Drzewo genealogiczne

Transkrypt

Drzewo genealogiczne
Drzewo genealogiczne
Mieszkańcy Kobylina-Borzym słynęli z pasji odtwarzania własnych rodowodów. Nie
inny był też Grzegorz Grzyb, sąsiad nie najgrzeczniejszego hałaburdy i fałszerza lubującego
się w eurowalucie, znanego w CBŚ.
Nasz bohater wytrząsnął z posrebrzanej szkatułki tuzin fotografii prapraprzodków.
Z miejsca odrzucił szkic hoplity autorstwa niby-artysty z Dorohuska i kopię rycin
„Okropności wojny” Franciszka Goi, które zawieruszyły się pośród zdjęć żyjących krewnych.
Byle jak ułożył podobizny ciotek, wujków i kuzynów. Z rozrzewnieniem przyglądał się
przedstawicielom familii. Naprędce wyróżnił kilku. Pierwszy to multimiliarder dzierżący sieć
hipermarketów dla rzeszy inteligentnych potomków hominidów. Następnie wzięty
histopatolog i neurochirurg ze swoją dulcyneą w żakiecie z burożółtej krempliny. Po nich
biolog namiętnie studiujący cewki Malpighiego u pratchawców; miedzianobrody doktor
paleontologii badający mikroślady w nadbrzeżnych mułach oraz siostrzenica w karakułowym
kożuchu patrząca na wpół litościwie na zakochanego na zabój hodowcę hoi, kochii, ostróżek,
kocimiętki i późno dojrzewających orzechów. Dalej trzydziestotrzyipółletni bratanek spod
Świerzawy ciemiężony przez żonę piszącą pseudohumanitarne minireportaże o lekach
przeciwmiażdżycowych; żużlowiec Hieronim – szerzyciel zdroworozsądkowego podejścia do
jeżdżenia na motorze. Na koniec mało odporny na środki grzybobójcze i bakterie
niechorobotwórcze
hipochondryk
Zdziś
upijający
się
na
umór
w
godzinach
późnowieczornych kroplami żołądkowymi i herbatką z szałwii.
Na próżno by tu szukać pracoholika i hiperrealisty Bożydara o ponadprzeciętnych
możliwościach albo Józefa, właściciela zakładu spożywczoprzemysłowego, który nienawidzi
świeżutkich, chrupiących obwarzanków (obarzanków). Grzegorz po prostu ich nie znosił.
Znużony odkurzaniem nieodległej historii z wolna udał się do fotografa, by uwiecznić
swoją nie całkiem oryginalną facjatę.