Wywiad z Danutą Stenką
Transkrypt
Wywiad z Danutą Stenką
„Jestem normalnym człowiekiem i tak mi się chce żyć, nie chcę udawać w życiu kogoś kim nie jestem” Dnia 10 listopada 2010 roku w Teatrze Rozmaitości udało mi się przeprowadzić wywiad z Panią Danutą Stenką. Rozmowa była niezwykle ciekawa i na pewno na długo zostanie mi w pamięci. Jak się zaczęła Pani kariera filmowa? Danuta Stenka –Pierwszym filmem, w jakim zagrałam, były „ Rozmowy o miłości” wyprodukowane przez telewizję polską. Wtedy jeszcze grałam w Teatrze Nowym w Poznaniu. Czy od początku marzyła Pani o tym, aby zagrać w filmie/teatrze? D - Nie, na początku chciałam zostać nauczycielką. Ten kierunek(aktorstwo) był pomysłem mojej polonistki. Wybrała sobie mnie na czytającą różne wiersze i wszelkie teksty. W 4 klasie liceum posłała mnie na konkurs recytatorski, na którym mi się powiodło. Gdyby nie ona to dzisiaj pewnie pracowałabym jako nauczycielka. Z którą rolą filmową/teatralną najbardziej się Pani utożsamia? D- Myślę, że nie utożsamiam się całkowicie z żadną rolą. W każdej roli znajduję fragment siebie, bo każdą rolę buduję od nowa. Każda postać pewnie posiada jakiś procent ze mnie. To nie jest tak, że jedna rola mi jakoś szczególnie bliska. Są pewnie takie, które sobie bardziej cenię, o niektórych szybciej zapominam, ale każda jest ważna. Po latach pracy zdałam sobie sprawę, że ważne są również te role, które się nie udały. Czy ma Pani wymarzoną rolę filmową/teatralną? D- Nie, nigdy nie miałam żadnych wymarzonych ról i to było chyba niezłe, bo nigdy nie miałam poczucia, że coś mi umknęło, że coś straciłam. Teraz chętnie zagrałabym w „Medei” w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Niestety coś się zmieniło w planach. Który ze spektakli/filmów wspomina Pani najlepiej? D- Wszystkie role są bardzo ważne mimo, że niektóre wspominam z większym sentymentem. Czasami rola powstawała w bólu, okupiona łzami, nerwami itd.. To nie jest takie oczywiste, że coś jest bardzo fajne, coś bardzo lubię, bardzo cenię, a coś mniej. Wspominam „Bożą podszewkę”, może dlatego, że to tak długo trwało( 15 odcinków). To był długi czas mojego życia, w jednej roli. Coś co się w filmie nie zdarza. W „Bożej podszewce” miałam możliwość zagrania kobiety młodej i starej. Była to niezła przygoda życiowa, a po za tym była to fajna praca. Jak wspomina Pani przygotowania i występ w Tańcu z Gwiazdami? D- To była męka. Dla człowieka, który nie robi tego na co dzień jest to bardzo trudne. Miałam nogi poprzecinane paskami do krwi, opuchnięte. Nie zapomnę tego nigdy. Kiedyś pamiętam przyszłam do domu i już nie miałam siły. Usiadłam na schodach i zaczęłam płakać. Ja lubię tańczyć. Jednak ten taniec wymaga precyzji i rządzi się sztywnymi, bezwzględnymi regułami. Ktoś kto tam wpada na chwilkę, nie trenuje na co dzień, musi się naprawdę ciężko napracować, żeby osiągnąć efekt. To była piękna przygoda, okupiona potwornym wysiłkiem fizycznym. Co Pani robi w czasie wolnym od grania w teatrze i nagrywania nowego filmu? D- Siedzę najchętniej w domu i czytam książki. Lubię sprzątać, o co nigdy w życiu bym siebie nie podejrzewała. Mam braki w takim normalnym codziennym życiu. Jestem typowym szewcem bez butów, mam potworne zaległości w teatrze i kinie. 1 Czy granie z Janem Fryczem nie jest dla Pani już rutyną? D- Nie, nigdy nie będzie rutyną. To jest tak wspaniały, wymagający aktor, to jest taki człowiek, który nie pozwoli na to, żebym się rozleniwiła. Bardzo go za to cenię. Poznaliśmy się lepiej na planie „Zaginionej”, gdzie graliśmy małżeństwo. Janek nauczył mnie wymiany poglądów bez wstydu. Problem polega na tym, że jeśli kolega koledze daje uwagi to drugi zazwyczaj czuje się zawstydzony, że jest takim idiotą, że na to nie wpadł, że ten drugi jest mądrzejszy. To nie prawda, z zewnątrz zawsze lepiej widać. Cudnie jest, jeśli człowiek nabiera dystansu do tego rodzaju wymiany. Co się tam nie działo… To były takie przygody jak np. w dzieciach z Bulerbyn. Coś czego dzieciaki teraz już nie zaznają, bo siedzą, jak to ja mówię o tych moich, z „głową w pudle”. Moja młodsza córka potrafiłaby cały dzień przesiedzieć w internecie. Straszne. Ona spotyka się oczywiście ze swoimi kolegami, ale to nie jest to. Czy nie jest dla Pani irytujące to, że ludzie rozpoznają Panią na ulicy? D- Nie. Zdarzyło się zaledwie kilka razy, kiedy czułam się jak małpa w zoo, zamknięta w klatce i oglądana. Ale zazwyczaj kiedy widzę, że ludzie mnie rozpoznają i wymieniają na mój temat uwagi, albo podchodzą i coś mówią , (szczególnie wtedy) to są bardzo miłe sytuacje. Po za tym ja sobie wypracowałam taką umiejętność nie widzenia.. Chcę żyć jak każdy normalny człowiek. Iść do sklepu to iść do sklepu, podrapać się za uchem to podrapać się za uchem. Jestem normalnym człowiekiem i tak mi się chce żyć, nie chcę udawać w życiu kogoś kim nie jestem. No, ale to jest wpisane w zawód. Wiem, że tak jest i przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza. Jak Pani to robi, że jest w stanie zapamiętać dużą ilość tekstu do roli? D- Ja należę do tych osób, które zawsze lubiły się uczyć. Właśnie niedawno zdałam sobie sprawę w trakcie rozmowy z kimś, że tak naprawdę pamiętam kilka ról. Jedna wypada, wpada następna. Ja się lubię uczyć tekstu w czasie prób na scenie. Nie lubię takiego stukania w domu. Na przykład nie jestem w stanie w trakcie rozmowy zacytować roli. W momencie kiedy wchodzę na scenę, tekst się natychmiast pojawia. On jest mi potrzebny w danej sytuacji. Tam jest żywy, tam jest potrzebny tej postaci. Ona go pragnie wypowiedzieć, Jakie jest Pani życiowe motto? D- Jest ich kilka. W tej chwili przypomina mi się jedno z dzieciństwa. Moja mama zawsze mówiła mi „bądź dobrym człowiekiem”. To mnie tak potwornie wkurzało. Aż tu nagle, kiedy przestała to już mówić, bo wyjechałam na dobre i pojawiałam się w domu raz na kilka miesięcy zrozumiałam, że jest to proste i bardzo mądre. Jest to zadanie bojowe na życie. Być dobrym człowiekiem to jest duże wyzwanie. I to jest taka praca, której nie ukończę do końca swojego życia. Jak wspomina Pani swoje dzieciństwo? D- Wspaniale. Właśnie wróciłam niedawno z Kaszub, a dokładnie z Gowidlina(stamtąd pochodzi P. Danuta- D.K). Patrzyłam przez okno, nie ma dzieci na drogach, na boiskach. Lekcje się skończyły. Myśmy biegali całymi grupami o każdej porze roku. Zima sanki, po kilka par rękawic wymienianych, z górki przez łąki na jezioro zjeżdżało się na tych sankach. Były wtedy takie przykręcane do butów łyżwy. Najlepsze były takie ciężkie buciory. Ja miałam szczęśliwie buty mojej mamy, do których doczepiało się łyżwy. Rodzice nie wiedzieli, co robiliśmy. Na boisko chodziliśmy codziennie. Graliśmy w dwa ognie, w ciuciubabkę. Całe dzieciństwo było w ruchu. Jakie ma Pani plany na przyszłość? D- Żeby żyć długo i szczęśliwie w dobrym zdrowiu. Chciałabym, żeby ten plan mi się powiódł. I jeszcze żeby mi się nie skończyła szybko praca aktora. Ten zawód nie jest zbyt łaskawy dla kobiet. Co jest według Pani najważniejsze w pracy aktora? D- Jest dużo ważnych rzeczy. Pomijam to, co jest oczywiste, talent. Ale jest on ważny w każdej pracy. Co to za potrawy, kiedy robi je nie utalentowana kucharka?! Zanim skończyło się pytanie, zanim postawiony został znak zapytania pojawiło mi się samo w głowie słowo pokora i myślę, że jest to rzeczywiście bardzo potrzebne. Ale właśnie w tym zawodzie, który wydawał mi się taki jak sukienka sylwestrowa. Tyle tego blichtru, tyle jupiterów nastawionych na te ludziki chodzące po scenie czy po planie filmowym czy pojawiające się w gazetach. Bo pokora to jest coś takiego, co ustawia człowieka. Co pozwala mu stać na ziemi, co nie pozwala mu odlecieć w powietrze, kiedy go nadmuchają jak balon. Zawsze znajdzie się jakaś gałązka z ostrym kolcem, która ten balon przebije i upadek jest potwornie trudny i bolesny. Teraz troszkę sobie metaforyzuję, ale coś w tym jest. Jak grało się Pani w filmie „ Nigdy w Życiu”? D- W „Nigdy w życiu” do pewnego momentu grało mi się bardzo trudno. Historia jest dość długa. Kasia Grochola, którą poznałam podczas pracy nad jej sztuką teatralną, wymyśliła sobie, że to ja mam grać tę rolę. Kiedy rozpoczęły się zdjęcia próbne i cała ta historia filmu „Nigdy w Życiu” ona zaproponowała moją kandydaturę, ale jakoś nikt nie przyjął tego do wiadomości. Do tej pory tutaj 2 w Warszawie byłam postrzegana jako aktorka wyłącznie dramatyczna. Kiedyś w Szczecinie, pamiętam, grałam w farsach, w Poznaniu w komediach. Ale tutaj w Warszawie, a jestem tu już od 1991 postrzegana jestem jako aktorka dramatyczna i to od takich bardzo dramatycznych i poważnych ról. Zupełnie niepasująca do tego klimatu i tak też o mnie myśleli i producent i reżyser. Nawet na zdjęcia próbne nie chcieli mnie zaprosić. No, bo nie. Bo to nie te klimaty. Aż w końcu te zdjęcia trwały i trwały i kolejne podejścia i wreszcie zrobili ostatni rzut na taśmę i zaprosili mnie na te zdjęcia próbne. Ciężko mi było strasznie na początku, dopóki sobie wszystkiego nie powiedzieliśmy. Wtedy już pracowało się cudownie. W „Idealnym facecie dla mojej dziewczyny” gra Pani siostry bliźniaczki. Jedna jest prawą ręką swojego brata, księdza Leona, a druga jest chorą psychicznie kobietą, która znajduje się w zakładzie psychiatrycznym. Czy było to dla Pani duże wyzwanie? D- To była ciekawa przygoda. Nigdy nie grałam bliźniaczek. Bardzo cieszę się, że mogłam je zagrać. nudzi po raz 50 grać ten sam spektakl? Nigdy nie było dwóch takich samych spektakli, tak samo jak nie ma dwóch takich samych dni. Teatr to jest coś co nigdy zginąć nie może. Teatr nie zniknie dopóki jest 2 ludzi na ziemi. Teatr zawsze będzie żywy, bo będzie widz i będzie aktor. Która z ról teatralnych była dla Pani największym wyzwaniem? D- Wiele było takich ról. Są takie nad którymi natrudziłam się bardzo i nic z nich nie wynikło. Są takie, nad którymi bardzo się natrudziłam i uważam je za niezwykle ważne na swojej drodze. Mimo że są postrzegane przez część widowni jako nic nie warte, albo warte tego, aby wyrzucić je na śmietnik. Dla mnie są ważne jako pewien etap rozwoju. Taką rolą jest np. Fedra. Takim momentem w moim życiu zawodowym była pierwsza moja rola w Teatrze Rozmaitości w „Uroczystości” G. Jarzyny. Wiele się wtedy zmieniło, coś zupełnie nowego pojawiło się w moim myśleniu, życiu zawodowym. Dziękuję bardzo za rozmowę Dominika Kozłowska kl. 3A Woli Pani grać w filmach czy w teatrze? D- Nie mam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Wolę grać w przedsięwzięciach, w których spotykam takich ludzi o jakich mówiłam na samym początku i taki rodzaj pracy o jakiej dziś mówiłam . To uwielbiam i tu nie ma znaczenia czy jest to teatr czy jest to film. Natomiast jedno jest pewne, nie odeszłabym z teatru bo wydałoby się, że film jest atrakcyjniejszy, bo daje większą popularność, ma większy zasięg. Choć wiele ludzi się pyta czy mi się nie 3