Dwie kolejki - MOK Legionowo

Transkrypt

Dwie kolejki - MOK Legionowo
Dwie kolejki
Wczesne lata pięćdziesiąte i panujący w kulturze socrealizm. Amator kina miał do dyspozycji
wyłącznie produkcję radziecką. Oto jeden z produktów: Kawaler Złotej Gwiazdy. Do kołchozu
przyjeżdża prawy komunista, ozdobiony przypiętą do bluzy gwiazdą. Będzie kołchoźników
upolityczniał, szerzył kult Józefa Wissarionowicza i przyczyniał się do podniesienia wydajności z
hektara – oto treść filmu. Gdyby nie szkolne wycieczki, nikt by tego nie oglądał. Spędzeni ze szkół
uczniacy robili frekwencję.
Ale i ślepej kurze trafi się ziarno. Nawet ze Wschodu przybywało czasem coś dobrego. Na
przykład Sadko, kolorowa baśń z muzyką Rimskiego-Korsakowa. Przedsionek kina zapełniał się
szczelnie ludźmi. Kilkakrotnie zakręcona kolejka cisnęła się do kasy. Większość czekających była bez
szans. Dwoje drzwi stało otworem w tym przedsionku, jedne łączyły się z ulicą, drugie prowadziły do
poczekalni, a stamtąd na widownię. Wniebowzięci posiadacze biletów kierowali się ku drzwiom
prowadzącym do raju, a tłum piekielnie zawiedzionych, dla których biletów nie starczyło, wywalał się
w otchłań uliczną.
„Raj”, „wniebowzięci”, „piekielnie”, „otchłań” – czemu takie określenia?
Co najbardziej przyciąga mój wzrok, kiedy przeglądam albumy z malarstwem średniowiecznym, to
Sąd Ostateczny. Na odgłos trąb archanielskich zwiastujących koniec świata unoszą się płyty grobowe i
wyłażą spod nich nagusy płci obojga. Dolina zapełnia się wskrzeszonymi nieboszczykami, a także
tłumem tych, co jeszcze nie umarli – wszystkich czeka sąd. Po bokach dwa wyjścia – do piekła i do
raju. Podsądni zostają rozdzieleni na dwie grupy: jedna popychana przez diabłów w stronę ciemnej
przepaści, druga zagarniana przez aniołów do królestwa niebieskiego.
Rozpacz na jednych twarzach, spokój na drugich. Można się jednak domyślić, jaka radość tętni pod
tym spokojem.
Owej radości rozpierającej zbawionych nietrudno się domyślić piszącemu te słowa, jemu, który
pamięta, co czuł wtedy, w swoich wczesnych latach, gdy z biletem w garści posuwał się ku bileterowiarchaniołowi.
Wybraniec na obrazie Memlinga czuje niewysłowioną ulgę. Jeśli obejrzy się do tyłu, zobaczy
nieszczęśników skazanych na męki. A on ma do przebycia jeszcze kilkadziesiąt, jeszcze kilkanaście
kroków skalnym tunelem, na końcu którego błyszczy złocisty przestwór. Wystarczy już tylko zrobić
parę kroków po drodze, z której nic go chyba nie zawróci...
...z której nic mnie chyba nie zawróci. Tak, wszystko wskazuje, że marzenie się spełni, ale dopóki
nie przekroczę niedalekiego progu, dopóty trwać będzie zabarwiona leciutką niepewnością emocja.
Więc posuwam się w tłumie wybranych, szczęśliwych, zbawionych, a im bliższa jest chwila, w której
zostanie przedarty mój bilet, tym większa euforia.
Takie były moje przeżycia przed obejrzeniem filmu Sadko, jednego z nielicznych udanych
obrazów w powodzi nudnych jak flak, importowanych zza wschodniej granicy socrealistycznych,
propagandowych produkcyjniaków. Jednym z nich był wspomniany na początku Kawaler Złotej
Gwiazdy. Pójście na tę chałę nie oznaczało rajskiej uciechy, jednakże sam film – w intencji twórców –
był niewątpliwie obrazem raju. Kołchoz położony w pięknej, obfitującej w zieleń okolicy, ludzie
wspaniali, nieskazitelni, bez grzechu, ze wszech miar zasługujący, by grzać się w promieniach łaski
panującego im na wysokościach towarzysza Stalina – wszystko to na pierwszy rzut oka pokrywało się
dokładnie ze średniowiecznymi wyobrażeniami o rajskim ogrodzie.
Radzieccy filmowcy nie byli jednak tak naiwni, żeby owego tytułowego Kawalera przedstawić
jako indywiduum bez wad. Jakąś słabostkę należało mu przylepić. Był młody i przystojny, z czego
musiała oczywiście wyniknąć miłosna historia. On rad by się zabawić z kołchozową krasawicą i – co?
Może puścić ją później kantem? Na szczęście starszy towarzysz partyjny czuwał. „Podoba ci się? To
się z nią ożeń!”
Kawaler goni diewoczkę, ona ucieka przed swym prześladowcą, a jednocześnie ogląda się w jego
stronę, szczerząc w uśmiechu zęby. W dodatku celem ucieczki są zarośla na odludziu. To ma być
schronienie? Naszym jedenastoletnim umysłom wydało się to niezbyt zrozumiałe.