Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji

Transkrypt

Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
WYWIAD Z ANNĄ GRAJCAREK − O DZIECIŃSTWIE, PRZEMOCY
I POWOŁANIU
Wymieniając tylko kilka obszarów Pani zaangażowania, można powiedzieć, że
jest Pani osobą nietuzinkową, bardzo pracowitą, podejmującą coraz to nowe
wyzwania, ciągle w biegu, a przy tym szalenie spokojną i skromną.
Chciałabym zapytać jak można się nauczyć tej skromności i pokory, i w jakim
stopniu mogą one pomagać bądź utrudniać działania, które Pani podejmuje?
To, że jestem takim zwyczajnym człowiekiem pewnie wzięło się z mojego
dzieciństwa. To było bardzo zwyczajne dzieciństwo. Wychowywały nas - mnie i
dwójkę moich braci - dwie kobiety: mama i babcia. Ważne jest to, że w tym
wczesnym dzieciństwie wychowywaliśmy się w środku lasu - naokoło las i łąki pięknie. Nasz dom był bardzo skromny, nie przelewało się, było trudno, ale moja
mamuńcia była czarodziejką, ponieważ czarowała dla nas piękne ubranka. I do tego
jeszcze bardzo spokojnie podchodziła do tego, że było trudno...
Muszę dodać, że mieszkaliśmy w okolicach Bielska. Było to takie miejsce, z którego
ogromną ilość mieszkańców wysyłano do Niemiec do pracy. Niemcy wiedzieli kogo
wysłać, kto narobi dużo kłopotów. W czasie wojny, kiedy moja mama była jeszcze
dzieckiem, moi dziadkowie bardzo się bali, żeby ich córka nie została wysłana do
Niemiec do pracy, dlatego trafiła do szkoły podstawowej sióstr w Straconce - siostry
czarodziejki, które uczyły gotowania, pieczenia, haftowania, drutowania,
szydełkowania, szycia.
Nasz tata był człowiekiem bardzo poranionym przez wojnę. W 1939r zdał maturę i w
jednym z pierwwszych transportów trafił na roboty przymousowe wgłąb Niemiec i
tam przetrwał całą wojnę. Prawdziwe piekło przeżył już po zakończeniu działań
wojennych, przez kilka tygodni przemierzał Niemcy żeby wrócić do domu. Szedł
szlakiem Armi Czerwonej i widział ogromne okrucieństwa jej żołnierzy. Nigdy o
tym nie mówił, wiem to od jego kolegi. Nie potrafił być ojcem, żyć w rodzinie.
Mieliśmy ojca obok.
Co miało wpływ na Pani decyzję o tym, że została Pani pielęgniarką?
Wychowałam się w okolicach Bielska, gdzie oznaką statusu było to, że chłopiec
zostaje księdzem, a dziewczynka pielęgniarką. Takie było moje pierwsze marzenie.
Nie ukrywam, że moja babcia bardzo mi rozradzała - uważała, że to jest bardzo
trudne i chciała mi tego oszczędzić. Nie przeczę, że rzeczywiście jest to trudne - po
1
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
szkole pielęgniarskiej trafiłam na Akademię Medyczną, zdawałam na Wydział
Lekarski, ale przyjęli mnie na farmację, ponieważ zabrakło mi kilku punktów. Byłam
kilka semestrów na farmacji i okazało się, że to nie to, chociaż dobrze to wspominam,
(...) ale życie akademickie było takie ciekawe. Ja nie imprezowałam, natomiast
zaliczałam wszystkie koncerty, które były w Krakowie - kiedyś wszystko odbywało
się w akademiku przy ul. Grzegórzeckiej 20. Wszyscy, którzy się wtedy liczyli - m.in.
Maryla Rodowicz, Czerwone Gitary, Święcicki - tam koncertowali. Potem trafiłam na
praktyki studenckie i do szpitala uniwersyteckiego Akademii Medycznej na oddział
hematologii, no i już zostałam. To było coś takiego, co rzeczywiście zmieniło moje
życie - zobaczyłam oddział inny, niż miałam wyobrażenie z moich praktyk i
zostałam z powrotem pielęgniarką. Nie na długo, bo złapałam żółtaczkę zakaźną i
musiałam zmienić miejsce. I wtedy trafiłam na salę operacyjną, bo to też było takie
moje marzenie, i tak zostałam.
Ta aktywność, którą Pani prowadziła, te wszystkie działania, w które była Pani
zaangażowana właściwie bardziej skupiały się na świecie dorosłych, prawda?
Kiedy zaczęła się Pani interesować problematyką dzieci?
Rzeczywiście, do pewnego momentu żyłam w takiej enklawie, jaką była sala
operacyjna. Dopiero gdy zostałam przewodniczącą samorządu i kiedy zaczęły się
problemy w szkołach, ponieważ wyłączono (usunięto ze szkół) lekarzy, zostały tylko
pielęgniarki. One nie bardzo były do tego przygotowane, bo dotąd były
współpracownikami i miały być taką podporą lekarza. A tymczasem powierzono im
zadanie, do którego były nieprzygotowane. Znalazły się w trudnej sytuacji i
pojawiły się problemy. Na szczęście zaczęły mi o nich opowiadać, jak również o
swoich uczniach – o dzieciach wykorzystywanych, maltretowanych, o takich, które
znalazły się w dziecięcym piekle. Ja sobie w ogóle nie zdawałam z tego sprawy. Od
czasu do czasu pojawiały się w prasie jakieś artykuły, słyszeliśmy o przypadkach
dzieciobójstwa, ale ja nie wiedziałam, że skala tego zjawiska jest tak duża i że nikt z
tym nic nie robi! Myślałam, że jakoś to jest uregulowane.
Wtedy zorganizowałam spotkanie dla grupy pielęgniarek szkolnych i wysłuchałam
ich historii. Efekt był taki, że przez kilka nocy nie spałam, bo to co usłyszałam, to
były straszne rzeczy. Wymyśliliśmy wtedy, że trzeba coś zrobić, coś zmienić, że to
nie może tak być. Musimy przygotować pielęgniarki do pracy z dziećmi i ponoszenia
większej odpowiedzialności za swoją pracę. Zaczęłam więc chodzić i prosić – a to
były czasy kiedy ministrami byli moi koledzy. Niestety zawiodłam się na nich
absolutnie, ponieważ nie bardzo to widzieli, nie chcieli słuchać. I wtedy właśnie
jeden z moich znajomych powiedział mi, że jest dziewczyna z ONZ, która ma
świetne kontakty, jest wysokim urzędnikiem, i może będzie gotowa pomóc. Nazywa
się Kasia Malinowska. To był początek dobrego okresu i współpracy, która trwa do
2
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
dzisiaj. Przygotowałam mój pierwszy w życiu projekt, który spodobał się, został
przyjęty i dostaliśmy sporo pieniędzy na jego realizację.
Który to był rok?
To był 1992 rok, a projekt dotyczył HIV i AIDS. Mój kolega minister powiedział, że to
jest sprawa zboczeńców, a nie normalnych ludzi, więc co on będzie sobie głowę
zawracał. Wtedy już wiedziałam, że potrzebny jest poradnik! Miałam doświadczenie
jak to zrobić z mojej wcześniejszej działalności, więc ani przez chwilę się nie
zastanawiałam. Wydaliśmy więc super poradnik., pt. „Jak zmniejszyć ryzyko
zakażenia HIV w praktyce pielęgniarskiej”, który miał cztery wydania i "wyszedł" w
nakładzie 116 tysięcy egzemplarzy. W
każdej, nawet najmniejszej poradni,
przychodni było o tym, jak się ustrzec HIV i AIDS, czyli do pracowników ochrony
zdrowia - i to był pierwszy projekt, mieliśmy dobre wejście. Kolejne projekty
dotyczyły już problemu dzieci. Przeszkoliliśmy stugodzinnym programie, pt. „Gdy
dziecko potrzebuje pomocy” 711 pielęgniarek pracujących z dziećmi z całej
Małopolski. Osoby te „pochodziły” ze szpitali, szkół i placówek opiekuńczowychowawczych. Otrzymały od nas taki duży poszerzony warsztat oraz wiedzę,
którą mogły wykorzystać w swojej pracy. Dodatkowo, na zamówienie ONZ,
powstała ok. pięciusetstronnicowa publikacja o tym samym tytule.
W mojej działalności edukacyjnej i projektowej cały czas miałam wsparcie ze strony
dwóch agend: UNDP (Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju) oraz
UNPFA (Programu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych). Było to dla mnie
bardzo ważne, ponieważ zawsze uczono mnie, że aby dobrze wywiązywać się ze
swoich obowiązków, ludzie zawsze muszą być przygotowani oraz że trzeba tą
wiedzę utrwalać, ponieważ za chwilę zapomną, czyli konieczny jest poradnik. Tak
właśnie robiliśmy – realizowaliśmy projekt, a potem powstawała książka. Zwykle ja
ją wymyślałam i zapraszałam różnych autorów, żeby pisali o rzeczach na których ja
się nie znałam, bo przecież nie znam się na wszystkim, i tak powstawały te książki...
Czy już wtedy była Fundacja?
Nie, Fundacja była nieco później, wcześniej jeszcze taką bazą był samorząd, była
korporacja i zajmowaliśmy się różnymi rzeczami: powstawały publikacje czy
programy. Nasza działalność związana była „z potrzebą chwili”. Gdy zmieniało się
prawo, pracowaliśmy nad jego wprowadzaniem. Przez dziesiątki lat rozmowa z
chorym na temat jego choroby zagwarantowana była dla lekarza. Tymczasem
wejście w życie Ustawy o Prawach Pacjenta zobowiązywał pielęgniarki i położne
informowanie pacjenta o wszystkich czynnościach wobec niego w związku z
chorobą, to znaczy rozmowę z chorym, w myśl zasady "co robisz koło mnie, ja to
muszę wiedzieć”. Niestety ich tego nie uczono. Mało tego, mówiono im, że " to nie
wasz problem, że wchodzicie na cudze pole". Tymczasem weszła w życie Ustawa,
3
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
którą sama pilotowałam, gdyż akurat byłam Przewodniczącą Komisji Prawa i
Legislacji Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych i wtedy bardzo pomógł mi ksiądz
prof. Tischner, który mówił, że trzeba rozmawiać z chorymi. I ta książka Sztuka
rozmowy z chorym powstała za jego namową, ale też zaprosiłam do tego projektu
znakomite autorytety.
Czy na swojej drodze napotykała Pani dużo trudności i jak sobie Pani z nimi
radziła?
Tak, bardzo dużo, naliczyłam do dzisiaj 19 pozwów od stosujących przemoc, w
większości od osób oskarżonych o wykorzystanie seksualne dzieci. Zauważyłam, że
to, iż przygotowaliśmy 711 pielęgniarek szkolnych pracujących z dziećmi to nie
załatwia sprawy, bo one już wiedziały, co zrobić i jak zrobić. Postanowiliśmy
edukować nauczycieli, psychologów i pedagogów. Jednak największym problemem
było otoczenie, które nie wiedziało, nie było wyedukowane oraz oprawcy, którzy
byli agresywni wobec pielęgniarek. Wtedy właśnie powstała taka myśl, że trzeba
zapewnić pielęgniarkom ochronę, ponieważ nie wystarczy, że one rozpoznadzą
dziecko krzywdzone i będą wiedziały jak mu pomóc, powinny jeszcze czuć się
bezpiecznie. Kiedy nie będą czuły się bezpiecznie, stracą motywację, zaczną się mniej
angażować. Ważne było więc dla nas zapewnienie wsparcia pielęgniarkom i danie
im takiego poczucia, że nie są same na tym świecie.
Odpowiedzią na nasze problemy i trudności była Fundacja. Powstała ona dokładnie
dziesięć lat temu - 17 maja 2015 roku minęła dekada od jej powstania. Fundacja
interweniuje w każdym przypadku, kiedy system zawodzi dziecko krzywdzone,
zajmuje się promowaniem praw ofiar przestępstw, praw człowieka, ale przede
wszystkim dzieci. Nie pomagamy natomiast finansowo, nie zbieramy pieniędzy,
tylko zajmujemy się stroną merytoryczną. Do nas mogą zwracać się osoby po pomoc
prawną (mamy prawników), ale także ci którzy na swojej drodze napotykają represje
z tego powodu, że się zachowali przyzwoicie. W takiej sytuacji Fundacja przejmuje
sprawę, jest stroną. Nasza praca polega na tym, że chodzimy do sądu, czytamy akta i
świadczymy konkretną pomoc. Muszę powiedzieć, że ta pomoc jest bardzo
potrzebna, ponieważ oprawcy – zwłaszcza tacy, którzy stosują przemoc seksualną
oraz podejrzani o pedofilię – są bardzo agresywni. Poza tym, o czym już
wspominałam, udzielamy pomocy prawnej, ponieważ niektóre z uregulowań
prawnych są przygotowywane niezwykle niedbale. Czy trzeba dużej wyobraźni,
żeby przewidzieć, co się stanie, gdy oprawca nie jest współwłaścicielem, tylko
właścicielem? Wystarczyłoby, aby w tym czasie, kiedy jest przymusowa eksmisja, nie
miał on prawa zarządzać tym majątkiem. Inaczej, efekt jest taki, że te kobiety
wycofują sprawę, bo wolą być maltretowane, niż bez dachu nad głową.
A jaka jest skala tego zjawiska?
4
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
Muszę powiedzieć, że skala jest bardzo tajemnicza, kompletnie nie do określenia - bo
ani statystyki policyjne tego nie oddają, bo przecież nie wszystko trafia na policję, ani
też badania szacunkowe. Tutaj ta szara strefa jest bardzo tajemnicza i im okrutniejsze
zbrodnie wobec dzieci, tym bardziej to jest tajemnicze.
Jak Pani sądzi, skąd ten opór wobec zmiany?
Opór jest dlatego, że tak jest wygodniej. Patrzeć z boku, nie wiedzieć. Dodatkowo,
taką postawę usprawiedliwia się tym, że wtrącać się jest „nie trendy”. Pora zatem na
zmianę mentalności.
W jaki sposób będzie Pani wprowadzać zmiany w ludziach?
Po pierwsze, poprzez edukację społeczną. Uregulowania prawne muszą iść w parze
z edukacją. Weźmy na przykład Ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie - jeżeli
kurator powiatowy nie wie, że do jego obowiązków należy podejmowanie różnych
działań oraz że jeśli jego podwładni nie wykonają konkretnych poleceń, wówczas
będą mieli poważne problemy, to znaczy, że jest to słabość, luka w systemie i należy
ją wypełnić wiedzą.
Po drugie, poprzez zabezpieczenie prawne świadków ofiar przemocy. Jako
przykład podam Ustawę o ochronie praw świadków i ofiar, która została dobrze
przygotowana, ale ludzie, którzy powinni z niej korzystać muszą o niej wiedzieć,
muszą ją rozumieć, a tymczasem ich wiedza jest niewielka.
Wiemy, że musimy zmieniać mentalność ludzi. Poprzez projekty poszukujemy
nowych ludzi, którzy mogliby nam pomóc wprowadzać te zmiany. Dotarliśmy do
kurii i nawiązaliśmy współpracę z pewnym księdzem. Chcielibyśmy dotrzeć do
seminariów, gdyż wiemy, że jeżeli oni powiedzą, że nie wolno, to ludzie będą
słuchać, bo taka jest mentalność - to bardziej do nich trafi, niż to, co powiemy za
pośrednictwem publikacji, pisemnych apeli czy osobiście przekonując ludzi do
zmiany. Od dwóch lat działamy więc pod szyldem "Jedenaste nie bądź obojętny" - i
tak też nazwaliśmy tą naszą część projektu.
Z drugiej strony, mamy pełną świadomość, że system nie chroni świadków, że on
praktycznie ochrania przestępców i to w dodatku jeszcze w imieniu praw człowieka,
co mnie totalnie denerwuje, bo ja rozumiem, co to są prawa człowieka. Przez
kilkadziesiąt lat byłam zaangażowana w obronę praw człowieka, chciałam, aby były
one przestrzegane, zwłaszcza w stosunku do dzieci i dlatego podejmujemy kolejne
działania ukierunkowane na weryfikację Ustawy o ochronie danych osobowych. Mamy
kontakty z biurem Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dzieckawiemy jednak, że ich działania są ograniczone przepisami i nie mogą nam pomóc w
wystarczający sposób.
5
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
Słyszymy od wielu osób, że ta Ustawa jest podobna pod wieloma względami do tych
obowiązujących w innych krajach m.in. skandynawskich, ale tam jest jednak
zupełnie inna mentalność, na innym etapie są ci ludzie, co się będziemy dużo
oszukiwać. Im może to wystarczy, tutaj to nie wystarczy, więc musimy zrobić
wszystko, aby bardziej chronić interes dzieci, ofiar przestępstw. Bo my czasami
towarzyszymy naszym podopiecznym w tych sądach, to wierzyć się nie chce, że po
drugiej stronie stoi taki potwór w todze i z łańcuchem. Nie mówię, że wszyscy tacy
są. Współpracujemy też z sędziami, którzy są super, dlatego nie chcę uogólniać.
Jednak błędy i wypaczenia zdarzają się zbyt często, więc to nie może być przypadek.
Dysponujemy danymi z policji, z których wynika, że ponad 70% skarg związanych z
Niebieską Kartą jest umarzanych, a z tych siedemdziesięciu do ukarania około 2-3%.
Przykłady można by mnożyć - pomagają nam w tym dziennikarze. I tak, za
zabójstwo dorosłego człowieka mamy dożywocie lub 25 lat, a za zabójstwo dziecka 5
lat, za gwałt ze szczególnym okrucieństwem na dwuletniej dziewczynce okaleczonej
już na całe życie, której z trudem lekarze uratowali życie, oprawca dostaje pięć lat?
Za gwałt ze szczególnym okrucieństwem na dziewczynie szesnastoletniej - dwa lata
w zawieszeniu. W każdym normalnym kraju, taka osoba dostaje dożywocie, w
naszym kraju jest inaczej. My się z tym nie zgadzamy i próbujemy to zmienić!
Wszyscy mają prawo, wszyscy są na równi! Jednak dzieci są po prostu traktowane
gorzej! Żeby zmienić to wszystko, to znowu trzeba zainwestować w ludzi, oni muszą
wiedzieć jak postępować. Przecież świat już sobie poradził, dlatego my nie musimy
wywarzać otwartych drzwi i popełniać tych samych błędów. Wiemy, że musimy
podjąć działania, ale to wymaga zmiany systemowej. Trudność polega jednak na
tym, że system sprawiedliwości nie zawsze jest po naszej stronie, po stronie dziecka.
Będziemy próbować, bo są naturalne nadzory, np. sąd apelacyjny - mamy dobre
zdanie o tych ludziach, tą drogą spróbujemy przekonywać, aby coś się zmieniło, ale
rzeczywiście wierzyć się nie chce, że tak można procedować.
Czy te badania, które Pani przeprowadzała, o których wspominała Pani na
początku, z pielęgniarkami zatrudnionymi w szkołach, miały bezpośredni kontakt
z dziećmi? Czy udało się powtórzyć te badania po jakimś czasie i stwierdzić, że coś
się zmieniło?
Chodzi o te badania o akceptacji przemocy przez dzieci? Byliśmy ciekawi jak to
wygląda. Pierwsze badania zrobiliśmy na stosunkowo małej grupce 700 dzieci, a
potem w większej grupie 2300 dzieciaków, ale nie przeprowadzaliśmy badań
porównawczych.
Uważaliśmy, że aby takie badania porównawcze zrobić, musi się coś zdarzyć.
Najpierw chcieliśmy zaistnieć w środowisku dzieci, potem myśleliśmy o tym, aby
przygotować projekt, który uczyłby dzieci radzenia sobie z emocjami i że wtedy
6
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
dopiero moglibyśmy przeprowadzić takie badania. Sens powtórki będzie wtedy, jak
coś zaproponujemy, bo jak nie zaproponujemy, to też się może zmienić, ale także na
niekorzyść.
Przygotowywaliśmy kilka projektów skierowanych nie na dorosłych, tylko na dzieci,
ale one nie wzbudzają zainteresowania w konkursach otrwartych, dziecko ani nie
zagłosuje, ani niewiele zrobi. Co tam jakieś dzieci...
Teraz planujemy zacząć współpracę z osobami z Komisji ds. Rodziny przy sejmiku.
Naszym partnerem jest Urząd Miasta - Wydział Spraw Społecznych - bardzo fajni
ludzie, oni wnoszą w nasze projekty sale multimedialne, czyli to obniża koszty. Poza
tym znajdujemy ludzi zaangażowanych, którzy chcą coś zmienić, więc może tym
razem w naszych projektach bardziej zbliżymy się do dzieci.
Czy spotkała się Pani z takim określeniem dzieci o zranionej tożsamości , takie
które jednocześnie muszą walczyć o uznanie, o miłość o godność, o prawo do
bycia osobą?
Tak, ja się spotkałam z takimi dziećmi...najczęściej z tymi, które do nas trafiają - a nie
trafia ich zbyt wiele, ponieważ to jest wierzchołek góry lodowej...to są dzieci
pokrzywdzone z powodu ubóstwa - matka niezaradna, ale w porządku,
dziewczynka 12-letnia nie chodzi do szkoły, płacze, udaje że chodzi, no bo ma
krótkie spodnie i rówieśnicy się z niej śmieją - to są takiego rodzaju dzieci. Pytam
kiedyś piętnastoletnią dziewczynkę o czym marzy a ona mi mówi tak: marzę o tym,
aby codziennie, przez cały tydzień zakładać sobie inne kolczyki. Takie marzenia
mają dzieci z biedy i wydaje mi się, że takim problemem, jeśli chodzi o tą tożsamość
to są dzieci z biedy...
Są również - chociaż wydawało mi się że są już inne i lepiej sobie radzą - dzieci takie
opuszczone, czyli one mają wszystko, zachowują się bezczelnie, są agresywne, ale
tam nie ma biedy, tylko brakuje zainteresowania rodziców. One pewnie z tego
wyrosną później, ale bardziej widoczne i bardziej bolesne tu i teraz jest to szydzenie
z biedy!
Czy myśli Pani, że dziecko w relacji z dorosłym można traktować jak partnera,
bardziej podmiotowo, można budować z nim relacje, czy raczej nie? Jeśli tak, to
jakiego typu może to być partnerstwo?
Wydaje mi się, że takiego do końca nie, że jest ta różnica, że dziecko i dorosły to są
dwa różne światy. Z moją mamą i babcią nie byłyśmy koleżankami, one były dla
mnie wzorem. Wydaje mi się, że rodzic-autorytet to taka osoba, która zapewnia
dziecku bezpieczeństwo, dziecko ma się czuć bezpiecznie. Myślę, że jednak dzieci
bardziej szukają wzorców, wsparcia, a nie koleżanek w swoich rodzicach.
7
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
Dwa lata temu trafiłam na pamiętniki dzieci "dzieci kwiatów" i to są smutne
wspomnienia mimo, że ich rodzice byli dla nich kolegami/koleżankami - one były
krzywdzone i do świata weszły okaleczone...
Czy myśli Pani, że dorośli mogą się czegoś od dzieci nauczyć? Czy zgadza się Pani
z tezą, że dziecko jest kompetentnym aktorem?
Dziecko dopóki nie utraci tej niewinności jest autentyczne. Wraz z wiekiem dziecko
zaczyna grać, dostrzega jakie zachowania mu się opłacają, a jakie nie. I wtedy już nie
jest autentyczne, staje się aktorem. Nie jest jednak powiedziane, że tą niewinność
musi utracić jak ma 6 lat czy dziesięć. Można być bardzo dużym i zachować tą
niewinność.
To, czego od dzieci można się nauczyć to chyba tej szczerości, że dzieci są szczere. W
jednym z prowadzonych przez nas badań okazało się, że dorośli mają problem z
definicją maltretowania, nie odróżniają maltretowania od "zwykłych" kar cielesnych.
Zapytaliśmy dzieci kiedy mamy do czynienia z maltretowaniem, a kiedy ze zwykłą
karą i okazało się, że mniejsze dzieci umiały na to odpowiedzieć. Ponad 90%
pytanych dzieci jednoznacznie odpowiedziało, że maltretowanie jest wtedy, jak po
biciu są ślady. Jest w tym jakaś prawda. Mówimy, że dziecko jest krzywdzone
wtedy, jak zostało ukarane i są ślady.
Myślę, więc że można by dzieci jeszcze o wiele rzeczy zapytać, że dzieci mogą dać
jakieś wskazówki, a najważniejsze jest to, że mogą powiedzieć, co jest dla nich
ważne, jeszcze bez tego udawania, i zastanawiania się, co mi się bardziej opłaci...
W naszych badaniach zauważyliśmy na przykład, że bastionem kar cielesnych nie
jest już wieś. Zaczęliśmy się zastanawiać, co się stało i dlaczego tak jest? I okazało się,
że w związku z tym, że na wsi są w dalszym ciągu rodziny wielopokoleniowe, czyli
babcia i dziadek, które chronią dzieci przed przemocą. Najstarsi członkowie rodziny
są takim buforem, który zabezpiecza, natomiast w mieście tego nie ma. Ponadto,
zauważyliśmy że dzieci, które w ogóle nie doznały i nie stosują agresji, akceptują
agresję - małe dzieci, natomiast te wobec których stosowano przemoc (jak wynikało z
ankiet) i są krzywdzone, to nie są specjalnie agresywne. Być może w późniejszym
etapie, ale teraz nam nie wyszło. Oznacza to, że ci którzy doznawali krzywdy, mniej
chętnie rozstrzygaliby swoje spory w sposób siłowy. Nie potwierdziła się teza, że
BICI BIJĄ!
Jednym z filarów Pani działalności jest edukacja dorosłych ukierunkowana na
tych, którzy profesjonalnie zajmują się współpracą z dzieckiem. Czy myślała Pani
o włączaniu w obszar edukacji jeszcze innych grup dorosłych, na przykład
rodziców?
8
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
Tak, wszystkie nasze projekty oraz program rozpoznawania dziecka krzywdzonego,
który prowadzimy od siedmiu lat są nastawione na osoby zawodowo pracujące z
dziećmi lub na ich rzecz, na przykład policjanci.
Dla nas najskuteczniejszym rozwiązaniem jest to, aby w miejscach w których są dzieci były
też osoby, które są w stanie rozpoznać ich problem, ich krzywdę, zło które im wyrządzono.
Doszliśmy do wniosku, że to że my powołaliśmy fundację, która wspiera różne
osoby: tych którzy coś robią i mają problemy, mogą tutaj przyjść i się dowiedzieć;
dzieci oraz rodziny głównie matki, chociaż to się zmienia, mamy coraz więcej panów
(zgłaszają się) i ewidentnie są pokrzywdzeni, to nie jest wystarczające! My samy nie
zmienimy świata, nie załatwimy wszystkich problemów. Działania muszą być
systemowe, dlatego włączamy wiele osób, instytucji i prowadzimy edukację na
szeroką skalę.
Z jednej strony chcemy trafiać maksymalnie do tych osób, które zawodowo pracfują
z dziećmi, a jednocześnie od czterech lat prowadzimy debatę społeczną, czyli
działalność ukierunkowaną na zmianę mentalności i zmianę sposobu myślenia na
problem przemocy wobec dzieci. Próbujemy w debatę włączyć dziennikarzy,
urzędników; trafiać do ludzi w taki sposób, żeby jednak uwrażliwić ich na sprawy
dziecka. Niestety, nawet w takim centrum akademickim jakim jest Kraków, w
mieście z tradycjami, do którego zjeżdża cały świat, ludzie takiej wiedzy nie mają i w
ogóle nie wiedzą, co zrobić. Nie chcemy ludzi zawstydzać tylko uświadamiać, ale to
jest trudne, więc na razie pozostaje w naszych planach.
W ramach naszej działalności edukacyjnej włączamy się także w tworzenie i zmianę
prawa - przesyłamy nasze propozycje, które są wykorzystywane bardziej lub mniej
przez urzędy centralne.
I nie jest prawdą że wszyscy wobec prawa jesteśmy równi, bo dzieci są równiejsze! I to
powinno być uwzględnione w ustawodawstwie, bo dzieci nie potrafią się obronić.
To, nad czym obecnie pracujemy w zakresie edukacji to skuteczny sposób, aby trafić
bezpośrednio do dzieci. Myślimy, że taką szansą mogą być szkoły z empatią! Żeby z
jednej strony był ktoś, kto rozpozna dziecko krzywdzone i będzie wiedział co z tym
zrobić. Z drugiej strony, żeby te dzieci były i wobec siebie lepsze i dla siebie lepsze!
Patrząc na dorosłych, wolontariuszy, którzy przygotowują dla nas ewaluację, że
można coś zmienić - coś dobrego wykrzesać w ludziach, bez pompy, bez udawania,
żeby te dzieci nie musiały grać, że są grzeczne czy dobre! tylko żeby rzeczywiście
chciały, żeby to było w nich! Muszę powiedzieć, że to okrucieństwo wobec swoich
kolegów jest strasznie bolesne i okropne. Zetknęliśmy się z tym w badaniach i
rozmowach z dziećmi, które nie chciały chodzić do szkoły. Opowiadały nam, jak się
9
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
z nich śmieją i drwią. To smutne, że dzieci chodzą do kościoła, na religię, a mimo
wszystko nic do nich nie trafia...
Wspominała Pani, że jest otwarta na współpracę ze studentami pracy socjalnej. Jak
wyobraża sobie Pani taką współpracę i na czym miałaby ona polegać?
Nasza działalność edukacyjna skupiona jest różnych odbiorców, chociaż dotychczas
byliśmy nastawieni na nauczycieli, pedagogów, psychologów czy kuratorów. Coraz
częściej, wśród uczestników naszych projektów trafiamy na pracowników
socjalnych. W rozmowach z nimi dowiadujemy się, że brakuje im wiedzy dotyczącej
pracy z dzieckiem krzywdzonym. Są tacy, którzy dopiero zaczynają pracować z
dziećmi, więc tym bardziej potrzebują profesjonalnego wsparcia. Spotkałam się z
opinią pracownicy socjalnej, która opowiadała, że dziennikarze potraktowali ją
bardzo niesprawiedliwie. Podczas jednej z wizyt w domu rodzinnym, w którym
podejrzewano stosowanie przemocy nie stwierdziła żadnych oznak, które
potwierdziłyby podejrzenia. Problem polegał na tym, że wizyta była zapowiedziana,
dzieci stały rządkiem, odpowiadały na pytania, bo były przygotowane, lodówka była
pełna tylko dlatego, że ja przyszłam, normalnie to te dzieci chodziły głodne i
szwendały się po polu, nikt się nimi nie zajmował. Wszystko wyglądało normalnie.
Nic nie mogła zrobić, mimo że wiedziała, że tam jest przemoc, że tam jest źle, że tam
się niedobrze dzieje, i tak nie powinno być, ale musiała zapowiedzieć wizytę, bo taki
jest wymóg, takie jest uregulowanie prawne. Żaliła się, że nie mogła rozebrać
dziecka, mogła wezwać lekarza czy policję, ale nie chciała wywoływać paniki, gdyż
nie była pewna czy to jest prawda czy nie. Jeśli nie mogę zobaczyć tego dziecka bez
ubrań, to skąd mogę wiedzieć, że to jest dziecko bite - mówiła?
Ten przykład z życia wzięty pokazuje, że konieczna jest edukacja! Ja bym chciała
żeby studenci mieli tą wiedzę, jak to dziecko rozpoznać i żeby wiedzieli, co z tym
zrobić, dokładnie jak się profesjonalnie zachować i nie dać się zbyć, bo też często
osoby opowiadają że są zbywane. Aby potrafili rozpoznać jak nie być ofiarą, jak
wejść, jak patrzeć na ręce, na oczy, mieć za sobą ścianę - to jest taka wiedza, którą
powinni posiadać. Poza tym, moim zdaniem nie tylko powinni umieć rozpoznać
dziecko krzywdzone, ale również wiedzieć jak wygląda oprawca. My taką wiedzę –
teoretyczno-warsztatową – zapewniamy. Uważamy, że wiedza i umiejętności dają
poczucie bezpieczeństwa i odwagę do skutecznego działania.
Uczymy jak rozpoznać dziecko maltretowane – przedstawiamy objawy fizyczne,
różnice między wypadkiem a przemocą wobec dziecka. Szczegółowo dyskutujemy
portret psychologiczny dziecka maltretowanego wraz z objawami, które temu
towarzyszą. Pokazujemy także portret sprawcy, który wcale nie musi być agresywny
i może robić dobre wrażenie. Dajemy wiedzę prawną, a także psychologiczną.
10
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem
Uczymy jak rozmawiać z dziećmi krzywdzonymi. Uważamy, że to jest sztuka
rozmowy z dzieckiem!
Jakie są Pani marzenia na najbliższą przyszłość?
Zacznę od tego, że tam, gdzie realizujemy swój program o rozpoznawaniu dziecka
krzywdzonego psujemy statystyki, ponieważ zwiękjsza się wykrywalność spraw
związanych z krzywdzeniem dzieci oraz ilość założonych Niebieskich Kart…
Ale tak całkiem poważnie, chciałabym, aby za dziesięć lat udało nam się uczynić
Małopolskę miejscem przyjaznym dla dziecka: z wysoką wykrywalnością przemocy,
dobrze rozbudowanym systemem profilaktyki. Każdy kto wie, że krzywdząc
dziecko nie pozostanie bezkarny, że mu nie wolno mu krzywdzić dziecka, zastanowi
się nim to zrobi.
Moim marzeniem jest wyedukowanie grupy nauczycieli, którzy potem mogliby być
edukatorami rodziców – uczyliby ich jak rozładowywać emocje, jak radzić sobie w
trudnych sytuacjach, itp.
Te działania są ważne, ale wymagają czasu. Są nastawione na pokolenia…
Życzę spełnienia tych marzeń i dziękuję za rozmowę.
ROZMOWĘ Z ANNĄ GRAJCAREK PROWADZIŁA KATARZYNA ORNACKA, SOCJOLOG I PRACOWNIK
SOCJALNY , ADIUNKT W IS UJ ZAJMUJĄCY SIĘ SOCJOLOGIĄ DZIECIŃSTWA .
11

Podobne dokumenty