biały kruk - Trans

Transkrypt

biały kruk - Trans
Odważny to nie ten,
kto się nie boi, lecz
ten, kto wie, że są
rzeczy ważniejsze niż
strach.
MARCIN RZECZKOWSKI
BIAŁY KRUK
~1~
transoptymista.pl
BIAŁY KRUK
MARCIN RZECZKOWSKI
18 października 2005 – 15 kwietnia 2009 r.
BO JA NIE CHCĘ BYĆ JAKIMŚ GDZIEŚ SKRADZIONYM ECHEM,
JAKIMŚ GDZIEŚ POSŁYSZANYM KRZYKIEM, POWTÓRZONYM ŚMIECHEM,
JAKIMŚ CZOŁEM ZNALEZIONYM W MIJANYM PIELGRZYMIE.
CHCĘ BYĆ Z SIEBIE I SAM CHCĘ NADAĆ SOBIE IMIĘ.
– Tadeusz Peiper
~2~
transoptymista.pl
Copyright by Marcin Rzeczkowski (2012)
Tytuł: Biały Kruk
Projekt okładki i szaty graficznej: Marcin Rzeczkowski
Wykorzystane rysunki: Marcin Rzeczkowski
Źródło grafiki z tęczą: http://kbarrus.wikispaces.com/
Redakcja i konwersja: Jacek Cel
Autor stwierdzenia o odwadze: James Neil Hollingworth
DARMOWY FRAGMENT
E-book rozprowadzany odpłatnie poprzez stronę www.transoptymista.pl
Cena: 10.90 PLN
(autor nie ma obecnie innych dochodów, więc zamiast dzielić się ze znajomymi plikiem, podziel się linkiem do strony, na której można go kupić)
Jeśli z jakiegoś powodu e-book trafił do Ciebie za darmo, ale nadal uważasz, że jest wart Twoich pieniędzy, wpłać dowolną kwotę na konto:
12 1090 1883 0000 0001 0640 0235 (BZWBK)
lub przekaż ją PayPalem, e-mail: [email protected]
Dziękuję!
~3~
transoptymista.pl
PRZEDMOWA
Na swoją transpłciowością zastanawiałem się dość długo, zaczynając (jak sporo transmężczyzn) od tożsamości lesbijki butch.
Przed 2001 rokiem nie istniałem dla tego świata. Byłem molem książkowym, prześladowanym w szkołach za swoją inność
oraz bycie molem książkowym. Więcej czasu spędzałem na prerii u boku Winnetou, wyrugowując Old Shatterhanda z roli jego
najlepszego przyjaciela.
W 2001 roku występowałem na czatach jako chłopak. Tak
jakoś wyszło, zalogowałem się odruchowo męskim nickiem, a
użytkownicy potraktowali mnie jako faceta. Poczułem „to jest
to!” i ciągnąłem tę rolę, dopóki nie okazało się, że chcę spotkać
się z ludźmi poznanymi w ten sposób. W efekcie musiałem wyoutować się jako dziewczyna. Rówieśnicy uznali to za świetny
żart. Ja nie bardzo wiedziałem, co myśleć, więc nie myślałem
nic i po prostu wsiąkłem w życie towarzyskie.
W 2002 roku pojechałem z moją dobrą koleżanką na kolonie
i wróciłem z nich jako Syriusz Black, było nas bowiem czworo
(wtedy zdawało nam się, że cztery) i stworzyliśmy Huncwotów
v. 2.0. Od tej pory część osób z mojego otoczenia zaczynała
~4~
transoptymista.pl
mówić do mnie zdanie w rodzaju męskim i kończyła w żeńskim
oraz na odwrót.
W 2003 zakochałem się w dziewczynie i myślałem sobie, jak
to byłoby super obudzić się jako chłopak. Siedziałem w sali, patrzyłem na moją nauczycielkę – po korekcie płci – i zamiast słuchać jej wywodu, myślałem, że jestem jak ona, tylko w drugą
stronę. Byłem jednakże przekonany, że jestem lesbijką. A raczej: oswajałem się z myślą, że mogę być lesbijką. Wydawało
mi się to dziwne.
W 2004 roku założyłem bloga jako Marcin – po rozstaniu z
ówczesną dziewczyną przypomniałem sobie, jak kilka lat wcześniej funkcjonowałem jako mężczyzna i chciałem do tego wrócić
– i rozważania nabrały rozpędu. Widziałem, że czuję się dziwnie
dobrze jako Marcin, lepiej niż jako Ariel (takiego nicka używałem, nienawidziłem imienia z dowodu), że jestem bardzo autentyczny dla innych… i coś przestało mi w tym pasować. Zorientowałem się, że tak naprawdę nie wiem, kim jestem: miałem
chyba osiem głównych nicków, każdy z tych nicków niósł za sobą nieco inną osobowość, ale tylko te męskie wydawały mi się
postaciami z krwi i kości. Dziewczęce były zaledwie naszkicowane. Ponadto ilekroć ktoś próbował mnie traktować jako kobietę, ledwo uchodził z życiem.
Na początku 2005 r., za sprawą Wszystko o Miriam, zacząłem formułować myśl, że może jestem trans, ale z marszu odrzuciłem transseksualizm jako zbyt przerażający, drastyczny i w
ogóle „to nie ja!”, rozważyłem transgenderyzm, a potem wybrałem transwestytyzm jako coś, co (jak mi się wydawało) pasuje do mnie najbardziej. Trwało to większość roku.
Wtedy też założyłem bloga bialy-kruk, który dokarmiałem
swoimi przemyśleniami. Zacząłem go w rodzaju żeńskim, za to
na portalu crossdressing.pl (gdzie zarejestrowałem się mniej
~5~
transoptymista.pl
więcej w tym samym czasie) pisałem od początku w męskim.
Na blogu przestawiłem się po wzięciu udziału w pierwszym
Trans Party.
Po jakimś czasie blog czysto transpłciowy przestał być dla
mnie taki ważny, więc ze wszystkimi wpisami przeniosłem się w
inne miejsce sieci, gdzie po prostu pisałem bloga, integrując
tematy trans, akademickie, rodzinne i zawodowe. Potem w ogóle zrezygnowałem z prowadzenia prywatnego pamiętnika. Obie
strony zniknęły z sieci z powodu braku aktualizacji, ale na
szczęście na moim dysku zachowała się większość archiwum.
Kilka osób uświadomiło mi, że taki pamiętnik może być jednak dla kogoś ważny – dla porównania tego, co przeżywałem (i
co oni mogą przeżywać) z tym, kim jestem teraz. Dlatego postanowiłem udostępnić zachowane archiwum. Teraz myślę zupełnie inaczej, więc zadecydowałem, że raczej nie będę ingerował w treść wpisów1, natomiast kwestie, które będą dla mnie
wyjątkowo irytujące/istotne/etc. opatrzyłem przypisami. Nawiasy kwadratowe dopowiadające pewne fakty również są skutkiem współczesnej redakcji.
Części wydarzeń nie opisałem na blogu, tylko w mailach,
które wymieniałem z przyjaciółką. Niektóre wpisy (z 2008 i
2009 roku) są przeredagowanymi fragmentami z tych maili.
Można je rozpoznać głównie po tym, że nie są zapisem scen,
lecz rozbudowanymi opowieściami.
1
Choć czasami podczas redakcji włączał mi się Lestat i jego Still whining,
Louis! Have you heard enough? I’ve had to listen that for centuries! z ekranizacji
Wywiadu z wampirem. Czytelnicy, czujcie się ostrzeżeni. Pamiętajcie też, że
pierwsze dwa wpisy powstały, kiedy jeszcze miałem naście lat…
~6~
transoptymista.pl
Podczas lektury pamiętaj, że to się działo kilka lat temu. Nie
było Trans-Fuzji i organizowanych przez nią spotkań (jej założyciele dopiero się poznawali), nie było rozpropagowanego słowa „transpłciowość”, słowo „transfobia” nie istniało w polskich
Googlach, nie było Ani Grodzkiej w Sejmie, a homofobia w Polsce miała się dużo lepiej niż współcześnie (słowo transfobia było
nieznane). Zanim założyłem bloga, dość długo myślałem, że
można było być wyłącznie cis lub stuprocentowym transseksualistą, więc już sama fraza „końcowe stadium zespołu dezaprobaty płci”, z którą zetknąłem się w encyklopedii przy sprawdzaniu, że Miriam to na pewno transseksualistka – jednoznaczna
sugestia, że istnieją również inne stadia, pośrednie – była dla
mnie olśnieniem.
Dodatkowo weź pod uwagę, że dla mnie wtedy proces
„przejścia na drugą stronę” kojarzył się z:
 Ewą Hołuszko, która w latach 2002-2004 była moją nauczycielką fizyki w szkole. Szkołę tę kojarzyłem jako
bardzo tolerancyjną, a jednak to właśnie ta szkoła została opisana w reportażu Jacka Hugo-Badera;
 Adą Strzelec, której pamiętnik przeczytałem w 2005 r.;
 Danielem Zamojskim, którego wspomnienia przeczytałem na początku 2006 r.;
 Brandonem Teeną, którego sfabularyzowaną historię
zobaczyłem w kwietniu 2006 r.
 I nikim więcej.
Pozbycie się przekonania, że to ta transseksualna martyrologia jest normą, zajęło mi kilka lat.
Warszawa, sierpień 2012 r.
~7~
transoptymista.pl
CZĘŚĆ PIERWSZA – JESTEM TRANSWESTYTKĄ?
18 PAŹDZIERNIKA 2005 R.
Kilka pomysłów na początek, każdy równie dobry, każdy
równie zły i po namyśle skreślony jako zbyt krótki, zbyt rozwlekły, zbyt jakiś jeszcze.
Może zacznę od impulsów, które mnie natchnęły do rozpoczęcia tego pamiętnika. Będzie krótko, konkretnie i bez walenia
z grubej rury na samym początku.
Ostatnim chronologicznie impulsem było przejrzenie pewnego portalu [crossdressing.pl] w poszukiwaniu czegokolwiek o
mnie. I mimo zapewnień ludzi z tego portalu, że jest inaczej,
nadal nie opuszcza mnie wrażenie, że tacy jak ja zwyczajnie nie
istnieją, a jeśli nawet, to o tym nie wiedzą. Trochę frustrujące,
tym bardziej, że ja całkiem lubię istnieć. A nawet Istnieć. Nie za
bardzo na widoku, ale troszeczkę, dyskretnie a zarazem zauważalnie.
Dzień wcześniej – uświadomienie sobie, że przecież nic nie
mogę napisać na swoim blogu. I to tym specjalnym, tylko dla
wtajemniczonych. A także żal, że nie mogę tworzyć, nie potrafię
przełamać tego tabu, co da się porównać z wiedzą, że płacz
pomoże, ale jest niemożliwy, bo nie uchodzi, bo jest blokada,
bo z innych przyczyn po prostu się nie da.
~8~
transoptymista.pl
A to zdarzenie sprzed czterdziestu ośmiu godzin aż się prosi
o opisanie…
Jeszcze trochę wcześniej – natknięcie się na fałszywą definicję w miejscu, gdzie takie definicje są wyjątkowo zaskakujące i
po prostu bolą. Nawet nie same w sobie, ale dlatego, że skoro
nawet ta grupa społeczna myśli tak, to czego wymagać od zwykłych zjadaczy chleba?
Najstarszy z nich jest sprzed kilku tygodni. Dokładniej,
sprzed trzech. Trzy tygodnie temu udało mi się zebrać prawie
wszystkie obserwacje w jedną całość, przedstawić ludziom,
usłyszeć TO SŁOWO i przekonać się, że jest prawdą2.
Wymagało to ode mnie zweryfikowania wszystkiego, co
wiem i zamienienia wiedzy powszechnej na wiedzę, którą ciężko
posiadać, gdy zjawisko nie dotyczy cię osobiście – albo kogoś
bliskiego.
Ale i tak mnie nie ma, a jeśli jestem, to jako coś, co zdarza
się naprawdę bardzo, bardzo rzadko.
Bo transwestytyzm to jest coś, co zdarza się przede wszystkim mężczyznom, a jeśli nawet trafi na kobietę, to kobieta bardzo często z niczego nie zdaje sobie sprawy.
Takich jak ja jest w Polsce pewnie kilka promili – bo jeden
procent to za dużo. Przynajmniej według oficjalnych statystyk.
~*~
2
Napisałem wówczas typowe „Czy jestem trans? Mam to i to, nie mam
tego i tego, uważam tak i tak, w dzieciństwie tamto i siamto”. Było tego
niedużo, więc Wendigo zaproponował, że mogę być transwestytką.
~9~
transoptymista.pl
Nadal nie mam pojęcia, jakiej formy tutaj używać. Męskiej?
Żeńskiej? Ideałem byłoby pisanie wg nastroju albo kontekstu,
ale nie wiem, czy mi się uda taka niekonsekwencja; tym bardziej, że do tej pory wystarczyło mi stwierdzić, że teraz piszę
tak – i nie robił…m żadnego błędu – nawet jeśli równolegle powstawał drugi tekst, z inną formą tych przeklętych czasowników. I obawiam się, że jeśli tu zacznę pisać dowolnie, to gdzie
indziej się pomylę i będzie kłopot. Mało komu zdarzają się takie
literówki w pierwszej osobie – prędzej w trzeciej, gdzie wszystko zależy do tego, czy naciśnie się „a”, czy nie – zaś „e” nie ma
nic do rzeczy.
18 – 21 PAŹDZIERNIKA
Sięgam pamięcią wstecz, do najdawniejszych zapamiętanych
wydarzeń. Dzieciństwo było ponoć lekkie i beztroskie. Nawet
jak na taką beksę i odludka, jakim wówczas by… cholera, ta
dowolność jest onieśmielająca!… łam? Bezpieczna stara wersja…
Zdarzało mi się zresztą wówczas powtarzać, że „miałam być
chłopcem, ale mamusia bardzo chciała dziewczynkę i dlatego
tak płaczę”. Oznaczać to miało, że zostałam zaprojektowana jako chłopiec – wraz z zamiłowaniem do samochodów i notorycznego darcia ubrań, które się o coś zaczepiały – co przewidywała
zresztą pielęgniarka, ale skoro mama tak pragnęła dziewczynki,
a nigdy nie chciała chłopca (biedaczka), to czym prędzej dorzucili mi skłonność do płaczu, żeby jakoś tę moją dziewczęcość
zaznaczyć. Widać zmianę zainteresowań uważałam za zbyt
skomplikowaną, a w aspekty czysto fizyczne się nie zagłębiałam.
~ 10 ~
transoptymista.pl
Pamiętam też, że któregoś dnia moje włosy zostały ścięte na
coś w stylu pazia i wówczas wszyscy brali mnie za chłopca, co
niezwykle mnie bawiło. Byłam też rozczarowana, gdy włosy
urosły i pomyłki się skończyły. Miałam wtedy pięć lat.
Lalki były potwornie nudne, nie dawały żadnego pola popisu
dla mojej wyobraźni – znacznie lepsze było budowanie czegoś –
a z koleżankami miałam nieco gorszy kontakt niż z kolegami.
Ale tylko nieco. Może dlatego, że ogólnie ciężko szło mi dogadywanie się z innymi…
W zabawach byłam jednak dziewczynką. Zmienianie płci na
potrzeby jakiejś gry wydawało mi się niestosowne. Zamiast tego przerabiałam wszystkie ciekawe postacie męskie na kobiece
i wówczas się w nie wcielałam. Zwykle tylko w wyobraźni. Te
zabawy w umyśle zajmowały mnie aż do czternastego roku życia – przy czym odkąd skończyłam bodajże dwanaście, coraz
częściej rezygnowałam z tych modyfikacji i mężczyźni pozostawali mężczyznami, chociaż nadal przejmowałam każdą interesującą postać – a najbardziej interesujący byli, są i zapewne
będą właśnie mężczyźni. (Tu mógłby wyleźć ze mnie leciutki
szowinizm, ale na razie go sobie daruję).
W miarę jak wkraczałam w okres dojrzewania, moje kontakty z innymi stawały się coraz gorsze. Dziewczyny były w większości wredne, dwulicowe, antypatyczne i dokuczliwie – chłopacy podobnie, tyle że bez dwulicowości: jak mnie który nie lubił,
to nie lubił i kropka, a nie udawał, że jest inaczej. A dwóch nawet lubiło. Dwóch. Ze wszystkich znanych mi rówieśników dowolnej płci.
Outsideryzm kwitł w najlepsze. Jak i rozmaite problemy.
Dziecięca beztroska poszła precz i już nie wróciła, dla mnie zaś
zaczęło stawać się jasne, że jestem Inna. Ale zapytana wprost,
dlaczego tak sądzę, nie umiałam odpowiedzieć. Nic mi nie przy~ 11 ~
transoptymista.pl
chodziło do głowy; nic, czym mogłabym się podzielić. Dzisiaj
wymieniłabym w myślach wiele powodów, a na głos podała może ze dwa, trzy – wcale nie te najistotniejsze. Wtedy – wniosek
uciekł i trzeba było do niego na nowo docierać. No bo jak to, nie
umiem nazwać?… Właściwie czuję, myślę i reaguję podobnie,
wyglądam podobnie… kiedyś czułam się Lepsza, bo zdolniejsza,
inteligentniejsza i wrażliwsza niż inni, ale gdy dostatecznie dużo
osób udowodniło mi, że ma więcej talentów, lepsze oceny i inne
przymioty, których mi brakuje, i od tego twierdzenia odstąpiłam.
Taka sama osoba jak reszta.
Przynajmniej gdy nie znałam zbyt wielu ludzi. Bo gdy zaczęłam na powrót wtapiać się w tłum – ludzi ponoć takich samych
jak ja – kolejne różnice stawały się bardzo jasne. Nawet tam,
gdzie teoretycznie różnic być nie powinno, a w każdym razie nie
na poziomie tworzącym wspólnotę: nie wśród ludzi o takich
samych zainteresowaniach, nie wśród ludzi o takiej samej
orientacji…
Inna – Inna – Inna – Inna – Inna.
Zaczęłam zbierać te różnice, badać, zadawać pytania i poszukiwać odpowiedzi – w końcu wyłoniło się z tego kilka różnych całości… a z jednej z tych całości wynikło założenie owego
bloga.
(...)
29 STYCZNIA 2006 R.
Odnotowuję dla samej siebie, że mam kolejny silny bodziec
do napisania tutaj czegoś. Bodziec nie jest prawie wcale zwią~ 12 ~
transoptymista.pl
zany z głównym tematem notki, ale nie zamierzam o nim więcej pisać.
Wikipedia, którą cytuję w dziale „o mnie” – definicje czasem
mówią bardzo dużo, a definicje z komentarzami mogą powiedzieć jeszcze więcej – stwierdza, że Transwestytyzm, podobnie
jak inne zaburzenia identyfikacji płciowej, dotyka głównie mężczyzn. Transwestytyzm u kobiet może być często niedostrzegany. Akceptowalna różnorodność damskiej mody pozwala kobietom chodzić na co dzień po męsku – np. w spodniach i marynarce. Przez to często kobieta w ogóle nie zdaje sobie sprawy z
własnego transwestytyzmu. Wychodzi na to, że jestem w tej
„mniejszej połowie”, albo wręcz mniejszości. Ciekawe, czy to
dlatego, że za dużo myślę, czy też dlatego, że jestem dość intensywnym przypadkiem? Trudno mi to ocenić. Z innym K/M
rozmawiałam tylko raz, bardzo krótko, na czacie i o niczym –
jak to na czatach często bywa.
W każdym razie wcale się nie dziwię, że tak jest. Tak łatwo
jest teraz nosić spodnie… Taka osoba może interesować się
sportem albo być wyjątkowo zdecydowaną biznes(wo)menką,
co automatycznie usprawiedliwia wybór ubrania – tym bardziej,
że jednocześnie wyczerpują się dwie skrajne możliwości: strój
sportowy i strój oficjalnie biurowy są nadal, mimo zatartych
różnic, dosyć wyraziste. TV zwykle lubią wyrazistość, szczególnie gdy, co dotyczy właśnie przede wszystkim kobiet, nie muszą
zadowalać się ubraniami typu uniseks.
U TV K/M homoseksualizm zdarza się podobno znacznie częściej niż u TV M/K, a więc łatwo jest usprawiedliwiać strój (a
niekiedy i zainteresowania, charakter, cały sposób bycia) orientacją seksualną. Tak i ja przez pewien czas robiłam… Ach, przy
okazji: na forum lesbijek zetknęłam się z argumentacją, że niektóre bardzo męskie butch (bardzo krytykowane) może są po
prostu transwestytkami i dlatego negują swoją płeć (co w su~ 13 ~
transoptymista.pl
mie może być prawdą, ale nie podoba mi się sam fakt, że lesbijki szufladkują i oceniają inne lesbijki jako te gorsze, dziwne,
stereotypowe i niekobiece, „bo przecież o to chodzi, że kobieta
kocha kobietę, a jakbym chciała faceta, to poszukałabym prawdziwego”) – ale ten pomysł został odrzucony, bo przecież mówiły o sobie w rodzaju żeńskim… to też tak jak ja!
I wreszcie kobieta może ubierać się po męsku bo po prostu
tak lubi, tak jej wygodnie albo w ten sposób zaznacza swoją
przynależność do jakiejś subkultury czy zamiłowanie do czegoś,
co wymaga takich właśnie ubrań.
Proste, prawda? Mężczyźni przekładający sukienki
spodnie (choćby okresowo) mają dużo, dużo gorzej.
nad
Ja w każdym razie się wyróżniam. Ja wiem. Nie zrzucam tego na orientację ani wygodę, wręcz przeciwnie, uważam transwestytyzm za przyczynę jednego i drugiego. Tak, nawet wygody. Nawet gdy zakładam pierwszy lepszy sweterek z brzegu, a
do tego najnormalniejsze dżinsy, nie kierując się niczym, wyglądam inaczej niż moje koleżanki. Mam trochę krótsze włosy,
trochę lżejszy lub zerowy makijaż, a te zwykłe sweterki prawie
nigdy nie podkreślają sylwetki, odwrotnie: tuszują wszystkie
okrągłości i wcięcia. Ostatnio zwróciłam na to uwagę i trochę
się zdziwiłam, bo odkąd zmieniłam środowisko po raz ostatni
[studia], naprawdę starałam się ubierać neutralnie – widać nawet neutralność jest znacząca.
Zaczęłam zwracać na to uwagę, gdy walczyłam z uświadomieniem sobie, że nie jestem hetero. Stawałam przed lustrem i
patrzyłam. Po kolei: oczy, nos, usta. Linia szczęki. Długość włosów. Szerokość ramion. Sylwetka. Postawa. Dłonie, paznokcie.
I znowu twarz. Ubrania chyba nie brałam pod uwagę. Patrzyłam, analizowałam i pytałam samą siebie, kim jestem – kobietą? czy jednak nie? A jeśli nie, to kim? Szukałam wspomnień z
~ 14 ~
transoptymista.pl
przeszłości, takich, które mogłyby świadczyć o czymś. Znajdowałam. Uderzająco dużo wiązało się z płcią. A trochę ze stosunkiem do mężczyzn: to wtedy stwierdziłam, że aby w ogóle zainteresować się jakimś facetem, muszę uważać go za bardzo męskiego, tak bym sama była przy nim, na zasadzie kontrastu,
kobieca – i że kogoś takiego ciężko znaleźć3. Cały czas uważałam, że to wiąże się z protestem przeciwko byciu lesbijką, ze
stopniowym godzeniem się z tym faktem, i nie ma w tym nic
więcej. Uważałam tak również gdy byłam ze swoją ówczesną
dziewczyną i bardzo intensywnie podkreślałam to strojem: króciutkie włosy, koszule flanelowe, spojrzenie w lustro i zadowolenie z bardzo chłopięcego efektu. Dopiero później, gdy zaczęło
się między nami psuć (częściowo dlatego, że intensywne podkreślanie rzucało się w oczy innych, którym niekoniecznie podobał się ten związek…) zajrzałam na forum Lesbijka.org i poczytałam wypowiedzi innych kobiet. Najpierw określiłam się jako butch. Potem stwierdziłam, że coś się nie zgadza i zwyczajnie za bardzo pasuję do stereotypu lesbijki. Mniej więcej wtedy,
zupełnie niechcący, zaczęli mnie fascynować mężczyźni 4 i to
trochę osłabiło moje przekonania. Nieco później założyłam blog,
na którym pisałam jako mężczyzna: nie minęło wiele czasu, a
stwierdziłam, że to wykracza poza oficjalne przyczyny oraz
zwykłą zabawę – i że lesbijki i biseksualistki raczej tak nie robią. I wtedy zaczęłam myśleć. Jak rok wcześniej, oglądałam się
w lustrze. Szukałam kolejnych wspomnień. Rozpatrywałam pod
każdym kątem kolejne drobiazgi. To nie był biseksualizm. To
3
To jedna z nielicznych kwestii, które nigdy mi się nie zmieniły: mało
męscy mężczyźni są dla mnie zupełnie nieatrakcyjni.
4
KONKRETNY mężczyzna. BARDZO konkretny mężczyzna. Przyznanie
się do crusha na nim zajęło mi lata.
~ 15 ~
transoptymista.pl
nie był transseksualizm. To było coś zupełnie innego, tylko co,
do licha?
Odnalazłam hasło: zespół dezaprobaty płci. Transwestytyzm,
transgenderyzm, transseksualizm. To trzecie odrzuciłam wcześniej, to pierwsze nijak mi nie pasowało (poprzestałam na stereotypowej opinii), został transgenderyzm, ale był za mocny [za
straszny]. Po paru miesiącach to wyjaśnienie przestało mnie
zadowalać.
Kim ja jestem?!
Pewnego wieczoru zebrałam wszystko do kupy, napisałam
temat na forum transseksualistów, po kilku dniach zajrzałam,
czy nie pojawiła się jakaś odpowiedź. Pojawiły się dwie. Jedna o
transseksualizmie, jedna z pytaniem: a może jesteś TV?s
Potraktowałam pytanie poważnie i poszukałam odpowiedzi
na stronie Wikipedii.
To naprawdę była odpowiedź na większość moich pytań.
30 STYCZNIA
W świecie heteroseksualnym udaję heteroseksualistkę. Do
tego można przywyknąć: o pewnych rzeczach się nie mówi, o
innych mówi się trochę za często, o jeszcze innych tak, jak
mówiło się trzy lata temu albo tak, jak mówią inne kobiety
(oczywiście podobne do mnie).
W
świecie
homoseksualnym
uchodzę
za
lesbijkę/biseksualistkę. Taką po prostu. Tak po prostu, z tej właśnie
pozycji, buntuję się przeciwko krytykowaniu butch jako tych
niepociągających, wulgarnych, zaniedbanych i na pewno z jakimiś problemami związanymi z tożsamością płciową. Robię to z
~ 16 ~
transoptymista.pl
trzech powodów: po pierwsze, skoro mnie postrzegają jako butch, w jakiś sposób się z nimi utożsamiam, po drugie: wątpię,
by każda butch była ukrytą TV, więc na tej podstawie odrzucam
„problemy związane z tożsamością”, a po trzecie: skoro mogą
mnie postrzegać jako butch, dbam o swoją oficjalną szufladkę.
Wszystko to jednak można uważać za odwracanie od siebie
uwagi. Nawet w tym środowisku.
Jakoś łatwiej mi się dyskutuje, gdy nie muszę pisać „wprawdzie ja tak uważam, bo jestem TV, ale jestem przekonana, że
nie-TV też tak sądzą”.
A ostatnio coś, co wynika z transwestytyzmu, uargumentowałam z punktu widzenia lesbijki i nadal nie umiem powiedzieć,
czy byłam sama z sobą sprzeczna, czy nie – i jeśli tak, to czy
wynika to z wewnętrznej sprzeczności, czy z udawania kogoś,
kim nie jestem.
Lekko obłąkane.
Aha – nie mogę się oprzeć wrażeniu, że te kobiety, z którymi
dyskutuję, też kogoś udają. Eliminują wszystko, co mogłoby
wskazywać na ich męskość albo ich zainteresowanie mężczyznami [np. dildo]. Żeby, broń Boże, ktoś nie uznał ich za heretyczki albo trans?… i nie powiedział „ty tu nie należysz” albo
„już cię nie chcę, wolę kobietę-kobietę”?…
Strach przed odrzuceniem byłby w takim razie niesamowicie
silnym bodźcem.
(...)
~ 17 ~
transoptymista.pl
22 MARCA
„Aniołki Charliego” [na Crossdressing.pl występowałem jako
Charlie; wyższy stopień paranoi, bo już od półtora roku używałem imienia Marcin] bardzo mi się podobają. Miło jest być lubianym…
A ostatnio to prawdziwa rzadkość: cieszę się z neutralności i
twierdzę, że moim celem nie jest to, żeby mnie wszyscy lubili.
Nie jest, istotnie. Ale antypatie mnie trochę przygnębiają. Nie
lubię wrogów, nie lubię ataków, zemsty czy czegoś w tym stylu…
Celem jest raczej bycie sobą. Stale próbuję go osiągnąć i
stale na czymś się potykam.
I nawet kiedy będę sam
nie zmienię się to nie mój świat
przede mną droga którą znam
którą ja wybrałem sam
To brzmi dobrze – ale bardzo smutno. Mnie jednak zależy na
ludziach. I cierpię, gdy coś przeszkadza mi w dotarciu do nich.
Ostatnio pewna osoba, kiedyś przyjaciółka, ma stale do mnie
pretensje. Kiedyś, gdy była przyjaciółką, znała mnie dobrze,
wiedziała wiele rzeczy. Teraz kłócimy się o sprawy zewnętrzne,
a wewnętrzna więź osłabiła się także dlatego, że ona nijak nie
może sobie wyjaśnić mojego zachowania, wymyśla własne teorie i według nich mnie ocenia. Jej oceny są krzywdzące, ale czy
może inaczej? Nie jest jasnowidzem. Nie wpadłaby na wiele
spraw. Za to ja nadal nie wiem, czy chcę o nich z nią porozma~ 18 ~
transoptymista.pl
wiać, czy nie: czy milczeniem poświęcę przyjaźń, czy mogę zaufać, czy da się coś zrobić bez konieczności mówienia, jaka byłaby reakcja. Już to mnie wyczerpuje – a przecież ona nie jest
teraz dla mnie taką bliską osobą. Już nie.
~*~
Na Crossdressing.pl jest ciekawy artykuł: Wina i wstyd –
nieszczęsne bliźnięta dysforii płciowej. Najbliższy jest mi ten
obszerny fragment:
Jeśli spojrzymy obiektywnie na dysforię płciową,
bez żadnych społecznych konotacji, to uczucie wstydu
z powodu transwestytyzmu lub dezaprobaty płci jawi
się niestosownym. Większość moich pacjentów to
uczciwi, przestrzegający prawa, ciężko pracujący, rzetelni i produktywni obywatele. W większości mają
wyższe wykształcenie, zajmują stanowiska średniego
lub wyższego szczebla w firmach, korporacjach lub
organizacjach rządowych i są poważani za swe zdolności. Jeśli mają dzieci, to pragną być dobrymi rodzicami. Zwykle są modelowymi przykładami tego, co
społeczeństwo zwykło cenić najbardziej w swych obywatelach.
Jeśli teraz spojrzymy na tychże ludzi tak samo
obiektywnie, by zrozumieć ich poczucie winy, można
by prawdopodobnie znaleźć więcej powodów zasługujących na negatywną ocenę. Życie typowego człowieka z dysforią płciową usłane jest kłamstewkami, półprawdami, ukradkowym działaniem, niedotrzymanymi
zobowiązaniami, rażącymi manipulacjami. Większość
tych osób boleśnie odczuwa świadomość swego postępowania.
~ 19 ~
transoptymista.pl
Rozważmy następujący fakt: od pierwszych chwil
istnienia każda osoba jest identyfikowana, a następnie
klasyfikowana jako mężczyzna lub kobieta. Klasyfikacja na podstawie płci ustalanej w momencie narodzin
wpływa na wszystkie aspekty przyszłego życia danej
osoby. Istota uspołecznienia – sposób, w jaki odnosimy się do naszych rodziców, przyjaciół, małżonków,
ukochanych, pracy, nasze poglądy religijne i filozoficzne – wszystkie składowe naszego życia warunkowane są przez wyznaczoną nam płeć. Sadzę, iż jesteście w stanie wyobrazić sobie ogrom wyzwania, z jakim zmaga się osoba z zespołem dezaprobaty płci,
dzień za dniem, chwila po chwili, żyjąc z wyznaczoną
jej/jemu płcią, z którą nie odczuwa wrodzonej tożsamości.
Większość osób z dysforią płciową zdaje sobie
sprawę ze swego położenia. Wiedząc, że uczucia, których doświadczają są obce dla większości osób, często
są nadwrażliwi na definicję tego, co społeczeństwo
określa „poprawnym płciowo” zachowaniem. Podejmując niełatwe próby dostosowania się, większość osób z
dysforią płciową stara się uzyskać społecznie uznawaną pozycję. Początkowo ma to na celu przekonanie
samych siebie o swej normalności. Jeśli się nie uda,
próbują przynajmniej przekonać innych. Małżeństwo i
dzieci są nieraz rozwinięciem tych starań. Niestety,
nawet te podejmowane w dobrej wierze wysiłki, powodują ostatecznie poczucie winy.
Bycie kobietą lub mężczyzną jest z pewnością w
porządku. Jednakże większość moich pacjentów uważa się za coś najgorszego. Przez dziesięciolecia dusili
w sobie to, co uważali za jedną z najgorszych tajemnic, jakie można sobie wyobrazić.
Na długo przedtem, zanim ktokolwiek miał szansę
ocenić ich dylemat, często postrzegali siebie jako chorych, zboczonych, nienormalnych czy wręcz wybryk
natury. Żywili przekonanie, że jeśli otwarcie wyrażą
~ 20 ~
transoptymista.pl
swe uczucia dotyczące płci, uznani zostaną za nietroszczących się o innych egoistów. Gorzej nawet –
obawiali się (nie bez racji), że zostaną poddani ostracyzmowi przez tych, których kochają najbardziej.
~*~
Jest też ta nieszczęsna notka na bialekozaczki.blog.pl. Notka
– to zdjęcie mężczyzny w białych kozaczkach. 90% nienienawistnych komentarzy napisali ludzie, których znam…
To, że akurat mnie jest łatwiej, nie łagodzi mojej niechęci do
tego idiotyczno-zaściankowego społeczeństwa.
29 MARCA
Miałam niedawno napisać swoje imię i nazwisko. Taka codzienna rutyna. Trzeba się podpisywać, nad podpisem w ogóle
się nie myśli… jest automatyczny.
Przede mną na liście znalazł się pewien chłopak. Przypadkowo ten chłopak nosi imię, którego i ja czasem używam.
Zarejestrowałam, że to właśnie on jest ostatni i zaczęłam pisać w następnej linijce – męskie imię.
Zorientowałam się prawie natychmiast, poprawiłam błyskawicznie…
Trochę mnie to wzburzyło. Owszem, zasugerowałam się
przez tego chłopaka. Ale podpis to automat!
Zastanawiam się też, co by było, gdybym doszła do nazwiska (oczywiście oprócz problemowi ze znalezieniem przekonują~ 21 ~
transoptymista.pl
cego wytłumaczenia). Podałabym własne? w jakiej formie? Obce?
11 KWIETNIA
Znalazłam wczoraj, przeglądając zapiski sprzed niemal dokładnie roku, charakterystykę. Uderzająco trafną. Zaskoczyło
mnie jeszcze, że w ogóle nie zapamiętałam tak ogromnego zagubienia i pesymizmu: dzień później napisałam, zupełnie serio,
że nigdy nie będę szczęśliwa, a że zwykle obca jest mi taka hiperbolizacja, pisząc „nigdy” musiałam myśleć „aż do śmierci”.
Dobrze zauważać zmiany. Dobrze się mylić.
A to jest ta charakterystyka:
Nie wiadomo, kim się jest.
Nie wiadomo, kogo rozumieć lepiej, kogo nazwać
„my”, „od nas”.
Nie zawsze wiadomo, jak się zachować.
Na ogół trzeba powstrzymywać się od najoczywistszych gestów. [W tym powoli osiągam mistrzostwo.]
Ani jedna forma gramatyczna nie jest tą najlepszą,
naturalną. [Coraz bardziej.]
Nie wiadomo, który wzorzec rodzinny jest najwłaściwszy. [Wielkie oczy. O co mi chodziło?… K+M albo
K+K? Mieć czy być?]
Nie można żyć, nie ograniczając się w żaden sposób. Robienie tego, co się chce, to jakieś mityczne pojęcie.
~ 22 ~
transoptymista.pl
Nie wiadomo, z kim chce się żyć. [Na szczęście
tylko dopóki się tego kogoś nie spotka. Gorzej, jakby
się chciało szukać.]
Ciężko dochować wierności, gdy serce też próbuje
się rozdwoić. [Tak? Jakoś mi to nie przeszkadza. Widać wyeliminowałam heteroseksualizm kobiecy…]
Określenie siebie, własnych pragnień i celów, do
których się dąży, jest niemal niemożliwe.
Żadność, niekonkretność, niezdecydowanie. Podczas gdy „wiem, czego chcę”, to jedno z najważniejszych pojęć.
~*~
W bibliotece znalazłam Apokalipsę płci. Czytam. Poszczególne zdania są znajome, ale całe sytuacje – nie, na szczęście
[zbyt Tru].
Choć oni przynajmniej w większości wiedzą, czego chcą.
Wprawdzie jest to z reguły „operacja albo śmierć”, ale samego
faktu wiedzy im zazdroszczę.
(...)
~ 23 ~
transoptymista.pl
CZĘŚĆ DRUGA – RODZAJ MĘSKI I TRANSGENDER
2 CZERWCA
Udało mi się zebrać w sobie i udać na Transgendered Party.
Do ostatniej chwili nie opuszczała mnie trema, a i kilka z moich
przeświadczeń niestety się spełniło (onieśmielający tłum, ocenianie według metryki i nieustanne, irytujące mylenie rodzaju),
ale jednak było bardzo przyjemnie, szczególnie pod koniec, gdy
tłum zmienił się w grupki, a szum informacyjny – w rozmowy.
Najmilej wspominam ostatnie dwie – trzy godziny spędzone
przy stole w bardzo ciemnym pokoju; za najbardziej wartościowe uważam dyskusje z Myszką, stosunkowo spokojne, ale czasami tylko dlatego, że nie udało mi się jej przegadać. Przełączenie się na słuchanie też dało dobry efekt: zestawianie poglądów, porównywanie, znajdowanie punktów wspólnych i uwypuklenie różnic. Zwłaszcza uwypuklenie różnic. Wreszcie bowiem
udało mi się zwerbalizować to, co od jakiegoś czasu chodziło mi
po głowie: że dla mnie nie ma określenia, nie wpisuję się w
termin „transwestytyzm” w jakiejkolwiek wersji językowej, a
zwłaszcza w wersji polskiej; nie bawi mnie przebieranie się, nie
o to mi chodzi, nie na tym mi zależy najmocniej.
Międzypłciowość – tak, to jest to. Jak bardzo jestem trans –
nie wiem. Zależy. Raczej w dużym stopniu. Nieważne. Ważne
~ 24 ~
transoptymista.pl
jest to, w jaki sposób się realizuję: to dopiero jest niezwyczajne! Czysty transwestytyzm, taki jak z definicji – nie. To znaczy,
on też. Ale na drugim miejscu.
Na przykład – zastanawiałem się, czy nie przyjść na TP tak
jak chodzę na co dzień. Przecież i tak jestem transem, cały
czas. Myślałem, że odstąpiłem od tego pomysłu – dlatego, że
udało mi się zdobyć wreszcie naprawdę dobrą koszulę, która aż
się prosiła o założenie – ale jednak nie, w tej samej koszuli poszedłem później na zajęcia; tyle tylko, że inaczej leżała. I nie,
to jednak NIE wynika z tego, że mogę chodzić jak chcę i mnie
nie ścigają. Po prostu nie chciałem się przebierać w coś bardziej
oczywistego; miałem możliwości, nie miałem nastroju. Nie tego
dnia.
Na pierwszym miejscu jest natomiast coś, na co nazwy, o ile
wiem, nie ma. Nie można jej nawet utworzyć, bo odpowiednie
terminy są już zarezerwowane. Transkrypcja – zdefiniowana.
Przepisywanie – zdefiniowane. Zdawało mi się, że chociaż crosswriting jest wolny – ale nie, Google znajduje takie słowo i
obawiam się, że to również nie jest to, o co by mi chodziło.
To, co dla niektórych jest umownym dodatkiem, czyli rodzaj
gramatyczny, dla mnie staje się bardzo istotne. Druga płeć to
dla niektórych imię + strój, dla mnie: imię + słowa. Transuję
wirtualnie, w umyśle, na papierze, w twórczości własnej. Transowanie zaczęło się od wejścia na czat i wpłynięcia na ludzi, by
uznali mnie za chłopaka (nie za pomocą „-em”! osiągałem
szczyty subtelności… 5 ), a potem poszło dalej. To także imię,
5
Męski nick i pisanie w taki sposób, by nie używać czasowników w
formach rodzajowych. Jestem ekspertem w komunikowaniu się bezrodzajowo.
~ 25 ~
transoptymista.pl
wczuwanie się w rolę, stwarzanie wrażenia podobieństwa między mną a kimś. Zdarzało mi się zakładać damską kurtkę, damski sweter i damskie spodnie i czuć tę satysfakcję z upodobnienia się do wybranego wzorca męskiego [Syriusza Blacka] – czasami potwierdzali ją inni i ach, jakie to było budujące. Przede
wszystkim jednak jest to pismo. Rodzaj gramatyczny = peruka,
makijaż. Sposób myślenia i rozmawiania = gestykulacja, mimika. Udaje mi się zachować wiarygodność. Mogę rozważać z
ludźmi – jako facet – przypadki facetów podających się w Internecie za kobiety (bardzo charakterystycznych) i nie wzbudzać podejrzeń. Satysfakcja znowu, ogromna satysfakcja.
Już o tym było na blogu, ale w tonacji „a może, a co by było,
gdyby…”. Cóż – gdyby język polski nie dawał takich możliwości
rodzajowych, niewiele by się zmieniło. Może tylko nie wkurzałyby mnie aż tak pomyłki innych. Z tego co udało mi się zaobserwować, do dziewczyn nie mówiono z rozpędu w męskim. Okej,
rozumiem, one miały peruki, sukienki i były oczywiste. Jeśli
jednak ja sobie życzę konkretnej formy i daję do zrozumienia,
że to jest dla mnie ważne…
Aha, no właśnie. W większym stopniu dzięki Perełce, ale
bezpośrednio po dyskusji z Myszką udało mi się wreszcie wprowadzić tu rodzaj męski. I nawet tego, szczerze mówiąc, w
pierwszych zdaniach nie zauważyć…
(...)
17 LIPCA
Są takie spotkania, po których ciężko wrócić do siebie. Na
przykład dlatego, że trudno uwierzyć, by to „ja”, do którego się
~ 26 ~
transoptymista.pl
wraca, było prawdziwe. Mnie się raczej wydaje ugrzecznione,
tłumione i sztuczne. Na uwięzi.
Dlatego napisałem Perełce, że mnie zmienia. Nie umiem
przewidzieć, co będzie w przyszłości, ale ciężko mi uwierzyć, że
pozostanę w niej taki jak przedtem.
I jakoś mnie to boli i chcę tam wrócić, bo tam było łatwiej.
W obcym miejscu, gdzie nie ma znajomych co krok (potencjalnie), gdzie wraca się kiedy chce i gdzie wyjście i powrót do
mieszkania nie stanowi takiego problemu, z kimś takim jak ja…
Podoba mi się ten weekendowy ja. Był – był, nie jest! – inny,
używał innych słów, pił piwo, bezczelnie mówił w męskim na
ulicy i nawet kiedy słyszeli to inni, nawet tak myślał, chodził
ubrany inaczej niż zwykle i miał gdzieś to, co sobie inni pomyślą
– ale nie widziałem w nim nic obcego i niewłaściwego… choć teraz znów widzę, że to nie przejdzie u ludzi tu i że nie mam dość
sił, by przeszło6. Cholernie denerwujące. Ten sam efekt trzeba
będzie osiągać bardzo powoli. Pewność siebie odczuwana tam,
tu będzie musiała poczekać. Mam się na czym wzorować i
wiem, że warto, ale realizacja będzie wymagała dużo odwagi.
Maks zapytał mnie, dlaczego nie twierdzę, że jestem TG. Pytanie jest naprawdę dobre. W zasadzie: to oczywiste, że jestem, tym razem do definicji Wikipedii (dziś przeczytanej) pasuję bez zastrzeżeń. Tylko jakoś szkoda mi przyznać, że kobiety
TV może jednak faktycznie nie istnieją, chyba że chwilowo.
6
Kontekst: Spotkałem się z Maksem i Wiktorem u Voki (tej od seksualności-kobiet), we Wrocławiu. Potransowaliśmy sobie. Korzystałem radośnie z faktu, że jestem w obcym mieście, gdzie nikt mnie nie zna…
Żeby dowiedzieć się kilka miesięcy później, że znajoma z Grupy Społecznej widziała mnie na ulicy.
~ 27 ~
transoptymista.pl
Druga przyczyna: nie żyję jak TG. Jeśli o człowieku świadczy to,
co robi, pozostaję TV. TG byłem wczoraj i przedwczoraj. Trochę
to irracjonalne, bo pozwala podobnie myśleć o TS, ale…
Życie jest skomplikowane. Wracanie do punktu wyjścia też.
Nie, żebym przedtem nie zastanawiał się, dlaczego tak uważam
na blogu, skoro to nieaktualne (tyle zauważam), ale…
Jutro jeden z kroków ku uzyskaniu tego, co miałem tam:
rozmowa z zaprzyjaźnioną wróżką. Chciałbym nie stracić do
reszty siły z weekendu, podeprzeć się jej pozytywną reakcją i
umówić na rozmowę z jeszcze kimś.
~*~
Transgenderyzm – życie w zawieszeniu
(...)
27 PAŹDZIERNIKA
Wczoraj, gdy byłem w towarzystwie Wiktora, nie zareagowałem, gdy wołała za mną koleżanka z uniwersytetu. Tak po prostu nie usłyszałem w jej okrzykach nic interesującego, więc je
sobie wyłączyłem – coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz i
trochę mnie zdumiało. Nie utożsamiam się ze swoim imieniem,
ale mam zakodowane, że jeśli ktoś je wykrzykuje, należy zareagować, bo pewnie chodzi mu o mnie.
~*~
~ 28 ~
transoptymista.pl
W Transpozycjach płci znalazłem tłumaczenie, czym jest
transgenderyzm. Z dystansem, owszem, z podkreślaniem, że
większość tego terminu nie używa – ale jest! Od pięciu lat ;)
Znalazłem też akapit o międzypłciowości – tak funkcjonujący
ludzie określani są mianem „niektórych transseksualistów”.
Znowu żadne zaskoczenie – przecież ja to wiem. Tak właściwie.
Jako TG funkcjonuję między tymi oficjalnymi szufladkami: dla
niektórych pozostanę TV (lub „lesbijką z problemami”), dla innych będę takim nietypowym, „niektórym” transseksualistą. Albo pseudo-TS. Albo non-op. Mam raptem strasznie dużo nazw
do wyboru, a przecież, jak znam życie, to wciąż nie wszystkie.
Zresztą żadna z nich mi nie odpowiada.
(...)
30 PAŹDZIERNIKA
W jednym z ostatnich wpisów użyłem słowa „konformizm”.
Znalazłem je ostatnio w Transpozycjach płci przy haśle Transgenderyzm. Ale jest i druga strona medalu: niedecydujących się
na operację TG od zdecydowanych na nią TS różni to, co traktują jako przyczynę cierpienia. TG obwiniają społeczeństwo i
podejmują z nim walkę, buntując się przeciw zasadom. TS
zmieniają ciało – właśnie jako przyczynę swych nieszczęść. I o
to chodzi: ja do swojego mam mnóstwo zastrzeżeń, ale akceptuję je jako własne. To „nie przeczy / Szkoda” nie jest głębokim
żalem, że tak wyglądam teraz, tylko – że takie dostałem. To, że
ludzie na jego podstawie twierdzą, że lubię zaczepki, urodzę
dziecko etc., ma znaczenie drugorzędne. Choćby dlatego, że
zwykle go tak naprawdę nie widzą. Być może jednak główną
przyczyną jest acting-out? Zdarza mi się kierować agresję do
siebie, dwuletnie ślady po paznokciach być może wciąż są do~ 29 ~
transoptymista.pl
strzegalne – ale ze wszystkich sił próbuję siebie lubić i akceptować, bo to po prostu ułatwia przeżycie. Skoro, póki żyję, żyje
ze sobą, nie mogę mieć w sobie wroga. Dlatego wrogów i winnych szukam gdzie indziej. Tyle że, skoro nec Hercules, próbuję
znaleźć inne rozwiązania – i to, z którego korzystają transseksualiści, wydaje mi się w tej chwili najprostszym, choć pełnym
wad. Pamiętam, jak często w Apokalipsie płci powtarzała się
myśl „zrobię wszystko, byle tylko móc się poddać leczeniu”: to
było jak cud, warte każdej ceny. Skraca życie, bo tak bardzo
osłabia organizm? Nieważne. Wymaga wyrzeczeń? Nieważne!
Wszystko nieważne, jeśli można dać się nafaszerować chemią,
dać się pociąć i jeszcze użerać z biurokracją i otoczeniem – bo
życie i tak stawało się lepsze, bo wreszcie pojawiała się jakakolwiek nadzieja… Ja tak nie mam. Nie wybieram między cudem a piekłem, tylko szukam mniejszego zła. Podejście mam
inne – to jest minus tej akceptacji – i poprzez konformizm
komplikowanie sobie życia, wybierania trudniejszej drogi itp.
31 PAŹDZIERNIKA
Dawno nie byłem w takim dole jak teraz.
Od poprzedniego tak beznadziejnego wieczoru minęły już
dwa lata. Wtedy też kończył się październik. Choć, prawdę mówiąc, wtedy było gorzej. Już szedłem po nóż. Wtedy jednak byłem sam. Gorzej niż sam, bo dopiero co porzucony bez wyjaśnienia. Ludzie często wierzą wówczas, że już nigdy nikomu nie
zaufają i nikt ich nie będzie chciał; nie należałem do wyjątków.
Jeśli do porzucenia dodać depresję ze stanami lękowymi (wiesz,
jak to jest, gdy masz świadomość, że po podniesieniu głowy nikogo nie zobaczysz, ale i tak nie opuszcza cię przekonanie, że
ktoś nad tobą stoi i, tak zupełnie przy okazji, jest trupem?).
~ 30 ~
transoptymista.pl
Podobnie jak dwa lata temu, na zwykły dół nałożył się film i
rozmowa o nim. To ciekawe. Tym bardziej, że w obu przypadkach filmy związane były z tym, co mnie dręczyło. Wtedy chodziło o Innych, teraz o Nie czas na łzy.
– Nie można potępić matki Lany – powiedziała mi koleżanka,
której ten film pożyczyłem. – Ponieważ ona była MATKĄ. Martwiła się, nie wiedziała, co zrobić. Zareagowała instynktownie.
Chciała jak najlepiej. Po prostu nie rozumiała, bo była z małej
miejscowości, gdzie nie słyszeli o tolerancji.
– Podobnie jak mordercy – odparłem. – Też z małej miejscowości, gdzie nie słyszeli o tolerancji. Nie rozumieli i zareagowali instynktownie. Usprawiedliwiając tę kobietę, usprawiedliwiasz także ich.
Zaprotestowała. Nie doszliśmy do porozumienia. Stwierdziła,
że ona matkę Lany rozumie i przyznała, że zareagowałaby podobnie, gdyby chodziło o jej córkę.
Pomijając to, że jest z wielkiego miasta (obecnie), słyszała o
tolerancji i ma – w porównaniu ze zdecydowaną większością
społeczeństwa – bardzo otwarty umysł. Zwłaszcza teraz, gdy od
początku roku akademickiego podsuwam jej kolejne teksty o
wszystkich możliwych odmianach zespołu dezaprobaty płci. Ale
i tak uważa, że jestem lesbijką. I jeszcze nie wiem, czy – gdyby
wreszcie do niej dotarło, kim właściwie jestem – wciąż twierdziłaby, że moją orientacją jest homoseksualizm. Pewnie tak.
Człowiek mówi, mówi, tłumaczy… ale pewne schematy myślowe
pozostają nie do ruszenia.
Jak to z płaczem Brandona. Płakał jak kobieta, więc koleżanka natychmiast zapomniała o całym filmie i pomyślała, że to
znaczy, że ten kryzys tożsamości mu minie. Wyjaśniałem jej już
wcześniej, że transi nie są czystej płci, że biologia ma swój
wpływ, tak samo jak ma go otoczenie, że roli mężczyzny się
~ 31 ~
transoptymista.pl
uczy i że K/M mają zwykle w sobie trochę kobiecości. A ona
swoje. Tak jakby płacz, który nastąpił po wyjątkowo brutalnej
próbie udowodnienia Brandonowi, że jest tylko dziewczyną, o
wszystkim decydował.
No cóż. Też płaczę jak kobieta. Nawet często. ZA często. Nie
cierpię tego, ale… jakoś trzeba odreagowywać. Staram się więc,
żeby nikt tego nie widział. Płacz naprawdę psuje wizerunek –
coś o tym już wiem z własnego doświadczenia.
Koleżanka naprawdę powinna wiedzieć więcej. I ja wiem, że
z punktu widzenia większości to ona ma rację. I rozumiem, że
skoro to jej nie dotyczy, patrzy powierzchownie. Ale jak tak
pomyślę, że całe społeczeństwo wie mniej, dużo mniej niż ona,
że ta większość to raczej ludzie z małych miejscowości, którzy
nie akceptują, mylą z homoseksualizmem, potępiają i reagują
odrzuceniem i agresją – i że mam żyć w takim właśnie społeczeństwie – to czasami naprawdę nie mam na to ostatnie najmniejszej ochoty.
(...)
~ 32 ~
transoptymista.pl
CZĘŚĆ TRZECIA – COMING OUTY I „PROSZĘ PANA”
13 STYCZNIA 2007 R.
Dokonałem. Coming. Outu. Do którego. Przymierzałem się.
Dwa. Lata.
I jestem z niego wyjątkowo zadowolony.
Po raz pierwszy rozmówcą był heteroseksualny, genetyczny
mężczyzna7. Po raz drugi reakcja była imponująca.
Coming-outy przed inteligentnymi ludźmi, którzy nie boją się
dyskusji i nie są w niej w najmniejszym stopniu agresywni czy
potępiający, wiele dają. Dużo więcej niż ulgę, że się powiedziało
i ma się za sobą.
A teraz uwaga, zapisek z 17 stycznia 2005 roku:
Uczę się nowych słów.
7
O którym już sporo w przypisach wspominałem…
~ 33 ~
transoptymista.pl
Transgenderyzm.
Hm. Hm. Hm. Skądinąd znajome…
Powinnam umówić się na alkoholową rozmowę i
wygadać z tego wszystkiego.
Można powiedzieć, że umówiłem się na alkoholową rozmowę. W każdym razie nigdy w życiu nie byłem tak pijany jak
podczas tej rozmowy.
Istotnie wygadałem się z tego wszystkiego. Outy zwykle są
dość powierzchowne. Ten – to rzeczywiście było wszystko, co
najistotniejsze, oraz ileś drobiazgów.
Dwa lata temu bezbłędnie wytypowałem najwłaściwszą osobę do tej rozmowy.
Właściwie wytypowałem wówczas dwie osoby. Pierwszej wysłałem nocnego SMS-a bodajże z pytaniem, co zrobić, jeśli dowiedziało się czegoś, co chciało się wiedzieć, ale co przeraziło i
o czym chciałoby się zapomnieć.
Odpowiedź zacytowałem dzień później, w kolejnym zapisku:
W sumie… co to zmienia? Jedna nazwa więcej,
jedna mniej… a o tamtych [lesbian, butch, dyke, you
can call it what you like] od dawna wiedziałam, że nie
do końca pasują.
Niemniej jednak, tamte są już oswojone. I mają o
wiele ładniejszy początek.
Ta jest inna. Czyste popapranie.
Być normalną… tak zupełnie normalną, tzn. taką,
na jaką wyglądam…
~ 34 ~
transoptymista.pl
Chciałabym. Ale czy bym umiała?
Zresztą to i tak niemożliwe.
Mogę co najwyżej spróbować to stłumić. Ale szkoda mi M. Naprawdę go lubię.
Ewentualnie – znaleźć tę odtrutkę [y, chodziło o
faceta?]. Ale o tym już wielokrotnie pisałam, że bardzo trudne.
Innych pomysłów nie mam.
S. (obecnie nazywana Perełką, i to właśnie będzie
cytat z SMS-a:) mi radziła, żeby znaleźć „coś pozornie
banalnego, a jednocześnie dobrego i miłego”. Nie
mam pojęcia, co by to miało być, ale faktem jest, że
znalezienie tego by mi pomogło na jakiś czas.
Czemu to zawsze muszę być ja?…
Ciekaw jestem, czy miała wtedy na myśli siebie.
W każdym razie rada była świetna, a „jakiś czas” trwa i trwa,
i nie zamierza przestać.
14 STYCZNIA
Nawet nie mogę powiedzieć, że tekst A. był dobijający. Mimo
że był.
Bo tak naprawdę dobijające było dopiero stwierdzenie, że A.
po prostu znowu był brutalnie szczery. Nie złośliwy. Nie wredny.
~ 35 ~
transoptymista.pl
Nie jakiś jeszcze. Po prostu powiedział to, co uważaliby wszyscy
faceci minus wyjątki większe niż on8.
Takiego mnie nigdy by nie zaakceptowali. Po prostu.
Dokładnie jak nie akceptują mnie wszystkie kobiety, które
udało mi się wkurzyć… tylko bez porównania bardziej.
Cholera.
A. nie zacznie do mnie mówić „-eś” ani po imieniu ani nijak,
dopóki mu nie udowodnię, że na to zasłużyłem. I wątpię, by zastosował taryfę ulgową. Może nawet jej nie chcę.
Więc zobaczymy, czy zacznie. Jeśli nie – to próby z kimkolwiek innym nie mają większego sensu. Jeśli tak – pomyśli się,
co dalej.
W ten sposób będzie mi też łatwiej uznać, czy to moje i
stwierdzić, czy naprawdę tego chcę.
(...)
5 LUTEGO
Skonfundowałem dziś sprzedawczynię. „Dla pana?” „Pani” –
poprawiłem ze zmęczeniem w głosie i natychmiast złożyłem
zamówienie. Biedna kobieta, z początku odparła, że tego tu nie
sprzedają, potem źle zrozumiała, z czym chcę kanapkę… którą
ostatecznie podał mi ktoś inny.
W sumie udawanie, że nie usłyszałem jest dużo skuteczniejsze. I może – ewentualnie, jeśli jednak się zorientuje – lekkie
8
Zdumiewające, ale NAPRAWDĘ większość mężczyzn, z którymi miałem do czynienia, tak NIE myśli.
~ 36 ~
transoptymista.pl
zdziwienie się, że ktoś przeprasza, „a jak pani powiedziała, naprawdę? Ach nie, nie ma problemu…”.
15 LUTEGO
– Może już pan… uppp… Przepraszam.
– Nie szkodzi, właśnie wyrobiła pani średnią na dzisiejszy
dzień.
I rzeczywiście. Codziennie – odkąd kupiłem te czarne
spodnie – ktoś mówi do mnie per „pan”.
Niestety, zwykle patrzy potem na twarz. Jak dotąd tylko
dwie osoby nawet później miały lekkie wątpliwości.
(...)
12 LIPCA
Chodzi za mną Welcome Home Metalliki. W temacie, choć
metaforycznie. Dosłownym wyjątkiem jest assuring me that I'm
insane. Natychmiast przypomina mi się zestawianie mnie z wariatem, któremu wydaje się, że jest Napoleonem [A.]. Idiotyczne. Ja się za nikogo nie uważam – ja po prostu jestem. I
nazywam to, jaki jestem.
Sleep my friend and you will see
the dream is my reality
They keep me locked up in this cage
can't they see it's why my brain says Rage
~ 37 ~
transoptymista.pl
Nie potrafię ostatnio uporządkować relacji z własnym ciałem.
Kiedyś było prościej: ja to ja – i wsio. Teraz…
Nie widzę się inaczej niż z tym, które mam obecnie. Próbowałem ostatnio zrobić sobie korektę, wyobrazić z innym – nietrwały obraz, natychmiast znikał. W ogóle nie jestem dobry w
wizualizacjach… Mogę je modyfikować, ale nie zamienię na inne
i nie umiem tego innego poczuć. Ostatecznie wyobraźnia to nasze wspomnienia – skąd miałbym wziąć wspomnienie posiadania jednoznacznie męskiego ciała? Głowę dam, że odbiera się je
inaczej. Waga, ruch mięśni, o oczywistej fizjologii i anatomii nie
wspominając…
Jednocześnie bardzo mnie irytują masa, sylwetka (nie patrzeć na siebie z góry, nie patrzeć z góry), co poniektóre, odczuwane właśnie wnętrzności. Nie chcę się do nich przyznawać.
Żałuję, że nie udało się urodzić inaczej i odbieram obecne
jako ograniczające mnie i zamykające. Jak kratę. Nasuwa mi
się to osławione pomylenie modelu „zewnętrza”.
Ani ono moje, ani cudze, jedyne do końca życia, więżące…
To chyba okres przejściowy.
Myślę, że później będzie „moje na zawsze, więc trzeba je
poprawić” – już bez czekania na magiczną różdżkę, choć tak
się do tego oczekiwania przywiązałem.
A jeszcze potem… co? Czasami boję się, że sam będę miał
problem z rozpoznaniem się w lustrze, z dopasowaniem widzianych przed sobą rąk i nóg do własnej osoby. Że będzie to wyglądało tak, że za dnia będę się cieszyć z reakcji ludzi, za to
wieczorem – szukać się w odbiciu i po prostu – przyzwyczajać.
Nie wiem, może tak to powinno wyglądać? Na pewno będzie
jednak dziwaczne i trudne.
~ 38 ~
transoptymista.pl
Za to później nareszcie mój wyjątkowo długi okres dojrzewania dobiegnie końca.
Dorosły. Chciałbym być już dorosły
-m mężczyzną.
Inaczej się po prostu nie da.
~ 39 ~
transoptymista.pl
CZĘŚĆ PIĄTA – ZMIENIAM PŁEĆ DLA ŚWIATA
29 WRZEŚNIA
Na zakończenie wczorajszego dnia mieliśmy z Perełką ostrą
dyskusję o samospełniającej się przepowiedni, którą ona uważa
za wymysł pseudonaukowców, a ja – za przekleństwo życia.
Dyskusja, która jeszcze bardziej pogłębiła mojego doła, musiała jakoś na mnie przez noc wpłynąć. Wygląda na to, że uznałem, iż równie dobrze to ja mogę oddziaływać na innych – założyć, że mnie zaakceptują i w ten sposób wymóc na nich tę akceptację.
Odbiłem się.
I TO JAK!
~*~
Obudzony z bardzo opuchniętymi powiekami ubrałem się en
homme, poćwiczyłem „twardą” minę i tak przygotowany pojechałem na zajęcia.
~ 40 ~
transoptymista.pl
Na schodach zagadała mnie jakaś blondynka z lokami: „Pani
też na psychologię?”. Trudno, widać nawet ścięcie włosów nie
pomogło. Przykleiłem się do niej, bo tak jednak raźniej, a po
chwili dołączyła do nas druga dziewczyna i wypadłem z dialogu.
Usiedliśmy jednak obok siebie.
Za nami siedziała grupka niezorientowanych dziewczyn. Doinformowałem je jak mogłem, zrobiłem dobre wrażenie i poczułem się swobodniej, zwłaszcza że i one nie były świeżo po maturze. Blondynka, Klaudia, zainteresowała się wyglądem legitymacji studenckiej, więc pokazałem jej swoją, zastrzegając, by
nie uczyła się imienia.
– Dlaczego?
– Bo jest kobiece – odparłem, jakby to było oczywiste. – Nie
używam kobiecych imion.
Przyjęła.
Profesor, z którymi mieliśmy pierwszy wykład, okazał się
niesamowity. Poopowiadał nam o sobie, swojej rodzinie, wakacyjnych naukowych zainteresowaniach, a gdy już wszyscy poczuliśmy się swobodnie i nie jak na uczelni – zaczął nas zachęcać do wypowiadania się. Puścił po sali mikrofon i kto chciał,
mógł się przedstawić. Trzysta obcych sobie osób (połowa roku,
reszta z nas miała zajęcia piętro wyżej) sprawiało już wrażenie
grupy, jedni komentowali wypowiedzi innych, kto chciał, zagadywał bez skrępowania sąsiada…
Machałem, że też chcę mikrofon, ale go nie dostałem. Szkoda, bo impulsywnie naszło mnie na out. Zaczął się regularny
wykład, a po chwili – przerwa.
Na przerwie zagadała mnie moja sąsiadka z drugiej strony,
która próbowała ustalić, kto jest z której grupy:
– A kolega w czwartej, tak?
~ 41 ~
transoptymista.pl
O, no proszę. Potwierdziłem, włączyłem się do rozmowy.
Jeszcze trwała przerwa, gdy profesor zapytał, czy może
znów chcemy mikrofon. To już nie była ta sama atmosfera, co
pół godziny wcześniej, ale chcieliśmy. Wypowiedziały się może
ze dwie osoby…
– Ty też chciałeś, prawda? – upewniła się dziewczyna z prawej.
Profesor akurat szedł w naszą stronę, pomachałem więc. W
sumie dwieście osób to też coś. Reszta dowie się bardzo szybko.
– O, jeszcze jeden – ucieszył się wykładowca, wręczając mi
mikrofon.
Wstałem stremowany i wygłosiłem zdanie roku:
– Cześć, jestem Marcin, jestem transseksualistą, ale to tylko
jedna z wielu moich zalet. – Następnie wzorem innych dodałem
coś o kotkach i pieskach, choć wątpię, by ktokolwiek zwrócił na
to uwagę.
(...)
ZAMÓW CAŁOŚĆ NA
www.transoptymista.pl
~ 42 ~
transoptymista.pl
SPIS TREŚCI
Przedmowa ................................................................. 4
Część pierwsza – Jestem transwestytką? ......................... 8
Część druga – Rodzaj męski i transgender ...................... 24
Część trzecia – Coming outy i „proszę pana” ................... 33
Część czwarta – Chcę korektyBłąd!
zakładki.
Nie
zdefiniowano
Część piąta – Zmieniam płeć dla świata .......................... 40
Część szósta – Sam chcę nadać sobie imię!Błąd!
zdefiniowano zakładki.
Nie
Posłowie ..................... Błąd! Nie zdefiniowano zakładki.
SPIS TREŚCI .............................................................. 43
~ 43 ~
transoptymista.pl

Podobne dokumenty