. - Hlondianum
Transkrypt
. - Hlondianum
WSTĘP Ze wszystkich zakątków świata, które najbardziej przyciągają moją uwagę i które było mi dane odwiedzić, najbardziej zainteresowała mnie Ziemia Święta. Z pewnością, gdyby nie mój pobyt tam, nie byłoby niniejszej powieści. Zafascynowana kulturą Bliskiego Wschodu, a jeszcze bardziej za namową kilku życzliwych mi osób, zwłaszcza Magdaleny N. z Mosiny – której bardzo dziękuję za doping i wiarę w moje możliwości – postanowiłam przelać na papier to, do czego natchnął mnie pobyt w Izraelu. Szczególną inspiracją do napisania tej, jak sądzę, podróżniczej powieści były nie tylko fascynujące miejsca, w których dane było mi być, ale i ludzie. Wiele można by było pisać o kulturze, historii, tradycji, religii, zróżnicowaniu geograficznym, miejscach, które warto odwiedzić. Staram się dotknąć trochę każdego z wymienionych tematów, gdyż nie sposób pisać o wszystkim bardzo szeroko. Zamiast jednej książki trzeba by napisać wiele tomów. Chociaż powstało już niejedno opracowanie przedstawiające te zagadnienia, jednak chciałam nieco odbiec od standardowych naukowych opisów i połączyć tę wiedzę z wątkami powieści. Starałam się połączyć różne elementy w jedno, tak aby zapoznać czytelnika z kulturą tego regionu, omówić niektóre wątki jego historii i następnie powrócić do współczesności. Dużo miejsca zajmuje tematyka związana z Islamem. Przekazuję wiele informacji dotyczących tej religii, głównie z myślą o czytelniku słabo orientującym się w tej dziedzinie. Na temat Islamu można znaleźć niemało opracowań, ale moja forma opisu odbiega od innych. Nie chciałam ukazać tylko wiedzy o religii Muzułmanów, ale postanowiłam poprzeplatać ją fabułą, której zdarzenia mają miejsce właśnie na ziemi izraelskiej. Chociaż w mojej książce nie brakuje opisów dotyczących Judaizmu i Chrześcijaństwa, to przede wszystkim skupiam się na problematyce Islamu, gdyż uważam, że obecnie żyjemy w czasie, w którym coraz więcej słyszy się o wyznawcach Allaha. Wielu Europejczyków, jak i lu- 7 dzi zamieszkujących inne części świata poznało Muzułmanów, niestety, często niesłusznie z negatywnej strony, i to głównie z przekazów medialnych. Dlatego uważam, że istnieje większa niż kiedykolwiek potrzeba bliższego poznania tych ludzi i przekonania się, że tak naprawdę wiele nas łączy albo może połączyć. Chiałabym za pośrednictwem właśnie tej książki przekonać ludzi dobrej woli do nawiązania głębszego dialogu z Muzułmanami dla dobra ogółu. Nie znaczy to, że w treści mojej książki nie ma żadnych sporów, bo pojawiają się one dosyć często. O wyborze Islamu jako tematu mojej książki zadecydował również stan nikłej jego znajomości wśród ludzi z mojego otoczenia. Uważam, że na rynku wydawniczym brakuje przystępnie przygotowanych opracowań w tym zakresie. Prace czysto naukowe poświęcone Islamowi są zazwyczaj napisane w taki sposób, że nie każdy może zrozumieć ich treść. Tym bardziej powinno powstać więcej książek i artykułów przedstawiających Islam takim, jaki on jest, i stawiających go w prawdzie, a nie w krzywym zwierciadle. Myślę, że udało mi się opisać najistotniejsze fakty dotyczące tej religii. Mam nadzieję, że w jasny i przystępny sposób przedstawiłam myśl islamską. Bardzo zależy mi na tym, aby ta powieść była rzetelną próbą zrozumienia Islamu i pogodzenia często zwaśnionych stron, świata Islamu i zachodniej kultury, która wcale nie jest taka jednolita, jak często myślą sami Muzułmanie. Chciałam o sprawach dotyczących świata Islamu napisać w nieco inny sposób, niż ujmują je wydawnictwa dostępne na rynku. Starałam się, aby mój przekaz nie był zamknięty w sztywnych ramach. Wplotłam w niego również przygodę mojej bohaterki z Ziemią Świętą. Natomiast Islam przedstawiam z różnych punktów widzenia, które warto poznać. Dlatego w mojej książce przewijają się opinie różnych ludzi, pozbierane przeze mnie. Jestem zwolenniczką rozmowy o problemach, nie wolno ich pozostawiać, bo wtedy nigdy nie uda się ich rozwiązać. Moja książka to także obrona wiary katolickiej, stąd jej po części apologetyczny charakter, przy czym oczywiście nie chcę się odłączyć od dialogu międzyreligijnego. Ważne dla mnie było to, aby akcja książki mówiącej o religiach monoteistycznych działa się tam, gdzie 8 są ich korzenie. Należy pamiętać, że zarówno my, Polacy, jak i inne narody, wywodzimy się z kręgu kultury judeochrześcijańskiej. Nie wolno o tym zapominać. Gdyby tak się stało, znaczyłoby to, że odcinamy się od własnych korzeni, które znajdują się tam, gdzie zaczęło się Chrześcijaństwo, a wcześniej Judaizm, gdzie powstał też Islam, z którym należy się liczyć i szanować jego wyznawców. Uprzedzam, że moją książkę należy czytać z Pismem Świętym w ręku, gdyż często będzie przydatne. W ten sposób zachęcam do korzystania z tej świętej Księgi, którą każdy szanujący się człowiek, określający się mianem wierzącego, powinien dobrze poznać. Zależało mi również na przekonaniu ludzi poszukujących i niewierzących do poznania Biblii, gdyż jest tego warta. Jeśli nawet ktoś ją odrzuca, to tym bardziej powinien ją przeczytać, żeby wiedzieć, co odrzuca. Jeśli chodzi o Koran, to miałam na uwadze niewielką jego znajomość i dlatego wszystkie cytaty podaję dokładnie. Choć wiele miejsca poświęcam problematyce Islamu, to jednak nie jest to książka skierowana wyłącznie do miłośników tej problematyki. Piszę o wielu sprawach dotyczących życia i myślę, że każdy może tam znaleźć coś dla siebie. Moi bohaterowie różnią się cechami psychicznymi, podróżują po niezwykłym kraju, doświadczają przygód, zmagają się z rozmaitymi problemami, przeżywają różne dylematy, smutki i radości. Pojawia się też wątek miłosny. Większość opisanych zdarzeń miała miejsce w rzeczywistości, niektóre z nich dotyczą również mnie. Które? A to już pozostanie moją tajemnicą. Proszę nie utożsamiać głównej bohaterki ze mną. Raz jeszcze dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tej książki. Pragnę wspomnieć szczególnie mojego arabskiego przyjaciela, Muzułmanina z Izraela – Kamala Sahidę. Tak więc zapraszam do podróży ze mną w głąb egzotycznej krainy i mam nadzieję, że dostarczę każdemu czytelnikowi wiązanki ciekawych wrażeń. Wszystkie cytaty biblijne pochodzą z: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, w przekładzie z języków oryginalnych, opracował zespół biblistów polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich, wydanie IV, Poznań–Warszawa 1995. Cytaty z Koranu zaś 9 oparte są na następujących wydaniach: Święty Koran, tekst arabski i tłumaczenie polskie. Published by Islam International Publications Ltd. Islamabad 1990; Koran, z arabskiego przełożył i komentarzem opatrzył J. Bielawski, Warszawa 1986; Koran, przełożył J.M. Buczacki, Warszawa 1858. Anna Kreczmer ROZDZIAŁ XVI Kolejnego dnia rano Halil zapowiedział SMS-em swój przyjazd i miał zjawić się w okolicach lunchu, ale oczywiście swoim zwyczajem spóźnił się. Magda, znając go, choć niedługo, spodziewała się tego, więc wcale się nie zdziwiła, jak zjawił się z ponadgodzinnym opóźnieniem. Z takimi jak on trzeba się umawiać podstępnie, podać im wcześniejszą godzinę spotkania, to akurat gdy się spóźnią, przyjadą na tę właściwą, o której tak naprawdę są oczekiwani. Spóźniony chłopak tym razem zjawił się bez kwiatów, ale za to w towarzystwie swojego najlepszego kumpla Mahmuda. Okazało się, że Halil znów nie miał czym dojechać i wypożyczył sobie Mahmuda jako kierowcę. Magdę dziwiło to, że przyjechał z osobą towarzyszącą, co mijało się z chęcią bycia z nią na osobności. Przecież podobno tak bardzo zależało mu na przebywaniu z nią sam na sam. Halil na wstępie wyjaśnił, że Mahmud wiele o niej słyszał i chciał ją osobiście poznać. Następnie wszyscy wsiedli do samochodu i jeździli bez celu po okolicy. Mahmud przedstawiał swojego najlepszego kumpla w samych superlatywach. Powiedział też, że chodzili razem do szkoły i stąd się znają, co Madzi wydało się dziwne, bo wcześniej zdążył powiedzieć, że za kilka dni skończy dwadzieścia jeden lat. – Jak to możliwe? – spytała zaskoczona i podejrzliwa Magda. – Przecież Halil jest od ciebie starszy, więc nie mogliście się razem uczyć, chyba że powtarzał klasy i mnie się do tego nie przyznał. – Hm… – zastanawiał się przez chwilę Mahmud. – Nie, nie, oczywiście, że nie – powtarzał. – Ja byłem niżej, ale poznaliśmy się, chodząc do tej samej szkoły. – Tak właśnie było – wtrącił Halil. – Oj, wydaje mi się, że coś kręcicie. Pewnie Halil też ma dwadzieścia jeden lat, a podaje, że jest starszy, żebym się nim zainteresowała. – To nieprawda, wcale tak nie jest – przekonywali obaj. Mahmud okazał się bardzo elokwentny i wesoły, ale nie wzbudzał zaufania. Można było mieć do niego zastrzeżenia, tak samo jak do jego przyjaciela. Pewnie reszta paczki była siebie warta. 255 Obydwaj kumple zauważyli, że Magdalena jest przygaszona. Pytając ją dlaczego, dowiedzieli się o historii nastoletniego Icchaka. Chyba jednak nie bardzo się tym przejęli, wydawało się nawet, że nie słuchali jej z większym zainteresowaniem. Chociaż jednomyślnie stwierdzili, że to, co mu się przytrafiło, jest straszne, ale przecież Żydzi też eliminują Arabów z Autonomii Palestyńskiej, więc nie ma co się nad nimi rozczulać. Halil wpadł na pomysł, żeby wybrać się w okolice plaży za Bat Yam i nauczyć Magdę jeździć samochodem. Miałaby jakąś rozrywkę i rozweseliłaby się. Madzi rzeczywiście podobała się ta jej pierwsza wolna jazda w odludnym miejscu. Piasek był twardo zbity, więc dobrze się jeździło, ale w miejscu, gdzie kończyła się plaża, znajdowało się strome urwisko, a na samym dole szalały morskie fale. Madzia jednak kontynuowała swoją jazdę, trzymając się z dala od tego miejsca. Nie chciała zanadto się do niego zbliżać, bo mogłoby dojść do tragedii, gdyby samochód spadł w przepaść. Madzia pomyślała, że nie może sobie pozwolić na runięcie w dół, bo kiepsko mogłoby się to skończyć, a daru lewitacji nie ma opanowanego i jej pasażerowie z pewnością też nie. Pytali natomiast, co ją tak rozbawiło, gdy zobaczyli wreszcie mały, nieśmiały uśmieszek na jej twarzy. Ona, wciąż się uśmiechając, odpowiedziała, że rozmyśla o tej swojej pierwszej jeździe i choć jej się to spodobało, niezbyt pewnie czuje się za kierownicą. Cały czas słuchała wskazówek dwóch młodych kierowców i wolniutko krążyła po tym odludnym miejscu. Mimo że była początkującym kierowcą, szło jej całkiem dobrze, ale gdyby wyjechała na jezdnię, różnie by mogło być, więc w czasie jazdy z takim kierowcą najlepiej być w stanie łaski uświęcającej. Halil zapytał: – Czemu nie wybierzesz się na prawo jazdy? Zawsze przecież może to być przydatne. – Jasne, że jest to przydatne, ale jakoś waham się. Nie wiem, czy byłabym dobrym kierowcą, może nie nadaję się do tego. – Nadajesz się świetnie – Mahmud zaraz zareagował. – Nie wiem, ile razy podchodziłabym do egzaminu, słyszałam, że niektórzy zdali dopiero po kilkunastu próbach. A każdy egzamin to dodatkowy wydatek. Raczej niewielu ma to z głowy za pierwszym podejściem. 256 – Nie martw się, ja zdałem za drugim – powiedział Mahmud. – A ja za trzecim – przyznał się Halil. Magda powiedziała do siebie w myślach: „A Jasin za pierwszym”, nie chcąc mówić o nim przy tych dwóch łobuzach, zwłaszcza przy jednym z nich. Zastanawiała się też, czy informacje, które podali przed chwilą, były zgodne z prawdą. Obojętnie o czym by mówili, podawała to w wątpliwość i traktowała ich z przymrużeniem oka, choć im samym dawała do zrozumienia, że traktuje prawie wszystko, o czym mówią, z powagą. Pomyślała sobie, że świetnie do siebie pasują, dobrali się jak w korcu maku. Mahmud przekonywał Magdę, żeby nie obawiała się egzaminu, przecież wiele ich w swoim życiu już zdała. Na co ona odpowiedziała, że to były inne rodzaje egzaminów i nie tak stresujące. Stwierdziła, że wolałaby być przesłuchiwana przez izraelską policję, niż zdawać tego typu egzamin. Na co Mahmud roześmiał się w głos. W tym czasie drugi młodzieniec myślami był gdzieś daleko, kompletnie nieobecny. Kiedy już zaczęło się porządnie ściemniać, pojechali do Tel Awiwu na grilla. Tym razem prowadził Mahmud. Madzia spodziewała się grilla pod gołym niebem, a tu okazało się, że dojechali do budynku dość pokaźnych rozmiarów, w którym było kilka stoisk z różnego rodzaju mięsem. Po wybraniu najlepszych kąsków przeszli w inne miejsce, gdzie znajdowały się duże grille, i smażyli tam swoje szaszłyki. Oprócz tego wypiekali również lafę na jakichś kamiennych piecach, na które rozlali ciasto. Kiedy już skończyli te czynności, zbliżyli się do stołów z surówką, nałożyli sobie, ile tylko chcieli, i doprawili ją wedle upodobania, po czym usiedli w jadalnej części pomieszczeń i zabrali się do jedzenia. Magda popijała soczek, a jej towarzysze oczywiście wypili sobie po piwku. Miejsce to było skromnie urządzone, a nawet było trochę obskurne, ale za to niedrogie i całkiem przyjemnie się tam przebywało. Największą frajdę sprawiało samodzielne wypiekanie swojego posiłku. Była cała masa ludzi, ale udało im się znaleźć jeden wolny stolik i po zajęciu miejsc, nie zwlekając, zajęli się przyszykowanym przez siebie posiłkiem. – I jak, kochanie, mieszka ci się w obcym kraju? – Halil zapytał Magdę. – Bardzo za tobą tęskniłem, nie mogłem spać prawie całą noc. 257 – A ja całkiem smacznie spałam, kiedy już udało mi się zasnąć – odpowiedziała i patrzyła na niego podejrzliwie. Jak zawsze zastanawiała się, czy to, co mówi, jest zgodne z prawdą. Następnie odezwał się Mahmud: – Ja też bym smacznie spał, gdybym nie musiał pracować u Żydów. Jak tylko przypomnę sobie o moim wrednym szefie, to spędza mi to sen z powiek. Mam jednak zamiar założyć jakiś własny interes i mam nadzieję, że się rozkręci. – Insza Alla – odpowiedziała mu na to Madzia. – O, mówisz po arabsku, dobrze, że nie po żydowsku – powiedział z cynizmem. – Nie bądź niegrzeczny. – Dobra, dobra, tak tylko sobie gadam. Już będę grzeczny – oznajmił, chichocząc. – Ja nie znam dobrze angielskiego, a ty, mała? Słysząc, jak mówisz, myślę, że nie sprawia ci to większego kłopotu. – Nie jest źle, ale mimo wszystko, mówiąc w obcym języku, trzeba się trochę wysilać. Jakby mi się nie chciało, to mogłabym się ograniczyć do Kali mieć, Kali chcieć. Mam teraz mniejszy kontakt z własnym językiem, więc trochę mi go brakuje, zaczynam już nawet myśleć po angielsku. – A co to za jeden ten Kali? – zapytał zaciekawiony Mahmud. Madzia nie mogła oprzeć się pokusie, żeby trochę nabrać tych dwóch niepoważnych chłoptasiów i tłumaczyła: – Kali to król Polski, który przybył do królestwa polskiego z odległej krainy i choć mieszka w nim prawie sto lat, to jeszcze płynnie nie nauczył się polskiego. – To ale długo u was ludzie żyją – dziwili się obaj, a Madzia śmiała się w duchu, że tak łatwo dali się nabrać na wymyśloną na poczekaniu historyjkę. Nie zdążyła już jej sprostować, bo Mahmud nagle poderwał się i nie skończywszy nawet jeść tego, co miał na talerzu, stwierdził, że musi odwiedzić kogoś w okolicy i chce zostawić parkę gołąbeczków sam na sam, żeby mogły sobie pogruchać. – Na gruchanie to ja jestem za duża. Jak byłam mała, to gruchałam sobie często gruchawką – odpaliła na to gołąbeczka. – Gruchawka to taka zabaweczka dla bobasów, jakbyś nie wiedział. – Ale żartownisia – odezwał się na to. 258 Po wyjściu Mahmuda Halil przysiadł się blisko Madzi, nawet za blisko, więc zmusiło ją to do przestawienia krzesełka w bezpieczniejsze miejsce. – Nie uciekaj, laleczko, chodź tu bliżej, usiądź mi na kolanach. Nie obchodzi mnie to, że ludzie będą się gapić. Niech zazdroszczą. – Możesz sobie tylko pomarzyć. – No wiesz, kochanie moje… – Nie jestem żadne twoje kochanie – przerwała mu. – Przestań tak do mnie mówić! – No wiesz, wyluzuj trochę, nie bądź taka sztywna. Przepraszam, widzę, że jesteś wciąż nie w sosie, postaram już ci się nie narażać. Będę grzeczny jak mój przyjaciel Mahmud. Muszę ci się przyznać, że zeszłej nocy położyłem sobie twoje zdjęcie na poduszkę i słuchając nastrojowej muzyki, wpatrywałem się w twoje oblicze jak w obraz i ocierałem łzy tęsknoty. Nawet z rozpaczy się upiłem. – Akurat z rozpaczy? – No tak, bo wolisz innego, a nie mnie – wydukał rzewnie, robiąc smutną minę. – Przestań już, nie podoba mi się to, co mówisz – jego rozmówczyni czuła się niezręcznie. – A co, może nieprawda? Halil w dalszym ciągu nie był Magdzie obojętny i źle się czuła z tego powodu, zupełnie tak, jakby zdradzała kochanego Jasina. Miała wciąż mętlik w głowie i chciała się go jak najszybciej pozbyć. Na szczęście niczego nie ukrywała, więc Jasin był świadomy jej dylematu i cierpliwie czekał na jej decyzję. Był taki wyrozumiały. Chciał dla niej jak najlepiej i nie zamierzał jej trzymać przy sobie na siłę. Niełatwo było jej się przyznać, że sama nie wie, czego tak właściwie jeszcze chce, ale chciała być uczciwa i podzieliła się z Jasinem swoimi wątpliwościami i rozterkami. Choć przyjął to spokojnie, to nieuniknione było to, że zrobiło mu się przykro, ale zrozumiał, że Halila znała wcześniej, zanim poznała jego, i długo wyczekiwała na spotkanie z nim po dłuższej przerwie. Na słowa Halila o wpatrywaniu się w nią jak w obraz przyszło jej do głowy, à propos obrazu, że mógłby wpatrywać się w prawdziwy jej obraz, którego istnienia nie był świadomy. Halil zaczął tłumaczyć, że 259 chociaż nie ma ze sobą kwiatów ani pierścionka, to przyjechał z zamiarem oświadczenia się Magdzie. – Więc mówiąc krótko a jasno, proszę cię o rękę. – Ale ty romantyczny jesteś! Jestem rozczarowana. – Wiem, że oprawa moich oświadczyn jest nie najlepsza, ale nie chciało mi się obmyślać efektów specjalnych. – Aha, to widzę, jak ci na tym zależy. Nie mam ochoty na takie żarty. Małżeństwo to poważna sprawa, a z poważnych rzeczy się nie żartuje. – Jestem jak najbardziej poważny i szczery. – No, nie wiem, ale za to jesteś szybszy niż mój nieustannie spieszący się zegarek. Chyba większość Arabów taka jest. I proszę cię, nie zadawaj mi kłopotliwych pytań. Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. – Że się zgadzasz, weźmiemy szybki ślub, ale musisz przyjąć moją religię. – Nigdy, wolałabym umrzeć! – odpowiedziała szybko i zdecydowanie. – Ale mi dowaliłaś – posmutniał. – Przepraszam, rozpędziłam się, ale powiedziałam tak tylko dlatego, żeby dowieść, że zależy mi na mojej własnej religii i dlatego nie mogę robić nic wbrew sobie. Magda chciała go sprawdzić i zaczęła go prowokować. – Skoro jesteś taki zdecydowany na poślubienie mnie, to dlaczego nie pytasz mnie o moją rodzinę? Powinieneś ją poznać. Widzę jednak, że nie jesteś nią zainteresowany i nie zależy ci na poznaniu mojego życia. – Opowiadaj, chcę wiedzieć wszystko. Właściwie to dowiedziałem się co nieco z twoich listów. A twoje życie teraz jest tu. – Aha, ale niewystarczająco wiesz o mojej rodzinie i nie kwapisz się, aby ją poznać. Ja natomiast o twojej rodzinie jak do tej pory niewiele wiem, a chętnie w końcu bym ją poznała. Zwłaszcza twoją babcię, która jest Chrześcijanką. Miałabym z nią najwięcej wspólnego ze względu na tę samą religię. A jakiego konkretnie wyznania ona jest? – Nie wiem, nie znam się. – Jak to się nie znasz? Przecież jesteś jej wnukiem, to powinieneś się orientować. 260 – Może takiego jak ty. Chyba tak… O tak, właśnie takiego – powiedział bez przekonania. – Aha – westchnęła tylko, nie dowierzając mu. – Na pewno cię do niej zabiorę. Nie ma sprawy. Ale dopóki się nie zgodzisz na ślub i jeśli nie chcesz przejść na Islam, to dopóki nie wyrazisz zgody, żeby dzieci z tego małżeństwa były Muzułmanami, no bo będą nosić moje nazwisko, nie przedstawię cię, bo moi bliscy nie zaakceptowaliby takiej przyszłej żony dla mnie. A poza tym, nie mogę przyprowadzać żadnych dziewczyn do domu, tylko żonę. – Akurat, w to już na pewno nie uwierzę. – Jak nie wierzysz, to spytaj Mahmuda, takie panują u nas zasady. – Wyolbrzymiasz. Ja wiem, że Arabowie są bardzo gościnni, więc na pewno nie mieliby nic przeciwko moim odwiedzinom. – Ha, ha, ha, tak ci się tylko wydaje. Jak mnie poślubisz, to poznasz moją rodzinę, a potem zabiorę cię do Ejlatu, bo tam jest cieplej, a ja lubię tylko i wyłącznie bardzo ciepły klimat. – Ale ja nie przepadam, wolę chłodniejszy. – No to masz problem. Nie, nie, żartuję. Nie obraź się, ale do klimatu można przecież przywyknąć. – No, nie wiem, czy żartujesz. Sam sobie przywyknij do chłodniejszego klimatu. – Okay, to na razie kończmy już ten temat. Dam ci trochę czasu do namysłu. – To miło z twojej strony, że jesteś tak łaskawy. Halil zaproponował spacer we dwoje, ale chociaż miała na to ochotę, odmówiła, obawiając się, że znów będzie chciał ją nagabywać. Wydawało jej się też niemożliwe, że tak młody chłopak, w dodatku lubiący niezależność i szaleństwa, chciałby się już koniecznie żenić. Było to raczej mało prawdopodobne. Nie dorósł do tego i nie wiadomo, czy w ogóle kiedyś dorośnie. Dalsza rozmowa nie bardzo się kleiła i Magda stwierdziła, że właściwie to nie bardzo ma o czym z nim rozmawiać. Właściwie niewiele ich łączy, takie wnioski same się nasuwały. Jego gadanie nie bardzo Madzię interesowało i dużym mankamentem było to, że nie umiał słuchać. Otwarcie też przyznała, że nie ufa mu, bo za dużo kręci, jakby grał w jakąś grę, na co on się obraził. Magda nie bardzo była zadowo- 261 lona z tej rozmowy, ale na szczęście Mahmud wrócił całkiem szybko i razem mogli wyruszyć w drogę powrotną. *** Kolejnego dnia Jasin wpadł po południu do Magdy i gdy dowiedział się, że sama kierowała samochodem w niebezpiecznym miejscu, nie spodobało mu się to. Był pewien, że Madzia była ostrożna, ale Halil nie powinien dopuścić, żeby niedoświadczony kierowca jeździł w pobliżu urwiska. Mogło przecież dojść do katastrofy. W jego opinii, zresztą słusznej, Halil nie wykazał się rozsądkiem, był bez wyobraźni, ale Madzia też nie powinna godzić się na swoją pierwszą jazdę w ryzykownym terenie, choćby nawet ryzyko było niewielkie. Wychodziło na to, że też po części była winna. – A nie był czasem pijany? – zapytał z ciekawości i podejrzliwości Jasin. – Nie, nic przedtem nie pił, dopiero później trochę piwa ze swoim kumplem – uspokoiła go. – No, dobre chociaż to, ale cieszę się, że jesteś zadowolona ze spotkania. Przynajmniej tak mi się zdaje. – Tak, jakoś szczególnie nie narzekam – powiedziała bez większego przekonania. – Byłoby milej, gdyby Halil nie zahaczył o problem małżeństwa. Ale to nie wszystko. Halil wspomniał, że Mahmud miał dziewczynę, która przyjechała z Rosji do Izraela i spodziewała się z nim dziecka. – No, widzisz, co to za towarzystwo. Skoro mówisz, że spodziewała się dziecka, to znaczy, że już został tatusiem, tak? – No, niezupełnie. Ona pozbyła się tego dziecka. Wiesz, o co chodzi. On podobno tego nie chciał, ale nic nie zrobił, żeby ją powstrzymać. Nie kiwnął nawet palcem. Łatwo i szybko się z tym pogodził. – A to świnia, typ spod ciemniej gwiazdy. Ma taki sam udział w zabiciu tego dziecka jak ona i ten, kto bezpośrednio dokonał tej haniebnej zbrodni. A kto wie, czy ten jej kochaś nie załatwił jej tego gdzieś potajemnie. – Tego nie wiem. – Będzie się za to w piekle smażył. 262 – Halil tłumaczył go, że oni wierzą, że do pierwszego miesiąca można korzystać z aborcji, bo przez pierwszy miesiąc to, co się poczęło, nie jest człowiekiem. – Ale ma wymówkę ten przestępca. Jestem zbulwersowany! Za jego błędy i tej jego… no wiesz… przypłaciła życiem niewinna istota. Nie chcę już o tym słuchać, bo robi mi się niedobrze. – Mnie też trudno przyjąć coś takiego do wiadomości. Nie chcę ich potępiać, ale nie potrafię też nie myśleć o nich jak o ostatnich łajdakach. Żal mi tego biednego, niewinnego dziecka. – Nie potrafili wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Skoro już doprowadzili do powstania nowego życia, to powinni go strzec. Dla mnie to zwykli mordercy. – Dla mnie też. – Kiedy po tej informacji znów zobaczyłam Mahmuda, niełatwo mi było przebywać w jego towarzystwie, jakoś tak dziwnie się czułam. – Nie dziwię się. Temat ten nie był przyjemny, więc zmienili go i zaczęli rozmawiać na inne, które ich już nie bulwersowały. Podjechali samochodem w stronę sąsiadujących Beduinów, w miejsce dobrze znane Magdzie, ale nie weszli do środka osady, tylko trzymali się w pewnej nieznacznej odległości pośród stad, które się jeszcze pasły. Co ciekawsi tubylcy wystawiali głowy zza namiotu i ogrodzenia i obserwowali, co się dzieje. Mężczyźni przegonili kobiety i sami z niezadowoleniem obserwowali intruzów, co można było zauważyć, przypatrzywszy się im. Przeciwko Magdzie nic nie mieli, bo była dziewczyną, ale nie lubili obcych mężczyzn w pobliżu kobiet ze swoich rodzin. Jasin, znając ich zwyczaje, postanowił, że nie podejdzie zbyt blisko. Magda i Jasin filmowali tylko okolice i zwierzęta. Dzień był chłody, więc później wstąpili do Kanionu, dużego domu towarowego w Rehovot, na pyszną czekoladę na gorąco i bardzo słodkie, dla Madzi nawet przesadnie słodkie, słodycze. Nigdy wcześniej się z takim gatunkiem słodyczy nie zetknęła. Można je jeść na zimno lub na gorąco. Kolejne dni mijały polskiej wolontariuszce bardzo spokojnie i podobnie, ale niezwykle szybko. Ostatnimi czasy Magda mało kontaktowała się z Polską, więc postanowiła to nadrobić. Będąc u Jasina, za- 263 siadła przed komputerem i mogła korzystać z niego do woli, bo ani się nie psuł, tak jak ten w kibucu, ani nie ustawiała się do niego kolejka. Taki sposób komunikacji był najłatwiejszy i najszybszy, więc listów z Izraela Madzia jak do tej pory wysłała tylko kilka. Najpierw porozmawiała trochę z mamą, a potem zdecydowała się wysłać Sławkowi najnowsze wieści, ponieważ niepokoił się o to, co się z nią dzieje. Postanowiła więc poświęcić mu więcej swojej uwagi i napisała: Pozdrawiam z chłodnych tropików i z haremu, w którym obecnie przebywam. Jestem jedną z niewolnic tu przetrzymywanych i korzystając z okazji, że mój właściciel wyszedł, dorwałam się do kompa… Ha, ha, ha!, ale sobie z Ciebie, Sławusiu, żarty stroję. Wiem, jakie masz zdanie o Arabach, a Twoje pojęcie o nich jest niewielkie, więc chciałabym Cię bardziej uświadomić i przekonać, że nie taki wilk straszny, jak go malują. Przebywam między nimi nie od dziś i przekonałam się, że to normalni, życzliwi ludzie. Nie rozumiem, dlaczego co niektórzy się ich czepiają, zupełnie ich nie znając. Powtarzają często to, co gdzieś usłyszeli, i powielają dalej, przedstawiając wszystkich Arabów w negatywnym świetle. W oku innych widzą drzazgę, a w swoim belki nie dostrzegają. Niech lepiej usuną tę uciążliwą belkę jak najszybciej, to się przysłużą społeczeństwu. Ci, co najwięcej krytykują innych, są to często Katolicy przyjmujący Pana Jezusa w Komunii Świętej. Wstyd mi za tych z nich, którzy nie potrafią uszanować każdego człowieka, a jednocześnie mają się za dobrych Katolików. Największy problem tkwi w tym, że uważają się oni za lepszych od wszystkich innych. Nie chodzi mi tu nawet o religię, po prostu piszę ogólnie, że są tacy, którzy we wszystkim czują się lepsi od innych. Wiem, że Ty, Sławeczku, jesteś w porządku, więc nie piję bezpośrednio do Ciebie, ale też nie darzysz Arabów nadmierną sympatią, będąc trochę do nich uprzedzonym. Siedzę właśnie w mieszkaniu dwóch takich fajnych i uczonych Arabów, którzy znają nawet po kilka języków. Najbliższy jest mi oczywiście kochany Jasin, który bardzo mi pomaga. Jestem mu niezmiernie wdzięczna i nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Spędzamy razem dość dużo czasu. Zdarza się, że jeżdżę z nim taksówką jako dama do towarzystwa. Dzięki temu poznałam różne rejony kraju, szczególnie te najbliższe. Pewnie niedługo sama wszędzie trafię. Chciałabym częściej jeździć gdzieś daleko, „rozbijać się” wozem to tu, to tam. Uwielbiam szybką jazdę przez pustynię i wiatr we włosach. Jak jest gorąco, to nawet wolę, jeżdżąc, pootwierać okna, niż korzystać z klimatyzacji. Uwielbiam w gorący dzień chłód muskającego 264 wiatru. Oczywiście teraz takie muskanie jest odstraszające ze względu na zimne wichury szalejące raz po raz. A jak jeszcze do tego dołączy się burza, to lepiej wiać, gdzie pieprz rośnie. Obecnie siedzę sobie w zacisznym miejscu. To mieszkanie jest wynajmowane od Chrześcijan. Zostawili tu niektóre swoje osobiste rzeczy, na przykład figurę Matki Bożej i wyszywany obraz z napisem: „God bless our home”. Wszystko byłoby w porządku, tylko że narzekam na finanse, bo kieszonkowe, które otrzymuję co miesiąc, jest zbyt niskie. Jasin powiedział, że gdybym była jego żoną, mogłabym wówczas podjąć legalną pracę i co miesiąc na konto wpływałyby już bardziej satysfakcjonujące sumki. Z tego względu wychodzę za niego już jutro, więc przyjmij ten fakt do wiadomości i nie gniewaj się, że nie jesteś zaproszony na tę uroczystość, ale i tak nie zdążyłbyś dojechać. Tutaj takie sprawy szybko się załatwia, więc nie dziw się, że już od jutra będę mężatką. Ha, ha, ha!, jestem ciekawa, czy po raz kolejny dałeś się nabrać. Zawsze najbardziej lubiłam Ciebie nabierać, bo bardzo łatwo dawałeś się wpuścić w maliny. Wiem, że się nie obrazisz, bo znasz się na żartach. Dzisiaj zabawiłam się w kucharkę i naszykowałam dla odmiany trochę polskiego jedzonka. Całkiem im smakowało, więc chyba nadaję się do kuchni od czasu do czasu. Wolę jednak próbować ich potraw. Ogólnie jestem bardzo grzeczna i nikt na mnie nie narzeka, czasem tylko grzeszę nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu. Nie nabijam się z Ciebie po raz kolejny. W połowie to prawda. Bardzo przepadam za niektórymi tutejszymi specjałami, a próbuję wszystkiego, co się nawinie. Jestem obżartuchem, łatwiej jest mnie ubierać, niż żywić. Na szczęście wcale nie przybywa mi na wadze, więc nie muszę się zbytnio ograniczać. A teraz z innej beczki, coś o mojej pracy. Już nie jest tak przyjemnie jak wcześniej, pozmieniało się radykalnie. Harujemy teraz od świtu do nocy jak woły, a jak robota za bardzo nam nie idzie, to nie dostajemy jedzenia. Żyjemy zupełnie jak w obozie. I co, nabrałeś się? Teraz piszę już, jak jest w rzeczywistości. Chociaż od niedawna mam inną pracę, to i tak od poprzedniej mam jeszcze odciski na rękach od tasaków, ale na szczęście dłonie już nie bolą. Teraz mam pracę bardzo lekką, chodzę z kąta w kąt. Jaka płaca, taka praca. Trafiła mi się praca w stołówce i mam zamiar już tam zostać. Zaczynam o dziewiątej rano od pobieżnego posprzątania ze stołów po śniadaniu. Potem, jeśli jest takie zapotrzebowanie, myję podłogę w stołówce. Nie muszę tego robić codziennie, bo podłoga aż tak się nie brudzi. Później idę opróżnić kosze ze śmieci, sprzątam toalety i mam przerwę. Kiedy zbliża się obiad, zdarza się, że też przynoszę z kuchni jedzenie do miejsca, w któ- 265 rym są wydawane posiłki, i stoję w jednej jego części przy ich wydawaniu. Wszystko jest długo ciepłe, bo te, nazwijmy to, bufety są podgrzewane. Po obiedzie pozostaje mi tylko zmyć ze stołów i położyć na nie krzesła, i to wszystko. O 14.00 jestem wolna. W czasie przeznaczonym na moją pracę mam coś do zrobienia przez dwie i pół, góra – trzy godziny, reszta czasu to taka fikcyjna robota. Ostatnio jeszcze dodatkowo uzupełniłam papierowe chusteczki na stołach i dosypałam sól i pieprz do pojemniczków, i troszkę zamiotłam przed wejściem do stołówki. Zanim zmieniłam pracę i przeszłam na nowe miejsce, musiałam wcześnie wstawać, a teraz mogę dłużej poleniuchować. Chociaż chyba to się troszkę zmieni, bo chcę wziąć sobie więcej wolnego na Święta i Nowy Rok. Przez to będę musiała wziąć więcej godzin, żeby to odpracować. Sama zaproponowałam to bossowi i się zgodził. Niby już teraz to odpracowuję, ale przecież i tak moja praca krótko trwa. Jasin powiedział, że może też iść na jakiś czas do kibucowej pracy, ale boss powiedział, że nie ma takiej potrzeby. Pablo jest w porządku, trochę taki – bardziej jak ojciec niż jak szef. Nawet ostatnio powiedział: „Dzieciaki, dobrze pracowałyście, macie za to dodatkowy dzień wolny”. Dobrze się spisaliśmy, bo kiedy padało, zajęliśmy się innym zajęciem, które niespodziewanie nam przydzielono. Malowaliśmy domki z tektury i stary samochód specjalnie dla dzieci z przedszkola. Wszystko ładnie ozdobiliśmy i dzieciakom się spodobało. Do przedszkola kibucowego chodzą dwie małe córki Pabla. Chociaż facet jest w średnim wieku, ma młodą żonę, która ma dwadzieścia siedem lat. Wygląda bardziej jak jego córka niż żona, więc już nieraz nasz opiekun musiał tłumaczyć tym, którzy nie wiedzieli, kim ona tak właściwie dla niego jest. W szeregach wolontariuszy zaszły pewne zmiany, kilka osób odeszło, ale za to przyjechało kilku nowych, wszyscy z Korei, i wyobraź sobie, że przed przyjazdem nie znali się. Są to dwie dziewczyny: Uri i Bu-Jong i płeć przeciwna: Soko i Łuri. Cała czwórka wydaje się być milutka. W ogóle wszyscy dalekowschodni Azjaci, jakich spotkałam, w większości byli uprzejmi, spokojni i nawet trochę nieśmiali. Od razu da się ich polubić. A kojarzysz Halila? Wspominałam Ci o nim. Śle mi cały czas swoje miłosne zapewnienia. Nawet miło się to czyta, ale… Zostawię to bez komentarza. Wiem, że masz słaby kontakt z moją rodziną po moim wyjeździe, więc informuję Cię, że jutro już na dobre przeprowadzają się do Mosiny. Rozmawiałam dziś z mamą i przekazała mi szczegóły. Tak więc Święta Bożego Narodzenia spędzą już w nowym miejscu. Na Sylwestra ma zjechać spora 266 gromada gości, będzie to związane z parapetówką. Pierwsze przyjęcie w nowym domu. Będzie mi brakowało „starych śmieci”, ale lubię Mosinę, mam tam wielu znajomych i nowy dom też mi się podoba. Pomimo że znajduje się blisko centrum, jest tam w miarę spokojnie. Ogródek ma 1500 metrów, więc nie jest źle, będzie miejsce na sadzenie nowych roślinek. Najgorzej będzie z wykończeniem domu, ale powoli jakoś się to sfinalizuje. Niestety, wszystko sporo kosztuje, a pieniędzy wciąż brakuje. Mój pokój też jakoś postaram się urządzić, jak wrócę. Rodzice w tym roku w maju obchodzili dwudziestopięciolecie i teraz, można powiedzieć, otrzymali wreszcie dom swoich marzeń na ten ich srebrny jubileusz. Czekali na to przez całe swoje małżeńskie życie. Nowy dom jest większy, ładniejszy i nowocześniejszy od tego w Będlewie. A w tym przedwojennym domu zostanie dziadek, bo jest bardzo przyzwyczajony do swoich kątów i jak mówi, starych drzew się nie przesadza. Będzie z nim mieszkać jego inna wnuczka z Poznania, która w przyszłym roku wychodzi za mąż, więc na początek będzie miała swoje cztery ściany. Rodzina musi sobie pomagać. Ona będzie miała miejsce dla siebie, a dziadek nie będzie sam. To było najlepsze rozwiązanie. Jednak przyszły mąż Bogusi będzie miał ze wsi trudniejszy dojazd do pracy, więc już teraz stara się o jakieś mieszkanko w Poznaniu. Kiedy więc w przyszłości przeniosą się do Poznania, jedna z nas, to znaczy z sióstr, ma wrócić na wieś. Wujek Tymoteusz odzywał się do mnie, ale niewiele napisał. Obiecał, że niedługo się ponownie odezwie i że ma dla mnie jakieś ciekawe informacje. Sama jestem zainteresowana, co to może być. Już trochę czasu upłynęło od chwili, kiedy ostatni raz się widzieliśmy, a biorąc pod uwagę to, że mogę przyjmować tu gości, serdecznie zapraszam. ☺ Szkoda, że nikt nie może mnie tu odwiedzić i przy okazji trochę poznać Ziemię Świętą. Niestety, pieniądze, a raczej ich brak, bardzo utrudniają życie. Pozostaje tylko czekać na lepsze czasy, trzeba wierzyć, że niedługo nadejdą. A ja czekam na wieści dotyczące Icchaka i informację, jaką ma mi przesłać Tymo. Pozdrawiam Cię jeszcze raz bardzo gorąco. Trzymaj się, pa. Madzik ;-)