pracą Pauliny
Transkrypt
pracą Pauliny
Spędzają na bazarze więcej czasu niż z rodziną - Ludzie pracują tu od wielu lat. Każdy dzień zaczynają od zrobienia herbaty sobie i znajomym z sąsiednich straganów, zawsze pamiętają o imieninach koleżanek oraz kolegów… Tam toczy się ich całe życie. - o bazarowych relacjach opowiada pani Urszula. Przygraniczne miasteczko Słubice położone są w województwie lubuskim, przy granicy polsko-niemieckiej i sąsiadują z Frankfurtem nad Odrą. Przygraniczne położenie sprawia, że w mieście szczególnie rozwinięty jest handel i turystyka. Niemal wszystkie zakłady w mieście są nastawione na klientów z Niemiec, a więc pracownicy rozmawiają w dwóch językach, można płacić w euro, a metodą na zwrócenie uwagi obcokrajowca jest dwujęzyczny szyld. Największe powodzenie mają sklepy spożywcze, obuwnicze, salony fryzjerskie oraz restauracje. I tu mamy paradoks – Polacy jeżdżą na zakupy do Niemiec, Niemcy do Polski i wszyscy są przekonani, że jadąc za granicę, zapłacą mniej. Handlowcy mają dużą świadomość, że mieszkańcy Frankfurtu nad Odrą nie są zbyt zaznajomieni z polskim handlem, więc podwyższają ceny. Bezapelacyjnie jednak centrum przygranicznego handlu są słubickie bazary. „Pierwsi klienci przychodzą już o 8 rano” W Słubicach znajdują się dwa bazary. Jeden z nich jest najnowocześniejszym obiektem tego typu w Polsce i znajduje się przy ulicy Sportowej, blisko stadionu. Jest to ogromna hala, w której są dziesiątki stoisk. Drugie targowisko mieści się obok sklepu „Lidl” przy ulicy Chopina. Nie jest tak okazałe i odwiedza je zdecydowanie mniej osób, ale mimo to handlarze są w stanie się utrzymać. Jak twierdzą sprzedawcy, zawsze jest tam mnóstwo ludzi – Pierwsi klienci przychodzą już o 8 rano. Przez cały dzień moje stoisko odwiedza nawet sto osób, zazwyczaj są to Niemcy – mówi właścicielka straganu z odzieżą. Oba bazary od samego rana tętnią życiem. Odwiedzam ten przy ulicy Sportowej. Jest godzina 8:30, a na parkingu roi się od samochodów. Podjeżdża nawet autokar z niemiecką wycieczką. Obcokrajowcy, którzy tu przybywają, zazwyczaj spędzają na bazarze cały 1 dzień. Setki stoisk, tysiące różnych towarów i konkurencyjne ceny przyciągają klientów. W przerwach między zakupami, mogą udać się do różnego rodzaju knajp na terenie kompleksu – tureckich, polskich, serwujących kuchnię tajską czy włoską. Nie brakuje także kawiarenek i cukierni. Bardzo trudno spotkać tutaj Polaka, który nie jest handlowcem. Wszyscy z przyzwyczajenia rozmawiają po niemiecku, ponieważ rodacy zwykle nie odwiedzają tego miejsca. Bazar ratunkiem dla bezrobotnych? Pani Urszula przez dwa miesiące pracowała na słubickim bazarze obok stadionu. Dzięki znajomościom zaczęła pracę na stoisku z papierosami w ubiegłym roku. – Jeden z moich znajomych przypomniał sobie, że kiedyś pracowałam na poczcie, a szukali osoby godnej zaufania, aby kogoś zastąpić przy stoisku z papierosami. Ja akurat nie miałam pracy i straciłam prawo do zasiłku – opowiada. W podobnej sytuacji znalazł się pan Marek. - Miałem dobre stanowisko w firmie zajmującej się produkcją mebli. Nie zarabiałem milionów, ale na przyzwoite życie nam starczało. Po kilku latach firma zbankrutowała, a ja zostałem na lodzie. Mężczyzna mówi, że niezwykle trudno było mu znaleźć jakąkolwiek pracę, więc chwytał się każdego zajęcia. Po dziesięciu miesiącach takiej egzystencji, rodzinie zaczęło brakować pieniędzy. Żona i dzieci byli przyzwyczajeni do o wiele wyższego standardu życia, niż ten, na który mogli sobie w tym momencie pozwolić. Pan Marek podjął bardzo ważną decyzję – postanowił pożyczyć pieniądze i zainwestować w stoisko z alkoholem i papierosami na bazarze. „Zawsze stały kolejki do mojego stoiska” Zdaniem pani Urszuli każdy chce kupić jak najtaniej, jak najlepiej i wszystko oryginalne. - Bardzo mało jest osób, które się nie targują i są to przewspaniałe osoby. Każdy chce zbić cenę, a cena jest niejednokrotnie niższa, niż koszt zakupu. Niemniej jednak ja lubiłam dawać rabaty. Niewiele na tym zarabiałam, ale zawsze stały kolejki do mojego stoiska. Są handlarze, którzy ciężką pracą osiągnęli swój cel. Pani Iwona i jej mąż, Krzysztof, przez 25 lat mieli na bazarze stoisko z artykułami spożywczymi takich marek, które ciężko było dostać w osiedlowych sklepach czy małych marketach, a takie przeważają w Słubicach. 2 Sympatyczne małżeństwo miało wielu stałych klientów. Cieszyli się z faktu, że często ludzie, którzy na ich stoisko trafiali przypadkiem, zaczynali przychodzić regularnie. Zawsze wiedzieli, jaki towar odłożyć, dla kogo i w jakiej ilości. Nigdy nie zawiedli. Przez tak długi czas udało im się zarobić sporo pieniędzy, które odkładali na lokaty. Rok temu postanowili zlikwidować swój stragan. Teraz zajmują się domem, ogrodem i wnukami. Wielu ludzi szczególnie ich podziwia – nadmiar nigdy nie uderzył im do głowy. Wiedzieli, że muszą być oszczędni, nie wydawać pieniędzy niepotrzebnie. Dzięki temu mają zapewnioną spokojną starość, obce im są problemy finansowe. „Straciłem wszystko, właściwie przez własną głupotę” Biznes pana Marka rozwijał się w miarę upływu czasu. - Starannie wyszukiwałem dostawców, którzy mieli jak najniższe ceny. Na początku wyceniałem towar dużo poniżej jego wartości, aby tylko zyskać klientów. I tak właśnie było – mimo że nie zarabiałem wcale, to klientów przybywało z każdym dniem. Po pół roku pojawiły się pierwsze zyski. Mogłem nieco podnieść ceny, zacząć dobrze zarabiać. O dziwo, moje stoisko odwiedzało coraz więcej ludzi, głównie Niemców, chociaż stopniowo zwiększałem kwoty! Nie minęło wiele czasu, a mogłem nazwać siebie bogatym człowiekiem. Pieniędzy przybywało, żona i dzieci mieli swoje wymagania. Pan Marek niejednokrotnie wydawał więcej pieniędzy niż zarabiał, ponieważ rodzina pragnęła jak najwyższego standardu życia – piękniejszego domu, markowej odzieży, dzieci zostały przeniesione do prywatnych szkół, zapisane na ogromną ilość zajęć pozalekcyjnych, żona zrezygnowała z pracy, ponieważ zarobki męża były na tyle duże, że mogła zająć się sobą i dziećmi. Sielanka jednak nie trwała długo. - W tej pracy nie można być niczego pewnym. Teraz jestem już tego świadomy, przedtem nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę stracić klientów, pieniądze, a tym bardziej, że może to nastąpić z dnia na dzień. Pan Marek popadł w długi, z których nie byli w stanie wyjść. Komornik zajął wszystkie dobra materialne, nie mieli nawet gdzie mieszkać. Jedynym ratunkiem okazali się teściowie, którzy przyjęli rodzinę pod swój dach. - Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby doceniać pieniądze i nie trwonić ich bez potrzeby. Byłem pewien, że one cały czas będą. Straciłem wszystko, właściwie przez własną głupotę. Gdybym mógł cofnąć czas, wszystko na pewno potoczyłoby się zupełnie inaczej. 3 Pani Urszula jest osobą niepalącą, nie znała marek ani rodzajów papierosów. Z dnia na dzień musiała wszystko pojąć, przyswoić sobie wiedzę, która dotychczas była jej zupełnie obca. Eleganckie pocztowe umundurowanie zamieniła na ubiór złożony z czterech swetrów i ciepłej kurtki, ponieważ był to listopad i dokuczał chłód. Niemieckiego uczyła się od klientów, którzy dokładnie określali jakiego towaru potrzebują. Spryt jest niezbędny w tej pracy. Bazar jest miejscem, gdzie można zyskać dorobek życia, ale równie dobrze wszystko szybko stracić, niekoniecznie przez brak klientów. Trzeba uważać na celników, urząd skarbowy, na złodziei i jeszcze oszustów podrabiających pieniądze. Tego jest mnóstwo, zwłaszcza, jak widzą, że ktoś jest nowy, od razu to wyłapują. Najbardziej niebezpieczne są rodziny tureckie, tak zwane gangi. - Przestępcy niby płacą, niby biorą, kupują, a w końcu okazuje się, że towar znika. Do osób, które pracują tu już 20 lat nawet nie podchodzą, szukają nowych pracowników, którzy jeszcze nie do końca panują nad sytuacją – snuje dalej swoją opowieść pani Urszula. Nie brakuje oszustów. Rumuni nielegalnie sprzedają nieoryginalny, podrobiony towar. Handlują tym po bardzo niskiej cenie, a więc przyciągają klientów. W dzisiejszych czasach są takie metody podrabiania towarów, że niezwykle trudno odróżnić nieoryginalny od oryginalnego. Ludziom jest to na rękę, ponieważ cieszą się, że mogą coś kupić o wiele taniej, niż w zwykłych sklepach. Największe powodzenie mają buty i odzież z fałszywym znakiem towarowym firmy Adidas czy Nike. „Tam toczy się ich całe życie” Była sprzedawczyni szczególnie miło wspomina relacje między handlarzami. Od samego początku nawiązywała przyjaźnie, wszyscy byli dla niej serdeczni i ciepli. Na wspomnienie o nich uśmiecha się. – Ludzie pracują tu od wielu lat. Każdy dzień zaczynają od zrobienia herbaty sobie i znajomym z sąsiednich straganów, zawsze pamiętają o imieninach koleżanek oraz kolegów… Tam toczy się ich całe życie. Często mówią, że spędzają na bazarze więcej czasu niż z rodziną. Dziewczyna, którą znałam, pracowała tam 7 lat i kiedy odeszła, wszyscy płakali. Uwielbiałam ten kontakt z ludźmi. Podobne zdanie na ten temat ma także pan Tomasz, właściciel baru na dużym bazarze. - Można liczyć na pomoc znajomych z innych stoisk. Jesteśmy jedną wielką rodziną, która ciągle się powiększa. - mówi z uśmiechem. 4 „Płakali i głośno krzyczeli, kiedy odbierano im towar” Chwile grozy nie są obce sprzedawcom. Głos pani Urszuli zaczyna się łamać. – Na stoisko rumuńskiej rodziny dotarł urząd celny. Płakali i głośno krzyczeli, kiedy odbierano im towar, bo tylko z tego żyli, a mieli kilkoro małych dzieci. Byłam wstrząśnięta tym zdarzeniem, pierwszy raz widziałam coś takiego. Pani Katarzyna ze stoiska z kosmetykami pracuje na bazarze już 15 lat. Takie sytuacje nie są jej obce. - Mój pracodawca zawsze powtarzał, że jeżeli tylko pojawi się kontrola, mamy uciekać. Po prostu zostawić towar i uciec. I tak było. Biegłam przed siebie w las i nawet złamałam nogę, potykając się o wystający konar. Podobno mnie szukali, jednak nikt z bazarowych sąsiadów nie odważy się nigdy kogokolwiek wydać. „Brakuje mi tej atmosfery” Pomimo takich dramatycznych przeżyć, pani Urszula chciałaby wrócić do pracy na bazarze. Ta niezapomniana atmosfera zawsze pozostanie w jej pamięci. - Brakuje mi tej atmosfery. - podsumowuje kobieta. Podobne zdanie ma także pan Marek. Twierdzi, że chociaż jego historia z pracą na bazarze nie zakończyła się zbyt dobrze, to poznał tam przyjaciół na całe życie. Natomiast Pani Katarzyna poznała przy sąsiednim stoisku swojego przyszłego męża, z którym niedługo później założyła rodzinę. Niemalże każdy handlarz, który miał kiedykolwiek do czynienia z pracą na bazarze, twierdzi, że jest to niezapomniany czas. Wszelkie niedogodności, niekomfortowe warunki, strach, nerwy idą w niepamięć, kiedy przypomina się atmosfera, życzliwość i poczucie wspólnoty wszystkich pracowników. 5