R. Rorty – Filozofia a zwierciadło natury: Rozdział I: Odkrycie umysłu
Transkrypt
R. Rorty – Filozofia a zwierciadło natury: Rozdział I: Odkrycie umysłu
R. Rorty – Filozofia a zwierciadło natury: Rozdział I: Odkrycie umysłu s.45–60 5. Zdolność istnienia oddzielnie od ciała Jedynym argumentem przytoczonym w poprzednim paragrafie było Tomistyczne (a być może i Arystotelejskie) wnioskowanie, w którym przesłanką „oddzielności”, immaterialności nous jest hylemorficzna koncepcja poznania głosząca, iż poznawanie nie jest trafnym przedstawianiem przedmiotu, ale raczej utożsamianiem się z przedmiotem. Żeby zrozumieć różnicę między tym argumentem a rozmaitymi Kartezjańskimi i współczesnymi argumentami na rzecz dualizmu, zrozumieć trzeba, jak bardzo różnią się między sobą te dwie epistemologie. Wprawdzie obie dostosowały się do metaforyki Zwierciadła Natury, w koncepcji Arystotelesa jednak intelekt nie jest zwierciadłem obserwowanym przez jakieś wewnętrzne oko — jest zwierciadłem i okiem zarazem. Sam obraz na siatkówce jest modelem „intelektu, który staje się wszystkim”, podczas gdy w ujęciu Kartezjańskim intelekt dokonuje inspekcji bytów pojmowanych na wzór obrazów siatkówkowych. Substancjalne formy żabiości czy gwiazdowości trafiają do wnętrza Arystotelejskiego intelektu i są tam w ten właśnie sposób, w jaki są w żabach i gwiazdach — nie w taki zaś, w jaki żaby i gwiazdy odbijają się w lustrach. W koncepcji Kartezjańskiej — a to ona właśnie stała się podstawą „nowożytnej” epistemologii — to przedstawienia są w „umyśle”. Oko Wewnętrzne dokonuje przeglądu tych przedstawień w nadziei, że odkryje jakiś znak poświadczający ich wiarygodność. Podczas gdy sceptycyzm starożytny był sprawą postawy moralnej, stylu życia, reakcją na uroszczenia najświeższych mód intelektualnych14, sceptycyzm w stylu Pierwszej medytacji Kartezjusza jest całkowicie jasnym, precyzyjnym, „profesjonalnym” zagadnieniem: skąd wiemy, że cokolwiek psychicznego jest przedstawieniem czegokolwiek niepsychicznego? Skąd wiemy, że to, co widzi Oko Umysłu jest lustrem (chociażby krzywym, zaczarowanym zwierciadłem) czy też zasłoną? Pojmowanie poznania jako przedstawienia wewnętrznego jest dla nas czymś tak naturalnym, że model Arystotelesowski może wydać się jedynie ciekawostką, a Kartezjański sceptycyzm (w przeciwieństwie do „praktycznego” sceptycyzmu Pyrrona) uważamy za tak zasadniczą część „myślenia filozoficznego”, że 14 Zob. wywody Philipa P. Hallie'a o greckim sceptycyzmie jako „filozofii eudajmonistycznej, mającej charakter praktycznej mądrości”, w której „wątpienie jest raczej narzędziem usuwania narośli, jakie szpecą ludzkie życie i wiodą do niekończących się, gorzkich starć między ludźmi, niż urządzeniem do zwijania zasłony z doświadczenia zmysłowego”. {Scepticism, Man and God, Midlletown, Conn. 1964, s. 4). Niejasne jest, jaką rolę odgrywało w starożytnym sceptycyzmie pojęcie zasłony z idei, ale wydaje się, że raczej epizodyczną niż główną, jeśli za miarę tej ostatniej przyjąć pozycję, jaką pojęcie to zdobyło w tradycji Locke'owsko-Berkeleyowsko-Kantowskiej. Charlotte Stough {Greek Scepticism, Berkeley 1969, s. 24) przypisuje Pyrronowi pojmowanie to fainomenon jako „swoistej zasłony między przedmiotem a podmiotem chro-niącej świat realny przed ludzkim spojrzeniem”. Nie jest jednakże jasne, czy to fainomenon jest bliskie Locke'owskiej idei, ta bowiem jawi się przed umysłem w sposób niekorygowalny, jest czysto mentalna po prostu dlatego, iż jej poznanie jest niepowątpiewalne. W myśli starożytnych najbliższa koncepcji niekorygowalnie poznawalnych bytów mentalnych była stoicka doktryna kataleptike fantasia (zob. Stough, s. 38-40), ale definiuje się to jako przedstawienie dlatego wymuszające uznanie, że ściśle odpowiadające swemu przedmiotowi, co nie całkiem zgadza się z koncepcją Locke'owską. Zob. też Josiah B. Gould, Being, the World and Appearance in Early Stoicism and Some Other Greek Philosophers, „Rev. of Metaphisics” 27/1974, s. 261-288 a szczególnie s.277 i nast. zdumiewamy się, iż Platon i Arystoteles nigdy się z takim sceptycyzmem nie zmierzyli. Jeśli jednak zrozumiemy, że obydwa te modele — hylemorficzny i przedstawieniowy — są równie arbitralne, to być może łatwiej będzie pojąć, iż wnioski o dualizmie ciała i umysłu wyciągane z jednego i drugiego są tyleż słuszne co niekonieczne. W artykule zatytułowanym Dlaczego zagadnienie ciała i umysłu nie powstało w starożytności?15 Wallace Matson wytknął główną linię podziału między greckimi a siedemnastowiecznym zapatrywaniami na oddzielność ciała i umysłu: Grekom nie brakowało pojęcia umysłu, a nawet pojęcia umysłu oddzielnego od ciała. Ale od Homera po Arystotelesa granicę między ciałem a umysłem, o ile w ogóle ją wytyczano, prowadzono tak, aby procesy percepcji zmysłowej znalazły się po stronie ciała. To jeden powód, dla którego Grecy nie stanęli przed zagadnieniem ciała i umysłu. Drugi stanowi trudność — tak wielka, iż prawie nie do pokonania — przekładu na język grecki zdań takich jak „Jaka relacja zachodzi między wrażeniem a umysłem (czy duszą)?”, trudno bowiem znaleźć w greckim odpowiednik terminu „wrażenie” w rozumieniu nadanym mu przez filozofów (...). Termin „wrażenie” wprowadzono do filozofii właśnie po to, by umożliwić mówienie o stanach uświadamianych bez zobowiązań co do natury czy nawet istnienia bodźców zewnętrznych16. Te dwa spostrzeżenia Matsona zawrzeć można w jednym zdaniu: w języku greckim nie da się wyrazić oddzielności „stanów uświadamianych” czy „stanów świadomości” — zdarzeń w życiu wewnętrznym — od zdarzeń w „świecie zewnętrznym”. Z drugiej strony Kartezjusz w obszar „myślenia” włączył wątpienie, rozumienie, uznawanie, odrzucanie, chcenie, odmawianie, wyobrażanie sobie i czucie oraz stwierdził, że nawet jeśli śnię, iż widzę światło, „to jest właśnie tym, co się we mnie czuciem nazywa, to zaś czucie, tak właśnie rozumiane, nie jest niczym innym jak myśleniem”17. Po tym jak Kartezjusz ugruntował taki sposób mówienia, Locke mógł użyć terminu „idea” w znaczeniu „wszystko to, czym umysł może się zajmować, gdy myśli” lub „każdy przedmiot bezpośrednio dany myślącemu umysłowi”, tak że nie ma on w języku 15 Wallace Matson, Why Isn't the Mind-Body Problem Ancient?, w: Mind, Matter and Method: Essays in Philosophy and Science in Honor of Herbert Feigl, ed. Paul Feyerabend and Grover Maxwell, Minneapolis 1966, s. 92-102. 16 Matson, dz. cyt., s. 101. W dalszym ciągu Matson przekonuje, iż ani aisthesis ani aisthema nie jest dobrym odpowiednikiem terminu „wrażenie”. Termin fantasma jest tu kuszący, ale nawet oddanie go w pismach Arystotelesa przez „wyobrażenie” jest podejrzane, a nikt przecież nie nazwałby tak bólu. Trudności interpretacji pojęcia phantasma w pismach Tomasza opisuje Anthony Kenny, zob. Intellect and Imagination on St. Thomas, w: Aquinas: A Collection of Critical Essays, ed. Kenny, Garden City, N.Y. 1969, s. 293-294. Stwierdzenie Matsona zawarte w ostatnim zdaniu tego cytatu wspiera swym ujęciem „wrażenia” Thomas Reid, zob. jego Essays on the Intellectual Powers of Man, Cambridge, Mass. 1969, s. 249 (i esej II). 17 W drugiej Medytacji o „rzeczy myślącej” najpierw mówi się, że jest ona „umysłem bądź duchem, bądź intelektem, bądź rozumem” (res cogitans, id est, mens, sive animus, sive intellectus, sive ratio) a nieco dalej powiada: „Czymże więc jestem? Rzeczą myślącą; ale co to jest? Jest to rzecz, która wątpi, pojmuje, twierdzi, przeczy, chce, nie chce, a także wyobraża sobie i czuje” (kursywa — Rorty; Nempe dubitans, intelligens, affirmans, negans, volens, nolens, imaginans quoque, et sentiens). Dalej jeszcze pojawia się sformułowanie cytowane wyżej, w tekście zasadniczym (koc est proprie quod in me sentire appelatur; atque hoc praecise sic sumptum nihil aliud est quam cogitare). Wszystkie trzy cytaty odnaleźć można na stronach 184-186 Oeuvres Philosophiques, wyd. Alquié, Paris 1967, vol. II (polski przekład Kazimierza i Marii Ajdukiewiczów, Medytacje o pierwszej filozofii wraz z Zarzutami uczonych mężów i odpowiedziami autora, Warszawa 1958, s. 34-37). Zob. też Zasady filozofii, Warszawa 1950, I, s. 10: „Przez nazwę «myślenie» rozumiem to wszystko, co w nas zachodzi, gdy jesteśmy świadomi, o ile jest w nas właśnie świadomość tych rzeczy (tout ce qui se fait en nous de telle sorte que nous l'apercevons immédiatement par nous-memes). Tak więc nie tylko rozumienie, chcenie, wyobrażanie sobie, ale także i czucie (sentir) jest tutaj tym samym, co myślenie” (przekład Izydory Dąbskiej). W sprawie interpretacji res cogitans jako „świadomości” zob. Robert McRae, Descartes' Definition of Thought, w: Cartesian Studies, ed. R.J. Butler, Oxford 1972, s. 5 5 -7 0 . greckim żadnego w ogóle odpowiednika18. Według Kenny'ego nowoczesne użycie słowa „idea” wywodzi się poprzez Locke'a od Kartezjusza, „a Kartezjusz świadomie nadał mu nowy sens (...) wyznaczył nową orientację metodycznie stosując je do treści ludzkiego umysłu”19. Co ważniejsze, ani tradycja grecka, ani średniowieczna w ogóle nie zawierała terminu — filozoficznej choćby proweniencji — koekstensywnego z terminem „idea” w rozumieniu kartezjańsko-locke'owskim. Nie zawierała też koncepcji ludzkiego umysłu jako przestrzeni wewnętrznej, w której tak ból, jak i jasne i wyraźne idee defilują przed tym samym Okiem Wewnętrznym. Z pewnością były w niej obecne pojęcia cichego myślenia, wyrokowania foro interno i im podobne20, ale pojęcie jednej i tej samej przestrzeni wewnętrznej, w której odbywa się obserwacja doznań cielesnych i percepcyjnych („niejasnych idei pochodzących od zmysłów i wyobraźni”, w sformułowaniu Kartezjusza), prawd matematycznych, zasad moralnych, idei Boga, nastroju przygnębienia i wszystkiego, co dzisiaj nazywa się „stanem psychicznym”, było całkowitą nowością. Wprawdzie w myśli starożytnej i średniowiecznej nieraz pojawiały się domniemania istnienia takiej sceny wewnętrznej wraz z jej wewnętrznym obserwatorem, lecz nigdy nie były wystarczająco długo traktowane poważnie, 18 Pierwszy cytat pochodzi z Rozważań dotyczących rozumu ludzkiego, t. I, I,i, par. 8, s. 30 (Warszawa 1955, przeł. B.J. Gawecki), a drugi z Mr. Locke's Reply to the Right Revended the Lord Bishop of Worcester's Answer to his Letter. Taki sposób mówienia sprawił, że bezpośredniość bytów psychicznych (przy czym kryterium bezpośredniości jest niekorygowalność) stała się niekwestionowanym założeniem filozofii. Jak to często w filozofii bywa, neologiczne użycie słów stało się świadectwem zrozumienia „swoiście filozoficznych” wątków i zagadnień. I tak Hume powiada: „...że wszelkie konkluzje, jakie człowiek przeciętny wyprowadza w tej dziedzinie, są wprost przeciwne do tych, jakie potwierdza filozofia. Albowiem filozofia informuje nas, że wszelka rzecz, która zjawia się przed umysłem, nie jest niczym innym niż percepcją oraz że jest przerywana i że jest zależna od umysłu; a tymczasem człowiek przeciętny miesza percepcje i rzeczy, i przypisuje odrębne i ciągłe istnienie samym tym rzeczom, które czuje lub widzi” (Traktat o naturze ludzkiej, Warszawa 1963, przeł. Czesław Znamierowski, s. 2 5 3 ). Jonathan Bennet zauważa, iż „Nad myślą Locke'a ciąży usiłowanie objaśnienia zarówno percepcji, jak i znaczenia za pomocą jednego, wziętego w tym samym znaczeniu słowa-klucza — «idea», czyli po prostu używanie terminu «idea» zarówno w odniesieniu do danych zmysłowych, jak i pojęć”, oraz powiada, że w tym „wyraża się jego zasadniczy błąd — wspólny mu z Berkeleyem, Hume'em i resztą empirystycznej tradycji — o wiele za daleko posuniętego upodobnienia sfery zmysłowej i intelektualnej” (Locke, Berkeley, Hume: Central Themes, Oxford 1971, s. 25). Wszelako historia tego błędu sięga Kartezjusza i w równej mierze ciąży on na tradycji racjonalistycznej. Jest on częścią tego, co Sellars nazywa „zasadą bezpośredniości”, która wspólna jest obu tradycjom i zawsze służy za cel ataków zwolennikom Hegla. Zob. Sellars, Science, Perception and Reality, London and New York 1963, s. 127 i 1 5 5 - 1 5 6 . Prefigurację dokonanej przez Sellarsa i Benneta krytyki empiryzmu znaleźć można u H.L. Pritcharda a wcześniej u T.H. Greena, którym poświęcę nieco miejsca w części 2 rozdziału trzeciego. 19 Anthony Kenny, Descartes on Ideas, w: Descartes: A. Collection of Critical Essays, ed. Willis Doney, Garden City, N. Y. 1967, s. 226. Zwróćmy uwagę na Kartezjańską definicję pensée jako tout ce qui est tellement en nous, que nous en sommes immédiatement connaissants i idée jako cette forme de chacune de nos pensées, par le perception immédiate de laquelle nous avons connaissance de ses mêmes pensées (wyd. Alquié, II, s. 586; „Przy pomocy nazwy «myśl» obejmuję to wszystko, co znajduje się w nas w taki sposób, że jesteśmy tego bezpośrednio świadomi”, „Przez nazwę «idea» rozumiem taką formę każdej myśli, poprzez której bezpośrednie pojmowanie jestem świadomy tej samej właśnie myśli”, Od-porviedź na zarzuty drugie, w: Kartezjusz, Medytacje, I, Warszawa 1958, przeł. Stefan Świerzawski, s. 198). John Yolton podejmuje jednak spór z Kennym (i z Alquié oraz innymi komentatorami zajmującymi tradycyjne — jakie i ja tu za nimi zajmuję — stanowisko, w myśl którego w przedstawieniowej teorii percepcji Kartezjusz ostatecznie — choć może katastrofalnie w skutkach — porzuca scholastyczną tradycję bezpośredniego realizmu. W pracy Ideas and Knowledge in Seventeenth-Century Philosophy, „Journal of the History of Philosophy” 13/1975, s. 145-165, przytacza on określenie idée jako une manière ou façon de penser z trzeciej Medytacji (Alquié, 11,439), upatrując w tym świadectwa na rzecz tego, iż Kartezjusz głosił „aktową” teorię idei, zgodną ze scholastycznym realizmem bezpośrednim. W tej i innych pracach Yolton sugeruje, że utarte przedstawienie sprawy (wspólne np. Etienne Gilsonowi i J.H. Randallowi), zgodnie z którym sceptycyzm epistemologiczny wyłonił się ze stworzonej przez Kartezjusza i Locke'a przedstawieniowej teorii percepcji, może być zbyt prostoduszne. Podobne stanowisko zajmuje Brian O'Neil w Epistemological Direct Realism in Descartes' Philosophy, Albuquerque, N. M. 1974, s. 96-97: „Kartezjusz wiele czasu i wysiłku poświęcił walce o zachowanie i powiązanie teorii esse obiectivum i doktryny substancji prostych”. O'Neil zgadza się z Jean Wahl, że Kartezjusz ait exprimé les deux conceptions fondamentales et antonimiques du réalisme, jednej wspartej o coś w rodzaju tomizmu i drugiej opartej na czymś w rodzaju zasłony z idei, z których pewne same przez się gwarantują, że są trafnymi przedstawieniami. Gdyby Yoltonowskie, rewizjonistyczne odczytanie Kartezjusza i Locke'a było słuszne, to aby dojść do źródeł problematyki epistemologicznej, za której ojca uchodzi dziś Kartezjusz, trzeba by dalszych badań historycznych. Mimo wszystko w pracy tej idę za lepiej znanym ujęciem Kenny'ego. 20 Zob. np. Platon, Sofista, Warszawa 1956, 263E. by dać początek jakiejś wyraźniej zarysowanej problematyce21 Ale wiek siedemnasty potraktował je na tyle poważnie, że powstało zagadnienie zasłony z idei, które uczyniło z epistemologii jądro filozofii. Po tym jak Kartezjusz wymyślił owo „ścisłe rozumienie” „czucia”, w którym „nie jest ono niczym innym jak myśleniem”, Arystotelesowskie rozróżnienie rozumu — jakouchwyconych-uniwersaliów i żywego ciała odpowiedzialnego za doznania i poruszenia stało się niezrozumiałe. Potrzebne było nowe rozróżnienie ciała i umysłu — to, które nazywamy rozróżnieniem „świadomości i tego, co świadomością nie jest”. Nie dotyczy ono ludzkich zdolności, ale dwu ciągów zdarzeń, takich że wiele cech charakterystycznych zdarzeń jednego ciągu przysługuje też wielu zdarzeniom drugiego, niemniej jednak są one toto caelo różne, ponieważ pierwsze z nich zachodzą w substancji nierozciągłej, podczas gdy drugie w rozciągłej. Przypomina to bardziej rozróżnienie dwu światów niż dwu stron czy nawet części człowieka. „Świat Idealny” filozofów takich jak Royce dziedziczy doniosłość i tajemniczość „Lustrzanej Istoty” z czasów Odrodzenia, ale jest tak samowystarczalny, jak nie mogłaby być żadna z części człowieka22. Z tego względu zamiar ukazania możliwości wyobrażenia sobie umysłu w oderwaniu od ciała jest zupełnie innym przedsięwzięciem niż w tradycji wywodzącej się od Arystotelesa. Według niego mamy „oddzielną” zdolność chwytania uniwersaliów, bo chwytamy je bez przyoblekania ich w materię i trudno (bez jakiejś pozafilozoficznej, np. chrześcijańskiej, motywacji) rozstrzygnąć, czy władzę tę należy uważać 21 Adler (Difference of Man, s. 217-218) zgadza się z Matsonem, że „na gruncie Arystotelesowej metafizyki i psychologii niemożliwe jest powstanie zagadnienia ciała i umysłu”, ale twierdzi, iż „na przykład Platon byłby o wiele lepiej niż Arystoteles zrozumiał Kartezjusza, a szczególnie kartezjańskie oddzielenie ciała i umysłu, oraz podzieliłby przeświadczenie o niezależności umysłu od ciała”. Skłonny byłbym wątpić jednak, że Platon rzeczywiście różni się pod tym względem od Arystotelesa; wnioski Matsona w równym stopniu dotyczą ich obu. Z drugiej strony, muszę przyznać że jest coś istotnego w spostrzeżeniu Gilsona, iż Kartezjusz wydobywa z tradycji Augustyńskiej to właśnie, co Tomasz, odwołując się do Arystotelesa, w niej krytykował. Coleridge'owski wybór między Platonem a Arystotelesem wydaje się tu naprawdę istotny. Co więcej, pewne ustępy z Augustyna są niezwykle bliskie fragmentom z Kartezjusza cytowanym zazwyczaj na dowód, że byl on twórcą pojęcia „myślenia” obejmującego zarówno doznania zmysłowe, jak i treści intelektualne. Gareth Matthews (w Consciousness and Life, „Philosophy” 5 2/1977, s. 13-26) zamieszcza uderzający cytat z Contra Academicos, ks. 3, cz. II, rozdz. 26 i daje następujący komentarz: „Obraz człowieka jako mającego... zarówno «wnętrze», jak i «zewnętrze» jest tak pospolity, tak (jak to się nam może wydawać) zdroworozsądkowy, że bardzo trudno (jak się okazuje) nam zrozumieć, jak uderzająco jest on nowoczesny. Ale by docenić jego nowoczesność, wystarczy sięgnąć po opisy człowieka z czasów przedkartezjańskich. U Augustyna znaleźć można ciekawe jego antycypacje, ale wcześniej i od Augustyna po Kartezjusza — prawie żadnych” (s. 2 5 ) . Wnioski Matthewsa (tak jak Matsona) nadają, jak mi się zdaje, właściwe proporcje wysuwanym wobec Ryle'a oskarżeniom o to, że atakując pojęcie ducha w maszynie, atakował nie tyle coś swoiście kartezjańskiego, ile podstawowe ludzkie intuicje. Oskarżenie takie wysuwa na przykład Stuart Hampshire {Critical Study z The Concept of Mind, „Mind” 59/1950, s. 2 3 7 - 2 5 5 , a szczególnie część 2). Z drugiej wszakże strony, uwagi krytyczne Hampshire'a wzmacnia spostrzeżenie (które podsunął mi w rozmowie Michael Frede), że Kartezjańska przedstawieniowa doktryna percepcji i koncepcja „przestrzeni wewnętrznej” nie są niczym szczególnie nowym dla kogoś obeznanego z filozofią hellenistyczną, kto docenia rolę stoicyzmu w myśli Odrodzenia. Jeśli Frede ma rację, a zwłaszcza jeśli Yolton ma rację w kwestiach poruszanych w przypisie 19, to historia filozoficznych dyskusji nad tymi zagadnieniami wykazywałaby daleko większą ciągłość, niż wynikałoby to z mojego (zapożyczonego z historiograficznej tradycji Gilsona-Randalla) przedstawienia. 22 Zob. Royce'owski opis Kartezjańskiego subiektywizmu jako „ponownego odkrycia życia wewnętrznego” (tytuł trzeciego rozdziału The Spirit of Modern Philosophy, New York 1892), które toruje drogę do zrozumienia, że realny świat musi być „psychiczny” (tryumfalny wniosek, jaki Royce wyciąga w rozdziale jedenastym). Zob. też rozdział pierwszy The Revolt Against Dualism, La Salle, 111. 1950, Lovejoya, gdzie wbrew tym, którzy chcieliby zdetronizować Kartezjusza, autor podkreśla, iż przed zagadnieniem zasłony z idei staje każdy, kto obstaje przy: „pierwotnej i najogólniejszej wierze człowieka, jego nie dającym się zwalczyć realizmie, dwoistym przeświadczeniu, że z jednej strony jest wśród rzeczywistych przedmiotów nie będących nim ani jedynie posłusznymi mu majakami, w świecie przekraczającym wąskie granice jego własnego, krótkotrwałego istnienia, a z drugiej, że w jakiś sposób może sięgnąć poza te granice i wciągnąć owe byty zewnętrzne w obszar własnego życia, nie likwidując przez to jednak ich transcendentności” (s. 14). Arystotelesowi, Tomaszowi, Deweyowi czy Austinowi „realizm” taki wydałby się równie sztuczny i wymuszony, jak idealizm Royce'a. za szczególną umiejętność ciała, za oddzielną substancję tkwiącą w każdym z osobna ciele dojrzałego człowieka, czy może za coś substancjalnie jednolitego, wspólnego tak wielu ludziom i aniołom, ilu tylko zdarzyło się istnieć. Arystoteles wahał się między pierwszym a drugim stanowiskiem, przy czym to drugie pociągało go — jak i zresztą innych — dzięki obietnicy przetrwania śmierci. Filozofia średniowieczna zaś wahała się między drugim a trzecim, We wszystkich tych dyskusjach kontrowersja tyczyła jednak nie przetrwania „świadomości”, a niezniszczalności rozumu23. Z chwilą gdy umysł nie jest już tożsamy z rozumem, co innego niż chwytanie uniwersaliów musi służyć za jego znamię. U Kartezjusza nie znajdziemy wyraźnego określenia czynnika, który wspólny jest bólowi, snom, wspomnieniom, wiarygodnym i halucynacyjnym percepcjom z jednej a pojęciom (i sądom dotyczącym) Boga, liczb i ostatecznych składników materii z drugiej strony. Kartezjusz powiada tylko, że jasno chwytamy różnicę między czymś rozciągłym a nierozciągłym (co ma nie więcej sensu niż twierdzenie, iż jasno chwytamy różnicę między czymś skończonym a nieskończonym), ale nie przydaje się to na wiele w przypadkach granicznych (zmysłowego uchwytywania konkretów), a tak się składa, że stanowią one sedno sprawy. To właśnie status „niejasnych idei pochodzących od zmysłów i wyobraźni” sprawia, iż umysł-jako-rozum różni się od umysłu-jako-świadomości. Na pytanie „Co według Kartezjusza jest owym czynnikiem wspólnym?” odrzekłbym, iż „niepowątpiewalność”, czyli to, że człowiek nie może wątpić we własny ból tak jak i we własne myśli oraz większość przekonań, podczas gdy może wątpić we wszystko, co fizyczne. Taka odpowiedź pozwala dostrzec w tzw. przez Royce'a „ponownym odkryciu przez Kartezjusza życia wewnętrznego” odkrycie prawdziwej istoty świadomości — braku w jej obrębie, obowiązującego wszędzie indziej zróżnicowania zjawiska i realności. Odpowiedź 23 I tak Augustyn traktat 0 nieśmiertelności duszy rozpoczyna od, jego zdaniem, najprostszego ze wszystkich i rozstrzygającego argumentu: dusza jest nieśmiertelna, ponieważ jest podmiotem (tj. siedliskiem) wiedzy, która jest wieczna. W rozdziale drugim pisze on: „Ciało ludzkie jest zmienne, a rozum niezmienny, zmienne jest bowiem wszystko, co nie jest zawsze w ten sam sposób. Zawsze w ten sam sposób liczba dwa i cztery daje sześć (...) zależności liczbowe są niezmienne, a więc są one zależnościami rozumowymi” {Dialogi filozoficzne, Warszawa 1953, t. 2, s. 83, tłum. Marian Tomaszewski; w przekładzie angielskim ostatni fragment głosi „...rachunek ten jest więc niezmienny, i tak też rozum” — tak George Leckie rozumie zdanie Est autem ratio ista immutabilis, igitur ratio est, i ma, wbrew polskiemu tłumaczowi, rację — przyp. tłum.). Od czasu Fedona Platona po wiek siedemnasty typowa argumentacja filozoficzna na rzecz nieśmiertelności rozwijała się wokół ludzkiej zdolności poznawania nie tylko poszczególnych faktów, ale i niedostępnych dla zwierząt prawd niezmiennych. Nawet Kartezjusz, który wszak utorował drogę całkiem nowemu rozumieniu różnicy między ciałem a umysłem, skłonny był cofać się na stare pozycje i mówić, że to ciało odpowiada za wszystkie przypominające zwierzęce zachowania ludzi — np. za ucieczkę przed niebezpieczeństwem. Tak też w Odpowiedziach czwartych powiada on, iż działanie odruchowe „w żaden sposób nie zależy od umysłu”, a jest to wg niego równie naturalne jak to, że „światło odbite od ciała wilka ku oczom owcy ma tę samą moc wywołującą w niej ruch ucieczki” [Odpowiedź na zarzuty czwarte, w: Medytacje, dz. cyt., i, s. 27;). Wydaje się jednak, iż skoro Kartezjusz uznał, czucie za swego rodzaju myślenie, zmuszony jest paradoksalnie przyznać (czego ani Arystoteles, ani Augustyn nie mieliby żadnego powodu robić), że ludzkie przerażenie nie ma żadnego odpowiednika w owcy. Zob. argument w liście do Henry'ego More'a z 5 lutego 1649 roku (s. 8 8 5 , t. III wydania Alquié). W takich jak ten fragmentach pomieszanie w pojęciu „myślenia” „rozumowania” z „uświadamianiem sobie” staje się najbardziej rażące. Kartezjusz potrzebuje pierwszego sensu, aby uniknąć paradoksu i podtrzymać łączność z tradycją, drugiego zaś, aby ustanowić dualizm substancji rozciągłej i nierozciągłej. Norman Malcolm w Thoughtless Brutes, „Proceedings and Addresses of the American Philosophical Association” 46/1973, s. 5-20, dokonuje przeglądu istotnych pod tym względem pism kartezjańskich i trafnie przedstawia głębię oddziaływania poglądów Kartezjusza w późniejszej filozofii. Ale też Malcolm jest zdania, iż odpowiedź na moje pytanie, dlaczego Kartezjusz tak oto przykroił ból i myślenie, by składały się w jednorodną substancjalnie całość, brzmi: gdy wyobrażam sobie, chcę, doznaję, czuję etc., to za każdym razem „jest coś, co sobie uświadamiam” (Malcolm, Descarte's Proof That His Essence Is Thinking, w: Descartes: A Collection of Critical Essays, ed. Willis Doney, s. 3 1 8 przyp.). Innymi słowy, Malcolm uważa, że intencjonalność wystarczy, by połączyć w jedno wszystko to, co Kartezjusz chce objąć wspólną nazwą cogitatio, pensée. Nawet jeśli można poradzić sobie w ten sposób z bólem, to tylko wtedy, gdy zatrze się, dostrzeganą jeszcze przez Tomasza, różnicę między autentyczną intencjonalnością przedstawień językowych a pseudointencjonalnością (jak to nazywa Sellars) wrażeń. I nie chodzi o to, że Kartezjusz dopuścił się tego, ale dlaczego — chodzi o genezę tego właśnie pojęcia „świadomości”, które występuje w wyrażeniu „coś, co sobie uświadamiam”. Rozróżnienie autentycznej i pseudointencjonalności Sellars wprowadza w pracy Being and Being Known, w: Science, Perception and Reality. ta może jednak być nieprzekonująca, ponieważ sam Kartezjusz nigdzie jej explicite nie podał. Nie pozostaje mi więc nic innego, tylko uzasadnić ją najlepiej, jak umiem. Otóż po pierwsze, coś musi wyjaśniać postępowanie Kartezjusza splatającego na powrót różnorodne wątki rozdzielone przedtem przez Arystotelesa i Tomasza, po drugie nic innego nie wydaje się równie dobre, a po trzecie autorowi Pierwszej Medytacji tak bardzo zależało na niepowątpiewalności, że można w tym upatrywać pierwotnego motywu dokonania przezeń tego przewrotu pojęciowego. Margaret Wilson zauważa, iż u Kartezjusza można znaleźć pewien argument na rzecz dualizmu ciała i umysłu (dualizmu zarysowanego zgodnie z rewizjonistycznym stanowiskiem, jakie opisałem), który jest prostym „argumentem z wątpienia”. Argument ten głosi, iż to, w istnienie czego da się wątpić, nie może być, na mocy prawa Leibniza, identyczne z tym, w czego istnienie nie można wątpić. Według Wilson „nietrafność tego argumentu jest powszechnie znana”24. Jest on błędny, jeśli już nie z jakiegoś innego powodu, to dlatego, że prawo Leibniza nie stosuje się do własności intencjonalnych. Ale, ciągnie Wilson, zawarty w Szóstej Medytacji argument na rzecz dualizmu nie jest wersją tego błędnego argumentu, odwołuje się natomiast do pojęcia „rzeczy zupełnej” (które wydaje się tożsame z tak rozumianym pojęciem „substancji”, że Kartezjusz przyjąłby istnienie trzech tylko substancji — myśli, rozciągłości i Boga). Główna przesłanka brzmi: „Jasno i wyraźnie pojmuję, że coś jest rzeczą zupełną, o ile jest to χ (ma pewną własność psychologiczną), nawet jeśli nie jest φ (nie ma żadnych własności fizycznych)” (s. 14). Myślę, że analiza Wilson jest poprawna i że ma ona również rację uważając ten argument za generalnie „nie lepszy niż rozróżnienie między jasną i wyraźną a «zwykłą» percepcją” i wątpiąc w związku z tym, czy „kiedy współcześni esencjaliści zdają się na intuicję”, są w lepszej sytuacji (s. 14). Według mnie z jej analizy wyłania się przede wszystkim pytanie, jak sam Kartezjusz zdołał utwierdzić się w przekonaniu, że coś zawierającego zarówno ból, jak i poznanie matematyczne jest „rzeczą zupełną” raczej niż dwiema rzeczami. To z kolei sprowadza się do pytania, jak zdołał on nadać terminowi „penser” ów rozszerzony sens terminu „świadomość”, podczas gdy ciągle jeszcze uważał go za nazwę oddzielnej substancji w tym sensie, w jakim terminy nous i intellectus powszechnie uchodziły wówczas za nazwy oddzielnych substancji. Jak już mówiłem, uważam, że „jasne i wyraźne percepcje” i „intuicje esencjalistyczne” apelują zwykle do zwyczajów językowych ugruntowanych w języku przez naszych poprzedników. Dlatego też wyjaśnienia wymaga tylko to, jak sam Kartezjusz zdołał utwierdzić się w przekonaniu, że jego reforma jest „intuicyjna”. Chociaż „argument z wątpienia” jest bezwartościowy, myślę, że mamy tu do czynienia z 24 Zob. Margaret Wilson, Descartes: the Epistemological Argument for Mind--Body Distinctiness, „Nous” 10/1976, s. 7-8. Jestem bardzo takim „wysuwaniem złych racji na rzecz tego, w co wierzymy instynktownie”, iż naprowadza ono na owe instynktowne przeświadczenia, które rzeczywiście odpowiadają za przekonanie. Jak sądzę, w tym przypadku chodzi o intuicyjne przeświadczenie, że niepowątpiewalne prawdy matematyczne (z chwilą gdy ich dowód zostanie przeanalizowany tak, aby postrzegane jasno i wyraźnie zyskały coś w rodzaju „fenomenalnej” intensywności i niedyskursywności) oraz momentalne, niepowątpiewalne stany świadomości mają coś wspólnego, a to pozwala wiązać je z jedną substancją. I tak Kartezjusz powiada: Co się taś tyczy idei, to nie mogą one właściwie być fałszywe, jeżeli się je rozważa same w sobie, a nie w odniesieniu do czegoś innego; bo czy sobie wyobrażam kozę, czy chimerę, to nie mniej prawdą jest, że sobie 25 wyobrażam pierwszą, jak to, że sobie wyobrażam drugą . Mówiąc zaś o bytach wyobrażonych, stworzonych przez malarzy, stwierdza on, że nawet jeśli: (...) wymyślę coś tak dalece nowego, że nic podobnego w ogóle nigdy nie widziano, tak zupełnie zmyślonego i nieprawdziwego, to jednak z pewnością przynajmniej barwy, które się na to składają, muszą być prawdziwe. Na tej samej podstawie trzeba koniecznie przyznać, że chociaż te rzeczy ogólne (generalia), jak oczy, głowa, ręce itp. mogą być tylko tworami imaginacji, to jednak rzeczywistymi są jakieś rzeczy prostsze i ogólniejsze {quaedam aduc magis simplicia et universalia), z których -— jak gdyby z prawdziwych barw — tworzą się wszystkie bądź fałszywe, bądź prawdziwe obrazy rzeczy {rerum imagines), jakie się znajdują w naszej myśli (quae in cogitatione nostra 26 sunt) . Wydaje mi się, że przy pisaniu tych fragmentów Kartezjuszowi przyświecała niejasna idea podobieństwa „substancji prostych”, jakie poznajemy dzięki fizyce matematycznej (do których może się tu odnosić wyrażenie quaedam simplicia et universalia), i barw samych w sobie. Wprawdzie barwy zgodnie z jego oficjalną, galileuszowską metafizyką są jakościami wtórnymi poddającymi się redukcji do jakości prostych, niemniej jednak z epistemologicznego punktu widzenia, podobnie jak ból, wydają się bliskie samym substancjom prostym, bowiem narzucają się nam z tego samego rodzaju pierwotną nieuchronnością. Nie wkroczywszy na szlak wiodący do Locke'owskiego empiryzmu, Kartezjusz nie mógł uczynić tej analogii wyraźną, ale też nie mógł z niej zrezygnować bez popadnięcia z powrotem w stary arystotelizm z jego rozróżnienia-mi duszy intelektualnej i zmysłowej. Wiązałoby się to z restauracją całej przedgalileuszowskiej metafizyki (z którą Kartezjusz nie chciał mieć nic wspólnego), nie wspominając o hylemorficznej epistemologii, beznadziejnie trudnej do przyjęcia ze względu na moc wyjaśniającą mechaniki Galileusza27. W tak trudnej sytuacji wdzięczny Wilson za drobiazgowy i wielce mi pomocny komentarz do szkicu tego rozdziału. 25 Medytacje, dz. cyt. s. 48. 26 Tamże, s. 23-24. 27 Wiąże się z tym następujące spostrzeżenie A.G.A. Balza: „Sądzę, że Kartezjusz chciałby stwierdzić, że wyłącznie sam intelekt jest operację zmiany pojęcia „umysłu” Kartezjusz zmuszony jest prowadzić przeważnie pod stołem — nie poprzez wyraźną argumentację, ale manipulując słowami nieco inaczej w każdym z ustępów poświęconych rozróżnieniu ciała i umysłu — nieznacznie, co i raz podmieniając karty28. Jeśli było tak jak myślę, tj. że, jakkolwiek Kartezjusz używał w tej sprawie złych argumentów, to właśnie przeświadczenie, iż wspólną cechą bólu i myśli jest (odróżniająca je od wszystkich bytów fizycznych) niepowątpiewalność, przywiodło go do uznania ich za atrybuty jednej i tej samej substancji, to można przyjąć, że Kartezjusz na swój sposób dążył ku stanowisku, zgodnie z którym niepowątpiewalność nie jest już znamieniem wieczności, ale tego raczej, dla czego Grecy nie mieli nawet nazwy — świadomości. Podczas gdy wcześniejsi filozofowie mniej lub bardziej szli w ślady Platona sądząc, że pewność przysługuje wyłącznie poznaniu tego, co wieczne, Kartezjusz w miejsce „niepowątpiewalności” jako kryterium prawd wiecznych stawia „jasną i wyraźną percepcję” — swego rodzaju niezmącone poznanie osiągane w wyniku procesu analizy. Tak oto znikają przeszkody po temu, by niepowątpiewalność służyła za kryterium tego, co psychiczne. Wszak chociaż to, że czuję ból, nie zalicza się do jasnych i wyraźnych percepcji, jednak wątpić o tym można z nie większym skutkiem niż o tym, że istnieję. Podczas gdy u Platona i w filozofii tradycyjnej granice między tym, co jasne i niejasne, powątpiewalne i niepowątpiewalne, ciałem i umysłem odpowiadały sobie, to Kartezjusz je poprzesuwał. W wyniku tego po Kartezjuszu trzeba odróżniać szczególne, metafizyczne podstawy pewności co do naszych przeżyć wewnętrznych („nic nie jest bliższe umysłowi niż on sam”) od różnorodnych racji epistemologicznych, na których wspiera się nasza pewność we wszystkich innych kwestiach. Dlatego właśnie z chwilą gdy wyraźnie zarysowano to rozróżnienie i gdy oddzielono, przez samego Kartezjusza pomieszane, pewność co do istnienia od pewności co do istoty, zaczęła rosnąć przepaść między empiryzmem a racjonalizmem, bowiem przepaść dzieli pewność, że pojęcia „bolesny” i „niebieski” oznaczają coś rzeczywistego, od pewności, że jasno i wyraźnie postrzegamy takie jakości pierwotne jak „substancja”, „myśl” i „ruch”. Wraz z powstaniem empiryzmu Locke'owskiego ugruntowująca epistemologia stała się paradygmatem filozofii29. rzeczą myślącą, nierozciągłą i immaterialną substancją duszy, ciału przypisując wyobraźnię, zmysły i czucie. Ale jeśli ból spowodowany przez nóż nie jest właściwością noża jako układu atrybutów materii, to nie może on być też właściwością tego układu atrybutów materii, którym jest ludzkie ciało. Z konieczności więc ból i całą resztę naszego bezpośredniego doświadczenia trzeba przerzucić na substancję duszy” (Concerning the Thomistic and Cartesian Dualisms: A Rejonder to Professor Mourant, „Journal of Philosophy” 54/1957, s. 387). 28 Tego rodzaju nieświadoma szulerka, jeśli dopuszcza się jej ktoś o tak śmiałej wyobraźni jak Kartezjusz, zasługuje na uznanie raczej niż naganę. Żaden z wielkich filozofów czegoś takiego nie uniknął, a i żadna rewolucja intelektualna nie może się bez tego udać. Używając terminologii „kuhnow-skiej”: nie może się udać żadna rewolucja, której słownictwo jest współmierne ze starym; rewolucja, nawet jeśli tymi samymi słowy, nie przemawia głosem starej mądrości. Z konieczności więc przewrotu zrazu bronić można tylko złymi argumentami, a dopiero potem dojść może do normalizacji języka, który zdoła go wyrazić. Argumenty staną się lepsze, ale według ofiar rewolucji zawsze będą z góry przesądzać kwestię. 29 Odkrycie możliwości empirystycznego ugruntowania epistemologii wiąże się, według Iana Hackinga {The Emergence of Probability, Cambridge 1975), z powstaniem idei „świadectwa” w nowoczesnym rozumieniu — pojęcia, bez którego niemożliwy byłby nawet sam projekt takiego ugruntowania, a co dopiero empiryzm. Zarówno ta idea, jak i spodziewany tryumf empiryzmu nie były bez związku z rozróżnieniem nauki wyższej i niższej (por. tamże, s. 3 5 i T.S. Kuhn, Dwa bieguny, Warszawa 1985, rozdz. 3). Pełniejsze przedstawienie Kartezjańskiej reformy owych granic pozwoliłoby połączyć te wątki. Sam Kartezjusz choć jedną ręką niweczył Platońskie i scholastyczne rozróżnienia, drugą kurczowo się ich trzymał. I tak odpowiadając na zarzuty Hobbesa 30, mówiąc o szyszynce, w gruncie rzeczy na nowo ustanawia rozróżnienie duszy rozumnej i duszy zmysłowej, a gdy mówi o niej znowu w Namiętnościach duszy, odnawia klasyczne, Paulińskie stanowisko w kwestii związków między namiętnościami a organami ciała. Tę swoistą obłudę szybko obnażono — wykpił ją np. Spinoza, który wyraźnie zdawał sobie sprawę, iż wszystkie funkcje, jakie pełnią tchnienia ożywiające czy „la fantasie corporelle”, przypisać można pewnej niejasnej, ale tym niemniej czysto psychicznej idei31. Dzięki takim kartezjanistom drugiej generacji, przekonanym, że sam Kartezjusz jedną nogą tkwił ciągle w bagnie scholastyki, skoro tylko oczyścili i „znormalizowali” jego doktrynę, wyłoniła się dojrzała postać „idei «idei»”. Ona to właśnie pozwoliła Berkeleyowi uznać substancję rozciągłą za byt hipotetyczny, którego nie ma żadnej potrzeby zakładać. Przed Kartezjuszem żaden biskup, walcząc raczej z grzesznym ciałem niż z trudnościami intelektu, nigdy by na to nie wpadł. Dzięki tej dojrzałej „idei «idei»„ filozofia mogła stać się dyscypliną skoncentrowaną przede wszystkim na epistemologii, a nie na teologii i etyce32. Już dla samego Kartezjusza rozważanie relacji między ciałem a duszą nie było rzeczą filozofii; filozofia wybujała wysoko, że tak powiem, ponad poszukiwania praktycznej mądrości, jakie wiedli starożytni i stała się dziedziną profesjonalną, porównywalną niemal pod tym względem z matematyką, której przedmiot symbolizował niepowątpiewalność — znamię poznania umysłowego. „To tylko powszednie życie i zwyczajowy sposób myślenia wyzute z medytacji i studiowania rozbudzających wyobraźnię zagadnień sprawiają, iż uczymy się ciało i duszę pojmować (concevoir) jako jedność (...) jedność, której nie filozofując każdy doświadcza.”33 Kartezjańskie przejście od umysłu-jako-rozumu do urnysłu-jako-sceny- wewnętrznej było nie tyle tryumfem dumnej jednostki wyzwolonej z kajdan scholastyki, co zwycięstwem pragnienia pewności nad potrzebą mądrości. Od tego czasu filozofia zmierza 30 Kartezjusz wytyka Hobbesowi pomieszanie „idei” we właściwym rozumieniu tego słowa z les images des choses matérielles depeinte en la fantasie corporelle („obrazami rzeczy materialnych namalowanych w cielesnej wyobraźni”); zob. wyd. Alquié, II, s. 611 (Medytacje, dz. cyt., s. 220). Margaret Wilson w Cartesian Dualism (w: Descartes: Critical and Interpretive Essays, ed. Michael Hooker, Chicago 1978), wskazując na tego typu cytaty, zaleca ostrożność w przypisywaniu Kartezjuszowi poglądu, że „doznania postrzegamy jasno i wyraźnie niezależnie od jakichkolwiek stanów czy zdarzeń fizycznych”. Ostrożność jest w rzeczy samej pożądana, nie znaczy to jednak, iż w jakiś sposób można by pogodzić zaprzeczenie tego twierdzenia z przedstawieniem dualizmu zawartym w co bardziej „ośrodkowych” fragmentach Medytacji. (W tymże eseju Wilson uzasadnia też ważne twierdzenie, że sam Kartezjusz, w odróżnieniu od Gassendiego, Hobbesa i Spinozy, nie wierzył w paralelizm psychofizyczny i z tego względu naprawdę przyjmował, iż w umyśle działają siły niefizyczne, które uniemożliwiają przewidywanie myśli na podstawie danych fizjologicznych.) 31 Zob. Spinoza, Etyka, Warszawa 1954, pierwsze i ostatnie paragrafy części III; rozważania o tchnieniach ożywiających we wstępie do części V. 32 Przeciwko tej właśnie dojrzałej „idei «idei»„ (bez większych deliberacji założonej przez Hume'a we fragmencie cytowanym w przypisie 18) desperacko protestował Reid; przed nim czynił to Arnauld, a po nim, w następnych stuleciach T.H. Green i John Austin. John Yolton wskazał mi u Arnaulda fragment Des vraies et des fausses idées (Oeuvres, Paris et Lausanne 1780, vol. 39, s. 190) odwołujący się do sięgającej Platona (zob. Państwo, Warszawa 1958, przeł. W. Witwicki, 510a) metaforyki zwierciadła, którą uważam za grzech pierworodny epistemologii: „Ponieważ wszyscy ludzie są najpierw dziećmi i zajmują się wtedy wyłącznie swym ciałem oraz tym, co nastręcza się ich zmysłom, spędzają wiele czasu nie znając żadnych innych widoków (vue) niż widoki rzeczy fizycznych, których dostarczają im oczy. Nie mogą nie zauważyć dwu rzeczy. Po pierwsze, że jeśli przedmiot ma być widziany, musi znajdować się przed oczyma. Nazywają to obecnością w polu widzenia (presence) i sądzą, że obecność przedmiotu w polu widzenia jest konieczna, by go widzieć. Po drugie, że niekiedy widzi się w wodzie, w lustrach lub w czym innym podobizny rzeczy widzialnych. I tak w tym drugim przypadku ludzie wierzą — niesłusznie — iż widzą wówczas nie rzeczy same, lecz ich obrazy tylko”. Warto porównać to z uwagami Austina o „filozoficznych użyciach wyrażenia «postrzegać bezpośrednio»„ (Sense and Sensibilia, Oxford 1962, s. 19) i o odbiciach w lustrze (tamże, s. 31 i ;o). Cenne zestawienie pokartezjańskich stanowisk w kwestii tego, jak należy rozumieć u Kartezjusza termin „idea” (z uwzględnieniem skrajnie odosobnionej próby Arnaulda uznającego, na sposób Brentano, Husserla i G.E. Moore'a, idee za akty), sporządza Robert McRae, zob. „Idea” as a Philosophical Term in the 17th Century, „Journal of the History of Ideas” 26/1965, s. 175-190. raczej ku osiąganiu — a w każdym razie wyjaśnieniu właściwej matematyce czy też matematycznej fizyce ścisłości niż pomaga w osiąganiu spokoju umysłu. Raczej nauka niż życie stała się przedmiotem filozofii, a epistemologia jej jądrem. 33 List do księżnej Elżbiety z 28 czerwca 1643 roku (wyd. Alquié, III, s. 45); cytat za van Peursenem Body, Soul, Spirit, s. 2 5 .