numer 2 - grudzie 2014

Transkrypt

numer 2 - grudzie 2014
Nr 2. grudzien 2014
SMOLNIAK
GAZETKA SZKOLNA GIMNAZJUM NR 44
W tym numerze znajdziecie wywiad z panem Edmundem Srebrzyńskim
i recenzję kolejnej książki oraz przeczytacie na temat zainteresowań i pasji waszych
rówieśników. Zapraszamy do lektury!
I pamiętajcie, że wszyscy chętni mogą wysyłać artykuły na adres:
smolniak. [email protected].
Co sobie wywróżyliście?
Andrzejki już za nami. Ja mimo to
przedstawię wam kilka propozycji na andrzejkowe
zabawy:
- bierzemy klucz - najlepiej z dużą dziurą.
Zapalamy świeczkę, czekamy aż wosk trochę się
roztopi
i przelewamy przez klucz do miski
z wodą. Potem odgadujemy kształty, które
oznaczają,
co nas czeka w przyszłości.
- obieramy jabłko, a skórki wyrzucamy za siebie.
Następnie
próbujemy
odczytać
inicjały
ukochanego lub ukochanej, które ułożyły się ze
skórek.
- Wycinamy z papieru andrzejkowe serce.
Następnie na jednej ze stron wypisujemy męskie,
a na drugiej żeńskie imiona. W zależności od tego,
kto bierze akurat udział w zabawie, odwraca
odpowiednio serce i przekłuwa je szpilką,
próbując trafić w jedno z imion. Imię, w które
trafimy, należy do przyszłego ukochanego lub
ukochanej.
- Na karteczkach wypisujemy nazwy zawodów,
następnie wrzucamy je do naczynia i urządzamy
losowanie. Każdy z uczestników zabawy
wybiera jedną karteczkę i odczytuje na
głos
to,
co
jest na niej napisane.
- każda z osób układa swoje buty przodem
w kierunku drzwi jeden przed drugim. Gdy buty
się skończą, układamy te z końca kolejki. Osobie,
której but pierwszy przekroczy linię mety, spełni
się pomyślane marzenie.
Możecie te pomysły wykorzystać
w przyszłym roku lub, jeśli nie chce wam się
czekać, zrobić je jeszcze w tym, bez żadnej okazji.
Miłej zabawy ;)
Marta Kranc, kl.3a
42 lata minęły jak jeden dzień…
Wywiad z Panem Edumndem Srebrzyńskim
Na
początku
chciałabym
serdecznie
podziękować, że znalazł Pan czas na udzielenie
wywiadu do szkolnej gazetki. Zacznijmy od
pytania, dlaczego został Pan pedagogiem?
To jest dość trudne do powiedzenia. Z pewnością
wynika to z moich doświadczeń z czasów, gdy
byłem uczniem. Obserwowałem moich nauczycieli
oraz ich podejście do ucznia. Ciekawił mnie ten
sposób oddziaływania. Oprócz tego zauważyłem,
że dawałem sobie radę z rówieśnikami. Potrafiłem
ich zainteresować tym, co mnie pasjonowało,
np. literaturą, sportem. Chociaż później o tym
zapomniałem. Wróciło to w momencie, kiedy
zdałem maturę. Jak już poszedłem na studia,
zacząłem się uczyć i odbyłem praktyki, to
wiedziałem, że to jest to, czego chcę. To jest to,
w czym mogę się spełniać.
Jaki kierunek studiów wybrał Pan po maturze?
Akurat w tym momencie powstał nowy wydział
przy Uniwersytecie Warszawskim - Wyższa Szkoła
Nauczycielska, więc zdecydowałem, że spróbuję.
Moim pierwszym wyborem była chemia
z kierunkiem nauczycielskim. Jednak na chemię się
nie dostałem. Zabrakło mi paru punktów. Nie
chciałem drugi raz próbować zdawać na chemię,
stąd pojawiła się technika. Do wyboru była jeszcze
muzyka. Ale o ile raczej nie mam problemu
ze śpiewaniem, to mam częściowe problemy
ze słuchem, dlatego nie zdecydowałem się na
muzykę. Z plastyką jest podobnie.
Czyli nie jest pan artystą?
Nie, nie jestem artystą. Dlatego też plastyka
i muzyka odpadły w przedbiegach. Została
technika. Były to studia połączone z nauczaniem
początkowym. Czyli ogólne przygotowanie
uczniów, wówczas w klasach 1-4, a potem zajęcia
techniczne w klasach od 5 do 8.
A jak Pan trafił na Smolną? To była pierwsza
szkoła, w której Pan uczył?
Nie, swoją karierę zaczynałem w liceum,
w Batorym, tam stawiałem pierwsze kroki w tym
zawodzie. Jedną z moich uczennic była Grażyna
Torbicka, znana prezenterka telewizyjna. Z tym, że
między nami różnica wieku była wręcz żadna. Ona
miała wtedy 15 lat, a ja 23. Potem uczyłem jeszcze
w innych szkołach. Na Smolną trafiłem w 1990
roku.
Zatem uczy Pan tutaj już 24 lata?
Tak, 24 lata. Przy czym zaczynałem w szkole
podstawowej, a potem w 1999, przekształcono ją
w gimnazjum, w którym pozostałem do dzisiaj.
Można powiedzieć, że spędziłem w tym miejscu
ponad połowę swojego życia zawodowego.
Zanim został Pan wicedyrektorem, był Pan
nauczycielem w tej szkole?
Tak, byłem nauczycielem zajęć technicznych
w szkole podstawowej nr 219 przy ulicy Smolnej
30 w Warszawie, przekształconej potem
w gimnazjum.
Zatem jak długo wykonuje Pan ten zawód?
W sumie, mój staż pracy to 42 lata.
To bardzo długo.
Dlatego odszedłem na emeryturę, mam już dość.
Po tylu latach następuje zmęczenie organizmu.
Odszedł Pan ze stanowiska wicedyrektora, ale
będzie pan nadal uczył?
W tej chwili zostałem jeszcze na te parę godzin,
a co będzie w przyszłym roku, nie wiem. Jeśli mi
zdrowie pozwoli, a dyrekcja mnie zatrudni, to
może jeszcze trochę popracuję. Trudno jest się
oderwać, od razu odciąć i zostawić wszystko za
sobą. Czasami dobre jest takie wolne zejście.
Natomiast powiem tak: jestem już zmęczony,
praca w moim wieku jest męcząca. Osiem godzin
pracy od 8 do 16 to już jest za wiele. Trzeba
odpocząć.
A czy przez te 42 lata zauważył Pan jakieś zmiany
u uczniów, np. w zachowaniu, itp.?
Każde pokolenie różni się od poprzedniego w jakiś
sposób, ale to są niuanse. Jeśli popatrzymy
globalnie na to, co prezentują młodzi ludzie
wówczas i dziś, to się praktycznie niczym nie
różnią. Może jakieś szczegóły. Natomiast zasady
rozwoju, funkcjonowania są takie same. Młodzież
popełnia te same błędy, robi to samo, zachowuje
się podobnie, wręcz tak samo. To podobieństwo
jest o tyle przydatne, że można wypracować
pewne standardy pracy. Natomiast koniecznie
trzeba pamiętać, że nie zawsze sprawdzą się one
w stosunku do każdego.
Ile razy był Pan wychowawcą?
Nie wspominając o liceum, w klasach
podstawówki byłem chyba 3 razy, a potem
w gimnazjum raz. W 1999 roku, jak powstało
gimnazjum, zostałem wychowawcą klasy, ale ze
względu na to, że byłem wicedyrektorem, nie
mogłem pełnić dwóch funkcji jednocześnie.
W związku z tym w 2002 roku przestałem pełnić
funkcję wychowawcy. To był pierwszy rocznik
gimnazjum, który opuścił tę szkołę. Wówczas była
to klasa G.
G? Bardzo dużo klas.
Tak, było ich bardzo dużo, gdyż sieć gimnazjów nie
była wówczas zbyt wielka. Tego typu szkół było
jeszcze mało, a i rocznik był dość liczny. Dużo
młodzieży kończyło szkołę podstawową.
Czy nauczyciel to zawód, który może być
wykonywany przez każdego?
To jest zawód społecznego zaufania, który należy
szanować, lubić i przed wszystkim mieć do niego
powołanie. Bez poświęcenia samego siebie i bez
zrozumienia drugiej strony, czyli konkretnie
uczniów to jest bez sensu. Do niczego nie
prowadzi. Bo nauczyciel musi rozumieć ucznia pod
każdym względem. Wtedy, kiedy robi dobrze
i wtedy, kiedy robi źle. Nie ma prawa się na niego
obrażać. Nauczyciel może zwrócić uczniowi
uwagę, ale potem wraca do normalności i traktuje
ucznia zawsze tak samo.
Czyli trzeba mieć do tego powołanie?
Moim zdaniem trzeba mieć predyspozycje,
umiejętność kontaktu z innymi, z grupą. To są
takie umiejętności, które trzeba posiadać, ale też
się ich nauczyć. Nauczyciel uczy się również przez
doświadczenie. Popełnione wcześniej błędy nie
powinny się potem powtarzać. Aczkolwiek, każdy
rocznik, każdy uczeń jest indywidualnością i nie
jest tak, że raz zastosowana metoda zawsze się
sprawdza. Zawsze trzeba coś zmienić. Jest to dość
trudne, skomplikowane, ale trzeba chcieć. Trzeba
dużo własnego wysiłku i poświęconego czasu.
W którymś momencie rzeczywiście następuje
zmęczenie organizmu. Dlatego nie można być cały
czas wychowawcą, nauczyciel musi odpocząć. To
jest praca pod ciągłą presją. Presją uczniów, presją
rodziców, presją dyrekcji i innych osób.
Ponieważ oprócz ucznia, nauczyciel musi się
również dogadać z rodzicami…
Kiedyś szkoła była instytucją zaufania publicznego.
Wszyscy wierzyli, że to, co się dzieje w szkole jest
dobre i nauczyciel spełnia jak najlepiej swoje
powinność, nie popełnia błędu. Natomiast w tej
chwili uważa się, że szkoła jest jak sklep. Wchodzi
się do sklepu i kupuje się coś. Uważa się, że do
szkoły przychodzi się kupować wiedzę. Nie można
kupić wiedzy. Wiedzę można zdobyć, ale to
wymaga
zaangażowania
dwóch
stron
i porozumienia. Tam gdzie uczeń nie może,
nauczyciel pomoże i odwrotnie. Na tym to polega.
I właśnie dlatego, że szkoła zaczyna tracić zaufanie
publiczne, z niektórymi rodzicami pracuje się
trudno. Rodzic nie wierzy w to, że nauczyciel
dlatego stawia jedynkę, czy zwraca uczniowi
uwagę, że tamten robi coś źle, a nie dlatego,
że nauczyciel jest złośliwy. Rodzic nie zawsze
dostrzega winę swojego dziecka. Ale może to też
wynikać z faktu, że część uczniów czasami
manipuluje.
wracałem i znowu poświęcałem godzinę na naukę.
Nie odkładałem nic na potem. I było super!
Działało.
Powróćmy teraz do czasów, gdy sam pan był
uczniem. Pamięta Pan swoją pierwszą otrzymaną
jedynkę?
Czy ja wiem, czy dobrze… nie miałem problemów
z nauką. Miałem problemy z pewnymi
przedmiotami, z chemią, ale dałem sobie radę,
nawet później chciałem na nią zdawać. Z polskiego
dużo czytałem, więc nie miałem nigdy problemów.
Natomiast przedmioty ścisłe troszeczkę sprawiały
mi kłopot, ale dałem sobie z tym radę. Nie wszyscy
są geniuszami.
Pamiętam do dziś, jak przyszedłem ze szkoły
z pierwszą jedynką. Dostałem ją za ortografię.
W dyktandzie zamiast zdania „pies goni zająca”
napisałem „pest gry zajca”, co w dzisiejszych
czasach
jest
typowym
zachowaniem
dyslektycznym. Wtedy nie było dysleksji.
Pamiętam, że jak pokazałem to mamie, to się
wszyscy zaczęli śmiać w domu. Dlatego dużo
czytałem. W ten sposób wyrobiłem u siebie
pamięć wzrokową. Przestałem mieć problemy
z dysleksją i dysortografią.
Jak wspomina Pan czas swojej edukacji i relacje z
rówieśnikami?
Zawsze byłem najmniejszy w klasie. Musiałem to
jakoś nadrabiać i imponować innym, żeby
zaistnieć w grupie. Nadrabiałem to np. wiedzą
różnego rodzaju, a przede wszystkim czytaniem.
Pamiętam, że w podstawówce przeczytałem
chyba całą bibliotekę, która była dostępna.
Potrafiłem w ciągu jednego dnia przeczytać 2-3
książki. Oprócz tego uprawiałem też sport.
Najwięcej grałem w piłkę.
Uprawiał Pan jakieś inne dyscypliny?
Uprawiałem to, co było wtedy możliwe.
Lekkoatletyka, piłka nożna… Grałem tyle, ile się
dało. Potrafiłem spędzać dziennie od dwóch do
trzech godzin, grając w piłkę nożną. Miałem swój
system. Przychodziłem ze szkoły, jadłem obiad
i siadałem do lekcji. Zajmowało mi to godzinę
z minutami. To, co miałem do zrobienia, robiłem
na bieżąco. Potem szedłem na 3 godziny na dwór,
Czy dzięki temu systemowi dobrze się Pan uczył?
Na zakończenie chciałabym poruszyć jeszcze
jeden temat związany z pełnieniem funkcji
wicedyrektora. Nie darowałabym sobie, gdybym
nie zapytała o zastępstwa… chyba wszyscy
uczniowie je uwielbiają…
Rola wicedyrektora w wykonywaniu tych
zastępstw jest określona. Musi on zapewnić
uczniom bezpieczeństwo. Musi być też
odpowiedni nauczyciel, który będzie prowadził te
lekcje. Dlatego zastępstwa tworzy się pod kątem
nauczyciela. Jeśli jest to pierwsza lub ostatnia
godzina, a nie ma opiekuna, który uczy daną klasę,
to bez sensu jest trzymanie jej w szkole.
Natomiast jeśli nauczyciel ma jakiś temat
do nadrobienia i wchodzi do tej klasy na
zastępstwo, wtedy ma to sens. Dlatego czasami
rzeczywiście próbowaliście wywierać presję,
żebym was częściej zwalniał, lecz to nie zawsze
było możliwe do zrealizowania. Ułożenie takiego
planu nie jest trudne do zrobienia, ale że mam
astygmatyzm,
czasami zdarzało się, że
przestawiałem nauczycieli albo klasy i trzeba było
poprawiać.
Bardzo Panu dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.
Rozmawiała: Izabela Gierko, kl. 3a
WARTO CZYTAĆ, bo…
Recenzja książki pt. „Baśniobór”
„Baśniobór” odkryłam przypadkiem. Nigdy
wcześniej nie słyszałam o tej książce, nikt mi jej
też nie polecał. Pewnego dnia wybrałam się do
księgarni, gdzie od razu przykuła moją uwagę.
Tajemnicza i oryginalna okładka spodobała mi się
od razu. Oczywiście „nie wolno oceniać po
okładce”, ale w tym wypadku muszę się z tym
stwierdzeniem nie zgodzić. Książka okazała się
wspaniała. Niezwykłe zwroty akcji, niebanalna
fabuła - to wszystko sprawiło, że nie mogłam się
doczekać każdej kolejnej części z pięciotomowego
cyklu.
W książce podobało mi się to, jak autor
opisywał emocje i uczucia postaci. Wcielał się
w każdą z nich perfekcyjnie, mimo iż miały różne
charaktery. Znakomicie opisywał to, co w danym
momencie czuli bohaterowie. Książka ta jest
napisana niezwykle lekko i ciekawie. Brandon Mull
opisał wszystkie wydarzenia, jakby sam brał
w nich udział. Czułam się tak, jakbym była
w Baśnioborze, przeżywała to samo co Kendra, czy
Seth. Każda chwila spędzona z tą książką była
niezwykła.
Autorem serii jest Brandon Mull. Urodził
się w 1974 roku. Pracował m.in. jako aktor
komediowy i copywriter. Mieszka z żoną i trójką
dzieci w Ameryce, w stanie Utah. „Baśniobór” to
jego debiut powieściowy. Jest również autorem
powieści: „Pingo”, „The Candy Shop War” oraz
„Beyonders”.
Bohaterami powieści są piętnastoletnia
dziewczynka o imieniu Kendra i jej młodszy,
jedenastoletni brat Seth.
Pewnego lata rodzeństwo udaje się do swoich
dziadków - Sorensonów. Znają ich mniej niż
drugich dziadków - Larensów, którzy zginęli w
tragicznym wypadku. Sorensonowie mają wielki
dom, ogród, a całą tę posiadłość otacza ogromny
las. Na początku dzieci czują się nieswojo. Do tego
dochodzą dziwne i liczne zakazy: nie wolno
opuszczać ogrodu, nie wolno zbliżać się do
stodoły… Jednak zwycięża ciekawość, dzieci łamią
zasady i odkrywają tajemnicę, która jest
początkiem niezwykłej i niebezpiecznej przygody.
Obydwoje będą musieli wykazać się odwagą, aby
uratować świat i ocalić życie swoje i swojej
rodziny.
Cóż,
zachęcam
do
przeczytania
„Baśnioboru” (wszystkie części są w naszej
bibliotece). Mam nadzieję, że spodoba się wam
tak jak mnie. Gorąco polecam także
„Pozaświatowców” i „Zwierzoduchy” tego samego
autora.
Natalia Matysek, kl. 2A
Kiedy dziennikarstwo jest pasją.
Piłką zacząłem interesować się w wieku
8-9 lat. Po lekcjach leciałem na boisko, żeby
pograć z kolegami. Ale w moim przypadku na tym
się nie kończyło. Jeszcze ważniejsze od samej gry
w piłkę, było dla mnie oglądanie meczów
(meczÓW, a nie meczy, pamiętajcie!). Zamiast
oglądania bajek (często durnych), wolałem
obejrzeć Ligę Mistrzów czy nawet mizerną polską
ligę. Oprócz meczów, oglądałem rozmaite
futbolowe programy i czytałem piłkarskie gazety,
co dla innych było po prostu nudne.
Od początku wiedziałem, że piłkarzem nie
będę (bo nawet nie chciałem), ale marzyłem
o pracy dziennikarza sportowego. Marzyłem
o pracy, która będzie dla mnie jednocześnie pasją.
Fajna pensja (bo nie ma co ukrywać, że to też się
liczy), oglądanie meczów, co dla większości jest
tylko rozrywką, chodzenie na mecze na trybunę
prasową, a do tego to, co w tym zawodzie jest
najfajniejsze, bezpośredni kontakt z piłkarzami,
których wszyscy znają jedynie z TV. Kiedy miałem
okazję
porozmawiać
z
dziennikarzami
sportowymi, zawsze doradzali mi jedno - PISZ.
Gdziekolwiek, ale pisz, aby wdrożyć się w tę
dziedzinę. Posłuchałem ich i zacząłem wysyłać
maile do różnych redakcji. Począwszy od
największych (Polsat, Piłka Nożna, Przegląd
Sportowy), a kończąc na tych nieznanych.
Rozesłałem ok. 40 wiadomości, w których
opisałem
swoje
zamiłowanie
do
piłki
i dziennikarstwa. Na odpowiedzi czekałem kilka
miesięcy. A dostałem ich zaledwie kilka.
Większość miała prosty przekaz: "Masz 14 lat.
Jesteś za młody! Odezwij się w przyszłości". Do
jednej gazety zostałem nawet przyjęty, ale po
omówieniu tego, jak wyglądać miałaby nasza
współpraca, kontakt się urwał, przestano
odpisywać mi na maile...
W końcu postanowiłem, że nie mogę
siedzieć bezczynnie, czekając na ewentualne
odpowiedzi i założyłem własnego piłkarskiego
bloga. Jednak długo na nim nie pisałem. Po
przeczytaniu jednego z moich tekstów odezwał się
do mnie redaktor naczelny portalu runforest.pl
z propozycją współpracy. Zacząłem pisać na tej
stronie w sierpniu tego roku.
Teraz mogę serdecznie Was zaprosić do
odwiedzenia portalu runforest.pl. Przeczytacie
tam o sporcie, kulturze, blogosferze, lifestylu,
zdrowym stylu życia oraz praktycznie bez żadnego
wysiłku zdobędziecie, np. bilety do kina. Pisanie
tam to naprawdę genialne zajęcie. Możliwość
zrobienia wywiadu ze znanym przez Was
wszystkich Wojtkiem Szczęsnym, bohaterem
narodowym Sebastianem Milą, siatkarskim
mistrzem świata Krzysztofem Ignaczakiem czy
jedną z największych legend polskiego futbolu
Włodzimierzem Lubańskim, to super sprawa.
Jeśli w przyszłości chcecie
mieć fajne zajęcie, to zacznijcie myśleć o tym już
teraz, bo za jakiś czas może być na to za późno.
Samuel Szczygielski, kl.3 a
Wycieczka w nieznane, czyli o spotkaniach z dziennikarzami
Informacje o świecie nam nieznanym,
szczególnie przedstawiane z różnej perspektywy
są dla nas bardzo ciekawym i interesującym
doświadczeniem. Są to takie krótkie przygody,
które zostawią ślad w naszych umysłach na bardzo
długo.
Mam tu na myśli spotkania klas literacko dziennikarskich z doświadczonymi, znanymi
i cenionymi dziennikarzami. Każde z nich miało na
celu przybliżenie nam kulis pracy dziennikarza. Na
przełomie ostatnich trzech lat odbyliśmy cztery
spotkania, każde z inną osobą. Byli to ludzie
mogący wypowiadać się na tematy związane
z różnymi płaszczyznami dziennikarstwa. Ostatnie
z nich odbyło się 24-11-2014. Gościem w naszym
gimnazjum był pan Adam Godlewski - znany
dziennikarz sportowy i redaktor naczelny
tygodnika "Piłka Nożna". Wcześniej w naszej
szkole gościli też: pan Wojciech Michałowicz,
który jako dziennikarz i komentator sportowy
koszykówki wzbudził ogromne zainteresowanie,
głównie męskiej części klasy; pan Michał
Prokopowicz, młody i bardzo interesujący
dziennikarz Antyradia oraz pani Marta Grzywacz,
doświadczona
dziennikarka
programów
telewizyjnych, takich jak : "Kawa czy Herbata"
i "Wiadomości" jak również dziennikarka radiowa
i prasowa. Podczas każdego z tych spotkań
mieliśmy okazję dowiedzieć się, jak wygląda
powstawanie programów na żywo, jakie sytuacje
kryzysowe zdarzają się w studiach nagrań oraz
jakie cechy powinien mieć dziennikarz.
Szczególnie mocno w głowie utkwiło mi jedno
zdanie - "powinniście dużo czytać i pisać", które
powtarzane przez każdą z tych osób, utwierdza w
przekonaniu, iż zawód ten wymaga ciągłego
samokształcenia się i rozwoju.
Myślę, że te spotkania jeszcze bardziej
rozbudziły w nas chęć do podążania tą drogą.
Mam gorącą nadzieję, że w przyszłości będziemy
mogli na własnej skórze przekonać się, jak to jest
być dziennikarzem.
Sylwia Skwarek, kl.3a
KALENDARIUM listopad - grudzień
Co już za nami:







Halloween- wycinanie lampionów
Montaż słowno- muzyczny z okazji Święta
Niepodległości
Dzień zdrowia (25.11)
Spotkania dziennikarskie z panią Martą
Grzywacz i panem Adamem Godlewskim
Światowy Dzień Pluszowego Misia- wizyta
w szpitalu dziecięcym
Przedstawienie pt. „Dziady” Adama
Mickiewicza w wykonaniu klasy 3c
Dyskoteka Andrzejkowa (27.11)
Co jeszcze przed nami:




Mikołajki (6.12)
Kiermasz świąteczny
Święta Bożego Narodzenia- wigilie
klasowe
Montaż słowno- muzyczny z okazji Świąt
Bożego Narodzenia
Opracowała: Zosia Adamowicz, 3a
Najlepsza liga świata składająca się z 30
elitarnych klubów należących do 29 różnych
stanów USA. Co rok od 1946 zgodnie z tradycją w
ostatni wtorek października odbywa się
rozpoczęcie sezonu. I walka, walka o tytuł mistrza
NBA dla wielu uważany również za nieoficjalne
mistrzostwo świata. Słyszeliście kiedyś nazwisko
Jordan? Ale nie, Jordan to nie tylko te genialne
buty. Za tym nazwiskiem kryje się przede
wszystkim 15 sezonów gry na parkietach NBA,
6 pierścieni mistrzowskich, 30652 punktów w
karierze, tysiące godzin treningu, talent pasja i
miłość do koszykówki. Dzięki tym wszystkim
''składnikom'' dziś uważany jest za najlepszego
gracza, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi.
Zapraszam do bliższego zapoznania się z historią
nie tylko Jordana, który może stanowić dla was
wzór do naśladowania, ale również całej ligi.
A oto kilka ciekawostek:
- Logo NBA powstało na podstawie zdjęcia
znanego koszykarza z ekipy LA Lakers - Jerry'ego
Westa
- W NBA do tej pory zagrało/gra jedynie trzech
Polaków, byli nimi: Cezary Trybański i Maciej
Lampe, aktualnie występuje tam tylko Marcin
Gortat
- Najniższy wynik w NBA wynosił jedynie 19:18
- Najwyższy wynik w NBA wynosił 186:184
Tymek Chyliński, 3a
Graffiti. Sztuka codzienności
Czasy, w których graffiti kojarzyło się jedynie z
bezmyślnym wandalizmem i krzywymi literami
minęły bezpowrotnie. Obecnie graffiti uważa się
za sztukę. Sztukę codzienności.
Pierwsze Graffiti powstały w Nowym Jorku
na przełomie lat 60 i 70. Stało się to
za
sprawą
wprowadzenia
pierwszych
wodoodpornych flamastrów. Ludzie zaczęli
podpisywać się nimi w każdym możliwym miejscu.
Graffiti
stanowią
obecnie
chyba
największą grupę prac artystycznych. Często
przebijają przekazem i wizualnym wrażeniem
dzieła największych artystów. Są po prostu lepsze
od wielu obrazów.
Graffiti charakteryzują się jedną kluczową
cechą, która jest jednocześnie ich zaletą i wadą.
Mianowicie – są na ulicy. Ludzie wykonują je na
murach, a nie wystawiają w muzeach sztuki. Jest
to zaleta, ponieważ każdy ma do nich dostęp.
Jednocześnie uważam to za wadę, bo ze względu
na to, że codziennie je widzimy, najzwyczajniej w
świecie nie zwracamy na nie uwagi i traktujemy
jako zwykły uliczny element.
Jeszcze słówko o ludziach, którzy graffiti
tworzą. To prawdziwi artyści. Odwzorowują na
muralach
swoje
spojrzenie
na
świat
w
niekonwencjonalny
sposób.
Najsłynniejszym z nich jest Londyńczyk
podpisujący się pseudonimem Banksy. Jego dzieła
znajdują się w wielu zakątkach świata, m.in. na
murze izraelsko-palestyńskim czy w londyńskim
ZOO (wspiął się na klatkę pingwinów i z
dwumetrowych liter stworzył napis „Mamy już
dość ryb”). Nie zdradził on swojej tożsamości.,
choć dociekliwe angielskie gazety próbowały ją
poznać.
PS Na takie zdanie natknąłem się w internecie.
Aż szkoda nie zacytować. Ładne, prawda?
„Sprayem codzienności malować graffiti niezwykłości, przekraczając horyzonty własnej
świadomości…”
Samuel Szczygielski, 3a

Podobne dokumenty