Muzyczne kanały Wenecji – pdf do pobrania
Transkrypt
Muzyczne kanały Wenecji – pdf do pobrania
fot. w artykule: archiwum autora marcin strzelecki muzyczne kanały wenecji podróż z RADAR-em Jak wiele różnych stylów muzycznych, współczesnych i dawniejszych, jesteśmy w stanie przywołać w pamięci? Jawajski gamelan, andaluzyjskie flamenco, Indianie z Peru, bluesmani z Chicago i nowoorleański dixieland, opera neapolitańska, afrykańskie gadające bębny, śpiewy prawosławne, brazylijska samba, aborygeni ze swym didjeridu, chwytające za serce melodie kujawskie... Dość! Śledź z czekoladą! Takie wybełtanie w kotle wyobraźni daje silniejszy efekt niż zabawa w wymyślanie najdziwniejszych zestawień kulinarnych. Zapytajmy inaczej: jak wiele kultur w ogóle poznaliśmy poprzez muzykę i z muzyką tą kojarzymy? Myśląc 24 o tym widzimy, jak nasz krajobraz kultury rozciąga się wszerz i wzdłuż, a nasza perspektywa awansuje z żabiej na tę „z lotu ptaka”. • Do Wenecji trafiłem, wraz z trójką innych krakowskich twórców, w marcu 2003 r., w ramach kilkumiesięcznego programu europejskiego RADAR. Marta Firlet, w tym czasie spec od betonu, Daniel Banaczek, niezłomny poszukiwacz outsiderów, oraz Wojtek Kołek, o którym napisać jedno zdanie, to jak robić fotokopie z obrazów Moneta. Projekt z założenia miał skupiać artystów wykorzystujących narzędzia multimedialne i zainteresowanych integrowaniem różnych grup społecznych poprzez sztukę. Poszukiwania owych grup społecznych rozwinęły się jednak zgoła zaskakująco. Odniosłem liczba stałych mieszkańców zmalała kilkakrotnie. Z obecnych 40 000 większość to niewychodzący z domów staruszkowie – młodsi wynajmują za fortunę mieszkania, a sami mieszkają gdzieś na lądzie. Pozostaje jeszcze garstka aktywnych zawodowo wenecjan, na którą składają się gondolierzy, sklepikarze, hotelarze i rybacy. Liczba przyjezdnych sięga zaś 80 000. Ironicznie brzmią w tym kontekście zdania Strabona (VIII w. p. n. e.): gdy grecki kronikarz wspomina po raz pierwszy o ludziach zamieszkujących lagunę, nazywa ich veneti, czyli „obcy”. wrażenie, że większość turystów odwiedzających Wenecję jest zawiedziona miastem i nie wyraża chęci ponownego przyjazdu. Skutecznie zniechęcają letni skwar, kwitnąca w kanałach woda, potworny tłum, ścisk i hałas. W okolicach późnego popołudnia tłumy znikają, jakby cała ta masa ludzi topniała we włoskim słońcu, by spłynąć kanałami do morza. W ciągu niespełna godziny miasto pustoszeje – mało kogo stać na pokój za sto kilkadziesiąt euro, więc kto żyw umyka na ląd, by tam szukać noclegu za bardziej rozsądną cenę. Pod wieczór Wenecja zostaje sama ze sobą i okazuje się... że zostaje jej niewiele. • Historia miasta wzrusza i zapiera dech. Najpotężniejsza bodajże z nowożytnych republik, choć zbudowana na wodzie, Wenecja była ostoją liberalizmu i demokracji, centrum sztuki i handlu; potem, osłabiona dziesiątkami wojen z Turkami, wzięta w końcu przez Napoleona, po klęsce kampanii stała się łupem Austriaków (do dziś są wielce dumni, że posiedli Panią Mórz). Od czasu włączenia miasta w obręb zjednoczonych Włoch Wenecja jest już tylko echem własnej świetności, misternie rzeźbionym puzderkiem z pamiątkami, a dla turystów – jednym z dziwadeł na targu geograficznych osobliwości. W ciągu ubiegłego stulecia 25 Nie pochodzili oni bowiem z półwyspu, przybyli z zewnątrz. Teraz, niemalże 3 000 lat później, veneti znów zaludniają miasto. Społeczność wenecka to w znacznej mierze społeczność przejściowa o – powiedzmy – wysokim stopniu efemeryczności. Trudno wyobrazić sobie, jak w tak płynnej grupie ludzi mogłaby powstać kultura; zresztą czy w ogóle można tu mówić o grupie? • Jako muzyk zacząłem poszukiwać oznak codziennego życia muzycznego, czegoś, co świadczyłoby o istnieniu jakiejś „tubylczej” kultury. Dzieła plastyczne można po prostu postawić w muzeum i sprzedawać bilety. Muzyka musi się dziać. Bez życia kulturalnego nie istnieje. A w dziejach muzyki miasto zapisało się wieloma najchwalebniejszymi kartami. Andrea i Giovanni Gabrieli – którzy rozwinęli przestrzenny aspekt muzyki używając dwóch zespołów rozstawionych w różnych miejscach bazyliki San Marco; wielki Claudio Monteverdi – człowiek, który uwolnił w muzyce uczucia; wreszcie Antonio Vivaldi – bez którego nie mielibyśmy pojęcia, jakie możliwości ekspresji tkwią w technice instrumentalnej i jak może je wydobyć wirtuoz. Dzisiejsza Wenecja jest już pod tym względem jedynie skansenem. Nie znajdziemy tu niczego prócz przebieranych shows pod tytułem „Quattro Staggioni”, dedykowanych japońskim i niemieckim turystom. Co więcej, na plakatach nie znajdziemy nawet informacji, kto wykonuje partię solową – w końcu nikogo to nie interesuje. Istotne, by zaliczyć tę atrakcję gdzieś między bazyliką a gondolą. Tymczasem kościół della Pietà, w którym pół życia spędził Vivaldi dając setki koncertów ze swym nie- zwykłym zespołem, otwierany jest raz w tygodniu, w niedzielę, by zasuszony ze starości ksiądz mógł odprawić skromną mszę. Bez jednej nuty. Słowem – kompletna dezorientacja: gdzie tu szukać kultury współczesnej, nie tej zmumifikowanej w muzeach, choć wciąż zachwycającej polotem, lecz codziennej, żywej i dynamicznej? fot.: grafiche vianello srl – ponzano – treviso ••• 26 Pomysł dojrzewał powoli. Trzeba było spojrzeć na Wenecję zupełnie inaczej: jak na miejsce obcych, którzy z najrozmaitszych zakątków świata przywożą tu swoją kulturę. Jeśli chcesz otrzymać wysoką ilość punktów za odpowiedź na pytanie z początku (jak wiele znasz kultur muzycznych?) – wystarczy, że przejdziesz się po ulicach tego miasta. Na placach i placykach odbywa się ciągły, zbiorowy koncert o niesamowitej rozpiętości stylistycznej. I to jest prawdziwe, codzienne życie muzyczne Wenecji, miasta przyjezdnych i przejezdnych. Oczywiście, w każdym większym, turystycznym mieście ulice rozbrzmiewają muzyką. Jednak tutaj stanowi ona szczególny kontrast do ciszy, jaka nastąpiłaby po wyjeździe „obcych”. Może to jest właśnie główna cecha miejsc otwartych, pozbawionych tego, co nazywamy kanonem, o ile nie jest nim właśnie brak kanonu... Nie mogę oprzeć się nasuwającej się analogii do Nowego Jorku i jego absolutnie kosmopolitycznej stylistyki. Akceptując taki stan rzeczy odnajdujemy w końcu codzienną kulturę Wenecji, choć zupełnie gdzie indziej niż można by się jej spodziewać. Dla mnie istotne okazało się zauważenie tej wielostylistycznej przestrzeni, wypełnionej echami kultur całego świata. Przestrzeń miasta rozbrzmiewa tu bowiem przestrzenią kultury. W mojej pracy wykorzystałem możliwości tkwiące w zaawansowanym programowaniu komputerów. W pierwszym etapie zebrałem kolekcję nagrań muzyków z ulic Wenecji, w sumie około setki nagrań, plus rozmowy z muzykami. Dołączyłem jeszcze kilka charakterystycznych dźwięków miasta, jak dzwony, odgłos silnika vaporetto, brzęk szklanek w kawiarniach itp. Następnie zaprojektowałem software – rodzaj szafy grającej, z tym, że utwory nie miały pojawiać się kolejno po sobie, lecz symultanicznie – bez tego straciłbym wrażenie przestrzeni. Pojawił się też problem selektywności percepcyjnej. Jak sprawić, by poszczególne plany się nie mieszały, lecz by dało się rozróżnić je słuchowo? Zastosowałem efekt wyłaniania się i chowania poszczególnych planów dzięki powoli zmieniającej się głośności, co przypominało trochę pojawianie się i znikanie grzbietów wielorybów ponad powierzchnią oceanu. W rezultacie tylko jeden plan dominował, a reszta tworzyła dość bogaty akompaniament. Po załadowaniu zebranych nagrań do programu uzyskałem wrażenie powolnego spacerowania po dużym placu, na którym rozstawieni w wielu różnych miejscach muzycy przekazywali nam cząstkę swojej kultury. Na koniec postanowiłem dodać nieco interaktywności, umożliwiając publiczności nagrywanie „twórczości własnej”. W rezultacie każdy mógł usłyszeć swój głos – wplątany, niczym jedna z nici, w tę migotliwą, wielobarwną tkaninę. Każdy mógł usłyszeć siebie na tle krajobrazu dźwiękowego Wenecji podobnie, jak zobaczyć się można na pamiątkowej fotografii na tle bazyliki San Marco. Wystawa grupy RADAR, stanowiąca część Weneckiego Biennale Sztuki Współczesnej, miała miejsce w połowie czerwca 2003 r., w Centro Civico na wyspie Giudecca. Marta znalazła dla mojej instalacji doskonałe miejsce – maleńką, ciemną projektornię, której małe okienka pozwalały obserwować salę kinową zaadaptowaną na główną przestrzeń ekspozycyjną wystawy. • Nie jest odkryciem, że kultura płynie szeroką rzeką. W opisywanym przypadku ten właśnie nurt stał się tematem. Nie poszczególne style, nie poszczególne rejony kultury, lecz kultura jako całość. Refleksja nad ogromną różnorodnością form kultury człowieka, czy to przez kontakt z „utworami” o podobnym przesłaniu, jak moja praca w Wenecji, czy przez podróżowanie, studiowanie i samodzielne doświadczanie tego ogromu, jest przeżyciem szcze- 27 gólnego rodzaju. W zależności od postawy, można je przyjąć z euforią lub zdegustowaniem; albo afirmujemy bogactwo dokonań człowieka, albo szukamy enklaw i ukojenia, niemile doświadczeni przez to, co w cywilizacji złe. O ile natura zachwycać nas może jedynie przedmiotowo (oderwaliśmy się od niej i postrzegać ją będziemy zawsze z zewnątrz), to świat kultury odbieramy podmiotowo, stanowimy jego część aktywnie go współtworząc. Jedni kochają barwną, aromatyczną i hałaśliwą Italię, inni wolą wulkany Islandii i niebo zasnute ołowiem. Jeśli nie odpowiada nam zastany świat, możemy ująć go inaczej, stworzyć własną gałąź na drzewie kultury. Pojemność percepcyjna słuchu pozwala zaś na ogarnięcie zarówno potężnej przestrzeni fizycznej wokół nas, jak i szerokiej przestrzeni znaczeń kultury niesionych przez dźwięk. Wykorzystałem to w swojej pracy, aby dać sobie i odbiorcom możliwość refleksji nad ogromem kultury człowieka. Mnie taka refleksja napawa wielkim optymizmem i wiem, że oszczędziłbym sobie wielu dekadenckich klimatów okresu dojrzewania, gdyby w odpowiednim momencie ktoś mi tę przestrzeń pokazał. Pamiętajmy tylko o jednym: dźwięk użyty w ten sposób jest właściwie sygnałem, bodźcem uruchamiającym wyobraźnię, wrażliwość i wiedzę. Sama muzyka nie opowie nam historii, nie wyjaśni własnej symboliki. Bez wiedzy o kulturze poprzestaniemy na tym, co psychologowie nazywają asocjacjami, a wtedy – hulaj dusza i... śledź z czekoladą. Kultura zachwyca różnorodnością jedynie wtedy, gdy potrafimy wyodrębnić jej składniki. Nie plączmy więc wątków, wiedzeni nieuświadomionymi skojarzeniami. Wędrujmy ścieżkami kultury, dokąd chcemy, a edukując w ten sposób, damy młodym czytelną mapę barwnego i różnorodnego świata, na której zaznaczono szlaki. Wtedy muzyka sama umożliwi im to szczególne, wewnętrzne doznanie podróży w przestrzeni kultury. Polecamy: www.radarlab.net