Untitled - Forum Kobiet Polskich

Transkrypt

Untitled - Forum Kobiet Polskich
Szczęśliwy kto się do Matki uciecze… 3
NASZA WIARA, NASZ KOŚCIÓŁ
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę 4
Błogosławieństwa 5
Mówić różaniec życiem 5
Matka Boża z Genazzano 6
Patronka młodych małżonek i matek – św. Zdzisława Czeska 7
KOBIETA, RODZINA
Mój skromny program – maksimum 9
Dzień Kobiet oraz… teściowych 10
KOBIECE INICJATYWY
„Anioł Dobroci” – Marianna Fałczyńska 12
POSZUKUJĄC DRÓG
Świat, który nie odszedł sam. Rozmowa z inż. Stanisławem Wielowieyskim 14
EDUKACJA
Collegium Marianum? – Tak! 18
POLSKIE DZIEJE
Przechodniu, powiedz Polsce… 20
KULTURA I SZTUKA
Miłość niesie radość… Rozmowa o ojcu Bosmansie z Katarzyną Szymańską-Borginon 21
Komunijne prezenty 23
Kobiecym piórem 24
Malarz Madonn 30
SYLWETKA
Niewiasta dzielna. O Helenie z Broel Platerów Mycielskiej 26
CON AMORE
Prababcia królów (3) 29
EKOLOGIA
Rozmowy i przyjaźnie 32
Miłość do zwierząt w statystykach 33
Pierwiosnek 33
ZDROWIE
Gdy boli kręgosłup… 34
Propolisowe leki 35
POMAGAJMY
Siostry zakonne w służbie chorym 36
NIE TYLKO O MODZIE
Zielony karnawał 38
LISTY I TEKSTY CZYTELNIKÓW
Rekolekcje dla ludzi starszych w Marianum 40
Szukałam już innej przyjaciółki 42
COŚ DOBREGO
Obiad na Dzień Matki 43
SEKRETY PANI DOMU
Plamy na obrusie 44
Krzyżówka 46
Zapamiętajcie, przypominamy 47
Niewiasta dzielna
Dobromiła Salik
„Mama ojca Ludwika”. Tak zawsze mówiliśmy i myśleliśmy o Helenie z Broel Platerów Mycielskiej.
Przyjeżdżając do Biskupowa, do bliskich nam benedyktynów, zawsze pytaliśmy ojca o zdrowie mamy. I
zawsze podziwialiśmy tę wyjątkową kobietę, znaną nam wtedy tylko z opowiadań.
A o. Ludwik raczył nas ślicznymi anegdotkami. Jak to mama w wieku dziewięćdziesięciu kilku lat potrafiła
zrobić szpagat. Albo, jak wzywała syna-benedyktyna, bo czuła, że umiera. Trzeba było jechać „na złamanie
karku” do Krakowa (a z Biskupowa to – bagatela: prawie 300 km). Kiedy wraz z lekarzem pochylali się już
nad łóżkiem, ona, mrugając, mówiła: „Synku, zanadto pospieszyliśmy się z tym wzywaniem pana doktora.
Jeszcze pożyję”.
Życie bogate w doświadczenia
Swoje długie życie – tak bardzo wypróbowane w niezliczonych trudach, tułaczkach i upokorzeniach –
zawsze wykorzystywała twórczo. Dosłownie (była przecież artystką; malowała, grała) i w szerszym
znaczeniu tego słowa, jeśli przez twórczość rozumiemy „bycie dla”. A żyła zawsze wychylona właśnie „ku
drugim”, nie myśląc o sobie. W ostatnich latach śledziła nie tylko to, co przynosiło życie dużej rodziny
(miała pięcioro dzieci, doczekała się 10 wnuków i 22 prawnuków), ale także to wszystko, co działo się w
Kościele i w polityce. Modliła się za księży biskupów i za rządzących. O nawrócenie dla osób, które odeszły
od Kościoła. Zbawienie swoje i bliźnich – oto, co zajmowało ją najbardziej.
–
Mama wszystko rozdawała biednym – mówi o. Ludwik.
A mogła przecież żyć w dostatku; jakby rekompensując sobie minione dekady skrajnej biedy. Duża część
rodziny za granicą. Wszyscy przychyliliby nieba „Buni” – jak nazywano ją w rodzinnym gronie. Tymczasem
kiedy po Eucharystii pogrzebowej u ojców cystersów w Krakowie-Mogile znalazłam się z moim mężem w
jej mieszkaniu, odkryliśmy bardzo skromne wnętrze w bloku z czasów PRL-u, gdzie poczesne miejsce
zajmowały książki oraz rodzinne fotografie i pamiątki.
Największy podziw budziły we mnie lata wojenno-komunistycznej gehenny Heleny Mycielskiej. Jej
nieugięta wiara i pokora przyjmowania wszystkiego, co Bóg daje lub na co dozwala. Jej hojność
przebaczania i nieugięta wiara w Opatrzność. W książce syna-benedyktyna (Ludwik Mycielski, Mój szary
różaniec, Wydawnictwo Sióstr Loretanek 2003) odczytujemy trudne drogi życia rodziny Mycielskich i
przejmujące słowa o matce, jak te na przykład (s. 177): „(…) odczuwam pragnienie, by jak najszybciej
znowu być w krakowskiej Nowej Hucie u mojej dziewięćdziesięcio-siedmioletniej matki; by ucałować jej
ręce. Naznaczone są miłością naszego Boga. Poważne. Wielkie jak ręce ojca. Muskuły wyrobione pracą na
roli, w oborze, dojeniem krów… Palce stworzone do delikatnego pędzla, do klawiatury fortepianu, do
delikatnej lutni – są grube, opuchnięte od wielokrotnych odmrożeń przy zimowym wyrębie lasu. (…)
Inteligencja błyskotliwa, pamięć fenomenalna – pamięć zwłaszcza o potrzebach innych: blisko i daleko. W
każdej sytuacji postawa jednoznaczna, zdecydowana. Skąd ta werwa i pasja życia? Tajemnicę zdaje się
odsłaniać (…) wiszący nad jej biurkiem czarno-biały obraz Serca Pana Jezusa”.
Ten obraz wspomina też Anna de Charette, wnuczka pani Heleny: – Kiedy w dzieciństwie odwiedzałam
Bunię i Dziadzia, odmawiałam pacierz przed wizerunkiem Pana Jezusa z promieniującym Sercem. – Ten
obraz wszędzie im towarzyszył. Za ich przykładem również ja i mój mąż w dniu ślubu poświęciliśmy się
Sercu Pana Jezusa.
Helena urodziła się 2 lutego 1906 r. Po carskim wyroku śmierci na jej ojca Zygmunta hr. BroelPlatera, właściciela dóbr Białaczów – i po jego ucieczce z więzienia – rodzina znalazła schronienie w
zaborze austriackim. Dlatego też Helena przyszła na świat nie w Białaczowie, lecz w Krakowie. Tutaj
jednak, w białaczowskim pałacu, z ukochanymi rodzicami i z siedmiorgiem rodzeństwa, spędziła dalsze lata
dzieciństwa. Szkołę średnią ukończyła u sióstr Sacré Coeur w Zbylitowskiej Górze koło Tarnowa. Po
maturze studiowała romanistykę i malarstwo w Paryżu, na Sorbonie, a następnie w Akademii Sztuk
Pięknych w Warszawie. W roku 1931 wyszła za mąż za Ludwika hr. Mycielskiego i zamieszkała z nim
w Boryniczach pod Lwowem. Stąd, w dniu inwazji bolszewików, 17 września 1939 r., zdołała wraz z mężem
i dziećmi uciec „na Zachód, za San”. „Na Wschodzie” utracili raz na zawsze wszystko, co posiadali. Lata
1939–69 stały się dla nich okresem więzień, rozłąki, biedy i nieustannej tułaczki – z jednego krańca Polski
na drugi, z pięciorgiem dzieci. Przeżyli 16 przeprowadzek, upokorzenia, PRL-owskie represje i oszczerstwa.
– Z powodu „złego pochodzenia” odbierano nam kilkakrotnie, jako byłym ziemianom, cały dorobek
materialny. Z tego też powodu część z nas musiała emigrować. Jedynie z wartości duchowych nikomu nie
udało się naszej rodziny ograbić! – podkreślają dzieci Heleny Mycielskiej.
Od 1955 r., kiedy pani Helena zamieszkała na Śląsku, mimo zakazu władz uczyła religii. W roku 1969, po
przeprowadzce do Nowej Huty, kontynuowała pracę katechetyczną wśród Romów, wspierając też całe ich
rodziny. W tym dziele wspomagał ją mąż – aż do śmierci w roku 1983. Pytana o motywację swoich
„cygańskich szaleństw” (tak właśnie określano nieraz jej heroiczną pracę dla ludu Romów), odpowiadała:
„Bóg miłuje Romów; jak nie my – to kto będzie Panu Jezusowi w ich osobach służył?”.
Zapytalibyśmy: skąd siły? Helena Mycielska dbała o życie sakramentalne. Jej spowiednikiem i
kierownikiem duchowym w latach studiów i w pierwszych latach małżeństwa był ormiański ksiądz Adam
Bogdanowicz. Po jego męczeńskiej śmierci z rąk bolszewików w 1941 r. obrała sobie za spowiednika
i kierownika duchowego swego kuzyna, benedyktyna – ojca Piotra Rostworowskiego. Po jego przejściu do
kamedułów jej ukochanymi kapłanami stali się ojcowie cystersi. O ostatnią spowiedź prosiła ojca Benignusa.
Udzielenie sakramentu namaszczenia chorych i „wiatyku” zarezerwowała synowi.
Jubileusz
Tylko raz widziałam Helenę Mycielską. 2 lutego 2006 r. zgromadziła się w mogilskiej bazylice jej rodzina i
liczni przyjaciele, by razem z nią dziękować Bogu za dar 100 lat jej życia. Kardynał Franciszek Macharski,
opat benedyktynów, opat cystersów, proboszcz mogilskiej parafii. Kilkunastu innych kapłanów, wśród nich
syn Heleny, benedyktyn. To on wygłosił homilię.
We wzruszających słowach przywołał świętą historię życia „Pani Matki”. Dziękował „za skarb sędziwej i
zarazem przykładnej starości”. Był to akurat dzień Matki Boskiej Gromnicznej, podkreślił więc to, co
zapewne chciałaby podkreślić jego stuletnia matka, hrabina Helena Mycielska: „Prawdą naszego
szlachectwa jest przygarnięcie nas do świetlistej Boskości Jezusa – nasza adopcja, nasze Boskie
usynowienie”.
W rodzinie Mycielskich modlono się wiele, dziękując za każde dobro. Ale nie tylko to. Mimo
doznawanych wielkich krzywd – a nawet jakby z ich powodu – modlitwą zawsze otaczano nieprzyjaciół –
czy byli to hitlerowcy, czy bolszewicy, czy pospolici złodzieje. Była to jednak wytrwała postawa obojga
małżonków. „Matce wtórował mąż, nasz ojciec – mówił w homilii o. Ludwik. – Doprawdy: spełnia się
polskie przysłowie Za panią matką idzie pacierz gładko. Ale jest tak wtedy tylko, gdy on stoi za nią i gdy on
wspiera … Za Panią Matką... dziesiątki lat wędrówki pod prąd. Represje. Szykany. Okrutne ośmieszanie po
wystąpieniach przeciw propagowaniu w mediach przemocy i pornografii”.
Po Eucharystii w cysterskim opactwie odbyło się rodzinno-przyjacielskie spotkanie. Dwie godziny trwało
składanie życzeń Jubilatce. Wreszcie, na koniec, Helena Mycielska zabiera głos. Głośno, wyraźnie
przypomina o historii Polski. Mówi o XVII-wiecznym bohaterze narodowym i chrześcijańskim, hetmanie
Stanisławie Żółkiewskim (niejeden z obecnych po powrocie do domu sięgnął zapewne, zawstydzony, po
odpowiednią lekturę…) i z humorem kończy: „Najserdeczniej wam dziękuję za obecność i za poparcie,
którego naszej »firmie rodzinnej« udzielacie!”.
Poproszony tego dnia o kilka słów na temat Jubilatki, kard. Macharski powiedział: – W 1998 r.,
bardzo uradowany, mogłem wręczyć jej na Franciszkańskiej papieskie odznaczenie, Order św. Sylwestra. To
był znak życzliwości Ojca Świętego Jana Pawła II, który ją znał i cenił. Pani Mycielska zaznaczyła, że
przyjmuje to odznaczenie w imieniu wszystkich polskich kobiet, które trwały i trwają przy Kościele.
Jakie życie, taka śmierć
Helena Mycielska zawsze dziękowała Bogu za dar powołania zakonnego i kapłańskiego syna. Jego
braci-benedyktynów traktowała jak własne dzieci. Otrzymała tę łaskę, że to on – w 103. roku jej życia –
przeprowadził ją na drugą stronę… O. Ludwik wspomina: – Mówi się: jakie życie, taka śmierć. Tak też było.
Klękając przy mamie, usłyszałem, jak powtarza imiona i nazwiska ludzi spoza Kościoła. Ofiarowuje za nich
kolejne ataki boleści. Każe dzwonić do kogoś, kto na jej prośbę właśnie się wyspowiadał. Z gratulacjami.
Poleca dzwonić do kogoś, kto tego jeszcze nie zrobił… Potem dziękuje Panu Jezusowi, że do swojej służby
powołał mnie… Wymawia imiona mojego rodzeństwa, swoich wnuków i prawnuków – według kolejności
urodzin. Modli się za najbliższych sercu cystersów i za benedyktynów. Po przyjęciu z moich rąk sakramentu
namaszczenia i Komunii św. pod dwoma postaciami zarządza: „Zdrzemnijcie się nieco. Sił wam będzie
trzeba”. O 4.40 sięga po dzwonek. Zrywamy się. „Teraz już czas” – mówi. I przestaje oddychać. Tylko
łagodny uśmiech zostaje na jej twarzy.
Helena z Broel-Platerów Ludwikowa Mycielska zmarła w Krakowie 24 września 2008 r. Jej pogrzeb
odbył się 27 września 2008 r. na cmentarzu parafialnym w Białaczowie. Została pochowana obok męża,
swych rodziców i rodzeństwa. Podczas obrzędów pogrzebowych o. Ludwik zaznaczył, że mała parcela na
cmentarzu jest jedyną własnością, która w Białaczowie nie została rodzinie odebrana. – Białaczów był dla
niej ojczyzną, domem, wspomnieniem najdroższych. Bliski do końca – podkreśla benedyktyn. – Ostatnim
gestem mamy była prośba o datki podczas pogrzebu dla białaczowskich sióstr albertynek posługujących
ubogim.
W odczytanym podczas Mszy św. pogrzebowej telegramie skierowanym do najbliższych kard.
Stanisław Dziwisz określił śp. Helenę jako „wzorową katoliczkę i wierną córkę Kościoła”. O tym, że taka
była, świadczy wspomniany Krzyż Zasługi Świętego Papieża Sylwestra, jak również pisemne apostolskie
błogosławieństwo Benedykta XVI z okazji 100. rocznicy jej urodzin.
Przywołując drogie wspomnienia z dzieciństwa, dzieci Heleny Mycielskiej podkreślają trzy
podstawowe cechy mamy. To odwaga, szacunek do ludzi prostych i przywiązanie do religii.
– Hrabina, a jednocześnie prosty, zwyczajny, dobry człowiek – mówi o Helenie o. Leon Knabit.
Dobrze ją pamięta, bo był w nowicjacie z jej synem. – Była w niej zawsze jasność sądów i zaangażowanie w
życie Kościoła. Trzeba sobie życzyć, żeby takich ludzi było dużo, bo długo żyć to nie filozofia, ale tak
pięknie – to sztuka!
Zdjęcia:
Stuletnia Helena Mycielska w swoim mieszkaniu w Krakowie-Mogile
fot. Archiwum rodzinne
Zdjęcia ze stulecia (do wyboru, ale może lepiej to z benedyktynem?)
Po Mszy św. z okazji 100. rocznicy urodzin Jubilatka długo przyjmowała życzenia. Na zdjęciu rozmowa z
bratem Damianem z Biskupowa, współbratem syna – o. Ludwika.
fot. Stanisław Salik
(lub)
Po Mszy św. z okazji 100. rocznicy urodzin Jubilatka długo przyjmowała życzenia. Obok: wnuczka
Marianna di Pauli.
fot. Stanisław Salik
Helenę Mycielską żegnały na cmentarzu w Białaczowie wszystkie jej dzieci: Stanisław (o. Ludwik), Anna,
Maria Ludwika, Hieronim, Jacek.
fot. Zbigniew Dyszka