szeroki_margines numer strony
Transkrypt
szeroki_margines numer strony
ALK contra KLK Pomówmy o literaturze komercjalnej, schlebiającej gustom szerokich rzesz. Takiej, mówiąc inaczej, pod publiczkę. Cechuje ją optymizm, happy end i zawarte między wierszami przekonanie, że człowiek jest dobry. Te wszystkie cechy znajdujemy u Dickensa, w jego powiastce Świerszcz za kominem. Można by ten utwór uznać za arcydzieło literatury komercjalnej, w skrócie ALK. Dlaczego arcydzieło? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, zastanówmy się, czym jest kiczowata literatura komercjalna, a więc KLK. Otóż owa KLK, bujnie pleniąca się w latach stalinowskich, pisana była nie pod publiczkę, a pod partię i jej wydział kultury. Ale to jeden diabeł. Nieważne, komu KLK schlebiała, ważne, iż schlebiała. Pochlebstwo polegało na tym, że autor wystrzegał się ukazania zła. W ustroju komunistycznym wszystko musiało być prawidłowe, a ludzie poczciwi. Zdaniem teoretyków komunizmu ustrój komunistyczny siłą rzeczy uszlachetniał ludzi. Powieść z epoki socrealizmu była sielanką od początku do końca. Sielankowe było nie tylko zakończenie; ziemski raj roztaczał swe blaski od pierwszych stronic. Na tle socrealistycznej szmiry opowiadanie Dickensa jest arcydziełem. Arcydziełem, powtórzmy, literatury komercjalnej. U Dickensa początkowa sielanka okazuje się pozorem. Pod pięknymi pozorami kryje się zdrada małżeńska, wyzysk, złośliwość. Dickens nie chowa za przykładem strusia głowy w piasek; przedstawia życie takim, jakie jest w istocie. I w tym momencie, po ujawnieniu zła, angielski pisarz demonstruje swoją klasę. Potrafi mimo wszystko doprowadzić rzecz do szczęśliwego, radosnego zakończenia. Okazuje się, że nie doszło do żadnego cudzołóstwa. Było ono pozorne. Pod pierwotnym pozorem krył się kolejny pozór, a dopiero pod nim prawda. Jaka? Ta, że ludzie są poczciwi, wszyscy bez wyjątku, bo nawet wyzyskiwaczowi i złośliwcowi mięknie serce i następuje jego przyłączenie się do poczciwców. I my, czytelnicy, wierzymy, że tak mogłoby być. Happy end nie wydaje się naciągnięty. Świerszcz za kominem nie kwalifikuje się jako powiastka dla naiwnych dzieci. Przebieg akcji od pierwotnej sielanki poprzez cierpienie do finałowej idylli jest, owszem, prawdopodobny. Idylla zapoczątkowana jest dwukrotnym zjawieniem się posłańca obarczonego najpierw tortem, potem zabawkami. A kiedy na koniec ukazuje się w progu sam fabrykant owych zabawek, on „we własnej osobie”, gdy zwróciwszy się do zebranych per przyjaciele prosi ich, by pozwolili mu przyłączyć się do biesiady, coś nas, czytających, ściska w gardle. Handlarz zabawek miał nieszczęście minąć się z powołaniem, a nie lubiąc swego zajęcia nadawał produkowanym przez siebie lalkom rysy odrażające. Toteż gdy po nawróceniu, które polegało na przemianie złośliwca w poczciwca, przysłał znajomym najpierw tort, potem, z myślą o ich dzieciach, pudło z zabawkami, czytelnik zastanawia się, co obdarowani ujrzeli odwinąwszy brązowy papier. Jedyna rzecz, która nie pozwala czytelnikowi w pełni napawać się happy endem, to niemożność odpowiedzenia sobie na pytanie: „Czy on aby znalazł u siebie na składzie zabawki, które nie straszą?”