65-lecie - Wspomnienia. Franciszka Orchel

Transkrypt

65-lecie - Wspomnienia. Franciszka Orchel
Zespół Szkół Ekonomicznych im. Jana Pawła II w Gorlicach
65-lecie - Wspomnienia. Franciszka Orchel
Franciszka Orchel /Bożek/
absolwentka 1948/49
Zapach maciejki
Po
okupacji, w roku 1945, podjęłam naukę w Gimnazjum Ogólnokształcącym, którego
dyrektorem był pan Zabierowski. Wychowawcą mojej klasy była przez dwa lata pani
Orłowska, a potem pani Mikowa. ,,Małą” maturę zdałam już w 1947, bo drugą
i trzecią klasę ogólniaka robiłam w jednym roku. System
szkolnictwa wtedy był nieco inny niż dziś. Po ,,małej” maturze nadszedł czas
wyboru szkoły zawodowej-poszłam najpierw
do Liceum Pedagogicznego. Tak zrobiła większość moich koleżanek, jednak nie
bardzo mi się tam podobało, więc po południu postanowiłam odwiedzić inną szkołę
- Liceum Handlowe. Na tym niezdecydowaniu przyłapał mnie ksiądz profesor
Mleczko. Żartobliwie pytał, jak poradzę sobie z nauką w dwu szkołach.
Przyrzekłam, że zostanę w Liceum Handlowym.
Dyrektorem
szkoły był prof. Kowarz, wychowawcą mojej grupy została pani Starościakowa. To
były trudne czasy. O ile pamiętam uczyliśmy się na dwie zmiany. Pomocy
szkolnych praktycznie nie było. Brak było podręczników, do niektórych
przedmiotów były skrypty, na większości lekcji materiał albo dyktowano, albo
uczniowie musieli sami robić notatki. W czasie okupacji, gdy chodziłam do
szkoły podstawowej, uczniowie byli poważni, nie płatano żadnych figli nie
urządzano żadnych zabaw.
Po
wojnie to się zmieniło. Choć pod względem materialnym było ciężko, to wróciła
wszystkim radość życia, a uczniom ochota na psoty. Pewnego razu wyszliśmy z
klasy na przerwę, by oglądnąć jakieś prace uczniów. Wówczas, trzeba pamiętać
nie było w szkołach szatni, okrycia zostawiało się na wieszakach w klasie. Gdy
wróciliśmy do sali, zobaczyliśmy na wieszaku, zamiast kolorowego swetra kolegi
- dwie duże gałki włóczki. To jeden kolega drugiemu, spruł piękny, długi
pulower. Winowajca potem przez cały tydzień nie chodził na randki z moją
koleżanką Jadzią, ale pracowicie robił na drutach sweter.
W
http://www.zse.gorlice.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 10:41
Zespół Szkół Ekonomicznych im. Jana Pawła II w Gorlicach
ramach towaroznawstwa odbywaliśmy wycieczki przedmiotowe. Byliśmy w Bieczu,
w cegielni, a z panią Starościakową w Krośnie, w hucie szkła. Pamiętam był
bardzo upalny dzień. Postanowiliśmy odpocząć w pobliskim, przyklasztornym
ogrodzie. Siedzieliśmy przy furcie, wesoło rozmawialiśmy, jedliśmy przywiezione
ze sobą kanapki. Wybiła godzina dwunasta. Nagle otworzyły się ciężkie drzwi, za
nimi pojawili się dwaj bracia zakonni, jak jakieś nieziemskie zjawy.
Zamilkliśmy wszyscy. A oni nieśli ku nam wielką drewnianą miskę pełną dymiącej,
gorącej zupy i garść drewnianych łyżek. Podeszli bliżej i ku naszemu
ogromnemu zaskoczeniu, zaprosili na obiad. Zadziwieni, zmieszani, nie
przyzwyczajeni do takiego sposobu spożywania posiłku, podziękowaliśmy i szybko
uciekliśmy z klasztornego ogrodu.
Z
sentymentem wspominam nauczycieli z Liceum Handlowego. Przede wszystkim dobrego,
szlachetnego, odważnego dyrektora Kowarza. To on wspierał mnie w ciężkim
okresie, gdy aresztowano mojego ojca - Andrzeja Bożka [rodzice udzielili
schronienia dziewczynie z Łosia, zagrożonej wywózką w czasie akcji ,,Wisła”;
ktoś doniósł o tym na UB]. Dyrektor zwalniał mnie z zajęć lekcyjnych, bym
mogła jeździć do więzienia, najpierw do Krakowa, a potem do obozu w Jaworznie,
dokąd trafił ojciec.
Pamiętam
wymagającą panią Starościakową, Panią Tomasik. Ta ostatnia słynęła z tego, że
idąc na lekcje dumnie niosła przed sobą jedną z nielicznych szkolnych pomocy
naukowych-duży globus. Globus już był w klasie, a pani Tomasik jeszcze za
drzwiami, lecz już za drzwiami rozpoczynała lekcję wołając np. ,,Staszka
Piecuch powiedz, co było na poprzedniej lekcji.
Wszyscy
uczniowie bardzo solidnie podchodzili do obowiązków szkolnych. Nie pamiętam, by
ktoś ściągał, wszyscy pragnęli się uczyć, po latach wojny łaknęli wiedzy,
chcieli nadrobić stracony czas. Byliśmy chyba nad wiek dojrzali z powodu
różnych tragedii, przeżytych w czasie wojny i tuż po niej. Oceny oczywiście
były różne, ale to z powodu braku podręczników, obciążenia pracą zawodową.
Wielu uczących się wtedy w Liceum Handlowym już pracowało [istniały tzw.
roczniki wyrównawcze].
Maturę
tzw. ,,dużą” zdawałam w 1949 roku. Koleżanki przestraszone, przejęte, stojąc
już przed salą egzaminacyjną, wspominały powódź, która rok wcześniej nawiedziła
Gorlice: ,,No, bo gdyby taka powódź zdarzyła się w roku matury - to może by
odwołano egzaminy”. Powodzi nie było i egzaminy trzeba było zdać.
Koledzy
opowiadali mi, że w czasie trwania egzaminów z ,,nauki o Polsce” podeszła do
nich prof. Tomasik i uradowana oznajmiła, że ,,Bożkówna zdała na piątkę”.
Czekający na swą kolejkę chłopcy palili ukradkiem, z nerwów papierosy. Na widok
nauczycielki wrzucili je do kosza na śmieci!!! Za chwilę z niego zaczął unosić
się dym – na szczęście pani profesor była tak zaaferowana egzaminami, że go nie
zauważyła, poza tym musiała wrócić na salę egzaminacyjną. Chłopcy zaś zajęli
się szybko gaszeniem ognia w koszu- i do żadnej katastrofy nie doszło.
Matura
to wyjątkowe przeżycie, jest tradycja, by tę okazję zaakcentować eleganckim
strojem. Tuż po wojnie był to nie lada problem, każdy szedł w tym, co miał, co
udało mu się pożyczyć. Ja miałam bordową wełnianą sukienkę, do tego rodzice
http://www.zse.gorlice.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 10:41
Zespół Szkół Ekonomicznych im. Jana Pawła II w Gorlicach
kupili mi półbuciki. Dostałam również pierwsze w życiu stylonowe pończochy. W
takim stroju zdawałam maturę. Na drugi dzień, zgodnie z wcześniejszą umową,
przyniosłam pończochy i buciki koleżankom, które na takie ,,luksusowe” elementy
garderoby nie mogły sobie pozwolić.
Gdy
wieczorem, po egzaminach wracałam do domu, wyszła mi na spotkanie wieloletnia
koleżanka - Hela Decówna i powitała mnie bukiecikiem maciejek. Ich zapach do
końca życia będę pamiętać, i do końca życia kojarzyć mi się będzie z maturą.
Dawniej
po maturze organizowano komersy. Studniówki to późniejszy ,,wynalazek''. Mój
komers będę wspominać do końca życia. Ubrana w bordową suknię, w której zdawałam maturę, zjawiłam się z innymi
koleżankami na komersie. Nie było warunków na to, by organizować jakieś
wystawne przyjęcie. Dawniej, na większych uroczystościach, nie podawano
mocniejszych alkoholi. Popularne było natomiast piwo. Na sali stanęłam obok
beczki z piwem, którą właśnie zaczęli otwierać koledzy. Mieli kłopoty z
nabiciem pompy i z utoczeniem piwa. Jeden z nich zniecierpliwiony uderzył
silniej – piwna piana oblała stojących obok. Oczywiście i mnie, i moją, z takim
trudem zdobytą kreację. Jedni się śmiali, inni byli wściekli, mieli pretensje
do kolegi, [chyba nazywał się Kutyś] za spowodowanie katastrofy. Ten obraził
się na całą grupę i nie dał zdjęcia do tableau. Stąd to puste miejsce na
tableau roczników: 1949-1955.
Pracę
zawodową zaczęłam 13 sierpnia /piątek/1949 roku, w w prywatnej firmie w
Gorlicach – w Cegielni inż. Wrońskiego. Zgłosiłam się do pani Wilczyńskiej,
siostry znanego w Gorlicach prof. Wilczyńskiego. Poleciła mi napisać życiorys i
cyfry od 1 do 9. Przeglądnęli to i główny księgowy, i właściciel - pan Wroński.
Uznali, że piszę wyraźnie i starannie [a to wtedy, gdy wszystko pisano ręcznie,
było ważne] - i powiedzieli młodej dziewczynie, że może przyjść do pracy, na
drugi dzień, na 7 rano. Tak
skończył się okres młodzieńczej beztroski a zaczęła dorosłość.
Franciszka Orchel /Bożek/
Gorlice, styczeń 2007
http://www.zse.gorlice.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 10:41

Podobne dokumenty