HISTORIA PARAFII ŚWIĘTEGO ANTONIEGO

Transkrypt

HISTORIA PARAFII ŚWIĘTEGO ANTONIEGO
HISTORIA PARAFII ŚWIĘTEGO ANTONIEGO PADEWSKIEGO
W JERSEY CITY, NEW JERSEY.
Centenial St. Anthony's Church, Jersey City, NJ.
CAP at Orchard Lake.
Nowi emigranci przybywający z Polski do Ameryki Północnej nazywani byli, jak wszyscy inni,
przybyszami z Europy, kolonistami. Kolonia oznacza grupę ludzi tej samej narodowości, osiadłych
w dalekich krajach, a podlegających prawom ich rodzinnego Kraju.
W roku 1882 kolonia ta liczyła już 45 emigrantów. Przybili oni prawdopodobnie z Nowego Yorku
w poszukiwaniu pracy i dali się zapisać na stałe w Jersey City. Między nimi był Chrzanowski, były
naczelnik kolei Warszawsko-wiedeńskiej i Dr. Konopnicki z Warszawy. Obaj prześladowani za patriotyzm przez rząd rosyjski, musieli opuścić swoją Ojczyznę. Ta grupka Polaków najpierw uczęszczała do
kościoła S w. Stanisława B.M. w Nowym Yorku, wybudowanego w 1872 r. przy ul. Stanton. Obecny
jego adres brzmi: 101 East 7th Street.
Z biegiem czasu liczba emigrantów polskiego pochodzenia znacznie się tu powiększyła. Odczuwając
brak posług religijnych, zaczęli myśleć poważnie o założeniu własnej parafii w Jersey City. Pierwsze
zebranie w tej sprawie odbyło się w restauracji p. Grunwalda przy ul. Essex. Obecni tam byli: Aient,
syn aptekarza, Wiśniewski, Redarowski. Sledzianowski, Miernicki, Zakrzewski, Orzechowski, i Wilusz.
Prezesem tego zebrania mianowano Bąkalskiego, a sekretarzem Wilusza. W czasie obrad najpierw
podsunięto myśl kupna kościoła protestanckiego przy zbiegu ulic Sussex i Washington, ale z powodu
zbyt wysokiej ceny, bo aż $ 25.000, projekt ten zaniechano.
Drugie zebranie odbyło się w wyszynku prezesa Bąkalskiego, przy ul. Steuben. Tam zebrało się
już o wiele więcej rodaków i warto wymienić nazwiska tych pierwszych pionierów. Oprócz wyżej
wymienionych byli tam: Ks. Ignacy Barszcz, Cimuchowski, W. Herman Świątkowski, Wasilewski,
Szymański /policjant/, Zientarski, Duszyński Jan, Murawski, Majewski, Nowicki, Przekupowski,
Bobkowski, Krankowski, Karamkowski, Bulman, Rubacki, Dębowski, Mędrzycki, Gil /organista/,
Karczewski, Wochna, Jul /adwokat/, Altenbuch /książę/, Powalski, ojciec doktora P. Drazda, Smakowski /zegarmistrz/, Ligowski, Dr. Konopnicki, Chrzanowski, Mochnacki /hrabia/, Wodzicki, Piasecki,
Chechowski, Karboszewski, Czubka, Bański, Legenza, Dzikiewicz, Faber, Rokosz, Kasprowicz, Milewski,
Szumski /pogrzebowy/, Bromirski,
W tym samym dniu zebrano na budowę nowego kościoła 575 dolarów, z czego 225 wypłacono
za trzy parcele przy ul. Monmouth. W maju 1884 r. Ks. biskup Wigger poświęcił kamień węgielny,
a w jesieni tego samego roku dokończono budowy tymczasowego kościoła z drzewa. Poświęcenie
kościoła odbyło się we wrześniu 1884 w dniu "Święta Pracy" /Labor Day/.
1
Wielkimi dobrodziejami przy budowie kościoła okazali się na pierwszym miejscu Inżynier Erazm
Jarzembowski i jego małżonka. Nie tylko złożyli oni hojną ofiarę, ale i dzięki ich wstawiennictwu,
jedna z firm dostarczyła materiał budowlany zupełnie bezpłatnie. Ich dobry przykład i serdeczne
słowa zachęciły miejscową Polonię w dużej mierze do zorganizowania polskiej parafii.
Uznanie należy się również Jego Ekselencji Biskupowi Winand M. Wigger, który był podówczas
ordynariuszem w Newarku, za jego bardzo szlachetne popoarcie i urządzenie nawet zbiórki po całym
mieście przy pomocy Śledzianowskiego, Redarowskiego i Wilusza. Zbiórka ta przyniosła $3.500.
Pierwszym proboszczem nowopowstałej parafii został zatwierdzony ks. Ignacy Barszcz. Jako przybysz z Polski, nie władał jeszcze językiem angielskim, ale dawał sobie rady w sprawach urzędowych
Kościoła w języku łacińskim. Świadczą jeszcze o tym pozostałe po nim dokumenty. W ten sposób,
przy pomocy biskupa, chlubnie zapoczątkował dzieło, z którego wyrosła obecna parafia św. Antoniego.
Po blisko trzy letniej pracy nad założeniem nowej parafii, ks. Ignacy Barszcz zrezygnował ze
stanowiska proboszcza. Powodów nie znamy, ale musiało zajść coś poważnego, bo z powodu braku
księży, od czerwca do września 1897 r. parafię Św. Antoniego prowadził tymczasowo angielski proboszcz z kościoła Najśw. Maryi Panny /St. Mary's Church/, ks. A. McGrahan.
Od października 1887 r. parafia otrzymała nowego proboszcza w osobie ks. Aleksandra Michnowskiego. Wówczas liczba parafian już wzrosła do 10.000 dusz. Drewniany kościółek z konieczności
trzeba było powiększyć. Powzięto więc myśl wzniesienia zupełnie nowego kościoła. Zbiórka funduszów na ten cel od razu przyniosła $4.000. Drewniany kościółek został przeniesiony na parcelę
przy ul. Brunswick, tam gdzie stoi dziś szkoła elementarna. W 1892 roku powstał już nowy kościół.
W międzyczasie, w styczniu 1892 roku ks. Aleksander Michnowski ustąpił ze stanowiska proboszcza.
Po nim od lutego 1892 do 1895 roku, posługi religijne w nowym kościele sprawował ks. Władysław
Kupowski i przez kilka miesięcy w 1895 roku ks. C. Kucharski. W październiku 1895 r. proboszczem
w parafii Św. Antoniego został ks. Bolesław Kwiatkowski i sprawował ten urząd aż do swojej śmierci
dnia 13-go kwietnia 1934 r.
Wkrótce po objęciu parafii przez ks. B. Kwiatkowskiego, w kościele wybuchł pożar, który znacznie
uszkodził nieomal cały kościół. Pożar ten stał się powodem nie tylko do gruntownego odrestaurowania, ale i do powiększenia kościoła. Dobudowane zostało prezbiterium i zakrystia.
Powstała też trzynawowa świątynia, wykonana w stylu gotyckim; cała z siwego kamienia, z jedną
wieżą główną, ozdobioną maleńkimi wieżyczkami. Szeroka fasada ma trzy wejścia. Ponad głównymi
drzwiami umieszczono napis, który widnieje po dziś dzień: KOŚCIÓŁ POLSKI R. KATOLICKI — ŚW.
ANTONIEGO PADEWSKIEGO — ZBUDOWANY Z DROBNYCH SKŁADEK POLAKÓW I POLEK W JERSEY
CITY A. D. 1892-94. Poniżej, o wiele później dopisano: RESTORED 1955, tzn. za czasów księdza śp.
Leona Haka. Wewnątrz kościół zawierał nieomal 1.000 miejsc siedzących włącznie z chórem, dobrze
wykorzystanych. Biedny św. Antoni odpowiadał widocznie biednym Polakom.
Polacy kochali też swój kościół, bo jak historia mówi, każdy z nich przyczynił się do wzniesienie tej
pięknej świątyni, czy to modlitwą, czy też ciężko zapracowanym centem. We własnej świątyni mogli
utrzymać swoją bogatą tradycję religijną, a w niej z głęboką pokorą na wzór Służebnicy Pańskiej,
2
Matki Boskiej Częstochowskiej, znajdywali ukojenie na wszystkie swoje cierpienia.
Nic więc dziwnego, że i następne pokolenia, które w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków
życia, często z konieczności musiały opuścić okolice, jednak nigdy nie zapomniały i nie zapominają
o parafii św. Antoniego. Uważają ją za swoją własną i w miarę możności, śpieszą z pomocą, aby
ją utrzymać i aby młodsze pokolenia otrzymywały to samo, tak bardzo drogocenne wychowanie.
Wielkie poszanowanie i prawdziwa radość płynie z tych prostych słów, tak często słyszanych: "O,
ja tam chodziłem do szkoły..., przyjąłem Pierwszą Komunię świętą, Bierzmowanie, ile to człowiek
się naśpiewał?, myśmy tam nawet ślubowali, to było coś wspaniałego!" O tak, już tu na ziemi nie
zapominamy o tej więzi duchowej, o tak bogatym sentymencie, wyrażonym w naszych pieśniach
religijnych, a przecież to wszystko prowadzi do jeszcze większej radości, do szczęśliwości wiecznej;
dlatego już teraz chcemy wyrazić naszą wdzięczność Panu Bogu, szczególnie przy okazji niniejszego
stulecia parafii.
Jeśli historia jest matką, która wychowuje nas do życia, to wróćmy do jej prymitywnych początków. Parafia np. nie miała mieszkań własnych dla tych, którzy nią kierowali. Pierwszy proboszcz,
ks. Ignacy Barszcz mieszkał w prywatnym domu przy ulicy siódmej, między Monmouth i Coles.
Ks. Michnowski i jego dwaj następcy mieszkali u ludzi przy piątej ulicy, tam gdzie widnieje jeszcze
dziś Nr. 355. Dopiero ks. Bolesław Kwiatkowski przy pomocy parafian wybudował plebanię, która
dwukrotnie powiększona, istnieje po dziś dzień.
Szkoła parafialna powstała dopiero w roku 1898 przy zbiegu ulic Szóstej i Brunswick. Jest to wielki
gmach, zawierający 23 klas i tę samą ilość mieszkań dla sióstr nauczycielek oraz inne pomieszczenia,
konieczne do życia. Kiedy liczba dzieci w szkole zmalała, wprowadzono niektóre ulepszenia, zgodnie
z wymaganiami coraz nowszych przepisów szkolnych.
Wśród licznych trudności do przezwyciężenia, po dziś dzień pozostała jedna, wyjątkowa, nie
dająca się usunąć, na którą też musimy dać pozytywną odpowiedź, bo nasuwa się każdemu, który
przechodzi obok i z powagą patrzy na budynki parafialne: "Jak się to stało, że pomiędzy plebanią a
szkołą parafialną, powstał drugi kościół i druga plebania, należące de parafii włoskiej? Przecież to
miejsce przydałoby się na plac szkolny dla dzieci i na parkowanie w niedziele!"
Otóż, przede wszystkim dawniejsze czasy nie można porównać do wymagań dzisiejszych, i to
jest zasadniczy powód, że winy nie ponoszą ani Polacy, ani Włosi. Pierwsi pionierzy nie byli też krótkowzroczni, więc winę ponosi ktoś trzeci a tego nie można zataić, bo był nim proboszcz kościoła św.
Michała, ks. Sheppard, irlandczyk, ówczesny Wikariusz Generalny, a więc bardzo wpływowy. Nie
pozwolił on budować Włochom blisko parafii terytorialnej. "Tam macie 'loty' wolne obok kościoła
św. Antoniego" —powiedział. Włosi koniecznie chcieli mieć swoją własną parafię, tak jak Polacy,
więc skorzystali z tego, co było im dane. Kiedy ks. B. Kwiatkowski udał się do urzędu realnościowego,
aby wykupić owe loty, już było za późno.
Ten dziwny dopust Boży, kryje w sobie na pewno głębsze znaczenie: Pomimo tak wielkiej niedorzeczności, obydwie parafie żyją sobie w najlepszej zgodzie, jak dwie siostry i nigdy nie było z
tego powodu jakichkolwiek nieporozumień. Skazane w oczach ludzkich na zagładę, obydwie okazują
jeszcze wielką żywotność, bo mają szkoły parafialne, a nasza parafia ma dodatkowo jeszcze szkołę
średnią; natomiast parafia św. Michała nie ma już żadnej szkoły. Daj Boże, aby na nowo odżyła, bo na
3
gruzach starych domów budują już nowe. Tymczasem, Pan Bóg chciał nas doświadczyć i widocznie
czegoś nauczyć — na większą Jego chwalę i dla utrwalenia pokoju "Wśród ludzi dobrej woli".
Początkowo do parafii św. Antoniego należeli Polacy z całego półwyspu; od Bayonne włącznie aż
pod Cliftside poprzez North Bergen. Z biegiem czasu nowe fale emigrantów polskich zaczęły napływać
do stanu New Jersey, podówczas słynnego jeszcze z rolnictwa, co odpowiadało bardzo Polakom. Na
wzór pierwszej parafii, niebawem zaczęto organizować nowe parafie po całym stanie i powstawały
nowe i wspaniałe kościoły, prawdziwe pomniki katolickiej wiary naszego narodu. Ponieważ fakt ten
jest bardzo ciekawy, bo stanowimy jedność, dlatego ich chronologiczny wykaz umieścimy na osobnej
stronicy.
W mieście Jersey City powstały również dwa filialne kościoły: jeden przy ul. Sussex, pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej; a drugi przy ul. St. Paul i Tunnele, znany jako kościół św. Anny.
Obydwa te kościoły najpierw obsługiwane były przez księży z kościoła św. Antoniego. Dopiero w roku
1911 otrzymały one własnych księży i zostały zatwierdzone, jako nowe parafie. "Obecnie wszystkie
te trzy kościoły są przepełnione wiernymi w niedziele i święta" — tak piszą nasze pamiętniki z lat
1934 oraz 1942 roku.
Nic więc dziwnego, że były starania o czwartą polską parafię w okolicy Greenville, szczególnie,
aby dzieci miały bliżej do szkoły i aby starszym udostępnić uczęszczanie na niedzielne Msze święte.
Jednak inne motywy ziemskie przeszkodziły tym staraniom.
Większość parafian św. Antoniego mieszkała w dolnej części miasta od ul. 18-tej aż do Grant
Street i tak pozostało po dziś dzień. Byli to ludzie średnio zamożni, ciężo pracujący, ale pobożni,
stąd też dzielnie utrzymywali i rozwijali swoje rodziny, budowali dość piękne domki i ozdabiali je
kwiatami, bo posiadali skarby duchowe. Cechowała ich radość ze spokojnego życia i rzadkie były
wypadki nieporozumień lub złego postępowania. Ich miłość była trwała, bo oparta na miłości Bożej i
na bogatej tradycji narodu o szczególnym nabożeństwie do Matki Najśw. Wspomożycielki wiernych.
W poczuciu swoich obowiązków, chętnie gromadzili się w niedziele i święta do kościoła na Msze
święte i licznie przystępowali do Sakramentów świętych. W ten sposób przetrwali niejeden kryzys i
przygnębienie, szczególnie t.zw. depresję w latach od 1930 do 1938, w czasie w którym ludzie bez
silnej wiary, często odbierali sobie życie. Późniejsze pokolenia pamiętają te czasy, dlatego z wielkim
poszanowaniem dla rodziców i dla Kościoła, stopniowo zajmują ich miejsce i zdobywają coraz lepsze
stanowiska w społeczeństwie amerykańskim. Głęboki sentyment, wyrażony w tak licznych pieśniach
religijnych, jak i świeckich, zespala nasz naród, chroni od rozbicia i od wynarodowiania się, a przez
prawdziwe życie z Bogiem, i od utraty zbawienia wiecznego.
Pierwsi parafianie św. Antoniego pamiętali też i o Polsce. Ponieważ opuścili swój Kraj bądź to
dla ratowania życia przed uciskiem trzech zaborców, bądź też dla polepszenia swego życia, więc nie
zapominali o swoich dawnych organizacjach. Łączyli się w towarzystwa kościelne i świeckie, szczególnie o charakterze wojskowym, z nadzieją uwolnienia Ojczyzny od zaborców. Znani byli Krakusi,
Huzary, Kadeci, Czerwoni Ułani, Kosynierzy itp. Nie wszyscy jednak doczekali się niepodległej Polski.
W czasie Pierwszej Wojny Światowej wielu parafian zaciągnęło się do t.zw. Błękitnej Armii Gen.
Hallera. Inni, w szeregach Armii Stanów Zjednoczonych walczyli za ojczyznę znaną im, ale tylko z
opowiadań ojców. Pozostali zaś, chętnie nosili pomoc swoim braciom za oceanem w postaci hojnych
darów. Pewnego dnia ks. Bolesław Kwiatkowski zebrał na ten cel kościele $10.000.
4
Wśród organizacji parafialnych, najżywszą było Towarzystwo Najświętszego Imienia Jezus.
Od roku 1905 do 1942 liczyło ono blisko 350 członków. Z kolei, Towarzystwo Najśw. Serca P. Jezusa, założone dnia 30 kwietnia 1898 r. liczyło w 1942 r. ponad 200 członkiń. Bardzo żywe było
również Towarzystwo Niewiast Różańcowych liczące np. w roku 1942 16 Róż, a każda Róża miała
15 członkiń. Obok, istniało również Towarzystwo Panien Żywego Różańca św. Tereski od Dzieciątka
Jezus, założone w 1906 roku. Była to raczej Sodalicja Marjańska, zatwierdzona podówczas na cały
świat przez Stolicę Apostolską. Z kolei, Trzeci Zakon św. Franciszka, założony został w naszej parafii
dnia 13 czerwca 1922 r. a liczył około 100 członkiń włącznie z Nowicjuszkami.
Nie mniej ważną rolę odgrywało przy parafii Towarzystwo Szkolne dla rodziców, oraz CYO dla
młodzieży szkolnej, założone na życzenie Arcybiskupa Tomasza Walsh w roku 1941. Wszystkim tym
Towarzystwom należy się wielkie uznanie, a większość z nich na pewno już otrzymała nagrodę w
niebie.
Obecnie istnieje jeszcze dosyć żywe Towarzystwo Imienia Jezus oraz fragmenty złączonych Towarzystw: Różańca Św., Trzeciego zakonu i Najśw. Serca Pana Jezusa. Im również należy się uznanie
za pracę przy parafii i za utrzymanie bogatej tradycji. W dodatku, od sierpnia 1982 roku, w parafii
znalazło się dosyć wiernych ochotników na t.zw. Wieczerniki Modlitw o Pokój. Są to wieczerniki
Eucharystyczno-Maryjne, które odbywają się w każdą pierwszą i ostatnią sobotą miesiąca, aby
uprosić pokój we świecie i zbawienie dusz nieśmiertelnych.
Wracając do jednego z najdzielniejszych i kierowników parafii, księdza Bolesława Kwiatkowskiego, dodać należy, że proboszcz ten, "jako Hektor" i prawdziwy gospodarz, włodarzył parafią
św. Antoniego nieomal 40 lat, aż do jego śmierci w 1934 roku.
W maju tegoż samego roku, przybył do parafii, jako proboszcz ks. Prałat P. Ignacy Szudrowicz.
Parafianie przyzwyczajeni do ks. Kwiatkowskiego, początkowo mieli trochę wątpliwości, co do
nowego proboszcza, jednak w krótkim czasie okazał się on nie tylko dobrym i gorliwym kapłanem,
ale i świetnym gospodarzem. Jemu właśnie zawdzięczamy owe trzy wspaniałe ołtarze, wykonane
artystycznie w stylu gotyckim przez firmę włoską, Boticino. Marmurem dał okryć również i ściany kościoła a przy okazji dobudowano jeszcze w tym samym stylu odpowiednią kaplicę Chrztu
świętego.
Parafianie, na widok tak pięknych dzieł sztuki, okazali się zaraz bardzo ofiarnymi, a cały kościół
nabrał też wartości prawdziwie artystycznej. Czwarty ołtarz, matki Boskiej Częstochowskiej, jest
zrobiony z drzewa i pochodzi z dawniejszych czasów.
Dnia 13-go czerwca, w uroczystość św. Antoniego w 1942 roku, odbył się ZŁOTY JUBILEUSZ
PARAFII. W tym dniu Ks. Sufragan Tomasz Boland konsekrował nie tylko nowe ołtarze, ale i cały
kościół. Na kościele nie pozostało też już żadnego długu.
Po śmierci księdza Prałata Szudrowicza w październiku 1946 r. nowym proboszczem został
wyznaczony ks. Leon Godlewski, jednak po sześciu tygodniach ciężko zachorował i zmarł przedwcześnie.
Po rocznej administracji księdza Stanisława Rosińskiego, w roku 1948 parafia otrzymała nowego proboszcza w osobie ks. Leona Haka. Pod jego energiczną ręką parafia zdobyła się na większy
5
wysiłek: zakupiła szkołę publiczną za symboliczną cenę przy ul. 8-mej Nr. 175 i zamieniono ją na
szkołę średnią, "St. Anthony's High School". Szkoła ta po dziś dzień, rokrocznie wychowuje i kształci przęsło 300 studentów, dzięki ofiarnej pracy Sióstr Felicjanek. Obecnie pracuje tam 8 sióstr,
11 nauczycielek świeckich, 3 braci szkolnych i jeden kapłan. Natomiast w szkole podstawowej,
"Grammar School", liczącej ponad 200 dzieci szkolnych, pracują 3 siostry, 8 nauczycielek, jedna
sekretarka i oddźwierny robotnik.
Po tragicznej śmierci w wypadku samochodowym księdza Leona Haka, Ks. Arcybiskup Boland
zamianował na jego miejsce proboszczem księdza Edwarda Majewskiego w jego rodzinnej parafii.
Ks. Edward z zapałem zabrał się do ulepszenia szkół parafialnych i powiększenia fakultatów. Za jego
staraniem przy pomocy utalentowanego muzyka, ks. Józefa Woźniaka, w kościele zainstalowano
nowy organ "jubileuszowy" z trzema manuałami, który obecnie uchodzi, jako najlepszy w okolicy.
Wszystko może uchodzić za najlepsze, ale jak powiada Pismo Święte: "Nikt nie jest prorokiem
we własnym mieście". Po śmierci proboszcza w Lyndhurst, ks. Edward Majewski zrobił aplikację i
zaraz został przeniesiony, aby objąć tamtejszą parafię. Tam też otrzymał godność Prałata, ale po
krótkiej chorobie na serce, zmarł dokładnie w Boże Narodzenie 1983 roku.
Niezmiernie trudne i odpowiedzialne stanowisko po księdzu Majewskim objął Ks. Marian Walichowski w październiku 1971 roku i po dziś dzień niezmordowanie prowadzi tutejszą parafię.
Stare budynki wymagają coraz więcej napraw i czujnej opieki, aby tu nie dopuścić do większych
szkód. Do tego ks. Walichowski zabrał się stanowczo i energicznie. Najpierw dał naprawić dach na
kościele, co uważał za najważniejsze. Potem delikatnie dał go odmalować i odrestaurować części
zniszczone. Na koniec zabrał się do plebanii, gdzie na pierwszym piętrze, ze starego zrobił nieomal
nowe. O wiele groźniejszym było wprowadzenie koniecznych zmian w związku z nową Liturgią w
Kościele, jednak obecny Proboszcz rozwiązał ten problem bardzo ostrożnie, z poszanowaniem do
tego, co było dobre a nie niszczeje, bo u Boga wszelkie dobro zawsze będzie miało swoją wartość.
A na chwałę Bożą nie trzeba szczędzić ani grosza, ani swoich własnych sił.
W ten sposób, do obecnego proboszcza księdza Mariana Walichowskiego słusznie możemy
zastosować słowa Pisma Świętego: "Pochłania mnie troska o Dom Boży" /Ps. 69, 10; Jan 2, 17/.
6

Podobne dokumenty