Sztuka? Nie dotykać Dorota Jarecka, Gazeta Wyborcza
Transkrypt
Sztuka? Nie dotykać Dorota Jarecka, Gazeta Wyborcza
Sztuka? Nie dotykad Dorota Jarecka, Gazeta Wyborcza z dnia 26.04.2010 Wystaw w tymczasowej siedzibie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie ogląda się z ulicy jak witryny sklepowe. Muzeum zostało wywrócone na lewą stronę. Czyli na właściwą. Kuratorka Susanne Pfeffer z berlioskiego KunstWerke (gdzie od lutego trwa wystawa "Early Years" przygotowana przez warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej) mówi mi, że do wystawy, którą wymyśliła specjalnie dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej, zainspirowały ją dwa fakty. Pierwszy to okna niektórych sklepików na warszawskiej Pradze, a nawet w centrum. Właściciele małych sklepów czy warsztatów układają swoje towary w witrynie z największą dbałością, tworząc swoiste artystyczne kompozycje. - Tego u nas już nie ma - mówi Pfeffer - większośd przestrzeni komercyjnej w wielkich miastach zajęły sklepy sieciowe. Drugą inspiracją był język. Po polsku "wystawa" znaczy zarówno wystawę sklepową, jak i artystyczną, co różni się od niemieckiego, gdzie wystawę sklepową określa się jako "Schaufenster", i angielskiego, gdzie mówi się "display window". Dlatego wystawa, na którą do Warszawy Pfeffer zaprosiła dziesiątkę międzynarodowych artystów, jest zupełnie wyjątkowa. Ogranicza się wyłącznie do tego, co widad z ulicy. Idziemy przesmykiem na tyłach domu meblowego Emilia (w tym wzniesionym po wojnie przeszklonym gmachu kiedyś polowało się na meble kuchenne i tapczany, dziś jest zabytkiem powojennej architektury modernistycznej). Tymczasowa siedziba Muzeum Sztuki Nowoczesnej mieści się właśnie na tyłach tego sklepu, cała ściana parteru Muzeum też jest przeszklona, stąd łatwo te przestrzenie zamienid w szereg witryn. Każdy z wystawiających artystów dostał jedną witrynę. Miejsce podległo transformacji. Wystawę, która nosi tytuł "Wystawa", ogląda się z ulicy. Nie ma jak i po co wchodzid do środka, widz został sprowadzony do roli przechodnia. Patrzenie z ulicy na wystawowe okna, to czynnośd wszystkim dobrze znana. Kojarzy się z pragnieniem posiadania, podziwianiem, marzeniem o czymś, co jest piękne, drogie i nieosiągalne. Ale może też się wiązad z szyderstwem i wstydem. Bo witryna może byd też miejscem, gdzie wystawia się rzeczy nieatrakcyjne i tanie (tandetne lampy, kiczowate pamiątki). Może byd też budzid naraz odrazę i pożądanie, jak witryny w dzielnicy czerwonych lataro w Amsterdamie. Nietrudno zauważyd, że dzisiaj powoli i u nas znika już sklepowa witryna. W wielkich centrach handlowych nie ma już wyraźnej bariery między sklepem a nie sklepem, wnętrzem a zewnętrzem. Spacerując po takim centrum, sami jesteśmy częścią wielkiej wystawy, niczym ruchomy manekin. Zmienia się też hierarchia zmysłów. Wzrok i dystans odgrywają coraz mniejszą rolę. Coraz ważniejsza jest bliskośd i dotyk. Rzeczy wiszące na wieszakach czy stojące na półkach możemy przymierzad, dotykad, zakładad, wertowad, czytad, a nawet wąchad. Na marginesie dodam, że śmieszny i naiwny jest głos potępienia wobec mas spędzających wolny czas w centrach handlowych. Odbija on (ten głos) pogardę wobec tego co zmysłowe. To nowe bycie z rzeczami daje przecież rodzaj zmysłowej przyjemności, którą trudno czymś zastąpid. Pewnie wystarczyłoby na nowo oddzielid ladą kupujących od towarów, by wielkie sklepy opustoszały. Ideologia konsumpcjonizmu - insynuowana ludziom jakaś nowa, rzekoma religia rynku - jest rzeczą wtórną. Rzecz nie polega przecież na samym kupowaniu. Ani nawet na pragnieniu posiadania. Za to stary sposób oglądania, czyli taki, w którym widz jest oddzielony od przedmiotu, doskonale zakonserwował się w świecie sztuki. "Wystawa" wprowadzając sztukę do witryn uświadamia ten ważny aspekt bycia ze sztuką. Sztuki się nie dotyka. Sztuki nie można mied, sztuka jest za droga. Do sztuki mamy dystans, sztuka jest luksusem. Dla artystów taka sytuacja to wyzwanie i świetna zabawa. Markus Shinwald w jednym z okien urządził wystawę sklepu z dziwnymi butami. Na kilka damskich nóg od manekinów nasadził najdziwaczniejsze i najbardziej wyszukane oraz perwersyjne obuwie. Inny niemiecki artysta Albrecht Schäfer zastosował trik znany raczej z eleganckich miast na Zachodzie niż z Polski - cała szyba pomalowana jest biała farbą, jak w czasie remontu. Można ją podrapad i zajrzed do środka. W Polsce bardziej typowym sposobem zakrycia wnętrza przed obcym wzrokiem jest dykta. To z kolei wykorzystały trzy młode artystki z niemieckiego kolektywu FORT. Pojechały na Pragę i przeniosły w zbudowaną specjalnie w tym celu tymczasową ścianę zakratowane okno z typowego miejskiego parteru. Dodatkowo jeszcze zabezpieczyły je od wewnątrz sklejką. Można zajrzed przez dziurkę w sklejce. Ale nie chcę zepsud efektu przez zbyt dokładne objaśnienia. Do historii miejsca, w którym jesteśmy, nawiązuje Paola Pivi; na jej "wystawie" jest żyrandol - wielka kula zlepiona z miniaturek foteli i krzeseł słynnych projektantów produkowanych przez Muzeum Designu Vitra. Pivi odwraca sytuację: zamiast muzeum w sklepie z meblami mamy sklep z meblami w muzeum. W każdej pracy jest coś, co intryguje, każda gra z koncepcja witryny i specyfiką miejsca jesteśmy przed oknami, które kiedyś rzeczywiście funkcjonowały jak witryny, w tej części domu meblowego Emilia mieścił się dział tkanin i dywanów. Jednak za najmocniejsze i najlepsze uważam to, co wykonał młody francuski artysta Cyprien Gaillard. Wyjął on ze ściany oryginalne okno i wstawił zupełnie inne, chod bratnie. To fragment przeszklonej ściany z rozebranego kilka lat temu w Berlinie Pałacu Republiki. Ta siedziba dawnego NRD-owskiego parlamentu z lat 70. została zburzona po długiej i burzliwej debacie mocą decyzji politycznej jako pozostałośd zbrodniczego systemu. Wiele osób uważa to dziś za krok podyktowany emocjami, a nie rozsądkiem. Usuwając z powierzchni ziemi pamiątkę po komunizmie, jednocześnie stworzono nowe problemy: wymuszono np. rekonstrukcję w tym miejscu pruskiego zamku, który tu kiedyś stał, ale który będzie już tylko architektoniczną atrapą. Praca Gaillarda przesuwa całą tę opowieśd z płaszczyzny estetycznej na polityczną. Bo i sąsiedni Pałac Kultury, i plac Defilad, i niezbudowany jeszcze budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a także sam dom meblowy Emilia, na którego miejscu nikt jeszcze nie zdążył postawid wieżowca, są wplątane w podobną dyskusję o przeżywaniu historii, która toczy się w Polsce. Jak traktowad architektoniczne pamiątki PRL-u? Czy budowle z lat 60. też wpisywad do rejestru zabytków? I jak budowad Warszawę i inne polskie miasta, by jednocześnie ich nie niszczyd? Ciemnozłote lustrzane okna Pałacu Republiki odbijają inną, już nie berlioska, ale warszawską rzeczywistośd, ale czytamy w nich podobne problemy. "Wystawa" przygotowana przez KW Institute for Contemporary Art w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, kuratorka Susanne Pfeffer, 24 kwietnia - 20 czerwca. http://wyborcza.pl/1,75475,7811565,Sztuka__Nie_dotykac.html