Annie Leibovitz: życie przez obiektyw Odkąd pamięta była w drodze
Transkrypt
Annie Leibovitz: życie przez obiektyw Odkąd pamięta była w drodze
Annie Leibovitz: życie przez obiektyw Odkąd pamięta była w drodze, podróżując z rodzicami. Świat kadrowała przez szybę samochodu, którym wzdłuż i wszerz przemierzali Stany. Ale tak naprawdę fotografować zaczęła, dopiero mając 19 lat podczas wycieczki do Japonii, aparatem kupionym przez rodziców. Pięć lat później Annie Leibovitz objęła funkcję naczelnego fotografa legendarnego magazynu muzycznego „Rolling Stone”, a po niecałych trzech dekadach pracy w zawodzie sama została uhonorowana tytułem „żyjącej legendy” (odznaczenie nadawane przez Bibliotekę Kongresu Stanów Zjednoczonych). Nawet jednak bez tytułów i wyróżnień wiadomo, kim jest Annie Leibovitz. No właśnie, kim? Bez wątpienia Annie Leibovitz jest jedną z najbardziej znanych kobiet fotografek w historii, z powszechnie rozpoznawalnym, niepodrabialnym stylem, dla której - jak sama mówi życie i praca to jedno. W ostatnich latach bywa kojarzona głównie z bycia nadworną, ale i „przekorną” fotografką sławnych i bogatych tego świata. Sama jest gwiazdą, której sesje fotograficzne dla magazynów takich jak Vanity Fair, czy Vogue stylem przypominają hollywoodzkie produkcje filmowe, z wielkim rozmachem i odpowiednio dużym budżetem. Bywało, że skomplikowane technicznie inscenizacje obsługiwała pięćdziesięcioosobowa ekipa. Ale Annie Leibovitz się nie odmawia. Wręcz odwrotnie, o sesje u niej się zabiega, gdyż są symbolem nobilitacji. swoistym wprowadzeniem do panteonu wielkich i pożądanych. Fotografie wykonane przez Leibovitz czynią z fotografowanych postaci figury przynależne do miejsca, które umownie można nazwać „dwuwymiarowym Muzeum Madame Tussaud”. Ceną, jaką za ten przywilej płacą celebryci, jest zazwyczaj zgoda na odegranie samych siebie według scenariusza stworzonego przez Leibovitz. Przed obiektywem powstają zazwyczaj nieoczywiste metafory tego, jak bohaterowie fotografii są przez samą fotografkę postrzegani. Paradoksalnie, zbliżanie się do jakieś prawdy oznacza często założenie przez nich kolejnej maski, przyjęcie przerysowanej pozy okraszonej teatralnymi gestami, zanurzenie się w odrealnionym świecie. Leibovitz znana jest z perfekcjonizmu i świetnego przygotowania. Rozpracowuje swoich bohaterów, studiując ich twórczość i osiągnięcia zawodowe. Lubi obserwować jak zachowują się prywatnie. Mimo tego wie, że najdoskonalsza fotografia dopiętej na ostatni guzik sesji zdjęciowej może „spaść jak z nieba”, nieoczekiwanie i spontanicznie. Będąc rasowym fotografem, nie boi się takich sytuacji. Jest wytrenowana w antycypacji takich właśnie chwil, które mistrz fotografii reportażowej Henri Cartier-Bresson nazwał „decydującymi momentami”. Clue sukcesu Annie Leibovitz to właśnie to, że jest jak kameleon, z jednej strony specjalistką od konceptualnych „wystudiowanych momentów”, z drugiej doświadczoną dokumentalistą, obdarzoną niezwykłą intuicją fotograficzną. Dostosowuje swoje rzemiosło, umiejętności i wrażliwość do zadania, kontekstu, a nawet czasów. Wielu krytyków fotografii nazywa ją wręcz barometrem kulturowym. Leibovitz nie stoi w miejscu: jakie czasy, taka fotografia. Uważa się, że w szalonych latach 70-tych, w swoim surowym formalnie czarno-białym fotoreportażu z trasy zespołu Rolling Stones, uchwyciła esencję generacji „sex, drugs and rock n’ roll”. Pokazała, czym dla młodych, kontestujących establishment, było życie na krawędzi oraz jak „bez retuszu” wyglądało kompletne zatracenie się w sztuce i pulsującym intensywnością „jestestwie”. Efekty Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR ul. Łowicka 25 lok.P4, 02 - 502 Warszawa tel: +48 22 898 84 25, fax: +48 22 898 26 23 artystyczne tej sesji są fenomenalne. Jednak w jej trakcie także sama Leibovitz do tego stopnia uległa zatraceniu, że z twórcy stała się „tworzywem.” Prawie utraciłam własną duszę - wspomina. Dała radę i wróciła do życia, czyli do fotografii. Koloryt, potrzeby i wartości dominujące w kolejnych dekadach nieustannie przefiltrowywała przez swoje możliwości twórcze. Dzięki temu zawsze była i jest „na czasie”. Mówiąc krótko, szybko przestawiła się z analogu na cyfrę. Niezmiennie jednak-jak podkreśla -omija dalekim łukiem teleobiektyw. Dlaczego? Aby, na tyle, na ile to możliwe, utrzymywać naturalny, „ludzki” dystans od przedmiotu swojej fotografii. Aby odwzorowywać rzeczywistość, tak jak postrzega ją nieuzbrojone oko. Leibovitz stale stara się podnosić sobie poprzeczkę i uczyć się od swoich mistrzów, przede wszystkim od Richarda Avedona (portrecisty) i Roberta Franka (reportażysty). Jak twierdzi, momentem zwrotnym w jej rozwoju zawodowym był rok 1989. Wtedy to, będąc już u szczytu kariery zawodowej, Leibovitz spotkała na swojej drodze pisarką i teoretyka fotografii Susan Sontag, która „uzbrojonym” okiem krytyka podsumowuje dokonania fotografki: „Jesteś niezła, ale możesz być lepsza.” Jednym z najważniejszych owoców tej wieloletniej współpracy Leibovitz oraz Sontag była realizacja trzyletniego projektu fotograficznego pt. „Kobiety”. Na jego podstawie w 1999 roku powstał album fotograficzny pod tym samym tytułem. Zamierzeniem autorek było stworzenie swoistego katalogu, który na progu millenium uwieczniałby około 200 wybranych amerykańskich kobiet, reprezentujących wszelaką różnorodność: rasową, etniczną, wiekową, zawodową, klasową itp. Mimo iż historia fotografii zna już podobne szeroko zakrojone socjologicznie projekty fotograficzne (na czele z najsłynniejszym dziełem tego rodzaju autorstwa Augusta Sandera), w tym przypadku chodzi o coś więcej, niż jedynie (amerykański) tygiel kulturowy. Pionierskość projektu „Kobiety” polega właśnie na jego genderowym aspekcie. Tytuł projektu i albumu nazywa istotę rzeczy po imieniu. Chodzi o kobiety, zarówno „za” jak i „przed” obiektywem. Chodzi o kobiety w teorii i praktyce, w kulturze i życiu społecznym. O ich wizerunek i postrzeganie, o ich pozycję w centrum świata i na jego obrzeżach, o życie prywatne i publiczne. Chodzi o to, kim są kobiety, kim chcą być i kim mogą się stać. Czegoś takiego, w ponad 150-letniej historii amerykańskiej fotografii, jeszcze nie było. Niezwyczajne kobiety pokazywane są jako zwyczajne, a zwyczajne, jako niezwyczajne. Swoją twarz ujawniają wraz z imieniem i nazwiskiem. Jedynym wyjątkiem jest ofiara przemocy domowej, która pozostaje bezimienna, być może po to jednak, aby stać się „wieloimienną”. Z warsztatowego punktu widzenia motyw różnorodności ulega wzmocnieniu poprzez szeroką gamę użytych rozwiązań formalnych i technicznych. Efektem są zarówno wystudiowane, jak i „decydujące momenty.” Projekt Leibovitz i Sontag jest wreszcie niezwykłą okazją, aby zastanowić się, czy fakt, że to kobieta patrzy na kobietę i ją fotografuje, zmienia coś w sposobie reprezentacji. Czy sytuacja taka umożliwia przełamywanie stereotypów, czy też przeciwnie, prowadzi do utrwalania starych, a może nawet kreowania nowych. Sama Sontag – w eseju, w którym niejako nadaje projektowi teoretyczne fundamenty – wyraża przekonanie, iż niektóre stereotypy zostały podmyte, inne zaś wzmocnione. Nie daje jednak dokładnych wskazówek. Przeciwnie, raczej sama stawia pytania i próbuje poszerzać pole semantyczne, swój wywód kwitując przewrotnie: „fotografia przecież nie jest opinią/wyrażeniem zdania, a może jednak jest?” Z kolei Leibovitz, przez 40 lat swojej aktywności zawodowej, raczej nie wypowiadała się wprost na Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR ul. Łowicka 25 lok.P4, 02 - 502 Warszawa tel: +48 22 898 84 25, fax: +48 22 898 26 23 tematy dotyczące natury ontologicznej fotografii. Pytana o to, co dla niej najważniejsze, często podkreślała, że chodzi o niezaprzestawanie tworzenia i o szerszy kontekst twórczości na przestrzeni wielu lat lub nawet całego życia, a nie o pojedyncze zdjęcia. Brzmi, jakby nadal była w drodze. Magda Szarota Amerykanistka, kulturoznawca. Teoretyk i praktyk fotografii oraz antropologii wizualności. Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR ul. Łowicka 25 lok.P4, 02 - 502 Warszawa tel: +48 22 898 84 25, fax: +48 22 898 26 23