Aczkolwiek 8 - Gimnazjum nr 4 im. Józefa Piłsudskiego w Otwocku
Transkrypt
Aczkolwiek 8 - Gimnazjum nr 4 im. Józefa Piłsudskiego w Otwocku
• Aczkolwiek • Str. 1 • W NUMERZE Wstęp______________________________str.1 Udzielamy się na zewnątrz O wymianie- kontynuacja______________str.2 III oddział, łącznik i bojowe mohery______str.3 O internecie Samobójstwo społeczne_______________str.6 Statystyki nie kłamią__________________str.7 Komunikatory________________________str.8 Czas to pieniądz______________________str.9 Gry komputerowe___________________str.10 Zakupy bez ograniczeń________________str.11 W „Czwórce” Ślubowanie_________________________str.12 Wyróżnienie szkoły__________________str.13 Jesienne poruszenie Warkoczyk_________________________str.14 Jesienna depresja____________________str.16 Palmirski zlot młodzieży_______________str.17 W naszych oczach Tajemnica dwóch kół_________________str.18 Promyczek nadziei___________________str.19 Życie w ciszy________________________str.21 Twórczość Moja wymarzona biblioteka___________str.23 Od czytelników______________________str.24 • • Krótkim wstępem o listopadowym u numerze Listopad już trwa, więc publikujemy Wam kolejny numer naszej jedynej słusznej prasy „Aczkolwiek”. Ten miesiąc zapowiada się wyjątkowo luźno- dwa długie weekendy. Minął już 1. listopada, kiedy udaliśmy się na groby bliskich, a zbliża się święto naszego gimnazjum oraz Dzień Niepodległości. Ten numer (drugi w tym roku, już ósmy podczas naszej działalności) poświęciliśmy przed wszystkim tematowi Internetu, jednakże jest także wiele innych artykułów o bardzo różnorodnym charakterze, choćby komentarz ślubowania czy kontynuacja artykułu o wymianie. Zapraszamy do czytania! Kamila Winnicka, kl. 2c Podziękowania dla: REDAKCJA P. Konowrockiego, ks. Pawła i Dominiki Gniadek za udzielenie wywiadów • Marysi Szydłowskiej, Karoliny Lis, Weroniki Łukaszewicz, Zuzi Warszawskiej, Oli Szczęsnej i Pawła Chojnackiego za napisanie felietonów Oli Mojsy i Justyny Rędzińskiej za ciekawe artykuły • Anonima- autora wierszy Redaktor naczelny: Kamila Winnicka Redaktorzy: Kasia Karpińska, Weronika Gałązka, Agata Zawadka, W. Redna, Marta Konieczna, Kinga Konstantyn, Łukasz Biernacki, Agent 001a Opieka nad grupą: p. Dorota Konstantynowicz Korekta: p. Dorota Konstantynowicz Skład i opieka techniczna: Kamila Winnicka • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 2 • NIEMIECKIE FURTKI ORAZ POLSCY GOŚCIE, CZYLI POLSKO- NIEMIECKA WYMIANA ZAGRANICZNA Wymiana. Dla każdego ucznia to wyprawa, dzięki której może przełamać swoje bariery językowe, poznać nowych ludzi oraz wyzbyć się rożnych stereotypów. Właśnie tak było z nami. Nasza szkoła – Gimnazjum nr 4 imienia Józefa Piłsudskiego w Otwocku po raz drugi miała możliwość wzięcia udziału w wymianie zagranicznej z niemiecką placówką Max-Planck-Realschule z Wuppertal. Do samolotu -pierwszego dnia naszej wymianywsiadaliśmy zestresowani, niepewni tego, co nas czeka w Niemczech. Po przyjeździe okazało się, że całkiem niepotrzebnie. Szybko zaznajomiliśmy się z młodzieżą niemiecką. Miło było słyszeć Niemców, którzy na powitanie wołają „Siema!” i przybijają nam piątki. My z kolei mówimy „TSCHÜS!”. Jest entuzjazm, dużo śmiechu, chęć porozumienia- to najbardziej podobało nam się w tej wymianie. W czasie wyprawy mieliśmy okazję zwiedzić Wuppertal oraz samo centrum Kolonii. Wuppertal. Miasto, które nas całkowicie zaskoczyło. Byliśmy przekonani, że wszystko co tam ujrzymy, będzie takie… niemieckie. Nie przewidzieliśmy, że oznacza to „ciekawe”. Oto nasz pierwszy przełamany otwocki stereotyp (bardzo prawdopodobne ze w żadnej innej części kraju on nie istnieje). Wuppertal zadziwiło nas swoja urodą. Miasto położone jest w dolinie rzeki Wupper , więc znajduje się tam sporo pagórków oraz dolin, a to nadaje temu miastu uroku. Ludzie- oprócz tramwajów, pociągów i autobusów stosują tam jeszcze inny ciekawy środek transportu – tak zwany Schwebebahn. Jest to linia kolei podwieszanej jeżdżąca po całym mieście jakieś 8 metrów nad ziemią. Kolejną ważną kwestią, o której muszę powiedzieć, są ludzie. Wszyscy bardzo życzliwi dla siebie nawzajem oraz dla nas . Miałam okazję się o tym przekonać, pomagając mojej niemieckiej koleżance rozdawać gazety. Na każde podwórko możesz wejść, bo furtki są otwarte. Wchodzisz, wkładasz gazetę do Briefkasten (skrzynki na listy) i wychodzisz. Jeśli kogoś spotkasz, jegomość najczęściej mówi do Ciebie –,, Cześć, Co u Ciebie ? Dzisiaj jesteś późno, ale nie szkodzi. Coś ciekawego w gazecie?” A teraz przełóżmy powyższe sytuacje na takie, jakie miałyby miejsce w Otwocku (właściwie w całej Polsce). Wchodzisz, chcesz włożyć gazetę do skrzynki na listy, ale nagle wychodzi facet, który sypie swoim bogatym słownictwem i pyta dlaczego miałeś czelność wejść na jego podwórko, po czym straszy Cię psem. Wszystko to z pewnością sprawdziłoby się, gdybyśmy my Polacy mieli otwarte furtki, a skrzynki na listy znajdowałyby się przy drzwiach wejściowych. O drogach , parkach, całej infrastrukturze miejskiej nie będę się rozpisywać , bo nie chcę załamywać nas, Polaków. Miasto bardzo nam się podobało, tak samo jak zaplanowane przez Niemców zajęcia na czas wymiany. • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 3 • Byliśmy w fabryce czekolady Linda , „łaziliśmy” po sklepach w Kolonii). Oglądaliśmy główne zabytki Wuppertal oraz… mieliśmy okazję uczestniczyć w niemieckich lekcjach w ich szkole. Po każdym zaplanowanym dniu zajęć , który kończył się około 15.00, mieliśmy czas wolny, który spędzaliśmy ze swoimi niemieckimi kolegami. Nie zabrakło śmiesznej wymiany zdań, które zaczynają się po niemiecku, a kończą po angielsku. Przełamaliśmy swoje bariery językowe , poznaliśmy fantastycznych ludzi i możemy śmiało powiedzieć, że nie możemy się doczekać ich przyjazdu do nas, co będzie miało miejsce już w maju. Dróg już nie zdążymy zbudować, ale damy radę podszlifować nasz niemiecki. Chcemy także serdecznie podziękować Pani Ewie Grzybowskiej, dzięki której ta wymiana w ogóle miała miejsce oraz chcemy wyrazić podziw dla naszych opiekunek – Pani Katarzyny Trzaskowskiej oraz Pani Agnieszki Sikory za chęć przeżycia z nami tego czasu oraz za troskę i pomoc w czasie wymiany. Ola Mojsa, kl. 3d ………………………………………………………………………………………….… Katolickie LO im. Bł. Ks. R. Archutowskiego w Warszawie i Oddział Warszawski Towarzystwa Opieki nad Zabytkami zaprosiły młodzież szkół licealnych i gimnazjalnych Warszawy i okolic do udziału w III. Grze Miejskiej „Powstańcze Ślady”, która upamiętniała 66. rocznicę zakończenia Powstania Warszawskiego. Otwockie gimnazjum nr 4 po raz pierwszy- i ufam, że nie ostatni- uczestniczyło w tym przedsięwzięciu. „Na przeszpiegi” wysłano skromną liczebnie, ale efektywną w działaniu grupę naszych publicystów: Kingę Konstantyn, Martę Konieczną, Kasię Karpińską i Agatę Zawadkę, którym towarzyszyła pisząca te słowa, Dorota Konstantynowicz. III oddział, łącznik i bojowe mohery 8 października 2010 r., piątek. Uczniowie “Czwórki” męczą się… o przepraszam, wykorzystują z radością ostatni dzień tygodnia, a my - wysłannicy Aczkolwiek, zamiast podzielić ich losy, wybraliśmy się do Warszawy. Autobus, tramwaj, zmarznięte nosy i jesteśmy obok Powązek. Tam – otoczone (pięcioosobowa grupa całkowicie żeńska) rozgrzewającym tupaniem i radosnymi okrzykami warszawskich gimnazjalistów - czekałyśmy. Po pewnym czasie pojawiła się tajemnicza kobieta w mundurze i z wystającym spod beretu długim warkoczem. Zaczęło się… Nasza niewielka, ale zwarta i gotowa do boju grupa, otrzymała zaszczytne miano “trzeciego oddziału”. Dostałyśmy mapę, listę zadań i dwa znicze. Nasza trasa to Śródmieście i Stare Miasto. Wtedy oficjalnie rozpoczęła się zabawa. Najpierw szybkim marszem do tramwaju i czytanie pierwszego zadania. Musiałyśmy dotrzeć w okolice Muzeum Archeologicznego. Tam czekały na nas zadania co najmniej niespodziewane. Szukałyśmy pozostałości po dawnych torach, śladu po kuli, umiejscowionego w krawężniku, oraz - co najciekawsze - ukrytego dla nas listu, w którym podano brakujące zadanie. Kolejnym miejscem stało się Muzeum Niepodległości - punkt, który przysporzył nam • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 4 • najwięcej problemów. Główną przyczyną była nasza orientacja w terenie. W żadnym wypadku nie twierdzę, że zła- jedynie… niewystarczająca, co objawiało się manewrowaniem mapą na wszystkie możliwe strony ☺ Później nastąpiło bieganie w podziemiach, lekkie zamieszanie i… jest muzeum! Co prawda nieco dziwnie umiejscowione - jakby na środku ulicy. Oczywiście ten osobliwy fakt w żadnym wypadku nas nie zraził. Radośnie wpadłyśmy do środka. Napisano, że musimy poszukać konkretnej pani, która opowie nam trochę o tym budynku. Okazało się, że wskazana osoba nie miała pojęcia, że została wyznaczona do tak ważnej misji! Mimo to, usłyszałyśmy bardzo ciekawą historię, gdyż pracownica muzeum wykazała się otwartością i niezwykłą wiedzą. Następnie skierowałyśmy się w stronę Placu Teatralnego. Na miejscu, musiałyśmy poszukać dawnego Pałacu Blanki. Jak się okazało, nawet pracownicy sąsiadujących budynków nie mieli pojęcia, gdzie on się znajduje. Potem dalsza wędrówka przez Warszawę. W skrócie: Plac Piłsudskiego - Galeria Zachęta - ul. Mazowiecka i kolejny istotny punkt: Plac Powstańców Warszawy. Tam czekała na nas prawdziwa atrakcja - spotkanie z łącznikiem! Hasło: Wczoraj padał deszcz. Odezwa: A jutro będzie pogoda. Oczywiście wypowiedzenie hasła należało do nas. Nagle zauważyłyśmy go! Jakby nie patrzeć, zielone berety rzucają się w oczy. Co ciekawe, pan łącznik działał na zasadzie “pojawiam się i znikam” co przysporzyło nam nieco kłopotu. Gdy tylko dobiegłyśmy do miejsca, gdzie stał - jego już nie było! Na szczęście tylko chwilę. Zaraz wyłonił się zza jakiegoś samochodu. Radośnie podbiegłyśmy, po czym nieco przestraszone wypowiedziałyśmy chórem hasło. W zamian otrzymałyśmy odezwę i uśmiech łącznika, który następnie opowiedział nam historię budynku Prudential, czyli dawnego hotelu Warszawa. Gdy nie miałyśmy już pytań, otrzymałyśmy kartkę z kolejnym zadaniem i ruszyłyśmy w drogę. Ulica Złota - najbardziej dramatyczna część naszej wyprawy… Pierwsze zadanie - dowiedzieć się, jakie kino znajdowało się tam w czasie wojny i czym się odznaczyło w czasie Powstania. Drugie zrobić sondę uliczną i zapytać o to samo 20 osób. Gdy pierwsze poszło nam względnie gładko, drugie było istną tragedią. Ufnie nastawione do świata, postanowiłyśmy pytać przechadzające się w masowych ilościach starsze panie. Niestety, nie był to dobry pomysł. Staruszki nie wykazały absolutnie żadnej chęci współpracy, z czego wyniknął tylko jeden wniosek: mohery wszędzie są takie same (oczywiście z wyjątkami!)! Co ciekawe, okazało się, że chętniej pomagali nam ludzie młodsi, za co jesteśmy im bardzo wdzięczne. Oni nigdzie się nie spieszyli, w przeciwieństwie do (prawie) wszystkich napotkanych staruszek. Nieco dobite traumatycznym wydarzeniem, zajęłyśmy się szukaniem kotwicy na dachu jednego z budynków. Zawędrowałyśmy na Zielną 39, gdzie znajduje się budynek PAST. Zadowolone ze znaleziska, napisałyśmy odpowiedzi na wszystkie pytania zawarte w zadaniu, po czym rozsiadłyśmy się na schodach, co wzbudziło pewne zainteresowanie pana, który pilnował tego miejsca. • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 5 • Na szczęście nie doszło do rękoczynów. Właściwie do niczego nie doszło, bo ochroniarz jedynie spoglądał na nas zapobiegliwie. Potem nadeszła kolej na kolejne wstrząsające wydarzenie. Zostało nam ostatnie zadanie. Szczęśliwe, wędrowałyśmy w stronę ulicy Brackiej, gdy okazało się, że zaginęła kartka z treścią zadania. Z przerażeniem przeszukałyśmy wszystkie torby i plecaki. Nigdzie jej nie było. Postarałyśmy się odtworzyć treść poleceń w pamięci. Kolejnym problemem było znalezienie czerwonej wstążki, która miała na nas czekać gdzieś, na Brackiej. Natrafiłyśmy jedynie na zamknięty sklep z dopalaczami. Byłyśmy już gotowe rezygnować, jednak coś nas tknęło… Natrafiłyśmy na pewną kamienicę. Przedarłyśmy się pomiędzy ścianą, a dużym samochodem, który zastawił wejście, po czym znalazłyśmy się w środku. Zorientowałyśmy się, że kamienica była w czasie remontu, gdyż całe podwórko było posłane gruzami, a przy ścianach rozstawiono rusztowanie. Nie zważając na wszelkie niebezpieczeństwa (a w szczególności oberwanie cegłówką w głowę) rzuciłyśmy się szturmem na drugi koniec, gdyż tam właśnie znajdował się cel naszych poszukiwań - napis na murze, dotyczący Antka Rozpylacza. Po wykonaniu ostatniego zadania, dumne z siebie pojechałyśmy na Kopiec Powstania Warszawskiego. Po drodze spotkałyśmy nawet grupę łączników. Na miejscu okazało się, że nie jesteśmy – niestety- pierwszą grupą - przyszłyśmy jako czwarte, ale nie byłyśmy również ostatnią - w sumie było 8 zespołów. Sporo czasu zajęło czekanie na ostatnie grupy. W tym czasie radosna młodzież z Warszawy i okolic zajęła się rozmowami, jedzeniem lub snem na zielonej trawce (bo i takie przypadki się zdarzały). Co ciekawe, podczas oczekiwań okazało się, że jedna z grup była na tyle głodna, że podczas swojej akcji wybrali się do jakiegoś baru typu fast food. W końcu udało się zgromadzić wszystkich uczestników zabawy oraz organizatorów. Nastąpiło wręczenie dyplomów dla szkół i wstążeczek z kotwicą (to dla wszystkich). Ostatnie pamiątkowe zdjęcie wykonane przez jednego z uczniów i do domu. Naszej podróży powrotnej towarzyszyła bardzo senna atmosfera. Siedząc spokojnie na końcu autobusu, wraz z koleżanką zaobserwowałyśmy, że ponad połowa pasażerów najzwyczajniej w świecie śpi. Podsumowując, dzięki dobrej woli naszej Pani Dyrektor, spędziłyśmy niezwykły dzień, uczestnicząc w Trzecim Biegu Powstańczym. Miałyśmy z tego niezwykłą satysfakcję (i genialny temat do Aczkolwiek). Szczerze polecam Wam kolejne edycje tej zabawy, szczególnie, że dostaliśmy już zaproszenie na przyszły rok! Kasia Karpińska, kl.3c • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 6 • Samobójstwo społeczne Internet to niezaprzeczalny cud techniki pozwalający nam na czynności wcześniej nieosiągalne, szeroki dostęp do jakiejkolwiek wiedzy, kontakt z każdym zakątkiem kuli ziemskiej. Od teraz jest nieodzownie drugą osobowością młodego człowieka, który nie może egzystować bez możliwości dostępu do swojej wersji on-line. Dzisiaj nie wystarcza imię, numer komórki, adres osoby. Poznając kogoś nowego, wartego utrzymywania stałego kontaktu wymieniamy się z nim loginem na N-K, Facebooku, gronie, numerem g-g, adresem e-mail. Nieposiadanie swego drugiego internetowego „ja” może być równoznaczne z „samobójstwem społecznym”. W końcu Internet to współistniejący świat, który ma wpływ na nasz byt „w Realu”. Dlaczego jest to tak ważne? Z portali społecznościowych możemy dowiedzieć się różnych informacji na temat wydarzeń, znajomych, ich życia. Jakby to nie usprawiedliwiało ciągłego powiązania życia realnego i online, to Internet może narzucać się jako taka moda i stać się wyznacznikiem popularności. Im więcej osób masz znajomych na gronie, czy im więcej przesiadujesz na Facebooku, tym lepsza jest twoja sytuacja w społeczeństwie. Nieważne, że połowę osób widziałeś raz w życiu i jest małe prawdopodobieństwo, ze ujrzysz je kiedykolwiek znowu. Robiąc bardziej lub mniej potrzebne czynności jak: odrabianie lekcji, jedzenie, oglądanie ulubionego serialu wciąż jesteś online na portalu, choć już od dwóch godzin nie zasiadłeś przed komputerem. Oczywiście, oprócz tego są „zabijające” nudę strony w życiu młodego człowieka jak demotywatory, Pudelek, Popcorner itd. . Nieznajomość niektórych nowinek pojawiających się na tych stronach, może być obraźliwe i niezrozumiałe, gdyż każdy szanujący się młody człowiek, cieszący się uznaniem, nie może pozwolić sobie na taką gafę i pominięcie tak wspaniałej lektury. Internet oferuje młodzieży również rozrywkę typu gry i zabawy. Ola może stać się hodowcą najdziwniejszych gatunków ryb; Wojtek - właścicielem sieci hoteli czy farmy. Wymieniamy się różnymi anegdotami z życia online, co może być równie ciekawe jak opisywanie realnego zdarzenia, a nawet zbliżyć do siebie ludzi, którzy podzielają swoje internetowe zainteresowania lub „zawody”. Zajmowanie się królikami na online-farmie może być lepszym i dającym więcej satysfakcji zajęciem niż zabawa z psem w realnym świecie. Oprócz tego młody człowiek nie obchodzi się bez numeru na gg, czy tlenu, konta na internetowym czacie, bo jak mógłby utrzymać kontakt z ludźmi ze swojej grupy, szkoły, • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 7 • podwórka? Musiałby wybrać ich numer w komórce lub się z nimi spotkać, a to nie to samo co chatowanie. Internet w swojej niezgłębionej istocie jest także doskonałym źródłem prac domowych, wypracowań, wykształcenia swojego zdania na różne tematy. Można podzielić się swoimi opiniami, poszukać porady na zaputaj.pl, poszerzać swoją wiedzę na określony temat, czytając Wikipedię i blogi. Internet daje możliwość słuchania muzyki online, (więc po co takie urządzenie jak radio?) oglądanie filmów i seriali, (więc po co telewizor?) czytanie i słuchanie lektur (więc po co biblioteka i książki?) zakupienia ubrań i produktów spożywczych z dostawą do domu (więc po co sklepy i galerie handlowe?). Te ostatnie są potrzebne młodzieży do kreowania samego siebie, wersji realnej, ale reszta to starta czasu. Internet przejął większość obowiązków innych miejsc i urządzeń, iż wielu osobom pozwala na długie online życie bez problemów szarej rzeczywistości, a na pewno bez potrzeby ruchu. Marysia Szydłowska, kl.2b ……………………………………………………………………………………………. Statystki nie kłamią- czyli o tym jak lubimy Internet. W tym roku serwis Nasza-Klasa –nazwa właściwa nk.pl- jest piąta pod względem popularności stroną internetową. Co jest przed nim? Tylko Google, Onet.pl, YouTube i Allegro.pl. Już mnie nie dziwi, że w czerwcu tego roku tylko na nk.pl istniało około 14 milionów kont użytkowników. Jednak 6% to konta fikcyjne. Jak podaje wyszukiwarka Google (a jakże, skorzystałam z niej), od roku 2008 na świecie najpopularniejszy jest Facebook. Według Wikipedii, w kwietniu br. liczba użytkowników na całym świecie szacowana była na 450 milionów. Co miesiąc wgrywany jest jeden miliard (tak, dobrze napisałam, miliard) zdjęć i dziesięć milionów filmów. Jak wynika z danych, wszyscy ludzie, a szczególnie młodzież korzystają z portali społecznościowych. Co to jest? Według słownika internetowego serwis społecznościowy (bo taka jest poprawna nazwa) to „rodzaj interaktywnych stron WWW, które są współtworzone przez sieci społeczne osób podzielających wspólne zainteresowania lub chcących poznać zainteresowania innych. Większość portali dostarcza użytkownikom wielu sposobów komunikacji.” Niektórzy powiedzą: „No dobrze, ale co to właściwie znaczy?!” Sama musiałam się przez chwilę zastanowić. Myślę, że w tej skomplikowanej definicji chodzi o to, że można tu „odnaleźć” ludzi i skontaktować się z nimi. Najpopularniejsze miejsce spotkań to Facebook. Jednak chętnie wchodzimy także na: Grono.net, nk.pl, Friends.pl, czy Sympatię.pl. Za granicą często odwiedzane są MySpace.com, Twitter oraz Friendster. • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 8 • Weźmy pod lupę Facebooka. Dwa lata temu konta w Polsce mieli ci, którzy poznali serwis wcześniej na wymianach uczniowskich lub studenckich, emigracji, czy też byli „heavy userami” Internetu. Było to 200-250 tysięcy kont (na początku 120-140 tysięcy). Obecnie jest to ok. 2,2-2,5 miliona kont w Polsce. W naszym kraju jest ok. 39 milionów osób. Z tego wynika, że użytkownikami jest „jedynie” 6,5 %. Gdy pomyślę, że co piętnasta osoba, którą mijam na ulicy, ma stworzony swój profil, myślę, że to dużo. Gdy jednak stwierdzę, że to jedynie sześć i pół procenta, to uważam, że to mało. Jak to slogany reklamowe (bardzo popularne na portalach) „mówią”: „Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.” Niektórzy powiedzą: „te liczby nie są zdumiewające”, ale mnie to cały czas dziwi. Sama, podczas gdy pisałam ten tekst i szukałam różnych informacji w Internecie, sprawdziłam w tak zwanym „międzyczasie” konto na popularnym „fejsie” i nk.pl. Po co? Nie wiem. Może po to, by dowiedzieć się co robią, planują inni? Co się u nich dzieje? Naprawdę nie mam pojęcia. Podsumowując, bardzo dużo ludzi korzysta z serwisów społecznościowych, a bycie właścicielem takiego portalu jest opłacalne. 23-letni Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, został najmłodszym miliarderem świata. Jego majątek to „tylko” 1,5 miliarda dolarów. Karolina Lis, kl. 2c ……………………………………………………………………………………………. Komunikatory Komunikatory internetowe upraszczają nam porozumiewanie się miedzy sobą. Możemy za darmo rozmawiać ze znajomymi, przyjaciółmi czy rodziną, która np. wyjechała za granicę. Dzięki programom tj. „Gadu-Gadu” czy „Skype” rachunki za telefon są o wiele mniejsze. Bez problemu możemy rozmawiać przez nie o zadanej pracy domowej, pogodzie, czy o tym, co będziemy jeść na obiad. Niestety, przez takie komunikatory można również paść ofiarą dowcipu, a nawet czasami zastraszenia. Ludzie często boją się zgłosić tego na policję, a samodzielne wykrycie grożącego jest niemożliwe, ponieważ przy zakładaniu konta nie ma obowiązku podania swoich danych personalnych. Minusem komunikatorów jest również możliwość przyjęcia wirusa do swojego komputera. Moim zdaniem, komunikatory tego typu mogą funkcjonować w dalszym ciągu, jednak zwracana powinna być większą uwaga na bezpieczeństwo i anonimowość w sieci. Weronika Łukaszewicz, kl. 2c • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 9 • Czas to pieniądzczyli droga do zatracenia W dzisiejszych czasach tym, co najdroższe jest czas. Nie dziwi więc potrzeba szybkiego dostępu do informacji, usług, niemalże natychmiastowego komunikowania się. Internet przestał być nieuchwytnym marzeniem, trafił pod strzechy i stał się chlebem powszednim. Korzystają z niego wszyscy: biedni i bogaci, dorośli i dzieci. Dla mnie Internet - obok telefonu komórkowego- jest głównym narzędziem komunikowania się. Od lat korzystam zarówno z poczty elektronicznej, jak i ze skypa czy gg. Na komunikatorach tego typu piszę np. w taki sposób: „ Elo :* co tam? Nie widzialysmy się dosc glugo. U mnie ok. nmm(nie ma mnie) w domu pojechalam na koncert. Jest tu odjazdowo fajna muza i wogole git. Jak tam w sql(szkoła) ? k.c(kocham cię) nq(narka) :* <3” Treść tego listu była dla mnie zrozumiała, choć dla naszych dziadków niekoniecznie. Skrótów tego rodzaju używa się do szybszego komunikowania. Powszechne są także błędy: ortograficzne, interpunkcyjne, stylistyczne. Nikt nie zwraca na to uwagi. Liczy się tylko czas. Coraz częstszym zjawiskiem jest także przenoszenie „internetowych nawyków” do życia codziennego. Pomimo młodego wieku, razi mnie, kiedy młodzi ludzie odnoszą się do starszych osób jak do swoich rówieśników. Zamiast powiedzieć „dzień dobry” mówią „siema” , zamiast „do widzenia”- „nara” , zamiast dziękuję- „dzięki” lub „dzięks”. Można to zaważyć także w szkole. Uczniowie często piszą wypracowania pomijając nosówki (ą,ę), opuszczając kropki i kreski np. ( ‘ż” „ó” „dź’). Młodzież lekceważy wielkie litery i znaki interpunkcyjne, choć wie, kiedy je zastosować. Pisząc listy, często pomijane są zwroty grzecznościowe. Młodzi ludzie używają stylu potocznego wypowiedzi , nie zwracając uwagi na to gdzie są – na ważnym spotkaniu czy prywatnym z przyjaciółmi. Język nasz- młodych ludzi – jest coraz uboższy. Pełno w nim skrótów, uproszczeń, zadań prostych. Wiąże się to między innymi z tym, że coraz mniej czytamy, a więcej czasu poświęcamy na surfowanie po Internecie. Przecież nasz język jest taki piękny i bogaty! Łatwiej i szybciej nie znaczy lepiej. Internetowy pęd doprowadzi nas w końcu do zatracenia. Zuzia Warszawska, kl. 2b • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 10 • Gry komputerowe Dzisiejsza technika a w szczególności Internet to coś magicznego- nie tylko dla młodych ludzi. Budzi zainteresowanie wszystkich – od przedszkolaka po osoby starsze. W Internecie można znaleźć wszystko: od temperatury w Otwocku przez kursy walut, porównywanie cen odśnieżaczy po gry internetowe i portale społecznościowy. Chciałbym poruszyć temat gier komputerowych. Miał z nimi styczność chyba każdy, czy na automatach w nadmorskim kurorcie, na Pegazusie czy komputerze. Stały się one nieodłącznym „zapełniaczem” czasu dla młodzieży i dorosłych. Rozwój techniki sprawił, że przybrały one różne wymiary i formy. Kiedyś granie ograniczało się do domu, dziś zaś za pomocą przenośnych konsoli i telefonów komórkowych możemy grać wszędzie – na nudnej lekcji w szkole, na przystanku czekając na autobus, w drodze do szkoły, pracy. Dzięki Internetowi nie musimy grać samemu. Gry online pozwalają grać razem ludziom będącym w różnych miejscach kuli ziemskiej. Internet pozwala rozegrać więc walkę szachową z przeciwnikiem z USA czy stoczyć pojedynek w pasjonującej MMO z rywalem z RPA. Znaczna część grających wybiera gry MMO typu World of Warcraft, League of Legend, Counter Strike czy Tibia, w którą gra aktualnie kilka milionów osób na świecie. Gracze tworzą sobie wirtualny świat wypełniony rozrywką, bez kłopotów i obowiązków - czasem maksymalnie oderwany od rzeczywistości. Popołudnia i weekendy - zamiast z rodziną i przyjaciółmi - spędzają w komputerowym świecie, tracąc poczucie istnienia wokół nich normalnej rzeczywistości. Gdy te gry już całkiem pochłoną, czeka na nich seria turniejów czy mistrzostw w każdej z tych gier, a wiadomo -przed zawodami trzeba więcej ćwiczyć. Dlatego młodzieży trudno oderwać się od gier. Według nich w internetowym świecie znajdują to, co jest im potrzebne do życia. Zapominają, że zaniedbują szkolę, przyjaciół, rodzinę... Gry internetowe mają jednak też zalety. Tocząc rozgrywki, szkolimy zdolności taktyczne, manualne, a gdy gramy z obcokrajowcami, doskonalimy sobie ich język. Paweł Chojnacki, kl. 2b • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 11 • Zakupy bez ograniczeń Kupowanie przez Internet jest wielkim ułatwieniem w dzisiejszych czasach. Nie ruszając się z domu, możesz otrzymać, co tylko zechcesz. Zakupy internetowe dają wiele możliwości. Istnieją sklepy wielobranżowe i ukierunkowane na jeden rodzaj towaru. Strony typu Merlin i Empik umożliwiają zakupy gier, książek, filmów i muzyki. Komiksy przygodowe reklamuje się razem z Biblią, a bajki dla dzieci - co prawda nie stoją na jednej półce z książkami dla dorosłych- lecz zapoznać się można z całym asortymentem. Na większości stron typu Allegro jest już dostępne w zasadzie wszystko. Jeden sprzedawca potrafi posiadać w sprzedaży opony samochodowe i pończochy damskie. Sprawdzając hasło produktu, nie zawsze jesteśmy pewni czy na zdjęciu, które otworzymy, nie pokaże nam się książka kucharska zamiast robota kuchennego. Internet rozpowszechniony został już praktycznie wszędzie, więc takie zakupy są najbardziej wygodną formą dla osób, które nie posiadają zbyt wiele czasu. Młodzież, przesiadując przed komputerem wiele godzin, ma nieograniczony dostęp do wszelkich produktów. Młodzi ludzie często nie kontrolują się w wydawaniu pieniędzy, których tak naprawdę sami nie posiadają. Zainspirowani możliwościami, jakie daje im Internet, zazwyczaj nie potrafią zapanować nad swoimi pragnieniami. Szczęśliwi, że wszystko mogą od razu zamówić, a nie chodzić do sklepów, męczyć się i wybierać w galeriach handlowych, ale jednocześnie przez wiele godzin nie odchodzą od komputera. Zakupy takie jednak dobre są tylko pod kontrolą i wtedy ułatwiają wszystkim życie. Dzięki nim można kupić przedmioty wyczekiwane i niedostępne w pobliskich sklepach, rzadkie do zdobycia i niejednokrotnie za wiele niższą cenę. Należy jednak zachować wszelką czujność, by odbierając zapłaconą przesyłkę w paczce nie znaleźć np. cegły. Ogólny dostęp do Internetu i jego wielki zasób możliwości jest wielką wygodą, ale należy pamiętać, że wszystko ma swoją cenę. Ola Szczęsna, kl.2b • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 12 • Ślubujemy… 14.10. 2010 r. Każdy wie co oznacza ta data? Najbardziej kojarzą ją „pierwszaki”. Tak, tak, właśnie chodzi o ślubowanie klas pierwszych. Zapraszam do zapoznania się z kulisami tego święta. Koło dramatyczne i muzyczne wraz z opiekunką- panią Justyną Grdeń- przedstawiło część artystyczną mówiącą …jasna sprawa, o szkolnych przedmiotach i ich wykładowcach. Uczniowie napisali wiersze i piosenki, np. na temat UMS-u, chemii, fizyki, biologii. Tajny informator stwierdził, że nikomu się tam nie nudziło. Także w tym dniu p. Mariusz Konowrocki dostał nagrodę, ponieważ został on pierwszym wyróżnionym w bardzo prestiżowym konkursie, ale o tym na kolejnych stronach naszej gazetki. Słowa nie opiszą dalszego przebiegu wydarzeń. Informator powiadomił mnie, że ostatni punkt programu, czyli „kocenie” miało być znacznie gorsze. Co było powodem zmiany decyzji? Informacje ujawnione były tylko dla występujących, ale wiemy, że z powodu trwającej w tym okresie trzydnowej żałoby „starszaki” oraz ich opiekunka mieli stworzyć mniej drastyczne zakończenie. Zabierano jednak ucznia z każdej klasy i robiono im ,,kota’’☺ Najzabawniej zachował się Piotr z kl.1a.On szamotał się i wyrywał, a także próbował uciekać i… był zrozpaczony . Pięciorgu uczestnikom zadawano pytania, np. -,,Ile rybek jest w akwarium w sali nr 17?’’ -,,Gdzie jest zawieszone koło od roweru?’’ Komentarze moich kolegów były różnorakie: -,,Mogłem policzyć.’’ -,,Czy glonojada zaliczamy?’’ Jednak wiele osób się za mną zgodzi, że najlepsze było zachowanie Piotrusia… Agent 001a☺ • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 13 • WYRÓŻNIENIE SZKOŁY Wywiad z p. Mariuszem Konowrockimzdobywcą wyróżnienia w ogólnopolskim konkursie „Nauczyciel Roku”. Kinga Konstantyn: Jak czuje się Pan, będąc uhonorowanym ogólnopolską nagrodą przyznaną przez Pana Prezydenta? p. Mariusz Konowrocki: Jak się może czuć człowiek uhonorowany ogólnopolską nagrodą? Przyjemnie. Duże wyróżnienie, duży stres. Uważam, że zamieszanie jest nieadekwatne do sytuacji. Nie lubię być w centrum uwagi. KK: Dlaczego na początku nie zgodził się Pan się na wystawienie Pańskiej kandydatury? p.MK: Ponieważ nie lubię być w centrum uwagi, tzn. nie przeszkadza mi to, ale w klasie, w szkole, lecz nie na szerokim na forum. Nie lubię występować publicznie. KK: Kto podjął inicjatywę zgłoszenia Pana do kapituły tej nagrody? p.MK: Z tego co wiem, uczniowie, np. Kasia Garbalska - nasza była już uczennica, tegoroczna absolwentka. W wakacje zbierano podpisy. KK: Jak czuje się Pan jako osoba medialna, publiczna? p.MK: Hm... Uważam, że nie jestem osobą medialną. Wychodzę jak nie wiem co na zdjęciach, filmach i wszystkim innym. Urodą nie grzeszę. Nikt mnie nie poznaje na ulicach, nie bierze autografów. Jest więc normalnie. KK: Ile wywiadów Pan udzielił? Kto nas z tym wyprzedził? p.MK: Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Była telewizja „Trwam” Ojca Rydzyka, TVN, Super Stacja, Radio dla Ciebie, Radio Warszawa, nasz otwocki Tygodnik Regionalny. KK: Czy nie ciąży Panu sława i tabliczka wisząca przy Pokoju Nauczycielskim? p.MK: Jest to tabliczka „Szkoły Na Medal”. Uważam tę nagrodę za całościową, czyli obejmującą wszystkich nauczycieli i uczniów. Nie byłoby jej, gdyby którejś z tych osób zabrakło. Przyjmuję nagrodę dla nas wszystkich, co oznacza, że jest również Waszą. Cieszę się, że mamy tytuł „ Szkoła Na Medal”, ponieważ uważam, że jest nasze gimnazjum jest naprawdę dobre. Wyróżnienia są wspólne, a moje tabliczki mogą zniknąć. KK: Czy nie boi się Pan, że w przyszłości postawią Panu pomnik? • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 14 • p.MK: Nie, ponieważ za dużo mosiądzu trzeba byłoby kupić, a jest bardzo drogi. Jestem bardzo duży i na pomnik nie ma szans. ☺ Dziękuję pięknie- uczniom, moim nauczycielom, byłym wychowawcom za to, że mnie tak ukształtowali i oczywiście rodzicom. Cóż, mam nadzieję, że się nie zmienię, a jeśli zacznę, to mnie poinformujcie, Drodzy Uczniowie. DZIĘKUJĘ☺ KK: Ja również dziękuję za bardzo miłą rozmowę. Kinga Konstantyn, kl. 1a ……………………………………………………………………………………………………… W listopadowym numerze gazetki „Aczkolwiek” postanowiliśmy umieścić opowiadanie, które porusza dramatyczny temat eksterminacji ludności, co miało miejsce podczas ostatniej wojny światowej. Na początku tego miesiąca szczególnie pamiętamy o zmarłych- sprzątamy ich groby, wznosimy modlitwy za dusze, zapalamy znicze. Justyna Rędzińska przypomina o Tych, którzy nie posiadają swoich grobów, a zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych. Wśród ofiar były również dzieci… Jeden z dni właścicielki warkoczyka (tekst inspirowany utworem „Warkoczyk” Tadeusza Różewicza) Jest chłodny, październikowy poranek. Na jednej z ulic ludzie w popłochu gdzieś gonią: jedni do pracy, drudzy do szkoły. Z daleka widać mały czerwony płaszczyk i szybko przebierające nóżki niewielkiej dziewczynki. Za rękę trzyma matkę, która niesie jej tornister. Zmierzają do pobliskiej szkoły. Nagle słychać pisk opon i zza rogu szybko jadącą, granatową furgonetkę. Na jej widok niektórzy ludzie w popłochu uciekają. Jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, co ma za chwilę nastąpić. Z furgonetki wyskakują żołnierze z karabinami. Wpychają na siłę jak największą liczbę osób do auta- także tę małą dziewczynkę i jej matulę. Przerażeni ludzie siedzą przytuleni do siebie i czekają na to, co się wydarzy. Furgonetka odjeżdża. Pośrodku ludzi stoi żołnierz i pilnuje siedzących, aby nie mogli się kontaktować. Danusia, bo tak ta ośmioletnia dziewczynka miała na imię, spogląda niespokojnie na matkę, szukając odpowiedzi na zaistniałą sytuację. Jednak ona milczy. Po długim czasie samochód staje. Czterdzieścioro przerażonych ludzi wysiada, rozglądając się. Ku ich zaskoczeniu widzą baraki, kolczaste ogrodzenia i mnóstwo innych furgonetek. • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 15 • Bez słowa prowadzeni są do wnętrza pomieszczenia. Widzą wielu stojących w kolejcenikt nie śmie zapytać dokąd prowadzącej. Wtedy dzieci, dorośli i starcy zostają podzieleni. Matka, widząc co się dzieje, czule całuje Danusię mówiąc, że wszystko będzie dobrze i że bardo ją kocha. Chwilę potem odchodzi za esesmanem. Ustawiają się trzy długie kolejki. Dziewczynka wciąż wypatruje rodzicielki. Jednak teraz znajduje się już w grupie setki dzieci stojących w rządku. Wszyscy ci ludzie czekają na wytatuowanie numeru, czyli nowego imienia. Dzieci były puszczane wcześniej tak, aby rodzice patrzyli na ich cierpienie. Po kilku godzinach Danusia spokojnie siada na krzesełku, gdzie naprzeciwko jest mężczyzna. Miał włosy koloru blond i niebieskie oczy. Od razu chwyta dziewczynkę za rękę i ostrym narzędziem pociąga za skórę. Dziewczynce płyną z bólu łzy, jednak boi się odezwać. Po kilku minutach wstaje. Odtąd nazywa się jeden siedem sześć trzy cztery. Skulona podchodzi do esesmana, który prowadzi ją do baraku o nazwie U. Przed wejściem dostaje mundur o specyficznym zapachu. Kiedy wchodzi, widzi mnóstwo maleńkich łóżeczek zbitych z twardych desek. Przy nich stoją dzieci ze schylonymi czapkami przed esesmanem. On popchnął ją i wyszedł, bez słowa. Od razu podchodzi do niej dziewczynka, przedstawiając się. Ma na imię Zosia i liczy jedenaście lat. Mówi, że tutaj w Auschwitz- spędziła już dwa miesiące. Zlękniona Danusia nie jest zbyt rozmowna. Nie wie, co się wokół niej dzieje. Za oknem widzi dwóch esesmanów kłócących się. Po chwili podbiega do niej Zosia prosząc, aby natychmiast się schowała. Sama, przykucnęła pod oknem i słuchała o czym rozmawiają mężczyźni. Po chwili Danusia widzi pobladłą twarz koleżanki. Natychmiast pyta o treść dialogu. Zosia nie chce powiedzieć, jednak po jakimś czasie cichym głosem opowiada: dzisiaj wieczorem zginiemy w kabinach gazowych i to tylko dlatego, że Niemcom potrzebne są wolne baraki dla nowych Żydów. Danusia wpada w rozpacz, siada w kącie i zaczyna płakać. Wspomina teraz jak jeszcze rano szła z mamą za rękę. Pamięta też jak dostała wówczas czerwoną kokardkę, którą mama zaplotła jej warkoczyk. Jednak słyszy odgłosy nadchodzących stóp. Ociera więc łzy i staje obok trzydzieściorga innych dzieci. Do pomieszczenia wchodzi oficer, który -wymachując ręką- mówi coś po niemiecku. Wszystkie dzieci biorą swoje rzeczy. Danusia nie wie, co się dzieje. Zosia podeszła więc mówiąc, aby szybko się spakowała i ustawiła w rzędzie. (Zośka uczyła się języka niemieckiego w szkole- rozumiała więc co mówi Niemiec). Danusia bierze pasiak, którego nawet nie zdążyła włożyć. Po chwili wszystkie dzieci wychodzą za oficerem. Nikt się nie odzywa. Przestraszone dzieciaki schodzą w dół do pomieszczenia, nad którym widnieją napisy w różnym języku- ,,Łaźnia”. Niektórzy cieszą się, lecz nie wiedzą, co ich czeka. Dalej wiszą instrukcje, aby w tym miejscu się rozebrać i starannie poskładać ubranie. Zawstydzona Danusia obok ubrań kładzie mundur. Po odłożeniu wszystkich ubrań staje w szeregu około dwustu osób. Po chwili znieważenia przez Niemców wszyscy wchodzą do jednej kabiny. Dziewczynka słyszy • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 16 • jak ich zamykają. Po jakimś czasie po raz kolejny słychać stukot butów i jakiś proszek sypiący się po wiszących rynnach. Rozglądając się, skąd dochodzą odgłosy, Danusia dostrzega w tłumie swoją mamę. Widzi, jak zaczyna kasłać. Sama też się dusi. Jednak chce jeszcze dobiec do rodzicielki. Nie może. Przed nią padają jej młodsi koledzy, zagradzając przejście. Chwilę później patrzy jak mama upada i wtedy sama dziewczynka traci świadomość. Jej obezwładnione ciało upada na ziemię, na której leży już wiele dzieci i młodszych kobiet. Tak zginęła. Potem Niemcy zabrali ubrania, ułożyli ciała w stosy, aby móc ich potem przerobić na mydło, proch i wykorzystać włosy. Na czubku tego właśnie stosu do dziś leży cieniutki warkoczyk, z tą samą czerwoną wstążeczką, która wkrótce także zostanie zabrana i podarowana przez ojca- generała niemieckiej dziewczynce. Justyna Rędzińska, kl.3a ……………………………………………………………………………………………. Jesienna depresja Tragizowanie czy ciężka choroba? „Słuchaj, jakiego ja mam doła! Czuję się fatalnie.” – Kto ani razu w życiu nie słyszał, ani nie wypowiedział tych słów? Depresja, to coś, czego zapewne nie masz. Inaczej, jak podejrzewam, nie czytałbyś tego spokojne, Drogi Czytelniku. Depresja to choroba, którą leczy się farmaceutycznie i wizytami u psychiatry. Nieprędko wychodzi się z dołka. Jest to ciężka praca nad sobą. Ta straszna „depresja” która Cię przytłacza, to po prostu smutek i popsuty humor. Wystarczy porozmawiać z zaufaną osobą, wyżalić się, wypłakać. Najczęściej, gdy czuję się beznadziejnie, włączam „Don’t worry, be happy ”, albo „Jest dobrze” i zły humor znika. Czasami wystarczy stanąć gdzieś w odludnym miejscu i zacząć krzyczeć. To „straszne” samopoczucie leczy się potrzaśnięciem, bo użalanie się nad sobą to szczyt tragizmu i żałosnego wołania o zainteresowanie. Może nie wszystkie przypadki są takie, ale większość dziewczyn po prostu tragizuje. Osoby, które naprawdę są chore, mają niekiedy myśli samobójcze i nie zawsze to manifestują. Może się to bardzo źle skończyć. Stąd apel: jeżeli widzisz, że z kimś jest naprawdę źle pod wzglądem psychicznym, trzeba zwrócić uwagę na takie rzeczy jak: zaburzenia rytmu dnia, zmniejszony apetyt, utrata wagi lub brak zainteresowania światem zewnętrznym. Kiedy nasze obawy zaczną się umacniać, należy niezwłocznie zwrócić się (lub skierować kogoś) po pomoc do osoby kompetentnej (najlepiej do rodzica lub opiekuna danej osoby). • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 17 • Szukając różnych informacji na temat depresji, znalazłam skalę depresji Becka. Opiera się na pytaniach dotyczących naszego światopoglądu i osoby. Istnieje wiele skali, które mogą udowodnić, czy ktoś jest w stanie depresji, np.: Skala Cornell Oceny Depresji w Przebiegu Otępienia, Skale Oceny Psychogeriatrycznej (PAS), Skala Samooceny Depresji Zunga, Skala Oceny Depresji Goldberga itp. Po przeczytaniu tego artykułu zastanów się czy jesteś w depresji czy w zwyczajnym smutku, bo te dwa pojęcia znaczą coś innego . W.Redna ……………………………………………………………………………………………… Pięćdziesiąty zlot w Palmirach Palmiry… Ważne miejsce, choć takich w Polsce jest wiele. Rzadko się o nim mówi. Tak naprawdę mało kto wie, co tam się wydarzyło kilkadziesiąt lat temu. Jak co roku w październiku, koło wsi Palmiry w Puszczy Kampinoskiej organizowany był przez PTTK Centralny Zlot Młodzieży „Palmiry”, już po raz pięćdziesiąty. Jak wyglądały obchody? Mnóstwo dzieciaków, młodszych, starszych, dorosłych, wojskowych. Wiele wycieczek, drużyn harcerskich. Jak zwykle. Jednakże któryby się raz w tym zlocie nie uczestniczyło, pojawią się te same uczucia. Zamordowano tam przeszło 2000 Polaków i Żydów. Cześć pochowano gdzie indziej, większość tam pozostała w ukrytych grobach. Mogił odnaleziono 1700, może jest ich więcej. Kto zginął? Ci, z których Polacy byli dumni: Tomasz Stankiewicz, Janusz Kusociński- polscy olimpijczycy, Jan Pohoski- Wiceprezydent Warszawy, Maciej Rataj- Marszałek Sejmu, Uniwersytetu Warszawskiego, Juliusz Dąbrowski- harcmistrz, Mieczysław Niedziałkowski- działacz PPS i wielu innych… Jak wiele można jedynie uświadomić sobie, idąc przez rzędy białych krzyży na cmentarzu palmirskim lub słuchając apelu w dzień zlotu. „Wzywam do apelu (…)”. Kilka minut przemowy, wymienianych nazwisk, a odpowiedź zazwyczaj brzmi- „Zginęli śmiercią męczeńską” albo „Polegli na polu chwały”, jedynie czasem „Do apelu”. Świadomość, że Ci ludzi powinni stać teraz między nami, słuchając szelestu jesiennych liści i być dumni z wolnej Polski. Przychodzą tylko dwa uczucia. Powinność dbania o to, za co zginęli oraz niedowierzanie, jak dziwną istotą jest człowiek. Czasem tak oddaną, czasem tak okrutną. Kazimierz Zakrzewski- profesor Kamila Winnicka, kl. 2c • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 18 • Tajemnica dwóch kół - „Nazywam się Zuzia i mam piętnaście lat. Jestem miłą brunetką o czarnych oczach. Mieszkam w Otwocku.” – przeczytał Bartek na głos. Ten opis znalazł się w jednym z portali społecznościowych. Uśmiechnął się sam do siebie. – W końcu raz się żyje! Napisał do niej wiadomość. -Cześć! Jestem Bartek. Od jedenastego roku życia moją pasją jest jazda ekstremalna na dwóch kółkach. Stało się to całym moim życiem – chłopak napisało szczerze i modlił się, by odpisała. Po paru minutach modlitwy zostały wysłuchane. - Witaj! Miło Cię poznać. Kocham ten sport. Daje mi on wiele radości. Uwielbiam tory przeszkód. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? - Ja każdą rzecz traktuję jak przeszkodę. Też mieszkam w Otwocku i sądzę, że do tego typu „sportów” to miasto jest idealne. - Masz rację. Co jest, według Ciebie, najtrudniejsze w jeździe na dwóch kółkach? - Zdecydowanie schody. Ty też tak uważasz? - Dla mnie też. Opisz mi siebie albo wyślij zdjęcie.- Bartek nie wiedział, co zrobić. W komputerze znalazł fotografię swojego przyjaciela, który liczy 16 lat- tak jak on- ale oprócz tego nie mają cech wspólnych. Karol posiada długie blond włosy i zielone oczy, w przeciwieństwie do krótkich czarnych włosów i ciemnych oczu Bartka. Niewiele myśląc, wysłał to zdjęcie. - Może teraz Ty Zuziu prześlesz mi fotografię, na której jesteś? -Dobrze. Na ekranie pojawił się obrazek ślicznej brunetki na swoim rowerze. Od razu odpisał, że zdjęcie mu się bardzo podoba. Bartek i Zuza szybko się zaprzyjaźnili, Takim sposobem minął miesiąc, dwa, sześć, rok. Codziennie do siebie pisali. Wiedział już, jaki jest jej ulubiony kolor, kwiatek i pora roku, ale nigdy się nie spotkali, chociaż mieszkają w tym samym mieście. Całymi dniami pisali na Gadu-Gadu, przesyłali śmieszne filmy z YouTube i grali w gry on-line. Pewnego dnia dziewczyna zaproponowała spotkanie w parku. -Tylko nie zapomnij swoich dwóch kółek! - Można powiedzieć, że się z nimi nie rozstaję – Bartek westchnął. Umówili się na konkretną godzinę i się rozłączyli. • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 19 • Nadszedł wielki dzień. Bartek był już w parku. Mieli się spotkać o 14.00, a na zegarku widniała 13.45. Z wielkim przejęciem oczekiwał Zuzi. Gdy ją zobaczył, serce zabiło mu mocniej z wrażenia. Jechała na swoim rowerze. Była ładnie ubrana i umalowana… a przede wszystkim przejęta. Nawet go nie dostrzegła. Przejechała obok, odwracając od niego celowo wzrok. Kiedy zatrzymała się jakieś sześć metrów dalej, nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Zauważyła to. Wydawała się nieśmiała- jak nie ta sama dziewczyna, z którą pisał. Ona była odważna i lubiła hałas. Bartek spuścił wzrok, bo zorientował się, że dziewczyna nie wie, kim on jest. Zrobił głęboki wdech, zamknął oczy i podjechał do Zuzi. Na kolanach miał słoneczniki, które tak uwielbiała. Dziewczyna wykazała lekkie zdziwienie: Dlaczego obcy człowiek podjeżdża do niej, zeszła z roweru i zapytała czy w czymś nie pomóc. - Nie, dziękuję. To dla Ciebie. – podał jej kwiaty, a ona nie wiedziała co zrobić. W tym momencie dostrzegła to, czego wcześniej się nie domyślała. Czekała na chłopaka na dwóch kółkach, ale on nigdy nie powiedział, że to rower. Oto był przed nią młody człowiek na wózku inwalidzkim, dla którego każda rzecz na drodze to przeszkoda. - Nazywasz się Bartek, prawda? Chłopak potwierdził skinieniem głowy, chociaż wiedział, że to pytanie retoryczne. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wprost, że jeździsz na wózku? - Ponieważ nie pytałaś. Sama wyciągnęłaś wniosek, że dwa kółka ma tylko rower. Przyznaję, że skłamałem na temat wyglądu. Resztę dopowiedziałaś sobie sama. Tak jest w Internecie - tam możesz być kim chcesz. Weronika Gałązka, kl. 2b ……………………………………………………………………………………………. Promyczek nadziei Wolontariusze z naszego gimnazjum włączają się w kwesty uliczne, podczas których są zbierane fundusze na Domowe Hospicjum Dla Dzieci i Młodzieży „Promyczek”. My – reporterzy naszej szkolnej gazetki- bardzo chcieliśmy dowiedzieć się więcej na ten temat, ponieważ cel poruszył nasze serca. Myślę, że i Was zainteresuje wywiad z księdzem Pawłem, który jest kierownikiem tego hospicjum. • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 20 • Agata Zawadka: Od kiedy działa hospicjum, za którego funkcjonowanie jest Ksiądz odpowiedzialny? AZ: Jakie są choroby tych dzieci? KP: Głównie neurologiczne, czyli np. wady poporodowe, uszkodzenia podczas porodu, Ksiądz Paweł: Samo hospicjum funkcjonuje od padaczka, zespoły genetyczne, na razie jest 9 sierpnia, natomiast fundacja, która je najmniej nowotworów. założyła, ponieważ ono nie może istnieć bez organu założycielskiego, od 2009 roku. AZ: Na czym polega rola wolontariusza? AZ: Ilu pacjentów, jeżeli możemy nazwać tak KP: Niestety, wolontariusze nie mogą się dzieci, liczy hospicjum? włączyć całą swoją osobą, tak jak by chcieli. Dzieci, które mamy pod opieką, nie potrafią KP: Oczywiście, są to jak najbardziej pacjenci. się bawić. Często nie widzą, nie słyszą, są bez Na razie jest ich sześcioro i kolejna szóstka kontaktu. Przychodzą do nich tylko czeka na przyjęcie. pielęgniarki i lekarze. Jednakże wolontariusze mogą włączać się we wszelkie kwesty, zbiórki i AZ: Ile lat liczy najmłodsze, a ile najstarsze tym podobne działania. W tym momencie dziecko? pomagają nam harcerze, którzy prowadzą zbiórkę funduszy. Możemy liczyć również na KP: Najmłodszy pacjent ma zaledwie trzy pomoc pana Mariusza Konowrockiego i jego miesiące, zaś najstarszy 16 lat. grupy wolontariatu. AZ: Jak wygląda opieka nad dziećmi? AZ: W jaki sposób uzyskiwane są fundusze? KP: Nasz zespół tworzą: czworo lekarzy, cztery KP: Jak już wspomniałem, przeprowadzamy pielęgniarki, pracownik socjalny, psycholog, różnorodne zbiórki, rozdajemy ulotki. fizjoterapeuta. Te wszystkie osoby dojeżdżają Planujemy zorganizować koncert na rzecz do domów naszych podopiecznych. W tej naszego hospicjum. Jest też pani, która chwili nasze dzieci mieszkają w Warszawie i napisała książkę i cały dochód z jej sprzedaży okolicach. Teraz obszar naszych dojazdów przeznaczyła na naszą inicjatywę. wynosi 50 km, ale w najbliższym czasie chcemy poszerzyć go do 100 km. AZ: Co Ksiądz mówi rodzicom dzieci umierających? Czy można ich jakoś pocieszyć? • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 21 • KP: Myślę, że rodzice nawet nie chcą KP: Oczywiście, że nie. Mamy tutaj grupę pocieszenia w takiej sytuacji. Bardziej chodzi wsparcia dla rodziców w żałobie. Co tydzień tutaj o pokazanie różnych zachowań podczas się spotykamy. Przyjeżdżają z całej Polski. umierania, co moją robić, co mówić. Pokazujemy im obrazy innych rodziców, którzy AZ: Naprawdę bardzo dziękuję Księdzu za byli w takiej sytuacji, żeby mogli zobaczyć, jak wywiad. Był wzruszający i szczerze mówiąc, to wygląda- przygotować się. Oczywiście, nie wiem, co powiedzieć… łatwo się o tym mówi, ale to naprawdę KP: Ja również dziękuję. Jestem wdzięczny, że bolesna sprawa. zechcieliście napisać o nas w szkolnej gazetce. AZ: Czy rodzice, którzy przeżyli śmierć dziecka mają jakąś pomoc z Waszej strony? Czy zostają Agata Zawadka, kl. 3d całkowicie sami? ……………………………………………………………………………………………. 10 listopada bieżącego roku- w Dniu Święta Szkoły- odbędzie się uroczyste podpisanie aktu dotyczącego współpracy między gimnazjum nr 4 a szkołą w Śródborowie. W budowanie przyjacielskich włącza się prężnie grupa młodzieży z naszej placówki skupiona w szeregach wolontariatu. Miesiąc temu zostali zaproszeni przez swoich kolegów ze Śródborowa, by razem celebrować ich święto. Łukasz Biernacki z kl. 2c przeprowadził krótką rozmowę z uczestniczką wyjazdu- Dominiką Gniadek z kl. 3a. DK Życie w ciszy Łukasz Biernacki: Kiedy i gdzie odbyła się wycieczka? Z jakiej okazji została zorganizowana? Dominika Gniadek: Odbyła się 29 września, ponieważ wtedy jest obchodzony Światowy Dzień Głuchego. Celem wyprawy była szkoła dla głuchoniemych i słabo słyszących, która znajduje się w Śródborowie. Położona w ładnym lesie, jest zadbana i fajnie wygląda :) • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 22 • Ł: Czy uczestniczyłaś już wcześniej w tego typu wycieczce? D: Tak, w drugiej klasie i w czasie wakacji. Bardzo mi się spodobało, więc postanowiłam kontynuować wyjazdy. Ł: Pod czyją opieką odbyła się wycieczka? D: Oczywiście Pana Konowrockiego. To on kilka lat temu rozpoczął współpracę z tą szkołą. Ł: Co czekało na Was w Śródborowie? Przewidziano jakieś atrakcje? D: Owszem. Odbył się konkurs. Skonstruowano wiele zadań, których rozwiązania pod koniec zabawy potrzebne były, by stworzyć krótkie opowiadanie o tym, co nas spotkało. Należało mówić w języku migowym. W czasie rozrywki integrowaliśmy się z uczniami ze Śródborowa, którzy pomagali nam w układaniu zdań. Wszystkim grupom poszło świetnie. Przygotowaliśmy poczęstunek- przywieźliśmy ciasta i ciasteczka własnej roboty . Panie Kucharki ze Śródborowa zorganizowały grilla, ale pogoda nie dopisała, więc jedliśmy w ich stołówce. Ł: Czy zwiedzaliście szkołę? D: Tuż po przyjściu tamtejsi uczniowie pokazali nam klasy i pokoje, ponieważ wielu uczniów mieszka tam w internacie, bo pochodzą z oddalonych miast. Ł:Jak wyglądają lekcje? Jakie rodzaje szkół tam się znajdują? D: W Śródborowie jest podstawówka, gimnazjum i liceum, które mieszczą się w jednym budynku. W jednej klasie uczy się maksymalnie 8 osób :D Mają takie same przedmioty, chociaż w niektórych przypadkach mniejszy zakres materiału. Ł: Jak ocenisz spędzony tam czas? D: Było bardzo fajnie. Poznałam wiele ciekawych osób. Po kilku godzinach tam spędzonych czułam się jak u siebie. Żartowaliśmy razem i miło spędziliśmy czas. Z pewnością przy najbliższej okazji wybiorę się tam znowu. Uczniowie szkoły dla niesłyszących są takimi samymi nastolatkami jak my. Powinien tam pojechać każdy, kto ma problem z tolerancją i chciałby zobaczyć, jak wygląda życie w ciszy. Łukasz Biernacki, kl. 2c • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 23 • Październik był miesiącem bibliotek. Z tego to powodu opiekujące się szkolnym księgozbiorem: Panie Wanda Gąsowska- Cacko i Mariola Sitarz zaproponowały uczniom napisanie pracy na temat biblioteki. Prezentujemy bezkonkurencyjne opowiadanie naszej redakcyjnej koleżanki Kasi Karpińskiej. Tekst ten wzbudził niemałe i kontrastowe emocje wśród ogłaszających konkurs: podziw dla wyobraźni autorki i nadzieję, że Jej wizja nigdy się nie sprawdzi. DK Moja wymarzona biblioteka Ludzkie pasje przyjmują różne formy: najgorszą jest obsesja- szaleńczy obłęd, gdy nie zważamy na nic, prócz wyznaczonego celu. Rzecz działa się w pewnym europejskim mieście. Żył tam mężczyzna, mający obsesję na punkcie zbierania książek. Na początku była to zwykła pasja powiązana z innym planem. Nie trwało to jednak długo – czas przyniósł zaangażowanie i szaleństwo. Cała historia zaczęła się w dzieciństwie. Jako mały chłopiec, Albert stracił matkę. Ojciec podróżował w interesach, przez cały czas. Dziecko widywało go bardzo rzadko. Pewnego razu, ojciec kupił mu książkę. Zachwycony chłopiec postanowił, że nigdy się z nią nie rozstanie. Przywiązanie stało się jeszcze mocniejsze po śmierci taty. Albert został kompletnie sam. Jedynym towarzyszem pozostała właśnie książka – niewielki zbiór bajek dla dzieci. Pewnego dnia zaginęła. Było to ogromną tragedią – zarówno dla właściciela, jak i domowników, którzy nie mogli znosić dłużej jego krzyków. Codziennie dostawał dziesiątki książek. Niestety, żadna nie była w stanie zastąpić mu tej jedynej. Wtedy w Albercie narodziła się pasja do zbierania książek. Jako młody mężczyzna, zaczął podróżować po świecie. Odwiedzał wszystkie księgarnie, które napotkał na swojej drodze. W każdej z nich wydawał niebotyczne sumy. Kiedyś uwielbiał spędzać czas w bibliotekach. Jednak po pewnym czasie, stwierdził, że nie spełniają one jego wymagań. Miał poczucie, iż jest intruzem. Musiał posłusznie wykonywać polecenia bibliotekarza – „cicho, nie jeść, nie pić”. Czuł się ograniczony, nie mogąc robić tego, co chce. Postanowił założyć swoją wymarzoną bibliotekę – we własnym domu. Stworzyć z niej kościół, z tą różnicą, że on sam będzie Bogiem i Stwórcą. Zadecyduje, co może robić, jak się zachowywać. Już nikt nie będzie ingerował w jego życie. Był zadowolony, że już wcześniej zaczął zbierać książki. Układał je z namaszczeniem na półkach. Katalogował, wycierał z kurzu każdą po kolei. Traktował je lepiej niż ludzi. Problem w tym, że z czasem jego pasja zmieniła się w obsesję. Mężczyzna posiadał książki w różnych językach. Prowadził nielegalne interesy – wszystko, byleby zdobyć to, czego poszukuje. Obsesja przybierała zastraszające rozmiary. Opętany manią posiadania, stracił wszelkie skrupuły. Zdarzył się dzień, w którym Albert posunął się do ostateczności. Będąc w Wenecji, poznał wielkiego miłośnika literatury. Ten, całkowicie ufny wobec nowego znajomego, pokazał mu swoje zbiory. Mężczyzna nie mógł uwierzyć własnym oczom. Wśród bardzo cennych egzemplarzy, znalazł to, czego szukał przez dziesiątki lat – książeczkę z dzieciństwa. Od tamtej chwili nie był w stanie zachować spokoju. Pod pretekstem nagłej gorączki, szybko zakończył spotkanie, aby w zaciszu wynajętego pokoju obmyślić, jak zdobyć swój cel. • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 24 • Najpierw postanowił zlecić komuś zadanie, stwierdził jednak, że nikt nie ma prawa bezcześcić jego świętości. Uznał, że musi zaryzykować. Nocą wkradł się do domu swojego znajomego. Wiedziony jakąś tajemną mocą, bez problemu trafił do właściwego pomieszczenia. Miał wrażenie, że znajdzie ją po omacku. Dla pewności, zapalił światło. Był to błąd. Zaniepokojony właściciel udał się do swojej biblioteki. Nie było odwrotu. Albert chwycił nóż, który ukrył przed wyjściem w kieszeni. Jeden celny cios, stłumiony jęk, i lepka plama szkarłatu na marmurowej posadzce. Koniec. Koniec wielbiciela literatury i wątpliwej moralności bohatera. Bóg pokonany… Albert zakończył podróż, aby wrócić czym prędzej do domu. Dumny z siebie usiadł w fotelu ojca. Nie mógł powstrzymać wzruszenia. Wreszcie osiągnął swój życiowy cel. Książka z bajkami jest ponownie w jego rękach. Powoli podszedł do miejsca, które dawno temu wyznaczył i z namaszczeniem wsunął ją na zakurzoną półkę. Łzy cisnęły się do oczu. Nie hamował ich, płynęły po policzkach, gorące, spragnione życia. Łkał jak dziecko. Nie musiał się tego wstydzić – nie miał przed kim. Nagle coś się zmieniło. Jakaś granica została przekroczona. Jego radość zmieniała się w szał. Niszczył wszystko. Absolutnie wszystko – tak jak siebie, przez całe lata. Rzucił świecą w powyrywane kartki, które momentalnie zapłonęły. Ogień odbijał się w jego oczach – czyste szaleństwo, diaboliczne opętanie. Krzyczał głośno – tak głośno, jak tylko mógł. Na końcu został ona – mała i niewinna. Złapał ją w dłonie, zgrubiałe, zniszczone – ręce rzeźnika. Pod wpływem silnego szarpnięcia grzbiet pękł, niczym dziecięcy kręgosłup. Pożółkłe kartki zaczęły falować w gorącym powietrzu. Nigdy nic nie upadało tak wolno – to była wieczność. Ogień otoczył go ze wszystkich stron. Zaczął parzyć ręce. Pozostało jeszcze okno i zimna sadzawka. On jednak zrobił co innego. Wyciągnął z szuflady pistolet. Wkładając go to ust, nie był już człowiekiem. Szybki strzał, przy akompaniamencie ognia, i resztki mózgu upadły na wyblakłe kartki. Kasia Karpińska, kl. 3c ……………………………………………………………………………………………. Twórczość czytelników Prezentujemy na łamach naszej prasy 3 anonimowe, poruszające wiersze: „Powiew wiatru”, „Lepiej późno niż wcale?” oraz „Wczesne dorastanie”. Jeśli chcesz, też możesz opublikować swoją twórczość w szlachetnym „Aczkolwiek”. Wiersze, opowiadania, recenzje, felietony- co tylko zapragniesz. Wystarczy skontaktować się z p. Dorotą Konstantynowicz, którymś z redaktorów lub napisać do nas przez skrzynkę kontaktową znajdującą się w bibliotece albo mailowo nadesłać pracę na nasz [email protected]. KW • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 25 • „Powiew wiatru” to był tylko jeden powiew wiatru, tak gwałtowny, że zgasił płomień życia … kogoś wybawił uwalniając od codzienności, pozwalając się wyrwać na zawsze z bezsensu istnienia, kładąc kres bezsilności, kończąc usilne starania o zrozumienie … pogrążył tych, co zostali pozbawił ich światła, zostawił w smutku i bólu, przysporzył cierpienia, zmusił do samotności i pytań: dlaczego? zdławił miłość i czułość, kiedy miała możliwość rozkwitnąć naprawdę, nie pozwolił dorosnąć do odpowiedzialności i dopisać kolejnych rozdziałów, nie dał szansy, by przeżyć to, co nieznane … po prostu zawiał i świat otulił się w ciszę, która krzyczy i szlocha „Lepiej późno, niż wcale?” podobno „lepiej późno niż wcale”, ale czy można tak usprawiedliwiać wszystko … wyrzuty sumienia, że się nie było tym, kim powinno, że się nie było tam, gdzie potrzeba, że się nie zobaczyło, nie odwiedziło, że się zrozumiało po fakcie, że się zraniło, że się zaniedbało, że się zapomniało, że się żyło stale w przekonaniu, że chcemy, myślimy, pamiętamy tylko czasu brakuje na wszystko … a przecież to „lepiej późno” czasami oznacza „wcale”, krzyczy do nas, że już nic się nie da zmienić, naprawić, wytłumaczyć , zostanie w nas szlochająca tęsknota już bez żadnej wartości … a może warto spróbować żyć, tak jakby „lepiej późno” nie istniało wcale „Wczesne dorastanie?” miała kilkanaście lat i musiała nagle dorosnąć, choć tego nie chciała ... wszyscy, którzy byli świadkami tego rozstania, ze złością w duchu pytali "dlaczego?" kiedy żegnała się z mamą płacząc już na myśl przyszłej tęsknoty serce pękało z głośnym trzaskiem, dudniło z bólu łomotem swym rozrywając ciszę pożegnania ... oczy pełne łez, usta ich bezgłośnie szepczące słowa modlitwy, myśli niepoukładane, szamoczące się w potrzasku braku zrozumienia odwiecznych zasad naszego uczucie balansujące na krawędzi współczucia dla niej i wstydu za siebie, że gdzieś w głębi pośród żalu jest też ulga ... że to nie oni muszą dzisiaj tak szybko dorastać ziemskiego bytowania, • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] • • Aczkolwiek • Str. 26 • • Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •