Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji
Transkrypt
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji
Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem WYWIAD Z ANNĄ GRAJCAREK − O DZIECIŃSTWIE, PRZEMOCY I POWOŁANIU Wymieniając tylko kilka obszarów Pani zaangażowania, można powiedzieć, że jest Pani osobą nietuzinkową, bardzo pracowitą, podejmującą coraz to nowe wyzwania, ciągle w biegu, a przy tym szalenie spokojną i skromną. Chciałabym zapytać jak można się nauczyć tej skromności i pokory, i w jakim stopniu mogą one pomagać bądź utrudniać działania, które Pani podejmuje? To, że jestem takim zwyczajnym człowiekiem pewnie wzięło się z mojego dzieciństwa. To było bardzo zwyczajne dzieciństwo. Wychowywały nas - mnie i dwójkę moich braci - dwie kobiety: mama i babcia. Ważne jest to, że w tym wczesnym dzieciństwie wychowywaliśmy się w środku lasu - naokoło las i łąki pięknie. Nasz dom był bardzo skromny, nie przelewało się, było trudno, ale moja mamuńcia była czarodziejką, ponieważ czarowała dla nas piękne ubranka. I do tego jeszcze bardzo spokojnie podchodziła do tego, że było trudno... Muszę dodać, że mieszkaliśmy w okolicach Bielska. Było to takie miejsce, z którego ogromną ilość mieszkańców wysyłano do Niemiec do pracy. Niemcy wiedzieli kogo wysłać, kto narobi dużo kłopotów. W czasie wojny, kiedy moja mama była jeszcze dzieckiem, moi dziadkowie bardzo się bali, żeby ich córka nie została wysłana do Niemiec do pracy, dlatego trafiła do szkoły podstawowej sióstr w Straconce - siostry czarodziejki, które uczyły gotowania, pieczenia, haftowania, drutowania, szydełkowania, szycia. Nasz tata był człowiekiem bardzo poranionym przez wojnę. W 1939r zdał maturę i w jednym z pierwwszych transportów trafił na roboty przymousowe wgłąb Niemiec i tam przetrwał całą wojnę. Prawdziwe piekło przeżył już po zakończeniu działań wojennych, przez kilka tygodni przemierzał Niemcy żeby wrócić do domu. Szedł szlakiem Armi Czerwonej i widział ogromne okrucieństwa jej żołnierzy. Nigdy o tym nie mówił, wiem to od jego kolegi. Nie potrafił być ojcem, żyć w rodzinie. Mieliśmy ojca obok. Co miało wpływ na Pani decyzję o tym, że została Pani pielęgniarką? Wychowałam się w okolicach Bielska, gdzie oznaką statusu było to, że chłopiec zostaje księdzem, a dziewczynka pielęgniarką. Takie było moje pierwsze marzenie. Nie ukrywam, że moja babcia bardzo mi rozradzała - uważała, że to jest bardzo trudne i chciała mi tego oszczędzić. Nie przeczę, że rzeczywiście jest to trudne - po 1 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem szkole pielęgniarskiej trafiłam na Akademię Medyczną, zdawałam na Wydział Lekarski, ale przyjęli mnie na farmację, ponieważ zabrakło mi kilku punktów. Byłam kilka semestrów na farmacji i okazało się, że to nie to, chociaż dobrze to wspominam, (...) ale życie akademickie było takie ciekawe. Ja nie imprezowałam, natomiast zaliczałam wszystkie koncerty, które były w Krakowie - kiedyś wszystko odbywało się w akademiku przy ul. Grzegórzeckiej 20. Wszyscy, którzy się wtedy liczyli - m.in. Maryla Rodowicz, Czerwone Gitary, Święcicki - tam koncertowali. Potem trafiłam na praktyki studenckie i do szpitala uniwersyteckiego Akademii Medycznej na oddział hematologii, no i już zostałam. To było coś takiego, co rzeczywiście zmieniło moje życie - zobaczyłam oddział inny, niż miałam wyobrażenie z moich praktyk i zostałam z powrotem pielęgniarką. Nie na długo, bo złapałam żółtaczkę zakaźną i musiałam zmienić miejsce. I wtedy trafiłam na salę operacyjną, bo to też było takie moje marzenie, i tak zostałam. Ta aktywność, którą Pani prowadziła, te wszystkie działania, w które była Pani zaangażowana właściwie bardziej skupiały się na świecie dorosłych, prawda? Kiedy zaczęła się Pani interesować problematyką dzieci? Rzeczywiście, do pewnego momentu żyłam w takiej enklawie, jaką była sala operacyjna. Dopiero gdy zostałam przewodniczącą samorządu i kiedy zaczęły się problemy w szkołach, ponieważ wyłączono (usunięto ze szkół) lekarzy, zostały tylko pielęgniarki. One nie bardzo były do tego przygotowane, bo dotąd były współpracownikami i miały być taką podporą lekarza. A tymczasem powierzono im zadanie, do którego były nieprzygotowane. Znalazły się w trudnej sytuacji i pojawiły się problemy. Na szczęście zaczęły mi o nich opowiadać, jak również o swoich uczniach – o dzieciach wykorzystywanych, maltretowanych, o takich, które znalazły się w dziecięcym piekle. Ja sobie w ogóle nie zdawałam z tego sprawy. Od czasu do czasu pojawiały się w prasie jakieś artykuły, słyszeliśmy o przypadkach dzieciobójstwa, ale ja nie wiedziałam, że skala tego zjawiska jest tak duża i że nikt z tym nic nie robi! Myślałam, że jakoś to jest uregulowane. Wtedy zorganizowałam spotkanie dla grupy pielęgniarek szkolnych i wysłuchałam ich historii. Efekt był taki, że przez kilka nocy nie spałam, bo to co usłyszałam, to były straszne rzeczy. Wymyśliliśmy wtedy, że trzeba coś zrobić, coś zmienić, że to nie może tak być. Musimy przygotować pielęgniarki do pracy z dziećmi i ponoszenia większej odpowiedzialności za swoją pracę. Zaczęłam więc chodzić i prosić – a to były czasy kiedy ministrami byli moi koledzy. Niestety zawiodłam się na nich absolutnie, ponieważ nie bardzo to widzieli, nie chcieli słuchać. I wtedy właśnie jeden z moich znajomych powiedział mi, że jest dziewczyna z ONZ, która ma świetne kontakty, jest wysokim urzędnikiem, i może będzie gotowa pomóc. Nazywa się Kasia Malinowska. To był początek dobrego okresu i współpracy, która trwa do 2 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem dzisiaj. Przygotowałam mój pierwszy w życiu projekt, który spodobał się, został przyjęty i dostaliśmy sporo pieniędzy na jego realizację. Który to był rok? To był 1992 rok, a projekt dotyczył HIV i AIDS. Mój kolega minister powiedział, że to jest sprawa zboczeńców, a nie normalnych ludzi, więc co on będzie sobie głowę zawracał. Wtedy już wiedziałam, że potrzebny jest poradnik! Miałam doświadczenie jak to zrobić z mojej wcześniejszej działalności, więc ani przez chwilę się nie zastanawiałam. Wydaliśmy więc super poradnik., pt. „Jak zmniejszyć ryzyko zakażenia HIV w praktyce pielęgniarskiej”, który miał cztery wydania i "wyszedł" w nakładzie 116 tysięcy egzemplarzy. W każdej, nawet najmniejszej poradni, przychodni było o tym, jak się ustrzec HIV i AIDS, czyli do pracowników ochrony zdrowia - i to był pierwszy projekt, mieliśmy dobre wejście. Kolejne projekty dotyczyły już problemu dzieci. Przeszkoliliśmy stugodzinnym programie, pt. „Gdy dziecko potrzebuje pomocy” 711 pielęgniarek pracujących z dziećmi z całej Małopolski. Osoby te „pochodziły” ze szpitali, szkół i placówek opiekuńczowychowawczych. Otrzymały od nas taki duży poszerzony warsztat oraz wiedzę, którą mogły wykorzystać w swojej pracy. Dodatkowo, na zamówienie ONZ, powstała ok. pięciusetstronnicowa publikacja o tym samym tytule. W mojej działalności edukacyjnej i projektowej cały czas miałam wsparcie ze strony dwóch agend: UNDP (Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju) oraz UNPFA (Programu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych). Było to dla mnie bardzo ważne, ponieważ zawsze uczono mnie, że aby dobrze wywiązywać się ze swoich obowiązków, ludzie zawsze muszą być przygotowani oraz że trzeba tą wiedzę utrwalać, ponieważ za chwilę zapomną, czyli konieczny jest poradnik. Tak właśnie robiliśmy – realizowaliśmy projekt, a potem powstawała książka. Zwykle ja ją wymyślałam i zapraszałam różnych autorów, żeby pisali o rzeczach na których ja się nie znałam, bo przecież nie znam się na wszystkim, i tak powstawały te książki... Czy już wtedy była Fundacja? Nie, Fundacja była nieco później, wcześniej jeszcze taką bazą był samorząd, była korporacja i zajmowaliśmy się różnymi rzeczami: powstawały publikacje czy programy. Nasza działalność związana była „z potrzebą chwili”. Gdy zmieniało się prawo, pracowaliśmy nad jego wprowadzaniem. Przez dziesiątki lat rozmowa z chorym na temat jego choroby zagwarantowana była dla lekarza. Tymczasem wejście w życie Ustawy o Prawach Pacjenta zobowiązywał pielęgniarki i położne informowanie pacjenta o wszystkich czynnościach wobec niego w związku z chorobą, to znaczy rozmowę z chorym, w myśl zasady "co robisz koło mnie, ja to muszę wiedzieć”. Niestety ich tego nie uczono. Mało tego, mówiono im, że " to nie wasz problem, że wchodzicie na cudze pole". Tymczasem weszła w życie Ustawa, 3 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem którą sama pilotowałam, gdyż akurat byłam Przewodniczącą Komisji Prawa i Legislacji Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych i wtedy bardzo pomógł mi ksiądz prof. Tischner, który mówił, że trzeba rozmawiać z chorymi. I ta książka Sztuka rozmowy z chorym powstała za jego namową, ale też zaprosiłam do tego projektu znakomite autorytety. Czy na swojej drodze napotykała Pani dużo trudności i jak sobie Pani z nimi radziła? Tak, bardzo dużo, naliczyłam do dzisiaj 19 pozwów od stosujących przemoc, w większości od osób oskarżonych o wykorzystanie seksualne dzieci. Zauważyłam, że to, iż przygotowaliśmy 711 pielęgniarek szkolnych pracujących z dziećmi to nie załatwia sprawy, bo one już wiedziały, co zrobić i jak zrobić. Postanowiliśmy edukować nauczycieli, psychologów i pedagogów. Jednak największym problemem było otoczenie, które nie wiedziało, nie było wyedukowane oraz oprawcy, którzy byli agresywni wobec pielęgniarek. Wtedy właśnie powstała taka myśl, że trzeba zapewnić pielęgniarkom ochronę, ponieważ nie wystarczy, że one rozpoznadzą dziecko krzywdzone i będą wiedziały jak mu pomóc, powinny jeszcze czuć się bezpiecznie. Kiedy nie będą czuły się bezpiecznie, stracą motywację, zaczną się mniej angażować. Ważne było więc dla nas zapewnienie wsparcia pielęgniarkom i danie im takiego poczucia, że nie są same na tym świecie. Odpowiedzią na nasze problemy i trudności była Fundacja. Powstała ona dokładnie dziesięć lat temu - 17 maja 2015 roku minęła dekada od jej powstania. Fundacja interweniuje w każdym przypadku, kiedy system zawodzi dziecko krzywdzone, zajmuje się promowaniem praw ofiar przestępstw, praw człowieka, ale przede wszystkim dzieci. Nie pomagamy natomiast finansowo, nie zbieramy pieniędzy, tylko zajmujemy się stroną merytoryczną. Do nas mogą zwracać się osoby po pomoc prawną (mamy prawników), ale także ci którzy na swojej drodze napotykają represje z tego powodu, że się zachowali przyzwoicie. W takiej sytuacji Fundacja przejmuje sprawę, jest stroną. Nasza praca polega na tym, że chodzimy do sądu, czytamy akta i świadczymy konkretną pomoc. Muszę powiedzieć, że ta pomoc jest bardzo potrzebna, ponieważ oprawcy – zwłaszcza tacy, którzy stosują przemoc seksualną oraz podejrzani o pedofilię – są bardzo agresywni. Poza tym, o czym już wspominałam, udzielamy pomocy prawnej, ponieważ niektóre z uregulowań prawnych są przygotowywane niezwykle niedbale. Czy trzeba dużej wyobraźni, żeby przewidzieć, co się stanie, gdy oprawca nie jest współwłaścicielem, tylko właścicielem? Wystarczyłoby, aby w tym czasie, kiedy jest przymusowa eksmisja, nie miał on prawa zarządzać tym majątkiem. Inaczej, efekt jest taki, że te kobiety wycofują sprawę, bo wolą być maltretowane, niż bez dachu nad głową. A jaka jest skala tego zjawiska? 4 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem Muszę powiedzieć, że skala jest bardzo tajemnicza, kompletnie nie do określenia - bo ani statystyki policyjne tego nie oddają, bo przecież nie wszystko trafia na policję, ani też badania szacunkowe. Tutaj ta szara strefa jest bardzo tajemnicza i im okrutniejsze zbrodnie wobec dzieci, tym bardziej to jest tajemnicze. Jak Pani sądzi, skąd ten opór wobec zmiany? Opór jest dlatego, że tak jest wygodniej. Patrzeć z boku, nie wiedzieć. Dodatkowo, taką postawę usprawiedliwia się tym, że wtrącać się jest „nie trendy”. Pora zatem na zmianę mentalności. W jaki sposób będzie Pani wprowadzać zmiany w ludziach? Po pierwsze, poprzez edukację społeczną. Uregulowania prawne muszą iść w parze z edukacją. Weźmy na przykład Ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie - jeżeli kurator powiatowy nie wie, że do jego obowiązków należy podejmowanie różnych działań oraz że jeśli jego podwładni nie wykonają konkretnych poleceń, wówczas będą mieli poważne problemy, to znaczy, że jest to słabość, luka w systemie i należy ją wypełnić wiedzą. Po drugie, poprzez zabezpieczenie prawne świadków ofiar przemocy. Jako przykład podam Ustawę o ochronie praw świadków i ofiar, która została dobrze przygotowana, ale ludzie, którzy powinni z niej korzystać muszą o niej wiedzieć, muszą ją rozumieć, a tymczasem ich wiedza jest niewielka. Wiemy, że musimy zmieniać mentalność ludzi. Poprzez projekty poszukujemy nowych ludzi, którzy mogliby nam pomóc wprowadzać te zmiany. Dotarliśmy do kurii i nawiązaliśmy współpracę z pewnym księdzem. Chcielibyśmy dotrzeć do seminariów, gdyż wiemy, że jeżeli oni powiedzą, że nie wolno, to ludzie będą słuchać, bo taka jest mentalność - to bardziej do nich trafi, niż to, co powiemy za pośrednictwem publikacji, pisemnych apeli czy osobiście przekonując ludzi do zmiany. Od dwóch lat działamy więc pod szyldem "Jedenaste nie bądź obojętny" - i tak też nazwaliśmy tą naszą część projektu. Z drugiej strony, mamy pełną świadomość, że system nie chroni świadków, że on praktycznie ochrania przestępców i to w dodatku jeszcze w imieniu praw człowieka, co mnie totalnie denerwuje, bo ja rozumiem, co to są prawa człowieka. Przez kilkadziesiąt lat byłam zaangażowana w obronę praw człowieka, chciałam, aby były one przestrzegane, zwłaszcza w stosunku do dzieci i dlatego podejmujemy kolejne działania ukierunkowane na weryfikację Ustawy o ochronie danych osobowych. Mamy kontakty z biurem Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dzieckawiemy jednak, że ich działania są ograniczone przepisami i nie mogą nam pomóc w wystarczający sposób. 5 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem Słyszymy od wielu osób, że ta Ustawa jest podobna pod wieloma względami do tych obowiązujących w innych krajach m.in. skandynawskich, ale tam jest jednak zupełnie inna mentalność, na innym etapie są ci ludzie, co się będziemy dużo oszukiwać. Im może to wystarczy, tutaj to nie wystarczy, więc musimy zrobić wszystko, aby bardziej chronić interes dzieci, ofiar przestępstw. Bo my czasami towarzyszymy naszym podopiecznym w tych sądach, to wierzyć się nie chce, że po drugiej stronie stoi taki potwór w todze i z łańcuchem. Nie mówię, że wszyscy tacy są. Współpracujemy też z sędziami, którzy są super, dlatego nie chcę uogólniać. Jednak błędy i wypaczenia zdarzają się zbyt często, więc to nie może być przypadek. Dysponujemy danymi z policji, z których wynika, że ponad 70% skarg związanych z Niebieską Kartą jest umarzanych, a z tych siedemdziesięciu do ukarania około 2-3%. Przykłady można by mnożyć - pomagają nam w tym dziennikarze. I tak, za zabójstwo dorosłego człowieka mamy dożywocie lub 25 lat, a za zabójstwo dziecka 5 lat, za gwałt ze szczególnym okrucieństwem na dwuletniej dziewczynce okaleczonej już na całe życie, której z trudem lekarze uratowali życie, oprawca dostaje pięć lat? Za gwałt ze szczególnym okrucieństwem na dziewczynie szesnastoletniej - dwa lata w zawieszeniu. W każdym normalnym kraju, taka osoba dostaje dożywocie, w naszym kraju jest inaczej. My się z tym nie zgadzamy i próbujemy to zmienić! Wszyscy mają prawo, wszyscy są na równi! Jednak dzieci są po prostu traktowane gorzej! Żeby zmienić to wszystko, to znowu trzeba zainwestować w ludzi, oni muszą wiedzieć jak postępować. Przecież świat już sobie poradził, dlatego my nie musimy wywarzać otwartych drzwi i popełniać tych samych błędów. Wiemy, że musimy podjąć działania, ale to wymaga zmiany systemowej. Trudność polega jednak na tym, że system sprawiedliwości nie zawsze jest po naszej stronie, po stronie dziecka. Będziemy próbować, bo są naturalne nadzory, np. sąd apelacyjny - mamy dobre zdanie o tych ludziach, tą drogą spróbujemy przekonywać, aby coś się zmieniło, ale rzeczywiście wierzyć się nie chce, że tak można procedować. Czy te badania, które Pani przeprowadzała, o których wspominała Pani na początku, z pielęgniarkami zatrudnionymi w szkołach, miały bezpośredni kontakt z dziećmi? Czy udało się powtórzyć te badania po jakimś czasie i stwierdzić, że coś się zmieniło? Chodzi o te badania o akceptacji przemocy przez dzieci? Byliśmy ciekawi jak to wygląda. Pierwsze badania zrobiliśmy na stosunkowo małej grupce 700 dzieci, a potem w większej grupie 2300 dzieciaków, ale nie przeprowadzaliśmy badań porównawczych. Uważaliśmy, że aby takie badania porównawcze zrobić, musi się coś zdarzyć. Najpierw chcieliśmy zaistnieć w środowisku dzieci, potem myśleliśmy o tym, aby przygotować projekt, który uczyłby dzieci radzenia sobie z emocjami i że wtedy 6 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem dopiero moglibyśmy przeprowadzić takie badania. Sens powtórki będzie wtedy, jak coś zaproponujemy, bo jak nie zaproponujemy, to też się może zmienić, ale także na niekorzyść. Przygotowywaliśmy kilka projektów skierowanych nie na dorosłych, tylko na dzieci, ale one nie wzbudzają zainteresowania w konkursach otrwartych, dziecko ani nie zagłosuje, ani niewiele zrobi. Co tam jakieś dzieci... Teraz planujemy zacząć współpracę z osobami z Komisji ds. Rodziny przy sejmiku. Naszym partnerem jest Urząd Miasta - Wydział Spraw Społecznych - bardzo fajni ludzie, oni wnoszą w nasze projekty sale multimedialne, czyli to obniża koszty. Poza tym znajdujemy ludzi zaangażowanych, którzy chcą coś zmienić, więc może tym razem w naszych projektach bardziej zbliżymy się do dzieci. Czy spotkała się Pani z takim określeniem dzieci o zranionej tożsamości , takie które jednocześnie muszą walczyć o uznanie, o miłość o godność, o prawo do bycia osobą? Tak, ja się spotkałam z takimi dziećmi...najczęściej z tymi, które do nas trafiają - a nie trafia ich zbyt wiele, ponieważ to jest wierzchołek góry lodowej...to są dzieci pokrzywdzone z powodu ubóstwa - matka niezaradna, ale w porządku, dziewczynka 12-letnia nie chodzi do szkoły, płacze, udaje że chodzi, no bo ma krótkie spodnie i rówieśnicy się z niej śmieją - to są takiego rodzaju dzieci. Pytam kiedyś piętnastoletnią dziewczynkę o czym marzy a ona mi mówi tak: marzę o tym, aby codziennie, przez cały tydzień zakładać sobie inne kolczyki. Takie marzenia mają dzieci z biedy i wydaje mi się, że takim problemem, jeśli chodzi o tą tożsamość to są dzieci z biedy... Są również - chociaż wydawało mi się że są już inne i lepiej sobie radzą - dzieci takie opuszczone, czyli one mają wszystko, zachowują się bezczelnie, są agresywne, ale tam nie ma biedy, tylko brakuje zainteresowania rodziców. One pewnie z tego wyrosną później, ale bardziej widoczne i bardziej bolesne tu i teraz jest to szydzenie z biedy! Czy myśli Pani, że dziecko w relacji z dorosłym można traktować jak partnera, bardziej podmiotowo, można budować z nim relacje, czy raczej nie? Jeśli tak, to jakiego typu może to być partnerstwo? Wydaje mi się, że takiego do końca nie, że jest ta różnica, że dziecko i dorosły to są dwa różne światy. Z moją mamą i babcią nie byłyśmy koleżankami, one były dla mnie wzorem. Wydaje mi się, że rodzic-autorytet to taka osoba, która zapewnia dziecku bezpieczeństwo, dziecko ma się czuć bezpiecznie. Myślę, że jednak dzieci bardziej szukają wzorców, wsparcia, a nie koleżanek w swoich rodzicach. 7 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem Dwa lata temu trafiłam na pamiętniki dzieci "dzieci kwiatów" i to są smutne wspomnienia mimo, że ich rodzice byli dla nich kolegami/koleżankami - one były krzywdzone i do świata weszły okaleczone... Czy myśli Pani, że dorośli mogą się czegoś od dzieci nauczyć? Czy zgadza się Pani z tezą, że dziecko jest kompetentnym aktorem? Dziecko dopóki nie utraci tej niewinności jest autentyczne. Wraz z wiekiem dziecko zaczyna grać, dostrzega jakie zachowania mu się opłacają, a jakie nie. I wtedy już nie jest autentyczne, staje się aktorem. Nie jest jednak powiedziane, że tą niewinność musi utracić jak ma 6 lat czy dziesięć. Można być bardzo dużym i zachować tą niewinność. To, czego od dzieci można się nauczyć to chyba tej szczerości, że dzieci są szczere. W jednym z prowadzonych przez nas badań okazało się, że dorośli mają problem z definicją maltretowania, nie odróżniają maltretowania od "zwykłych" kar cielesnych. Zapytaliśmy dzieci kiedy mamy do czynienia z maltretowaniem, a kiedy ze zwykłą karą i okazało się, że mniejsze dzieci umiały na to odpowiedzieć. Ponad 90% pytanych dzieci jednoznacznie odpowiedziało, że maltretowanie jest wtedy, jak po biciu są ślady. Jest w tym jakaś prawda. Mówimy, że dziecko jest krzywdzone wtedy, jak zostało ukarane i są ślady. Myślę, więc że można by dzieci jeszcze o wiele rzeczy zapytać, że dzieci mogą dać jakieś wskazówki, a najważniejsze jest to, że mogą powiedzieć, co jest dla nich ważne, jeszcze bez tego udawania, i zastanawiania się, co mi się bardziej opłaci... W naszych badaniach zauważyliśmy na przykład, że bastionem kar cielesnych nie jest już wieś. Zaczęliśmy się zastanawiać, co się stało i dlaczego tak jest? I okazało się, że w związku z tym, że na wsi są w dalszym ciągu rodziny wielopokoleniowe, czyli babcia i dziadek, które chronią dzieci przed przemocą. Najstarsi członkowie rodziny są takim buforem, który zabezpiecza, natomiast w mieście tego nie ma. Ponadto, zauważyliśmy że dzieci, które w ogóle nie doznały i nie stosują agresji, akceptują agresję - małe dzieci, natomiast te wobec których stosowano przemoc (jak wynikało z ankiet) i są krzywdzone, to nie są specjalnie agresywne. Być może w późniejszym etapie, ale teraz nam nie wyszło. Oznacza to, że ci którzy doznawali krzywdy, mniej chętnie rozstrzygaliby swoje spory w sposób siłowy. Nie potwierdziła się teza, że BICI BIJĄ! Jednym z filarów Pani działalności jest edukacja dorosłych ukierunkowana na tych, którzy profesjonalnie zajmują się współpracą z dzieckiem. Czy myślała Pani o włączaniu w obszar edukacji jeszcze innych grup dorosłych, na przykład rodziców? 8 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem Tak, wszystkie nasze projekty oraz program rozpoznawania dziecka krzywdzonego, który prowadzimy od siedmiu lat są nastawione na osoby zawodowo pracujące z dziećmi lub na ich rzecz, na przykład policjanci. Dla nas najskuteczniejszym rozwiązaniem jest to, aby w miejscach w których są dzieci były też osoby, które są w stanie rozpoznać ich problem, ich krzywdę, zło które im wyrządzono. Doszliśmy do wniosku, że to że my powołaliśmy fundację, która wspiera różne osoby: tych którzy coś robią i mają problemy, mogą tutaj przyjść i się dowiedzieć; dzieci oraz rodziny głównie matki, chociaż to się zmienia, mamy coraz więcej panów (zgłaszają się) i ewidentnie są pokrzywdzeni, to nie jest wystarczające! My samy nie zmienimy świata, nie załatwimy wszystkich problemów. Działania muszą być systemowe, dlatego włączamy wiele osób, instytucji i prowadzimy edukację na szeroką skalę. Z jednej strony chcemy trafiać maksymalnie do tych osób, które zawodowo pracfują z dziećmi, a jednocześnie od czterech lat prowadzimy debatę społeczną, czyli działalność ukierunkowaną na zmianę mentalności i zmianę sposobu myślenia na problem przemocy wobec dzieci. Próbujemy w debatę włączyć dziennikarzy, urzędników; trafiać do ludzi w taki sposób, żeby jednak uwrażliwić ich na sprawy dziecka. Niestety, nawet w takim centrum akademickim jakim jest Kraków, w mieście z tradycjami, do którego zjeżdża cały świat, ludzie takiej wiedzy nie mają i w ogóle nie wiedzą, co zrobić. Nie chcemy ludzi zawstydzać tylko uświadamiać, ale to jest trudne, więc na razie pozostaje w naszych planach. W ramach naszej działalności edukacyjnej włączamy się także w tworzenie i zmianę prawa - przesyłamy nasze propozycje, które są wykorzystywane bardziej lub mniej przez urzędy centralne. I nie jest prawdą że wszyscy wobec prawa jesteśmy równi, bo dzieci są równiejsze! I to powinno być uwzględnione w ustawodawstwie, bo dzieci nie potrafią się obronić. To, nad czym obecnie pracujemy w zakresie edukacji to skuteczny sposób, aby trafić bezpośrednio do dzieci. Myślimy, że taką szansą mogą być szkoły z empatią! Żeby z jednej strony był ktoś, kto rozpozna dziecko krzywdzone i będzie wiedział co z tym zrobić. Z drugiej strony, żeby te dzieci były i wobec siebie lepsze i dla siebie lepsze! Patrząc na dorosłych, wolontariuszy, którzy przygotowują dla nas ewaluację, że można coś zmienić - coś dobrego wykrzesać w ludziach, bez pompy, bez udawania, żeby te dzieci nie musiały grać, że są grzeczne czy dobre! tylko żeby rzeczywiście chciały, żeby to było w nich! Muszę powiedzieć, że to okrucieństwo wobec swoich kolegów jest strasznie bolesne i okropne. Zetknęliśmy się z tym w badaniach i rozmowach z dziećmi, które nie chciały chodzić do szkoły. Opowiadały nam, jak się 9 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem z nich śmieją i drwią. To smutne, że dzieci chodzą do kościoła, na religię, a mimo wszystko nic do nich nie trafia... Wspominała Pani, że jest otwarta na współpracę ze studentami pracy socjalnej. Jak wyobraża sobie Pani taką współpracę i na czym miałaby ona polegać? Nasza działalność edukacyjna skupiona jest różnych odbiorców, chociaż dotychczas byliśmy nastawieni na nauczycieli, pedagogów, psychologów czy kuratorów. Coraz częściej, wśród uczestników naszych projektów trafiamy na pracowników socjalnych. W rozmowach z nimi dowiadujemy się, że brakuje im wiedzy dotyczącej pracy z dzieckiem krzywdzonym. Są tacy, którzy dopiero zaczynają pracować z dziećmi, więc tym bardziej potrzebują profesjonalnego wsparcia. Spotkałam się z opinią pracownicy socjalnej, która opowiadała, że dziennikarze potraktowali ją bardzo niesprawiedliwie. Podczas jednej z wizyt w domu rodzinnym, w którym podejrzewano stosowanie przemocy nie stwierdziła żadnych oznak, które potwierdziłyby podejrzenia. Problem polegał na tym, że wizyta była zapowiedziana, dzieci stały rządkiem, odpowiadały na pytania, bo były przygotowane, lodówka była pełna tylko dlatego, że ja przyszłam, normalnie to te dzieci chodziły głodne i szwendały się po polu, nikt się nimi nie zajmował. Wszystko wyglądało normalnie. Nic nie mogła zrobić, mimo że wiedziała, że tam jest przemoc, że tam jest źle, że tam się niedobrze dzieje, i tak nie powinno być, ale musiała zapowiedzieć wizytę, bo taki jest wymóg, takie jest uregulowanie prawne. Żaliła się, że nie mogła rozebrać dziecka, mogła wezwać lekarza czy policję, ale nie chciała wywoływać paniki, gdyż nie była pewna czy to jest prawda czy nie. Jeśli nie mogę zobaczyć tego dziecka bez ubrań, to skąd mogę wiedzieć, że to jest dziecko bite - mówiła? Ten przykład z życia wzięty pokazuje, że konieczna jest edukacja! Ja bym chciała żeby studenci mieli tą wiedzę, jak to dziecko rozpoznać i żeby wiedzieli, co z tym zrobić, dokładnie jak się profesjonalnie zachować i nie dać się zbyć, bo też często osoby opowiadają że są zbywane. Aby potrafili rozpoznać jak nie być ofiarą, jak wejść, jak patrzeć na ręce, na oczy, mieć za sobą ścianę - to jest taka wiedza, którą powinni posiadać. Poza tym, moim zdaniem nie tylko powinni umieć rozpoznać dziecko krzywdzone, ale również wiedzieć jak wygląda oprawca. My taką wiedzę – teoretyczno-warsztatową – zapewniamy. Uważamy, że wiedza i umiejętności dają poczucie bezpieczeństwa i odwagę do skutecznego działania. Uczymy jak rozpoznać dziecko maltretowane – przedstawiamy objawy fizyczne, różnice między wypadkiem a przemocą wobec dziecka. Szczegółowo dyskutujemy portret psychologiczny dziecka maltretowanego wraz z objawami, które temu towarzyszą. Pokazujemy także portret sprawcy, który wcale nie musi być agresywny i może robić dobre wrażenie. Dajemy wiedzę prawną, a także psychologiczną. 10 Wywiad z Panią Anną Grajcarek, Prezes Fundacji Ad Vocem Uczymy jak rozmawiać z dziećmi krzywdzonymi. Uważamy, że to jest sztuka rozmowy z dzieckiem! Jakie są Pani marzenia na najbliższą przyszłość? Zacznę od tego, że tam, gdzie realizujemy swój program o rozpoznawaniu dziecka krzywdzonego psujemy statystyki, ponieważ zwiękjsza się wykrywalność spraw związanych z krzywdzeniem dzieci oraz ilość założonych Niebieskich Kart… Ale tak całkiem poważnie, chciałabym, aby za dziesięć lat udało nam się uczynić Małopolskę miejscem przyjaznym dla dziecka: z wysoką wykrywalnością przemocy, dobrze rozbudowanym systemem profilaktyki. Każdy kto wie, że krzywdząc dziecko nie pozostanie bezkarny, że mu nie wolno mu krzywdzić dziecka, zastanowi się nim to zrobi. Moim marzeniem jest wyedukowanie grupy nauczycieli, którzy potem mogliby być edukatorami rodziców – uczyliby ich jak rozładowywać emocje, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach, itp. Te działania są ważne, ale wymagają czasu. Są nastawione na pokolenia… Życzę spełnienia tych marzeń i dziękuję za rozmowę. ROZMOWĘ Z ANNĄ GRAJCAREK PROWADZIŁA KATARZYNA ORNACKA, SOCJOLOG I PRACOWNIK SOCJALNY , ADIUNKT W IS UJ ZAJMUJĄCY SIĘ SOCJOLOGIĄ DZIECIŃSTWA . 11