Nie te siły już i rzutkość nie ta, ale w głowie wciąż raj

Transkrypt

Nie te siły już i rzutkość nie ta, ale w głowie wciąż raj
Monika Urbańska
(Uniwersytet Łódzki)
,,Nie te siły już i rzutkość nie ta, ale w głowie wciąż raj dla Mahometa” —
potyczki ze starością Jana Brzechwy
Jan Brzechwa pozostawił wiele tekstów, w których odnosił się do swojego wieku.
Z właściwym sobie humorem i ironią rozprawiał się ze starością, po swojemu, czyli
najczęściej ją ignorując. Sześćdziesięcioletni Brzechwa nadal żył tak, jak w czasach swej
młodości. Relacjonował:
Gdy przestąpiłem sześćdziesiątkę, to postanowiłem sobie ostatnie lata życia wykorzystać głównie dla
przyjemności. Czerpać gdzie się da, co się da i skąd się da, chwytać całą radość życia, dobrze zjeść,
dobrze wypić, pograć w brydża czy w króla, no i jeszcze jedno — posyłać kwiatki ładnym kobietom. W
1
sumie, póki można, korzystać ze smaku świata. Taki oto ze mnie jest staruszek.
W mieszkaniu kolegi, na ścianie, umieścił Brzechwa wymowny dwuwiersz,
demaskujący jego podejście do starości:
Choć już jestem staruszkiem,
2
Za to miejsce piję duszkiem.
Trzecia żona poety, Janina Brzechwa, miała wrażenie, gdy mąż spotykał się ze swym
rysownikiem i przyjacielem, Janem Marcinem Szancerem, że
pokój wypełnia się gazem rozweselającym i że za chwilę uniesiemy się w powietrze. Starsi już bądź co
3
bądź panowie zachowywali się jak dwaj rozbrykani chłopcy i po prostu pletli androny.
Brzechwa zastanawiał się każdego ranka, jaka go dziś czeka niespodzianka, zawsze się
czegoś spodziewał i uważał, że życie bez niespodzianek byłoby nudne.
Pisarz ten jest szufladkowany jako twórca literatury dziecięcej, starszy pan spełniający
się w tworzeniu rymów dla najmłodszych. Niewiele napisano również o jego życiu
osobistym, zupełnie tak, jakby nie było potrzeby, jakby postrzegany był jedynie przez teksty
takie jak Pan Kleks i Kaczka Dziwaczka. W przypadku tego autora doszło do
1
Zob. M. Rusinek, Kwiat niezapominajki, [w:] Akademia Pana Brzechwy. Wspomnienia o Janie
Brzechwie, pod red. A. Marianowicza, Warszawa 1984, s. 89.
2
Ibidem, s. 94.
3
J. Brzechwa, Coś z kuchni, [w:] Akademia Pana Brzechwy, op. cit., s. 98.
1
charakterystycznego zjawiska — jego obraz został wytworzony na podstawie wierszy
adresowanych do najmłodszych odbiorców, z pominięciem całego, dużego dorobku. Jednak
dzięki ponadczasowemu charakterowi twórczość Brzechwy nie dezaktualizuje się. Stanowi
ona asumpt do głębokiej refleksji o człowieku. Zjawiska życia i ducha sportretowane są
w niej w tajemniczy i metafizyczny sposób. Świat poetycki zasadza się na emocjonalnych
fundamentach, jest postrzegany intuicyjnie i emocjonalnie, na wskroś uczuciowo i magicznie,
niczym w Leśmianowskiej4 przestrzeni baśni i fantazji.
Krewniak Bolesława Leśmiana portretował codzienność, ludzi, wydarzenia, był
kronikarzem swoich czasów z humorem je obrazującym. Często zadawał pytania o sprawy
ostateczne. Jest pisarzem trzech okresów literackich: Młodej Polski, do której często
nawiązywał, dwudziestolecia międzywojennego, na które przypada jego pisarki debiut, oraz
literatury powojennej — czasu jego dojrzałej twórczości. Jego teksty zajmują ważne miejsce
w literaturze XX w.
Gdy słynący z kochliwości poeta poznał swą druga żonę — osobę od niego młodszą
— odczuł swój wiek jako pewien balast. Na potrzebę tej znajomości zaczął podawać
nieprawdziwą datę urodzenia (15 VIII 1900), odmładzając się nieco — zaledwie o dwa lata,
co czyniło jednak niemałą różnicę. W rzeczywistości bowiem Brzechwa urodził się w innym
stuleciu niż wybranka jego serca.
W ostatnich latach życia Brzechwa pisał dość często o starzeniu się, przemijaniu,
śmierci. Poważna choroba serca, której pierwszym symptomem był rozległy zawał w 1953 r.,
przypominała poecie o tym, że wkroczył w nowy etap życia, naznaczony pewnymi
ograniczeniami wynikającymi z choroby i wieku. Jednak Brzechwa żył tak, jakby nie
przyjmował tego do wiadomości. Ten okres to bez wątpienia czas pewnych podsumowań,
spoglądania wstecz, z innej niż dotychczas perspektywy. Ale Brzechwa starzał się tak jak żył:
pogodnie, z uśmiechem, dystansem do siebie i własnych ograniczeń, był raczej widzem niż
uczestnikiem własnej starości. Starość zmusiła do innego oglądu minionych wydarzeń —z
dowcipem wyliczał rzeczy, które powinien był zrobić wcześniej. W zawadiacki sposób
konstatował, że będzie to wszystko musiał nadrobić — zrobić teraz. Brzechwa to poeta
żywiołów, emocjonalności, homo viator badający różne obszary egzystencji. Na czele
tematów zawsze aktualnych w życiu autora Trzeciego kręgu znajdowała się miłość,
najczęściej motyw nienasycenia, odrzucenia, uczucia zapalczywego i spalającego do reszty.
4
Wiadomo, że Brzechwa (właśc. Jan Lesman), fascynował się poezją swego krewniaka, Bolesława
Leśmiana, dawał mu także do recenzji swoje wiersze. Jednakże poezja Brzechwy wychodzi daleko poza
nawiązania do metafizycznego i bajkowego świata Leśmiana. Por. R. Matuszewski, Z bliska, Szkice literackie,
Kraków 1981, s. 190.
2
Zgodnie z tradycją literacką miłość bywa kojarzona przez niego ze śmiercią, przy czym
śmierć nie wydaje się być ostateczna — zmarłego wskrzesić może pocałunek, którego
ukochana jednak mu odmawia.5
Czterdziestoletni Brzechwa miał już za sobą dwa małżeństwa i był w kolejnym,
nieformalnym związku. Ślady stanów permanentnego zakochania pozostawił w licznych
lirykach. W wieku czterdziestu siedmiu lat ożenił się po raz trzeci i ostatni, jednak nawet jako
stary człowiek uganiał się za kobietami. W pamięci Szancera zachowało się zdarzenie
związane z ilustrowaniem Pchły Szachrajki:
Właśnie szkicowałem postać bohaterki, gdy spotkana w kawiarni znajoma oświadczyła mi, że pchła
powinna być do niej podobna, bo to ją miał właśnie pan Brzechwa na myśli. Ale już następnego dnia
spotkałem drugi pierwowzór pchły, potem trzeci i czwarty. Niepoprawny donżuan, Janek Brzechwa, w
6
ten sposób głaskał próżność kobiecą.
Brzechwa uwielbiał kobiety (zwłaszcza piękne). Miał także powodzenie u nich, gdyż
ubierał się gustownie, palił dobre papierosy, bywał w dobrych restauracjach, luksusowo
urządził swoje mieszkanie. Żył lekko i rozrywkowo7.
W obrębie zainteresowania starzejącego się podmiotu mówiącego z wiersza Do
podlotka znalazła się szesnastoletnia dziewczyna. Podmiot mówiący zauważa kokieteryjnie,
że z czasem dzielący ich dystans będzie się zmniejszał:
Mam na włosach siwizny śnieg,
Spiesz się, prędzej swe włosy ośnież,
Goń mój, goń mój podeszły wiek,
A ja pilnie będę cię strzegł,
8
Będę czekał kiedy wyrośniesz.
Można znaleźć powiązania między Bergsonowskim élan vital a filozofią życia
Brzechwy. Zatracił on się w działaniu, w przeżywaniu miłosnych doznań, żył tak
intensywnie, że starość go zaskoczyła w biegu. Intuicja była jednym z czynników
składających się na jego sylwetkę twórczą. Człowiek i świat w jego poezji podlegał
nieustannemu rozwojowi i dynamizmowi. Czas postrzegany był jako ciągłość przeżywana nie
tylko w aspekcie mechanicznym ale też psychologicznym. Życie i trwanie stanowią punkty
wyjścia w widzeniu rzeczywistości. W wierszu Nieostrożność podmiot mówiący dowcipnie
skwitował sześćdziesiąt szczęśliwie i szybko przeżytych lat:
Prowadziła mnie za rękę muza pogodna,
5
Zob. J. Brzechwa, Owej nocy pamiętnej, [w:] idem, Wiersze zebrane, oprac. R. Matuszewski,
Warszawa 1981, s. 34.
6
J. M. Szancer, ***, [w:] Akademia Pana Brzechwy, op. cit., s. 85-86.
7
Por. S. R. Dobrowolski, Brzechwa, [w:] Akademia Pana Brzechwy, op. cit., s. 38.
8
J. Brzechwa, Do podlotka, [w:] idem, Wiersze zebrane, op. cit., s. 93.
3
Chwile szczęścia wypijałem jak wino — do dna,
Dni młodości nie liczyłem, lat nie mierzyłem,
Czas miniony kwitowałem wspomnieniem miłym.
Nie wiedziałem nawet, jak ma starość na imię,
Kładłem słowo obok słowa i rym przy rymie,
Rymy w głowie się roiły jak srebrne głosy.
Srebrny pył się osypywał na moje włosy...
I tak właśnie przekroczyłem granicę wieku!
9
— Trzeba było uważać, głupi człowieku!
Z kolei radość i optymizm są kluczem do zrozumienia fenomenu starości w życiu
i twórczości Brzechwy. Czas mijał, lecz on pozostawał tym samym chłopcem, co
dziesięciolecia wcześniej. Dla Brzechwy starość nie była czasem skupienia się nad rzeczami
ostatecznymi, ale nad rozkoszami życia. Jednak w wierszu Lato forma niedokonana
(chciałoby się znowu) wymarzonych przez podmiot mówiący czynności zdradza pewne
ograniczenie czy też niemoc, a przynajmniej ograniczenie ciała wobec nieokiełznanych
możliwości wciąż młodego ducha:
Nie miałem z kalendarzem zbyt dobrej komitywy,
Młodość mojego życia przypadła na wiek siwy.
Gdy idę przez ulice — dusza pogania ciało;
Pięćdziesiąt lat przeżyłem i ciągle mi za mało!
Poeci piszą słowa, których nikt nie rozumie,
A życie takie proste — w słońcu i liści szumie...
Wiem o kwiatach to tylko, co mi powie ich zapach,
Lecz wiedzy tej nie znajdę w książkach ani na mapach.
Lato, choć nawet siwe, niechby najdłużej trwało —
Pięćdziesiąt lat przeżyłem i ciągle mi za mało.
I chciałoby się znowu za miastem zrywać chabry,
Uśmiechać się do dziewcząt powracających z fabryk,
Patrzeć z mostu na Wisłę mieniącą się tak złudnie,
Tańczyć na Mariensztacie w niedzielne popołudnie,
A potem z konduktorką z ,,czternastki” iść na lody
I udawać młodego — choć już się nie jest młodym.10
Dla kogoś, kto większość swego życia kochał, starość była tym boleśniejsza, że
oznaczała koniec miłości. Być może dlatego starzejący się Brzechwa nie zaprzestał
aktywnego życia i adoracji pięknej płci, miłość była dla niego niewyczerpanym źródłem
inspiracji i sensem życia. Tuż przed śmiercią napisał, iż z natury jest optymistą, pisał
9
10
J. Brzechwa, Nieostrożność, [w:] ibidem, s. 117.
J. Brzechwa, Lato, [w:] ibidem, s. 116.
4
przeważnie w chwilach trudnych, a tematyka jego wierszy da się scharakteryzować parafrazą
wiersza Lechonia:
Pytasz, co w moim życiu było
Rzeczą główną?
Miłość i śmierć, odpowiem,
11
Obydwie zarówno.
Brzechwa nie mieści się szablonie statecznego starca. Starszy wiek, naznaczony
chorobami, wiodący nieuchronnie do śmierci, nazwany przez Brzechwę ,,ostatnią młodością”
— zupełnie tak, jakby było ich w życiu kilka, a ściślej mówiąc, jakby całe życie było
młodością — nie miał eschatologicznego wymiaru. Brzechwa zdawał sobie sprawę, że
w pewnym wieku wypadałoby szykować się w zaświaty, jednak nie chciał tego i nie potrafił,
niczym dusza z pięknego i wymownego wiersza Bolesława Leśmiana Wyruszyła dusza
w drogę. Brzechwa był uwięziony między konwencją starości i odchodzenia a rzeczywistym
przywiązaniem do życia i rzeczy przynależnych żywym, co więcej — do rzeczy
przynależnych młodości:
Mnie już nic a nic nie obchodzi. Ja już jestem poza tym;
Skończyły się wszelkie problemy, wątpliwości i troski;
Przez niedomkniętą powiekę dostrzegam nicość nad światem,
12
A w głowie mam dawne miłostki i podobne błahostki.
Starość nie musi stanowić ujemnego bilansu, może być upartym kroczeniem ku
przyszłości:
W zamarłym lesie brodzę sam,
Do ust przyciskam srebrny grzebień,
I niewymyślną polkę gram,
13
I nie oglądam się za siebie.
Umieranie postrzegane było przez Brzechwę jako gwałt na człowieku, śmierć była
uosobieniem odrazy. W liryku Śmierć tytułowa bohaterka pojawia się po wyjściu lekarza jako
,,staruszka, taka siwa, poczciwa”, chwilę później, korzystając z nieobecności bliskich:
Cicho zaśpiewała, głośno zakasłała,
Trochę się zgarbiła i trochę przysiadła...
Aż się nagle rozprostowała
Wzdłuż mego prześcieradła.
Na mnie się zwaliła, rozkraczyła nogi,
Chciwie mnie wgarnęła w swoje biodra starcze
11
12
13
J. Brzechwa, Do czytelników, ,,Kultura” 1966, nr 40, s. 1.
J. Brzechwa, Ostatnia młodość, [w:] idem, Wiersze zebrane, op. cit., s. 254.
J. Brzechwa, Polka, [w:] ibidem, s. 60.
5
I jęczała pieszcząc: ,,Mój drogi,
Czy ci aby nastarczę?”
Czułem szorstkie tarcie jej zwiędłego brzucha,
Zaduch jej oddechu i dziąsła chwytliwe,
Aż opadło wreszcie bez ducha
Ciało jej nieżywe.
Leżę rozpostarty, leżę na uboczu,
Ona lgnie do mego stygnącego łona,
Ma zapach gorączki i moczu
14
I jest — nieogarniona.
Śmierć mogłaby być dla schorowanego starca ulgą, lecz jest coś, co zakotwiczyło go
mocno w życiu i pozwalało je przeżyć jakby na nowo. Są to wspomnienia, budujące relacje
i więzi, których nie da się zapomnieć, nieustannie żywe i dziejące się w pamięci jak wciąż
odgrywany film:
Tak, prawda. Ale tutaj są jeszcze wspomnienia,
Które w ludzkim umyśle żłobią swe odbicia.
Co utkwiło w pamięci, to się już nie zmienia,
15
Lecz trwa, by stać się nowym powtórzeniem życia.
Osłabiona dusza nie spoczywa jednak wyłącznie na laurach wspomnień. Podmiot
mówiący wymownie zwierza się na temat swej duszy: ,,Zaprzedałbym ją diabłu, byłbym
drugim Faustem”.16
W twórczości Brzechwy starości przypisane są barwy bieli i srebra. Badaczka
Brzechwy, Anna Szóstak, zauważa, iż
symbolika bieli u późnego Brzechwy wydaje się mieć rodowód obcy naszemu kręgowi kulturowemu.
Pozytywna konotacja znaczeniowa bieli kojarzonej w kulturze Zachodu z niewinnością, doskonałością i
czystością zostaje przez Brzechwę odrzucona na rzecz pojmowania tej barwy w filozofiach Wschodu. W
tradycyjnej symbolice chińskiej bowiem biel stanowi barwę starości, jesieni, zachodu i nieszczęścia. 17
Do końca życia poeta podróżował wiele (podobnie jak w dzieciństwie, kiedy
obowiązki ojca — pracownika kolei — zmuszały całą rodzinę do częstych przeprowadzek),
prywatnie oraz w związku z funkcjami, które pełnił, m.in. jako współpracownik UNESCO,
członek Międzynarodowej Komisji Prawa Autorskiego. Uwielbiał spotykać się z ludźmi. Był
zaskoczony starością, jednak mimo to nie pozwalał by zepsuła mu humor lub życiowe plany.
14
15
16
17
J. Brzechwa, Śmierć, [w:] ibidem, s. 50-51.
J. Brzechwa, Faust, [w:] ibidem, s. 258.
Ibidem.
A. Szóstak, Od modernizmu do lingwizmu. O przemianach w twórczości Jana Brzechwy, Kraków 2003,
s. 309.
6
Starość nabierała sensu w towarzystwie ludzi, zwłaszcza bliskich. Antoni Marianowicz
wspominał o aktywnościach Brzechwy, o tym, że wszystko robił z nieporównanym
wdziękiem i elegancją, w aurze bezustannego powodzenia. Uśmieszek na jego ustach zdawał
się wtedy mówić: ,,Przepraszam, że przychodzi mi to tak łatwo… To doprawdy nie moja
wina”.18
Z kolei Marian Brandys zapamiętał ostatnie spotkania z Brzechwą jako wzruszające.
Pewnego dnia, po jednym z ataków bólu, Brzechwa zapytany przez przyjaciela, czy już lepiej
się czuje, odparł: ,,— Daj spokój, tyle jest przyjemniejszych tematów… Czujesz, lipy już
pachną…”. Poeta postanowił umrzeć stojąc, po to by niczego z życia nie uronić, żyć w pełni.
Brandys nie znał nikogo, kto, zwłaszcza na starość, w takim stopniu jak Brzechwa kochał
życie i umiał się z niego cieszyć. Na starość cieszył się on na wszystko:
na to, że za chwilę przyniosą mu śniadanie, na spacery w parku, na rozmowy z ludźmi, na stosy listów od
czytelników […], na lekturę gazet, na dziennik telewizyjny, na felieton dla ,,Expressu”, który napisze
w przerwie między atakami gorączki, na pogodę słoneczną (bo będzie można siedzieć na tarasie) i na
19
pogodę deszczową (bo potrzebna jest oborskim ogrodnikom).
Brzechwa do końca życia pomagał innym ludziom — skupiał się nad ich potrzebami,
problemami, służył radą, pomocą finansową lub pomagał w załatwianiu różnych spraw.
Marianowicz napisał o nim wszystko mówiący wiersz, zatytułowany Uprzejmy dzięcioł:
Rzekła sroka: ,,Mój dzięciole,
Przybij mi tu gwóźdź na dole!”
,,Z miłą chęcią” —
odparł dzięcioł.
Rzekła sójka: ,,Tak się spieszę,
Więc wystukaj mi depeszę!”
,,Z miłą chęcią” —
odparł dzięcioł.
Poprosiła czajka: ,,Może
Zrobisz mi dziurkę w korze?”
,,Z miłą chęcią” —
odparł dzięcioł.
Już od tego pęka głowa,
Przestań stukać!” — rzekła sowa.
,,Z miłą chęcią” —
20
odparł dzięcioł.
18
19
20
A. Marianowicz, Poeta piszący w niebie wiersze, [w:] Akademia Pana Brzechwy, op.cit., s. 66.
M. Brandys, Jan Brzechwa 1900-1966, [w:] Akademia Pana Brzechwy, op. cit., s. 182-183.
A. Marianowicz, op. cit., s. 69.
7
Poeta nie wyobrażał sobie, by w związku z wiekiem być ciężarem dla innych.
Jednocześnie nie zrezygnował z dotychczasowych uciech. Jego sposobem na starość był
nieprzemijający dobry humor:
Coraz to kogoś z zawałem
Do windy dźwigają nosze,
Ja właśnie też zawal miałem
I tez umieram, O — proszę!
Lekarze, siostry, salowe
Wylewają łzy na wyprzódki,
Słabnie puls, brak mi tchu, tracę mowę…
21
Ale jestem wesolutki.
Brandys, wspominając Brzechwę w okresie starości, skonstatował, że nie znał
,,nikogo, kto by tak, jak ten gasnący człowiek — kochał życie i tak umiał się z życia
cieszyć”.22 Marianowicz z kolei mówił o starzejącym i chorującym poecie jako o kimś, w
kogo myślach nie było
rozpaczy, najwyżej żal, że opuszcza świat tak nieskończenie piękny i atrakcyjny. Męczył się straszliwie
— i ani na chwilę nie przestał być sobą, cudownym hedonistą rozważającym sprawy bytu i niebytu
23
w kategoriach »lirycznego uśmiechu« i »taktownego umierania«.
W Ostatniej młodości podmiot mówiący dowodzi, że żadne położenie człowieka nie
jest beznadziejne — ani starca ani nawet nieboszczyka, gdyż po śmierci jest się znów
najmłodszym — najmłodszym wśród nieboszczyków.
Liryk W dobie choroby stanowi ostatnie słowo starego i schorowanego poety, który
pozostawił w testamencie swoje wiersze, poezję i miłość uznał natomiast za radości życia:
Pieśnią miłosną jak pocałunkiem
Życie zawierszę:
Miłość mi była strawą i trunkiem —
24
Miłość i wiersze.
Ostatnie słowa stanowią apoteozę życia i młodości, rozrachunek poety realizującego
się w akcie twórczym. Słowo, które pozostanie, stanie się pomnikiem trwalszym od spiżu:
Słowa te piszę na pożegnanie
W dobie choroby:
Jeśli z mych wierszy choć coś zostanie —
25
Nie noś żałoby.
21
22
23
24
25
J. Brzechwa, Pogoda ducha, [w:] idem, Wiersze zebrane, op. cit., s. 259.
M. Brandys, Jan Brzechwa 1900-1966, ,,Świat” 1966, nr 29, s. 3.
A. Marianowicz, op. cit., s. 77.
J. Brzechwa, W dobie choroby, [w:] idem, Wiersze zebrane, op. cit., s. 251.
Ibidem.
8
Podobnie w wierszu Liryczny uśmiech podmiot mówiący mówi o poezji jako o
wartości, która pozostaje, jest niejako kontynuacją życia, uśmiechem zza grobu, i zaznacza, iż
jego pokoleniu godzi się zachować pogodę i hart ducha wobec świadomości przemijania:
Widzisz, sam sobie przeczę. I ty sobie przecz,
Gdy serce moje nagle o północy uśnie;
Pomyśl: ,,To taka zwykła, naturalna rzecz”.
26
I liryka się zmieni w obopólny uśmiech.
Schorowany bohater wiersza Sen wieczny, za namową zaufanego lekarza liczy barany,
które mają przyspieszyć nadejście snu wiecznego. Jednak nawet wobec rzeczy ostatecznych
zajmują go i intrygują powaby doczesnego piękna, uosobionego w postaci młodej i seksownej
aktorki:
Wtem — po sto dziewiętnastym — w ścianie przed otworem
Zamiast sto dwudziestego, jak rachunki każą,
Ujrzałem nie barana, ale Sophię Loren!
27
Sen wieczny diabli wzięli. I wierz tu lekarzom.
Podmiot mówiący kolejnego liryku, pt. Podsumowanie ubolewa nie tyle nad starością,
co związaną z nią pogarszającą się kondycją ciała, znacznie ustępującą temperamentowi:
Nie te siły i rzutkość już nie ta,
Wkrótce życie weźmie rozbrat z ciałem
28
Ale w głowie — wciąż raj Mahometa.
Refleksje o własnej bezpotomności, rozumianej przez podmiot liryczny jako
nieposiadanie męskiego potomka, stają się okazją do żartów:
Sam potrafię roztrwonić to, co syn by roztrwonił.
29
Wolę mieć raczej wnuczki. Oczywiście — cudze.
Starość to czas snucia planów na przyszłość, nawet jeśli mają się ograniczać do
relaksującej gry w karty30. Podmiot mówiący Spóźnionych refleksji zauważa, że ,,każdy wiek
ma swe przyjemności” i dowcipnie podsumowuje minione lata:
Lecz — do licha! — dlaczego tak późno zmądrzałem?
Co dotychczas robiłem? Dużo głupstw, niestety!
Goniłem przez pół wieku za czczym ideałem,
Wabiły mnie podróże, wiersze i kobiety...
26
J. Brzechwa, Liryczny uśmiech, [w:] ibidem, s. 252.
J. Brzechwa, Sen wieczny, [w:] ibidem, s. 253.
28
J. Brzechwa, Podsumowanie, [w:] ibidem, s. 263.
29
J. Brzechwa, Bezpotomność, [w:] ibidem, s. 262.
30
Rzeczywiście, karty były pasją Brzechwy i formą relaksu, zwłaszcza w starości, por. I. Szymańska,
Smuga śmiechu, [w:] Akademia pana Brzechwy, op. cit., s. 140.
27
9
[……………………………………………]
Teraz, gdym się zestarzał, umysł mam otwarty,
Przejrzałem, zrozumiałem i wiem już niezbicie,
Że przez to, iż tak późno zacząłem grać w karty,
31
Bezpowrotnie i głupio zmarnowałem życie.
Brzechwa dorastał w bajkowym klimacie łąk i sadów rozciągających się wokół domu.
Ta przestrzeń, utrwalona w pamięci dziecka, znajdywała potem ujście w jego twórczości,
bliskiej klimatom Leśmiana. W pamięci i w sercu starzejącego się poety utkwiło także
wspomnienie ojca. Wokół ojca Brzechwy skupiali się intelektualiści. Był erudytą —
pasjonował się literaturą, muzyką, historią, matematyką. Dzięki niemu przyszły pisarz
rozwinął się intelektualnie ponad wiek.32 Na starość Brzechwa stwierdzał, że ojciec był
jedyną osobą, która kochała go naprawdę.33 Jemu właśnie poświęcił przejmujący wiersz pt.
Ojciec. Starzec wspomina w nim z rozrzewnieniem dawne rytuały wieczorne, bliskość
i pieszczoty jakich doświadczał ze strony ojca jako mały Jaś. Rozpaczliwie prosi ojca, by
przemógł grób i znów znalazł się blisko. Podmiot mówiący stwierdza, że nie zmieniło się nic,
tylko czas. Wielokrotnie powtarzane: ,,jak dawniej” świadczy niezbicie, że człowiek o siwych
włosach, stojący u schyłku życia, ma te same potrzeby co mały chłopiec:
Nieżywe, smutne słowa: ,,Mały Jaś”,
Mów do mnie znów jak dawniej. Światło zgaś,
Chcę z tobą być jak dawniej sam na sam,
By dobrze, tak jak dawniej, było nam.
Przy tobie, tak jak dawniej, siądę tuż
I będę aż do świtu milczał już;
I tylko będę słuchał twoich słów,
A ty znów, tak jak dawniej, do mnie mów.
Ja wiem, jak ci jest trudno przemóc grób,
Lecz zrób to, jeśli możesz, dla mnie zrób...
Tu nic się nie zmieniło, tylko — czas...
Przyjdź do mnie nie na długo, chociaż raz,
I powiedz, tak jak dawniej: ,,Mały Jaś”,
Obejmij tak jak dawniej, lampę zgaś,
Do siebie na kolana znów mnie weź,
34
I siwe moje włosy dłonią pieść.
31
J. Brzechwa, Spóźnione refleksje, [w:] ibidem, s. 261.
O tym, że od ojca przejął fascynacje literackie, napisał Brzechwa w powieści o charakterze
autobiograficznym, pt. Gdy owoc dojrzewa, Warszawa 1958, s. 19.
33
J. Brzechwa, Coś z kuchni, [w:] Akademia pana Brzechwy, op. cit., s. 100.
34
J. Brzechwa, Ojciec, [w:] idem, Wiersze zebrane, op. cit., s. 99.
32
10
Pisarz przeczuwał, że zbliża się śmierć, o czym może świadczyć rozmowa
z Ministrem kultury i sztuki. W 1963 r. Brzechwa i środowisko literackie spodziewało się, że
otrzyma on nagrodę literacką. Tak się jednak nie stało. Wówczas minister, tłumacząc się
niejako z tej niezręczności, stwierdził, że Brzechwa zostanie z pewnością nagrodzony
w przyszłym roku. Na to zainteresowany odparł: ,,Panie ministrze, mnie pośmiertne
wyróżnienia nie interesują”35.
Poeta cieszył się ogromną sympatią czytelników a także szacunkiem świata
intelektualistów. Na starość żartował, że jeśli przedmowy na jego pogrzebie będą za długie, to
zapuka palcem w wieko od spodu. 6 lipca 1966 r., przy jego trumnie wartę pełnili minister
kultury i sztuki Lucjan Motyka, dyrektor generalny Ministerstwa Kultury i Sztuki
S. W. Balicki, członkowie prezydium ZAiKS, pisarze. Przemowy, zgodnie z życzeniem
Zmarłego, nie były długie. Jarosław Iwaszkiewicz wygłosił nad zwłokami Brzechwy
następujące słowa:
Wszyscy kochali tego jasnego, świetlanego człowieka o uśmiechu pogodnym jak letnie niebo. I kiedy tak
myślę tutaj o jego ubiegłym życiu, które w ostatecznej rachubie można nazwać życiem szczęśliwym,
sądzę, że to jego osobowość, jego pogoda, jego zachwyt istnieniem we wszystkich przejawach —
spowodowały, że i twórczość jego oddychała tą radością i zabawą, tą jasnością, której Jan Brzechwa był
36
uosobieniem.
35
36
S. R. Dobrowolski, Brzechwa, [w:] Akademia Pana Brzechwy, op. cit., s. 47.
I. Iwaszkiewicz, Pożegnanie Jana Brzechwy, ,,Twórczość” 1966, nr 10, s. 159.
11