„Głowa Murzyna”, autor: Aleksander Radczenko z Wilna

Transkrypt

„Głowa Murzyna”, autor: Aleksander Radczenko z Wilna
1
DE VILLE
GŁOWA MURZYNA
1.
Czarny sześcian Instytutu, pełen postmodernistycznej gry z podstawowymi
figurami geometrycznymi, wyrastał prosto z lasu. Olbrzymie okna w formie gigantycznych
bulajów, były całkiem puste i ciemne. Stern zatrzymał się niezdecydowany przed wysuniętą
przed budynek fasadą przeprutą olbrzymi kołami. Ciemny tynk budynku prawie zlewał się z
otaczającą nocą, więc nie od razu dostrzegł bramę wejściową, otwartą szeroko. Zaparkował
na poboczu dziurawej drogi i wszedł na wewnętrzny dziedziniec Instytutu. Olbrzymie
ciężarówki, ciągniki, maszyny o fantastycznych kształtach stały wszędzie, wypełniając
olbrzymi parking po brzegi. Nad dziedzińcem snuła się rzadka, wieczorna mgła i całkowita
cisza. Gdzieś w oddali zakrzyczał jakiś nocny ptak i znów zapanowała cisza. Stern przyjrzał
się dziesiątkom drzwi wejściowych, wszystkie ciemne i nieprzyjazne. Musiał zameldować się
u dyrektora Instytutu, ale nie miał zielonego pojęcia gdzie go szukać. I nie było nikogo, kto
mógłby mu podpowiedzieć…
Niezdecydowany przyglądał się dziesiątkom drzwi i przypominał dlaczego
znalazł się w tej północnej głuszy. Przed kilkoma dniami redaktor naczelna Caroline
Voerbeck zawołała go do swojego gabinetu i nieoczekiwanie zapytała:
— Co sądzisz o śmierci Ingi Fernandez?
Jay pocisnął ramionami:
— A co mogę sądzić? Popełniła samobójstwo. Nie bardzo wiem dlaczego, gdy
widziałem ją po raz ostatni – wyglądała na zadowoloną z życia. Ale fakt pozostaje faktem –
skoczyła w przepaść…
— W przepaść bez dna — zauważyła Voerbeck.
— Celna metafora — zgodził się Jay.
— To nie metafora — odparła Voerbeck. — Czy słyszałeś kiedykolwiek o
Dziurze Samobójców?
— Dziura Samobójców?...
— Dziura Samobójców, Studnia Samobójców, Strefa Samobójców —
potwierdziła Caroline i dodała: — Na północy przed kilkudziesięcioma laty odkryto pewien
fenomen, anomalię. Olbrzymia dziura w ziemi zieje w samym sercu puszczy. Nikt nie jest w
stanie powiedzieć kiedy i dlaczego powstała. Na pewno wiadomo, że nie było jej jeszcze
przed kilkudziesięcioma laty, wówczas bowiem stworzono dokładną mapę satelitarną obszaru
i w tym kwadracie była wówczas piękna połać dziewiczego lasu… Na Dziurę trafił
2
przypadkowo Andreas Matthews, dzisiaj dyrektor Instytutu Geofizyki Stosowanej, prowadząc
jakieś rutynowe badania geologiczne. Fenomen Dziury polega na tym, że nie ma dna…
— Jak to nie ma dna? — zdziwił się Jay.
— Nie znam się na tym, ale z tego co wiem po prostu nie ma. Badacze z
Instytutu dostali się już ponad 20 kilometrów w jej głąb, a nadal nie trafili na dno… Ale na
tym fenomen Dziury się nie kończy.
— Nie?
— Nie. Otóż Dziura przyciąga samobójców…
— Jak to przyciąga? — dotychczas Stern słuchał naczelną bez większego
zainteresowania. Dziura bez dna? Jak zawsze blond-redaktor coś pomyliła lub przekręciła.
Gdy się redaguje gazetę goniącą za sensacjami, powoli zaczynasz tracić poczucie realności,
fakty małoznaczące urastają do rangi fenomenu i odwrotnie.
— Tego nikt nie wie — odpowiedziała Caroline. — Ale tysiące młodych i nie
bardzo osób co roku ciągną na północ, Idą przez puszczę, jadą samochodami i autostopem by
dotarć do Dziury i skoczyć w nią.
— I władze nic z tym nie robią?
— Władze ogrodziły cały obszar drutem kolczastym, wzmocniły ochronę,
zorganizowały patrole i starają się wyłapać samobójców, nie dopuścić ich do Dziury.
Pojedynczym nadal się jednak udaje przedarć i skoczyć…
— Czy Inga?... — Jay’owi nieoczekiwanie zaschło w gardle.
Voerbeck kiwnęła. Po chwili Stern odezwał się:
— Jeśli to co mówisz – prawda, musze tam pojechać…
— Też tak sądzę — zgodziła się Voerbeck.
Nieoczekiwanie zawyła syrena alarmu przeciwpożarowego. Błysnęły reflektory.
We wszystkich oknach ponurego sześcianu zapaliły się jednocześnie światła. Światła
reflektorów zaczęły chaotycznie szperać po parkingu. Wpadły na Sterna, zatrzymały się na
chwilę, skupiły się na jego czarnej sylwetce w długim jesiennym płaszczu. Światła biły go
boleśnie w oczy, ślepiły go, więc musiał przykryć oczy dłonią. Po chwili operatorzy
reflektorów skupili się na czymś innym i światła powędrowały dalej. Z budynku wybiegli
ludzie, dziedziniec wypełnił się dziesiątkami, może nawet setkami biegających, krzyczących,
wymachujących rękoma facetów i kobiet w jednakowych niebieskich kombinezonach.
Zawarczały silniki zaprowadzanych ciężarówek. Gdzieś z ciemnej otchłani nocy doniósł się
stalowy głos:
— Stan gotowości Zero Alfa Cobra Zero! Pierwsza, druga, trzecia brygady
działają zgodnie z planem operacyjnym…
3
Jay spróbował zagadnąć jednego, drugiego, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
Ciężarówki z głuchym rykiem i łoskotem ruszały z miejsca i wyjeżdżały przez bramę w noc.
Gdzieś wysoko grzmiał wzmocniony megafonem stalowy głos:
— Powtarzam stan gotowości Zero Alfa Cobra Zero! Czwarta brygada wysuwa
się na cypel Morgany, siódma i ósma brygada wspierają oddział Pułkownika w zachodnim
sektorze!
Obok Jay’a zatrzymała się jakaś olbrzymia ciężarówka, z kabiny wysunęła się
twarz brodacza w okularach:
— Hej, ty wskakuj do skrzyni! Szybciej, bo już jesteśmy spóźnieni! Szybciej!
Jay otworzył usta by wytłumaczyć, że szuka dyrektora, ale kilka rąk ze skrzyni
ciężarówki już się wyciągnęło w jego stronę. Chwycił się jednej i po chwili wylądował w
skrzyni z facetami w niebieskich kombinezonach.
— A ty dlaczego bez kombinezonu? — spytał jeden z nich, bacznie
przyglądając się ubiorowi Sterna. — Och, nie daj Boże, Andreas cię w cywilu zobaczy!
Stern spróbował wytłumaczyć, że nie ma kombinezonu, bo nie jest
pracownikiem Instytutu, ale jego słowa utonęły w potężnym ryku silnika ciężarówki. Pojazd
wytoczył się z bramy Instytutu i z szaloną szybkością ruszył wyboistą drogą. Stern przezornie
uczepił się poręczy. Po kilku minutach wyjechali na prostą i ryk silnika nieco się zmniejszył.
— Znów polujemy na fantomy? — krzyknął mężczyzna siedzący obok Jay’a do
faceta, który skrytykował ubiór Sterna.
— Nie ma żadnych fantomów, Greg! Ty przynajmniej nie głoś tych bredni! —
odezwał się ktoś siedzący w ciemnościach naprzeciw.
— Jak to nie ma? Czwarty razy w tym miesiącu nas podejmują na alarm!
—Właśnie, właśnie, Store, Gromowowi opowiedz, że nie ma żadnych
fantomów! — roześmiał się ktoś inny. Nazwany Store’em splunął ze złością:
— Czwarty raz wciągu miesiąca wyjeżdżasz na alarm, Robin, a nadal nie wiesz,
że Zero Alfa Cobra Zero – to nie fantomy…
— A co? — spytał ktoś z ciemności.
— Zero Alfa Cobra Zero – to samobójcy… — wyjaśnił poważnie Store.
— Samobójcy? — zdziwił się Jay. Store spojrzał na niego badawczo:
— Oczywiście, że samobójcy. Przerwali linię ochrony w zachodnim sektorze i
teraz musimy ich wyłapać, dopóki nie dobiegli do Dziury…
— Tym się powinien zajmować Pułkownik ze swoimi gangsterami, a nie my!
Nie przyjechałem tu by biegać po lesie za samobójcami czy fantomami. Jestem naukowcem,
do jasnej cholery! — mruknął złośliwie Greg.
4
— Pewnie duża grupa się przedarła i ochrona nie jest w stanie wszystkich
wyłapać albo zbyt późno ich zauważyli — wyjaśnił Store.
— Nie wiem, nie wiem, Store — odezwał się znów jakiś głos z ciemności. — A
jaki jest kod alarmu na fantomy?
— Nie ma żadnego kodu, bo nie ma żadnych fantomów! Ile ci mogę tłumaczyć
oczywiste rzeczy, Robin!
— Aha, oczywista oczywistość, tylko że Gromow ich widział i Roja widział, i
ten z trzeciej brygady, jak go tam?... Taki czarny z wąsikiem? On też widział fantoma, a
oficjalnie ich nie ma… — zaśmiał się w ciemnościach Robin.
Ciężarówka nieoczekiwanie podskoczyła wysoko, silnik zaryczał na wysokich
obrotach, na chwilę poczuli się jakby w stanie nieważkości. Następnie Stern poczuł, że pojazd
stacza się w przepaść. Najwidoczniej kierowca nie zauważył jakiejś olbrzymiej przeszkody na
drodze. Ciężarówka osunęła się na dno olbrzymiego rowu, wysypując pasażerów ze skrzyni.
Stern upadł twarzą w miękką, mokrą glinę. Po chwili uniósł się z ziemi, otrzepując kawałki
gliny z płaszcza. Dookoła krzątali się pracownicy Instytutu, sypały się przekleństwa.
Kierowca wyskoczył z kabiny i przyglądał się samochodowi.
— Poszła oś, Hague!
— Job tararaj! — krzyknął sympatyczny brodacz o nieokreślonym wieku
wysiadając z kabiny. — No to polowanie mamy z głowy! Za zniszczona oś Andreas mnie
oskalpuje, a was wyśle na siedemnasty rewir zbierać poziomki!
Jay z ciekawością przyglądał się szefowi brygady. Poznali się przed paroma laty
na konferencji w Senacie, podczas której Hermann Hague z niezwykłym entuzjazmem
opowiadał o jakichś badaniach i prosił o dotacje. Ciekawie czy mnie pozna?
— Słuchaj, a z jakiego laboratorium ty jesteś? — bas nad jego uchem wyrwał
Sterna z zadumy. Jay spojrzał na pytającego. Przed nim stał Store.
— Z żadnej — roześmiał się niespodziewanie Jay. — Jestem Jay Stern,
przyjechałem przed kwadransem, żeby napisać reportaż o Instytucie…
— Job tararaj! — Hague zauważył Stern’a. — Przecież to Jay Stern z „Post”!
No teraz to na pewno Andreas nas oskalpuje i wszystkich wyśle na siedemnasty!
Stern podszedł do Hague’a i serdecznie uścisnął jego rękę:
— Witam panie Hermann! Musze się spotkać z dyrektorem!
— Och, proszę mi wierzyć, Jay, teraz na pewno pan z nim się spotkasz! I módl
się, pan, żeby to spotkanie nie było ostatnim podczas pańskiego pobytu w Instytucie! —
odparł Hague z uśmiechem. — Nielegalnie wziąłeś pan udział w specjalnej operacji
Instytutu…
— Sam mi pan rozkazał włazić do ciężarówki!
5
— Przecież nie wiedziałem, że nie jest pan z mojej brygady! W tych
ciemnościach… — rozłożył ręce Hague i krzyknął do kierowcy. — Mika zawiadom bazę, że
skończyliśmy pościg…
— O nim też powiadomić? — spytał kierowca wskazując głową na Sterna.
— Nie…— Hague przez chwilę się wahał. — Powiadomimy, gdy sytuacja się
uspokoi… No, panie Stern, mamy teraz sporo czasu do gadania. Wszystkie ciągniki Instytutu
są zaangażowane w pościg, więc wcześniej niż za kilka godzin nikt nas stąd nie zabierze…
Ma pan papierosa?
Stern posłusznie wyciągnął z kieszeni zmiętą paczkę „Caines”. Przez chwilę w
milczeniu przyglądali się kłębom dymu unoszącym się w gwieździste niebo.
— Chce pan napisać książkę o Dziurze? — zapytał Hague.
— Może kiedyś… Tymczasem mam napisać reportaż dla „Post”…
— To będzie bardzo nieciekawy reportaż — powiedział Store puszczając
kolejny kłęb dymu. — Dziura jest absolutnie nieciekawa, gdy ją odkryto napisały o tym
wszystkie gazety świata i od tamtego czasu nic się tu nie zmieniło…
— Nie przesadzaj, Store — zaprotestował gorąco Hague. — To przecież sam
Stern będzie pisał! Na pewno znajdzie coś ciekawego… Niech pan, panie Jay, nie zwraca
uwagi na naszego kolegę. Store jest sceptykiem i pesymistą od urodzenia. Tak naprawdę
Dziura jest niezwykle pasjonująca!
— Pasjonująca? Pierniczysz Hermann jak zawsze. Nie zapominaj, że nie jesteś
na posiedzeniu senackiej komisji do spraw nauki — rzucił Store. Ale niezrażony Hague
kontynuował:
— Niech pan sobie tylko wyobrazi – olbrzymi lej w samym środku puszczy!
Absolutna geometryczna prawidłowość formy. Rzuca pan w niego kamieniem i czeka, czeka,
czeka, ale nigdy żaden odgłos uderzenia o dno nie dobiegł… Pojedziemy tam jutro, jeśli szef
się zgodzi. Dziura… Prawdziwy fenomen!
— Fenomen nudny jak flaki z olejem — skrzywił się Store i odszedł ku grupce
naukowców.
— Ale podobno giną tu ludzie?— nieoczekiwanie zapytał Jay.
Hague przyjrzał się badawczo dziennikarzowi:
— Pierwsze słyszę… Co pan chce przez to powiedzieć?
— Mam na myśli samobójców? Podobno ciągną tu z całego kraju, żeby skoczyć
do Dziury…
— Ach, samobójcy… Tak, to smutna historia — zgodził się Hague.
6
2.
Widok z pagórka był przepiękny. Niebo było zachmurzone, Słońce już się
ukryło za horyzontem i tylko czerwona poświata oświecała okolice, ale i tak było widać
całkiem sporo – w dole w olbrzymiej kotlinie leżał ogromny, spowity lekką wieczorną mgłą
lej Dziury. Absolutnie dokładna geometryczna konstrukcja w kształcie okręgu o promieniu
mniej więcej kilometra. Brzegi Dziury porastały drzewa i krzewy, niektóre niebezpiecznie
nawisały nad bezdenną przepaścią, a ich korzenie bezsilnie wyrastały z ziemi starając się
trafić na twardy grunt, lecz trafiały w próżnię. Ten widok robił niesamowite wrażenie. Jay
oparł się o sosnę rosnącą na wzgórzu i spojrzał w głąb Dziury. W dole kłębiły się olbrzymie,
białe i perłowe chmury.
— Wierzy pan w demony? — zapytał Jay’a pastor Bellingham.
Spotkali go przed chwilą nad krawędzią przepaści. Stał nad Dziurą zamyślony i
rzucał w nią kamykami. Herman przez kilka minut żądał by pastor pokazał przepustkę
zezwalającą na przebywanie nad Studnią, jednak wielebny Bellingham nawet nie raczył mu
odpowiedzieć. Hague splunął ze złością i odszedł w głąb lasu, żeby sprawdzić czujniki
jakichś aparatów badawczych rozstawionych wokół Studni, grożąc zarazem pastorowi
natychmiastowym wydaleniem z Instytutu. Jay i wielebny Bellingham wdrapali się na pokryte
gęstymi krzewami wzgórze by przyjrzeć się panoramie Studni. I wówczas Bellingham zadał
nieoczekiwane pytanie: — Wierzy pan w diabła, panie Stern?
— Jestem agnostykiem, panie Bellingham.
— Nie dziwię się. Nie ma pan wystarczająco odwagi by powiedzieć Bogowi, że
go nie ma, więc zostawia sobie furtkę w postaci „może”. Myśli pan, że będzie to odczytane
jako okoliczność łagodząca na Sądzie Ostatecznym?… — powiedział Bellingham. Jay
przyglądał mu się teraz z uśmiechem:
— Myślę… że mało myślę na temat Sądu Ostatecznego, pastorze!
— Szkoda. Sąd Ostateczny jest coraz bliżej… Czy słyszał pan o losie ekspedycji
profesora Dmitrija Nazarowa? — zapytał nieoczekiwanie pastor.
— Nie, chyba nie — odparł Jay.
— O tej ekspedycji nawet tu w Instytucie ludzie wolą nie mówić, nie znajdzie
pan też żadnych informacji o niej w oficjalnych opracowaniach na temat Studni. Niektórzy
uważają tę historię za apokryf, legendę miejską, ale ja wiem, że jest to absolutna prawda.
Kiedyś Gromow, który uczestniczył w ekspedycji Nazarowa, opowiedział mi co nieco!
Proszę mi wierzyć jego opowieść robi piorunujące wrażenie…
Jay kiwnął głową na znak zgody. Pastor kontynuował:
— Przed kilkunastoma laty przybyła tu ekspedycja Rosjan pod kierownictwem
znanego geofizyka Dmitrija Nazarowa z Uniwersytetu Moskiewskiego. Mieli najlepszy
7
sprzęt, jaki tylko można zdobyć za pieniądze. Badali Studnię na własną rękę i dotarli o wiele
głębiej niż my. Gdzieś na głębokości 20 czy 25 kilometrów naukowcy natrafili na bardzo
wysoką temperaturę. Wynosiła około 1100 stopni Celsjusza, czyli dużo więcej niż można
było się spodziewać. Najbardziej zaskakujące i jednocześnie przerażające okazało się to co
wydarzyło się potem. Próbując odsłuchać odgłosów tektonicznych spuszczono na tę
głębokość bardzo czułe mikrofony. Po dostrojeniu i przeprowadzeniu pomiarów geolodzy
usłyszeli przerażający krzyk cierpiącego człowieka, w tle podobno słychać było setki innych
krzyków cierpiących ludzi. Geolodzy byli przerażeni. Makabryczne odkrycie Nazarowa i
wielu członków jego zespołu doprowadziło niemalże do obłędu i nie byli oni w stanie
kontynuować pracy. Rosjanie płakali z przerażenia i byli w stanie tak silnego szoku, że
wymagali opieki medycznej. Wkrótce cały ich zespół badawczy opuścił teren Strefy....
— Uważa pan, że Studnia jest bramą do piekła, pastorze Bellingham?… —
zaryzykował Jay.
— A pan uważa inaczej? — odpowiedział pytaniem na pytanie Bellingham.
— Cóż ja jestem zwolennikiem poglądów Karla Rahnera. Bóg, o ile istnieje, w
swojej nieskończonej miłości do człowieka nie może nikogo skazać na potępienie wieczne. A
skoro tak, to piekło jest puste. Dlatego jeśli nawet Dziura jest bramą piekła, to i tak nie ma w
nim nikogo, żadnych cierpiących dusz, zaś ekipa Nazarowa zapewne stała się ofiarą masowej
halucynacji — odpowiedział Stern.
— O, mądrość z głupstwem jakże pomieszane! Rozum z szaleństwem… —
wyszeptał Bellingham i odwrócił się w stronę Dziury. — Jest pan oczytany, dostał pan
doskonałe wykształcenie w Harwardzie lub Yale…
— Notre Dame, panie Bellingham. Ukończyłem uniwersytet w Notre Dame
— Niech będzie Notre Dame. Wie pan wiele i nic z pańskiej wiedzy nie wynika.
Fakty przesłaniają panu całość obrazu…
— To plaga tych czasów: ślepi pod władzą szaleńców…— zaryzykował
ironiczną ripostę Jay.
— Niech pan nie przesadza z tym Szekspirem, panie Stern! — rzucił gniewnie
Bellingham. — Przyjdzie dzień i zrozumie pan jak bardzo się pan myli! Wszyscy zrozumiecie
jak bardzo się mylicie, wierząc jedynie w to, co da się pomacać, rozszczepić, zbadać za
pomocą Waszych mikroskopów i akceleratorów! Tylko oby nie było za późno! — dodał
pastor na widok wchodzącego na wzgórze Hague i oddalił się szybkim, nerwowym krokiem
bez słowa pożegnania.
Hague przyjrzał mu się z dobrodusznym uśmiechem i pokręcił głową:
— Zdenerwował pan naszego ojczulka, panie Stern!
8
— Nie chciałem uwierzyć w to, że Studnia jest bramą do piekła — wyjaśnił
Stern.
— Duży błąd, panie Stern — roześmiał się Hague i spojrzał na niebo
rumieniejące coraz bladszą pomarańczową poświatą. — Wracajmy do Instytutu. Za
kilkanaście minut zapadnie noc…
Po kilku minutach marszu Stern zapytał
— Jest jednak pewna rzecz, która mnie w opowiadaniu pastora zastanowiła.
Wspominał on o ekspedycji niejakiego Nazarowa…
— Niech pan nie zwraca uwagi. Mogę panu przysiąść na najnowszym numerze
czasopisma „Science”, że nigdy nie było żadnej ekspedycji profesora Nazarowa. Jestem
geofizykiem z 20 letnim stażem, a nigdy nie słyszałem o profesorze Nazarowie. Jest to jedna
z niezliczonych bajek, które opowiadają sobie pracownicy Instytutu na dobranoc. …
— Ale każda baśń, legenda lub mit zazwyczaj ma jakieś podstawy w
rzeczywistości — nie zgodził się dziennikarz. — Pastor twierdzi, że o Nazarowie opowiadał
mu niejaki Gromow…
— Mi Gromow o żadnym Nazarowie nie opowiadał nigdy! — powiedział
Hague i przez chwilę szedł w milczeniu, po czym niechętnie się dodał. — Widzi pan, panie
Stern… Prawdą jest, iż czasami ze Studni wydobywają się odgłosy, których nie możemy
zidentyfikować… Bardzo nieprzyjemne odgłosy… Nie mają one oczywiście nic wspólnego z
wyciem potępionych dusz.— dodał pospiesznie Hague.
— Oczywiście — zgodził się Jay.
— Poza tym kilkakrotnie automaty, które zrzucaliśmy do Studni, wracały ze
stopionymi narzędziami, pancerzami, mimo iż temperatury na tej głębokości nie są
wystarczająco wysokie by topić stal żaroodporną. Innymi razy nie wracały w ogóle… Studnia
kryje w sobie sporo zagadek. Pastor traktuje je metafizycznie, ja wolę bardziej naukowe
wyjaśnienia… Nie wiem, jaką bajkę wymyślił po pijaku Gromow by zadrwić z biednego
Bellinghama, jednak raz jeszcze mogę pana zapewnić, iż nigdy nie istniał żaden geofizyk o
imieniu Dmitrij Nazarow
Jay kiwnął na znak zgody i założył słuchawki walkmana.
3.
Siedział dwa krzesełka dalej. Wysoki, sztywny, nieco siwiejący mężczyzna
około pięćdziesiątki. W płóciennych szortach, białej koszulce z jakimś nieczytelnym
nadrukiem oraz sandałach niedbale założonych na bose nogi. Okulary przeciwsłoneczne
zaciśnięte w grzywę siwej czupryny. Jay przyjrzał się mu z zainteresowaniem. Twarz
porośnięta gęstym, kilkudniowym zarostem i poorana bruzdami, czoło w głębokich
9
zmarszczkach, oczy osadzone głęboko pod łukami jeszcze prawie czarnych, gęstych brwi. Nie
miał wątpliwości, ze ma przed sobą legendarnego szefa Instytutu.
— Andreas W. Matthews! W to od Wacky, taka złośliwość mego ojca —
uśmiechnął się dyrektor Instytutu podając rękę — Więc panie Stern, zdecydował pan
dołączyć do grona pokrzywdzonych przez los?
— Pokrzywdzonych?
— Mam na myśli zakochanych w Dziurze… — roześmiał się Matthews. —
Cóż, może i słusznie. Ten kto odkryje tajemnicę Dziury niechybnie dostanie Nagrodę Nobla,
w pańskim przypadku byłaby to zapewne literacka Nagroda Nobla…
— Przyjechałem z innego powodu…
— Tylko nie mów pan, że z miłości…
— Będzie pan się śmiał, ale właśnie z miłości…
— Nie będę się śmiał — odparł Matthews. — Wiedziałem, że nie przemierzył
pan tysiąc kilometrów dziewiczych puszcz tylko po to by przyjrzeć się dziurze w ziemi.
— Inga Fernandez — zaczął Stern. Matthews kiwnął potakująco. — Zginęła
przed kilkoma tygodniami. Wszyscy twierdzą, że popełniła samobójstwo. Ale ja w to nie
wierzę! O Indze można było wiele powiedzieć, ale tylko nie to, że życie jej ciąży…
— A jednak popełniła samobójstwo — Matthews pociągnął łyk whisky. —
Hague, pastor Bellingham i jeszcze dwóch świadków z ochrony Instytutu widzieli jak wpadła
do Dziury…
— Wpadła?! Jak to wpadła?
— Tak zwyczajnie, nachyliła się i wpadła. To niestety czasami się zdarza —
pocisnął ramionami dyrektor Instytutu.
— I pan o tym mówi tak…
— Jak?
— Tak zwyczajnie…
— A jak mam mówić? — po raz kolejny pocisnął ramionami Matthews. —
Panie Stern ludzie, którzy przemierzają tysiąc mil przez dziewicze knieje, marzną, mokną,
ścierają nogi doskonale zdają sobie sprawę z tego na co się decydują. Dziura – to nie igraszki,
Dziura – to anomalia przez duże „A”. Badamy ją od 20 lat, a nadal nie wiemy o niej nic albo
prawie nic. Wiemy tylko tyle, że każdy kto choć na chwilę traci czujność w okolicach Dziury
– ginie… Fernandez nie była ani pierwszą, ani niestety ostatnią ofiarą Dziury, mimo iż
staramy się zapewnić największy stopień bezpieczeństwa… Widzi pan tych ludzi tam w głębi
sali? Wyglądają na beztroskich pijaków, nieprawdaż? Proszę mi wierzyć nawet pijąc żaden z
nich nie traci czujności, bo Dziura nigdy nie śpi…
10
Jay powiódł wzrokiem po sali. W jej głębi balangowała wesoła gromada
naukowców, zaś przy drzwiach Hermann Hague sączył swego whiskacza w całkowitej
samotności.
— My badamy Dziurę, a Dziura bada nas — włączył się do rozmowy Gromow,
szczupły, łysiejący mężczyzna w dżinsach i koszulce, któremu nareszcie udało się uciec
pijanym geologom i geofizykom.
— Dziura nas bada? — zdziwił się Jay.
— Oczywiście — z powagą w głosie potwierdził Gromow. — Czy słyszał pan
kiedykolwiek o krainie Agharta?
Jay pokręcił przecząco głową.
— Panie redaktorze, powiem panu prawdę, którą tylko niewielu naukowców jest
w stanie otwarcie przyznać. Otóż prawie nic nie wiemy o wnętrzu Ziemi.
— Dlaczego? — zdziwił się Jay. — Jeszcze w szkole nauczono mię, że Ziemia
składa się ze skorupy o grubości kilkudziesięciu kilometrów, niżej jest składający się ze skał
w stanie stałym i płynnym płaszcz, a trzy tysiące kilometrów dalej - płynne jądro zewnętrzne
oraz stałe jądro wewnętrzne…
— W szkołach i na uniwersytetach uczy się nas o obowiązujących aktualnie
teoriach, przedstawiając je jako prawdę w ostatniej instancji, ale to tylko teorie!
— Hague mi już o tym wspominał…
— Ale wątpię by nasz poczciwy Hague powiedział panu, że naukowców, którzy
próbują wykazać iż może być inaczej, niż głosi ta oficjalna teoria, po prostu się blokuje i
ucina środki na ich badania…
— Kolega Gromow jest zwolennikiem teorii pustej Ziemi — rzucił z
uśmiechem na ustach Matthews.
— Pustej Ziemi?
— Istnieje panie Stern teoria mówiąca o tym, że Ziemia jest w środku pusta lub
zawiera dużo pustych przestrzeni — wyjaśnił chętnie Gromow. — Już tybetańskie przekazy
wspominają o starożytnej krainie we wnętrzu Ziemi, zwanej Aghartą, zaś Edmond Halley,
znany z odkrycia komety swego imienia, głosił teorię, iż nasza planeta posiada w swoim
środku pustą przestrzeń o grubości około 800 km, 2 wewnętrzne pierścienie i jądro. Halley
przewidywał, iż pierścienie wewnętrzne mogą być zamieszkane. Zresztą teorii na temat
możliwości istnienia krain i tuneli we wnętrzu Ziemi jest wiele. Krainy podziemne mogą być
zamieszkane przez starożytne ludy lub wykorzystywane przez obce cywilizacje. To
oczywiście tylko teorie, ale jeśli by były prawdziwe wyjaśniałyby bardzo wiele z fenomenów
Dziury.
11
— Kolejna modyfikacja teorii wielebnego Bellinghama o bramie do piekła …
— roześmiał się Matthews.
— Piekło – to głupi wymysł cerkiewnych szczurów — oburzył się Gromow. —
Ja wam natomiast mówię o teorii naukowej! Naukowej! Dziura – nie wiem czy powstała w
sposób naturalny, czy sztuczny – stanowi tunel łączący mieszkańców wnętrza Ziemi z
naszym światem. My prowadzimy badania Dziury, a oni za jej pomocą prowadzą szeroko
zakrojone badania naszego świata… Te wszystkie UFO – to nic innego jak automaty z
podziemnych krain…
— A Andriusza znów pierniczy o UFO! — rozległ się nad uchem Sterna
znajomy bas Nicka Storea, wysokiego brodatego geofizyka. — Upiłeś się Andriusza, zalałeś
się w trupa…
— Upiłem się? A jak wytłumaczysz fantomów?... — krzyknął Gromow.
— Kiedy nie ma żadnych fantomów, Andriusza — odparł spokojnie Store. —
Już wiele razy robiliśmy na nich polowanie i nic. Niech pan sobie wyobrazi, panie Stern —
zwrócił się Store do dziennikarza. — Noc, cała załoga Instytutu na ciągnikach, terenówkach,
ciężarówkach przeczesuje perymetr w poszukiwaniu… No czego właściwie, Andriusza, tam
szukaliśmy?
Gromow jednak nie reagował na zaczepki:
— Jak to nie ma fantomów, skoro tyle osób je widziało?
Gromow zamówił kolejną kolejkę wódki i z tacą wypełniona szklankami ruszył
chwiejnym krokiem ku wesołej kompanii balującej w głębi sali.
— Nie wierzy pan w fantomy? — spytał Stern Storea.
— Panie Stern, ja jestem naukowcem, a nie księdzem. Albo coś mogę zbadać
empirycznie, albo nie mogę. Jeśli nie mogę – uznaję, że nie istnieje. Jeśli Gromow przyniesie
mi tego swojego fantoma albo UFO i pozwoli je zbadać – uwierzę… — odpowiedział Store i
ruszył w ślad za Gromowem.
— Dziura płata nam różne figle — odezwał się milczący Matthews. — Ale
myślę, że większość z nich ma charakter psychologiczny. Być może tak zwane fantomy – to
też tylko gra naszej wyobraźni…
— Gra wyobraźni? — zdziwił się Jay. Matthews kiwnął przytakująco głową:
— Dokładnie. Widzi pan, panie Stern. Nasze z panem mózgi działają tak, by
świadome doznania przez nas odczuwane miały sens, choćby było to bardzo trudne w jakimś
konkretnym wypadku. Jeszcze w XX wieku profesor Michael Gazzaning sformułował
hipotezę, że lewa półkula mózgowa zawiera tzw. interpretator, czyli ośrodek, którego
zadaniem jest znajdowanie wytłumaczeń dla informacji sprzecznych lub niemożliwych do
12
wyjaśnienia. Nasze mózgi potrzebują interpretatora do powiązania w jedno, spójne
wyjaśnienie odrębnych porcji informacji, napływających z różnych ośrodków mózgowych …
— Ale co to ma wspólnego z fantomami?
— Nasze mózgi fiksują pewne informacje, jednak brakuje im danych by je
zrozumieć, jednak nie może to powstrzymać naszych mózgów od tego, by wysunąć pewne
wyjaśnienie. Wyjaśnienie, które może nie mieć nic wspólnego z tym, co się rzeczywiście
stało.
— I fantomy są takim wyjaśnieniem?
— Czemu nie?.Niech pan sam się zastanowi, co przyciąga tu tych wszystkich
tak zwanych samobójców? Co roku na ochronę i wysyłanie do domu tych ludzi wydajemy
miliony, które moglibyśmy wydać na badania Dziury, a fala się nie zmniejsza… Łapiemy ich,
wsadzamy do ciężarówek i samolotów, wysyłamy z kraju, a po kilku miesiącach i tak
wracają. Znów pełzną przez puszczę, nielegalnie przedzierają się przez granice, mylą straże,
kopią tunele pod zasiekami drutu kolczastego. I wszystko tylko po to by skoczyć w dół.
Przecież o wiele prościej byłoby popełnić samobójstwo gdzieś na strychu własnego domu –
powiesić się, otruć się, skoczyć z mostu, przedawkować narkotyki… A oni ciągną tu! Jak
muchy na lep, jak motyle na światło… Mózg tych samobójców, z jakiegoś powodu, zmusza
ich do takich irracjonalnych działań. Nasz mózg jest w pełni zdolny do tworzenia wrażeń,
które są pod każdym względem tak samo wyraźne jak rzeczywiste doznania, mimo iż są
jedynie grą naszej wyobraźni. Jeśli polegamy jedynie na naszym mózgu, nigdy nie będziemy
pewni, czy to, co widzimy, wąchamy, słyszymy czy pamiętamy, jest rzeczywiste, tylko
zbliżone do rzeczywistości czy też wymyśloną przez nasz mózg wersją rzeczywistości…
Przez kilka minut pili w milczeniu.
— Proszę się nie dziwić, panie Stern — uśmiechnął się kwaśno dyrektor
Instytutu. — Jest to jedna z teorii i proszę mi wierzyć nawet nie najdziwniejsza! Mam
nadzieje, że nie będzie pan ich powtarzał w swoim artykule… Badamy anomalię, która nie
ma prawa istnieć, jeśli to co wiemy o geologii i fizyce jest prawdziwe, dlatego musimy
zgłaszać, sprawdzać i powoli odrzucać najbardziej egzotyczne pomysły. Tak więc pan
Gromow ma prawo polować na fantomy, a Store opowiadać o tunelach czasoprzestrzennych...
— Tunelach?
— Tak, tunelach, nasz poczciwy Store wierzy, iż Dziura jest tunelem
prowadzącym do innego wymiaru i pozwalającym ludziom i rzeczom podróżować w czasie i
przestrzeni…
— Ależ to niedorzeczne — roześmiał się Stern. — Pisałem kiedyś artykuł o
ośrodku jądrowym CERN pod Genewą. W laboratoriach ośrodka widziałem olbrzymie
zderzacze protonów, akceleratory LHC, a i tak za słabe by przebić się w inne wymiary.
13
Potrzeba na to energii w tysiące miliardów razy większej niż ta, którą na Ziemi dysponujemy!
Jeśli w ogóle jest to możliwe... Na prawdę myśli, że Dziura – to wynik pracy takiego
akceleratora?
—
Raczej
naturalne
wejście
do
tunelu
czasoprzestrzennego.
Teoria
hiperprzestrzeni dopuszcza ich istnienie.
— Poważni fizycy uważają takie przypuszczenia za co najmniej spekulatywne,
żeby nie powiedzieć więcej...
— Zgadza się, panie Stern, ale tu nie ma poważnych fizyków — roześmiał się
Andreas.
— A pan, panie Andreas, w jaką z tych teorii wierzy?
— Ja, panie Stern, nie odrzucam żadnej możliwości… Zresztą teoretyczne
rozważania nie wiele mnie obchodzą. Bóg, diabeł lub Matka Natura zsyłają nam prawdziwą
windę w głąb Ziemi. Grzechem byłoby z tej możliwości nie skorzystać. Zresztą już dziś może
ona dać całkiem realne profity. Na przykład na 10 kilometrze trafiliśmy na grubą warstwę
oliwinów, prawdziwy skarbiec kopalin użytecznych, w której na przykład zawartość złota
wynosi 78 gramów na tonę! Proszę mi wierzyć to bardzo dużo, bo przemysłowe wydobycie
opłaca się nawet przy 34 gramach…
— A w jaki sposób zamierza pan wydobywać złoto na głębokości 10
kilometrów? — zapytał kąśliwie Stern.
— Ech, ludzkość wysłała człowieka do kosmosu, na pewno znajdzie sposób i na
złoto w głębiach Ziemi — machnął ręką Matthews. — Najważniejsze, że nasza praca zaczyna
nabierać praktycznego znaczenia. Jeśli będzie zysk – będą i fundusze na dalsze badania…
4.
Tej nocy księżyc świecił wyjątkowo jasno. Biegł przed siebie leśną ścieżka,
pędził na oślep przez krzaki i chaszcze. Skacząc z kamienia na kamień przemierzył jakąś
kałużę i nawet tego nie zauważył. Biegł coraz szybciej, a na jego policzki wyskoczyły
delikatne rumieńce zadyszki. Pot spływał po jego szyi. Wyszedł przed kantynę na papierosa i
raptem poczuł, że ma wszystkiego dosyć. Wszystkiego i wszystkich. Pijanych wrzasków
geofizyków, pieprzenia o antymaterii, pustej Ziemi, piekle, UFO, fantomach… Po prostu
musi pójść i spojrzeć na tę Dziurę raz jeszcze. Pójść, spojrzeć i zrozumieć. Czuł, że tam nad
przepaścią dostanie odpowiedzi na wszystkie swoje pytania.
Wypadł z lasu i stanął raptownie. Zatrzymał się instynktownie na samym skraju
Dziury. Spojrzał w dół i ujrzał bezdenną otchłań spowitą tajemniczą mgłą. Zakręciło mu się w
głowie. Nigdy nie miał lęku wysokości, ale w tej bezdennej przepaści było coś strasznego i
pociągającego jednocześnie. Przechylił się jeszcze bardziej i po chwili zapewne straciłby
14
równowagę, i podzieliłby los spadających kamyków, gdyby czyjaś ciężka dłoń nie ścisnęłaby
go za ramię. Odskoczył natychmiast do tyłu i odwrócił się gwałtownie. Przed nim stał
Hermann Hague.
— Wiedziałem, że pan tu przyjdzie — powiedział zabierając rękę z ramienia
Sterna.
— Skąd… Skąd pan wiedział? — zapytał dziennikarz drżącym głosem.
Hermann pocisnął ramionami i usiadł na konarze powalonego przez jakąś potężną burzę dębu.
— Ma pan papierosa? — zapytał Hague. Jay bez słowa wyciągnął z kieszeni
paczkę „Caines” i podał naukowcu. Hague dostał papierosa, przez chwilę przyglądał się mu,
po czym wsunął do ust i wyczekująco spojrzał na Sterna. Jay usiadł obok i podał naukowcu
zapalniczkę. Hermann przypalił papierosa, zaciągnął się głęboko, po raz kolejny z
dezaprobatą spojrzał na papieros i dopiero wtedy odpowiedział na pytanie dziennikarza:
— Wszyscy nowi tu przychodzą…
— Czułem, że coś tam jest… Tam w głębi… Chciałem to coś dojrzeć i… —
spróbował wytłumaczyć Jay.
— Wszyscy to czują — kiwnął na znak zgody Hague. — Tylko, że ci, co
spędzili tu kilka lat już umieją zwalczać tę pokusę, po prostu nie zwracają uwagi, nie
zaglądają do Dziury, bo przecież to zaglądanie nie ma żadnego sensu. Sam pan widział, kłębi
się w niej mgła, chmury i niczego więcej nie widać, a badania i tak są prowadzone za pomocą
robotów. Niestety nowicjusze nie są w stanie temu hipnotyzmowi oparć i często przechylają
się za daleko…
— Czy Inga?...
— Tak, Inga przechyliła się za daleko i spadła… Ochrona nie zdążyła do niej
dobiec na czas. Takie wypadki się zdarzają, mamy za mało ludzi by skontrolować cały obszar.
Pan na przykład wybrał najkrótszą drogę do Studni, większość samobójców właśnie ją
wybiera…
— Nie miałem o tym pojęcia — powiedział Jay. — Po prostu biegłem przez las.
Na oślep…
— Ma pan rację, źle się wyraziłem — zgodził się ponownie Hague. — To nie
pan wybrał tę ścieżkę, tylko Studnia ją dla pana wybrała… Inga wybiegła po przeciwnej
stronie, nie byliśmy na to przygotowani. Nie wiem czy to samobójstwo, czy nieszczęśliwy
wypadek, jakiś błąd w programie, celowe działanie, nieprzewidywalna reakcja, a może
zmiana strategii…
Jay przełknął z trudem ślinę i spojrzał w kierunku gdzie w ciemnościach leżał
olbrzymi lej Studni.
15
— Ale dlaczego? Co tak naprawdę nas ciągnie do tego miejsca? Jakieś
promieniowanie? Zawirowania grawitacji? Hipnoza?
Hague zaciągnął się papierosem:
— Chce pan usłyszeć jeszcze jedną teorię? Mało to panu dzisiaj nasi okularnicy
napletli o antymaterii, hiperprzestrzenni, teorii superstrun?
— Chce usłyszeć pańską wersję! — odparł Stern. — Ma pan chyba jakąś teorię
na ten temat, jakąś wersję wydarzeń. Przecież tutaj giną ludzie!
— Widzi pan, panie Raedle, ja kiedyś studiowałem fizykę kwantową i jeśli po
tych studiach coś w mojej głowie zostało to właśnie przeświadczenie, iż przyrodę możemy
poznać tylko w przybliżeniu, a każdy pomiar jest obarczony jakimś prawdopodobieństwem i
jakąś dokładnością. I to wcale nie dlatego, że nie mamy wystarczająco precyzyjnych
przyrządów - ta niepewność i niedokładność tkwi w samej naturze zjawisk... Więc mówiąc
ściśle naukowo nie wiemy, czy ci co skoczyli do Dziury nie żyją. Ciał przecież nie
odnaleziono — odparł Hague i dodał po chwili: — Panie Stern, ja staram się nigdy nie
wypowiadać na tematy, na których się nie znam. Ale jeśli pan chce, opowiem panu pewną
dziecięcą bajkę, taki horrororek, że tak się wyrażę. Takie historyjki są bardzo popularne tam,
skąd pochodzę…
— Bardzo proszę — zgodził się Jay dostając papierosa i przypalając go. Powoli
napięcie nerwowe go opuszczało, w obecności pułkownika czuł się całkowicie bezpieczny,
ziejąca w ciemnościach Dziura już go nie przerażała, a swoją śmiertelna przygodę wspominał
z niejakim rozbawieniem. Hague zaciągnął się po raz ostatni papierosem i odrzucił niedopałek
daleko w krzaki:
— Otóż pewna rodzina przeniosła się do nowego domu. A w nim na podłodze
była duża czarna plama. Matka nakazała córce wziąć ścierkę i starć plamę. Córka tarła-tarła,
ale plama nie chciała zniknąć. A w nocy zniknęła córka. Następnego dnia plamę spróbował
starć syn. Plama zaczęła ruszać się, ale nie zniknęła. A w nocy przepadł chłopiec. Mama
zadzwoniła na policję. Policja przyjechała, przeszukała dom i odkryła właz do piwnicy. W
piwnicy stał olbrzymi Murzyn, a obok niego leżały związane i zakneblowane dzieciaki.
Policjanci zapytali: „Dlaczego kradniesz dzieci?” Murzyn odpowiedział: „A po co oni mi
głowę trą?”…
Stern spojrzał na Hermanna. Sam nie wiedział, czy Hague żartuje, czy chce mu
przekazać jakąś głębszą prawdę. Hermann siedział z kamienną twarzą i spoglądał w noc, tam
gdzie nad bezdenną przepaścią kłębiły się obłoki mgły. Z głośnym trzaskiem pobliska sosna,
zawieszona niebezpiecznie na samej krawędzi Dziury, wywróciła się i runęła w dół. Stern
instynktownie zaczął nasłuchiwać odgłosu uderzenia o dno. Nie usłyszał nic

Podobne dokumenty