Zobacz fragmenty
Transkrypt
Zobacz fragmenty
Fragment 1 – Szefie… Coś tu nie gra – pisnął Budyń – Ta chmura ma oczy! Rzucili się do okna. Czarna chmura wisiała nad autobusem. Na jej czole świeciły dwa punkty. Dwoje straszliwych żółtych oczu, które patrzyły na nich! Chmura opadała, jakby chciała zamknąć autobus w czarnej pułapce. Między nią a ziemią przeleciała błyskawica. Zahuczał grzmot. – Zobaczcie! – wrzasnął Blubek. – Ona się mutuje! Zmienia się w ptaka! Postrzępione brzegi chmury przekształcały się w czarne pióra. Chmurze wyrastały olbrzymie skrzydła. Tam gdzie świeciły żółte oczy, wyłoniła się głowa ze stalowym dziobem. Z brzucha chmury wystrzeliły dwie błyskawice, które zmieniły się w łapy. Każda miała stalowe szpony. – Zwiewajmy! – krzyknął Blubek. – Nie! – zatrzymał go Kuki. – Musimy zostać w autobusie! Tu jesteśmy bezpieczniejsi! Kuki gorączkowo myślał, co robić. Powinien stanąć do walki. Ale ten ptak mógł atakować z powietrza i uciekać, kiedy chciał. To tak, jakby walczyć z samolotem. A Kuki nie potrafił przecież latać. Potwór miał nad nim przewagę! Zanim coś wymyślił, zapadła zupełna ciemność. Rozległ się zgrzyt. To szpony ptaka złapały autobus. Wbiły się w blachę dachu. – Siedzi na nas… – szepnął Blubek. – Może chce znieść jajo – zażartował ponuro Budyń, chcąc dodać im otuchy. Nikt się nie roześmiał. Nagle autokar się zakołysał. Rozległ się szum, jakby powiał huragan, i pojazd uniósł się w górę. – Co się dzieje?! Wyjrzeli. Ziemia uciekała w dół. Autobus leciał! – On nas porwał! Porwał autobus! – krzyknął Kuki. Olbrzymi ptak trzymał autokar w szponach i unosił się w górę. Pojazd kołysał się i trzeszczał. – Co on chce zrobić? – Ja wiem! – wyszeptał Blubek. – Poleci wysoko i potem nas wypuści. Zrzuci nas i roztrzaskamy się na kawałki. Kuki, zrób coś! Walcz z nim! – Nie mogę. Jak go uszkodzę, to spadniemy. – I tak spadniemy – jęknął Blubek. Kuki spojrzał na Gabi. Siedziała skulona na fotelu. Była blada jak chusteczka, ale nie okazywała strachu. Obejmowała Budynia, który trząsł się jak galareta. Kuki pomyślał, że musi Gabi uratować. Przynajmniej ją! Już wiedział, co trzeba zrobić. – Musimy znaleźć jakąś linę! – Po co? Kuki nie odpowiedział. Zaczął gorączkowo przetrząsać autokar. Blubek, Gabi i Budyń rzucili się na pomoc. – Szefie, mam! Znalazłem! – zawołał Budyń. Psiak wywlókł spod fotela czerwony sznur zakończony metalowym hakiem. Była to mocna lina do holowania pojazdu na wypadek awarii. – Budyń, jesteś super! Kuki porwał linę. Pobiegł na koniec autokaru. Było tam okno w dachu. – Pomóżcie mi! – Co chcesz zrobić? – zawołała Gabi. – Muszę wyjść na dach! Blubek podał mu rękę. Kuki oparł się na niej i wskoczył na oparcie fotela. Potem postawił stopę na głowie Blubka. – Ała! Kuki nie zwracał na niego uwagi. Otworzył szyberdach. Do wnętrza wdarł się zimny wiatr. Kuki podciągnął się i wypełzł na dach lecącego autobusu. – Dajcie mi linę! – zawołał. – Co ty kombinujesz!? – Przywiążę go! Kuki chwycił linę i zaczął czołgać się po dachu autobusu. Dotarł do wielkich łap ptaka. Obwiązał je kolejno czerwoną liną. Drugi koniec liny przymocował do rur na dachu. Ptak dopiero teraz coś poczuł. Odwrócił głowę. Zobaczył, że jest przywiązany, i wrzasnął ze złości. Zaczął gwałtownie machać skrzydłami i potrząsać autobusem. Nie mógł już go zrzucić, ale starał się chociaż strącić Kukiego. Chłopak poturlał się do krawędzi dachu. W ostatniej chwili złapał za wentylator. Trzymał go z całych sił. W dole widział tysiącmetrową przepaść dzielącą go od ziemi. Ptak patrzył na Kukiego z wściekłością. Jego oczy zmieniły barwę na czerwoną. Nagle wyciągnął szyję i uderzył dziobem, próbując trafić w chłopca. Na szczęście nie mógł dosięgnąć miejsca, gdzie leżał Kuki. Ptak zasyczał wściekle i mocniej naciągnął szyję. Kuki się skulił. Ptak uderzył powtórnie, jego wielki dziób trafił metr od chłopca, robiąc wielką dziurę w dachu. Blubek, Gabi i Budyń przerażeni obserwowali tę walkę. – Musimy pomóc Kukiemu! – krzyknęła Gabi. – Ja tam nie wejdę – wyszeptał Blubek. – Mam lęk wysokości! – To ja pójdę. Chyba wiem, co trzeba zrobić! Gabi pomknęła do kabiny kierowcy. Złapała lusterko, które wisiało nad przednią szybą. Oderwała je. Popędziła na tył autobusu i wspięła się na oparcie fotela. Wychyliła się przez okno w dachu. Ptak wyciągnął szyję jak żyrafa i uderzał dziobem już bardzo blisko Kukiego. Pojazd kołysał się jak oszalała huśtawka, więc Kuki nie mógł puścić wentylatora i umknąć do wnętrza autobusu. Na pewno stoczyłby się z dachu. – Kuki, pomogę ci! – krzyknęła Gabi. Wychyliła się mocniej. Słońce było nisko i świeciło prosto na nią. Gabi podniosła lusterko i odbiła światło prosto w oczy stalowego ptaka. Słońce oślepiło potwora. Wrzasnął wściekle i odchylił głowę, ale Gabi natychmiast odwróciła lustro i znów wycelowała promień w jego oczy. Oślepiony ptak nie mógł trafić Kukiego. Odwrócił głowę i zaczął gwałtownie machać skrzydłami. Polecieli szybciej. Ziemia przesuwała się pod autobusem jak przyspieszony film. – Kuki, chodź tu! – Gabi wyciągnęła rękę. Chłopak puścił wentylator i zaczął czołgać się w jej stronę. Na szczęście ptak leciał teraz spokojnie i autobus nie kołysał się zbyt mocno. Kuki doczołgał się do szyberdachu. Złapał Gabi za rękę i z jej pomocą wszedł do wnętrza. – Dzięki, Gabi Fragment 2 Ptak spadał, wirując jak karuzela. Byli już blisko wody. Kuki szarpnął z całych sił szpony ptaka i wyrwał Gabi. Oboje polecieli w dół, trzymając się za ręce. Po chwili wpadli do morza. Olbrzymi ptak spadał jeszcze kilka sekund, aż trzasnął o powierzchnię wody. Rozległ się straszliwy huk. Morze się uniosło, a stalowy potwór rozpadł się na kawałki. Kuki i Gabi wypłynęli na powierzchnię. – Kuki… Byłeś niesamowity! – zawołała Gabi. – Jak to zrobiłeś!? Chłopiec nie odpowiedział, bo napił się wody i prychał jak wieloryb. W końcu złapał oddech, ale zanim coś powiedział, rozległ się szum. Narastający, huczący dźwięk. Odwrócili się oboje i zobaczyli olbrzymią falę. Ścianę wody wielką jak wieżowiec, która pędziła w ich stronę! – Tsunami! – krzyknęła Gabi. Kiedy olbrzymi ptak roztrzaskał się w morzu, wywołał wielką falę tsunami, jak spadający meteoryt. Gigantyczna ściana wody pędziła wprost na nich! – Tsunami!!! Zaczęli rozpaczliwie płynąć do brzegu, ale wielka fala dogoniła ich błyskawicznie. Porwała dzieci i uniosła w górę. Gnali na spienionym grzbiecie fali jak na szalonym koniu. Kuki ledwo utrzymywał głowę nad powierzchnią. Na szczęście Gabi była świetną pływaczką. Złapała chłopca za ramię i pomagała mu płynąć. Tsunami wciąż rosło. Z wierzchołka fali morze wyglądało jak przepaść. Kuki i Gabi unoszeni straszliwą siłą pędzili w stronę wyspy. Na brzegu stali Blubek i Budyń. Oglądali podniebną walkę i strącenie ptaka. Wpatrywali się w morze, ze strachem myśląc, co stało się z Gabi i Kukim. Nagle usłyszeli huk. Najpierw cichy, a potem coraz potężniejszy. Z ciemności wynurzyła się wielka fala. Morze pędziło w ich stronę! Fala była wyższa niż największe drzewa na wyspie. – Tsunami! – wrzasnął Blubek. – Zatopi nas! Pognał do szałasu. Chwycił karton z pomarańczowym pontonem. Wyciągnął go błyskawicznie i zaczął nadmuchiwać. Spieszył się niesamowicie. Fala się zbliżała. Blubek wciskał korki do wentyli, gdy uderzyła. W kilka sekund zatopiła wyspę aż po czubki drzew! Woda porwała ponton z Blubkiem i Budyniem. Płynęli, pchani siłą fali. Zgubili wiosła, więc mogli tylko leżeć bezradnie na dnie pontonu. W końcu morze się uspokoiło. Moc tsunami zużyła się w ataku na wyspę. Woda opadła. Blubek i Budyń podnieśli się i rozglądali, szukając przyjaciół. – Tam płyną! – krzyknął Budyń. Sto metrów od pontonu zobaczyli Gabi i Kukiego. Płynęli resztkami sił. W pontonie nie było wioseł, więc Blubek zaczął wiosłować rękoma. Budyń, choć nienawidził pływania, wskoczył do wody i machał łapami, popychając ponton nosem. – Daj rękę… – zawołał Blubek do Kukiego. Wciągnął najpierw jego, bo Kuki był bardziej zmęczony, a potem Gabi. Oboje padli na dno pontonu i przez chwilę leżeli bez ruchu, kompletnie wykończeni. Wreszcie Gabi podniosła głowę i szepnęła: – Kuki… Dzięki. Kuki nie odpowiedział. Powoli, z trudem podniósł się i rozejrzał. Fala tsunami odepchnęła ich daleko na morze. Wyspy nie było już widać. A oni nawet nie mieli wioseł. Nie było szansy, aby wrócić. Byli sami w maleńkim pontonie na wielkim oceanie. Pomarańczowa kropka na wodnej pustyni.