Aczkolwiek 3 - Gimnazjum nr 4 im. Józefa Piłsudskiego w Otwocku

Transkrypt

Aczkolwiek 3 - Gimnazjum nr 4 im. Józefa Piłsudskiego w Otwocku
• Aczkolwiek • Str. 1 •
W NUMERZE
Świąteczne powitanie!
Wstęp...................................................................str.1
Przed nami święta Bożego Narodzenia- czas
odpoczynku, życzliwości, spędzania czasu z rodziną i
przyjaciółmi, choć dla wielu przede wszystkim
wolnego od pracy i szkoły. Dziś się żegnamy,
zobaczymy się dopiero w 2011 r. Na to pożegnanie
chcemy podarować wam 9 numer (3 w tym
semestrze, a 7 w 2010r!) Aczkolwiek!
Nieprzeciętnej wspaniałości teksty i styl godny
pozazdroszczenia – oto właśnie ten numer!
Składając Wam- czytelnikom najlepsze życzenia
zapraszamy do lektury grudniowego egzemplarzu!
Gwiazdka już nie długo
Świąteczna trauma………………………………….…………str.2
Mikołaju, wróć!………………………………………………...str.2
Świąteczne kolędowanie?………………………………….str.3
Potrzebujący wśród nas
Mistrzowie życia…………………………..……………………str.4
Oczami niechcianych…………………………………………str.5
Lokalna społeczność
Kobieta w Straży Pożarnej……………………………….…str.6
Bezpłatni ochroniarze………………………………………..str.8
Serce czy Rozum………………………………….……………str12
Winni są uczniowie czy nauczyciele?…………..…..str.13
Może byś tak (…) popedałował?………………………str.15
Rzeczywistość w otwockim szpitalu…………………str.16
Otwocki teatr…………………………………………………..str.17
Ginące dziedzictwo.........................................….str.19
Co się działo w listopadzie?................................str.21
Kamila Winnicka, kl. 2c
Sympatyczne zakończenie
Gdy spadamy w dół……………………………………..….str.22
Wiersze czytelniczki………………………………………...str.23
REDAKCJA
Redaktor naczelny: Kamila Winnicka
Zastępca redaktora naczelnego: Kasia Karpińska
Redaktorzy: Kinga Konstantyn, Marta Konieczna,
Agata Zawadka
Opieka nad grupą: p. Dorota Konstantynowicz
Korekta: p. Dorota Konstantynowicz
Skład i opieka techniczna: Kamila Winnicka
Serdecznie dziękujemy:
•
•
•
Marcie Rebczyńskiej, Oli Świńczak, Ewelinie Kobylińskiej, Olimpii Kwiatkowskiej, Kasia
Kucharskiej, Magdzie Kozioł, Oli Karolak, Basi Ciborek, Anecie Czajkowskiej, Danielowi
Mazurowi, Łukaszowi Błażejczykowi, Mateuszowi Majewskiemu, Pawłowi Budzińskiemu za
nadesłane artykuły
Piotrkowi Dąbrowskiemu za udzielenie wywiadu
Tajemniczej EC za wiersze
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 2 •
Świąteczna trauma
W telewizji roi się od Mikołajów z wielkimi worami. Radio coraz częściej serwuje nam świąteczne
utworki. Radosne wystawy sklepowe zachęcają nas do zrobienia zakupów, a za oknem śnieg. Wniosek stąd
jeden – niedługo święta!
My - uczniowie czujemy do nich szczególny sentyment – chodzi tu oczywiście o przerwę świąteczną.
Ostatni tydzień lekcji ogranicza się zwykle do rozmyślania o błogim lenistwie i oczekiwania na ostatni dzień.
Wreszcie nadchodzi – klasowa wigilia. Wymiana prezentów, słodycze, opłatek i... wolność!
Radośnie przekraczamy próg domu. Plecak szybko ląduje na dnie szafy. Kanapka w dłoń i do komputera, aby
obejrzeć świąteczne demotywatory! Z błogim uśmiechem delektujemy się jedzonkiem i czarnym humorem
internautów, gdy z zapowiedzą nadchodzącego kataklizmu otwierają się drzwi... Mama. Ze szczotką w dłoni
marszczy brwi i złowieszczo – niczym surowy nauczyciel – rozgląda się po pokoju. Wzbiera w nas niepokój. Z
przerażeniem kalkulujemy, jak niespostrzeżenie wyłączyć monitor i schować kanapkę z pieczenią, która miała
zostać nienaruszona aż do Bożego Narodzenia. Talerz z jedzeniem trafia pod gazety, a ukryty za plecami monitor
wyłączony. Uff... Radość jest –niestety- przedwczesna. Mama podchodzi pewnym krokiem i wciska nam do reki
szczotkę. „Świąteczne porządki” brzmi niczym marsz pogrzebowy. Widzimy już swoją długą i bolesną agonię
wśród tumanów niewycieranego przez pół roku kurzu i dziesiątek papierów.
Zostajemy sami – na środku pokoju, otoczeni z każdej strony. Wszystko stracone. Sztuczka z ospą już się
nie sprawdza, termometr też nie przejdzie, a my jak na złość idealnie zdrowi. Możemy ufundować sobie
popołudniową kąpiel w śniegu, ubrani jedynie w podkoszulki. To niestety, może skończyć się szpitalem – nasza
desperacja ma jednak granice.
Pozostaje nam sprzątanie. Jak jednak wytłumaczyć kochanej rodzicielce, że zmierzenie się z zawartością
pokoju nas przerasta? Nie możemy, rzecz jasna, powiedzieć tego wprost, bo podda się i postanowi sama
posprzątać, a jak wiadomo tak skrajne sytuacje kończą się utratą połowy cennych przedmiotów. Jak uświadomić
mamę, że 72 kapsle z Tymbarka są nam niezbędne do życia; tak samo jak 5 stosów gazet (co z tego, że
pomazaliśmy połowę, a kot – desperat rozszarpał drugą)?
Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna. Wigilia zbliża się wielkimi krokami, a ponowny nalot
mamy wręcz biegnie. Ostatnia nadzieja w tacie, któremu trzeba towarzyszyć przy zakupie choinki. Niestety, tam
ewentualność gwarantuje nam zaledwie chwilę wolności. Zdesperowani brakiem perspektyw poddajemy się i
bierzemy za sprzątanie – jak co roku…
Katarzyna Karpińska kl. 3c
………………………………………………………………………………………………………
Mikołaju, wróć!
Mikołaj – człowiek, bez którego świat nie wyglądałby tak samo. Na pewno każdy z nas pamięta, gdy
jako dzieci czekaliśmy na jego przyjście. Eleganckie ubrania, pięknie udekorowany stół i choinka pełna
błyszczących ozdób. Za oknem zima. W domu rozlegają się dźwięki kolęd. Z kuchni dobiegają apetyczne zapachy.
Kot stara się wdrapać na stół, a my szukamy pierwszej gwiazdki. Jest! Mruga radośnie na ciemnym niebie. Potem
następuje dzielenie się opłatkiem. Tata wychodzi, aby poszukać Mikołaja. Po chwili ktoś wchodzi do pokoju czerwonym kożuchu, z brodą i ogromnym workiem. Mikołaj! Uśmiecha się życzliwie i zaczyna wyjmować pięknie
zapakowane paczuszki. Cieszysz się do szaleństwa, rozrywając ozdobny papier. W końcu worek jest już pusty, a
Mikołaj odchodzi. Słyszysz jedynie ostatnie „Ho ho ho!” w tym roku. Nagle wraca tata, a Ty ze śmiechem
krzyczysz, że spóźnił się na Mikołaja. Potem wigilijny posiłek, wspólne oglądanie „Kevina” i z uśmiechem
kładziesz się spać.
Piękna wersja, która sprawdzała się jeszcze kilka lat temu. Niestety – życie jest brutalne, nawet bardzo.
Kiedyś musiał nadejść TEN dzień! Dzień, w którym dowiedzieliśmy się, że Mikołaj nie istnieje!
U każdego wyglądało to inaczej. Jedni dowiedzieli się od kolegów. Inni nakryli rodziców na podkładaniu
prezentów. Jedno jest pewne – przynajmniej u części z nich wywołało to traumę- może nie na całe życie, ale na
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 3 •
tydzień. Setki mokrych oczu, wylewających swoje łzy w poduszki. Rozpacz biednych dzieci, których całe
dotychczasowe życie legło w gruzach.
Na szczęście rozpacz nie trwa długo. Kiedyś musi nadejść radość. Setki materialistycznych główek
kalkulują swoją sytuację: prezenty kupują rodzice, więc nie trzeba się bać, że list nie dojdzie lub niedobra pani
na poczcie go zabierze; nikt nie pomyli paczki i nie dostanę podarku dla kogoś na drugim końcu świata; rodzice
mają tylko mnie (ew. plus rodzeństwo), a nie miliony dzieci, więc prezentów będzie więcej! Optymizm to
podstawa!
Niektóre rzeczy się zmieniają. Teraz my również kupujemy prezenty bliskim. Jeśli Mikołaj, to na pulpicie
komputera. Jednak pozostają rzeczy niezmienne: 12 potraw wigilijnych, puste nakrycie dla zbłąkanego
wędrowca, no i oczywiście „Kevin sam w domu”. Wesołych świąt!
Katarzyna Karpińska kl.3c
………………………………………………………………………………………………………..
Już za kilka dni Boże Narodzenie. Po Wigilii przy stołach rozbrzmiewać będą kolędy i pastorałki. Wśród naszych
uczniów wielu jest tych, którzy potrafią nie tylko śpiewać, ale i akompaniować na różnych instrumentach. Kinga
Konstantyn przeprowadziła krótki wywiad ze swym kolegą z klasy- Piotrkiem Dąbrowskim, któremu nieobce są
dźwięki gitary. Czy w Jego domu także rozbrzmiewa świąteczna pieśń? DK
ŚWIĄTECZNE KOLĘDOWANIE?
Kinga: Na czym grasz?
Piotrek: Gram na gitarze klasycznej i elektrycznej,
częściej- na tej pierwszej.
Kinga: Od kiedy?
Piotrek: Na klasycznej gram od trzech lat albo
czterech (nie pamiętam dokładnie), zaś na
elektrycznej od około miesiąca.
Kinga: Dlaczego wybrałeś akurat ten instrument?
Piotrek: Głównie dlatego, że mój tata grał. Gitara
była mi najbliższa ze wszystkich
instrumentów.
Kinga: Jak zaczęła się Twoja przygoda?
Piotrek: Nie jest to szczególnie piękna historia ☺
Zaczęło się od tego, że mój tata grał, a jazafascynowany jego grą – też chciałem się nauczyć.
Prawna była taka, że gdy już kupiłem gitarę, bardzo
rzadko na niej grałem. Dwa lata upłynęły mi na
nauce kilku najprostszych akordów. Potem kupiłem
Guitar Hero III. Z czasem zacząłem słuchać muzyki
rockowej i poczułem, że chcę porządnie nauczyć się
grać na gitarze. Nie miałem „elektryka”, więc
poszedłem na gitarę klasyczną.
Kinga: Jak często ćwiczysz?
Piotrek: Ćwiczę , ile mogę. Niestety, zawsze gdy
zaplanuję sobie dzień, w którym chcę długo
i
porządnie poćwiczyć, coś mnie zatrzymuje.
Kinga: Masz jakąś ulubioną piosenkę świąteczną?
Piotrek: Generalnie nie lubię piosenek
świątecznych.
Kinga: Czy muzykę, której słuchasz, również grasz?
Piotrek: Pasjonuje mnie dźwięk gitary elektrycznej,
ale granie klasycznej jest równie inspirujące.
Kinga: W domu śpiewacie kolędy do Twojego
akompaniamentu?
Piotrek: Czy podczas Wigilii śpiewamy kolędy? Nie,
raczej nie.
Kinga: Dziękuję za rozmowę.
Kinga Konstantyn, kl. 1a
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 4 •
Mistrzowie życia
Niedziela 24.10.2010 r. to dzień szczególny. Nie myślę tu o pięknej jesieni, lecz o wyjątkowym święcie.
Na terenie Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu miały miejsce obchody 11-lecia pierwszego rodzinnego
przeszczepu wątroby wykonanego w tutejszym szpitalu, przez zespół prof. Piotra Kalicińskiego. Patronem
medialnym imprezy została Jedynka Polskiego Radia.
Jechałem na to spotkanie z wielką radością, choć nie ukrywam, że w głębi serca byłem przejęty,
wzruszony i pełen obaw. Wiedziałem, że spotkam wielu wybitnych lekarzy, rodziców i ich dzieci, którym
przeszczep narządów uratował życie.
Najpierw marszobieg wokół szpitala w Międzylesiu, promujący ideę transplantologii, pod hasłem
„Biegnij – Życie czeka”. Wyjątkowy, bo wszystkich uczestników dało się namówić do podpisania deklaracji woli,
czyli zgody na pobranie narządów po śmierci. Nie brakowało też śmiałków do uczestnictwa w podchodach, w
zamkniętych na co dzień podziemiach szpitala. Nagrodą był lot symulatorem śmigłowca na lotnisku w Bemowie.
W południe Premier Donald Tusk i Minister Zdrowia Ewa Kopacz zaingurowali Narodowy Program Medycyny
Transplantacyjnej. Bohaterami dnia była ponad setka maluchów. Krzyczały, bawiły się i dokazywały. Aż trudno
było uwierzyć, że każde z nich miało w przeszłości przeszczep.
„Możliwość ratowania życia drugiego człowieka poprzez oddanie swojego narządu to piękna i ważna sprawa” –
mówił premier podczas wizyty w Centrum Zdrowia Dziecka. Donald Tusk podziękował lekarzom za ich wkład w
rozwój transplantologii. Ewa Kopacz obiecała, iż od przyszłego roku Ministerstwo Zdrowia będzie wydawać 45
mln zł rocznie na program transplantologii. „Ten program sprawdza się dzięki ludziom, którzy mają w sobie
determinację i wierzą w to, że można to, co było niemożliwe, zrobić w bardzo krótkim czasie. Mimo doby
kryzysu należy finansować transplantację, traktując ją jako przedsięwzięcie priorytetowe i jako rzecz
najważniejszą , czyli dawanie nowego życia ludziom, którzy na to czekają” – powiedziała.
Pewnie nie byłoby święta w Światowy Dzień Transplantacji, gdyby nie historia sześcioletniego Tomka, który
w sierpniu zatruł się muchomorem sromotnikowym. Jego historię śledziła cała Polska. Chłopiec ma już drugą
wątrobę po tym jak organizm odrzucił pierwszą. Jego stan, niestety, wciąż jest nie najlepszy.
Najważniejszymi uczestnikami obchodu są biorący i dawcy narządów. „Bałem się tej operacji, okazało się, że
zupełnie niesłusznie” – mówił Rafał Krawczyk, tata blisko dwuletniego Aleksandra, który nosi fragment jego
wątroby. – „Życie bez kawałka nic się nie zmieniło. Nadal jem i piję wszystko, na co tylko mam ochotę, a mam
coś bezcennego. Syna – mówił dumny ojciec. – „Po śmierci też chcę oddać organy. Na nic mi się nie przydadzą.
Cieszę się, że podobnie zaczęła myśleć cała nasza rodzina” – dodał.
Wśród zaproszonych gości biorących udział w rodzinnym pikniku znaną i lubianą postać medialną.
Przystojny, silny i męski – mężczyzna jak z kobiecych marzeń, to nikt inny tylko Przemysław Saleta. Odnalazł
równowagę miedzy życiem osobistym, zawodowym i rodzinnym. Przewartościował swoje ideały, robiąc bilans
zysków i strat. Zakomunikował światu, że przerywa występy w „Tańcu z gwiazdami”, bo ważniejsze dla niego w
tej chwili jest życie Nicole. Córka od dłuższego czasu źle się czuła. Okazało się, że jej nerki nie pracowały. Zaczęły
się uciążliwe dializy, w końcu niezbędny stał się przeszczep. Rodzice Nicoli nie chcieli czekać, a pan Przemek bez
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 5 •
wahania zgodził się oddać swoją nerkę. Jak powiedział, dla niego
to nie była trudna decyzja. Uważał, że nie ryzykuje życia, ale
ewentualnie dalszą karierę sportową. Choć był dawcą idealnym,
przytrafiły się komplikacje, które zwykle zdarzają się raz na
osiemdziesiąt tysięcy przypadków. Tato Nicol po przeszczepie
zapadł w śpiączkę farmakologiczną. W tym momencie kibicowała
mu nie tylko rodzina, ale i cała Polska. Na szczęście wszystko
dobrze się skończyło. Efektem tych zdarzeń jest zmiana podejścia
pana Przemka do świata. Często powtarza, że od tamtej chwili
zwolnił w życiu, więcej czasu spędza z dziećmi, nie poświęca się
już tak pracy. Jego maksymą stało się zdanie: „żyj tak, jakby każdy
twój dzień miał być ostatnim, nie warto odkładać na później tego, co jest dla nas wartościowe.” Mocno
akcentował, jak ważne dla solidarności między ludźmi są zgody na przeszczepy narządów. Zaangażował się w
promowanie transplantologii i mimo braku jednej nerki, sił mu nie brakuje.
Wyciągnijmy wnioski i pomóżmy wszystkim chorym i potrzebującym, którzy są wśród nas.
Daniel Mazur kl.3F
………………………………………………………………………………………………………..
Oczami niechcianych
Schronisko dla zwierząt imienia Adolfa
Dygasińskiego to placówka społeczna istniejąca
dzięki darom wszystkich tych, którym los zwierząt
nie jest obojętny. Przed dziesięcioma laty została
spełniona wola pani Płachcińskiej, która oddała
swój dom wraz z terenem o powierzchni blisko
trzech hektarów w celu stworzenia schroniska.
Cały majątek służy wyłącznie zwierzętom. W
placówce znalazło dom około sześćset
pięćdziesiąt zwierząt. Są to koty i psy. Znajdują
się one w boksach, we wnętrzu domu oraz w budach. Najczęściej czworonogi trafiają tu od czerwca do
września- z powodu wakacji. Ludzie, jadąc wypocząć, porzucają swoich przyjaciół, często dlatego, że w hotelach
nie mogą przebywać zwierzęta. Ludzie zostawiają swoich pupili z błahych powodów. Często oddawane są bez
wyraźnych przyczyn, na przykład, gdy właścicielom znudził się ich pies lub decyzja o jego przygarnięciu była
nieprzemyślana. Często ludzie, biorąc zwierzę pod opiekę, nie zważają na inne zajęcia, które mogą przeszkadzać
w opiece nad nimi. Trafiają do schroniska w różny sposób. Część przywożą znalazcy, którzy nie mają możliwości
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 6 •
zapewnienia im właściwych warunków, czasem też pracownicy placówki ratują je, odpowiadając na alarmy
społeczeństwa. Zwierzęta potrafią odczuwać bardziej niż ludzie, zazwyczaj są bardzo przywiązane do właścicieli.
Porzucenie i zmiana środowiska jest dla nich bardzo trudnym doświadczeniem. Psy często płaczą i wyją.
Czworonogi zamykają się w sobie, przez jakiś czas przebywają w samotności. Mają wciąż nadzieję na powrót
właściciela. Niektóre zwierzęta trafiają tutaj po ciężkich przeżyciach. Zawsze znajdą tu opiekę i trochę serca.
Leczone i odpowiednio żywione wracają do zdrowia. Jeśli chodzi o spacery nie ma ścisłego harmonogramu.
Czworonogi najbardziej potrzebują serca, prawdziwego domu oraz miłości i opieki właściciela. Schronisko nie
dostaje funduszy od państwa. Utrzymuje się z darów od społeczeństwa. Pomóc można, wpłacając pieniądze na
konto lub przynieść karmę, koce itp.
Wszystkie dary i datki wykorzystywane są z największą rozwagą i gospodarnością. Oczywiście,
najlepszą formą pomocy jest przygarnięcie kota lub psa. Przy adopcji najważniejsze jest, by się dobrze
zastanowić i wziąć zwierzę na całe życie. Bardzo istotną kwestią jest również to, by naprawdę kochać to
stworzenie.
W schronisku pracuje szesnastu opiekunów. Nie ma wolontariuszy. Praca w tej placówce jest niezwykle
trudna. Opieka nad tyloma zwierzętami nie jest banalnym zajęciem. Trzeba im wymieniać wodę, sprzątać,
wyprowadzać. Zwierzęta muszą dostawać posiłki o jednej, stałej porze. Konieczna jest również kontrola ich
zdrowia. Najtrudniejsze okresy to lato i zima, ze względu na upały i mrozy. Każdy zwierzak musi mieć stały
dostęp do wody, która w zależności od pory roku zamarza lub paruje. Gdy jest gorąco, muszą dostawać
znacznie więcej wody niż zwykle. Pisząc ten reportaż, chciałam zwrócić uwagę na los stworzeń traktowanych jak
zabawki. Zwierzęta też czują, kochają i cierpią! Człowiek powinien traktować je godnie, zachowywać się
odpowiedzialnie, zapewniając im opieka i nie stosując wobec nich przemocy.
W zamian otrzyma wierność, przyjaźń i całkowite oddanie.
Ola Karolak, kl. 3d
………………………………………………………………………………………………………..
Pomagają nam podczas powodzi, usuwają drzewa powalone podczas wichur, a przede wszystkim gaszą pożarystrażacy. Mało kto wie, że w Państwowej Straży Pożarnej pracują również kobiety. Temat ten podjęła uczennica
klasy 3f- Basia Ciborek. Zwróciła się w tej sprawie do pań związanych z PSP w Otwocku. DK
Kobieta w Straży Pożarnej
Są trzy zawody odpowiadające za bezpieczeństwo i zdrowie człowieka. Należą do nich lekarz, policjant
i strażak. Właśnie ten ostatni cieszy się największym zaufaniem i szacunkiem. Na temat straży chcę
porozmawiać z Izabelą Tuszowską z Powiatowej Straży Pożarnej w Otwocku oraz z Katarzyną – przyszłym
strażakiem.
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 7 •
Ile jest wozów strażackich?
Kiedy powstała Państwowa Straż Pożarna?
W 1913 roku powołano Ochotniczą Straż Ogniową,
Mamy trzy wozy gaśnicze, dwa samochody
dowodzenia i łączności, jeden podnośnik
by móc walczyć z ogniem i ograniczać skutki
i
jeden samochód techniczny do ratowania
pożarów. Na zgodę o zorganizowanie jej trzeba
drogowego.
było długo czekać, gdyż sprzeciwiały się temu
pomysłowi zaborcze władze rosyjskie.
Ile jest kobiet, a ilu mężczyzn?
Założycielem, organizatorem i pierwszym
komendantem został Strzeżymir Rawicz Pruszyński.
Większość stanowią mężczyźni, co jest oczywiste.
Jest ich osiemdziesięciu ośmiu, natomiast kobiet –
dwie.
Na czym polega praca strażaków?
Czym zajmuje się kobieta - strażak?
Jeżdżą do pożarów, wypadków, powodzi,
zwalczając pszczoły i szerszenie.
Zarówno kobiety jak i mężczyźni mogą wykonywać
takie same zadania, aczkolwiek w naszej SP kobiet
Co robią strażacy, kiedy nie jeżdżą do pożarów?
jest zbyt mało, by jeździły do pożarów. Koleżanka
zajmuje się kadrami
Są cały czas w gotowości bojowej, co oznacza, że
nie mogą np.: spać. Poza tym dbają
o stan
i m.in. rekrutacją
strażaków, a ja pracuję w dziale
kwatermistrzowskim, gdzie do moich obowiązków
techniczny pojazdów i sprzęt, uzupełniają paliwo,
należy zajęcie się zaopatrzeniem i
wodę, prowadzą ćwiczenia. Zapoznają się z
umundurowaniem.
budynkami użytku publicznego, gdzie pozorują
akcje gaśniczo-ratownicze, co znaczy, że poznają
plany obiektów, uczą się poruszać w zadymionych
Dziękuję za rozmowę.
pomieszczeniach, udzielają pierwszej pomocy.
Na rozmowę z Kasią umówiłam się w Parku Miejskim po
zakończeniu lekcji. Przywitała mnie z ogromnym uśmiechem
na twarzy. – Byłam dzisiaj z klasą na Strzelnicy w Garwolinie.
Dobrze mi szło! – mówiła rozpromieniona. Okazała się jedną z
najlepszych dziewczyn w strzelaniu. Przeszłam do wywiadu.
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 8 •
Co Cię interesuje w zawodzie strażaka?
administracyjno – obronnym. Należę do
Ochotniczej Straży Pożarnej w Wiązownie. Później
Miłością do tego zawodu zaraziłam się od taty -
wybiorę Szkołę Aspirantów w Krakowie lub studia
strażaka. Spodobała mi się taka forma niesienia
SGSP (są to jedyne takie studia w Polsce).
pomocy.
Jaki, według Ciebie, powinien być dobry strażak?
Jakie szkoły trzeba zakończyć, by zdobyć ten
zawód?
Myślę, że powinien być pomocny, opanowany,
wysportowany i wykwalifikowany.
Prawdę mówiąc, wystarczy średnie wykształcenie.
Na razie uczę się w liceum na profilu
Dziękuję za poświęcony mi czas.
Basia Ciborek kl. 3F
………………………………………………………………………………………………………..
BEZPŁATNI OCHRONIARZE SKLEPÓW
Otwock - miasto mające możliwość pochwalenia się wieloma atrakcjami turystycznymi i ciekawymi
wydarzeniami, zaczęło coraz bardziej przypominać prowincję. Zaobserwowany ostatnimi czasy problem dotyczy
miejscowych żuli stojących pod wieloma sklepami. Przechodnie niechętnym okiem patrzą na „ozdobę” obiektów
handlowych, toteż rzadziej z nich korzystają i znajdują nowe miejsce, jeszcze niezaatakowane przez szerzącą się
grupę pijaczków. Przeprowadzając krótkie, konkretne wywiady z mieszkańcami Otwocka, można dowiedzieć się o
ich opinii na ten temat. Pierwszy spotkany przechodzień na pytanie:
- Co Pani sądzi o stojących pod wieloma sklepami w Otwocku, pijaczkach? Czy zniechęca Panią ten widok do
korzystania z usług danego obiektu?” odpowiada:
- Proszę Pani, na pewno mnie to nie zachęca, ale cóż poradzić?
W końcu Ci ludzi gdzieś muszą stać, takie życie…
Ludzie niekoniecznie przyjaźnie reagują na ten problem, lecz zdarzają się i tacy, którzy najchętniej własnymi
rękoma załatwiliby sprawę. Z jednym z przedstawicieli zamieniłam kilka zdań, zadając to samo pytanie co
poprzednio.
- Powiem Pani szczerze, że mnie biała gorączka bierze, kiedy widzę tych nieudaczników. Zdecydowanie, powinno
się z tym coś zrobić, tylko Pani sama widzi, jak władze to bardzo obchodzi. Zanim oni się za to wezmą, to kaktus mi
o tu, o tu na dłoni wyrośnie! Jak się sami za to nie weźmiemy, to nikt tego nie posprząta. O, takie jest moje zdanie.
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 9 •
Środowisko bezrobotnych, koczujących pod sklepami nie cieszy się sympatią, co więcej, jest wiele osób, które ich
dyskryminują i prześladują. Najprostszym zażegnaniem odwiecznej walki byłaby migracja żuli z miejsc publicznych.
Niestety, nikt nie może zakazać prawnym obywatelom stać pod owymi centrami. Jednym ze sposobów jest
wywieszanie tabliczek przez właścicieli sklepów z zapisem: „Zakaz spożywania alkoholu na terenie sklepu i w
obrębie sklepu”. Nie zawsze ten warunek jest przestrzegany, a także nie każdy pijaczek spożywa alkohol, lecz tylko
stoi, robiąc zniechęcającą reklamę. Wtedy już zupełnie braknie argumentów na wyproszenie owego delikwenta.
Właściciele mają związane ręce, jednym słowem- nic nie mogą zrobić. Zapytałam sprzedawczynię: co uważa na
temat tych „bezpłatnych ochroniarzy”, jak próbuje z tym walczyć, radzić sobie?
- Do tych ludzi nic nie dotrze, więc nawet nie zaczynamy. Kiedyś, zanim jeszcze tu pracowałam, próbowano jakoś się
ich pozbyć, ale bez skutków. Teraz to my się już nawet przyzwyczailiśmy, że tu są. Przynajmniej od czasu do czasu
coś kupią.
-Jak reagują na nich inni klienci? Czy ich liczba się zmniejszyła, czy zwiększyła?
- Oj, toć na pewno zmniejszyła. Czasem ktoś wejdzie, zrobi normalne zakupy, ale nieczęsto, nieczęsto. Raczej patrzą
i przechodzą dalej. Chyba tylko w ostateczności robią tu zakupy.
W powyższym przykładzie, problem nie ma tak ogromnego znaczenia, ponieważ jest to mały sklepik na
obrzeżach miasta. Sprawa inaczej wygląda w większych obiektach handlowych. Tam ekspedienci, właściciele, toczą
nieustanną walkę z miejscowymi pijaczkami. Zazwyczaj nie przynosi ona wielkich sukcesów, a bezradność staje się
codziennością. Niemożliwe jest ich przegonienie, co wiąże się z dalszą reklamą obiektu. Rozmawiałam przez chwilę
z osobą pracującą w takim dużym sklepie.
- Czy - według Pani- problem poszerza się czy zmniejsza?
- Nie zmniejsza się, tylko jest ich coraz więcej. Nie wiadomo skąd oni się biorą. Z dnia na dzień, jak Boga kocham,
widzę nowe osoby. Nie wiemy co zrobić z tym fantem, ale co mogę na to poradzić?
- Czy pamięta Pani jakiekolwiek krytyczne lub ekstremalne przypadki związane z nimi?
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 10 •
- Tak, było ich mnóstwo. Jak sobie przypominam, to nawet całkiem niedawno przyjechała pod sklep karetka. Zabrali
na sygnale jednego z tych meneli. Upił się, były upały, a osoba starsza nie powinna tak nadużywać alkoholu, ale kto
im to wytłumaczy?
Sytuacja opisana w powyższej wypowiedzi jest tylko jednym z przykładów konsekwencji prowadzenia
niebezpiecznego i nieodpowiedzialnego trybu życia. Nie przynosi ona korzyści ani dla pijaczków, ani dla
właścicieli sklepów. Zamieszanie, które powstaje w czasie takich wypadków, negatywnie wpływa na reklamę
sklepu. Zdrowie również ucierpi z powodu nieodpowiedniego stylu życia, obranego przez poszkodowanego. Jaki
jest więc sens w tym zajęciu? Czy to hobby? Sposób na spędzanie wolnego czasu, czy po prostu „praca”? By
znaleźć odpowiedzi na te pytania, udałam się na konwersację z jednym z owych lekkoduchów.
Podstawowe pytanie brzmiało „dlaczego”?
- A co ja innego mam robić? Po prostu stoję. Co, w tym kraju to już stać nie można?!
- Jak długo dziennie Pan tu stoi? Ile lat, miesięcy?
- Kochaniutka, ja codziennie tu jestem. Wiosna, lato, jesień, zima, ale Heńka nie może zabraknąć.
- Rozumiem. Czy ma Pan rodzinę, mieszkanie, pracę, jeśli wolno spytać?
- Miałem dom około dwa lata temu. Niestety, żona zmarła, dzieci dorosły i wyszło tak jak wyszło.
- A mieszkanie obecne?
- A to tu, a to tam. Oo, najczęściej to w opuszczonych domach, jest tu taki niedaleko, ale nie zawsze jest miejsce.
Czasami to trzeba się nawet przespać na takiej zimniuteńkiej ławce na osiedlu. Żeby Pani wiedziała, jaka ona
niewygodna. A i trzeba uważać na straż miejską, bo oni to przyjaźni nie są.
-A praca?
- Cha, cha, praca? Nie, to nie dla mnie. Kiedyś to może i pracowałem, nawet mogę szczerze powiedzieć, że dużo.
Byłem maszynistą, a za czasów komuny jeździłem na taksówce. To były złote czasy.
- Nie ma pan pracy, więc jakie są Pańskie dochody? Emerytura?
- Coś tam zawsze odbieram na poczcie. Niewiele tych pieniążków jest, oj niewiele, ale jak mam, to się dzielę! O,
zawsze sobie pomagamy. Pożyczamy, jak nie mamy i ludzie też nam pomagają.
- Jak ludzie pomagają Panu?
- A to wrzucą mi czasem do kubeczka dziesięć, dwadzieścia groszy. Zawsze to coś. Kilka takich osób się trafi, to i
sobie coś do picia kupię.
- Czy wyganiają Pana spod sklepu?
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 11 •
- Oj tak, tak. Wiele razy próbowali, ale co oni mogą mi zrobić? Cha cha, nico! Jestem obywatelem Polski, muszą mnie
szanować i przestrzegać moich praw. Kiedyś nawet musiałem się o to porządnie wykłócać.
- Więc robi im Pan na złość, specjalnie psuje Pan wizytówkę sklepu?
- Nie, nie. Ja to dobry chłop jestem. Bardzo dobry. Ooo, a jak drzewo spadło na dach, jak była burza, to kto im
pomagał go reperować ? Ja, ja pomagałem.
- Dlaczego więc, skoro jest Pan tak przyjaźnie nastawiony, nie ułatwi Pan życia właścicielom i przestanie Pan
koczować w owym miejscu?
- A gdzie indziej mam pójść? Już się przyzwyczaiłem. Stoję tu, stałem i będę tu stał, dopóki nie umrę. Tak jak moi
przyjaciele. Ja myślę, że ludzie to nas lubią.
- Po czym Pan tak wnioskuje?
- Od kiedy tu stoję, jest ich coraz więcej. Przychodzą, odchodzą. Ooo, ale najgorsi są ci smarkacze. O tak, oni to
potrafią człowiekowi życie uprzykrzyć.
- Co takiego robią?
- Aaa, dużo tego, oj dużo. Podjeżdżają na tych swoich dziwnych, małych rowerkach i plują, i przeklinają, i śmieją się.
Ooo, a niektórzy, to proszą, by kupić im alkohol lub fajki.
- Co Pan wtedy robi?
- Kupuję im. W końcu jak już mówiłem - pomagam bliźnim.
- Rozumiem. Kiedy młodzież dokucza Panu, co Pan wtedy robi?
- A co mam robić? Nic nie robię. Czekam aż pójdą i tyle. Zdarza się, że są bardzo niemili, ale są i tacy, co chcą
porozmawiać. Takich to lubię. Rozumieją człowieka.
- Mam nadzieję, że jest ich naprawdę dużo- tych pozytywnie nastawionych do Pana ludzi. Serdecznie dziękuję za
udzielenie wywiadu. Życzę Panu szczęścia, zdrowia i sukcesów osobistych. Do widzenia.
Życie podsklepowego lekkoducha nie jest łatwe samo w sobie. Gdy ludzie coraz bardziej uprzykrzają je, człowiek
naprawdę nie wie, co robić. Obie strony konfliktu nie potrafią znaleźć języka porozumienia. Rozwiązania sytuacji
jak na razie nie widać i nie możemy się go spodziewać w najbliższym czasie. Rzadko można znaleźć sklep, gdzie
klient nie musi oglądać „odrzucającej zewnętrznej witryny” lub spotyka się z obiektami handlowymi, w których są
tylko profesjonalni ochroniarze, a nie ci „bezpłatni”.
Aneta Czajkowska, kl. 3d
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 12 •
Niedawno niektórzy uczniowie klas drugich zastanawiali się, czym powinni kierować się w życiu:
uczuciami, porywami serca czy rozumem? Postanowiliśmy na łamach „Aczkolwiek” umieścić jedną z prac.
Zapraszam do lektury. DK
SERCE CZY ROZUM?
Czy w życiu powinniśmy kierować się przede wszystkim uczuciami czy rozumem? Na to pytanie jest
jasna odpowiedź. Kierować należy się rozumem. Wiele osób zastanawia się, czy mam rację. W dalszej części
rozprawki postaram się rozwiać wasze wątpliwości na podaną przeze mnie tezę. Poprę ją kilkoma
argumentami.
Każdy człowiek jest kowalem własnego losu i sam decyduje
o tym, jak to życie ma mu upłynąć. Czy
skupić się na zabawie, czy na pomocy bliźniemu? Wiadomo, ilu ludzi, tyle na swojej drodze napotykamy
charakterów. Nie każdego musimy lubić, ale tolerujmy wszystkich. Teraz przejdźmy do sedna sprawy.
Wysłuchajcie moich argumentów.
Rozum pozwala młodej osobie wybrać to, co będzie dla niej lepsze w przyszłości, aby wieść godne życie
godne. Natomiast gdyby człowiek kierował się sercem, najpierw wybrałby zabawę
i życie towarzyskie. Po
pewnym czasie każdy chce się ustatkować, ale wtedy może być już za późno na podjęcie właściwych kroków w
dążeniu do dorosłości.
Posłużę się argumentem z literatury, który także potwierdza moją tezę. W balladzie „Świtezianka”
napisanej przez Adama Mickiewicza występuje dziewczyna, którą luby prosi, aby mu się oddała. Ta jednak
wymaga, żeby najpierw to on wyznał przysięgę, że będzie jej wierny. Dziewczyna ta nie kieruje się emocjami,
jakie w tym czasie mogły jej towarzyszyć, lecz zachowuje się rozsądnie i chce mieć pewność, że wybranek
będzie jej wierny. Prawdopodobnie większość panien na jej miejscu postąpiłaby kontrastowo, ale jednak
wiadomo, czasy się także zmieniły. Mam jednak nadzieję, że takiej rozsądnej młodzieży nadal jest dużo na kuli
ziemskiej.
Ostatni argument jakiego użyję w tej rozprawce nawiązuje do życia prywatnego, a określając ściślej mówi o stosunku seksualnym. Jak wiadomo, młodzi ludzie bardzo często chcą przeżyć swój pierwszy raz nie z
osobą, którą darzą uczuciem, lecz z przypadkową partnerką czy partnerem. Często nie zdają sobie sprawy z
tego, jakie mogą wyniknąć później konsekwencje. W młodych ludziach buzują hormony, nad którymi niektórzy
nie potrafią zapanować. Wtedy również popełniają różne głupoty, których mogą żałować. Przejdźmy do sedna
argumentu, ponieważ hormony są rzeczą ludzką i nie opowiadają się za rozumem czy uczuciami- to po prostu
taki wiek ludzi. Kształtuje się dopiero ich świadomość - wkraczają w dorosłe życie. Rozum często w dylemacie
podpowiada NIE, natomiast serce domaga się adrenaliny. Często ludzie wybierają adrenalinę, ponieważ
tłumaczą, że żyje się tylko raz. Zapominają o konsekwencjach takich jak: zakażenie wirusem HIV, który często
prowadzi do zespołu nabytego upośledzenia odporności (w skrócie AIDS), nieplanowanej ciąży, czy też innych
chorób nabytych drogą płciową. Później dopiero zaczyna się wielki lament i rozpacz, gdy osoba dowie się o
swoim stanie zdrowia po takim nieprzemyślanym stosunku.
Zgodzicie się, że po wysłuchaniu moich argumentów teza, jaką na początku przedstawiłam jest
prawdziwa. Podsumowując, mam nadzieję, że przekonałam Was, aby w życiu kierować się rozumem. Wiadomo,
szczypta szaleństwa nie zaszkodzi, ale znajmy umiar i nie zapominajmy o zdrowym rozsądku przez całe życie.
Magda Kozioł, kl. 2b
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 13 •
Przed sądem.
Winni są uczniowie czy nauczyciele?
Pozwoliłem sobie poruszyć ten temat, gdyż zażenowało
mnie zachowanie niektórych nauczycieli i uczniów. Na podstawie
własnych doświadczeń życiowych zauważyłem prawo rządzące w
szkołach. Reguła ta jest bardzo prosta do zrozumienia, a mianowicie:
kto się uczy, ten dostaje dobre stopnie, a osoba, która edukować się
nie chce, otrzymuje oceny negatywne, takie jakimi są np. dwóje lub
jedynki. Z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć, że zasada
funkcjonująca w taki sposób bardzo mi odpowiada, lecz nie wszystko
jest w niej sprawiedliwe. Pozwoliłem sobie przeprowadzić wywiad z
jednym z nauczycieli naszej szkoły, który zapewne potwierdzi moją
wątpliwość. Poprosiłem, o to, aby osoba udzielająca mi wywiadu w
pełni szczerze odpowiadała na moje pytania. W zamian za to miałem
nie zdradzić tożsamości nauczyciela X. Przejdźmy zatem do wywiadu.
Łukasz: Dzień dobry, dziękuję bardzo, że zgodziła się Pani X udzielić
mi wywiadu.
Nauczyciel X : Dzień dobry. Nie ma sprawy, z chęcią odpowiem na
Twoje pytania.
Łukasz: Chciałbym zapytać, co sądzi Pani o twierdzeniu; „Różni uczniowie jadą na opinii i dlatego mają dobre
stopnie”?
Nauczyciel X : Hm mmm(śmiech)… . Pytanie jest nieco onieśmielające. Uważam, że jest w tym szczypta prawdy,
a nawet więcej. Sama zauważyłam to nawet na swoich lekcjach. Nie mówię tu, o tym, że wstawiam lepsze
oceny uczniom, których uważam za lepiej wychowanych, ale z pewnością inaczej patrzę na osobę, która słucha
na lekcji i stara się w niej uczestniczyć, niż na taką, która mi ją utrudnia.
Łukasz: Inaczej, to znaczy jak?
Nauczyciel X : „Inaczej”- mam tu na myśli sytuację, gdy taka osoba robi na mnie negatywne wrażenie i z czasem
moja niechęć do niej się spiętrza. Gdy zbliża się koniec roku szkolnego i uczeń ma ocenę „pomiędzy”, jestem
bardziej skłonna pójść na rękę młodzieńcowi, który z uwagą uczestniczył w mojej lekcji, aniżeli temu, który
notorycznie przeszkadzał mi w prowadzeniu jej i nie uważał.
Łukasz: Nie sądzi Pani, że jest to niesprawiedliwe w stosunku do osoby, która nie umie się dobrze zachować? W
ten sposób łamie Pani regulamin WSO.
Nauczyciel X: Tak, to prawda, co mówisz, lecz z przykrością muszę stwierdzić, że uczeń zachowujący się
niewłaściwie w stosunku do nauczyciela też łamie regulamin. Czy to jest sprawiedliwe? W ciągu 45 minut lekcji
mógłby spokojnie posłuchać, zyskałby trochę przydatnej wiedzy i nie musiałby się aż tak bardzo stresować
szkołą, gdyż pamiętałby coś z lekcji.
Łukasz: To prawda, zgodzę się z Panią. Dobrze, przejdę więc do następnego pytania. Czy to prawda, że różni
nauczyciele wypatrują sobie tzw. „ofiary”, nad którymi się pastwią? Mam tu na myśli częste odpytywanie czy
też wstawianie uwag za małe przewinienie.
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 14 •
Nauczyciel X : Ofiara? Trochę za mocne słowo. Uważam, że takie zjawisko nie występuje. Kiedyś zostałam
obrzucona takim oskarżeniem. Uczeń zarzucił mi, że się na niego „uwzięłam”. Było to niesłuszne, gdyż miał on
bardzo złe oceny. Chciałam mu pomóc poprzez postawienie pozytywnej oceny z odpowiedzi, lecz on za każdym
razem nic nie umiał, a dałam mu aż 3 szanse. Po tym zarzucone mi zostało, że się na niego „uwzięłam’’. Była to
trudna dla mnie sytuacja, ale uzgodniliśmy razem, aby przygotował się na następną lekcję i udzielił mi
odpowiedzi na pozytywną ocenę. Tak też się stało. Sądzę, że my- nauczyciele- nie chcemy źle dla uczniów.
Czasem po prostu oni interpretują to po swojemu, gdyż widzą tylko nasze negatywne strony. Sama, gdy byłam
kiedyś uczennicą, otrzymałam zły stopień z kartkówki i wszystkie złe myśli przychodziły mi do głowy.
Wyobrażałam sobie, że nauczyciel zrobił to specjalnie, aby postawić mi złą ocenę. Teraz jednak wiem, że tak nie
było.
Łukasz: Uważam odrobinę inaczej, gdyż nauczyciel zdaje sobie
sprawę z tego, czy uczeń jest nauczony czy też nie. Do…
Nauczyciel X: Przepraszam że ci przerywam, ale nie do końca
rozumiem. Jeśli uczeń notorycznie się nie uczy, to już nie jest nasza
wina. Mój system pytania opiera się na przepytaniu co najmniej
jeden raz całej klasy w ciągu jednego semestru. Zdaję sobie z tego
sprawę, że uczeń może nie umieć materiału, ale nie mogę
traktować go ulgowo.
Łukasz: Rzeczywiście, przyznam tu Pani rację. W takiej sytuacji
nauczyciel nie ponosi winy. Przejdźmy więc do następnego
pytania. Co Pani sądzi o stwierdzeniu: „Każdy nauczyciel ma
swojego pupilka”?
Nauczyciel X: Myślę, że jest w tym trochę prawdy. Często w klasach
zdarzają się osoby interesujące się przedmiotem przez nas
prowadzonym. Angażują się w różne prace, koła zainteresowań lub
wykazują się w inny sposób. Sama kiedyś miałam taką osobę w klasie
i przyznam, że poświęcałam jej
więcej uwagi niż innym uczniom, ale tylko dlatego, gdyż była ona zaciekawiona moim przedmiotem. Z innego
powodu nigdy nikogo nie faworyzowałam,. Wiem, że często taka sytuacja ma miejsce wśród moich kolegów i
koleżanek. Wynika to najczęściej z faktu, iż osoba wyróżnia się wiedzą na dany temat oraz uczestniczy aktywnie
w zdarzeniach z nim związanych.
Łukasz: Dziękuję Pani za rozmowę i życzę, by Pani praca stawiała mniejsze przeszkody niż dotychczas.
Nauczyciel X: Również dziękuję.
Z tego wywiadu wyniosłem wiele nowych informacji na temat sprawiedliwości w szkołach.
Przekonałem się, że nie tylko nauczyciele są niesprawiedliwi ale i my sami nie jesteśmy fair w stosunku do nich.
Większość uczniów skarży się wciąż, iż została „nagrodzona” złym stopniem bądź otrzymała uwagę mimo tego,
iż zachowywała się dobrze. Często występują sytuacje, w których cała klasa prosi o przełożenie klasówki, a
nauczyciel się nie zgadza. Czemu? Jest to powód złego zachowania z naszej strony. Oczekujemy czegoś od
nauczyciela, a kiedy tego nie otrzymamy, zrzucamy całą winę na niego mówiąc, że ‘’źle uczy” czy też ‘’robi nam
na złość”. Muszę stwierdzić z przygnębieniem, iż sami sobie jesteśmy winni i odbieramy poczynania nauczycieli
jako niesprawiedliwe, podczas gdy sami dla nich tacy jesteśmy. Warto przemyśleć słowa: „Każdy czasem
popełnia błędy, ale nie każdy potrafi się do nich przyznać”.
Łukasz Błażejczyk, kl. 3d
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 15 •
Za oknem śnieg. Pogoda całkowicie niesprzyjająca rowerowemu szaleństwu. W poniższym artykule
przedstawiamy pasję jednego z naszych szkolnych cyklistów. Może przekona Was do tego, by wsiąść na rower i
pościgać się – oczywiście- gdy przyjdzie wiosna. Niektórzy potrzebują więcej czasu na przemyślenieumożliwiamy to, drukując tekst Mateusza tuż przed świętami. Może poprosicie świętego Mikołaja o rower? DK
„Może byś tak Damian wpadł popedałować…”
Na Mazowszu, jak co roku, odbyła się seria wyścigów rowerowych. Ich celem była popularyzacja
kolarstwa, zdrowego trybu życia oraz pokazanie nowych trendów w organizacji imprez sportowych w Polsce.
Dnia 17 października 2010 r. nastąpiło oficjalne zakończenie tegorocznego sezonu rowerowego, który
uwieńczono przez rajd warszawski na Bemowie. Było to częścią programu „Polska na Rowery”.
00
Zawody zaczęły się o godz. 10 na Placu Zamkowym pod Kolumną Zygmunta, gdzie miało miejsce
spotkanie z Mistrzynią Świata i srebrną medalistką Igrzysk w Pekinie - Mają Włoszczowską. Obecni byli również
jej koledzy i koleżanki z reprezentacji Polski oraz trener kadry - Andrzej Piątek. Pierwszych 500 osób otrzymało
specjalne pamiątkowe koszulki. Pani Maja, po rozdaniu autografów, poprowadziła peleton ulicami Warszawy aż
00
na stadion Wojskowej Akademii Technicznej przy ul. Kartezjusza, gdzie o godzinie 11 rozpoczęła się właściwa
konfrontacja. Rajd miał charakter wyścigu australijskiego. Po kolei startowali uczestnicy w odpowiednich
00
kategoriach. Trasa była wyznaczona tak, by nie sprawiała wielkich trudności w jej pokonaniu. O 16 nastąpił
00
finał, po którym ogłoszono nazwiska zwycięzców oraz przyznano cenne nagrody. Maraton zakończył się po 17 .
Spotkanie zorganizowano z należytą pieczołowitością. Kolarze mieli do dyspozycji stanowiska z
jedzeniem, różnego rodzaju zaopatrzeniem, a także serwisem, pomagającym im się przygotować. Uczestnicy
posiadali również sporo miejsca do odpoczynku i rozmowy. Nad bezpieczeństwem wszystkich czuwała grupa
ratowników medycznych oraz patrol Policji. W razie awarii roweru, na miejscu oczekiwali ludzie z serwisu gotowi, by pomóc w jego naprawie. Swoje miejsce znaleźli też młodsi sportowcy. Urządzano dla nich różnego
rodzaju konkursy z nagrodami. Organizatorem czuwającym nad całym wydarzeniem był Cezary Zamana – jeden
z najlepszych polskich kolarzy, który miał okazję jeździć u boku takich osób jak Lance Armstrong czy Edward
Borysewicz. Po stadionie chodzili ludzie zachęcający do wspólnej jazdy w różnych klubach rowerowych na
terenie Warszawy.
Każdy, kto chce wystartować w takich zawodach, musi uprzednio zarejestrować się na stronie
internetowej Mazovii oraz uiścić odpowiednie opłaty rejestracyjne na konto organizatora, czyli „Stowarzyszenia
Rowerowego Zielony Szlak”. Następnie, trzeba zaznaczyć swój udział na poszczególnych etapach i wybranych
dystansach. Na miejscu startu wyścigu cyklista musi się zgłosić do biura zawodów po chip i numery startowe,
które później przechodzą w jego posiadanie. Każdy z uczestników startuje w określonej kategorii wiekowej i o
odpowiednim czasie. Jest też możliwość startu grupowego lub rodzinnego. Zachęca to wszystkich domatorów
do wspólnej jazdy. Czasy są mierzone elektronicznie, więc obywa się bez pomyłek. Do jazdy nie potrzeba mieć
profesjonalnego sprzętu. Wystarczy posiadać sprawny rower z hamulcami, dzwonkiem i oświetleniem oraz kask
(choć wiele osób, wbrew zasadom, startuje bez niego).
Uważam, że takie wyścigi są potrzebne w naszym kraju. Należy popularyzować sport, szczególnie
wśród osób młodych. Bardzo podoba mi się taka inicjatywa, w szczególności, że na tych imprezach panuje
przyjemna i rodzinna atmosfera oraz zdrowa rywalizacja. Zachęcam wszystkich do sprawdzenia swoich
umiejętności w następnym sezonie, w którym zawody będą odbywały się niedaleko Otwocka m.in. w
Karczewie, Józefowie oraz w Piasecznie.
Mateusz Majewski, kl. 3d
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 16 •
Katary, bóle gardła. Częste wizyty w aptekach, a wcześniej- u lekarzy. To
nasza grudniowa rzeczywistość. Chorujemy. Wszystko dobrze, jeśli na nasze
przypadłości pomóc może wyłącznie polopiryna, gorzej- jeśli potrzebujemy pomocy
specjalisty i musimy trafić do szpitala. O stanie tej placówki napisała Wasza
Koleżanka- Ola Świńczak. DK
Rzeczywistość w otwockim szpitalu
Powody do zadowolenia i problemy placówki
Budynek szpitala. Wygląda jak każdy inny w Polsce. Widać tu resztki PRLowskiej biedy, ale wiele oddziałów jest już po generalnym remoncie. Placówka
nieustannie rozwija się, między innymi dzięki dofinansowaniu przez Urząd Miasta.
Przybywa sprzętu nowej generacji. Pracują tu specjaliści wysokiej klasy. Cały
personel medyczny troszczy się o dobrą jakość usług, a dyrekcja z determinacją
walczy o byt tej placówki.
Wydawałoby się , że niczego tu nie brakuje, a jednak - jak większość polskich szpitali- lecznica boryka
się z problemami finansowymi. Jedną z przyczyn jest niski kontrakt na usługi medyczne, które placówka
wynegocjowała po rozmowach z NFZ, a kolejną są nadwykonania, za które lecznica nie dostała pieniędzy. Wielu
pacjentów- mimo wcześniejszej negatywnej opinii na temat szpitala- chce się w nim leczyć. Wciąż ich przybywa,
a lekarze mają dylemat: czy dalej wykonywać swoją pracę, czy będą mieli za to zapłatę? W innym przypadku
grozi to zamykaniem oddziałów, które wykonały swój limit. Brakuje pieniędzy na leczenie i środki
farmakologiczne. Cierpią na tym pacjenci, którzy czekają w długich kolejkach do specjalistów. Przepełnione są
oddziały i coraz trudniej o łóżko w szpitalu. Długo też trzeba czekać na zabiegi i operacje. Chorzy zadają sobie
pytanie: cóż z tego, że szpital jest nowoczesny , dobrze wyposażony, jeśli nie mogą z tego korzystać? Jak długo
potrwa ta sytuacja - nikt nie wie. Dyrekcja walczy z NFZ o zapłatę nadwykonań. Może odzyskane pieniądze
poprawią wkrótce sytuację, z którą placówka boryka się od wielu lat. Odetchną pacjenci, którzy odzyskają
komfort i wiarę w godne leczenie. Te i wiele innych pytań nasuwają się mieszkańcom Otwocka.
Udało mi się porozmawiać z przypadkowo napotkanym pacjentem panem Janem Łuczakiem, który
leczy się w tej placówce. Na pytanie: - Co Pan sądzi na temat sytuacji w szpitalu i możliwości leczenia?mężczyzna odpowiedział:
- Jestem godny podziwu dla Dyrekcji, że podjęła tak wielkie wyzwanie, jakim jest remont, mimo trudnej sytuacji
finansowej. Teraz mamy nareszcie ładnie i czysto, dobry sprzęt, miłą i fachową obsługę. Jestem natomiast
przerażony długim oczekiwaniem na leczenie u specjalistów i tym, że na operację oczekuję już dość długo, bo
szpital ma wyrobiony kontrakt. Czy zdążę w tym roku? Nie wiem. Ja mogę poczekać, ale jest wielu pacjentów,
którzy muszą szukać pomocy w innych szpitalach lub wykonywać zabieg prywatnie, na który nie wszystkich stać.
Cieszy nas remont, ale dobrze by było, gdybyśmy mieli łatwiejszy dostęp do świadczeń medycznych.
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 17 •
Taka jest polska rzeczywistość: przerażająca i smutna. Nie tylko dotyczy to szpitala w Otwocku. Taka
sytuacja ma miejsce również w innych miastach. Brak pieniędzy rujnuje polskie szpitale, a my musimy się leczyć.
Żyjmy nadzieją, że przyjdzie dzień, w którym polska służba zdrowia stanie się prężna i silna.
Ola Świńczak, kl. 3d
………………………………………………………………………………………………………
Teatr imienia Stefana Jaracza w Otwocku –
przeszłość czy też przyszłość ?
"Jestem wyznawcą idei takiego teatru, który byłby jednocześnie czynnikiem wychowawczym, ale nic nie tracił
na swojej wartości widowiskowo-scenicznej (...) Teatr powinien być dostępny dla najszerszych mas.”
Tak mawiał Stefan Jaracz, człowiek, od którego imienia i nazwiska nazwano otwocki teatr - spadkobiercę i
kontynuatora najlepszych tradycji rodzimej sceny.
Amatorska działalność teatralna ma długie, bogate tradycje, starsze nawet niż dzieje miasta. W okresie
międzywojennym amatorska twórczość uprawiana była głównie na scenie Towarzystwa „Spójnia”. Młodzież
teatralna walczyła o swoją pasję. „Otwockie Towarzystwo Teatralne” przetrwało okres przedwojenny,
kontynuowane było na deskach Otwockiego Amatorskiego Teatru Miejskiego im. Stefana Jaracza. Od 2003 roku
teatr nie funkcjonuje. Przetrwał ciężkie czasy, a nie potrafi odnaleźć się w obecnym świecie ? Temat odnowy
budynku ucichł już przed paru lat. Stary, rozsypujący się budynek, stoi obok centrum miasta i straszy ludzi.
Wokół niego pojawiają się coraz nowsze, piękniejsze mieszkania. Czy to koniec naszego otwockiego dziedzictwa
kulturowego?
Historia
Budynek na początku lat 20. był własnością
Nusfeldów, a następnie mieściło się tu kino „Znicz",
zamknięte w czasie okupacji. Po wyzwoleniu
znalazł tu siedzibę teatr. Powstał on w 1926 r. Jest
najstarszym teatrem amatorskim w Polsce, po
przemyskim „Fredreum". Został założony pod
kierunkiem profesora historii, malarza Edmunda
Ajgnera. Po rozszerzeniu składu powstał teatr pod
nazwą „Otwockie Towarzystwo Teatralne". Ludzie
związani z teatrem własnymi rękami zaadaptowali
zniszczoną salę kina „Znicz” . Budynek został
rozbudowany, zmodernizowany i otrzymał imię
Stefana Jaracza. W teatrze otwockim pierwsze
kroki stawiali znani aktorzy: Ignacy Gogolewski i
Ryszard Pietruski. Pierwszym scenografem,
reżyserem i „dobrym duchem” teatru był Stefan
Russek. Jego córka Jolanta Russek-Górzyńska jest
znaną aktorką scen warszawskich.
Czemu teatr został zamknięty ?
Podczas standardowej inspekcji stanu
zabudowań Powiatowy Inspektor Nadzoru
Budowlanego stwierdził, że budynek zagraża
bezpieczeństwu przebywających w nim osób. Stara
konstrukcja zapada się, pełen dziur dach przecieka,
nie są również spełnione wymogi przeciwpożaro we (łatwopalne tkaniny obiciowe, za małe odstępy
między rzędami) i sanitarne. Sala widowiskowa
oficjalnie została zamknięta dnia 30 czerwca 2003
roku. 12 czerwca tego samego roku miało miejsce
spotkanie kierownictwa teatru (reżyserów,
dyrygenta chóru, dyrektora OCK) z Komisją Kultury
Urzędu Miasta, dotyczące dalszych losów teatru
(terminu rozpoczęcia remontu). Ze strony komisji
nie padła żadna konkretna propozycja.
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 18 •
Czy będzie nowy budynek ?
„Na zlecenie Urzędu Miasta, w marcu
2002 r. opracowany został projekt remontu Teatru
Miejskiego im. S. Jaracza. Projekt kosztował ok. 180
000 zł. Harmonogram rzeczowo-finansowy
przewiduje realizację prac remontowych w okresie
12 miesięcy. Całość robót rozbiórkowych i
doprowadzenie do stanu surowego kosztować ma
804 500 zł. Prace trwałyby 6 miesięcy. Całość
inwestycji zamknięta jest w cyklu 12-miesięcznym i
wraz z nowym wyposażeniem zamyka się w kwocie
2 008 100 zł.” – fragment artykułu Linii Otwockiej z
25 lipca 2003 roku.
Koncepcji architektonicznej, według której
miała być odremontowana sala widowiskowa,
firmowało przedsiębiorstwo "Prilex" z Radomia, a
jego autorem był architekt Zbigniew Chołuj. Co
proponował ? Modernizację sali widowiskowej
poprzez zmianę jej gabarytów. Zaplanowano
obniżenie stropodachu w celu wygospodarowania
większej powierzchni na wyższej kondygnacji.
Widownia miała być podzielona na dwa segmenty:
amfiteatr na 150 miejsc (10 rzędów po 15 foteli)
oraz część płaską o czterech rzędach foteli po 15
miejsc. W sumie sala mieściłaby 210 widzów.
Fotele z części płaskiej zaprojektowano tak, aby
były łatwe do demontażu i pozwoliły szybko
utworzyć powierzchnię do dowolnej aranżacji:
parkiet do konkursu tańca, wybieg przy pokazie
mody, schody dla rewii, spektakle z centralną sceną
itp.
Scena z proscenium ma być pogłębiona do 6 m, co
dałoby większe pole do popisu scenografom i
reżyserom.
Jednak na planach się skończyło. Od
zamknięcia teatru mija 7 lat, a nikt nie ma pojęcia
co dalej. Na razie nie możemy spodziewać się
niczego nadzwyczajnego. W Linii Otwockiej nie
pojawiają sie odrębne artykuły na ten temat.
Jedynie od czasu do czasu, wczytując się w tekst
możemy się doszukać wzmianek na ten temat.
„Nie udało się załatwić sprawy teatru, czy sali
widowiskowej na większą liczbę osób, której w
Otwocku bardzo brakuje. To prawda, ale jak się
Pani orientuje, sprawa teatru wymaga
zaangażowania znacznej sumy pieniędzy. Miasta
na to nie stać. Tym bardziej, że obiekt ten wpisany
jest do rejestru zabytków. Szukamy cały czas
inwestora, który chciałby wejść z nami we
współpracę. Co do budynku teatru im. Stefana
Jaracza, złożyliśmy ogromny wniosek na jego
rewitalizację.” – Linia Otwocka, 22 października
2010 rok. Tak tłumaczy się obecny prezydent
Zbigniew Szczepaniak Aleksandrze Czajkowskiej reporterce Linii Otwockiej.
Funkcjonowanie grupy teatralnej - budynek to nie wszystko
Obecnie grupa miłośników sztuki
funkcjonuje bez stałego miejsca spotkań. Artyści
radzą sobie z ciężkimi warunkami, mając nadzieję,
że ich ukochany teatr zostanie odbudowany. Mimo
tego cieszą się popularnością. Próby i
przedstawienia naprzemiennie organizowane są w
klubie „SMOK” – obecnej siedzibie Otwockiego
Centrum Kultury, salach Młodzieżowego Domu
Kultury lub w plebanii kościoła św. Wincentego a
Paulo. Są utworzone 2 sekcje: jedna pod
kierownictwem reżysera Krzysztofa
Czekajewskiego, a druga pod nadzorem reżysera
Edwarda Garwolińskiego.
Ostatnio wystawiane sztuki:
- „Majster i czeladnik”
- „Do trzech razy sztuka”
- „Krewniaki”
- „To nic nie boli”
"Teatr jest dzisiaj niezbędny i musi spełniać swoją misję społeczną" – Stefan Jaracz
Miejmy nadzieję, że wkrótce zobaczymy jakieś
rezultaty.
Ten cytat powinien skłonić naszych polityków do
głębszego zastanowienia się nad odwlekaniem
tematu odbudowy teatru.
Marta Rebczyńska, kl. 3d
• Numer 3 (9), grudzień 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 19 •
Świdermajer – ginące dziedzictwo świetności Otwocka
„Świdermajer” (styl nadświdrzański) to nazwa drewnianego budownictwa,
które powstawało na przełomie XIX i XX wieku na tzw. Linii Otwockiej, czyli
w miejscowościach znajdujących się w okolicy Otwocka. Domy tworzone w stylu
nadświdrzańskim łączą bryłę budynku alpejskiego z elementami architektury
rosyjskiej i mazowieckiej. Cechą charakterystyczną są bogato zdobione werandy
i przedsionki, będące ozdobą tego budownictwa.
Krótka historia
Za twórcę tego stylu budownictwa uznaje się
Michała Elwiro Andriollego, malarza i rysownika
doby romantyzmu. Jest on znany przede wszystkim
ze współpracy z Adamem Mickiewiczem
(zilustrował „Pana Tadeusza” i „Konrada
Wallenroda”). W 1880 r. zbudował na zakupionej
przez siebie posiadłości nad Świdrem, oprócz
zaprojektowanej przez siebie willi, kilkanaście
domków pod wynajem. Początkowo wyśmiewane
budowle Andriollego szybko stały się popularne
wśród bogatych mieszkańców Warszawy, którzy
poszukiwali miejsca, gdzie mogli odpocząć od
zgiełku miasta. Na początku XX wieku istniało ok.
600 willi w stylu „świdermajer”. Żartobliwą nazwę
(na kształt biedermeier) wymyślił znany poeta
Konstanty Ildefons Gałczyński, który użył jej w
wierszu „Wycieczka do Świdra”.
Okolice Otwocka porastają gęste lasy
iglaste. W 1893 r. karczewski lekarz, dr Józef
Geisler założył tu pierwsze sanatorium,
wykorzystując sprzyjający mikroklimat. Leczono tu
bardzo groźną wówczas gruźlicę. Wkrótce powstała
bogata infrastruktura leczniczo-letniskowa.
Większość pensjonatów, czy hoteli była budowana
właśnie w stylu nadświdrzańskim. Wówczas rozwój
architektury „świdermajer”, był równoznaczny z
rozkwitem Otwocka. I wojna światowa przerwała
rozwój miasta, ale w jej czasie nie zostało ono
zniszczone. W wolnej Polsce Otwock był nadal
bardzo popularnym miejscem wypoczynku. Wiele
osób przeniosło się tu na stałe i zbudowało własne
wille. Rozkwit miasta został brutalnie zahamowany
przez II wojnę światową.
Przed jej wybuchem, aż 75% mieszkańców
i jeszcze większy procent lokatorów „Andriollówek”
stanowili Żydzi. Byli to ludzie najczęściej bogaci,
więc stać ich było na budowanie wspaniałych willi,
w których chętnie osiedlali się, korzystając ze
wspaniałego mikroklimatu lasów sosnowych.
Najpiękniejszy okres w historii Otwocka to w
ogromnej mierze ich zasługa. Jesienią 1940 r.
Niemcy utworzyli tu getto, w którym mieszkało 15
tys. Żydów. Było to drugie największe getto w
dystrykcie warszawskim. W 1942 r. zostało ono
zlikwidowane. Część Żydów została zabita na
miejscu, pozostała wywieziona do Treblinki.
Zginęło ponad 90% mieszkańców getta.
II wojna światowa była zmierzchem
świetności „świdermajerów” oraz całego miasta,
które nie jest już miejscem uzdrowiskowoletniskowym. Większość właścicieli willi umarła,
bądź wyjechała z Otwocka. Budynki przeszły na
własność komunistycznej władzy, która nie dbała o
nie. Te szybko niszczały, zmieniając się w rudery,
które grożą zawaleniem.
• Numer 3(9), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 20 •
„Świdermajery” dzisiaj
Dzisiaj zdecydowana większość
„Andriollówek” znajduje się w fatalnym stanie,
część z nich grozi zawaleniem. Władza
demokratyczna nie zrobiła nic, aby je ratować. Są
one uznawane za przeszkodę w rozwoju miasta.
Zdaniem urzędników, „świdermajery” są nie do
uratowania.
Niestety, w części przypadków mają oni
rację. „Andriollówki” to budynki drewniane.
Materiał ten jest bardzo podatny na szkodliwe
działanie środowiska, np. ognia. Upływ wielu lat
bez żadnych prac konserwatorsko-remontowych
spowodował, że części willi już nie da się uratować.
Mimo to, takie myślenie władz miasta jest
szkodliwe dla tych zabytków.
W okresie komunizmu w willach zostały
zakwaterowane rodziny biedne, a „świdermajery”
stały się lokalami komunalnymi. Obecnie władza
stara się ich pozbyć, by na miejscu tych pięknych
budowli „zaprzyjaźnieni” developerzy mogli
zbudować nowe osiedla itp., dlatego te zabytkowe
budynki są bardzo często podpalane i częściowo,
bądź całkowicie niszczone, a następnie rozbierane.
Zniszczono w ten sposób wiele bezcennych
zabytków przedwojennego Otwocka.
Do innej smutnej sytuacji doszło w
Falenicy, gdzie Willa Batorówka z 1911 r. została
rozebrana i przez prywatnego właściciela
przewieziona na jego działkę, nad rzeką Bug. To
pokazuje, że dla władz budynki w stylu
nadświdrzańskim to problem, który należy
rozwiązać wszelkimi sposobami.
Dużym problemem przy ratowaniu
„świdermajerów” jest sytuacja prawna tych
budynków. Choć zdecydowana większość
właścicieli nie żyje, to pozostali ich spadkobiercy.
Obecnie w sądach toczy się kilka procesów,
dotyczących własności willi, które mimo wszystko,
wciąż są coś warte. Niestety, sprawy te ciągną się
bardzo długo, a podczas ich trwania nie można
przeprowadzić żadnych prac naprawczych, a z
każdym dniem stan budowli się pogarsza.
Ocalić od zapomnienia
Na całe szczęście, coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że symbole Otwocka i jego okolic, jakimi są te
piękne wille trzeba ratować wszelkimi dostępnymi sposobami. Utworzono wiele organizacji, które walczą o
ratowanie tych zabytków. Powstały też strony internetowe np.: www.swidermajer.info,
czy www.swidermajer.pl, skupiające miłośników willi.
Coraz częściej podejmowane są próby odrestaurowania „Andriollówek”, aby odzyskały one swój
dawny blask. W takich domach mieszkają, m.in. polityk Janusz Korwin-Mikke oraz aktor Emilian Kamiński.
Obserwuje się również wzrost zainteresowania stylem nadświdrzańskim wśród architektów, zwłaszcza
młodych, co powoduje coraz powszechniejsze powstawanie nowych budynków, które są stylizowane na
„świdermajery”.
W 2010 r. powstała inicjatywa, aby część Otwocka (jego układ urbanistyczny), został objęty opieką
Mazowieckiego Konserwatora Zabytków, co uniemożliwiałoby bezkarne rozbieranie
i niszczenie
„Andriollówek”, a także budowanie obiektów niepasujących do dotychczasowych budowli np. wysokich
wieżowców. Niestety, Urząd Miasta Otwocka, na czele z Prezydentem Zbigniewem Szczepaniakiem był
od początku nieprzychylnie nastawiony do tego pomysłu i zaczął w lokalnych mediach negatywną kampanię na
ten temat. Podkreślali oni wady tego rozwiązania (ograniczenie nowych inwestycji na tym terenie) i w ten
sposób nastraszyli mieszkańców Otwocka, którzy podczas spotkania z Panią Konserwator Barbarą Jezierską
wyrazili głęboki sprzeciw wobec takiego rozwiązania. Władze miasta kolejny raz pokazały, że nie są
zainteresowane ratowaniem „świdermajerów”. Być może projekt ten powróci po wyborach samorządowych.
„Andriollówki” stają się coraz bardziej popularne w kraju, a także poza nim. Dzieje się tak za sprawą
różnego rodzaju konkursów np. plastycznych. Organizowane są również wycieczki śladem willi, które pozwalają
zobaczyć wiele wspaniałych budynków, a także wystawy i wernisaże zdjęć oraz rysunków zabytków w stylu
nadświdrzańskim. Wszystkie te działania powodują, że coraz więcej osób rozumie trudną sytuację
„świdermajerów” i stara się wspierać walkę o ich renowację.
• Numer 3(9), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 21 •
Podsumowanie
Wille w stylu nadświdrzańskim to symbol i
wizytówka Otwocka, dlatego martwi mnie stan, w
jakim się one obecnie znajdują. Mam nadzieję, że
do tych, którzy starają się ratować te piękne
obiekty, dołączą również władze naszego miasta, a
także innych miejscowości, w których znajdują się
„świdermajery” (Józefów, Warszawa). Jest to nie
tylko dziedzictwo świetności Otwocka, ale też
ogromna szansa dla tego miasta, jego wspaniała
atrakcja turystyczna. Może „Andriollówki”
ponownie przywrócą blask miastu nad Świdrem?
Trzeba się jednak spieszyć, bo zbyt dużo
czasu już stracono. Dla niektórych willi to już
prawie 90 lat bez remontu. Dlatego najbliższe lata
są decydujące: czy „świdermajery” nadal będą
symbolem Otwocka, a może zostaną już tylko
na obrazach i rysunkach, stając miłym
wspomnieniem?
Paweł Budziński, kl. 3d
..........................................................................................................
Co się działo… w listopadzie?
1. Wybory
Niedawno, a dokładnie 21 listopada, odbyły się wybory w naszym ukochanym powiecie otwockim oraz
w całym kraju.
Jednak my skupimy się tylko i wyłącznie na naszym „mieście z dobrym klimatem”. Wszyscy pełnoletni
mieszkańcy Otwocka mieli szansę zagłosować na nowych radnych, prezydenta miasta oraz naszych
przedstawicieli do sejmiku mazowieckiego. Jedna z siedzib, gdzie odbyło się głosowanie to klub „Smok”.
Głosowano także np. w szkołach.
My – gimnazjaliści- mogliśmy przekonać się na własnej skórze, że takie wybory nie są łatwe, gdy jak co
roku we wrześniu, wybieraliśmy naszych rówieśników do samorządu szkolnego. Jest to dobre przygotowanie do
podejmowania roztropnych wyborów w przyszłości.
Jak dowiedzieliśmy się dzień po wyborach, na prezydenta nie został wybrany żaden z kandydatów,
gdyż nie otrzymał więcej niż połowa ważnych głosów. Najbliżej wymaganej liczby znaleźli się dwaj panowie
(Krzysztof Mądry oraz Zbigniew Janusz Szczepaniak), dlatego zostali przedstawieni jako kandydaci drugiej tury
wyborów, które odbyły się 5 grudnia. Pozwoliliśmy sobie także zrobić sondę uliczną wśród mieszkańców, aby
dowiedzieć się, ilu z nich głosowało i zamierza udać się na ponowne głosowanie:
• Numer 3(9), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 22 •
70%
60%
50%
40%
30%
20%
10%
0%
Tak
Nie
Ilu ludzi brało udział w
głosowaniu?
60%
50%
40%
30%
20%
10%
0%
Tak
Nie
Czy będziesz głosować w II
turze?
Naszym prezydentem ponownie został Zbigniew Szczepaniak.
2. Kwesta na hospicjum
Zdajemy sobie sprawę z tego, że nieładnie jest się chwalić, ale gdy w grę wchodzi szczytny cel, myślimy,
że zostanie nam to wybaczone. Otóż 1 listopada do otwockiego cmentarza wyruszyła grupa wolontariuszy z
naszej szkoły. Chętnych do pomocy zgłosiło naprawdę
naprawdę wielu. Celem była pomoc hospicjum Św. Patryka w
Otwocku. Wspólnymi siłami zebraliśmy naprawdę dużo, bo aż ponad 10 tysięcy!
3. Koncert
Ostatnim niesamowitym wydarzeniem był koncert utalentowanych zespołów szkolnych. Niezwykłe
brzmienia muzyki rockowej
ej przypadły uczniom do gustu. Niejeden z nich nie potrafił powstrzymać się od
tupania nogą w takt muzyki czy lekkiego kołysania się.Tym przyjemnym akcentem kończymy nasz artykuł.
Ewelina Kobylińska, Olimpia Kwiatkowska, Kasia Kucharska, kl. 2d
………………………………………………………………………………………………………
…………………………………………………………………………………
Gdy spadamy w dół
Miałam ostatnio bardzo oniryczny sen – śniłam, że spadam w dół, do akwenu wodnego i zabiję się na
śmierć, naprawdę, to fakt autentyczny! Teraz poważnie. Czy nie sądzisz, Drogi Czytelniku, że powyższe zdanie
jest nieco dziwne? Akwen to zbiornik wodny, zatem akwen wodny? A spadanie? Czy miałeś kiedyś okazję spadać
w górę lub bok? Raczej nie. Profesjonalnie, zjawisko to zwiemy pleonazmem.. W ramach dogłębnej analizy,
zobaczmy, co na ten temat pisze Nonsensopedia:
„Pleonazm
Pleonazm (z łac. szczotka do butów) – wyrażenie słowne złożone ze słów i masła maślanego. Charakteryzuje
się tym, że powtarzają się w nim powtarzające się słowa o takim samym lub identycznym znaczeniu, przez co
czytający go czytelnik musi tracić cenne sekundy czasu na czytanie czytanego tekstu, który można by treściwie
streścić, streszczając go w jednym krótkim i treściwym zdaniu.”
zdaniu
3(9 październik 2010 • [email protected]
[email protected] •
• Numer 3(9),
• Aczkolwiek • Str. 23 •
Nie ma to jak dobra definicja... Lepiej wróćmy do starych i sprawdzonych źródeł. Oto zdanie Cioci
Wikipedii:
„Pleonazm (z gr. pleonasmos "nadmiar"), pot. masło maślane – jeden z błędów logiczno-językowych;
niepoprawne wyrażenie, w którym jedna część wypowiedzi zawiera te same treści, które występują w drugiej
części.”
Teraz drobny test. Spośród poniższych zwrotów, zaznacz te, których używasz.
•
Fakt autentyczny
•
Kopnąć nogą
•
Podnosić do góry
•
Okres czasu
•
Spadać w dół
•
W miesiącu październiku
•
Akwen wodny
•
Obiektywna prawda
•
Cofnąć się do tyłu
•
Zabić się na śmierć
Jeśli zaznaczyłeś choć jedno, masz skłonności do zaburzania sensu swoich wypowiedzi, co może prowadzić do
braku zrozumienia w otoczeniu, ośmieszenia oraz pogłębiającej się depresji. Morał tej bajki jest krótki i
niektórym znany – gdy język jest poprawny, sukces murowany!
Kasia Karpińska kl. 3c
………………………………………………………………………………………………………
„Świąteczne ofiarowanie”
płatki śniegu leżące na dłoni, ocalić od zgubnego
ciepła
malowane mrozem szyby okien, utrwalić dla
przyszłych pokoleń
zapach świeżej dostojnej choinki, zatrzymać w
sobie na zawsze
ślady sań Mikołaja przed domem, w wyobraźni
rysować co roku
dźwięki kolęd śpiewanych radośnie, oczyścić z
fałszywych tonów
widok bliskich zgromadzonych przy stole, na siłę
przywiązać do wspomnień
bicie serca dudniącego w piersi świątecznym
uniesieniem
zapakować w papier miłością zdobiony
przystroić wstążką czułości
i z dedykacją najszczerszą starannie pisaną w
sekrecie
ofiarować w gwiazdkowym prezencie
tym, których kochamy
pozwalając im odkrywać siebie na nowo
i otwierać się przed nimi w nowym lepszym
istnieniu
„Wiara…”
Aby umieć na zawsze
zachować w sobie
tę cudowną wiarę dziecka w Świętego Mikołaja,
czuć dreszczyk emocji,
mieć świerszcze w żołądku,
panować nad ciekawością,
wyrabiać w sobie cierpliwość
i śmiać się w głos spontaniczną radością
na widok wspaniałych niespodzianek.
Aby zachować tę dziecięcą szczerość,
tę otwartość i dobroć serca,
tę niegroźną naiwność, która nie daje spać w nocy
w oczekiwaniu na to, czego przewidzieć nie
umiemy.
Aby zawsze dostrzegać w sobie to dziecko,
które nawet jeśli rani,
to z pełną nieświadomością konsekwencji swych
czynów
i niecelowością swych działań.
Ubodzy Ci,
którzy przestali wierzyć,
Biedni Ci,
którzy nie mają nadziei na to, co niespodziewane,
Nieszczęśliwi Ci,
do których już nigdy nie zajrzy uśmiech Świętego
Mikołaja.
EC
• Numer 3(9), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 24 •
• Numer 3(9), październik 2010 • [email protected]