Zaprawdę nie wie co życie, kto nigdy nie stracił go na naukę do matury
Transkrypt
Zaprawdę nie wie co życie, kto nigdy nie stracił go na naukę do matury
Zaprawdę nie wie co to życie, kto nigdy nie tracił go na naukę do matury Możecie mi mówić, że nie istnieje nic takiego jak brak czasu, a jedyny powód, dla którego nie możemy czegoś wcisnąć do kalendarza, to zła organizacja czy niezdyscyplinowanie. Mówiąc językiem Plastusiowego pamiętnika – tere-fere! Kiedy uświadomisz sobie ilość materiału do powtórzenia (bądź częściej-nie oszukujmy się-do nauczenia) i dzielisz go przez ilość dni pozostałych do matury, odejmując tylko Wigilię i Wielkanoc (jeśli się uda wtedy pouczyć, to będzie bonus! Hihihi…) i wychodzi ci trzy działy na dzień, nie tłumaczysz sobie, że wszystko da się zrobić, tylko należy to dobrze zorganizować. Nie, zaczynasz panikować, bo od teraz po prostu nie masz czasu! Tak naprawdę wszystko sprowadza się do przewartościowania tego, co w życiu robisz i postawienia sobie jednego, egzystencjalnego pytania-co jest ważniejsze od nauki i dlaczego na pewno jedzenie? Wycieczka do maka równa się blisko trzem stronom zapisanym drobnym maczkiem* na temat ukrytej wymowy „Jądra ciemności”, wielomianów jednej zmiennej rzeczywistej czy analizy cykli rozwojowych przywr. 2000 kalorii ma często równowartość nawet do -10 % za nietrafność argumentu bądź nieużycie kluczowego słowa na egzaminie, który wykaże braki nie tylko w witaminach, ale i w wiedzy. Musicie wybaczyć tak bezobcesowe przedstawienie sprawy, ale wszyscy maturzyści powinni choć w niewielkiej części poprzeć to, co chcę powiedzieć: z dniem pierwszego września uświadomiliśmy sobie, jak niewiele czasu pozostało do wielkiego M, o którym słyszeliśmy od początku trwania naszej znikomej, licealnej „kariery”. Jeszcze przed wakacjami żyliśmy beztrosko sielankową wizją siebie-maturysty, który ma studniówkę, drugą część osiemnastek do obskoczenia i co najważniejsze-mnóstwo czasu na naukę. Otóż moi kochani, młodsi, „jedynkowi” przyjaciele! Okazało się, że to trzecia z góralskich prawd, czyli mówiąc brzydko… **! Bo, jak wam to powiedzieć… może po prostu: tego czasu nie ma. Dlatego jako wasza starsza ciocia-Turek apeluję (choć wiem, jak to moralizatorsko zabrzmi): nie zbywajcie wszystkiego przez całe dwa lata, by nie obudzić się w trzeciej klasie i nie otworzyć gał wielkich jak piłki lekarskie i nie chodzić ze szczęką po ziemi, ględząc ciągle: Ile tego jest! Własne życie nauczyło mnie, że ani kawa, ani żadne repetytorium nie jest powszechnie pożądanym aura mediocritas***. Nieporównywalnie lepiej jest też zdecydować się, jakie rozszerzenia chcecie pisać (PISAĆ, bowiem od pisania do zdania dzieli was jeszcze sporo jęków i pomstowania na CKE) i to możliwie jak najwcześniej. Po co później wyglądać jak wrak człowieka i odpowiadać na coraz to śmielej formułowane inwektywy, typu: Zwariowałaś? Nie zdążysz nadrobić! Przecież to trzeba być mądrym, żeby to ogarnąć... Z dobrego więc serca zachęcam do wyłuskania szczątków energii i zapamiętywania przynajmniej tych informacji, które nauczyciele zaznaczają zawartym w groźnym spojrzeniu wielkim „R”, oznaczającym materiał rozszerzony. Jednakże, jak mówiono jeszcze nawet przed wynalezieniem Internetu, nie samą nauką żyje uczeń. Jego pobawiony prywatności i szans na przyjemną nudę żywot wypełnia przecież jeszcze szkolne życie. A to w Długoszu zmienia się wraz z rocznikiem, do którego należysz. Im wyższa klasa ucznia LO, tym wyższy status. Przyrównując to do ot, np. do jakże bogatego w przykłady świata fauny: Level 1 SURYKATKA( nazwa pochodzi od pozycji, z jaką pierwszoroczni uczniowie czekają pod pokojem nauczycielskim wypatrując „tej pani od angielskiego, która ma takie ciemne włosy”) Przychodzisz do tej starej, ale dostojnej szkoły i codziennie mijasz masę dziwnych ludzi. Znaczy, niby są normalni, ale wyglądają jakby się z czegoś cieszyli, jakby nie zmuszano ich do mówienia dzień dobry nauczycielom, ani przepuszczania ich na ciasnych schodach, na których jak w „Harrym Potterze” nigdy nie wiesz, ile postoisz i gdzie cię- wraz z dzikim tłumem- poniosą. Szybko orientujesz się, które to sale mają zagadkowe oznaczenia SK1, F1, P1, ale dalej nie możesz pojąć, po co kupiłeś identyfikator. Po miesiącu już nawet nie pytasz, dlaczego na drzwiach głównych wywieszono kartkę Proszę zamykać drzwi, bo doskonale zdajesz sobie sprawę, że te piękne drewniane cuda stoją na szczycie góry lodowej drobnych absurdów, które często wprawiają cię w zdumienie, ale przeważnie są przyjazne. Ot, na przykład fakt, że przed wakacjami porzuciliśmy dziecięcy chodzik, a teraz nagle nauczyciele są z nimi na Proszę państwa… Level 2 RYŚ (coś pomiędzy pierwszakiem, kiedy wołają na ciebie kici- kici, a starszakiem, kiedy chodzisz dumnie jak tygrys i równie rzadko można cię wówczas spotkać-uczysz się bowiem dniami i nocami) Wreszcie rozszerzenia! Kończysz się uczyć przedmiotów, od których uciekałeś wybierając profil, i wreszcie zostajesz obdarowany 10 godzinami polskiego/matematyki/biologii. Żyć nie umierać, można kuć bez końca. Głównie jednak cieszysz się poznanymi koleżankami i kolegami- świry jak ty; nauczycielami, którzy mają jednak ludzkie cechy i wykazują niemałą wiedzę- jak nie ty; Bezą, która jest tak blisko i ma wszystko pyszniutkie- jak nie to, co masz akurat w lodowce i najważniejsze… maturką, o której jeśli nie słyszysz więcej niż kilkanaście razy dziennie, jesteś w stanie zapomnieć. Spokojna głowa, i tak nikt ci na to nie pozwoli, a już na pewno nie profesorzy, którzy często potrafią przerwać wykład w kulminacyjnym momencie, by rzec: Nawiasem mówiąc, w tamtym roku na maturze… Level 3 gatunek zmutowany: FENK,, PAWI, STRUŚ I KAMELEON To już nie jest byle co. Klasa maturalna – tak się o tobie teraz mówi, szczególnie kiedy palniesz jakieś głupstwo, które samo przez się wyklucza twoją przynależność do owego elitarnego grona, wyznaczającego status w naszym społeczeństwie, jako biedactwo, jak zakwitną kasztany będzie musiało się tyle namęczyć…Po szkole chodzisz dumny jak paw- w końcu wszyscy nauczyciele cię znają, a niektórzy już nawet pierwsi się uśmiechają (nie wiesz wtedy, że z powodu usłyszanej właśnie w pokoju nauczycielskim historii twojej klasówki, w której jednym argumentem udowadniałeś tezę, a drugim ją zburzyłeś). Uszami chcesz nadrobić przebimbane dwa lata, dlatego wyciągasz je jak mały fenek, bo a nuż wpadnie jeszcze jakieś niebłahe słówko, którym później można przekonać egzaminatora, że jesteś w klasie maturalnej nie przypadkiem, ale coś niecoś reprezentujesz (tu niezwykle pożądana jest również sztuka aktorska, a szczególnie umiejętność utrzymania miny: doskonale wiem o czym mówię, a Prusem interesuję się jak żadnym innym poetą romantycznym). Strusio-kameleonem stajesz się za każdym razem, kiedy nadchodzi godzina wychowawcza, bo nie ma jak dotąd lepszych od kamuflażu metod na uświadomienie wychowawcy, że nie chodziłeś do szkoły, bo lepiej jest ci uczyć się i powtarzać w domu. Ponadto każdy „Jedynkowy” uczeń chodzi jak lew, bo wie, że należy do elity. Szkoda, że nie zawsze dokładamy wszelkich starań, by udowodnić to także już po otwarciu ust. Jednak łączy nas jedno: mimo narzekań na brak czasu, zbyt obszerny materiał czy korki na korytarzach zawsze udaje nam się wyjść z twarzą, po kwitnięciu kasztanów i cieszyć się wolnym sierpniem, wrześniem i czystym sumieniem. Przecież nie poddaliśmy się nawet kiedy brakło w Bezie (która wracając do szeregu naszych drobnych absurdów wcale przecież nie nazywa się „Bezą”) francuskich rogalików toffi. Jesienno-zimowe uściski i buziaki Turek *Jeśli pierwsze pomyślałeś, że słowo to oznacza mały McDonald to polecamy dobrą Klinikę Leczenia Uzależnień od Śmieciowego Żarcia im.bł. Cholesterola **Sami wiecie co, a szkolna cenzura nigdy nie rozumiała uczniowskiej potrzeby bycia dosadnym… *** Horacjański złoty środek (wskrzeszamy łacinę, aby na maturze brzmieć mniej niewykształcenie)