Leszek Moczulski Legiony – główne narzędzie odzyskiwania
Transkrypt
Leszek Moczulski Legiony – główne narzędzie odzyskiwania
Leszek Moczulski Legiony – główne narzędzie odzyskiwania niepodległości 1. Bezradność orientacji Nikt nie wiedział, co robić. Wybuch wojny powszechnej kompletnie zaskoczył przywódców głównych polskich stronnictw politycznych. Choć tradycyjnie przekonani, że taki konflikt pchnie naprzód sprawę polską, teraz czuli się bezradni. W polityce dominowały orientacje – wiązanie przyszłości Polski z działaniami któregoś wielkiego mocarstwa. Niemal przez całe poprzednie stulecie przeważała orientacja francuska. Po klęsce wojny 1870-71 r. załamała się ona całkowicie, a oparcia zaczęto szukać w jednym z mocarstw zaborczych. Galicję zdominowała orientacja austriacka, która już wcześniej przyniosła skutek w postaci narodowej i administracyjnej autonomii. Orientacja rosyjska rodziła się w wielkich bólach, wspierana przez nowoczesnych pozytywistów i skrajnych konserwatystów; początkowo reprezentowało ją Stronnictwo Polityki Realnej (SPR), dążące do poprawy losu Polaków w ramach wielkiego Imperium Rosyjskiego. Sytuacja zmieniła się radykalnie po rewolucji 1905 r., gdy tę opcję wzmocniła potężna – jak na warunki zaborcze – szybko rozwijająca się partia Narodowej Demokracji (ND). Genetycznie wywodziła się ona z niepodległościowej, tajnej Ligi Polskiej, którą Roman Dmowski przekształcił w Ligę Narodową (LN). Niepodległość pozostała głównym celem, lecz nastąpiło istotne przesunięcie punktu ciężkości z państwa na naród. W praktyce stronnictwo ND, z podziemia kierowane przez Ligę, dążyło do obrony polskiej substancji narodowej. Nie był to jeszcze nacjonalizm, a na pewno nie rasizm, lecz takie skrajne tendencje zaczęły rozwijać się wraz z nowopowstałym konfliktem etnicznym. Na historycznych ziemiach Rzeczypospolitej w ciągu XIX w. zaczęły formować się nowe wspólnoty, spajane osobnym językiem, względnie religią. Najbardziej zaawansowane, o silnie rozwiniętym poczuciu odrębności – Ukraińcy, Litwini czy Żydzi – zostały uznane przez ND za głównego przeciwnika. Doszli do tego Niemcy, bo zjednoczona Rzesza jako jedyne z mocarstw zaborczych planowo kolonizowała ziemie etnicznie polskie1. To zapewniło stronnictwu wpływy na terenach etnicznie mieszanych, zwłaszcza we wschodniej Galicji i na Śląsku Cieszyńskim oraz w zaborze pruskim, a w efekcie Narodowa Demokracja jako jedyna uzyskała charakter trójzaborowy. Po rewolucji 1905 r., która ujawniła skalę konfliktów socjalnych, ND opowiedziała się, zgodnie ze swym pozytywistycznym rodowodem, za orientacją rosyjską. W bezpośredniej polityce dążyła do uzyskania jakiejś formy autonomii polskiej w ramach imperium rosyjskiego, a w dalszej perspektywie, przewidując wielką wojnę pomiędzy mocarstwami, miała nadzieję na zjednoczenie ziem polskich pod berłem cara. Stronnictwo od początku głosiło program antypowstańczy, tłumacząc, że szkodzi on zachowaniu substancji narodowej. Teraz doszedł nowy element: powstanie polskie mogło być wymierzone praktycznie tylko przeciw Rosji. Wreszcie, Roman Dmowski był przekonany, że istnieje nieusuwalny, odwieczny konflikt pomiędzy Germanami (tj. Niemcami) a Słowianami (tj. Rosją), a carat w swoim najwyższym interesie musi pozyskać Polaków. Podobne poglądy 1 Rosjanie rusyfikowali, lecz rzeczywistych Wielkorusów było zbyt mało, aby mogli kolonizować gęściej zaludnione obszary zamieszkane przez ludność innego pochodzenia. 1 wyrażali w Rosji jedynie niezbyt liczni nacjonaliści oraz panslawiści. Były one jednak sprzeczne z rzeczywistością. Niemiec nie interesowała ekspansja na Wschód, kierowali ją na Bałkany i szeroko pojęte ziemie tureckie – aż po Zatokę Perską. Z kolei celem Petersburga było również zdobycie cieśnin tureckich ze Stambułem oraz uzależnienie krajów południowosłowiańskich. Ta sprzeczność interesów była źródłem konfliktu. Przerwał on długotrwały okres współpracy, wznowionej zresztą wkrótce po wojnie. Ani Prusaków, ani Rosjan nie interesowała ekspansja terytorialna na ziemie polskie – i bez tego mieli dość kłopotów we własnych zaborach2. Trójzaborowy rozwój Narodowej Demokracji spowodował, że dominująca w Galicji orientacja austriacka została poważnie zakwestionowana. ND nie mogła jednak głosić programu promoskiewskiego, co groziło sankcjami prawnymi. Sterowane przez Ligę Narodową ugrupowania polityczne miały charakter hybrydowy: były ostro antypowstańcze (co w praktyce oznaczało sprzeciw wobec wspierania Austro-Węgier przeciwko Rosji) i antyukraińskie, lecz zewnętrznie deklarowały pełną lojalność wobec podwójnej monarchii Habsburgów. Wojna jednak musiała obnażyć te pozory. Angażowanie się Polaków po stronie Wiednia w oczach Petersburga podważało całkowicie wiarygodność programu Dmowskiego. Ten sam czynnik działał też, choć słabiej, po stronie przeciwnej. Obok wzajemnej dewaluacji, orientacje miały jeden istotny brak. Opowiadanie się za danym mocarstwem uzależniało od niego funkcjonalnie; trzeba było czekać, aż Petersburg albo Wiedeń podejmą oczekiwaną decyzję. Nie przygotowano ani nawet nie widziano potrzeby przemyślenia jakichś działań, które spowodowałyby zaangażowanie danego mocarstwa w sprawy polskie. Co więcej, uważano, że taka własna inicjatywa może być szkodliwa, bo zostanie poczytana za uzurpację. Przedstawiciel ND w Dumie ograniczył się do gorącego poparcia Rosji, wspominając, że jej zwycięstwo przywróci jedność ziem polskich. W parlamencie austriackim do niczego takiego nie doszło, gdyż nie został zwołany. Bierności obu orientacji odpowiadała wstrzemięźliwość wszystkich trzech rządów zaborczych. Ponieważ działania wojenne miały być prowadzone na ziemiach zamieszkałych przez Polaków, wszystkie naczelne dowództwa wydały odpowiednie odezwy – i to wszystko. Nic dziwnego. Sprawa polska już nie istniała, nikt jej nie podnosił przed dwa kolejne pokolenia. Co najwyżej mogła być jakimś problemem wewnętrznym krajów zaborczych, lecz bez znaczenia międzynarodowego. Giganci rozpoczęli walkę między sobą. Wciągnięte w nią zostały mniejsze państwa – Serbia i Belgia, gdyż zostały napadnięte. Nikt nie zawracał sobie 2 Względnie szybko po wybuchu wojny w petersburskim ministerstwie spraw zagranicznych przygotowano wstępny plan zdobyczy wojennych: do Cesarstwa zamierzano przyłączyć Prusy Wschodnie aż po Wisłę wraz z Gdańskiem. Dalej linia graniczna miała biec od Bydgoszczy wprost na południe, pozostawiając większą część zaboru pruskiego wraz z Poznaniem i zapewne Gnieznem w rękach niemieckich. Przewidywano aneksję całej Galicji, aby zapewnić bezpośredni związek z Czechami. Przesunięciu miała ulec również granica pomiędzy Cesarstwem a Kongresówką (Priwislanskim Krajem); jeszcze w 1912 r. odłączono od tej ostatniej prawosławną gubernię chełmską, teraz przewidywano zabranie guberni suwalskiej oraz przyłączenie do Cesarstwa wschodniej Galicji po linię Rzeszów – Jasło. Był to tylko projekt, który – po ewentualnych modyfikacjach – miał być przedstawiony sojusznikom zachodnim. Rosjanie jednak dążyli do tego, aby określenie zachodniej granicy imperium znajdowało się w ich wyłącznej dyspozycji, co osiągnęli w traktacie podpisanym z Francuzami w początkach 1917 r. Ewentualnym punktem spornym nie był jednak przebieg granicy przez ziemie polskie, tylko przynależność państwowa Stambułu-Konstantynopola. 2 głowy zamierzchłą przeszłością, dawno nieistniejącymi bytami, takimi jak Rzeczypospolita czy Chanat Krymski – jak to ujął 85 lat wcześniej Carl v. Clausewitz. W Rosji ostatni sprecyzowany program polski miał car Aleksander I. Później bez powodzenia usiłował go minimalistycznie odtworzyć margrabia Wielopolski. W Wiedniu rozważano program austropolski w trzeciej ćwierci XIX w., gdy monarchia miała jeszcze ekspansywne zamiary, lecz w następnych dziesięcioleciach umarł on śmiercią naturalną. W Berlinie sprawa była poza wyobraźnią, co było tym bardziej ciekawe, że kanclerz Bethman-Hollweg – zapewne najinteligentniejszy, choć słaby charakterologicznie przywódca europejski w 1912 r. – zdawał sobie sprawę, że jednym ze skutków wojny będzie odrodzenie państwa polskiego, jednak nie zamierzał tego przyśpieszać. W takich warunkach szefowie polskich orientacji byli bezradni. Oddawali się marzeniom, całkowicie sprzecznym z realnością tych przełomowych dni. 2. Idea powstańcza Po trzech klęskach sam pomysł, aby szykować następne powstanie, wydawał się nonsensowny. Nawet Piłsudski długo nie używał tego słowa. Grono krytyków było olbrzymie. Bardzo długo głównym argumentem była wysokość strat. Przodowała w tym historyczna szkoła krakowska. Działał jednak i czynnik szczególny. Powstania przynieść miały nie tylko niepodległość państwa, lecz także poszerzenie wolności obywateli. Może najważniejszą z przyczyn masowych zrywów polskich był fakt, że zaborcy w zwykłą masę poddanych zamieniali społeczeństwo, w którym pełne prawa polityczne i status obywateli posiadała 4 czy 5 razy większa część populacji niż w Wielkiej Brytanii – najbardziej demokratycznym ówcześnie państwie zachodniej Europy. Dla lojalnych politycznie c.k. profesorów o konserwatywnych przekonaniach samo dążenie do zaprowadzenia demokracji – dla nich anarchii – było bezecne. W łagodniejszej wersji dążenia powstańcze określano jako romantyczne – emocjonalnie piękne, lecz niemądre i szkodliwe. Przeciwieństwem miał być pozytywizm: działanie rozumne, mające korzystne skutki praktyczne. Trudno zaprzeczyć, że praca u podstaw, przełamująca regres, jaki przyniosły rozbiory i obce, zwłaszcza rosyjskie panowanie, była konieczna i nad wyraz pożyteczna. Dawała postęp cywilizacyjny, lecz nie ratowała polskości. Świadomość narodowa to poczucie wspólnoty odrębnego losu; umacniały ją powstania, podczas gdy pozytywizm – niezależnie od tego, że w Polsce sugerował też bezwiednie konieczność asymilacji w państwach zaborczych – dawał jedynie poprawę materialnych warunków bytowania. Z czasem, gdy już przekonano się, że działania powstańcze nie są równie kosztownym, jak i bezowocnym rozwiązywaniem kwadratury koła, konieczne okazało się intelektualne pogłębienie krytyki. W PRL zadanie to przyjęli na siebie niektórzy badacze literatury pięknej. Wzięli na warsztat romantyzm, zwłaszcza poezję Mickiewicza i Słowackiego. Efekty żmudnych dociekań były proste. W romantyzmie polskim dominował – stwierdzili stanowczo – kult klęski, gloryfikacja samospalenia jako najwyższej ofiary, która zapewni Polsce wieczny żywot w pamięci świata. Doprowadzić to miało do wytworzenia ideologii powstańczej, prowadzącej Polskę od katastrofy do katastrofy. Wydobywanie moralnych wartości klęski można łatwo odnaleźć w romantycznej poezji, lecz – zgodnie z przekonaniami rozwijanymi przez literaturę europejską tej epoki – dominowała w niej głównie teza o wyższości ducha nad materią. Jednak to nie poeci organizowali powstania. 3 Wprawdzie Mickiewicz stworzył własny Legion, lecz nie straceńców, którzy przez własną bohaterską śmierć wszystkich stworzę legendę, tylko polityczny dowód, że w nadchodzącej – jak się spodziewał – powszechnej wojnie ludów przeciwko despotom Polacy uczestniczyć będą od początku. O tym, że wielka poezja rozwiniętego romantyzmu nie miała wpływu na Tadeusza Kościuszkę, Jana Henryka Dąbrowskiego, ks. Józefa Poniatowskiego, inicjatorów i organizatorów Powstania Listopadowego – wstyd przypominać. Generałowie prowadzący wojnę z Rosjanami w 1831 r. byli – wedle późniejszej klasyfikacji – zatwardziałymi pozytywistami. Liczyli ludzi, armaty, straty – własne i przeciwnika – a także wstrzymywali się od ryzykownych operacji, które miały szansę powodzenia i mogły prowadzić do kompromisowego pokoju. Wszystko zrobili, aby uniknąć przelania „hekatomby krwi”: wyprowadzili wojsko poza granicę. „Ja jestem z kraju smutnego helotów, gdzie z wojny wraca pół rycerzy żywych” – pisał wkrótce Słowacki. Jeśli więc naiwniutka koncepcyjka peerelowskich badaczy uniesień poetyckich – która zrobiła tak wielką karierę, bardziej polityczną niż naukową – odnosi się do kogoś z okresu porozbiorowego, to przede wszystkim do dwóch osób: Ludwika Mierosławskiego i Józefa Piłsudskiego. Obaj cenili poezję, pierwszy nawet próbował pisać wiersze, lecz był przede wszystkim praktycznym pozytywistą. Mierosławski uruchomił duże zbiorowisko ludzi, którzy wiele lat swego życia spędzili na bardzo konkretnych przygotowaniach: szkolili siebie i innych, przemyśliwali każde rozwiązanie organizacyjne, dokonywali zakupów broni bez porównania lepszej od posiadanej przez carskich sołdatów, przygotowywali plany operacyjne zarówno w skali całego kraju, jak rejonów, które wybrano, aby rozpocząć w nich walkę. W tej wszechstronnej, profesjonalnej pracy wyprzedzili niemiecki Wielki Sztab Generalny, który uzyskał wyjątkowo wysoką notę u historyków wojskowości. Ostatecznie skończyło się klęską (u Niemców też), lecz sam fakt długotrwałości walki z najpotężniejszą armią ówczesnego świata daje do myślenia. Pod koniec XIX wieku, gdy romantyzm był już do końca pożerany przez pozytywizm, doktryna powstańcza miała wielki dorobek intelektualny. Bez porównania większy niż jej przeciwnicy. I nic dziwnego. Aby potępiać przegrane, a bardzo kosztowne powstania, nie trzeba była ani wielkiego intelektu, ani wytężonej pracy myślowej, ani zdolności do formułowania koncepcji teoretycznych, które mogłyby pokierować praktyką. Wystarczało stanowczo być przeciw. Zupełnie inaczej było z przygotowywaniem programu odzyskania niepodległości. Cel wydawał się niemalże niemożliwy, wymagał pokonania na raz trzech wielkich mocarstw europejskich. Było to coś takiego, jak próba realizacji sennego marzenia. „Point de rêveries, messieurs – żadnych marzeń, panowie” – mówił car Aleksander II, gdy po wstąpieniu na tron po raz pierwszy przyjechał do Warszawy. Zdusił jedno takie wielkie marzenie, nim zginął w straszliwych męczarniach z ręki Polaka a zarazem rosyjskiego rewolucjonisty. Przygotowanie realnego programu osiągnięcia celu, który przyrównać można do utopijnego marzenia, wymaga ogromnego wysiłku umysłu. Nim się powiodło, pracowało nad tym wiele wybitnych osobistości z kilku kolejnych pokoleń, czego dowodem jest dorobek intelektualny, począwszy od podyktowanej Józefowi Pawlikowskiemu książeczki Tadeusza Kościuszki Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość aż po bogatą literaturę postyczniową. Z tego dorobku czerpał Józef Piłsudski. Kwestie podstawowe wydawały się już 4 rozwiązane. Dlaczego liczyć należy przede wszystkim na własne siły i własne działania? W jakich warunkach międzynarodowych powstanie może zostać rozpoczęte? Czyją pomoc należy uzyskać? Jak zapewnić bezpieczeństwo pierwszej, organizacyjnej fazie powstania? Do jakich kręgów społecznych się zwracać? Jaką przyjąć koncepcję działań? Dysponując obszerną wiedzą i doświadczeniami kilku generacji, poddaną wielostronnej analizie, prowadząc własne studia historyczne, politologiczne i strategiczne, Piłsudski rozwinął nie tylko doktrynę, lecz wyprowadził z niej racjonalny, odpowiadający warunkom czasu plan działania. Nie określał go jako „powstanie” – ten termin wielu odstraszał – używał słowa „rewolucja”. Głównym zaborcą była Rosja i w pierwszej fazie należy zwrócić się przeciwko imperium carów. Zbrojnie, bo politycznie nic się od Moskali nie uzyska. Stąd konieczność uprzedniej organizacji zalążkowych sił zbrojnych, które rozpoczną powstanie. Można je organizować jedynie w Galicji, gdzie austriackie prawo pozwala tworzyć stowarzyszenia paramilitarne. Tam będzie główna baza powstańcza. Narastający konflikt międzynarodowy, który w 1912 r. niemalże doprowadził do wojny powszechnej, tworzył korzystną sytuację, pozwalającą na rozpoczęcie działań powstańczych. Mocarstwa centralne zderzą się ze skrajnymi, co oznacza wojnę pomiędzy zaborcami. Analizując stosunek sił i wartość zaplecza, najpóźniej w początkach 1914 r. Piłsudski stworzył najbardziej prawdopodobny model konfliktu. Najpierw Niemcy i AustroWęgry pokonają Rosję, później Francja i Wielka Brytania, zapewne wsparte przez USA, rozgromią przeciwnika. To wyznacza kierunek działań polskich. W pierwszej fazie trzeba wesprzeć mocarstwa centralne przeciwko Rosji, aby uwolnić od Moskali ziemie polskie, a gdy państwo carów załamie się, Polacy powinni zwrócić się przeciwko mocarstwom centralnym, pomagając Zachodowi i plasując się w obozie zwycięzców. Kluczową kwestią był wybór czasu i miejsca wybuchu powstania oraz zapewnienie mu bezpieczeństwa w pierwszym, najtrudniejszym okresie. Studiując literaturę fachową, Piłsudski trafnie odczytał główne założenia planów operacyjnych obu stron. Niemcy prawie całą armię skierują przeciwko Francji, na Wschodzie pozostawiając minimalne siły. Terytorium carskie wciska się głęboko pomiędzy Galicję a Prusy Wschodnie. Aby zapewnić bezpieczeństwo koncentracji, Rosjanie będą musieli przeprowadzić ją na wschód od Wisły. Pomiędzy wypowiedzeniem wojny i ogłoszeniem mobilizacji a zakończeniem koncentracji upłynie nie mniej niż dwa tygodnie: tworzy to pauzę strategiczną, w której nic nie będzie się działo. Cofnięcie koncentracji rosyjskiej za Wisłę spowoduje, że pomiędzy gromadzącymi się wojskami powstanie obszerna luka strategiczna. Ta pauza i ta luka stworzy idealną szansę bezpiecznego rozpoczęcia powstania i uformowania rządu narodowego oraz struktur organizacyjnych powstającego państwa polskiego. Głównym narzędziem polityki niepodległości będą działania formacji strzeleckich, co w warunkach wojennych jest rzeczą normalną. Z tych założeń strategicznych wynikał plan operacyjny. Skoncentrowane w Krakowie przed wybuchem wojny oddziały strzeleckie jako pierwsze przekroczą granicę na rozkaz Rządu Narodowego. Kierunek marszu, przynajmniej części sił, prowadzić miał przez Zagłębie. Był to obszar, który wyróżnił się podczas niedawnej rewolucji, a miejscowi 5 działacze Frakcji Rewolucyjnej PPS mieli przygotować go politycznie i zapewnić masowy dopływ do powstania robotników z nieczynnych zakładów. Po opanowaniu guberni kieleckiej powstać miała dogodna baza nie tylko powstania zbrojnego, lecz także organizacji państwa. Austriacy nie będą w stanie temu przeszkodzić, gdyż jakakolwiek pacyfikacja obróciłaby przeciwko nim ogół Polaków galicyjskich. Powstanie, powołanie rządu narodowego, przystąpienie do formowania państwa w takiej szczególnej sytuacji, gdy operacji wojennych mocarstw jeszcze nie rozpoczęto, musi doprowadzić do ważnych skutków politycznych. Polska przypomni, że istnieje. To więcej niż „upomina się o siebie Umarła” – jak przed laty napisał Wyspiański. Wkraczając do wojny, mocarstwa dysponowały przygotowanymi planami operacyjnymi, ale dotyczyły one działań stricte wojskowych i w najmniejszym stopniu nie uwzględniały ewoluujących, politycznych warunków czasu. Przywódcy państw nie mieli jednak jakichkolwiek planów politycznych poza prostą chęcią zwycięstwa; zaczęto je przygotowywać dopiero po rozpoczęciu wojny, a samo uzgadnianie zajęło lata. Polscy szefowie partii politycznych, realizując politykę orientacji, biernie czekali na inicjatywę zaborców. Wyda się to zapewne zaskakujące, ale w początkach sierpnia 1914 r. jedynym politykiem europejskim, który miał sprecyzowany plan działania i klarowną wizję przyszłości był Józef Piłsudski. 3. Ożywa sprawa polska Parę godzin przed formalnym rozpoczęciem wojny rosyjsko-austriackiej, 6 sierpnia 1914 r. o godz. 9.45 granicę przekracza 1. Kompania Kadrowa maszerująca w kierunku Słomnik. W nocy trzy dalsze kompanie, dowodzone bezpośrednio przez Józefa Piłsudskiego, wyruszają z Krzeszowic na Skałę. Na rozkaz Rządu Narodowego Strzelcy3 rozpoczynają wojnę z Rosją4. To nic, że Rząd Narodowy nie istnieje, a oddziały strzeleckie liczą zaledwie paruset mężczyzn uzbrojonych głównie w przedpotopowe Werndle. Piłsudski w ostatniej chwili skorygował plany. Rządu nie zdążył utworzyć, posłużył się fikcją. Musiał ominąć Zagłębie, które obsadzili Prusacy. Skierował oddziały wprost na Kielce. Moskali nie ma, operująca tutaj dywizja kawalerii gen. Nowikowa cofa się na Puławy, aby dołączyć do wojsk rosyjskich, koncentrujących się w południowej Lubelszczyźnie. 12 sierpnia kolumna strzelecka wkracza do Kielc. Jedni witają ją entuzjastycznie, inni chowają się w domach, zamykając okiennice. Wiadomość spada niespodziewanie na Petersburg, powodując zamieszanie w kręgach rządowych. Polacy rozpoczęli powstanie, w Warszawie powstał tajny rząd, sokoły maszerują na ewakuowane Kielce. Przy potędze Rosji to mrówka, lecz Rosjanie doskonale pamiętają, ilu i jakich kłopotów przysporzyły im poprzednie, równie niepoważne polskie „imprezy”. Tym bardziej, że tym razem Polacy wybrali moment wyjątkowo trudny politycznie i wojskowo. 3 Formalnie byli to członkowie dwu organizacji: Związku Strzeleckiego i Towarzystwa „Strzelec” połączeni z Polskimi Drużynami Strzeleckimi, ale również ochotnicy z różnych stowarzyszeń oraz niezrzeszeni. 4 Czytelników zainteresowanych szczegółami wydarzeń odsyłam do mojej książki Przerwane powstanie polskie 1914 opublikowanej przez wydawnictwo Bellona. Opisuję tam kilka letnich tygodni 1914 r. w Polsce i Europie dzień po dniu, a często godzina po godzinie. 6 Rozpoczynając wojnę, Petersburg nie miał żadnych planów wobec Polaków. Jak inni poddani cara podlegali oni mobilizacji i mieli iść na wojnę. Teraz sytuacja uległa radykalnej zmianie, konieczna była riposta, zarówno militarna, jak i polityczna. O tę pierwszą najłatwiej: na Kielce zawraca się kawalerię Nowikowa, wzmocnioną teraz dwoma dywizjami jazdy, przerzuconymi pospiesznie przez mosty warszawskie (do kargopolskiego pułku dragonów dołącza po drodze ochotnik – Konstanty Rokossowski – w walkach ze Strzelcami rozpoczynający swoją wielką karierę). Trudniej z polityczną. Zwycięża ostatecznie pomysł manifestu do Polaków. Nie podpisze go jednak car, bo to polityczne zobowiązanie. Wybór pada na Wielkiego Księcia Mikołaja Mikołajewicza – wodza naczelnego. Ten może apelować do wszystkich, nie ma to znaczenia. Nikomu nie wpada do głowy, aby pomysł uzgodnić z przywódcami orientacji promoskiewskiej obecnymi w Petersburgu. Wykorzystano tylko margrabiego Wielopolskiego jako tłumacza. Z zadania wywiązał się pięknie, najczystsza polszczyzna brzmi spiżem: „Polacy! Wybiła godzina, w której przekazane Wam marzenie ojców i dziadów waszych ziścić się może. Przed półtora wiekiem żywe ciało Polski rozszarpano na kawały, ale dusza jej nie umarła... Odrodzi się Polska, swobodna w swej wierze, języku i samorządzie...”. Odezwę, datowaną na 14 sierpnia, ogłoszono równocześnie w Petersburgu, Moskwie, Warszawie i stolicach zachodnich. W martwej ciszy oczekiwania – pauzie strategicznej – brzmi to jak salwa z tysiąca dział. W Paryżu entuzjazm. Ukazały się dodatki nadzwyczajne, na zwołanym pośpiesznie posiedzeniu rządu uchwalono dekret o tworzeniu przy armii francuskiej formacji zagranicznych. Już tysiąc chętnych zgłosiło się do Legionu Polskiego. Ochotnicy – i wspierający ich Francuzi – maszerują przez Paryż, a zebrane na ulicach tłumy krzyczą: „Vive La Pologne!”. Bardziej wstrzemięźliwi Brytyjczycy przyjęli manifest z uznaniem jako dowód mądrości sojusznika. We Włoszech manifestację są mniejsze, lecz ton prasy zgodny: nowa przeszłość otwiera się przed Polską. Nawet gazety amerykańskie na pierwszych stronach odnotowują wydarzenie. Warszawę, dość ostrożnie reagującą na wojenne wieści, teraz ogarnia szaleństwo. Tłumu wiwatują na ulicach, kobiety rzucają kwiaty pod kopyta kozackich koni, sołdaci naraz stali się „naszymi żołnierzykami”. Na prowincji spokojniej, nie tylko policjanci, ale i gubernatorzy są początkowo zdezorientowani. Warszawski chciał nawet opublikować manifest tylko w wersji rosyjskojęzycznej, musiał interweniować Petersburg. I już w Piotrkowie, Lublinie, Siedlcach, Płocku, Suwałkach rozradowani ludzie wychodzą na ulicę. Wiedeń dał się wyprzedzić, choć Austriacy szybciej dostrzegli, co się święci. Jakieś oddziały strzeleckie przekroczyły granicę przed c.k. armią, szwendają się po przedpolu. Tolerowano całą tę cywilbandę, bo mieli patrolować na przedpolu i informować o ruchach rosyjskich, ale oni udają teraz wojsko i powodują straszliwy bałagan. Co gorsza, problem okazał się nie wojskowy a polityczny. Nie można rozkazami przywrócić porządku, konieczne są ustalenia na najwyższym szczeblu. Już 8 sierpnia wieczorem doszło do konferencji dwu najważniejszych ministrów monarchii – v. Berchtolda (Sprawy Zagraniczne) i Bilińskiego (Skarb), paru mniej ważnych oraz szefa Sztabu Generalnego – gen. Conrada v. Hoetzendorf. Zgodzono się, że trzeba natychmiast przygotować „plan działań w sprawie polskiej”, bo niczego takiego nie było. Ponieważ w Krakowie krążyły ulotki informujące o utworzeniu 7 Rządu Narodowego, zebrani łatwo zgodzili się, że zamiast administracji wojskowej na zajmowanych ziemiach Kongresówki Cesarz powinien powołać Rząd Narodowy, odpowiedzialny przed Sejmem, który z czasem zbierze się w Warszawie, oraz wyznaczyć dwóch Polaków – polityka i generała – którzy przejmą kierownictwo nad całością. Zgłoszono kandydatury: profesora Michała Bobrzyńskiego, byłego namiestnika Galicji oraz gen. Collarda (Polaka, bo urodził się w Tarnopolu, gdzie jego ojciec dowodził garnizonem). Decyzję trzeba przedstawić w formie uroczystego manifestu Cesarza, projekt przygotują ministrowie Berchtold i Biliński, a ten ostatni – najbliższy zaufany Cesarza i pierwsza postać wśród polityków polsko-galicyjskich – podejmie wstępne działania w Krakowie. Obaj politycy z zadaniem uwinęli się szybko i już 10 sierpnia (Strzelcy właśnie wyruszali z Jędrzejowa) Franciszek Józef zaakceptował treść manifestu i zgodnie z konstytucją przesłał go do Rady Ministrów celem podjęcia odpowiedniej uchwały. I tu zaczęły się schody. Utworzenie Królestwa Polskiego pod berłem Cesarza – do czego sprowadzał się manifest – oznaczało przekształcenie dualistycznych Austro-Węgier w trialistyczne, na co politycy Korony św. Stefana nie mogli się zgodzić. Kilka dni spędzono na jałowych dyskusjach, po czym decyzję odłożono, aby znaleźć jakąś kompromisową formułę. Bez uchwały rządu Cesarz nie mógł podpisać manifestu. Tylko minister Berchtold zrobił krok dalej: poufnie powiadomił Berlin o całym projekcie, wyjaśniając, że Niemcy będą mogli dokonać korekty granicy. Reakcja była pozytywna. Sprawa ogłoszenia manifestu Franciszka Józefa została jednak zawieszona, a sam projekt zachowano w tajemnicy. Nie miało to większego znaczenia, gdyż polska polityka Wiednia została już ukierunkowana, a sprawa polska i bez tego stała się wielkim problemem międzynarodowym, który mocarstwa musiały pozytywnie rozstrzygnąć. 4. Przeciwdziałania, oczekiwania, połowiczne rozstrzygnięcia Pierwsze kroki wymierzone przeciwko powstaniu rozpoczęły się wcześniej, niż Strzelcy weszli do Kielc. Już 9 sierpnia Biliński powiadomił zaufanego prezydenta Krakowa Juliusza Leo, że trzeba przygotować jakiś polski Komitet. Dwa dni później Leo był już w Wiedniu, 12 i 13 sierpnia prowadził długie rozmowy z Bilińskim, a krótsze z różnymi politykami austriackimi i gen. Conradem. Sprawę omówiono w szczegółach: należy powołać Naczelny Komitet Narodowy (NKN) skupiający galicyjskich polityków wszystkich opcji, który przejmie zwierzchnictwo polityczne nad nowo powołanymi Legionami; będzie to polska formacja narodowa w ramach cesarsko-królewskiej armii, podległa operacyjnie dowódcom austriackim. W jej skład wejdą dotychczasowe oddziały strzeleckie i inne, nowo formowane; Legioniści złożą przysięgę wierności Cesarzowi. W założeniu była to realizacja koncepcji austro-polskiej, pod warunkiem, że Cesarz podpisze manifest. W niedzielę 16 sierpnia w Sali Rady magistratu krakowskiego zebrała się elita polityczna Galicji. Dyskusja jest chwilami bardzo gorąca. Na sali są również politycy stronnictw inspirowanych przez Ligę Narodową, zwolennicy orientacji moskiewskiej. Nie mogą jednak bronić swego programu, a nie chcą stracić możliwości kontrolowania NKN od środka. Ostatecznie zebrani przegłosowują uchwałę, lecz nie zostaje ona ogłoszona. Wznawia się dyskusję, właściwie nie wiadomo, po co. Zebrany przed Urzędem Miejskim tłum 8 niecierpliwi się, żąda podania wyniku obrad. Rzecz polega na tym, że – czego nie można ogłosić – uchwała musi uzyskać aprobatę Naczelnego Dowództwa urzędującego w Cieszynie, a wysłany tam z tekstem uchwały oficer Sztabu Generalnego długo nie wraca. Ostatecznie akcept nadchodzi dopiero wieczorem i wtedy można publicznie ogłosić: powstał Naczelny Komitet Narodowy, formują się Legiony Polskie. Piłsudski, powiadomiony o wszystkim po fakcie, nie ma wyjścia: musi uznać NKN, a tym samym zgodzić się na formalną podległość organowi kierowanemu przez przywódców orientacji austriackiej. Nie przerywa jednak działań powstańczych. Na wyzwolonych terenach powstają Komisariaty Rządu Narodowego, które organizują polską administrację. Rośnie siła bojowa formacji strzeleckich. Napływ ochotników jest umiarkowany, ale nie mniejszy, niż był w początkowym okresie Powstania Styczniowego do działających na tym terenie oddziałów Langiewicza i Kurowskiego. Organizuje się całe zaplecze materialne powstania, wobec Austriaków i Niemców Strzelcy występują w roli gospodarzy. Nie wiemy, jak dalej rozwijałaby się taka sytuacja, bo przerywają ją działania wojenne. Rosjanie biją Austriaków, Strzelcy – teraz już Legioniści – muszą wycofać się z Kielc. Rozpoczyna się bardzo trudny, blisko dwuletni okres politycznego zastoju. Przeciwdziałania rozwijają się po każdej stronie. Rosjanie wystraszyli się, że manifest Mikołaja Mikołajewicza poszedł za daleko. Interweniują w Paryżu. Propolskie emocje zostają wytłumione, formujący się Legion zostanie schowany w Bayonne, przy samej granicy hiszpańskiej. Mimo zabiegów, władze carskie nie chcą rozmawiać z przedstawicielami orientacji promoskiewskiej. Dopiero w 1915 r., gdy wysiłek wojenny zaczyna przekraczać możliwości imperium, godzą się na konsultację, lecz w niczym nie chcą ustąpić. Polacy mogą być posłusznymi poddanymi, lecz nie partnerami do rozmów. Legion Puławski – narodowa formacja polska przy armii rosyjskiej, powstały z rozpędu w pierwszych tygodniach wojny – przekształcony zostaje w drużyny rosyjskiego pospolitego ruszenia. Kiepsko idzie również w Galicji. NKN szybko pogrążą się w kryzysie. Przedstawiciele bloku ND sabotują formowanie Legionów. Doprowadzają do tego, że Legion Wschodni powołany we Lwowie – liczniejszy i lepiej uzbrojony niż Strzelcy Piłsudskiego walczący w kieleckim – rozwiązuje się sam, a większość ochotników wraca do domu lub zgłasza do armii austriackiej. Skandal sięga granicy zdrady stanu, niektórzy członkowie NKN zostają internowani, inni ukrywają się albo uciekają do Szwajcarii. Komitet traci wiarygodność, jest na progu likwidacji. Ratuje go fakt, że walczące na froncie – i to doskonale walczące oddziały Legionów – muszą mieć nad sobą jakąś czapkę polityczną. Strzelcy spowodowali, że sprawa polska odżyła; Legioniści nie pozwalają, aby została zamknięta. Tych kilkuset, później kilka – kilkanaście tysięcy dzielnych chłopców i dziewcząt tworzących ostatecznie trzy Brygady Legionów, to główne, a chwilami jedyne narzędzie odzyskiwania niepodległości przez Polskę. Piłsudski nie rzuca diamentów na szaniec. Wie, ile warta jest krew tego wspaniałego pokolenia i jak będą potrzebni w odrodzonej, rozwijającej się Rzeczypospolitej. Kalkuluje każdy krok. Najważniejsza jest walka – świadectwo obecności i żywotności Polski – ale także wyzwalanie jej ziem spod władzy najgorszego zaborcy. Front przesuwa się na Wschód, a za nim odradza się polskie życie. Zaczynają 9 pracować szpitale, straże pożarne, szkoły, sądy, stowarzyszenia społeczne, partie polityczne, urzędy, samorządy – to praca u podstaw przyszłego państwa polskiego. Front staje mniej więcej gdzieś na linii 2. rozbioru. Piłsudski wolałby, gdyby zatrzymał się na linii Dniepru, lecz nie od niego to zależy. Wie, o co chodzi. Na tej linii, rozciągającej się od Rygi do Czerniowiec, względnie nieliczne siły stworzą barierę od wschodu, gdy gros dywizji Wehrmachtu, a także austriackich, skierowana zostanie przeciwko Francuzom i Włochom. Otworzy to również potrzebę na Polskę. Im więcej formacji polskich obsadzać będzie front wschodni, tym więcej formacji niemieckich będzie można przewieść na zachód. Potrzebni są nie tylko żołnierze, także polska żywność, surowce, wyroby, stabilizacja okupowanych terytoriów. Pokonana Rosja sypie się: Piłsudski czeka na nieuchronną rewolucję. Uwikłane w wojnę dwufrontową mocarstwa centralne, aby wywikłać się z trudnej sytuacji, zaczną płacić. Piłsudski czeka na ten moment i zaczyna obracać w drugą stronę polityczne koło sterowe. Wkrótce po uwolnieniu Warszawy od Rosjan, Komendant przybywa do stolicy, aby dokonać ostatecznej oceny ewoluującej sytuacji. Na zwołanej ad hoc odprawie podaje zaskakującą wszystkich decyzję. Koniec rekrutacji do Legionów, tak bardzo rwący się do walki batalion warszawski jest ostatnim oddziałem przeznaczonym na front. Teraz główny nacisk trzeba położyć na rozbudowę Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), tam zostaną skierowani instruktorzy i kadrowi oficerowie z I Brygady. Aby dalej walczyć, Legioniści muszą wiedzieć, że przelewają krew za odrodzenie Polski, a nie dla wygrania wielkiej wojny. Przez następny rok Legiony systematycznie domagają się rozstrzygnięcia kwestii polskiej. W lipcu 1916 r. Komendant I Brygady Józef Piłsudski podaje się do dymisji. Miesiąc później oficerowie legionowi występują z żądaniem powołania Rządu Polskiego, któremu mogliby podlegać. Odpowiedź ma charakter połowiczny. Legiony są częścią armii austriackiej, a teraz zostają z niej wyłączone, uzyskując autonomiczny status jako Polski Korpus Posiłkowy. Nikogo to nie zadawala. 5. Wielki zwrot Wojna rzeczywiście znalazła się w impasie. Bitwa pod Verdun, która miała doprowadzić do załamania Francji, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Obie strony są wyczerpane. Poległo już miliony żołnierzy, wyżyłowana gospodarka trzeszczy w szwach. Pojawia się wizja kompromisowego pokoju. Amerykański prezydent Wilson gotów jest pośredniczyć. Sformułowano jasny cel: pokój bez aneksji i kontrybucji. Powrót do status quo ante – stanu sprzed wojny – jest korzystny dla Koalicji. Niemcy muszą oddać zajęte terytoria. Kanclerz Bethman-Hollweg tworzy koncepcję, która – mimo przyjęcia proponowanej formuły – zapewnia Rzeszy zachowanie zdobyczy i uzyskanie pierwszego miejsca wśród mocarstw europejskich. Jak już wspomniałem, jako jedyny z czołowych polityków europejskich był on przekonany, że rezultatem wojny będzie odbudowa państwa polskiego. Uważnie obserwował upór, z jakim Polacy domagali się swojego, i wiedział, że kiedyś będzie trzeba przed tym ustąpić. Teraz ten czas nadszedł, a restytucja państwowości polskiej wspomoże Rzeszę. Nie będzie to żadna aneksja. Po prostu sprawiedliwości stanie się zadość, a polskie pragnienie, aby odzyskać własną państwowość, 10 od dawna cieszące się sympatią społeczeństw zachodnioeuropejskich, zostanie spełnione. Rosja utraci Polskę, Niemcy utrzymają kontrolę nad nowym tworem geopolitycznym. Realizacja tak zarysowanego planu wymagała pokonania dwu przeszkód. Prowadzenie sprawy polskiej Berlin pozostawił Wiedniowi, teraz trzeba mu ją więc odebrać. Austriacy trochę protestują, w końcu ustępują. Sprzeciw generałów niemieckich był silniejszy: w Sztabie Generalnym obowiązywała doktryna, że odbudowa Polski stanowi bezpośrednie zagrożenie dla istnienia Prus. Zadziałała wizja miliona polskich rekrutów, którzy poddani niemieckiej organizacji, uzbrojeni w niemiecką broń, pod komendą niemieckich dowódców stworzą filar obrony od wschodu. Zwłaszcza, że przyszła Polska miała być państwem małym, niegroźnym dla nikogo. To ostatnie założenie zostało później rozwinięte. Najpierw pojawił się projekt powołania państwa niemieckiego w Kurlandii, później buforowej Estonii, Finlandii i Litwy, wreszcie Ukrainy. Historyczne ziemie Rzeczypospolitej zostaną rozparcelowane, nowe kraje będą słabiutkie, nie zadawalające nikogo granice pomiędzy nimi wywołają konflikty, a wszystko to zapewni dominację Rzeszy. W całej koncepcji najważniejszy był pierwszy krok – wydarzenie o kluczowym znaczeniu geopolitycznym, które zadecyduje, że kompromisowy pokój stanie się sukcesem Niemiec. W Berlinie zrozumiano, że tym niezbędnym krokiem będzie odrodzenie państwa polskiego. 5 listopada 1916 r. uroczyście ogłoszono Manifest Dwu Cesarzy – Wilhelma II i Franciszka Józefa zapowiadający odbudowę Królestwa Polskiego. Kilka tygodni później w rozkazie do armii i floty car Mikołaj II zapowiedział odbudowę „wolnej Polski” związanej przymierzem z Rosją. To już nie jest obudzenie sprawy polskiej, tylko uznanie przez wszystkie trzy państwa zaborcze konieczności odbudowy państwa polskiego. Dyskusyjny pozostaje tylko jego charakter oraz związki międzynarodowe. Manifest Cesarzy otwiera krótkotrwały okres poszukiwania kompromisowego zakończenia wojny. Prezydent Wilson zwraca się do walczących stron o przedstawienie swoich warunków. Niemcy aprobują pomysł, jednak ostrożnie nie wysuwają żadnych żądań. Nie potrzebują – formowanie Królestwa Polskiego rozwija się szybko: w listopadzie zostają otwarte punkty werbunkowe do Armii Polskiej, w grudniu wprowadzono do obiegu nową walutę – markę polską, 14 stycznia 1917 r. na inauguracyjnym posiedzeniu zbiera się Tymczasowa Rada Stanu – pierwszy organ naczelny powstającego państwa, a Józef Piłsudski obejmuje kierownictwo departamentem wojska. Mocarstwa koalicyjne przyjmują propozycje prezydenta Wilsona ozięble, wysuwają liczne zastrzeżenia. Szanse kompromisu sypią się. Wilson podejmuje ostatnia próbę: sam ustali warunki pokoju. Wymaga to różnych konsultacji. Konieczne jest potwierdzenie rzeczywistego stanowiska Rzeszy. Prezydent na drodze dyplomatycznej zwraca się do Berlina: czy Niemcy zgodzą się, że Wilson ogłosi, iż jednym z warunków jest restytucja państwa polskiego. Odpowiedź jest pozytywna. Amerykański prezydent, niezależnie od jego osobistej sympatii do Polski, traktuje ten postulat jako żądanie Berlina, warunkujące zgodę na „pokój bez aneksji i kontrybucji”. 23 stycznia 1917 r. w orędziu do Kongresu USA Wilson ogłasza swój program pokojowy: jednym z jego punktów jest odbudowa państwa polskiego. 11 Na kompromis pokojowy jest już jednak za późno. Wydarzenia zaczynają biec w przyspieszonym tempie. Generałowie Hindenburg i Ludendorff wymuszają na Cesarzu zgodę na rozpoczęcie bezwzględnej wojny podwodnej i atakowanie wszystkich statków, także neutralnych, płynących do lub z portów koalicji. Przeciwstawiający się im kanclerz jest bezbronny, wkrótce zresztą traci urząd. W odpowiedzi USA zrywają stosunki z Niemcami, a w kwietniu 1917 r. wypowiadają im wojnę. Miesiąc wcześniej rozpoczęła się rewolucja rosyjska. Na tle tej tak szybko zmieniającej się sytuacji Piłsudski przeprowadza swoją kolejną wielką grę. Wojsko jest nadal głównym narzędziem polityki. Tylko Komendant inaczej go teraz używa. W pierwszym okresie swojej polityki Piłsudski tworzył polskie oddziały, aby zbrojnym czynem wydobyć z nicości sprawę polską i przyczynić się do klęski głównego wroga – Rosji. Do wiosny 1917 r. wyciągnął od mocarstw centralnych wszystko, co było możliwe, jakkolwiek dla większości polityków bardzo długo wydawało się niemożliwe. Teraz rewolucja wykluczyła Rosję ze światowej rozgrywki, a wejście do wojny USA przesądziło o klęsce Niemiec. Piłsudski przystępuje do realizacji drugiej części swego planu – skierowania Polski przeciwko mocarstwom centralnym, po stronie aliantów zachodnich. Przygotowywał to – i swoich ludzi – od lata 1915 r., teraz kolejno wprowadza w życie swoje zamiary. Tym razem czynnik wojskowy działa w przeciwną stronę – trzeba sabotować formowanie wojska. Krok po kroku plan niemiecki wykorzystania Polski i jej żołnierzy upada. Piłsudski mógłby łatwo zorganizować zbrojne wystąpienie przeciwko Niemcom, lecz nie czyni tego. Byłby to krok politycznie jasny, ale bardzo kosztowny. Rujnowałby również wszelkie pozytywne działania zmierzające do budowy szerokich zrębów własnego państwa. Doprowadza do sytuacji krytycznej: na jego apel Legioniści odmawiają przysięgi sojuszniczej. Zamiast krwawić na froncie, idą do obozów dla internowanych. On sam czeka na aresztowanie. To będzie widomy znak, po czyjej stronie jest Polska. Gdy latem 1918 r. nad Sommą i Marną rozstrzygają się ostatecznie losy wojny, na froncie wschodnim nie ma ani jednego oddziału polskiego. W 1914 r. Strzelcy pierwsi wyruszyli w pole, teraz trwają w konspiracji. Polska Organizacja Wojskowa, kierowana przez oficerów legionowych z Edwardem Śmigłym-Rydzem na czele, przekształca się szybko w armię podziemną. Wyczekuje na najbardziej sprzyjający moment, kiedy najmniejsza będzie ofiara krwi i kiedy tylko wali się potęga niemiecka, jednym potężnym powstańczym zrywem rozbraja wroga, dając niepodległość na w pół już uformowanej Rzeczypospolitej. Profesor Leszek Moczulski – doktor habilitowany, historyk, geopolityk, politolog, prawnik konstytucjonalista. Uczestnik konspiracji niepodległościowej, później opozycji demokratycznej, współtwórca Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, organizator i przywódca Konfederacji Polski Niepodległej, więziony łącznie 7 lat przez władze PRL, dwukrotny kandydat na Prezydenta RP, poseł na Sejm, członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Autor ponad 30 książek z zakresy historii, polityki i prawa. 12