Malowany ptak i Czarny ptasior

Transkrypt

Malowany ptak i Czarny ptasior
Malowany ptak i Czarny ptasior
Wpisany przez Stanisław Michalkiewicz
sobota, 25 czerwca 2011 09:23 - Poprawiony niedziela, 24 lipca 2011 15:42
Oto w kwietniu tego roku zdominowana przez Platformę Obywatelską i Sojusz Lewicy
Demokratycznej rada miejska w Łodzi podjęła uchwałę o sprowadzeniu do tego miasta prochów
Jerzego Kosińskiego, który tak naprawdę nazywał się Jerzy Nikodem Lewinkopf i w 1960 roku
zasłynął jako autor książki "Malowany ptak", przedstawianej przezeń nie tylko jako
autobiografia, ale również, a może nawet przede wszystkim - jako dokument holokaustu, z
którego Żydzi zarówno w Izraelu, jak i w Stanach Zjednoczonych ciągną grubą rentę i
zamierzają ciągnąć jeszcze grubszą. W tym "Malowanym ptaku" Jerzy Kosiński - bo takim
nazwiskiem posługiwał się jako autor - przedstawił Polaków, a zwłaszcza polskich chłopów, jako
sadystyczną dzicz, od której doświadczył niewymownych cierpień.
Ponieważ wytresowani przez Żydów Amerykanie i z łatwowierności i dla świętego spokoju
przyjmują wszelkie rewelacje o holokauście bez jakichkolwiek zastrzeżeń, książka pobiła
rekordy popularności nie tylko jako świadectwo niewymownych cierpień holokaustników - ale
również, a może nawet przede wszystkim - ze względu na spory ładunek perwersyjnego
dreszczyku, jaki pod pretekstem niewymownych cierpień został w „Malowanym ptaku”
umieszczony.
Któż bowiem nie lubi doznawać perwersyjnego dreszczyku? Każdy to lubi, więc Amerykanie też
- a jeśli jeszcze dreszczyk ów doświadczany jest w słusznej sprawie, to można się nim
delektować bez poczucia winy. Czegóż chcieć więcej? Toteż książka Jerzego Kosińskiego była
wszędzie - w każdym supermarkecie, na każdej stacji benzynowej i każdym lotnisku - dzięki
czemu najpierw Amerykanie, a potem przedstawiciele wszystkich pozostałych nacji dowiedzieli
się o sadystycznym antysemityzmie, jako organicznej właściwości mniej wartościowego narodu
polskiego.
Wychodziło to naprzeciw zapotrzebowaniu na winowajcę zastępczego, jakie wobec
narastającego zniecierpliwienia Niemców, zaczęły odczuwać żydowskie organizacje przemysłu
holokaustu, na którego najwyraźniej upatrzyły sobie Polskę i Polaków. Przypuszczam, że nie
ma w tym żadnego stosunku emocjonalnego, tylko chłodna kalkulacja; jest interes do zrobienia,
1/3
Malowany ptak i Czarny ptasior
Wpisany przez Stanisław Michalkiewicz
sobota, 25 czerwca 2011 09:23 - Poprawiony niedziela, 24 lipca 2011 15:42
więc trzeba odpowiednio go przygotować zwłaszcza że przygotowania te nie spotykają się z
żadnym zorganizowanym przeciwdziałaniem.
Przewidział to już dawno pozbawiony złudzeń biskup Ignacy Krasicki, opisując w jednej z
bajek, jak to wilki schwytały cielę i kiedy już szykowały się by je pożreć, cielę nagle zażądało
wyjaśnienia podstaw tej egzekucji. Wilki uznały jego rację i podały mu trzy powody: "smacznyś,
słaby i w lesie". Mniej wartościowy naród polski, który w dodatku upodobał sobie wybierać na
swoich Umiłowanych Przywódców osobników pokroju Aleksandra Kwaśniewskiego, znajduje
się w takiej właśnie sytuacji, więc nic dziwnego, że holokaustowi przemysłowcy upatrzyli sobie
go na winowajcę zastępczego, którego można będzie szlamować bez końca.
Aliści stało się, że tropem "Malowanego ptaka" podążyła reporterka Joanna Siedlecka.
Zbierając relacje od żyjących świadków egzystencji rodziny Lewinkopfów-Kosińskich w czasie
okupacji, ze zdumieniem odkrywała, że wszystkie opowieści o niewymownych cierpieniach i
sadystycznym zdziczeniu tubylczych chłopów są wyssane z palca i że stosunkowo komfortowe
warunki, w jakich tej żydowskiej rodzinie udało się przeżyć niemiecką okupację, zawdzięczała
ona ich poświęceniu i solidarności.
Owocem tych spostrzeżeń stała się książka "Czarny ptasior", która ściągnęła na autorkę
lawinę złorzeczeń i kalumnii, wśród których „nikczemność” była stosunkowo najłagodniejsza.
Może nawet nie dlatego, żeby Jerzy Kosiński był pod jakąś szczególną ochroną, ale przede
wszystkim dlatego, że Joanna Siedlecka nie miała od Salonu licencji na odbrązowianie
kogokolwiek, a zwłaszcza - na odbrązowianie Kosińskiego, który bądź co bądź był świadkiem
holokaustu, a więc wszystko, co pisał i mówił było z tego tytułu prawdą niepodważalną.
I może by już tak zostało, może Joanna Siedlecka do końca życia przeżywałaby gorycz
potępienia, gdyby nie to, że "Czarnym ptasiorem" zainteresowali się Amerykanie, którzy już
wcześniej nabrali podejrzeń, czy Jerzy Kosiński aby naprawdę jest autorem swoich książek.
Przyjechali tedy do Polski i drobiazgowo sprawdzili Siedlecką - czy przypadkiem ona też nie
koloryzuje, tylko w drugą stronę. Ale Siedlecka ten egzamin zdała celująco; wszystko zgadzało
się, jak w zegarku.
Na domiar złego okazało się, że Kosiński albo swoje utwory splagiatował, albo przy ich pisaniu
posługiwał się Murzynami, niekiedy nawet autentycznymi, którzy za odpowiednią opłatą
wymyślali mu sceny holokaustu i traumatyczne przeżycia godne Nagrody Nobla. Kiedy zatem
okazało się, że Kosiński łatwowiernych Amerykanów wydymał "na holokaust", z dnia na dzień
2/3
Malowany ptak i Czarny ptasior
Wpisany przez Stanisław Michalkiewicz
sobota, 25 czerwca 2011 09:23 - Poprawiony niedziela, 24 lipca 2011 15:42
załamała mu się kariera i zakończył życie w wannie, z plastikowym workiem na głowie.
Ale non omnis moriar - mógłby sobie dzisiaj powiedzieć na pocieszenie. Wszystko byłoby w jak
najlepszym porządku, gdyby tylko nie przeszarżował tak bardzo i przede wszystkim - gdyby nie
wyprzedził epoki. Przecież dzisiaj "światowej sławy historyk", czyli Jan Tomasz Gross, robi to
samo, co i on, tylko trochę ostrożniej, no i przede wszystkim - nie na własną rękę, tylko
odpowiadając na zapotrzebowanie na antypolską propagandę, mającą uzasadnić żydowski
udział w scenariuszu rozbiorowym w Polsce.
Dzięki temu korzysta z protekcji potężnych popleczników, zapewniających mu nie tylko
nietykalność, ale i ofiarne poparcie ze strony tubylczych kolaborantów. Dlatego decyzja łódzkich
radnych o sprowadzeniu prochów Jerzego Kosińskiego do Łodzi jest ważną informacją, że oto
dla potrzeb nowej sytuacji politycznej i społecznej, kandydaci na kolaborantów przygotowują
grunt pod kult nowego świątka i pod nową liturgię, której istotnym elementem będzie
doskonalenie się w sztuce plucia pod wiatr.
Dlatego na poniedziałkowym spotkaniu z panią Joanną Siedlecką w warszawskim klubie
Ronina pozwoliłem sobie przestrzec ją i wszystkich pozostałych przed nadmiernym
optymizmem. To, że na jednym etapie zbrodnia pani Siedleckiej została puszczona w
niepamięć, a ściślej - przykryta zasłoną milczenia - wcale nie oznacza, że mądrość kolejnego
etapu każe tę dyskretną powściągliwość podtrzymywać. Czyż można będzie pozwolić na to, by
jej dociekliwość podważała mozolnie rekonstruowaną właśnie legendę? Przeciwnie - mądrość
kolejnego etapu może skłonić Salon do wznowienia postępowania ostracystycznego, które dla
autorki "Czarnego ptasiora" może okazać się tym groźniejsze, że w tak zwanym międzyczasie
udoskonalone zostały narzędzia tresury.
Stanisław Michalkiewicz
Strona autorska Stanisława Michalkiewicza
Dziękujemy redaktorowi Stanisławowi Michalkiewiczowi za wyrażenie zgody na przedruk
felietonów na naszym portalu.
3/3