Wspomnienia o babci
Transkrypt
Wspomnienia o babci
1 Pisze te kilka słów o mojej babci Antoninie a zarazem i o dziadku Ludwiku po to aby moje dzieci i wnuki wiedziały z jakiej rodziny pochodzą . Chcę wszystkim powiedzieć że w rodzinie naszej było różnie , były kłótnie ,były pijaństwa , ale gdzie ich niema , ale jedno mogę powiedzieć z ręką na sercu : jest to rodzina katolicka od pokoleń , zachowująca obyczaje chrześcijański. Rodzina nasza ma zapatrywania demokratyczne . 2 Babcia Antonina Maksymowicz urodziła się w Lubartowie 19 . stycznia 1887 roku , dzień ten to wtorek ,dzień wielkich targów które odbywały się w tym mieście . Na rogu ul. Lubelskiej i Sernickiej stał dom drewniany w raz z zabudowaniami gospodarczymi . Posesja ta znajdowała się na wprost Klasztoru Ojców Kapucynów ,w tym domu przyszła na świat moja babcia . Posiadłość ta była własnością rodziców matki Wiktorii Maksymowicz z domu Derecka i ojca Jana Maksymowicza . Babcia moja żyła w czasach , gdy Polska była rozszarpana przez zaborcze państwa ościenne Rosję ,Prusy , Austrię – na trzy części , włączone siłą pod administrację tych krajów i poddane rusyfikacji czy germanizacji . Babci przyszło żyć pod zaborem rosyjskim , gdzie już jako dziecko musiała się dostosować do rygoru rusyfikacji . Większa część szkół polskich była zamknięta , a te co zostały uczyły tylko w języku rosyjskim o zakresie podstawowym bez historii polskiej . Nauka była płatna na co niewielu mieszczan było stać . Co prawda ojciec posiadał gospodarstwo około dziesięć hektarów , które pozwalało na utrzymanie rodziny . Zajrzyjmy teraz do Lubartowa , gdzie wychowywała się moja babcia , jaki jej był „ kraj lat dziecinnych” . Lubartów to ciche i schludne miasteczko nad rzeką Wieprz wijącą się wśród równiny lubelskiej , zostało założone jeszcze za czasów Jagiellońskich 1543 roku , lecz nigdy nie wyszło z ram statecznej prowincjonalności . Oddalone od Lublina o dwadzieścia pięć kilometrów . Lubartów liczy obecnie około dwadzieścia pięć tysięcy mieszkańców czyli dziesięć razy więcej niż w roku 1887. Zawsze była to miejscowość mała i niepozorna choć szybko wprowadzano tutaj takie zdobycze cywilizacji jak elektryczność 1907roku . Miasteczko żyło na sposób raczej dawny , nie przejmując się nadmiernie sprawami dalekiego świata . Niegdyś wiódł tędy trakt z Lublina do Wilna i na Ruś . Jednakże droga ta straciła z czasem na znaczeniu, postradała je całkiem, gdy Polska stała się samoistnym państwem w roku 1918 .Lubartów wrócił do spokojnego statusu , który zresztą nie wszystkim mieszkańcom przypadł do gustu . 3 Ładny dziewiętnastowieczny rynek lubartowski także wzbudzał różne komentarze . Mogły się podobać jego kamieniczki , lecz co tydzień we wtorek zmieniał się w hałaśliwe targowisko . Miasto nie posiadało trotuarów ,a ulica główna posiadała tylko bruk , co po deszczu było dużo błota . Milkliwi chłopi z pobliskich wsi zwozili tutaj furmankami przeróżne owoce ziemi , najczęściej oferując je licznym kupcom żydowskim . Czasem na wozach chrząkały świnie , gęgały gęsi , beczały cielęta . Gospodarze ludzie pracowici i prości - sprzedawali to wszystko nie bez malowniczych ceremoniałów handlowych . A potem poili konie przy starej pompie znajdującej się na środku rynku i chroniąc się niecą wśród półkoszków popijali skwapliwie z flaszek . Mała mieścina była więc prowincjonalna , nie podnosiły jej rangi pobliskie zakłady takie jak papiernia w pobliskich Sernikach , nie dodawała rangi fabryka porcelany oraz druciarnia . Mieszkało tutaj sporo żydów liczby wskazują ,iż stanowili oni około 40% ludności , co było wysokim wskaźnikiem i nawet wyróżniało Lubartów z spośród innych miejscowości w tym regionie . Społeczność żydowska raczej pilnowała handlu i niektórych rzemiosł , współtworząc tym tylko prowincjonalną atmosferę . A jednak Lubartów zwracał na siebie uwagę był więcej niż punktem na mapie . Niewielkie położenie na uboczu , w zacisznym sąsiedztwie siół i lasów miasteczko to nieraz zadziwiało nawykami i ambicjami . Przez długie lata było siedzibą obwodu ( za czasów rosyjskich )a później powiatu , to w znacznym stopniu wpływało na jego charakter . Mała metropolia przyciągała ludzi z okolic . Mieszkało tu sporo urzędników , istniały różne szkoły między innymi sławne Gimnazjum profesora Jana Kurtca , które ściągało liczne grono profesorów z pobliskiego Lublina . Istniał Cech Rzemiosł , który kształcił rzemieślników . Istniało stowarzyszenie inteligencji lubartowskiej ,które gromadziło dość licznie nauczycieli , adwokatów i księży . Przenieśmy się znów na rynek lubartowski , góruje nad nim piękny barokowy kościół farny , który został wybudowany przez sławny ród książęcy Sanguszków . Za kościołem w głębi od ulicy widać piękny pałac barokowy Sanguszków ,za pałacem jest park z okazami drzew oraz staw położony symetrycznie do pałacu. Kościół jest pod wezwaniem Św. Anny . Sanguszowie a szczególnie jeden z jego członków -- Paweł Karol marszałek wielki litewski , miał szczególną predylekcję do pobożnych fundacji i Lubartów na tym zyskał . W roku 1733 finansował budowę kościoła Św. Anny a w cztery lata później jego hojna ręka ponownie spoczęła na Braciach Mniejszych Kapucynach (ponownie bo wcześniej wybudował kościół i klasztor kapucynów w Lublinie ). 4 Marszałek miał do dyspozycji doskonałego włoskiego architekta Pawła Antoniego Fontanę i nie mniej współcześnie cenionego artystę malarza Szymona Czechowicza -- ich te talenty zostały zaangażowane w projektowanie i wykończenie kościoła kapucynów w Lubartowie . Stanął on w miejscu drewnianej kapliczki , przy drodze prowadzącej z Lublina do Siedlec , na przeciwległym do kościoła św. Anny krańcu miasta , które naraz znalazło się w objęciach dwóch świątyń , jak w bezpiecznym uścisku ramion. Budowa kościoła kapucynów trwała pięć lat (1737-1741). Równocześnie wznoszono pomieszczenia klasztorne , których fundatorem był skarbnik trembowelski Mikołaj Krzynecki . Otoczyły one kościół od strony południowej i zachodniej tworząc wespół zwartą architektonicznie całość. Konsekracja kościoła pod wezwaniem św. Wawrzyńca nastąpiła w roku 1751. Świątynie zbudowano z cegły w charakterystycznym dla kapucynów surowym stylu baroku toskańskiego . Fasada jest dwukondygnacyjna , a w górnej części pierwszej kondygnacji , w ozdobnej wnęce znajduje się malowidło św. Franciszka z Asyżu . Wewnątrz znajduje się szeroka nawa oddzielona od bocznych , niższych kaplic wąskimi przejściami arkadowymi . W głównym ołtarzu obraz Czechowicza przedstawiający męczeńską śmierć św. Wawrzyńca, a w górnej części ołtarza w lekko owalnej wnęce , umieścił postać św. Biskupa Mikołaja .W bocznych ołtarzach znajdują się obrazy św. Antoniego św. Feliksa , św. Kajetana , św. Franciszka z Asyżu, Zwiastowanie Marii Panny . Naprzeciwko tego kościoła znajdowała się posesja rodziców mojej babci. W kościele św. Anny w niedziele 20 lutego 1887roku w miesiąc po urodzeniu została ochrzczona moja babcia , dano jej na imię Antonina . W takim to mieście i w takiej atmosferze przyszło się wychowywać mojej babci. Ale ta beztroska idylla nie trwała długo gdy miała siedem lat umiera ojciec, który od dłuższego czasu chorował na astme. Pochowany jest na cmentarzu w Lubartowie . Pozostało troje dzieci Babcia Antonina najstarsza ma siedem lat , siostra babci Michalinka ma pięć lat i najmłodszy brat Franciszek który ma trzy latka .Utrzymanie i wychowanie dzieci było na głowie prababci Wiktorii . Z chwilą śmierci ojca wkradł się do domu niedostatek . Matka chcąc zaradzić złu wynajmowała się do różnych prac polowych częściowo za pieniądze i na odrobek . Rodzina ojca choć dosyć bogata nie interesowała się losem dzieci ani wdowy . Babcia chodziła do szkoły powszechnej , która znajdowała się obok budynku państwa Dereckich na ulicy Lubelskiej , dzisiaj na tej posesji pobudowany jest lekarz Zauska . Szkoła była płatna, nauka w języku rosyjskim, obowiązywała wszystkie dzieci i tak chodziły dzieci Polaków , Żydów , i kolonistów niemieckich . Poziom nauki był mierny kładziono przede wszystkim nacisk tylko na język rosyjski , okupant chciał wynarodowić Polskę . 5 Na efekt tak wyczerpującej pracy nie trzeba było czekać długo , prababcia choć z wyglądu bardzo zdrowa i silna mając 36 lat nagle zachorowała . Była kobieto bardzo zgrabną wysoką z kruczymi włosami , ubierała się schludnie zawsze w długie suknie , włosy miała upięte w kok . Pochodziła z rodziny mieszczańskiej od wieków Lubartowiaków, miała rodzeństwo , było ich trzy siostry ,jedna wyszła za Zagojskiego , który był majstrem budowlanym , druga wyszła za Miducha , który był murarzem ale wyjechał do Ameryki . Ojciec ich a mój prapradziadek też był murarzem , był to bardzo popłatny zawód , prapradziadek pracował przy rozbudowie pałacu Sanguszków oraz przy pałacu w Kozłówce. Lubartów był zapleczem murarzy , szewców , druciarzy , każdy posiadał kawałek gospodarstwa ,które pozwalało na przeciętne utrzymanie. Do chorej prababci poproszono doktora , który stwierdził wodę w boku leczenie nie przyniosło rezultatu , umiera 1897 trzy lata po mężu mając trzydzieści sześć lat . Pochowana na cmentarzy w Lubartowie w mogile ziemnej w połowie obecnego cmentarza . najstarsze z dzieci ma dziesięć lat , Michalinka osiem a Franciszek pięć . Grabarz który grzebał mamę a był to pan Karasiński zwrócił się do dziesięcioletniej babci w te słowa „ pamiętaj że twoja matka jest pochowana w siódmym grobie od głównej alei” te słowa powtarzała babcia zawsze jako dziecko i jako dorosła i jako staruszka . te słowa przypominały jej dzieciństwo bez dzieciństwa , lata poniewierki przez swoich i ludzi obcych . Po pogrzebie zebrała się rodzina aby ustalić co zrobić z sierotami , Antoninę wziął na wychowanie brat ojca , który miał majątek w Łucce dolna kolonia , Michalinkę wzięli na wychowanie Państwo Gilewscy . Pan Gilewski był urzędnikiem w Magistracie w Lublinie nie mieli swoich dzieci , Michalinka otrzymała wykształcenie , skończyła Szkołę Handlową Fetera w Lublinie. Małego Franciszka wzięła do siebie ciocia Zagojska siostra matki . Co zrobić z majątkiem ? „ kto wziął dzieci weźmie i majątek” są to słowa brata ojca , który nie pytając nikogo całą ziemię przyłączył do swojej . Dom i cała posesja po kilku latach została zabrana przez Magistrat za nie płacenie podatków taka była opieka stryja nad majątkiem i sierotami , ciągle to powtarzała moja babcia . Najbogatszy człowiek w Łucce pięć włók ziemi gospodarstwo przypominało folwark , dworek , spichlerz , stodoła z czterema klepiskami , staw rybny a nie stać go było zapłacenia podatków za ziemię które użytkował . Babcia w tym gospodarstwie harowała jak wół , cytuję słowa babci że „ wychowanie to było katorgą” mówiła też że „ pies nie powinien być sierotą” . Takie wychowanie odbiło się na psychice babci starała się być dobrą dla wszystkich a w szczególności uwielbiała nas jako wnuki . Otaczała nas miłością wiedząc że ona tej miłości nie doznała w swoim dzieciństwie . 6 Była zawsze osobą wiedzącą co gdzie można a co nie można , dość honorową zawsze miała wyczucie taktu , wrażliwa na ludzką krzywdę , zawsze nas pierwszych nakarmiła , mógłbym tu wymieniać jej zalety bez końca , ale powiem jednym słowem że była Kochaną Babcią . Po dwunastu latach spędzonych u stryja w Łucce 1909 roku 9 lutego babcia wyszła za mąż mając 22 lata za Ludwika Rusinka , mąż starszy był o dwa lata z zawodu był kowalem , prowadził kuźnie w Łucce przy drodze do Sernik . Ślub odbył się w kościele farnym pod wezwaniem św. Anny w Lubartowie . Tak jak już wcześniej pisałem kościół farny finansował Paweł Karol Sanguszko budowa trwała pięć lat co na owe czasy było wielkim wyczynem . Budowę zakończono w roku 1738 , konsekracja kościoła została dokonana przez biskupa Michała Karpę . Projekt kościoła opracował architekt Paweł Antoni Fontana , a budowę nadzorował architekt Tomasz Rezler. W roku 1792 kościół częściowo uległ spaleniu , zostały zniszczone wyposażenie , polichromia i ołtarz główny , który był złocony złotem dukatowym . Odbudowa kościoła trwała do roku 1880, kościół ma styl barokowy bez żadnych zmian przebiegały wszystkie remonty i to jest wielką zaletą tego kościoła . Polichromia jak wykazały badania była trzykrotnie przemalowywana W ołtarzu głównym znajdują się cztery obrazy – dwa środkowe o tematyce św. Anny i Józefa oraz Maryi. Kościół posiada sześć ołtarzy bocznych , z których pierwsze od ołtarza głównego to św. Józef i Barbara . Następny to Matka Boska w pięknej srebrnej sukni, jego fundowanie przypisywano królowi Janowi Sobieskiemu . W ołtarzu przeciwległym znajduje się krucyfiks ( pochodzący z pierwszego kościoła drewnianego). Znajduje się tam trumienka św. Faustyny jest to dar dla kościoła Sanguszków .Dwa następne obrazy w ołtarzach to : Jan Nepomucen i św. Antoni Padewski . Portal kościoła , niezwykle piękny , wieńczą dwie wieże zakończone barokowymi hełmami . Kościół otoczony jest barokowym parkanem o nie spotykanej falującej formie. Obok kościoła z prawej strony znajduje się dzwonnica o trzech dzwonach : największy z nich to dzwon św. Anny odlany w 1984 roku ( w miejsce zrabowanego przez Niemców )św. Michał to dzwon z XIX wieku ukryty przez kanonika Pardykę przed Niemcami , najmniejszy to – Jan Paweł z 1985roku. Po prawej stronie wnętrza kościoła umieszczone jest epitafium fundatora Pawła Karola Sanguszki oraz obraz . W kościele znajduje się w specjalnej urnie serce fundatora . Kościół posiada niezliczoną ilość ornatów z wszystkich wieków istnienia , w szczególności jeden trzydziesto dwu kilogramowy haftowany złotą nitką z siedemnastego wieku , używany jest tylko na uroczystościach Bożego Ciała . 7 Znajduje się pięć relikwiarzy ze szczerego złota , tyleż monstrancji ,świadczy to o bogactwie fundatorów i ofiarności wiernych . W takim to kościele brała ślub moja babcia , mogę się pochwalić że i ja tutaj brałem ślub i to pierwszy w języku polskim ( dawniej wszystkie ceremonie i msze odprawiane były po Łacinie ) . Pobrało się dwoje ludzi , którzy w zasadzie nic nie mieli , babcia otrzymała zwrot swojej ziemi od stryja około dwa i pół hektara , która była położona na terenie miasta Lubartowa . Po ślubie zamieszkali u rodziców dziadka w Łucce , dziadek dzierżawił kuźnie od stryja Maksymowicza ,w tym czasie zdał już egzaminy mistrzowskie co w tamtych czasach było czymś . W rok po ślubie przyszła na świat moja mamusia , która urodziła się w Szczekarkowie 23 lipca 1910 roku . W Szczekarkowie dziadek pracował przy budowie mostu kolejowego , most jest wykonany ze stali w kształcie kratownicy łączony na nity i to nitowanie dziadek wykonywał . Po zakończeniu budowy mostu dziadkowie z powrotem przenieśli się do Łucki . W 1912roku kupili drewniany dom w Wólce Rokickiej , dom był nowy wybudowany przez cieśli na sprzedaż , należało go rozłożyć i przewieść na własną posesję . Babcia otrzymała taki plac po rodzicach, na którym wykonano podpiwniczenie i fundamenty , przewieziono budulec i złożono dom . Dom posiadał dużą sień w której znajdowała się wielka piwnica na ziemniaki , owoce i przetwory , z sieni wchodziło się do dużej kuchni gdzie była płyta kuchenna i piec do pieczenia ciast ,stał stół z krzesłami oraz sofa ,z kuchni wchodziło się do alkierza ,to była sypialnia dziadków , stało tutaj duże łoże stolik oraz potężny kufer z pięknym zamkiem w którym babcia trzymała swoje osobiste rzeczy . Do pokoju gościnnego można było wejść bezpośrednio z sieni , ale były i drzwi z alkierza , pokój był bardzo duży stał w nim duży stół , sofa , szafa ubraniowa krzesła i fotel , oraz piec z kafli gdańskich . Dom był postawiony na posesji przy ulicy Lubelskiej nr 86 szczytem do ulicy, w głębi podwórka od strony północnej w ciągu były postawione zabudowania gospodarcze i tak ,: drewutnia , kuźnia , stajnia , obora oraz wiata tam stała sieczkarnia . Za zabudowaniami był sad w którym rosły jabłonie i grusze oraz w rzędzie porzeczki i maliny . Za sadem była stodoła do której prowadziła alejka wysadzona śliwkami i wiśniami . Za stodołą babcia siała ogród warzywny , we wzorkach siała marchew, cebulę , pietruszkę , i buraki czerwone , w grzędach sadziła pomidory i ogórki . Pamiętam ze po posadzeniu rozsady przez trzy dni wieczorem trzeba ją było podlewać , a wodę nosiliśmy z dziadkiem w kubełkach z odległości 150 metrów . W ogrodzie nie używało się żadnych nawozów sztucznych a plony były obfite ,nie stosowało się żadnych oprysków , zresztą jeszcze nie było stonki i innego robactwa . 8 W 1912 roku przychodzi na świat wujo Maksymilian , w tym czasie razem z dziadkami mieszka ojciec dziadka, Szczepan Rusinek który był już wdowcem żona Katarzyna pochowana jest na cmentarzu w Lubartowie . Pradziad to człowiek bogobojny nadzwyczaj uczciwy choć inwalida stracił nogę w trakcie ścinki drzew w lesie ( kloc zmiażdżył mu nogę) , należał do Bractwa Różańcowego . Tylko członkowie Bractwa mogli brać czynny udział w procesjach . Bractwo to otaczało opieką charytatywną biednych. Babcia mimo prac w gospodarstwie opiekowała się ciocią Zagojską , która w tym czasie była chorą i potrzebowała stałej opieki , w niektórych pracach wyręczał ją pradziad Szczepan , ale mimo to i tak miała dużo do zrobienia wszystko było na dorobku. Dziadek pracował w kuźni wyrabiał wozy żelazne , podkuwał konie chłopskie i magistrackie reperował pompy w mieście , Lubartów posiadał ich około 15 sztuk niektóre zachowały się do dnia dzisiejszego , szkolił czeladników , a nawet był starszym cechu kowali . Jak dziadka pamiętam to był niskiego wzrostu , na głowie łysina , długie sumiaste wąsy , usposobienia wesołego , nie przeszedł koło znajomych ,żeby kogoś nie oszukać , był zwolennikiem Piłsudskiego zawsze nosił czapkę maciejówkę . Nienawidził moskali a już panicznie nie tolerował komunistów. W domu już 1950 roku wiedzieliśmy kto zginął w Katyniu i kto dokonał mordu , dziadek ciągle mówił o wolności , której nigdy nie zaznał ,urodził się w niewoli austryjackiej a żyć mu przyszło w sowieckiej. W 1913roku babci brat Franciszek Maksymowicz dostaje szyfkartę od wuja Miducha , która upoważnia go do wyjazdu do Ameryki . Potrzebne są finanse na podróż , dziadek zaciąga pożyczkę w kasie Szewczyka w Kamionce , Lubartów jeszcze w tym okresie nie posiadał banku . Brat babci z zawodu był murarzem , a w Ameryce to zawód bardzo popłatny, dostaje się przez granicę pruską do Gdańska ,statkiem pod bandero niemiecką wyruszył w podróż do Ameryki . Osiedla się w Chicago tam mieszka wujo Miduch , który w pierwszym okresie pomógł stanąć na nogi , załatwił mieszkanie i pracę, jest pracowity i oszczędny dochodzi bardzo szybko do majątku . Po trzynastu latach pobytu otrzymuje obywatelstwo Amerykańskie , należało biegle władać językiem i znać historię, z tego zdawało się egzamin. W Ameryce ożenił się z polką , mieli czworo dzieci , trzech synów i córkę . Najstarsi skończyli studia wydział Dróg i Mostów , obaj to żołnierze armii amerykańskiej uczestniczyli w wojnie japońskiej w 1945 roku . Obaj jak przypuszczam zostali napromieniowani i w kilka miesięcy po wojnie zmarli . Pozostałe dzieci to Edward i Genowefa , Edward skończył studia budowlane , Genowefa pracowała w zakładach lotniczych specjalizujących się w nawigacji . 9 Cała rodzina już nie żyje nikt z nich nie był w Polsce , choć dziadek Franciszek tak go nazywaliśmy ,w listach do babci pisał że tęskni za Polską za Lubartowem , za czerwonym barszczem , grzybami marynowanymi , pirogami wigilijnymi , za tradycją świąteczną . Kazał sobie opisywać co się dzieje w Lubartowie , jak rozrasta się rodzina , wszystko go interesowało co tyczyło się Polski i rodziny. Wszyscy są pochowani w ziemi Amerykańskiej , która dała im dostatek i godziwe życie , leżą na cmentarzu polskim w Chicago. W 1916 roku umiera ciocia Zagojska , a w 1917 kończy życie ojciec dziadka Szczepan Rusinek pochowany na cmentarzu w Lubartowie koło kwatery żołnierzy z pierwszej wojny światowej. Ale i rodziny przybywa w 1917 przychodzi na świat wujo Tadeusz przyszły mój ojciec chrzestny , w 1920 roku rodzi się ciocia Helena rówieśniczka naszego Papieża ,a w 1925 roku przychodzi ostatnie z dzieci wujo Stanisław . Muszę tu wrócić do wuja Mańka jest to ciekawa postać , do szkoły powszechnej uczęszczał w Lubartowie , ukończył szkołę mechaniczna też w Lubartowie o specjalności mechanik samochodowy . W 1933roku został powołany do służby wojskowej do Kraśnika był to Pułk Kawalerii Zmotoryzowanej . Wujek Maksymilian to uczestnik kampanii Wrześniowej 1939 roku . Kampanie Wrześniową odbył w korpusie Generała Maczka , został powołany z mobilizacji 12 sierpnia 1939 roku do swojej jednostki macierzystej do Kraśnika . Po krótkim przeszkoleniu korpus został przerzucony na linie Wisły i Bzury . Pod naporem Niemców Korpus gen. Maczka wycofuje się w okolicę Lwowa , przebywa tam do czasu agresji moskali na Polskę 17 września 1939 roku . Wujo przekracza granicę Polski w Zaleszczykach i uchodzi do Rumuni , z Rumuni przedostaje się na Węgry i tutaj zostaje internowany w obozie jenieckim w okolicy Bala tonu . Na internowaniu przechodzi kurs kierowcy i mechanika sprzętu ciężkiego . Ucieka w 1940 roku we wrześniu z kolegą i w przebraniu cywilnym przedostaje się do Francji . We Francji zaciąga się do polskiej armii pod dowództwem gen. Sikorskiego . Po kapitulacji Francji z Korpusem Kawalerii Zmechanizowanej odpływa do Anglii . Brał udział w bitwie o Monte Casino w Trzeciej Dywizji Strzelców Karpackich pod dowództwem gen. Andersa . Walczył na Bałkanach i w Czechosłowacji , nie dano im było z zachodu wyzwolić Polski Po zakończeniu wojny emigruje do Wielkiej Brytanii i tam pozostaje . 10 Do Polski przyjeżdża w latach sześćdziesiątych na krótki urlop , poznaje pannę z domu Łaniewską która pochodzi z Parczewa . Żeni się w Polsce w Lubartowie , zabiera żonę do Anglii . Do Polski już nie wrócił, umiera w Wielkiej Brytanii gdzie jest pochowany. Pozostawił po sobie dwóch synów Piotra i Jana , którzy są obywatelami Anglii .Takie były losy wuja Mańka w czasie drugiej wojny światowej . ____________________________________ Odnośnie mojego ojca chrzestnego Tadeusza Rusinka to jego losy były podobne , wojna zastaje go w jednostce wojskowej kawalerii w Chełmie Lubelskim ,gdzie odbywał służbę wojskową . Brał udział w obronie Warszawy , po kapitulacji stolicy z oddziałem dostaje się w okolice Rozkopaczewa, gdzie oddział został rozwiązany . W wojsku pełnił służbę rusznikarza . W miesiącu grudniu 1939 roku dziadkowie otrzymują wiadomość, że żyje i gdzie jest .Do Lubartowa przedostaje się z pomocą babci w przebraniu , ukrywa się , zaczynają się nim interesować Niemcy . Pracuje w kuźni dziadka jako kowal , wieczorami naprawia broń dla partyzantów , jest związany z silną grupą partyzancką AK Uskoka , która działa na terenie Rozkopaczewa – Kijan – Lubartowa . Roboty te wykonuje do roku 1943 do czasu aresztowania Go przez Gestapo , został zadenuncjowany przez swoją dziewczynę i wywieziony do obozu koncentracyjnego na Majdanku . Przy usilnych staraniach rodziców i brata Stanisława u władz Gestapo i Policji został wypuszczony za bardzo dużą łapówkę . W młodości uczęszczał do Szkoły Powszechnej i Rzemieślniczej w Lubartowie , wzmianka na jego temat jest w książce Lubartów i Ziemia Lubartowska strona 115 . Po wojnie pracował jako ślusarz , kowal , blacharz w Gospodarce Komunalnej w Lubartowie . Jest pochowany na cmentarzu w Lubartowie . Pozostawił po sobie pięcioro dzieci , które zamieszkują w Lubartowie . ---------------------------------------------------------- Mogę z perspektywy czasu powiedzieć że dziadek był mistrzem w swoim zawodzie .Pozostało sporo Jego prac w Lubartowie a mianowicie : Brama wjazdowa do parku z herbem miasta , okute drzwi wejściowe blachą mosiężną w kościele św. Anny . Wykonał skarbonki ze specjalnymi zamkami szyfrowymi w Kościele Farnym na owe czasy to był cud techniki . Babcia na swojej „ katordze” otrzymała solidne wykształcenie odnośnie wychowania i sztuki kulinarnej , potrafiła z niczego ugotować coś i to było bardzo smaczne . 11 Pamiętam jako dziecko jak w dniu wigilii przed południem zaczynał się ruch w kuchni, babcia zaczynała szykować potrawy a musiało ich być co najmniej dwanaście . W kuchni przy stolnicy babcia Antonina siadała i lepiła uszka do barszczu , pachniało suszonymi grzybami , parzonym makiem , topionym miodem . Mój Boże tyle na świecie się zmieniło ,człowiek na księżycu , telefony komórkowe , telewizja , ale Wigilia pachnie tak samo . My jako dzieci kręciliśmy się z kąta w kąt na dwór nie można było wychodzić bo prawie zawsze był mróz siarczysty i śnieg . Prosiliśmy babcię aby opowiedziała jak dawniej obchodzono ten dzień , choć wielokrotnie słyszałem tą historię , za każdym razem wydawała mi się również piękna . Babci już dawno niema w śród nas, ale gdy na wigilii zobaczę uszka i barszcz , dźwięczy mi w uszach jej opowieść . A mówiła tak „ byłam już dużą trzynastoletnią dziewczynką , kiedy dziewiętnasty wiek chylił się ku końcowi -- zaczynała swoją opowieść babcia . Wtedy wszystko miało swój czas , swoją kolej . Odwiecznych obyczajów strzegli najstarsi członkowie rodziny , proboszcz , przydrożne świątki , skrzypiące żurawie przy studniach , spróchniałe wierzby , a także chałupy , pełne legend i opowieści . Nasz świat w adwencie pościł , cierpliwie czekał , w Wigilię obcował z duchami , a dopiero po wieczerzy cieszył się i śpiewał kolędy Dzień Wigilijny w naszej okolicy nazywaną Wilią , a uroczystą kolację--wieczerzą , postnikiem lub pośnikiem Rwetes zaczynał się poprzedniego wieczora . Wynoszono wszystkie nie potrzebne statki z izby takie jak kądziel , tobołki z pierzem , po to aby przybywające duchy nie udusiły się w pierzu . Śniadanie ,jeden posiłek przed wieczerzą- , jadło się kartofle kraszone olejem rzepakowym oraz surówkę z kiszonej kapusty . Wszystkie garnki i wszystkie kąty w izbie były pucowane prawie do białości . Wszystko co by się nie robiło to była tradycja tak mówiła babcia”. Po południu przychodziła moja mama i ciocia Helena Mysiakowa i pomagały babci w dalszych pracach przy Wigilii. Smażyły karpia na oleju , śledzia w cieście , obowiązkowo musiał być barszcz z uszkami , kapusta z grochem , kluski z makiem , kutia z miodem , racuszki postne , no i do tego nie zapomniany kompot z suszu .Gdy zapaliła się na niebie pierwsza gwiazda na środek kuchni wędrował stół , który był przykryty nieskazitelnie białym obrusem i wszystkie specjalności babci ustawiano na nim. Zawsze nakryć było więcej o jedno , które było przeznaczone dla „zagórskich panów” . Dziadek po obrządku gadziny przynosił ze stodoły snop słomy , który stawiał w kącie izby i garść siana które kładł na talerz a na nim paczuszkę opłatków . 12 Wszystko było gotowe do kolacji , siadaliśmy wszyscy na około stołu , dziadek brał talerz z sianem i opłatkami i wygłaszał mowę mówiąc „ stańmy pospołu i podzielmy się świętym chlebem – rozpoczynał obrzęd dziadek , jako głowa rodziny . Potem wierszem składał nam życzenia : Jak obyczaj karze stary , Wedle ojców naszej wiary , Pragnę złożyć wam życzenia W dzień Bożego narodzenia . Wszyscy składaliśmy sobie życzenia ale już nie wierszem , babcia stawiała potrawy , takie same od pokoleń .Jedliśmy barszcz grzybowy , śledzie , smażone ryby karpie i szczupaki , kaszę z olejem lub na słodko , kluski z makiem i miodem ,fasolę , pierogi z kapustą i grzybami , racuchy . Do picia kompot z suszonych owoców . Nie można było żadnej potrawy pominąć bo groziło to chorobą , Wigilia jedzona była w ciszy tylko dziadkowi i babci można było wspominać dawne dzieje . Dopiero gdy wszystko zostało zjedzone ze stołu i zniknęły miski zaczynaliśmy śpiewać kolędy . Dziadek rozwiązywał snop słomy i to był raj dla dzieci , robił powrósło i szedł do sadu obwiązywał drzewa oby dobrze rodziły , resztki potraw i opłatek brał do stajni i obory i rozdawał koniom , krowom aby one też się cieszyły z narodzenia Pana . Ileż to lat minęło od tych dziecinnych Wigilii co się zmieniło ? , a zmieniło się bardzo dużo . Jest rok 1999 koniec wieku 24 grudnia przygotowujemy z żoną Wigilię dla swoich dzieci i wnuków , którzy mają do nas przyjść o godzinie szesnastej i tak jak zawszę pachnie w kuchni suszonymi grzybami , parzonym makiem z miodem , śledziami , rybami , ma być wesoło bo będą wnuki , ale łza się w oku kręci, choć staram to ukrywać przed żoną , wracają wspomnienia , wszystko stoi przed oczami, lata szczenięce i beztroskie . Liczę w myślach ile to nas brakuję , a brakuję bardzo dużo osób kochanych , brak babci która obchodziła by sto trzynaste urodziny , ona czekała na nowy wiek dwudziesty wiek telewizji , człowieka w kosmosie , aparatów komórkowych , samochodów , a ja czekam na nowe tysiąclecie ,które nie wiem co nam przyniesie , ona miała trzynaście lat a ja mam mieć w tym roku sześćdziesiąt z tą różnicą . Brak dziadka i tatusia , brak wujka Maksymiliana , Tadeusza , Stanisława . Brak mojego teścia Jana Budzyńskiego . W Ameryce już niema nikogo, wszystkich utuliła ziemia amerykańska . Brak dziadków gospodarstwa ,po którym mógłbym chodzić z zawiązanymi oczami i nigdzie bym nie zbłądził , zostało rozebrane i w tym miejscu znajduję się osiedle mieszkaniowe . Z rodziny pozostała moja mamusia , która w tym roku będzie miała dziewięćdziesiąt lat i ciocia Helena Mysiakowa , która też w tym roku będzie obchodziła osiemdziesiąte urodziny . 13 Jak to sobie wszystko przypomnę ogarnia mnie wielka żałość i same łzy cisną się do oczu , wszystko to podwaja się w święta Bożego Narodzenia i Nowego roku . Zachodzi pytanie dlaczego tak się dzieje i tu historia zatacza swoje koło. Moja kochana wnuczka Magdusia też chcę lepić uszka na Wigilię ze swoją babcią a moją żoną a Pawełek też wnuczek obsadza choinkę ze swoim ojcem a moim synem Piotrem . I tak właśnie moja historia dzieciństwa odchodzi w zapomnienie i to jest bardzo smutne . W czasie świąt i w Sylwestra odwiedzamy z żoną wszystkich naszych zmarłych , którzy leżą na Lubartowskim cmentarzu zapalamy świecę , rozmawiamy z bliskimi w czasie modlitwy . Cmentarz nasz wieczorem stwarza specyficzną cmentarną atmosferę , która sprawia niesamowite wrażenie : od mogił idzie smutek i uczucie śmierci , ma się wrażenie słyszeć , w powietrzu jakby czyjś szloch i jęk cichy . Zawszę zadaje sobie pytanie co jest po tamtej stronie , czy będzie możliwość zobaczenia się z bliskimi , i wtedy przychodzi na pamięć prawda , że Oni przebiegli do wyznaczonej przez Boga mety , a my jeszcze biegniemy , by się z nim zjednoczyć przez śmierć i później przez Wieczność . Wychodząc z cmentarza na grobowcu wykuty jest werset „Jam jest życie i zmartwychwstanie , kto wierzy we mnie , choć by umarł , żyć będzie na wieki” Na krótki więc czas pożegnaliśmy ich a trąba Archanioła wszystkich zbudzi na Sąd Boży i na życie wieczne amen. Muszę wspomnieć o mojej mamusi i o cioci Mysiakowej, które odegrały wielką role w rodzinie . Mamusia moja urodziła się jako pierwsze dziecko w rodzinie w 1910 roku , uczęszczała do Szkoły Powszechnej w Lubartowie , po skończeniu jej uczęszczała do sławnego Gimnazjum Profesora Kurtca . Wychodzi za mąż za Kazimierza Malessę urodzonego w Lubartowie w 1901 roku .Tatuś był starszy od mamusi o dziewięć lat . Tatuś nasz to uczestnik wojny z bolszewikami . W wieku dziewiętnastu lat uczestniczył w wojnie . Został zmobilizowany w jednostce wojskowej w Lublinie , po przeszkoleniu rekruckim trzydziestego czerwca 1920roku jako młody chłopak wyrusza na front pod dowództwem pułkownika Smorawińskiego uczestniczył w walkach nad rzeką Styr , na Wołyniu oraz pod Warszawą w wojsku był do roku 1923. W okresie między wojennym pracował jako kierownik piekarni ,później jako buchalter w Spółdzielni Społem w Lubartowie . Pracę tą wykonywał do wybuchu drugiej wojny światowej , został zmobilizowany, po przeszkoleniu przeszedł szlak od Lublina do Lwowa, batalion został rozwiązany i powrócił do Lubartowa i to go uratowało że nie zginął w Katyniu . Powraca do pracy w 14 Spółdzielni Jedność na stanowisko kierownika piekarni. Pomagał w zaopatrzeniu żywnościowym okolicznej partyzantce . W 1944 roku został powołany do Ludowego Wojska Polskiego , pracował w sztabie wojskowym w Warszawie . Z wojska powraca 22 września 1945 roku z walizeczką medali , do których w swoim życiu nie przywiązywał żadnej uwagi . Po wojnie pracował w Spółdzielni Społem jako Księgowy , w późniejszym okresie pracował w Narodowym Banku Polskim na stanowisku kasjera . Był wzorowym ojcem i przykładem dla swoich dzieci i wnuków , my jako jego dzieci jesteśmy dumni z takiego tatusia . W swoim życiu wspólne z mamusią wybudowali dom przy ulicy Lubelskiej 86 , działkę tatuś dostał od swego ojca a mojego dziadka Szczepana Malessy . Dziadek Szczepan Malesa urodził się w Lubartowie 26 . XII . 1867 roku z zawodu był murarzem , pracował przy przebudowie pałacu Sanguszków , oraz przy pałacu Radziwiłłów w Warszawie. Babcia na imię miała Julianna z domu Pawinska . Oboje są pochowani na cmentarzu w Lubartowie . Nasza rodzina jest dość liczna jest nas pięcioro rodzeństwa , gdyby przyszło się nam spotkać całej rodzinie Malessów wraz z żonami i dziećmi i wnukami to trzeba by było wynająć dużą salę . Najstarszy z rodzeństwa to Maciej urodzony 1936 roku ma troje dzieci i sześcioro wnuków drugi to ja Marek urodzony 1940 roku mam dwóch synów i dwoje wnucząt , trzecia to siostra Barbara urodzona w 1943 roku ma dwoje dzieci i czworo wnucząt i ostatni to bracia Zdzisław i Wiesław bliźniacy urodzeni 1947 roku obaj mają po dwoje dzieci ,Wiesław ma dwóch wnuków . I tak w sumie wszystkich z wnukami i prawnukami jest nas 43 osoby wraz z Mamusią na dzień dzisiejszy , jest to dość liczna rodzina . Ciocia Helena wyszła za mąż za Eugeniusz Mysiaka urodziła troje dzieci mieszkają w Lubartowie na ulicy Krzywe - Koło . Ostatni z synów babci to Stanisław , kawaler miał nieślubnego syna Wiesława, z zawodu był elektrykiem , obaj już nie żyją są pochowani na cmentarzu w Lubartowie . Dziadek Ludwik i Babcia Antonina mieli szesnaścioro wnuków . 15