szeroki_margines numer strony

Transkrypt

szeroki_margines numer strony
Zdumiewające wyznanie Sartre'a
W Słowach znajdujemy zdanie: „Nie lubię żyć.” Brzmi to efektownie i nawet, powiedziałbym,
sympatycznie w porównaniu z pretensjonalnym i o wiele częstszym: „Kocham życie.” Ale obydwa
oświadczenia niewiele pod względem merytorycznym są warte. Trzeba uściślić. Sartre, gdyby
chciał być ścisły, napisałby: „Nie lubię życia zewnętrznego.” Bo przecież nie mógłby zaprzeczyć,
że lubił lekturę, a nawet oglądanie filmów. Wyruszając na wojnę, a więc kto wie, czy nie na
spotkanie ze śmiercią, sobowtór Sartre'a, ów Mateusz z Dróg wolności, ogarnia pamięcią minione
lata, zamknięty już rozdział, i wspomina z nostalgią swoje rozrywki: „Kino, które tak lubiłem...” Tu
znowu aż się prosi, żeby sprecyzować. Toć obok kina dającego się lubić jest kino, od którego
rzygać się chce.
Jednym słowem, Sartre lubił życie wewnętrzne. A nawet niektóre formy życia zewnętrznego
nie mierziły go bynajmniej. Wprawdzie gdy podróżował ze swoją przyjaciółką, Simone była
aktywniejsza. Kiedy przybywali do jakiegoś hiszpańskiego miasta, ona – po obejrzeniu
architektonicznych zabytków – wyprawiała się w okoliczne góry, z plecakiem na ramionach,
podczas gdy on wolał posiedzieć na rynku z fajką w zębach. Ale od samych podróży nie stronił. Po
powrocie nad Sekwanę kosztował życia paryskiego. Oto jedno ze zdjęć ilustrujących poświęconą
mu książkę: przy stoliku kawiarnianym Sartre (już leciwy) podaje ogień młodej kobiecie; oboje
uśmiechnięci.
Dwa różne wyznania. Z jednej strony Sartre'owskie: „Nie lubię żyć”, z drugiej o wiele częściej
spotykane: „Kocham żyć.” Wartość merytoryczna jednego i drugiego równa się zeru, lecz pod
względem estetycznym kontrast jest szalony. Pierwsze brzmi świeżo, zaskakująco, w zdumienie
wprowadza, że można się tak wyrazić; drugie aż mdli wskutek swojej banalności, bezmyślności,
rozszczebiotanego tonu.
W pamiętnikarskiej puściźnie Simone de Beauvoir, towarzyszki życiowej Sartre'a, można także
znaleźć wyrażenie niezwykłe. U Jean-Paula: „Nie lubię żyć.” U Simone: „schronić się w śmierć”.
Pisze ona o pewnym hochsztaplerze gotowym wdawać się w oszukańcze afery, zdolnym do ryzyka,
bo podtrzymywała go na duchu świadomość, że „zawsze może się schronić w śmierć”.
Hochsztapler „lubił żyć”, owszem, i to bardzo. Kantował ludzi, by dorwać się do forsy i używać
życia, a ryzykowność takiej egzystencji nie wzruszała go; on zawsze mógł dać nura w śmierć.
Dać nura – nieprzypadkowo użyłem tego określenia. Sztuka Sartre'a Niekrasow zaczyna się
brawurowo: Jerzy de Valera, postać wzorowana na wspomnianym hochsztaplerze, rzuca się do
Sekwany. Mieszkający pod mostem kloszardzi wyciągnęli z wody topielca. Jakże ochrzaniał swoich
dobroczyńców za ich nieproszoną interwencję! Przymuszono do życia delikwenta, który na pytanie:
„Czy lubisz żyć?” miałby w owej godzinie tylko jedną odpowiedź: „Nie cierpię!”

Podobne dokumenty