Пустой 3
Transkrypt
Пустой 3
Wielkanocny pacierz Nie umiem być srebrnym aniołem Ni gorejącym krzakiem Tyle Zmartwychwstań już przeszłoA serce mam byle jakie. Tyle procesji z dzwonami Tyle już alleluja A moja świętość dziurawa Na ćwiartce włoska się buja. Wiatr gra mi na kościach mych psalmy Jak na koślawej fujarce Żeby choć papież spojrzał Na mnie - przez białe swe palce. Żeby choć Matka Boska Przez chmur zabite wciąż deski Uśmiech mi Swój zesłała Jak ptaszka we mgle niebieskiej. I wiem, gdy łzę swoją trzymam Jak złoty kamyk z procy Zrozumie mnie mały Baranek Z najcichszej Wielkiej Nocy. Pyszczek położy na ręku Sumienia wywróci podszewkę Serca mojego ocali ks. Jan Twardowski Chrystus Przejść długim płaczem zapomnianych ścieżek przez puste, krwawe wydmy słów i szorstkich spotkań spłynąć wykwitem płatków zmiodnialych na wiosnę jak cisza biała, gęsta, miękką wonią słodka. Przejść... gromnicami drzew odprawić święta, krzyżami wonnych dni zasadzić puste drogi, O łukach nieba, brudnych przechodniach pamiętać, być przyjacielem smutnych i najcichszym bogiem. I siać niepokój sumień w oczy - brudne szyby na pośmiewisko i na kłamstwa wieków. Przez drogi cierpkie, dalekie i gorzkie po coś tu do nas przyszedł, boże czy człowieku? I w końcu kłamstwem rozcięli przymknięte powieki, pękł kobalt nieba szorstkim poszumem błyskawic, niebo spłynęło szybkim w horyzont odbiegłem kroplami sinymi mleka ciszę zadławić. Zastygła wolno krew na zwiędłych kartach księgi, przechodzą bose nogi w pyle, jak co dzień i kiedy konasz co dnia na krzyżach przydrożnych, minę cię nieobaczny, zmęczony przechodzień. Krzysztof Kamil Baczyński Droga, wierzba sadzona wśród zielonej łąki, Na której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze. Pośród wierzb po kamieniach wąska struga ciecze, A pod niebem wysoko śpiewają skowronki. Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy, Droga, ktorą co święto szli ludzie ze śpiewką, Idzie sobie Pan Jezus, wpółnagi i bosy Z wielkanocną w przebitej dłoni choragiewką. Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste, Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska. Poznała Zbawiciela z świętego obrazka, Upadła na kolana i krzyknęła: "Chryste!". Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą, A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem I rzeknie: "Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą, Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem." Jan Lechoń Baranku Wielkanocny Baranku Wielkanocny coś wybiegł z rozpaczy z paskudnego kąta z tego co po ludzku się nie udało prawda, że trzeba stać się bezradnym by nie logiczne się stało Baranku Wielkanocny coś wybiegł czysty z popiołu prawda, że trzeba dostać pałą by wierzyć znowu Jan Twardowski Chrystusie... Jeszcze się kiedyś rozsmucę, Jeszcze do Ciebie powrócę, Chrystusie... Jeszcze tak strasznie zapłaczę, Że przez łzy Ciebie zobaczę, Chrystusie... I taką wielką żałobą, Będę sie żalił przed tobą, Chrystusie... Że duch mój przed Tobą klęknie I wtedy serce mi pęknie, Chrystusie... Julian Tuwim Palmowa niedziela O, nigdy jeszcze słońcem wyzłocona, co wczesną wiosną wzeszło na błękity, że ludzkość, patrząc w niebo rozmodlona, czuje w swych sercach nieziemskie zachwyty, nie byłaś strojna w wielkie dziejów słowa jak ty, najbliższa niedzielo palmowa. Wiosna się budzi... W narodów świątynie poprzez szeroko otwarte wierzeje Wolność, dostojna Pani wchodzi ninie... A nim dzień drugi słońcem rozednieje, polskie się dusze w szczęściu rozanielą twoim zwycięstwem, palmowa niedzielo. Hosanna! - Krzykniem. Zwycięstwo jest z nami! Nim dzienny będzie słońca bieg skończony, z pieśnią na ustach, a w ręku z palmami Zwalimy słupy graniczne, kordony. W historii będzie twych godzin wymowa mieć złote zgłoski, niedzielo palmowa. Konstanty Ćwierk Męka Pusto... Czemu nie przyszedł, kto strudzon i pragnie? Ułomków z pięciu chlebów już sprzątnięte kosze... Tknięty bezwładem odszedł... wziął na bary nosze... Czy dziś Pascha?... Oddalcie to płaczące jagnię... Pożywajcie... To moja krew, a to moje ciało... O, nie móc, znużonemu, umrzeć w ciszy!... Prochu Bezsilny!... O, konanie wśród wrzasków motłochu!... Kur zapiał... Jak głos rani... Gdzie Piotr?... Czasu mało... Przebaczam winy łotrom i wszetecznej dziewce... Patrz! Zbiry lśniące ostrza wtykają na drzewce... Więc już?... Jam gotów... Wiedźcie mnie: Pobladłeś, Janie? Matko... Otrzyj mi czoło... Ściszcie zgrai krzyki... Uczniu mój... rozsypujesz w ucieczce srebrniki... Trzeba... A moc wytrwania słabnie... Ojcze..., Panie... Leopold Staff z tomu "Dzień duszy", 1903 Wigilia wielkanocna 1966 Jest taka Noc, gdy czuwając przy Twoim grobie, najbardziej jesteśmy Kościołem Jest to noc walki, jaką toczy w nas rozpacz z nadzieją: Ta walka wciąż się nakłada na wszystkie walki dziejów, Napełnia je wszystkie w głąb (wszystkie one czy tracą swój sens? Czy go wtedy właśnie zyskują?) Tej Nocy obrzęd ziemi dosięga swego początku. Tysiąc lat jest jak jedna Noc: Noc czuwania przy Twoim grobie. Karol Wojtyła W oczekiwaniu Gdy pierwsze kotki brzozowe i listki drżące zielenią niziutko skłaniają głowy w cichym oczekiwaniu na radość Niedzieli Palmowej i kiedy świat cały trwa w podniosłym Hosanna choć wiemy że przed największym Darem naszej wiary Krwawą Ofiarą i Zmartwychwstaniem Najwyższego na Mękę zostanie skazany co stanie się Jego udziałem lecz zburzy bramę śmierci zapewni nam życie wieczne więc już teraz w skupionym dziękczynieniu także się w chór ten włączamy... Alleluja! Jadwiga Zgliszewska Ukrzyżowanie Zwykli nie od dziś hołotę różną na stracenie gnać ku łysej skale, nie myśleli spieszyć się na próżno hycle: czasem któryś ociężale zwrócił łeb ku tamtym trzem. Lecz z krwawą swą robotą, zgoła nie ospali, raźno uwinęli się; i z wprawą równą im skazańcy zadyndali. W brudnych plamach, niby rzeźnik, z góry zszedł oprawca: Tamten wołał, panie. Spojrzał więc dowódca z siodła: Który? bo i sam by przysiągł, że wołanie do Eliasza słyszał. I dla śmiechu gapić się zaczęli: Chodźcie, chodźcie! Żeby zaś nie skonał im z pośpiechu, jęli w kaszlu resztkę mu oddechu cucić gąbką, umaczaną w occie, licząc na niezgorsze widowisko: kto wie, może Eliasz go posłucha? Maria zakrzyczała w dole, nisko, a on ryknął znów i oddał ducha. Rainer Maria Rilke przeł. Adam Pomorski z tomu "Nowych wierszy część wtóra", 1908 Bóg odrzucił ten kamień Bóg odrzucił ten kamień jakby nic nie ważył I wstał tak lekko z grobu, że na twarzach straży Nie było widać lęku i zdumienia Może nie zobaczyli nawet, że się świat odmienia Bóg zmartwychwstał, odwalił groby naszych domów Gdzie tak już dobrze we śnie dusznym było I nie przepuścił tej nocy nikomu Spod ciepłych pierzyn wywlekał nas siłą Bóg zmartwychwstał, odwalił groby naszych domów Byśmy stanęli. Na światło spojrzeli Byśmy wołaniem wielkim odetchnęli Ernest Bryll z tomu "Golgota Jasnogórska"", 2001 Pieśń paschalna Nie Kalwaria, nie Golgota, ale chmura szczerozłota i wiatr skory; nie noc i cierń, ale słońce i blaski się wplatające w kędziory. Na tej szczerozłotej chmurze fruniesz - zwycięski - ku górze, "Sprawca zachwytów"; lśni marszczona wiatrem szata, a z szaty na Polskę spada woń hiacyntów. Za te cuda oczywiste jakże ja Cię uczczę, Chryste? Wierszem chyba. Lecz patrząc na Twoją chwałę, stanąłem i oniemiałem, jak ryba. Bo trudno ziemskim inkaustem sprawy opisać przepastne: wiatr i złoto chyba tylko oczy zadrzeć, zasłuchać się i zapatrzeć w szum odlotu. Spójrzcie: nad Wieżą Mariacką! Spójrzcie: już mały jak cacko leci. Wirują złociste koła. Zieleń gra. Purpura woła. RESURREXIT. Konstanty Ildefons Gałczyński 1948 Nim zamilkną dzwony Jeszcze dzisiaj biją dzwony płacz żałosny płacz strwożony męka Pańska coraz bliżej oczy Syna coraz wyżej wypatrują Ojca. Jeszcze dzisiaj dzwony płaczą z żalem gorzkim i rozpaczą wkrótce siądą do wieczerzy jeden nie zmówi pacierzy tylko zdradzi. Jeszcze dzisiaj mówią dzwony jak zostanie upodlony Bóg w ciele człowieka jaka kaźń i śmierć Go czeka nim duchem powstanie. Jutro zamilkną już dzwony świat zostanie pogrążony w głuchej ciszy i żałobie staną warty przy grobie i wnet zasną. Znów obudzą ich dzwony śpiew radosny śpiew natchniony odkupieniem win śmiertelnych zatrzaśnięciem wrót piekielnych powrotem do Ojca. Nim zamilkną coraz ciszej biją dzwony coraz słabiej biją ludzkie serca. Krzysztof Kamil Baczyński Wyznanie Szymona z Cyreny Nie z własnej woli dźwigałem Twój krzyż, Panie. Kazali. Wracałem z pola do domu Po ciężkiej pracy I byłem zmęczony. Gdy szedłem u podnóża Golgoty, I Ciebie, Padającego pod ciężarem krzyża. Chciałem Cię ominąć - Nie lubię takiego widowiska Ale centurion chwycił mnie za ramię I krzyknął: "Ponieś ten krzyż!" Cóż miałem robić? Musiałem. Kazali. Apostrofa do świętej Weroniki Weroniko, która nigdy nie istniałaś, Ale powinnaś istnieć, Weroniko, ocierająca chustą Skrwawione czoło Pana, Patronko wszystkiego, Co nie było, Ale co powinno być, Co się nie stało, Ale co powinno się stać, Ucieleśnij się w naszych dziejach, Służebna niewiasto, Miłosierna wyobraźni ludzka, Ocierająca chustą Czoło samotnego Boga Hymn o Całunie Turyńskim Jak zgłębić tajemnicę tego Całunu, Tajemnicę ciosu Zadanego kijem Przez policzki Na odlew, Tajemnicę złamanego nosa, Tajemnicę krwi stężałej w kątach warg, Włosów wyrwanych z brody, Rozciętej brwi, Przebitych rąk i nóg, I boku, Jak zgłębić ten dramat utrwalony na płótnie, Na tkaninie Zwiniętej i porzuconej w pośpiechu Na ziemi... Czyje ręce Ciebie utkały, Na jakich krosnach Ciebie utkały, Na jakim targu Ciebie sprzedano, I jaki kupiec Cię sprzedał, I ile denarów zażądał za Ciebie, Tkanino wieczności, Pośmiertna szato Boga? Ukrzyżowanie A On śpiewał: "O, córki jerozolimskie, córki świątyni, Która stała się domem bankowym i ołtarzem kłamstwa Nie płaczcie nade mną, Śniade niewiasty jerozolimskie, Ale płaczcie nad sobą i nad waszymi synami. Przyjdzie dzień, gdy będziecie błogosławić Wszelką niepłodność I chwalić pustkę waszego owocu, I posuchę waszych piersi. I będziecie modlić się do gór i do pagórków O łaskę śmierci pod pękającymi skałami. Skoro cierpi figowiec zielony, Figowiec kwitnący, Jak bardzo cierpieć będzie figowiec uschnięty, Figowiec żałości?" Stabat Mater O Matko Boga, o Matko stojąca Może w tym miejscu, gdzie ja teraz stoję, Wpatrzona w żółte ciało swego Syna, W owoc żywota i świętą gromnicę Na krzyż przybitą. Z wolna wosk topnieje I coraz mniejszy staje się płomyczek, Pełga jak motyl i złożywszy skrzydła Jak do modlitwy gaśnie wśród ciemności, Które Bóg dobył jak szpadę z jaszczura Z samego środka słonecznego dnia. O, zakryj oczy i nie patrz na dramat, Kowalu siedmiu mieczów, które Matka W sercu poczuła, gdy Jej Syn, zdążając Jak błyskawica po piorunochronie Krzyża, wstąpił w sad oliwny Raju i wszystkim ludziom udowodnił, Że Bóg potrafi jak człowiek umierać. wybór z tomików"Księga modlitw dawnych i nowych" oraz "Pieśń o moim Chrystusie" Roman Brandstaetter Dzieci na Wielkanoc Dzieci na Wielkanoc są inne niż zazwyczaj, W dzieciach na Wielkanoc jest moc tajemnicza, Dzieci na Wielkanoc Wstają bardzo rano I pytają: - Dlaczego dzwony tak głośno krzyczą? Dzieci na Wielkanoc mają czerwone usta, Czerwonymi ustami plotą różne głupstwa: Czy strażak śpi na wieży, Czy słońce to jest księżyc I dlaczego hiacynty zaglądają w lustra. Ty dzieciom na Wielkanoc odpuść wszystkie winy: Że rozlały atrament, że zbiły słoiki Gdy tak smacznie śpią nocą, Nie dziw, że we dnie psocą, Że wciąż w ruchu są, jak małe listeczki brzeziny. Ty także byłeś mały. To historia dawna, Powiadasz. Ja rozumiem - dzisiaj nosisz krawat, Parasol i notesik, Ale gdyś jest wśród dzieci, Czy nie jesteś znów dzieckiem, powiedz, czy nieprawda? Widzisz, ten świat jest wciąż niedoskonały: Jednym ciągle zbyt groźny, innym wciąż zbyt mały Ale wiedz: ciemne drogi, Troski, trudy i trwogi Że dzieci, zawsze dzieci w nim opromieniały. I jeszcze jedno cierpkie słówko jegomości Podrzucę na odchodnym, z sympatii, z miłości: Że gdy dzieciom, mój panie, Zechcesz kropnąć kazanie, Zaczynaj od kazania do własnych słabości. Konstanty Ildefons Gałczyński Chrystus na krzyżu Chrystus na krzyżu. Stopy tuż nad ziemią. Trzy krzyże drewniane, jednako wysokie. Chrystus to ni eten w środku, lecz trzeci. Z czarna brodą zwieszoną nad piersią. Ta twarz nie ma rysów znanych z rycin. Jest ostra i żydowska. Nigdy nie widzianej będę szukał niestrudzenie, aż do ostatniego dnia moich kroków na ziemi. Umęczony cierpi bez słowa. Kaleczy go cierniowa korona. Nie dosięgają go szyderstwa tłumu, który patrzył już tyle razy, jak umiera. On, albo ktoś inny. Cóż to za różnica. Chrystus na krzyżu. Bezładnie myśli o królestwie, co może nań czeka, myśli o kobiecie, która nie była jego. Nie dane jest mu poznać teologię, niepojętą Trójcę, gnostyków, katedry, brzytwę Ockhama, purpurę, mitrę i liturgie, nawrócenie mieczem Guthruma, Inkwizycję, krew męczenników, srogie krucjaty i Joannę d'Arc, Watykan, który błogosławi armie. Wie, że nie jest bogiem, lecz człowiekiem konającym o zmierzchu. I nie to go nęka. Nęka go ostre żelazo tych gwoździ. Nie jest Rzymianinem. Ani Grekiem. Jęczy. Pozostawił nam pełne blasku metafory i doktrynę o przebaczeniu, które może wymazać przeszłość (tę sentencję zapisał pewien Irlandczyk w więzieniu). Dusza pośpiesznie zbliża się do kresu. Ściemniło się nieco. Właśnie skonał. Mucha łazi po spokojnym już ciele. I cóż przyjdzie mi z tego, że ów człowiek tyle wycierpiał, gdy ja cierpię teraz? przełożyła Krystyna Rodowska Jorge Luis Borges Ernest Bryll Kuszenie Po śladach Jego szedł Zły. Przeinaczał Ślad delikatnie. Wcale nie zacierał Pogłębiał raczej Aby nie uwierał Nawet kamyk gdy ruszymy tym śladem Niech idą lekko, kwieciście gromady Niech drogę miękkiej pieśni porosną lewady Może trochę trujące Lecz wydmy gorące Na których Boży ślad był odciśnięty Trudne są, żmudne Znak już rozmazany A może wcale ten znak nie był dany A może wcale nie tam droga święta Bo dokąd? Na wędrówki ludziom są oddane Proste ścieżki Omińmy pustynie przeklęte A nawet jeśli. Po co się w nie nurzać? Ślady pewno zasypały burze Zresztą On był na chwilę w pustyni lecz wrócił I trzeba szukać Go w kwiecistych krajach I w lepszą stronę drogę odwrócić -A może nie wędrujmy. Tu się zostaje Śpi i śni Ciemny obłok uniósł się nad nami, Niby baśń, że idziemy wciąż Jego śladami (Wedle Cyryllonasa, IV, V wiek) Wiersze na Wielki Piątek Krzyż jak waga Krzyż jak waga. Jeżeli belka się przechyli Na lewo to zapadnie nasz świat w jednej chwili W ciemności Bez oddechu Bo jest bez radości My, ubabrani w grzechu Patrzymy Skrwawiony Bóg trzyma ciężar. Gorzko się modlimy Ale ukradkiem pewni, że jest przytwierdzony Pewnym, głębokim gwoździem do jego rąk sinych Do wykręconych dłoni Choć przez ciało nagie Idzie pęknięcie bólu On chyba utrzyma Zczerniały Połamany Wagi równowagę Jezus do naga odarty Bóg od tego cierpienia Niepodobny do bożego stworzenia Plecy jak połamane Rana zakrywa ranę Twarz nieboska jak sina ziemia Trzeba Go odziać na obrazach naszych W srebrne sukienki. Bo straszy W pieśni o Bożej męce Ale tylko rzewne i miękkie - Rany Boskie Zakryjcie to Ciało Żeby tak po ludzku nie śmierdziało Jezus po raz trzeci upada Co u nas? Jak to u nas. Lepiej być nie może Bóg upadł. Lecz w ogóle u nas nie najgorzej Żyjemy świetnie, bo jeszcze żyjemy I nie zginęło nam nic oprócz kraju Trochę go ludzie po nocach szukają Bóg upadł. Lecz w ogóle zwyczajnie się dzieje Jakeśmy tu zwyczajni, że się zawsze działo Każdy dowcipny pędzi i do gardła leje Jak ci opowiem strasznie się uśmiejesz To co się działo gdzieś się zapodziało. Dzień zwyczajny. Bóg upadł. Więc nic się nie stało Jezus złożony do grobu Wczoraj był w moim życiu znowu gorzki piątek Sucho i czarno. Nagle Go spotkałem I jak to bywa zawsze , nie poznałem Choć miał na dłoniach krwawych blizn zaczątek Ani Mu było potrzebne gadanie Gdzie się świniłem, śliniłem, dławiłem "Obudź się" szepnął. Nagle się zbudziłem. "Jeśli chcesz, Bryllu, jutro będzie Zmartwychwstanie" Jezus do krzyża przybity Ach Chryste z niebios wychylony Co podtrzymujesz nasze domy I nasze życie takie krzywe Bolą cię krzyże Taki ugięty od wiecznego Do śmiertelnego? Nawet Bóg Ledwo wytrzyma. Gdyby mógł Odgiąłby się od krzyża swego Ale nie może. Bo ma dłonie Przybite tam gdzie my żyjemy I chce od złego nas zasłonić A my nie wiemy? Czy też chcemy? A Rany Boskie? Kto je widzi? Dla naszych oczu to nie rana Tylko asfaltu łza wylana W pęknięciu co przez miasto idzie Dwa wiersze na Wielką Sobotę Twarz Twarz w błysku Manoppello. Między zmartwychwstaniem A stężeniem śmierci. Oczy rozszerzone Jakby nie wiedział co się stało, stanie Gdy wieczność jest wrócona Wciąż nie rozumiem tego. Był doczesny A co wiedział odwiecznie? Ale jest bolesna Skrzywienie ust. Spuchnięcie Sińce , świeże rany Jest też zgrubienie. Nos jego złamany Uderzeniem pięści Nic nie jest wrócone Do twarzy przed męką Nie ustawiono Nosa by było piękniej A jednak inaczej Widzimy twarz Jego, Tak, boli, bolało Poraniona, pobita Ale nie zostało Kropli krwi. Więc obmyta Gdy zmartwychwstała? Ale trwa opuchlizna. I też nie zamknięta Jest ani jedna blizna. Czy tak się pokazał Magdalenie, tak w Emaus Jak ujrzymy Jego? Wierzę w błysk z Manoppello. Chyba zrozumiałem Że w tej mgle światła nie ma kamiennego Dotknięcia śmierci. Ani zmarszczki gniewnej Czy grymasu konania. Patrzę, jestem pewny Wrócił Mu uśmiech cały Ktoś Ktoś przybiegł kiedyś zadyszany z Emaus Pamiętają jak to było: z hukiem drzwi otworzył Krzycząc On był z nami I poczuł że nie ma Nic tu do powiedzenia Przed drzwiami, przed chwilą Rozumiał światło wszechświata całego A oni Bredzisz, czyżby tylko tyle I czemu w karczmie i przy brudnym stole Co tam jedliście, i co miał na myśli Mówisz tylko chleb kruszył i rozlewał wino? Kto przybiegł kiedyś z Emaus wue jak inna Jest mowa jego co widział słyszenie Inne, tych co słuchają. Nie ma uwierzenia Niby jak. Przygnał z gospody i szepce W dzikim języku, nic nie wynika Gada nie gada, może wcale nie chce Powiedzieć mądrze, co było w Emaus? Wołał i płakał Nie ma zrozumienia Może to jego wina. Zapluł się zadyszał Posłaniec z Emaus. I nikt nie słyszy Jak wali serce twoje Różnie pójdzie życie Jedni uwierzą, czasem nie, lub skrycie Uwierzą Wiersz na Wielką Niedzielę Oni-my Że, z grobów wstał pod słońce widzieli promienie Przechodzące jak gwoździe przez otwarte rany A też jaśniejszą plamę gdzie bok rozerwany I w tej plamie się tłukło serca umęczenie Zmartwychwstał nam pod światło. Widzimy go ciemnym Niby zwróconym do nas lecz bardzo tajemnym Wyciągał ręce, wołał Lecz czy do nas krzyczał Jest między nami jako morze cisza Kto pierwszy stopę położył na morzu Albo kto pierwszy zapłakał w pokorze Tego nikt znać nie może Ale szli po fali Do Niego. Tak się bali, wołali, zdradzali Spirituals Leżę w łóżku jak w oliwnym ogrodzie I udaję że śpię Bo co robić Ci co przejdą tę noc będą zdrowi A goryczy I tak nie dosłodzę On za ścianą cieńszą niż listek O coś prosi A Bóg wie kogo? Głos przenosi Rura pod podłogą Jak złe pnącze Ściśle Czego pukasz. Czego marudzisz I na lepsze chcesz mnie przeinaczyć Że zdrzemnąłem tylko Ty mnie budzisz I jak uczniom twardy sen przebaczasz Ja udaję że śpię całym ciałem Ale sobą wszystko słyszałem Drzwi trzasnęły. Po ciebie przyszli co oglądasz się Jeszcze myślisz Że się spóźnię tylko bo zaspałem? Płaczesz Panie a ja jem śniadanie Bo zgłodniałem od kolacji ostatniej Jeśli chleb kamieniem ustanie To przegryzę Mój pysk się nie zatnie Teraz skromnie Na brudnym balkonie Wypatruję z betonowej wieży Jak prowadzą ciebie żołnierze Ty odwracasz się Coś wołasz do mnie Jeszcze wierzysz we mnie Jeszcze wierzysz? 21.03.87 Nad jeziorem Po Zmartwychwstaniu Panie, poszliśmy na Twoje wezwanie Do Galilei. Naprawdę nie było w nas wiele nadziei Wszyscy nad Genezaret sławnym jeziorze starym Bezradnie przycupnęli Czy chcieliśmy być razem? Nikt nie rozpalił od razu Nawet ogniska. To wszystko A też najprostszej potrawy Nikt nie miał na to spotkanie Dlaczego? Czy wielkie sprawy Umarły przed Zmartwychwstaniem I nic się nowego nie stanie? Bo co jest z Jego ciałem Zmartwychwstał? Czy tak się zdawało Śmierć z życiem się poplątała? Samotni. Milczeli. Siedzieli A On szedł radośnie. Bardzo Ludzki i Wieczny Niósł smaczną rybę żeby na spotkaniu Radować się wspólną pieśnią i ryby smakowaniem Bo wrócił do nas, do swoich. Wołał Obudźcie się wreszcie Upieczcie na ogniu rybę. Jestem. Nie gapcie się na mnie Bez myśli bez wspomnienia w strachu niezrozumienia Nie lękajcie się. Cieszcie. Ernest Bryll Mamo, dziwny człowiek stoi u drzwi naszego domu Pierwszy raz go widzę, a twarz ma jakby znajomą Mówi, że nazywa się JEZUS I czy możemy mu dać jakiś grosz Mówi, że wyprztykał się z cudów I odwrócił się od niego los Tak myślę, że to cudzoziemiec Żyd albo Arab z urody Aha to mi przypomniało, że chce też trochę wody No co dać mu czego chce Czy trzasnąć mu przed nosem drzwiami? Dobra dam mu sześć pensów Powiem, że tyle mamy I że zapomniałem o wodzie Właściwie to świństwo , no nie Ale słowo, on jest taki brudny Skąd przyszedł cholera go wie Mamo, on pyta o wodę - nie ma kubka odpowiedziałem W każdym razie dałem mu szóstkę Jak się cieszył, żebyś wiedziała Powiedział, że trzymają go przy życiu Takie jak ta rzeczy małe Dał mi swój portret z autografem I te trzy gwoździe zardzewiałe. Roger Mc Gough