Ewa Łukaszyk

Transkrypt

Ewa Łukaszyk
WWW.EWA-LUKASZYK.COM
EWA ŁUKASZYK
KONDYCJA TRANSKULTUROWA JAKO WYZNACZNIK
POWSZECHNEJ PRZESTRZENI LITERACKIEJ.
UJĘCIE TOPOLOGICZNE
Referat wygłoszony na konferencji „Między dyskursami – sztukami –
mediami. Komparatystyka jutra”, Uniwersytet Warszawski, 17-19 marca
2015.
Na zadane (lub tylko przypomniane) przez Davida Damroscha
pytanie, czym jest literatura powszechna (What is World Literature?) można
odpowiadać na wiele sposobów. W proponowanym referacie chciałabym
nakreślić jedno z możliwych kryteriów jej definiowania: literatura
powszechna to taka, która ustanawia i eksploatuje specyficzną przestrzeń
komunikacji, położoną ponad lokalnymi porządkami kulturowymi. W
swoich próbach myślenia o powszechnym – nikt nie lubi wyrażenia
„zglobalizowanym” – porządku kulturowym chętnie posługuję się
metaforami zaczerpniętymi z topologii matematycznej, mówiącej m.in. o
abstrakcyjnych, postulowanych przez matematyków przestrzeniach nwymiarowych. Pewne modele myślenia abstrakcyjnego można przenieść
także do humanistki. Na podobnej zasadzie, powszechna przestrzeń
literacka byłaby więc wyższym wymiarem nadbudowanym ponad wielością
porządków kulturowych przez podmiot osiągający specyficzną kondycję
transkulturową. Korzyść z wykorzystania modelu matematycznego na
potrzeby dzisiejszego referatu widzę w tym, że to nam dostarcza pewnego
modelu poglądowego, mającego służyć pokazaniu, w jaki sposób kondycja
transkulturowa oznacza nie tylko możliwość zakomunikowania czegoś
czytelnikowi w ogólnoświatowej przestrzeni, stworzenie tekstu
zrozumiałego poza własnym kontekstem kulturowym, ale także wgląd w
pewne sfery wartości ulokowane w rodzimej przestrzeni kulturowej, ale
dostępne jedynie z pozycji transkulturowej.
Pozwolą państwo, że sięgnę do pewnej starej książeczki, jaka stała
się jednym z klasycznych przykładów popularyzacji matematyki i
wprowadzania jej do kultury popularnej. W 1884 roku Edwin Abbott
napisał Flatlandię (Flatland. A romance of many dimensions), opowieść o
przygodach płaszczaków, stworów zamieszkujących świat matematycznej
płaszczyzny, a więc mogących się poruszać jedynie w dwuwymiarowej
1
WWW.EWA-LUKASZYK.COM
przestrzeni. Wynika z tego wiele ograniczeń. Nie mogą na przykład mieć
układu pokarmowego, gdyż to by je nieuchronnie podzieliło na dwie osobne
części. Nie mogą też jeść zupy łyżką. Ich świat jest jednak nieporównanie
bogatszy niż bezwymiarowy Pointland – świat ograniczonego do punktu,
oraz jednowymiarowy Lineland – świat, w którym ruch może się odbywać
jedynie w obrębie pojedynczej linii prostej. We Flatlandii wiele się dzieje.
Płaszczaka łatwo jednak uwięzić, obrysowując wokół niego pętlę, której nie
jest w stanie ominąć ani przekroczyć. Dopiero wykorzystując trzeci wymiar,
prostopadły do płaszczyzny Flatlandii, możemy zajrzeć do jego więzienia, a
sam płaszczak, gdyby potrafił ten wymiar zbudować, mógłby się z łatwością
wydostać na wolność. My sami bytujemy w przestrzeni kultury, która ma
więcej niż dwa wymiary. Rysuje się jednak pokusa, by dodać jeszcze jeden,
wyższy wymiar, dzięki któremu moglibyśmy zajrzeć w obszary, które
zazwyczaj są dla nas wyłączone bądź wydostać się z różnych rodzajów
uwięzienia.
Epoką, w której zaczyna się wyłaniać ten wyższy wymiar jest
nowoczesność. Modernistyczny twórca – którego traktuję tu w bardzo
szerokim i luźnym ujęciu chronologicznym, mam nadzieję, że państwo mi
na to pozwolą – jest płaszczakiem, który po raz pierwszy usiłuje oderwać
się od Flatlandii, na przykład poprzez wielokierunkową próbę obejścia
ograniczeń języka. Cioran będzie szukać językowej dyspatriacji przez
wykorzenienie z języka rumuńskiego, pisanie w mowie obcej, Joyce,
zmuszony jako Irlandczyk już na wstępie do pisania w mowie obcej,
ostatecznie rozbije ten język w Ulissesie i Finnegans wake, sprawi, że będą
przez niego niejako prześwitywać inne języki i obce teksty, nawet tak
dalekie i odmienne, jak Koran. Eliade będzie próbował wyzwolić się od
uwięzienia w rumuńskości przez rozbudowę powszechnej koncepcji
świętości. Nawet imperium kolonialne – ideę tak kuszącą dla nowoczesnych
umysłów – można potraktować jako próbę budowy wymiaru
transkulturowego, w tym sensie, że otwiera ono pojęcie ojczyzny, rozbija
jego granice, domagając się wytworzenia nowego rodzaju świadomości.
Studiując kolonialną literaturę, częstokroć można odnieść wrażenie,
że idea imperium nie wytworzyła tego samego rodzaju emocjonalnego
zaplecza, jakim europejscy i pozaeuropejscy romantycy zdołali obudować
pojęcie ojczyzny. Świadomość imperialna sytuuje się na abstrakcyjnym,
poza-afektywnym poziomie, nie niesie emocjonalnej treści, przez co
oddziela się względnie łatwo od konkretnego imperium i jego
zlokalizowanej metropolii. Człowiek imperialny, ucieleśniony w
Conradowskiej postaci Curtza, staje się z łatwością agentem dowolnego
imerium, reprezentującym interesy dowolnej metropolii. Z żadną z nich nie
2
WWW.EWA-LUKASZYK.COM
łączą go bowiem afektywne więzi; kieruje nim wyłącznie ogólny
mechanizm imperialny, wspólny dla wszystkich imperiów.
Jednak właśnie poprzez ten opróżniony z emocjonalnej treści,
abstrakcyjny charakter bytowanie w imperialnej przestrzeni mentalnej
stanowi dogodny punkt wyjścia do poszukiwania kondycji transkulturowej,
wyznaczanej przez przekroczenie zlokalizowanych (przypisanych do
miejsca na „płaskiej mapie”) porządków kulturowych, które samo imperium
zarazem zestawia ze sobą, kontaktuje, konfrontuje i przekracza.
Fernando
Pessoa,
rozszczepiony
geniusz
portugalskiego
modernizmu, dostarcza materiału do studium nad potencjałem
wprowadzanym przez imperialny system myśli. W jego orto- i
heteronimicznej twórczości otrzymujemy przegląd pozycji, jakie może
zajmować podmiot wobec idei imperialnej, reprezentowanej przez nie tyle
konkurujące ze sobą, co wynikające ze wspólnego modelu i nakładające się
w mentalnej przestrzeni imperia: portugalskie i brytyjskie. Pessoa jako
poeta dwujęzyczny uczestniczy w komunikacyjnej przestrzeni wytwarzanej
przez każdy z tych języków, a zarazem, dzięki ich wzajemnej relatywizacji,
oba porządki neutralizuje i przekracza.
Pessoa, jak twierdzę, jest płaszczakiem odrywającym się od
Flatlandii. Jako człowiek kolonialny kształtuje się pomiędzy Lizboną a
południowoafrykańskim Durbanem i anglojęzyczną szkołą. Stając się
później piewcą portugalskiego imperium morskiego w Mensagem, nie jest
już instancją wchłoniętą przez nacjonalistyczny dyskurs, skoro ustanawia
swoistą oboczność wobec samego siebie w postaci swoich heteronimów.
Jeden z nich – Álvaro de Campos – rysuje się jako wyrzucony przypadkowo
na plażę byt morski, przesiąknięty wieloraką i wielojęzyczną, a zarazem
pozadyskursywną rzeczywistością marynarską. Stąd też w Odzie morskiej
(Ode marítima) pobrzmiewa marynarska piosenka: Fifteen men on the Dead
Man's Chest / Yo-ho ho and a bottle of rum!, mnożą się wykrzykniki i
wokalizy, wprowadzające pierwotny głos ludzki odzywający się spoza
jakiegokolwiek dyskursu czy konotujący nieobecność legitymizacyjnych
dyskursów.
Angielskojęzyczna poezja erotyczna Pessoi, z takimi poematami, jak
Epithalamium i Antinous, ilustruje tę samą nieobecność, zanurzenie w to, co
wobec imperium oboczne – tak jak oboczny był cesarski oblubieniec wobec
idei imperium rzymskiego. Homoseksualizm konotuje tę samą, intymną
oboczność, jaką wnosi lalka u Bernardo Soaresa. Ta kolejna postać z
heteronimicznej galerii oświadcza wszak, że dla imperium „nie warto stłuc
lalki dziecka” – zaprzepaścić hiperlokalnego, domowego świata
3
WWW.EWA-LUKASZYK.COM
dzieciństwa, nieświadomego własnej lokalizacji w geopolitycznej
przestrzeni.
Porcelanowej lalki nie warto tłuc dla imperium, tak samo jak nie
warto było ryzykować utraty Antinoosa. Ukochana zabawka dziecka czy
homoseksualny oblubieniec wytwarzają wszak osobny wymiar
przestrzenny, mikrosferę afektu przeciwstawianą imperialnej makrosferze.
Ten czasoprzestrzenny bąbel intymności traktuję w topologicznych
kategoriach nie jako wydzielony obszar, sprowadzający się po prostu do
części rozleglejszej przestrzeni, lecz jako topologiczną osobliwość,
cechującą się zupełnie odmiennymi wyznacznikami. Hiperlokalny wymiar
intymności rozwija się prostopadle do „płaskiej mapy”, na której rozgrywa
się imperialna historia; umożliwia więc ucieczkę płaszczaka.
Rzec by można, że hiperlokalność, redukcja do bezwymiarowego
punktu na płaszczyźnie imperium, skutkująca otwarciem na inny wymiar
jest warunkiem i wyznacznikiem kondycji transkulturowej, tak jak
momentalność, „absolutna teraźniejszość” czy też „nagłość” – w znaczeniu
Karla Heinza Bohrera – obecna w doświadczeniu mistycznym skutkuje
możliwością ex-stasis – wyrwania podmiotu w nowy wymiar,
przekraczający przestrzeń doświadczenia codziennego i jej zwyczajne
uwarunkowania. Ekstatyczny moment prowadzi do wyłonienia się
wyższego wymiaru egzystencji – poza i ponad kulturą. Ścisłe „tu” łączy się
z transcendentnym i uniwersalnym „wszędzie”, pomija stany pośrednie:
abstrakcje miasta, ojczyzny czy imperium.
Skoro hiperlokalne „tutaj” jest eksterytorialne wobec wszelkich
układów i uwarunkowań geopolitycznych, to dom okazuje się
uprzywilejowaną przestrzenią dyspatriacji. Na pierwszy rzut oka zakrawa to
na paradoks, skoro intymny wiersz jest napisany w obcym – lecz
zawłaszczonym – języku. Najbardziej „domowy”, najgłębiej prywatny jest
więc podwójny, językowy i tematyczny uniwersalizm wiersza o Antinoosie,
napisanego po angielsku i podejmującego klasyczny wątek – ponad
portugalską pruderią, którą Pessoa uznaje za ciaśniejszą od wiktoriańskiej.
Obie zostają wszakże przekroczone i unieważnione w emergentnej topologii
własnej przestrzeni „poza mapą”. W ten sposób dochodzi do odkupienia czy
odzyskania Antinoosa – anty-historycznej i anty-lokalnej intymności
odbudowanej w uniwersalistycznym erotyzmie.
Intymna ekstaza, przez którą należy rozumieć osiągnięcie
rzeczywistości paralelnej wobec tego, co zastane – widomowej Lizbony
czasów Pessoi, pogrążającej się stopniowo w sen o mężu o silnych
pięściach. Pessoa jest w całej pełni ofiarą terroru historii, nie tylko w tym
sensie, że jego życie przypada na czasy awansu prawicy i narastającej
4
WWW.EWA-LUKASZYK.COM
tęsknoty za rządami silnej ręki, lecz także dlatego, że poeta rozumie własne
uwikłanie w rolę ofiary, która nie tylko przemoc dozwala, ale i znajduje w
niej masochistyczne upodobanie. Pessoa rozumie tę pokusę aż nazbyt
dobrze, skoro i jemu nieobca była fascynacja charyzmatycznymi postaciami
czy tęsknota za mężem opatrznościowym, wodzem na białym koniu – tak
głęboko zresztą zakorzeniona w mentalności portugalskiej. Pod wieloma
względami ten klimat lizboński zbiega się z klimatem bukaresztańskim.
Tam również łatwo odnaleźć faszyzujące tęsknoty i sen o siłowym
porządku, jaki urzeczywistni się w końcu w komunistycznej dyktaturze. Być
może symptomatyczne jest to, że przybywający do Lizbony młody Eliade
był tak bardzo zafascynowany właśnie postacią portugalskiego dyktatora. W
swoich dziennikach uwiecznia jego portret w stylistyce, która dziś może się
jawić jako groteskowa, choć wówczas wcale taka nie była: oto Salazar,
przemawiając z balkonu do zgromadzonych tłumów, zastyga na chwilę w
zamyśleniu, bawiąc się płatkiem, jaki pozostał na balustradzie z powodzi
kwiatów wysypanych na niego przez młode dziewczęta. Eliade podziwia
jego szlachetny profil.
Losy Portugalii pod rządami Salazara, lost komunistycznej Rumunii,
wreszcie losy Polski w podobnym momencie wiele z pewnością różni, gdy
je rozpatrywać w historycznych i politycznych kategoriach, dochodząc
specyfiki mentalnego klimatu, jaki doprowadził do zaprzepaszczenia
wolności i ustanowienia systemów dyktatury. Różnie można szacować skalę
przemocy czy dokonywanych zbrodni; można też traktować za rys
zasadniczy ideologiczną rozbieżność dyktatury prawicowej i rządów
komunistycznych. Rysuje się tu wszakże coś na kształt topologicznego
izomorfizmu. Tym bardziej jest to widoczne, gdy przyjrzeć się
indywidualnej sytuacji człowieka i twórcy, balansującego na granicy
uświadomienia sobie własnego udziału w mentalnych procesach
prowadzących do zaprzepaszczenia najcenniejszych wartości. Ucieczka
przed tym wewnętrznym wymiarem terroru historii wydaje się logiczną
niemożliwością, gdyż musiałaby oznaczać ucieczkę od samego siebie,
oderwanie płaszczaka od płaszczyzny.
Takie kwestie, jak zaangażowanie Eliadego i intelektualistów jego
pokolenia w rumuński faszyzm doczekały się w ostatnich latach
wyczerpujących i bezkompromisowych opracowań. Zarazem nie sposób
wszakże zaprzeczyć, że takiej postaci, jak Eliade nie da się zredukować do
rozmiarów zwykłego poplecznika faszyzmu, którego tylko względna
bezsilność i ostateczna porażka wobec komunistów uratowała od
uczestnictwa w zbrodniach na wielką skalę. Pokolenie to wytwarza nie
uciekinierów, ale transkulturowych dyspatriantów, dobrze znających pokusy
5
WWW.EWA-LUKASZYK.COM
i tęsknoty rządzące lokalną historią, i właśnie dlatego szukających
schronienia w tym, co powszechne. Nieodparcie przychodzi mi na myśl
zagubiony werset z jakiegoś utworu z czasów anty-komunistycznego oporu
w Polsce: „gdy się z takiego obozu pryska, trzeba mieć dokąd uciekać...”
Pessoa neutralizuje ultraprawicowe inspiracje kakofonią głosów,
rozbijając siebie na mgławicę heteronimów. Ciekawe, że wiele jego pism
heteronimicznych zaczęto wydawać zupełnie niedawno. Czuję, że mogło to
wynikać nie tylko z typowych dla Portugalii zaniedbań, ale też i z
konsternacji dawniejszych badaczy, którzy po prostu nie wiedzieli, co z
takimi tekstami zrobić, jak oswoić wyłaniający się w nich, niepokojący
dyskurs. Heteronim António Mora rozwodzi się wszak z całą powagą nad
możliwością przyjęcia prawa silniejszego za nadrzędną zasadę moralną...
Pessoa wpisał jednak ten głos w swój wielki projekt „biblioteki w ruinach”,
jakim była skrzynia wypełniana karteluszkami i strzępami myśli w ciągu
całego życia poety. Paradoksalnym odpowiednikiem tej rozproszonej już u
źródła biblioteki jest doskonale uporządkowana biblioteka Eliadego,
obsesyjnie dążącego do ustanowienia powszechnego systemu idei i wierzeń
religijnych, a więc materii, która najmniej nadawała się do uporządkowania.
W obu przypadkach izomorficzne jest zawieszenie między porządkiem a
chaosem.
Pessoa i Eliade dostarczają świadectwa ucieczki w mnogość, w
próbę uchwycenia i ogarnięcia wielości, której ostateczną stawką nie jest
stworzenie trwałego systemu, lecz przekroczenie wielości – osiągnięcie
kondycji transkulturowej jako przestrzeni wolności poza historią. Ta
kondycja ma ich ostatecznie oddzielić od uwikłania we własną lokalność, w
miałkość rodzącą się z partycypowania w tragedii prowincjonalnych czy
peryferyjnych dziejów. Na „strychu nad mleczarnią” ma się wyłonić
bytowanie w intelektualnym empireum, w którym transkulturowy podmiot
staje się niczym duch unoszący się nad wodami chaosu w pierwszych
dniach stworzenia.
XX-wieczny intelektualista stawał przed problemem braku
kryteriów, przed aporią historii, w której charakter dylematu tragicznego
może być nader elokwentnie zilustrowany przez rumuński dylemat, czy
popierać faszystów przeciwko komunistom, czy komunistów przeciwko
faszystom. Za każdym razem wyłania się wyzwanie dyspatriacji,
radykalnego oddzielenia od spraw ojczystych, którymi intelektualista nie
jest w stanie pokierować i za które nie jest w stanie przyjąć
odpowiedzialności. Na pytania stawiane przez historię nie sposób udzielić
wiążącej odpowiedzi. Pessoa rozpada się więc na wielość głosów. Eliade
6
WWW.EWA-LUKASZYK.COM
ucieka w studium powszechników. Pokusa języków uniwersalnych, takich
jak angielski czy francuski, jest sposobem przypieczętowania wychodźstwa.
Ciekawy w tym kontekście jest sposób, w jaki Miłosz próbuje
przystąpić do odbudowy moralnego kryterium po katastrofie. On również
mieści się w mojej galerii poszukiwaczy prawdziwej powszechności – w tej
samej Ameryce (miejscu poza mapą Europy), w której Eliade tworzy swoją
teorię świętości. W pokoju z widokiem na Pacyfik z Ziemi Ulro czy w
Chicagowskim gabinecie, kondycja transkulturowa ma wiele wspólnego z
przekroczeniem europejskości jako określonej kondycji cywilizacyjnej.
Okazuje się ono koniecznością wobec ostatecznego załamania opozycji
strukturyzujących nowoczesne życie.
Miłosz, tak jak Eliade, to także dyplomata, który „został”, człowiek
ulegający pokusie zewnętrzności. Zniewolony umysł jako pierwsza książka
poza Polską stanowi pewien rodzaj apologii własnej, tłumaczy – choć nie
wprost – aspirację przekroczenia, znalezienia się ponad kulturową dynamiką
prowadzącą do ziewolenia. Tylko z tej nadrzędnej perspektywy można
wszak było tę książkę napisać, zyskać analityczny dystans, nie oznaczający
dysocjacji: zaprzeczenia, że samemu podlegało się tej samej dynamice.
Zniewolony umysł przedstawia problem ponadindywidualny i ponadlokalny,
nawet jeśli omówiony na jednostkowych, wręcz spersonalizowanych
przypadkach. Są to przypadki polskie; książka dotyczy Polski, a zarazem
nie tylko Polski. Jej zagraniczny rodowód pozwala na uchwycenie procesów
i mechanizmów, jakie z lokalnej perspektywy byłyby nie do uchwycenia.
Tworzy metadyskursywną przestrzeń analogiczną do tej, w której można
byłoby również usytuować Conradowską wizję imperium kolonialnego.
Ponad różnicą analizowanych przypadków, chronologii i okoliczności,
zachodzi tu podobieństwo topologii generujących uniwersalistyczny wymiar
tekstu.
Zajęcie pozycji transkulturowej i literacka dyspatriacja oznacza nie
tylko gwałtowne zerwanie z dyskursem ojczyźnianym i pisanie w opozycji
do niego, jak to widać choćby u Juana Goytisolo wzywającego, by
„sprzedać Hiszpanię Maurom”. Jest to również proces subtelniejszy,
którego ostateczną stawką jest odzyskanie mikrosfer aksjologicznych
ulokowanych w ojczyźnie, ale dostępnych (możliwych do uchwycenia i
zwerbalizowania) jedynie z poziomu uniwersaliów. Takie przemieszczenie
mikrosfery wartości w przestrzeń powszechną można znaleźć m.in. w finale
wiersza Miłosza Rue Descartes. Kreśląc wizję paryskiej ulicy Kartezjusza,
Miłosz rozprawia się nie tylko z horrorem historii rozgrywającym się na
peryferiach, tak jak w Zniewolonym umyśle, ale także z ograniczeniami
europejskości reprezentowanej przez wielką metropolię. Paryż jako stolica
7
WWW.EWA-LUKASZYK.COM
europejskiego „imperium idei” zostaje przeciwstawiona mikrosferze afektu
usytuowanej w przestrzeni ojczystej. To właśnie na Litwie, w świecie
chtoniczno-akwatycznej relacji z wężem, tkwią korzenie prawdziwej
powszechności jako sfery niezafałszowanego wartościowania. Jednak
topologiczny status „Litwy” jest specyficzny. Musi ona być rozważana jako
miejsce o specyficznej topologii, stanowiące odrębną osobliwość
topologiczną, poza przestrzenią „płaskiej mapy”. Dlatego też dopiero
osiągnięcie wymiaru transkulturowego przez wewnętrzną dyspatriację
otwiera dostęp do tej przestrzeni i odzyskanie utraconych wartości. Zarazem
sytuuje pisarza w powszechnej przestrzeni literackiej, pozwalając na
stworzenie tekstu, który właśnie przez zakotwiczenie w hiperlokalnym
punkcie może zyskać powszechną czytelność.
8

Podobne dokumenty