały swoje historie innym, aby ci także
pomogli dźwigać ogromny ciężar. Ciężar zrzucony na barki małych dzieci przez
hitlerowskich oprawców. Ciężar często samotnie dźwigany, który z czasem
narastał i przygniatał do ziemi.
Dźwigały ten ciężar po swojej drodze krzyżowej z symbolicznymi
stacjami: Grabowiec, gdzie został wydany na nie wyrok, obóz przejściowy w
Zamościu i transport w bydlęcych wagonach, to kolejne upadki. Ale i wielkie
serce ofiarowane przez mieszkańców Mrozów, Kałuszyna, Cegłowa i innych
miejscowości Mazowsza, to otarcie twarzy tym dzieciom przez Samarytanów
XX wieku. Przez ziemie polskie szedł pochód Dzieci Zamojszczyzny
dźwigających swoje krzyże. Ale był też inny pochód ludzi z wielkimi sercami,
którzy sami cierpiąc, otaczali pomocą i miłością te dzieci. Ten pochód ludzi
dobrej woli nie oczekiwał zapłaty, ale z góry słyszał głos: „(…) cokolwiek
uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili.”
Ten orszak dobrych ludzi nie skończył się wraz z zakończeniem II wojny
światowej. Dołączali do niego dzieci i wnukowie tych, którzy opiekowali się
dziećmi w czasie wojny. Szukali żyjących, bo taki otrzymali niepisany testament
od swoich rodziców i dziadków. Ale dołączali także inni, którzy po raz drugi
ocierali twarze Dzieci Zamojszczyzny. Ocierali z zapomnienia i przedstawiali
światu – patrzcie na nich, na symbol cierpienia, na ofiary bestialstwa, na historię
której nie można zapomnieć, aby więcej się nie powtórzyła. I ci ludzie są także
dziś z nami, pani doktor Beata Kozaczyńska – dzięki jej pracy Dzieciom
Zamojszczyzny została przywrócona konkretna twarz, pan Dariusz Pawłoś –
Prezes Fundacji Polsko Niemieckie Pojednanie, organizacji, która wspierała i
wspiera ofiary hitlerowskich Niemiec, pan Zbigniew Pawlukowski –
przewodniczący komitetu społecznego, który zorganizował spotkanie po latach
ocalonych i potomków tych, którzy zaopiekowali się dziećmi. I jest wiele
innych ludzi, którzy byli, są i będą przy obecnych Dzieciach Zamojszczyzny.
Wam wszystkim tamte dzieci i dzisiejsi dorośli dziękują. I ja w ich imieniu
serdecznie dziękuję.
Dziękuję Dzieciom Zamojszczyzny, za kolejną lekcję historii. Za to, że
jesteście dziś razem z nami.
Przeszły kolumny oprawców, złych ludzi. Osądziła ich historia i Sędzia
Najwyższy. Nie warto o nich mówić.
Coraz mniejszy orszak Dzieci Zamojszczyzny kontynuuje swą ziemską
wędrówkę. Nieuchronnie zmierzają ku ostatniej stacji swej drogi krzyżowej.
Stacji na której po raz trzeci, ostatni, ich twarze zostaną otarte … i przytulone.
Wokół nich, razem z nimi idą ludzie dobrego serca, z wyciągniętymi do nich
rękami. I tych „(…) ludzi dobrej woli jest więcej. I mocno wierzę w to, że ten
świat nie zginie … nigdy … „