Anstalt - Oflag – Obóz NKWD Szpital w Toszku jako miejsce pamięci
Transkrypt
Anstalt - Oflag – Obóz NKWD Szpital w Toszku jako miejsce pamięci
Anstalt - Oflag – Obóz NKWD Szpital w Toszku jako miejsce pamięci Wprowadzenie Miejsca pamięci to ślady materialne i niematerialne, które za sprawą działania człowieka lub pod wpływem czasu stały się elementem dziedzictwa pamięci danej wspólnoty, społeczności. Tak brzmi definicja według niemieckiego badacza historii prof. Jana Assmanna. Obraz przeszłości zmienia się i przeobraża, stąd konieczność zachowania i utrwalenia w pamięci społecznej pomników, zabytków, symboli, miejsc, które były bezpośrednimi świadkami wydarzeń. Ciekawym, a mało znanym w Toszku miejscem pamięci jest Szpital Psychiatryczny przy ulicy Gliwickiej 5. Obecnie Szpital jest dużą placówką medyczną zatrudniającą liczną rzeszą pracowników, często rekrutujących się z Toszka lub okolicy. Chorzy, którzy korzystają tutaj z opieki medycznej, pochodzą z całego Śląska. Znajomość historii tego miejsca, wiedza, że były tutaj w czasie II wojny światowej aż dwa obozy, jest niewielka, świadczą o tym wyniki przeprowadzonej przez uczniów ankiety. Wprawdzie przy wejściu na teren Szpitala znajduje się tablica upamiętniająca internowanych w obozie NKWD, ale informacji o obozie jenieckim nie ma żadnych. Celem naszej pracy jest zebranie w jednym opracowaniu informacji o przemianach jakie zachodziły na terenie Szpitala w czasie II wojny światowej oraz tuż po jej zakończeniu. Anstalt Miasto Toszek – niemiecka nazwa Tost – w XIX wieku należało do powiatu ziemskiego Tost-Gleiwitz, który był częścią prowincji śląskiej państwa pruskiego a następnie Cesarstwa Niemieckiego. W 1881 roku władze miasta podjęły decyzję o utworzeniu na terenie dawnego garnizonu wojskowego Prowincjonalnego Domu Pracy Przymusowej. "Miasto Toszek jest w stanie pomieścić w krótkim czasie 600 osób w budynkach byłego garnizonu i oddać do dyspozycji przylegający budynek mieszkalny, dwupiętrowy z 22 ładnymi pokojami dla personelu zakładu." 1W grudniu 1881 roku przybyli pierwsi skazani, którzy pracowali na polach należących do Zakładu. W 1884 roku zakończono rozbudowę Zakładu. "Główny obiekt to budynek z surowej cegły, z dwoma skrzydłami. Długość frontowa wynosi 77 m. Położony jest przy ulicy pyskowickiej, na skraju płaskowyża, z daleka widoczny. Budynki gospodarcze oraz dyrekcja położone są po stronie północno-zachodniej, od nich zaś na wschód jest jeszcze jeden dwupiętrowy dom (...). Właściwy budynek zakładu otoczony został wysokim murem. Od strony południowej w kierunku dworca rozciągają się pola zakładu poprawczego".2 W latach 90-tych XIX wieku Zakład – Anstalt rozwijał się powiększając liczbę chorych, nad którymi roztaczał opiekę, a także rozbudowano wodociąg, powiększono gospodarstwo rolne. "Areał wynoszący w momencie uruchomienia gospodarstwa 8 ha, w wyniku wykupu sąsiednich pól wzrósł do 30,5 ha. Pracują na nim nadający się do tego pacjenci. Gospodarstwo nie tylko zaopatruje zakład w produkty pola i ogrodu, lecz pokaźne ilości sprzedaje."3 Od 1890 roku oficjalna nazwa tej instytucji to: Prowincjonalny Zakład Lecznictwa i Opieki, w skrócie z języka niemieckiego nazywany był Anstalt (do dnia dzisiejszego najstarsi mieszkańcy Toszka tak określają Szpital). Trochę statystyki (dane przytoczone przez J. Chrząszcza): • 1891 rok 204 chorych • 1892 rok 377 chorych • 1894 rok 550 chorych 1 J. Chrząszcz, Historia miast Pyskowice i Toszek, Pyskowice1994, s. 285. Tamże, s. 286. 3 Tamże, s. 286. 2 Anstalt na trwałe wpisał się w krajobraz miasta. Pacjenci w ramach terapii pracowali na polach należących do Zakładu i dzięki temu instytucja ta była samowystarczalna: "Zakład ma odrębny budynek kuchni i pralni, oddział przyjęć dla kobiet i mężczyzn, wyposażony w nowoczesny sprzęt i urządzenia medyczne, warsztaty, masarnie i piekarnie."4 Oflag - Ilag Wybuch wojny w 1939 roku nie zmienił spokojnej sytuacji w miasteczku położonym na wschodnich rubieżach III Rzeszy. Dopiero wybuch wojny z Francją w czerwcu 1940 roku spowodował, że władze niemieckie przekształciły Anstalt w Oflag (skrót od Offizierslager für kriegsgefangene Offiziere ), czyli obóz, w którym trzymani byli oficerowie wzięci do niewoli w czasie działań wojennych. Do Toszka, czyli wówczas Tost, zaczęły przybywać koleją transporty jeńców brytyjskich wziętych do niewoli niemieckiej na terenie Francji. Pierwszy transport, ok. 800 internowanych dotarł do Toszka 11października 1940r. Byli to jeńcy z obozu w Huy (Belgia). Cennym źródłem informacji o toszeckim obozie jest książka Federicka Turnera, francuskiego badacza – historyka, którego ojciec przebywał w czasie wojny m.in. w obozie w Tost – Toszku. W obszernym opracowaniu "Les oubliés de 39 45" (tłum."Zapomniani 39 -45") zebrał informacje z różnych źródeł (dokumenty swojego ojca, bogate archiwa rodzinne internowanych, dokumenty z Czerwonego Krzyża, fotografie więźniów) i opracował biogramy ponad tysiąca jeńców brytyjskich, którzy wzięci do niemieckiej niewoli, przebywali w obozach: Tost (Toszek), Kreuzburg (Kluczbork),Giromagny (Francja), Westertimke (Niemcy). Pisząc o obozie w Toszku przytacza sprawozdania Czerwonego Krzyża. • Raport z 9 grudnia 1940 r.: "Obóz utworzony jest z zespołu budynków, spośród których najważniejszy, opasły, czteropiętrowy, czerwony gmach przeznaczony jest na mieszkania (pokoje) 1135 internowanych. Wyróżnić trzeba jeszcze lazaret (Biały Dom); w innym budynku (w Czerwonym Domu) znajdują się warsztaty, sale konferencyjne i inne miejsca. Na każdym piętrze (w budynku głównym) ulokowano jedną "Kompanię"; piętro liczy kilka rozmaitej wielkości sal, gdzie mieszka do 60 ludzi. Dowódcy każdej "Kompanii" dysponują małymi pokojami na dwa łóżka."5 • Sprawozdanie z 9 lutego 1943 roku: "Doliczono się 21 zgonów od otwarcia obozu."6 W obozie toszeckim przebywali jeńcy brytyjscy, francuscy i amerykańscy, byli to nie tylko wojskowi, ale także internowani cywile. Oficjalna nazwa obozu zmieniała się, wyjaśnia to Turner w swojej książce. • Oflag(VIII D) był tu od czerwca do października 1940, ale również • Ilag ((Internierungslager für Zivilpersonen –obóz dla internowanych przez wojsko cywilów) od października 1940 do marca 1941; • Ilag VIII od marca 1941 do czerwca 1942; • Ilag VIII H od czerwca 1942 do listopada 1943 i • Oflag 6 od grudnia 1943 do kwietnia 1944." (s43)7 Jak wyglądał obóz i jakie panowały w nim warunki, jak traktowano internowanych? Na te pytania też znajdziemy odpowiedź w książce Turnera. Porucznik Klein, francuski jeniec, tak opisuje obóz:" wielki, podniszczony gmach z XIX wieku, w środku obszaru otoczonego wysokimi murami (3- 4 m), wzmocnionymi tu i tam wartowniami. W oknach kraty z grubego żelaza, proste korytarze prowadzące do cel. W każdej z nich dwa do czterech łózek jedno na drugim na dwóch miejscach, stosownie do dostępnego miejsca, co znaczy,że ciasno było do nie możliwości. Więcej miejsca było w bibliotece czy sali konferencyjnej. Z wyższych pięter mieliśmy bezpośredni widok na główną ulicę małej miejscowości, gdzie zresztą 4 Tamże, s. 286. F. Turner, Les oublies de 39 – 45 les britanniques internes a TOST, KREUZBURG, GIROMAGNY et WESTERTIMKE, Arras 2013, s. 42. 6 Tamże, s.42. 7 Tamże, s.43. 5 nic się nie działo.“8 O warunkach panujących w toszeckim oflagu dowiadujemy się z informacji przekazanej przez Fereicka Thomasa Turnera (nr jeńca: 688) na podstawie raportu Czerwonego Krzyża z 12. 12. 1941 r.:“TOST jest przeciążony ze swoimi 1249 internowanymi. Instalacje sanitarne są niewystarczające, jest 6 kranów i 8 latryn dla 120 ludzi. 400 internowanych ma bardzo złe obuwie, izba chorych ma 33 łóżka (..)Ciężko chorzy wywożeni są do szpitali w Gleiwitz, Beuthen i Kattowitz. Najmłodsi mają 14 lat, najstarsi 70 lat.“9 Mimo trudnych warunków internowani próbowali zagospodarować sobie czas, organizowali odczyty, koncerty, korzystali z biblioteki. Nie opuszczał ich nieraz dowcip, na przykład układali fikcyjne menu obozowe. W oflagu toszeckim przebywał mi.in. Giles Romilly, siostrzeniec W. Churchilla i znany angielski pisarz Penham Grenville Wodehouse. Pisarz przebywał w Toszku od lata 1940 do czerwca 1941 roku. W audycji radiowej emitowanej z Berlina 6 sierpnia 1941 r., zatytułowanej „Dom wariatów“, tak mówił o swoim pobycie w Toszku: „władzom zależało przede wszystkim na tym, by każdego ranka liczba internowanych się zgadzała, tak więc byliśmy liczeni dwukrotnie – 7.30 rano i na godzinę przed ciszą nocną. Poza tymi ograniczeniami, byliśmy pozostawieni sami sobie.(...) Mogliśmy uczyć się francuskiego, niemieckiego, włoskiego, hiszpańskiego, pierwszej pomocy i stenografii, mogliśmy zgłębiać bogactwa angielskiej i francuskiej literatury.“10 Najstarsi mieszkańcy Toszka pamiętają jeszcze angielskich i francuskich jeńców. Opowiadali nam, że jeńcy mogli otrzymywać paczki od swoich rodzin. W każdą sobotę dwóch więźniów z jednym strażnikiem udawało się na pocztę w Toszku i odbierało listy i paczki, które następnie ładowali na wózek (rodzaj platformy) i ciągnęli do obozu. Latem jeńcy francuscy wędrowali ze strażnikiem do Wilkowiczek, nad staw, aby łapać żaby, które następnie piekli na ognisku.(Relacja świadka pana Franciszka Bienka wówczas kilkuletniego chłopca). Rotacja internowanych była dość duża, wielu transportowano do Kluczborka, np. grupa 450 Brytyjczyków w grudniu 1943, czy na teren Francji do Giromagny, jak podaje raport Czerwonego Krzyża z 28. 10. 1943r. W kwietniu 1944 roku w Oflag 6 rozpoczęto przygotowania do przeniesienia jeńców – informacja na podstawie dokumentu z Biblioteki Kolekcji Prywatnych: „Prośba pisana przez Władysława Beraka: 31.03.1944 r. do obozu oficerskiego nr 6 w Tost O.S. (miasto Toszek na południu Polski). Mężczyzna prosi o udzielenie karty przejścia ze Starachowic do obozu jeńców wojennych w Tost O.S. w celu odwiedzenia swojego brata Stanisława Beraka, którego nie widział od 1939 r. W odpowiedzi informacja z 02.04.1944 r. o braku możliwości odwiedzin, gdyż obóz jeniecki oficerów nr 6 w najbliższym czasie będzie przeniesiony."11 Oflag czy też Ilag przetrwał do stycznia 1945 roku. Kiedy zbliżały się wojska radzieckie w styczniu 1945 roku część jeńców podjęła próbę ucieczki. Wzniecili nieduży pożar na terenie obozu, wykorzystali zamieszanie i uciekli. Wojska radzieckie wkroczyły do Toszka o świcie 23 stycznia 1945 roku i na powrót, pod strażą sprowadzili złapanych jeńców brytyjskich, francuskich na teren Szpitala, czyli przejęli obóz i wprowadzili swoje porządki. Mieszkańcy Toszka pamiętają jak drogą od strony Wielowsi eskortowano pod bronią pojmanych uciekinierów z obozu (relacja naocznego świadka Agnieszki Schlenga wtedy 22 – letniej mieszkanki Toszka). Obóz NKWD Zajęcie miasta przez Armię Czerwoną (23 stycznia 1945r.) całkowicie zmieniło sytuację. Kilka kamienic zostało spalonych w wyniku ostrzału, ludzie bali się wychodzić z domów, wielu mieszkańców Toszka opuściło miasto na początku stycznia w obawie o swoje życie – "uciekli przed Rusami". Relacja naocznego świadka: "Około jedna trzecia budynków leżała w gruzach. Sklepy 8 Tamże, s. 43. Tamże, s. 472. 10 J. F. Lewandowski, Epizody toszeckie, Toszek 2013, s. 64. 11 Berak Stanisław, Prośba o kartę przeniesienia, w „Biblioteka Kolekcji Prywatnych“ [online] [dostęp 15 marca 2016.]. Dostępny w World Wide Web: <http://www.bikop.eu/dlibra/ 9 były splądrowane, znaczna część mieszkańców uciekła z miasta (19-21 styczeń), a pozostali w swoich domach byli zastraszani, iż bali się wyjść na ulicę. Tak więc wchodząc do Toszka mieliśmy wrażenie, że wchodzimy do martwego, bezludnego, politowania godnego miasta. Jedyną oznaką życia była obecność rosyjskich militariów, ich hałaśliwe i trąbiące samochody ciężarowe oznaczone sowieckimi gwiazdami wywoziły nie wiadomo gdzie skonfiskowaną żywność, odzież, obuwie, wszelkiego rodzaju sprzęty, nawet meble. Po naszej rejestracji przydzielono nas prawie natychmiast do robót porządkowych w mieście, a w szczególności do byłego szpitala i lecznicy. Sprzątaliśmy tam porozrzucane w nieładzie medyczne sprzęty, urządzenia służące do wyposażenia szpitala, łóżka, materace, pościel, wózki inwalidzkie , lampy i tak dalej. Wszystko to zostało wyrzucone przez intruzów oknami prosto do śniegu przed szpital. Jak już powiedziano. Pozostali w mieście mieszkańcy z bojaźnią wychodzili poza drzwi ich domów i nie odważali się wyjść na ulicę."12 Władzę w mieście sprawowała radziecka komendantura wojskowa, która szybko wprowadziła nowe porządki. W lutym rozpoczęto rejestrację i weryfikację ludności niemieckiej. Wielu mieszkańców Toszka uważanych za Niemców trafiło do obozu w Pławniowicach, gdzie pracowali na polu, aż do czasu deportacji na teren Niemiec. Niektórzy chcieli wrócić do swoich domów i pozostać na swojej ojcowiźnie, musieli czekać w obozie na decyzję, trwało to kilka miesięcy (informacja z relacji pani Joanny Pacuły, wtedy młodej dziewczyny, która wraz z rodziną przebywała w obozie w Pławniowicach). Obowiązkowi rejestracji w Toszku podlegali także mieszkańcy z sąsiednich miejscowości. Niemców przetrzymywano na terenie dawnego Szpitala, który został zamieniony na nowy obóz. Trafili do niego nie tyko ludzie z okolicy, ale także Niemcy sprowadzeni z innych obozów przejściowych. Informacji na temat radzieckiego obozu dla cywilnej ludności niemieckiej dostarcza niewielka, ale bardzo ważna książka z 1998 roku pod tytułem: "Bild – Dokumentation Tost gefȁngnis Lager des sowijetischen NKWD in Oberschlesien". Zawiera opis obozu, relacje świadków, kserokopie dokumentów. Obóz utworzony w maju 1945, istniał do 25 listopada 1945 roku. Podlegał komendanturze we wschodnim Berlinie, w dzielnicy Karlshorst. W lipcu 1945 roku z przepełnionego więzienia w Budziszynie przewieziono do Toszka w trzech transportach 3665 cywilów. Transport odbywał się 68 dni, w bydlęcych wagonach kolejowych, w wyniku czego zmarło w nim kilkanaście osób. W obozie znajdowało się już wtedy ok. 1000 więźniów z Wrocławia i Górnego Śląska. Najprawdopodobniej w obozie przebywało 4600 osadzonych, w tym 30 kobiet. Komendantem obozu był pułkownik Pylajew, strażnikami byli żołnierze radzieccy, członkowie NKWD, wśród nich okrucieństwem wyróżniał się podpułkownik Sagailnij, którego więźniowie nazywali"Krwawy pies"13. Toszek był surowym obozem pracy przymusowej, w którym więźniowie pracowali wyłącznie ręcznie, bez narzędzi, na polu i w lesie. Strażnicy często stosowali wobec nich przemoc i w wyniku ciężkich pobić więźniowie umierali. Ludzie, którzy zmarli podczas pracy pochowani zostali w prowizorycznym grobie na obrzeżach miasta. Więźniowie byli przeważnie umieszczani w głównym budynku obecnego szpitala (blok D). W obozie obowiązywał czas moskiewski. Osadzonych budzono o 3 nad ranem głośnymi krzykami. "Jedzenie wydawano na podwórzu. Każdy więzień otrzymywał chochlę trudnej do zdefiniowania zupy. Stanowiło nią 90% słonej wody oraz kruszyny twardych jak kamień ziaren kukurydzy i kawałki flaków. Ponadto na 4 ludzi przypadał 1 chleb.”14 Po porannym posiłku mężczyzn zestawiano w grupy robocze, które szły kilka kilometrów na olbrzymie kartofliska wokół obozu. Zmuszano ich do pracy od rana do wieczora. Kto zostawał w tyle, był bity pałką. Nieliczne kobiety miały lżejszą pracę. Pracowały w pralni i w kuchni. Więźniów traktowano okrutnie, ci, którzy przeżyli opowiadali, że na porządku dziennym były 12 E. Primus, J. Schmidt, Dzieje Świbia – Die Geschichte des Dorfes Schwieben, Gliwice 2013, s. 61. S. Krägel, S. Petschel, Bild – Dokumentation TOST gefängnis Lager des sowjetischenNKWD in Oberschlesien, Freisinger 1998, s. 20. 14 Z. Woźniczka, Obóz NKWD w Toszku -1945 r., (w:) Roczniki Muzeum w Gliwicach, t.XVII, Gliwice 2002, s. 294. 13 tortury: zmuszanie do ciężkiej i wyczerpującej pracy np. wyrywanie gołymi rękoma wysokich ostów bicie więźniów w celach gumowymi wężami wypełnionymi piaskiem bicie pałką młodych mężczyzn po narządach płciowych bicie więźniów pałkami w drodze na pola zmuszanie więźniów do połykania żywych żab wciskanie z pomocą bagnetu do ust więźniów żywych myszy (uduszenia) rozstrzelanie strzałem w tył głowy (w ten sposób zginął 1 więzień, złapany po nieudanej ucieczce z obozu)15. W wyniku tortur, głodu i chorób więźniowie codziennie umierali. W obozie znajdował się lazaret – szpital, w którym było trzech lekarzy – więźniów: dr Paul Mehling, dr FranzKoller, dr Herbert Leu16 Mieszkańcy Toszka pamiętają furmanki pełne ludzkich ciał, które codziennie jechały ze Szpitala w kierunku tzw. Sandgruby. Zmarłe osoby wywożono na cmentarz żydowski, a później, gdy zabrakło miejsca, na położoną obok piaskownię - Sandgruba. Na cmentarzu pochowano ok. 1000 osób, a w kopalni piasku ponad 2000.17 W obozie zginęło ok. 3,3 tys. osób, kolejne tysiąc osób zmarło z wycieńczenia, wkrótce po jego opuszczeniu. W dniu likwidacji obozu przy życiu pozostało około 1375 osób. „W dniu 25 listopada 1945 roku 975 pozostałych przy życiu więźniów obozu zostało przetransportowanych z dworca towarowego w Toszku do Grudziądza. Około 200 otrzymało dokumenty zwalniające. 50 z nich musiało wykonywać prace przeładunkowe na dworcu kolejowym w Toszku i tym następnie zabrano dokumenty zwalniające i także odesłano do Grudziądza. Z pozostałych 150 maszerujących do domu, NKWD przechwyciło z powrotem około 100 i też osadziło w więzieniach.”18Mieszkańcy Toszka pomagali uwolnionym, gościli ich u siebie w domach, leczyli. Wielu z nich umarło z wycieńczenia i zostali pochowani na cmentarzu parafialnym w Toszku. Dzisiaj znajduje się tam tablica upamiętniająca zmarłych – więźniów obozu NKWD w Toszku. Wiadomości pochodzące z różnych publikacji są niezwykle ważne, ale podczas realizacji naszego projektu zebraliśmy ciekawe informacje od ludzi, którzy jeszcze pamiętają te wydarzenia lub znają je z rodzinnych opowieści. To właśnie te informacje pozwalają nam lepiej zrozumieć realia czasu i dramat tych ludzi. Materiały zebrane w czasie realizacji projektu Relacje świadków Therese Schittko, 84 lata- naoczny świadek Wszystkie wydarzenia pamiętam w miarę dobrze. Razem z kolegami i koleżankami z podwórka często przyglądaliśmy się wielu wydarzeniom, najczęściej były one okrutne i przykre. Najlepiej pamiętam przebieg zakopywania ciał. Pamiętam, że wozili ciała na wozach drabiniastych. I nie tak, że jedno ciało na jeden wóz. Aby zaoszczędzić czas układano po kilkanaście ciał, przez co nieraz kończyny dotykały ziemi. Pierwszy „transport” jechał wczesnym rankiem. Rosjanie wieźli ich na żydowski cmentarz i wrzucali do masowych mogił. Dookoła grobu (choć tej dziury grobem nie można było nazwać) stało kilku żołnierzy radzieckich z karabinami. Ludzi zakopywano tak cienką warstwą ziemi, że nieraz można było zauważyć wystającą rękę czy nogę. Równie drastycznym widokiem była poruszająca się ziemia przykrywająca niedawno zakopane ciała. Przez to wszystko 15 Tamże, 297. Kragel, Petschel, Bild..., 28. 17 Wożniczka, Obóz..., s.301. 18 Tamże, s.302. 16 ludzie szerokim łukiem omijali cmentarz. Z czasem cmentarz zapełnił się. Nowe miejsce na mogiły znaleźli w dawnym wyrobisku piasku. Niedaleko tego miejsca mieszkali moi krewni, którzy uratowali jednego z jeńców. Udzielili mu schronienia i pomogli wrócić do ojczyzny (do Niemiec). Po wojnie syn tego jeńca jeszcze przez długie lata kontaktował się z moją rodziną, jednak w ostateczności kontakt zerwano. Zdarzało się, że ludzie opiekowali się jeńcami (co narażało ich na poważne konsekwencje). Jedna z moich sióstr miała kontakt z mężczyzną, który przed trafieniem do obozu NKWD pracował w fabryce pończoch w Hamburgu. Pamiętam także, że moi rodzice przechowywali czterech jeńców. Byli już wolni, bo otrzymali zwolnienie, co nie zdarzało się często. Rodzice opowiadali, że zwolnieni otrzymywali na drogę chleb i sól, która była różowa. Jak się później okazało była to tzw. lizawka dla zwierząt. Wywiad przeprowadziła Dominika Skawińska, kl.1 c. Henryk Polewka, 68 lat Moja mama, Klara, była świadkiem, jak prowadzono wygłodzonych i zziębniętych więźniów przez Sarnów na prace w polu. Miejscowa ludność próbowała dokarmiać więźniów, co było zabronione. Za podanie żywności groziła kara śmierci. Wywiad przeprowadziła Dominika Skawińska, kl. 1 c. Rozmowa z Panią Hildegardą Kroczek z dnia 27 lutego 2016. Więźniowie w obozie NKWD byli to ludzie przywożeni transportem kolejowym w wagonach bydlęcych, byli przywożeni z Wschodnich terytoriów Niemiec, Czech, a także z okolicznych wsi. Obóz w Toszku był punktem skąd potem wywozili ludzi do Rosji. Miejsce pochówku znajduje się na ulicy Wielowiejskiej, gdzie byli masowo grzebani w zbiorowym dole, które kiedyś było miejscem wyrobu piasku. Byli wożeni z obozu na drabiniastych wozach (drabinioki) ciągniętych przez innych więźniów. Ze wspomnień mieszkańców wiemy, że wśród trupów znajdowali się ludzie konający. Pochówki odbywały się bez najmniejszego szacunku do ludzkiego ciała. Takie transporty odbywały się raz a nawet dwa razy dziennie. Zdarzały się nieliczne ucieczki z obozu, niektórym udało się uciec, ale musieli się przez długi czas ukrywać. Wywiad przeprowadził Szymon Szafraniec, kl. 3 b Wywiad przeprowadzony dnia 1 marca 2016r. z Panią Joanną Pacułą wiek: 87 lat 1. Co Pani wie o obozie jenieckim, który istniał na terenie szpitala w czasie wojny ( niemiecki obóz dla jeńców francuskich i angielskich) ? To był tzw. Inlag, u nas w języku niemieckim to jest Internierungslager. Tam byli internowani ludzie prywatni, którzy znaleźli się na terenie Niemiec, a ich kraje wchodziły w stan wojenny z Niemcami. To oni tam trafiali, ale oni byli tam bardzo dobrze traktowani. Mogli nawet prowadzić swoje interesy. Tam był taki jeden Pan, który zapisywał gazetę w języku niemieckim i angielskim, następnie przychodził do naszej drukarni z posterunkowym i drukowali w drukarni te gazety. 2. Gdzie Pani mieszkała w czasie wojny, czy wie Pani coś na temat NKWD, który powstał wiosną 1945r. na terenie szpitala? Od zawsze mieszkałam tutaj w Toszku. Do obozu trafiali głównie Niemcy z Saksonii, Wrocławia, Sudetów i nie tylko. Zdarzało się też, że trafiali tam Górnoślązacy. Było ich tam podobno ponad 4500 osób, dużo było wykształconych osób. Zginęło ponad 3000 jeńców. Obóz zlikwidowano w listopadzie w 1945r. Szczegółów nie znam, bo byłam w tym czasie z rodziną w obozie w Pławniowicach 3. Jak traktowano niemieckich mieszkańców Toszka w 1945r.? [jak Rosjanie ( Armia Czerwona) traktowała Niemców po wkroczeniu do Toszka] Tak jak były czasy dyktatorskie w latach trzydziestych pod władzą faszystowską to wszystko powtórzyło się po wojnie. To było tylko tzw. wyzwolenie, ale jakie i komu? Tu były ciągle podpalenia, gwałty, zasztyletowania i mordy. Takie wyzwolenie... I tak było. Ja to pamiętam ja tej daty nie zapomnę, jak 22 stycznia 1945, siedzieliśmy wszyscy pierwsze dwa dni w piwnicy restauracji, Rusy tam weszli i wszystkim kobietom kazali wejść na górę. Siostra Sigisberta, nasz miejscowy lekarz, wyskoczyła z okna i uniknęła tego wszystkiego, nic jej się oczywiście nie stało. Innym razem, kiedy w domu jedliśmy obiad, weszli do mieszkania tacy groźni i z bronią i gdy zobaczyli, że mamy coś do jedzenia, to kazali się odsunąć pod ścianę i zjedli wszystko. To jeszcze nie była taka agresja jak u innych i w innych przypadkach. Nie raz nie wahali się wprost zabić niewinnego człowieka. 4. Jak Pani trafiła do obozu w Pławniowicach? Najpierw jakaś komisja w urzędzie ustaliła kogo wysiedlić. Moja babcia pochodziła z Dolnego Śląska, z tej miejscowości gdzie jest ten słynny klasztor, chyba Lubanek, czy Lubań Śląski, dawniej to się nazywało Leubus. Moją babcię my nazywali Oma, bo my urośli tylko w języku niemieckim, tu nie było języka polskiego Moja babcia uchodziła w oczach tych i byłych powstańców za Niemkę. W 1920 roku, wtedy, to znam z opowiadania, to wtedy takim niepoważnym ludziom dali broń, on wszedł do mieszkania kazał całej rodzinie, mojej babci i piątce dzieci stać pod ścianą i celował, dziadek oczywiście płakał, błagał, żeby tego nie zrobił i odstąpił od tego. Drugi wypadek: tu ten dom jest teraz niezamieszkały, kiedyś tam była drogeria mała. To był dom rodzinny mojej babci od strony ojca. I tam jeszcze żyła moja ciocia, siostra tej babci, ona żyła do 1957 roku, ona umarła wtedy. Ale dlatego to wspominam bo z tej rodziny to był wujek mojego ojca, mieszkał w Gliwicach z swoją rodziną i miał żonę, która też nie rozumiała polskiego i taki powstaniec stał pod oknem, ona otwierała okno, wychyliła się i on tam wrzeszczał do niej, ona nie zrozumiała, ponoć kazał jej odejść od okna i zamykać okno, a ona tego nie zrobiła, on ją zastrzelił... Syn przyszedł ze szkoły, a matka pod oknem leżała nieżywa... To do tych lat poprzednich, ale to że babcia pochodziła z tego Dolnego Śląska, to w oczach moja babcia uchodziła za Niemkę i nawet sąsiad, taki były powstaniec, który mieszkał, gdzie teraz jest monopolowy on siedział w urzędzie w takiej komisji, to później mojej mamie ktoś znajomy podszeptał, że ten człowiek bardzo nalegał, żeby babcia i dziadek byli wyprowadzeni i przyszli po nich i była wtedy ta zasada, po wyprowadzonych zaplombować mieszkanie. Przyszli by zaplombować mieszkanie od babci, ale im chodziło o cały dom o całe te wnętrza i nas wpuścili do domu dopiero po roku. Wróciliśmy dopiero wiosną w 1946, do zupełnie pustego domu, wszystko było splądrowane, a ówczesny burmistrz wsadził do naszego domu swojego brata, ten brat to był wtedy młody człowiek, ale miał broń, a przez cały ten rok, jak nas nie wpuścili do domu to my mieszkali tu obok w tym opuszczonym domu. To był dom rodzinny mojego dziadka. Jak wróciliśmy do domu musieliśmy wszystko zaczynać od nowa, bo nic już w mieszkaniu nie zostało. Trafiliśmy do obozu, bo nasza babcia była uznawana za Niemkę. 5. Gdzie w Pławniowicach znajdował się obóz? Nie pamiętam dokładnie gdzie, ale były to takie a'la baraki drewniane, po młodzieży, która miała tam kiedyś taki Arbeitsdienst. 6. Jakie panowały tam warunki mieszkalne/sanitarne? W barakach było nas po 8 albo 9 osób. Na kamienną podłogę dali nam worki ze słomą i tam spaliśmy. 7. Jakie było wyżywienie? Jedzenie dostawaliśmy bardzo rzadko, zazwyczaj był to mały okrągły chleb na jedną osobę, który musiał wystarczyć na cały tydzień, lub jakieś puszki z jedzeniem czy coś w tym rodzaju. Był tam taki posterunkowy, który był wyjątkowo łagodny i pozwalał dwóm czy trzem starszym paniom chodzić czasem na wieś po kartofle i inne produkty i one robiły wtedy dla całego obozu zupę. 8. Ile dni/miesięcy była Pani w tym obozie, ile mniej więcej osób było w tym obozie, jak ich pilnowano, jak strażnicy traktowali ludzi? Z tego co pamiętam to trafiłam tam pod koniec maja, lub na początku czerwca i byłam tam aż do września. Można powiedzieć, że przez całe wakacje. 9. Czy internowani musieli pracować? Gdzie? Jaka to była praca? Tak. Zmuszano wszystkich do pracy na polach. Pracy unikali tylko ci, którzy mieli jakieś rany, lub inne kalectwa. Rano wywozili nas na pole, a kiedy wracaliśmy już po ciemku, od razu kazano się ustawić na placu i wywożono nas na kolejne pole. 10. Co utkwiło Pani najbardziej w pamięci? Pamiętam to, że mój młodszy brat, którego wypuścili z obozu wcześniej, bo był za młody, żeby pracować, przynosił nam potajemnie jedzenie, które udało mu się wyżebrać od jakichś znajomych najprawdopodobniej. 11. Czy zna Pani inne osoby, które były w tym obozie i co się z nimi stało? Pamiętam dwie dziewczyny, które były z nami w tych barakach, ale nie pamiętam już ich nazwisk i nie wiem co się z nimi dalej stało i czy w ogóle jeszcze żyją. 12. Jak Pani wspomina te czasy? No cóż.. Były to po prostu czasy takie, że dzisiaj żyjemy a jutro nie wiadomo. 13. Jak układały się stosunki między ludnością śląsko - niemiecką, która pozostała w Toszku, a nową władzą polską? No trzeba było się jakoś przystosować do nowej władzy, nic innego nie pozostało. 14. Jak i kiedy nauczyła się Pani języka polskiego? Polskiego nauczyłam się dopiero po wojnie. Stopniowo i tylko ze słuchu. Wywiad przeprowadziła Dominika Badura, kl. 1 b. Bibliografia: • Chrząszcz Johannes, Historia miast Pyskowice i Toszek, Pyskowice 1994. • Krägel, Petschel, Bild – Dokumentation Tost gefängnis – Lager des sowjetischen NKWD in Oberschlesien, Freisinger 1998. • Lewandowski Jan F., Epizody toszeckie, Toszek 2013. • Turner Frédérick, Les oubliés de 39 – 45 les britanniques internés a Tost, Kreuzburg, Giromagny et Westertimke, Arras 2013. • Woźniczka Zbigniew, Obóz NKWD w Toszku -1945 r.,[ w:] Rocznik Muzeum w Gliwicach, t. XVII, Gliwice 2002. • Primus Ewa, Schmidt Jacek, Dzieje Świbia – Die Geschichte des Dorfes Schwieben, Gliwice 2013. • Berak Stanisław, Prośba o kartę przeniesienia, w "Biblioteka Kolekcji Prywatnych"[online], [dostęp 15 marca 2016] Dostępny w World Wide Web<http://www.bikop.eu/dlibra/collectionstats Opracowała: Donata Podkowa