Jedenaste: Nie ściągaj! - Liceum Ogólnokształcące nr VIII

Transkrypt

Jedenaste: Nie ściągaj! - Liceum Ogólnokształcące nr VIII
Jedenaste: Nie ściągaj!
- Ostatnia aktualizacja (niedziela, 23 wrzesień 2007)
Na każdych stu polskich gimnazjalistów i licealistów 98 ściąga i przyznaje się do tego. Pozostałych dwóch
też ściąga, ale tylko "w sytuacjach wyjątkowych".
Nie wolno wnosić jedzenia. Ani napojów. Telefonów komórkowych - nawet wyłączonych. Laptopów ani
palmtopów. Maskotek. Nie wolno wychodzić do toalety. I lepiej nie zasłabnąć, bo do gabinetu lekarskiego
wyjść też nie wolno. - Powiedziano nam, że w razie konieczności lekarz lub pielęgniarka sami pofatygują
się na salę egzaminacyjną - opowiada Anka Nowak, tegoroczna maturzystka z Liceum
Ogólnokształcącego im. Johanna Wolfganga Goethego w Warszawie.
Nie ma lekcji, żeby nauczyciele nie przestrzegali przed ściąganiem: wystarczy samo podejrzenie i matura
oblana. Podobne pogadanki odbywają się we wszystkich polskich szkołach średnich, gdzie do egzaminu
maturalnego przygotowuje się właśnie 430 tysięcy uczniów. Test z języka polskiego już 4 maja. To będzie
druga matura zdawana według nowych, restrykcyjnych zasad, z których część - m.in. zakaz wnoszenia
na salę jakichkolwiek przedmiotów, wychodzenia z niej, krótszy czas egzaminu pisemnego wprowadzono właśnie po to, aby utrudnić kombinowanie.
Od równika po biegun
Ja ściągam. Ty ściągasz. My ściągamy. 43 proc. uczniów szkół podstawowych, gimnazjalnych i średnich ankietowanych przez prof. Krystynę Ostrowską z Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji
Uniwersytetu Warszawskiego (2003 rok)
- przyznało się do nagminnego oszukiwania nauczycieli. Kiedy dwa lata później problemem zajął się
Konrad Kobierski z łódzkiego Wydziału Pedagogiki Opiekuńczej i Wychowawczej, już ponad 98 proc.
spośród 700 przepytanych przez niego gimnazjalistów i uczniów szkół ponadgimnazjalnych otwarcie
powiedziało: ściągam. Reszta - 1,8 proc. - utrzymywała, że korzysta ze ściąg tylko w sytuacjach
wyjątkowych.
Oszukiwanie na egzaminach stało się plagą, która opanowała cały świat. - Przekroczyliśmy granicę, poza
którą ściąganie zaczęło być normą powszechnie akceptowaną - mówi David Callahan, autor książki "The
Cheating Culture" ("Kultura ściągania"). To nie tylko konstatacja, to alarm. Z procederem nie mogą sobie
poradzić do niedawna "czyste" Stany Zjednoczone, a także Korea czy Japonia, do tej pory stawiane za
przykład uczciwej rywalizacji.
Według badań amerykańskiego Center for Academic Integrity przy Duke University ściąga ponad 70 proc.
studentów (z 50 tys. przepytanych) i licealistów (z 18 tys.). W 1993 roku przyznawało się do tego 56
procent, a w 1963 roku - zaledwie 26 proc.
Niemal każdy zestaw pytań do niezwykle konkurencyjnych egzaminów wstępnych na indyjskie uczelnie
został w ciągu ostatnich pięciu lat przynajmniej raz
wykradziony i sprzedany kandydatom na studia. W 2004 roku studenci płacili po 15 tys. dol. za
odpowiedzi do jednego tylko zestawu testów na indyjską akademię medyczną.
W Korei Południowej wykryto rok temu fałszerstwo ogólnokrajowego egzaminu na wyższe uczelnie (tzw.
CSAT). Dostęp do pytań uzyskało ponad dwadzieścia "grup nieuczciwych ekspertów", którzy za pomocą
telefonów komórkowych przesyłali kandydatom siedzącym w salach egzaminacyjnych odpowiedzi do
rozwiązywanych właśnie testów.
Chińczycy w swojej pogoni za edukacyjnym sukcesem poszli jeszcze dalej. W kraju, gdzie liczba
studentów uniwersytetów wzrosła od 1998 roku niemal trzykrotnie (do 16 mln), policja w ubiegłym roku
zlikwidowała jeden z największych gangów internetowych. Giangshou oferował studentom usługi
polegające na wynajmowaniu sobowtórów, którzy zdawali zamiast nich egzamin z dowolnego przedmiotu.
Powszechność ściągania - które ułatwia jak nigdy rozwój techniki, zwłaszcza telefonii komórkowej oraz
Internetu - stawia pod znakiem zapytania wyniki najbardziej nawet prestiżowych egzaminów. Badania
przeprowadzone ostatnio w Wielkiej Brytanii na zlecenie rządu wykazały, że ściąga większość
przystępujących do
A-level (matura) i General Certificate of Secondary Education (ukończenie szkoły średniej technicznej).
Na Wyspach trwają właśnie gorące debaty nad gruntowną reformą systemu oświaty.
Zresztą, nie tylko tam najtęższe umysły odpowiedzialne za edukację głowią się, w jaki sposób ukrócić
proceder. Jedni żądają surowych kar, włącznie z wsadzaniem do więzień, inni zastanawiają się, jak
zmienić sam system egzaminacyjny, aby uzyskać miarodajne, niezależne od nielegalnych podpowiedzi
wyniki.
Wszystkie chwyty dozwolone
W krajach, gdzie zaludnienie jest mniejsze niż w Chinach i znalezienie odpowiednio wyedukowanego
sobowtóra jest mało prawdopodobne, uczniowie i studenci radzą sobie w mniej wyrafinowany sposób.
Podstawową pomocą egzaminacyjną stał się Internet. Sieć pełni dziś rolę intelektualnego pasera. Za jej
pośrednictwem kupuje się na całym świecie prace licencjackie bądź magisterskie.
W Polsce kosztują średnio 30 zł od strony. Sieć oferuje też "pomoc" przy maturalnych prezentacjach z
języka polskiego, które można zamówić w wyspecjalizowanej firmie lub u indywidualnej osoby. "Każde
opracowanie przygotowywane jest przez naszych specjalistów z najwyższą dbałością o szczegóły" http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo
Generated: 2 March, 2017, 12:35
reklamuje się jedna z firm piszących prace na zamówienie. Wystarczy podać temat i wraz z numerem
zamówienia wpłacić 290 zł. Po pięciu dniach na koncie internetowym zamawiającego pojawi się praca
wraz z bibliografią.
Taniej można załatwić maturę z języka polskiego "prywatnie". Praca u studentki polonistyki z
Białegostoku (dorabia do czesnego) kosztuje ok. 100 zł. - Prace maturalne pisałam już w zeszłym roku z
dobrym skutkiem - zachwala swoje usługi dziewczyna. - Do zadania podchodzę profesjonalnie. Dużo
rozmawiam o temacie z uczniem i dostosowuję go do jego umiejętności.
Podobną metodę ma Marta, absolwentka polonistyki w Krakowie. - Biorę maturzystę na konsultacje,
patrzę, jaki ma styl, i wtedy łatwiej jest coś wymodzić - mówi. Stara się dopasować pracę do konkretnej
osoby, używać jej języka, aby nauczyciel się nie zorientował.
Jeśli maturzysta nie ma pieniędzy na opłacenie profesjonalisty, może zdecydować się na pracę z odzysku
(do 50 zł), którą rok wcześniej zaprezentował inny uczeń. Żeby było bezpieczniej - najlepiej na drugim
końcu Polski. Internet roi się od takich ofert.
Niedawno portal www.sciaga.pl wprowadził nową usługę. "Współpracują z nami nauczyciele oraz studenci
ostatnich lat studiów, którzy poprawiają oraz oceniają nadesłane materiały. Każda praca posiada
zaznaczone błędy, opatrzone profesjonalnym komentarzem oraz sugerowaną oceną" - można przeczytać
na stronie.
Nowe szerokie możliwości otworzyły przed studentami telefony komórkowe. MMS-y - wiadomości
graficzne - to prawdziwy hit. - Zanim profesor rozniesie kartki z pytaniami, można zrobić zdjęcie arkusza,
wysłać czekającym ekspertom - opisuje Jula, studentka stosowanych nauk społecznych na UW. Potem
zostaje już tylko czekać na zdjęcie z odpowiedziami.
Krzysztof, student II roku Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, mówi, że zdobycze nowoczesnej
techniki uratowały mu skórę już na maturze. Na egzamin z języka polskiego przyniósł palmtop. Wpisał do
niego 150 wypracowań. - Nie było możliwości, żebym nie trafił w temat - śmieje się. - Przez jakąś tam
moralność nie spieprzę sobie życia - wykrzykuje Krzysztof zapytany o wyrzuty sumienia. I, jakby to
wszystko tłumaczyło, wyraźnie oddzielając sylaby, skanduje: KON-KU-REN-CJA.
Z roku na rok przybywa ludzi z dyplomami uczelni wyższych. Jeśli w 1990 roku było w Polsce niecałe 404
tys. studentów, dziś ich liczba wzrosła czterokrotnie - do znacznie ponad miliona. W Stanach
Zjednoczonych 35 lat temu świadectwem ukończenia szkoły wyższej mogło pochwalić się zaledwie 11
procent Amerykanów, dziś taki dyplom ma co trzeci obywatel. W Unii Europejskiej w ciągu ostatnich
pięciu lat liczba absolwentów uniwersytetów skoczyła o 30 proc. Ale tylko ci po najlepszych szkołach, z
najlepszymi ocenami na dyplomie mogą liczyć na dobrą pracę, choć też nie zawsze - w Polsce bezrobocie
wśród absolwentów wynosi 35 proc. Stąd coraz większe wymagania, coraz szybszy wyścig, coraz większy
stres. - W Azji konkurencja sprawia, że nawet 0,1 punktu różnicy w wynikach testu kwalifikującego do
liceum może zdecydować o sukcesie bądź porażce - mówi Sudha Ravi, wicedyrektor prestiżowej szkoły
średniej w Delhi.
Tak drapieżna rywalizacja uświęca coraz mniej moralne środki. Specjaliści z kalifornijskiego Josephson
Institute of Ethics poprosili 25 tysięcy amerykańskich licealistów, by ustosunkowali się do stwierdzenia:
"Aby odnieść sukces, trzeba uciekać się do kłamstwa i oszustwa". Zgodziła się z nim prawie połowa. A
wyniki ankiety przeprowadzonej w Australii przez Griffith University ujawniły, że aż 40 procent
tamtejszych studentów uważa fałszowanie badań naukowych za mało istotne wykroczenie.
- Dla studentów ściąganie i nieuczciwe zachowanie przestało już być czynem wysoce nagannym - mówi
Don McCabe, założyciel Center for Academic Integrity, działającego przy Duke University. Również polski
socjolog, Krzysztof Łęcki z Uniwersytetu Śląskiego, twierdzi, że młodzi ludzie przekonani są o wyższości
sprytu i układów nad wiedzą i uważają, iż drobne kłamstewka nikomu nie szkodzą.
Marsz do więzienia
Jedną z metod walki z plagą ściągania jest wprowadzanie nowoczesnych zabezpieczeń (większość
wyższych uczelni korzysta już rutynowo z komputerowych programów antyplagiatowych) i ostrych
restrykcji. Chiny i Korea zastanawiają się nawet nad karami więzienia, do siedmiu lat.
Uniwersytet Warszawski od dwóch lat prowadzi na wydziale nauk ekonomicznych akcję "Zero tolerancji".
Studenci przyłapani na zrzynaniu podczas egzaminów są z nich wyrzucani, a potem stają przed komisją
dyscyplinarną. - Do tej pory na jej pytania odpowiadały trzy osoby. Jedna została oczyszczona, bo winę
trzeba udowodnić - opowiada Artur Lompart, rzecznik prasowy UW. Sprawy dwóch pozostałych, używając
języka prokuratorskiego, wciąż są w toku. Władze uczelni do tematu podeszły poważnie, bo komisja
może zdecydować o wyrzuceniu delikwenta ze szkoły.
Od ubiegłego roku polskim uczelniom odpadł w zasadzie problem ściągania na egzaminach wstępnych - o
przyjęciu na studia decydują oceny z matury i rozmowa kwalifikacyjna. Ale na świecie to palący problem.
Amerykanie myślą o przeprowadzaniu egzaminów SAT (ich zaliczenie jest warunkiem przyjęcia na studia)
pod ścisłym nadzorem, w specjalnych pomieszczeniach wyposażonych w wykrywacze metalu i urządzenia
radiolokacyjne. Już w tym roku najbardziej prestiżowy międzynarodowy egzamin Graduate Record Exam
(dla osób chcących uczęszczać na studia magisterskie i doktoranckie w USA), do którego co roku
przystępuje pół miliona studentów na całym świecie, przejdzie największe zmiany w swej 50-letniej
http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo
Generated: 2 March, 2017, 12:35
historii. Pytania egzaminacyjne będą inne w każdym zestawie testowym, a egzamin rozpocznie się w tym
samym czasie na całym świecie, niezależnie od strefy czasowej. Wszystko po to, by studenci w Los
Angeles nie przesłali przez Internet fotografii testów swym kolegom w Hongkongu.
Zaostrzone zostaną środki bezpieczeństwa podczas egzaminów wstępnych na amerykańską akademię
medycznę (MCAT). Kandydaci będą musieli poddać się elektronicznemu skanowaniu odcisków palców
oraz twarzy. Ma to ułatwić członkom komisji egzaminacyjnej wykrycie ewentualnych oszustów, którzy
wyślą na egzamin podstawioną osobę.
Inną metodą walki z nieuczciwością na egzaminach jest metoda "od podstaw" - czyli praca nad
postawami moralnymi. Na Politechnice Warszawskiej działa komisja ds. etyki zawodowej, a o ściąganiu
studenci i wykładowcy dyskutują na specjalnym portalu www.etyka.pw.edu.pl.
Szkoła Główna Handlowa ogłosiła konkurs dla studentów "Jedenaste nie ściągaj". W przysłanych pracach
sami zainteresowani proponowali skrócenie czasu egzaminów, przygotowanie kilku zestawów
egzaminacyjnych, odbieranie stypendiów naukowych i pozbawianie praw studenta. - Ale naszym celem
nie jest karanie. To nic nie da, i tak będę ściągali. Lepiej wprowadzić takie rozwiązania, aby ściąganie się
nie opłacało - mówi Mikołaj Marchewka, przewodniczący Samorządu Studenckiego SGH. Na przykład
wymagać na egzaminie mniejszej ilości pamięciowego materiału.
Niektóre instytucje oświatowe już dziś pozwalają studentom przynosić na egzaminy (tzw. open Internet
exams) laptopy i surfować po sieci. Bo w dzisiejszym świecie liczy się umiejętność szybkiego
wyszukiwania informacji, myślenia, a nie encyklopedyczna wiedza zmagazynowana w szarych
komórkach.
- Egzamin z prawa prasowego pisaliśmy w bibliotece, można było przynieść laptopy i notatki - opowiada
Dorota, studentka dziennikarstwa na UW. - Nasz wykładowca wyznaje zasadę, że nie ten jest
mądrzejszy, kto wszystko wie, ale ten, kto wie, gdzie szukać. Na egzaminy ze statystyki studenci
socjologii uniwersytetu w Białymstoku mogli przynieść spisane na kartce wzory. - Ich zapamiętanie jest
prawie niemożliwe. Profesor jest mądrym gościem i bardziej zależało mu na tym, abyśmy umieli je
zastosować, niż znali na pamięć - opowiada jedna ze studentek.
Coraz więcej szkół w Polsce i na świecie przestaje polegać wyłącznie na egzaminach testowych, a wiele
wręcz rezygnuje z tej formy sprawdzania wiedzy.
Czy tradycyjne testy trafią więc w końcu do lamusa? Być może. Brytyjskie Uniwersytety Oksford i
Cambridge przeprowadzały kiedyś tylko jedną rozmowę kwalifikacyjną z kandydatami, dziś decyzja o
przyjęciu zapada po dwóch takich spotkaniach. Na niektórych wydziałach wciąż prowadzone są egzaminy
testowe, ale to rozmowa ma znaczenie decydujące.
A co na to wszystko studenci? Niektórzy na wieść o konkursie "Jedenaste nie ściągaj" sugerowali zmianę
tematyki na "Jak ściągać skutecznie?", bo ich kreatywność w tej dziedzinie nie zna granic. Zawsze coś
wymyślą, nawet gdyby egzamin odbywał się w sali monitorowanej kamerami, a oni mieli zdawać nago.
Dla nich problem leży gdzie indziej. Ewa, przyszła dziennikarka, studentka Uniwersytetu Śląskiego,
ujmuje to tak: - Jeśli zajęcia są ciekawe, to chcemy się na nich uczyć. Jeśli wykładowca ma autorytet,
pozwala zaliczać materiał przez cały semestr, a nie w jednym tygodniu sesji, nie ściągamy.- Albo
ściągamy mniej - puszcza oko.
Plaga plagiatów
Ściąganie to zwykłe oszustwo - mówi profesor Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog z Collegium Civitas, w
rozmowie z Dorotą Kowalską.
NEWSWEEK: Ściągał pan, panie profesorze?
PROF. EDMUND WNUK-LIPIŃSKI: Nie umiałem. Próbowałem w szkole, ale zawsze wpadałem. Doszedłem
do wniosku, że lepiej idzie mi nauka.
Wkuwać czy ściągać - to chyba odwieczny dylemat człowieka?
- Od kiedy jeden homo sapiens zaczął się uczyć od drugiego. Od początku ci słabsi, chcąc dorównać
lepszym, szli na skróty.
Niektórzy twierdzą, że zwłaszcza Polacy są historycznie uwarunkowani: zabory, wojna, komunizm.
- Okupacja powodowała, przynajmniej u części młodych ludzi, poczucie, że muszą być lepsi, mądrzejsi od
wroga. Ale tłumaczenie skłonności Polaków do ściągania sytuacją historyczną nie ma uzasadnienia.
Ściąganie wynika z lenistwa, pójścia na łatwiznę, czasem z ograniczenia umysłowego. I nazwijmy rzecz
po imieniu - to oszustwo.
Na które społeczeństwo wydało ciche przyzwolenie.
- To wynika z silnie rozbudowanej w społeczeństwach kolektywistycznych solidarności, gdzie piętnuje się
wszelkie objawy egoizmu. Ale przyzwolenie na ściąganie jest przyzwoleniem na wypuszczanie ze szkół
niedouczonych architektów, nauczycieli, lekarzy... Przyjrzyjmy się biografiom wielkich ludzi - mieli do
ściągania jasny stosunek.
Na przykład Einstein, który nie mógł skończyć szkoły?
http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo
Generated: 2 March, 2017, 12:35
- Na przykład Jan Paweł II. Nie ściągał i nie dawał ściągać. Chętnie za to douczał słabszych kolegów. To
jest droga realizacji zasady solidarności grupowej w dobrym tego słowa znaczeniu.
Studenci chcieli pana oszukać?
- Zdarzyło mi się czytać rzeczy "zapożyczone" z Internetu i przedstawione jako swoje własne. Mam na to
sposoby. Po pierwsze, nie przyjmuję prac w całości. Oceniam je w częściach, proszę o nanoszenie
poprawek, zadaję pytania dotyczące dalszej części pracy. Nie ma szans, aby ten, kto jej nie pisał, umiał
na nie odpowiedzieć. A jeśli słaby student przyniesie rewelacyjną pracę, robię mu coś w rodzaju
egzaminu, nie wierzę w iluminację. Sankcje to dwója i poprawienie pracy. Jeśli to praca dyplomowa, o
plagiacie muszę zawiadomić prokuraturę.
Myśli pan, że takie restrykcje wystarczą, czy niezbędna jest zmiana sposobu myślenia?
- Po pierwszym plagiacie, jaki odkryłem, przeprowadziłem poważną rozmowę ze studentami.
Zaapelowałem do ich sumień, aby - jeśli coś takiego kiedyś zrobili - ujawnili to teraz. Dostaną dwóję, to
prawda, ale będą w porządku wobec siebie.
I?
- Zgłosiły się trzy osoby, w tym dwóch bardzo dobrych studentów. Bardzo mnie postawa tych młodych
ludzi zbudowała, widać zrozumieli, o co w tym wszystkim chodzi.
Dorota Kowalska([email protected]), Emily Flynn Vencatwspółpraca: Anna Michałowska,
Jason Overdorf, Delhi; Jonathan Adams, TajpejTekst główny artykułu z wydania 17/06 ze strony 24 Po
przeczytaniu proszę o komentarze - e-mail: [email protected]
http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo
Generated: 2 March, 2017, 12:35