Ayon CD-07s - Ayon Audio

Transkrypt

Ayon CD-07s - Ayon Audio
Ayon CD-07s
13.06.2011 13:09 | audiostereo.pl w Artykuły
Ewolucja w świecie audio niejedno ma imię i niestety nie zawsze dobrze się kojarzy. Solidne transporty
powoli znikają z rynku ustępując miejsca „plastikowym” napędom DVD, proekologiczne normy zabraniają
stosowania ołowiu podczas lutowania, a co bardziej kreatywni europosłowie wymuszają na producentach
wzmacniaczy lampowych konieczność wyposażania ich w osłony lamp. O kretynizmach w stylu uznania
wtyków bananowych i gniazd głośnikowych za niebezpieczne (stąd wtyki i gniazda BFA np. w Cyrusach)
nie wspomnę. Coraz większej popularności zasilaczy impulsowych wolę nawet nie komentować.
Czasem jednak zmiany mogą iść w dobrym, oczekiwanym przez świadomych konsumentów kierunku i
właśnie takie zjawisko ma miejsce w Austrii, a dokładnie w miejscowości Gratkorn. Śledząc w miarę
systematycznie ofertę Ayona jakoś nie udało mi się odnotować sytuacji, kiedy nowa wersja, lub wyższy
model byłby gorszy, bądź gorzej oceniany od protoplasty.
Tym razem do testów trafił poprawiony i udoskonalony najtańszy odtwarzacz CD o symbolu 07
rozszerzony o literę „s”. Pierwszy, a nawet drugi i kolejne rzuty okiem nie przynoszą żadnych informacji o
zauważalnych zmianach. Obudowa pozostała taka jak dotychczas – wykonana z 5 mm aluminiowych
płyt, wyciętych, zaokrąglonych i także aluminiowych narożników, oraz spodem ze stalowej blachy. Front
nadal gości jedynie centralnie umieszczony czerwony, czytelny (dający się przyciemnić i wyłączyć)
wyświetlacz dot-matrix, logo producenta po lewej i nazwę modelu po prawej (jest oczywiście „eska”).
Górna płyta również nie przeszła żadnej rewolucji, więc siedem przycisków (nadal bez
krwistoczerwonych aureolek) i akrylowa pokrywa otoczona dumnie połyskującym kołnierzem napędu są
takie jak dawniej. Co ciekawe widać pewne novum w stosunku do recenzowanego w poprzednim
miesiącu (w klubie audiostereo) modelu 1sc. Otóż, aby zintegrowany z pokrywą, wyposażony w
stożkowaty trzpień krążek dociskowy nie rysował powierzchni stołu podczas zmiany płyty na
otaczającym go pierścieniu umieszczono cztery silikonowe pchełki, które zapobiegają uszkodzeniom
podłoża. Regulacja głośności dostępna jest z poziomu pilota, a w przypadku braku potrzeby jej
wykorzystania warto (również z poziomu pilota) ją wyłączyć. Za to upsampling lepiej włączyć i więcej nie
kombinować.
Mała rewolucja nastąpiła za to na tylnej ściance. Zamiast dość dziwacznego ustrojstwa w postaci stacji
dokującej dla iPodów pojawiło się zdecydowanie bardziej przydatne koaksjalne wejście cyfrowe. Ww.
zmiana jest dość zaskakująca, biorąc pod uwagę to, co jeszcze w maju 2010 r. mówił sam Gerhard Hirt.
Otóż zapytany czemu 07 posiada jedynie wejście USB stwierdził, że „USB zadowoli większość
użytkowników końcowych. Oczywiście, wejście koaksjalne też byłoby dobre, jednak należy sobie
postawić pytanie, kiedy się zatrzymać.” Jak widać delikatne podniesienie ceny pozwoliło na mały krok na
przód i stworzenie z podstawowego odtwarzacza pełnowymiarowego przetwornika, mogącego
współpracować nie tylko z komputerem, ale i innymi źródłami cyfrowymi. W końcu nie od dziś, co jakiś
czas, wieszczony jest definitywny koniec epoki srebrnego krążka. To prawda, że popyt na pliki rośnie,
jednak płyty CD, jak gdyby nigdy nic, nadal mają się dobrze. Postęp technologiczny ograbił nas z
przyjemności codziennego obcowania z winylem. Płyta CD okazała się łatwiejsza w utrzymaniu, tańsza i
(podobno) lepsza. Czy tak samo miałoby być z plikami, które całkowicie zastąpią format CD? Czy
zamiast i tak już okrojonego do granic przyzwoitości rytuału włączenia płyty wystarczy jedno, bądź dwa
kliknięcia? Perspektywa dla obecnych nastolatków nader zachęcająca, jednak dla osób posiadających w
swoich zbiorach setki, czy nawet tysiące płyt już niekoniecznie. Wątpię, by ktokolwiek przy zdrowych
zmysłach zgodził się na zdigitalizowanie swojej zbieranej przez długie lata kolekcji i powierzenie jej
bezdusznemu twardemu dyskowi, który w momencie „padu” zabierze ze sobą cała swoją zawartość. Są
oczywiście back-upy, kopie zapasowe i inne cuda wianki, jednak na litość boską, nie oczekujmy od
audiofila-melomana, że z dnia na dzień stanie się również komputerowym geekiem. I właśnie dla osób
stojących przed podobnymi dylematami najnowsze odtwarzacze Ayona posiadają dedykowane wejścia
cyfrowe (zarówno USB, jak i koaksjalne / optyczne). Dzięki możliwości „wbicia się” na przetwornik
zyskuje się wysokiej klasy odtwarzacz, oraz DACa mogącego przejąć rolę interfejsu między światem HiFi i PC.
Po tej dość obszernej dygresji wracam na ziemię, a raczej na tył 07s. Do dyspozycji użytkownika są
umieszczone symetrycznie analogowe gniazda wyjściowe RCA, oraz XLR, port USB i koaksjalne wejście
cyfrowe. Nie zapomniano o również koaksjalnym wyjściu cyfrowym, choć wątpię aby w rozsądnej cenie
udało się znaleźć lepiej brzmiący od wbudowanego przetwornik. Miłym dodatkiem jest czerwona dioda
wskazująca poprawność polaryzacji podpiętego zasilania. Na prawo od centralnie umieszczonego
trójbolcowego gniazda IEC znalazły się trzy przełączniki hebelkowe – wyboru wyjść analogowych, ich
trybu pracy (przy bezpośrednim podłączeniu do końcówek mocy warto spróbować ustawienia „Direct
Amp”) , oraz „Gain” pozwalający zoptymalizować napięcie wyjściowe do konkretnego systemu.
Z ciekawostek przyrodniczych pozwolę sobie wspomnieć o informacjach zawartych w dołączonej do
odtwarzacza instrukcji obsługi, której lekturę oczywiście polecam. Otóż o ile wzmianka o zalecanym
okresie wygrzewania, tym razem dość krótkim, bo wynoszącym 30 – 50 godzin jest raczej standardem,
to już przestrogę przed płytami „wygrzewającymi” tzw. „Break-in Discs” widzę pierwszy raz. Osobiście
podzielam tą opinię, gdyż wsłuchiwanie się w różowy szum, bądź inne stuki i trzaski może nie tyle
uszkodzić odtwarzacz, co odcisnąć trwałe piętno na psychice przypadkowego słuchacza.
Warto skupić się również na podobieństwach i różnicach, ukrytych przed wzrokiem ciekawskich, między
„eSką” oraz tańszym, niemalże o tysiąc złotych protoplastą. Tak samo jak dotychczas wnętrze dość
szczelnie wypełnia pięć płytek drukowanych, transport StreamUnlimited i przewymiarowany (spokojnie
mogący zagościć w niejednym wzmacniaczu) transformator R-core. Tym razem jednak trafo od sekcji
filtrującej oddziela blaszany ekran. Stopień wyjściowy oparto na podwójnych triodach 5687. Pary
przetworników Burr-Brown PCM 1796 nie ruszano, za to konwersja prąd-napięcie i filtracja stopniała z
sześciu do pięciu (chyba, że szósta sztuka jest po drugiej stronie płytki) wzmacniaczy operacyjnych BurrBrown OPA2134. Trafia na nie sygnał z upsamplera 44,1/192 kHz Burr-Browna SRC4193 I, do którego
„podpięty” jest też odbiornik cyfrowy 8416 Cirrus Logic. Czyli po staremu. Teoretycznie, bo o ile w „starej”
siódemce kontrolerem USB był dość archaiczny (16-bitowy) układ PCM2407 Burr-Browna, to tym razem
zamontowano znaną m.in. ze Stello DA100 Signature USB 96/24 i … Ayona CD-2s kość Tenor TE7022L.
Czyżby jakaś dobra duszyczka dość perfidnie wykorzystała przerwę śniadaniową w księgowości i
wprowadzając „kosmetyczne” zmiany wewnątrz w rubrykę „cięcie kosztów” wpisała, dla zamydlenia
oczu, stalową (zamiast aluminiowej, jak w wyższych modelach) płytę spodnią? Tego nie wiem, ale
powinna za tą decyzję otrzymać co najmniej wzrokową pochwałę od przełożonego.
Pytanie jak powyższe zmiany wpłynęły na brzmienie. W porównaniu z droższym blisko o 50% CD 1sc
Ayon 07s gra trochę inaczej. Jedynka przenosiła słuchacza w wir wydarzeń, w sam środek spektaklu,
była przy tym bezlitośnie prawdziwa. Siódemka nie posiada już tych magicznych zdolności, gra za to
niesamowicie nasyconym i nie mogącym się nie podobać dźwiękiem. Prawdę powiedziawszy pierwszy
kontakt z tym urządzeniem dla niczego nie spodziewającego się słuchacza może objawiać się tzw.
opadem szczęki. W telegraficznym skrócie efekt wpięcia „budżetowego” Austriaka w tor jest po prostu
spektakularny. Wszystko nagle staje się lepsze, wyraźniejsze i zdecydowanie lepiej przyswajalne. Może
wysokie tony nie są tak rozdzielcze, a najniższe składowe nie mają tak wyraźnie zarysowanych konturów,
jak u droższego rodzeństwa, jednak całość może zachwycić. Ayon posiada ponadto jedną, dość
destrukcyjną dla dziennego harmonogramu cechę, uzależnia. Nie wiem jak to robi, ale siadając z
zamiarem "zagrania" jedynie kilku utworów odsłuchy z reguły kończyłem bladym świtem. Przykładowo
sięgałem po "Possibilities" Herbiego Hancocka, żeby jedynie rzucić uchem na śpiewającą Kryśkę
(Aguilerę) a zupełnie przypadkiem w odtwarzaczu lądowały kolejne albumy Herbiego (niesamowicie
energetyczny "The definitive Herbie Hancock" i puszczający oko w kierunku mniej zaprzyjaźnionej z
jazzem publiczności "The imagine Project"), by na deser, niemalże w półśnie sięgnąć jeszcze po
Midnight Blue "Inner City Blues" i dotrwać przynajmniej do "Suicide Is Painless". Muzyka wydobywająca
się z głośników była piękna, bezczelnie lepsza niż być powinna, lecz miałem to w głębokim poważaniu.
Tak samo jak w skwarne i parne popołudnie sięgając po zimne, "duże pszeniczne niepasteryzowane" nie
myśli się o diecie, tak słuchanie nawet znanych na pamięć nagrań sprawiało mi dziką przyjemność. Nie
wiem, czy to magia i czar lamp siedzących wewnątrz urządzenia, czy wpływ upsamplingu sprawiały, że
w każdym nagraniu można było odnaleźć coś zachwycającego. To tak jak w ostatnio oglądanym przeze
mnie filmie "Chloe", w którym tytułowa bohaterka poznając kolejnego "klienta" odnajdywała w nim
szczegół, jakąś pozytywną cechę i na niej się skupiała. Ayon stosuje podobną politykę, jednak idzie dalej.
Stara się znaleźć jak najwięcej takich pozytywów i na nich budować spektakl. Wspominam o takim dość
humanitarnym traktowaniu niezbyt referencyjnych nagrań nie bez powodu. Przechodząc na coraz to
wyższy poziom wtajemniczenia często okazuje się, że ulubione krążki nagle przestają zachwycać. Ba,
czasem bezlitośnie piętnowane błędy realizatorskie odbierają całą radość z obcowania z muzyką. Tym
razem nie ma podobnych „atrakcji”. Niezależnie czy decydowałem się na składanki w stylu „The Very
Best Of” Crowded House, remasterowany Genesis „Platinum Collection” a nawet „Wonderful Life” Black’a
za każdym razem najważniejsza była właśnie muzyka. To co na innych odtwarzaczach przypominało
czasem nagranie karaoke na Ayonie brzmiało co najmniej dobrze.
Scena kreowana była lekko przed linią głośników i sięgała zdecydowanie głębiej, niż wskazywałaby na to
cena urządzenia. Zarówno jej szerokość, jak i umiejętność umiejscowienia poszczególnych dźwięków na
konkretnej wysokości niejednokrotnie powodowały moje pozytywne zdziwienie. Takich fajerwerków
mogłem się spodziewać po modelu 1sc, czy topowej Redze Isis, które bardzo mile wspominam, ale po
zero-siódemce? Oczywiście zdaję sobie sprawę, że można jeszcze lepiej i testowana poprzednio
jedynka była pod tym względem bezapelacyjnie lepsza, jednak w moim, nie dość doskonałym, systemie
więcej radości sprawiała mi zero siódemka. Po pierwsze nie sugerowała kilkudziesięciotysięcznych
inwestycji w resztę toru (przy 07 "wystarczy" kilkanaście) a po drugie, jak już zdążyłem napisać, była
bardziej humanitarna w stosunku do gorzej zrealizowanych nagrań. Umiejętność materializowania w
moim pokoju "jedynie" wokalisty i pierwszego planu uznałem za niezaprzeczalną zaletę, mając jednak w
pamięci, że 1sc rozszerzał tą sztuczkę o drugi i trzeci plan.
Dyżurny test odwzorowania przestrzeni nagrania, w postaci "Misa Criolla" (Ariel Ramirez; DECCA 467
095-2) z nieodżałowaną Mercedes Sosa, Ayon przeszedł celująco. Wiekowa artystka została bardzo
precyzyjnie ustawiona przed znajdującym się w głębi chórem. Pogłos był spektakularny, lecz na tyle
kontrolowany, że nie zaburzał rytmu i podniosłej atmosfery nabożeństwa. Czuć było przestrzeń
otaczającą wokalistów i muzyków, dzięki czemu nie było mowy o jakimkolwiek ich ściśnięciu, nawet w
najdalszych rzędach. Oczywiście znów wpadłem w ciąg i po kreolskiej mszy w odtwarzaczu zagościł
ostatni album nagrany przez Sose - "Cantora". Klimat stał się bardziej świecki a południowy temperament
wokalistów z łatwością udzielał się słuchaczom. Duetu z Shakirą („La Maza”) mógłbym słuchać w
nieskończoność – dwa świetne kobiece głosy obok siebie. Jeden na początku, drugi na końcu swojej
drogi, świt i zmierzch ludzkiego istnienia, zero sztuczności, czysta naturalność.
Zmiana repertuaru na zdecydowanie bardziej patetyczny, z odpowiednim hollywoodzkim zadęciem
("Pirates of the Caribbean - Dead Man's Chest" Hans Zimmer;Walt Disney Records) pokazał drugie
oblicze urządzenia. Monumentalne partie organowe, chóralne i inne typowo kinowe zagrywki austriacki
odtwarzacz prezentował z niczym nie skrępowanym entuzjazmem, który w kulminacyjnych momentach
potrafił w moim pokoju rozpętać prawdziwe piekło. Gwałtowne skoki dynamiki, uderzenia w wielki bęben i
tutti orkiestry brzmiały przekonywająco nie tylko przy natężeniach dźwięku urywających głowę, ale i przy
kontemplacyjnych wieczorno-nocnych odsłuchach. W dodatku zmniejszenie głośności nie powodowało
równoczesnego spadku czytelności, oraz gubienia niuansów.
W porównaniu z droższymi modelami zauważyć można było o drobne mniejszą rozdzielczość,
bezpośredniość i namacalność dźwięku, jednak nie była to w żadnym wypadku przepaść. Potwierdza to
starą jak świat audiofilską prawdę mówiącą, że od pewnego pułapu nawet stosunkowo niewielka poprawa
dźwięku okupiona jest poważnymi wydatkami.
Na koniec krótka uwaga dla ewentualnych nabywców Ayona CD-07s. Dołączany, solidnie wykonany pilot
umożliwia obsługę innych urządzeń austriackiego producenta (DAC / PRE / AMP). Niestety w żaden
sposób nie informuje, które w danym momencie jest wybrane i po przypadkowym przełączeniu z CD
można przez chwilę, lub dwie bezskutecznie próbować zmusić odtwarzacz do jakiejkolwiek reakcji, lub
rozglądać się za nowymi bateriami.
Po ponad miesięcznym obcowaniu z Ayonem w roli głównego źródła w moim systemie, pomimo
najszczerszych chęci nie byłem w stanie znaleźć sensownych argumentów do jego spakowania i
odesłania do dystrybutora. Czyżbym po kilkuletniej przerwie miał szanse załapać się na dzień dziecka?
Bardzo możliwe. Odtwarzacz u mnie zostaje i już. Osobom poszukującym muzykalnego i sprawiającego
wiele radości z obcowania z emocjami drzemiącymi w muzyce źródła gorąco polecam jego odsłuch.
Ps. Proszę nie zapomnieć o zaopatrzeniu się w dobrą i mocną kawę. Przyda się w pracy po bezsennych
nocach spędzonych na odsłuchach Ayona CD-07s.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Dystrybutor: Eter Audio
Cena: 8 490 zł
Dane techniczne:
Przetwornik: 192 kHz / 24 bit
Transport: Stream Unlimited - Austria
Lampy: 2 x 5687
Dynamika > 114 dB
Napięcie wyjściowe RCA/Low (1 kHz/0,775 V, -0dB): 2 V stałe lub 0-2 V zmienne
Napięcie wyjściowe RCA/High (1 kHz/0,775 V, -0dB): 4 V stałe lub 0-4 V zmienne
Napięcie wyjściowe XLR/Low (1 kHz/0,775 V, -0dB): 4 V stałe lub 0-4 V zmienne
Napięcie wyjściowe XLR/High (1 kHz/0,775 V, -0dB): 8 V stałe lub 0-8 V zmienne
Impedancja wyjściowa RCA: ~ 300 Ω
Impedancja wyjściowa XLR: ~ 300 Ω
Wyjście cyfrowe: 75 Ω S/PDIF (RCA)
Wyjścia cyfrowe: 75 Ω S/PDIF (RCA): 24/192, USB 24/96
Stosunek S/N: > 117 dB
Pasmo przenoszenia (CD): 20 Hz – 20 kHz +/- 0,3 dB
THD (1 kHz): < 0,002 %
Zdalne sterowanie: tak
Wyjścia analogowe : RCA, XLR
Wymiary (WxDxH) : 460 x 320 x 110 mm
Waga: 11 (instrukcja) / 13 (strona dystrybutora)kg
System wykorzystany w teście:
Źródła sygnału cyfrowego: transport Stello CDT100
DAC: Stello DA 100 Signature 96/24
Wzmacniacz: Hegel H-100, Ayon Spirit III
Kolumny: Neat Acoustics Motive One
IC: Antipodes Audio Katipo; Vovox Textura IC protect / IC balanced; Audiomago AS; Sonics Modigliani NF
IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120; Vovox Textura LS single wiring
Kable zasilające: GigaWatt LC-1mk2; Vovox Textura AC Power
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2
(c) Klub.audiostereo.pl