POWRACAJĄC Z WIADREM

Transkrypt

POWRACAJĄC Z WIADREM
POWRACAJĄC Z WIADREM
Wpisany przez Barbarella
czwartek, 05 lutego 2009 14:45
POWRACAJĄC Z WIADREM
Ja to jestem proszę państwa prosty człowiek.
Dajcie mi stolik z widokiem na morze, kieliszek białego wina albo szklankę cidry – i mogę tak
spędzić cały dzień. Albo tydzień. Lub dwa. Mówiłam już, że kocham Fuerteventurę?
Siedziało się po uszy w oceanie, a po wyjściu i obsuszeniu na piasku, w grajdołku, się szło na
jakąś rozpustę kulinarną – kalmarze nóżki, albo cidra asturiańska, nalewana jak się patrzy – z
półtora metra do szklanek. Jeździło się na wycieczki w różne końce świata. Poważnie dumam, czy by się tam nie przeprowadzić.
Siedzimy sobie któregoś dnia w knajpie, obok przy stoliku cztery miejscowe lejdis, takie po
50-tce grubo, coś sobie grzechoczą nad talerzem sardynek. Normalna leniwa pora obiadowa,
wylizuję majonez aioli, gdy WTEM! Przy stoliku obok jakaś grubsza afera. Zaczynają się
wydzierać:
- Mira, que guapa! Sofia Loren!
Owszem, deptakiem nadciągała bardzo piękna dama, szykowna bardzo, w typie Sofii Loren.
Wycałowały się, po czym Sofia udała się do stolika męża, który cichutko wciągał w kątku jakąś
zupę. Zakotłowało się dookoła niej coś ze czterech kelnerów, a co jeden to młodszy i
przystojniejszy. W podskokach przynieśli zamówienie. Najpierw sałatkę z avocado, a następnie
1/5
POWRACAJĄC Z WIADREM
Wpisany przez Barbarella
czwartek, 05 lutego 2009 14:45
– olbrzymi pękaty kielich z kostkami lodu. Za chwile podleciał barman z flaszką i,
przyklęknąwszy, wlał Sofii do kielicha około pół litra cointreau. I to jest życie.
A może nie?
Śniadania najlepsze w „Pata Negra”, jakby co. Tych hotelowych się nie dało jeść po trzech
dniach, wszystko smażone albo mega słodkie, w dodatku z widokiem na Angielki, które po
spożyciu sześciu porcji jajecznicy na tostach (wstrętnej i z proszku) szły po dokładkę
smażonego bekonu, fasoli, kiełbasek i dżemu. Naszych można było poznać po robieniu
kanapek i upychaniu po torbach.
I bardzo mi się podobało jeżdżenie ślicznym czerwonym jeepem wranglerem, z refrenem
mojego męża na każdym skrzyżowaniu „cholerne amerykańskie gówno”. Może trochę trzęsie, fakt. A w środku nie zmieniło się nic od 1945 roku, ale JAK WYGLĄDA!
„Kill Grill” i „Z wąskim psem do Carcassonne” – wspaniałe, wspaniałe. Jestem fanką Adama
„nakarm sukę, bo zdechnie”. Wiecie, ze tam nikogo nie obchodzi konflikt premiera z prezydentem? Kompletnie?
Ciekawe, dlaczego.
22.10.2008
BO RERAKSU, RERAKSU TO CZAS
Co robicie, myszki kiszki?
2/5
POWRACAJĄC Z WIADREM
Wpisany przez Barbarella
czwartek, 05 lutego 2009 14:45
Ja myję lodówkę.
Praca z Ajaxem czystym relaxem.
Ja nie wiem, mam jakąś inną definicję relaksu. Bez detergentów, bynajmniej. Za to z nowym
Kingiem (omatkooooooooo, jaki dobry).
Wczoraj, w drodze do, mijaliśmy zagłębie dyniowe.
Po horyzont sterty dyń. I dziwek przy drodze. I teraz niektóre dynie zostaną przygarnięte i znajdą dom, a inne skończą jako wypełniacz do
dżemów. Taki los dyni. (A dziwki?)
Czy wspominałam już może, że z tzw. kolorowych periodyków czytam tylko i wyłącznie jeden?
A mianowicie „Top Gear”. Dla Clarksona i Maya, naturalnie. W dupie mam motoryzację i nie
znam się na samochodach, ale oni mają takie fajne felietony. No i może ktoś mi powie, KIM JEST STIG, co? Bo mnie to nurtuje.
Idę myc lodówkę.
Po skończonej pracy załóż majtki – wiadomo.
25.10.2008
3/5
POWRACAJĄC Z WIADREM
Wpisany przez Barbarella
czwartek, 05 lutego 2009 14:45
O INDIANIE
Kupiliśmy wczoraj Indianę. Trochę przestałam kochać duet Spielberg&Lucas po nowych Star Warsach. I zgadzałam się z
chłopakami z South Parku, że powinno się zabierać stare filmy ich producentom, żeby nie mogli
dorysowywać glutowatych jaszczurek. I tego się bałam. Że postawia na technikę. Na efekty. Na
rysowane jaszczurki. Owszem, efekty są. Ale dyskretnie. W tle. Nie na pierwszym planie.
Na pierwszym planie jest Indiana. Stary i siwy. Zmęczony życiem. W okropnych latach 50-tych,
kiedy dzieci w szkołach uczono, żeby kłaść się na podłodze nogami w kierunku białego błysku
(mój tata do dzis wspomina), a za podejrzenie o współpracy z commies dostawało się czapkę. I
kolejny szacunek dla chłopaków – nie poszli w Indianę wiecznie młodego, filmowanego przez
pończochę. Indiana ma zmarszczki i siwy łeb. I co. I nic. Kocham go zupełnie tak samo, jak
zawsze. Sama przecież też się zestarzałam w tzw. międzyczasie.
Ale już zupełnie się rozkleiłam, kiedy spotkał Marion. Która wystartowała do niego z
identycznym tekstem, jak w pierwszej części (właśnie na tej scenie zaczęłam płakać). Ze
wszystkich dziewczyn Indiany najbardziej lubiłam Marion i jej uśmiech. Szkoda tylko, że nie
miała okazji, żeby zademonstrowac swoje zdolności w zakresie picia wódki, bardzo żaluję.
Historia jak historia. Ale zachowany jest klimat „starego” Indiany, pościgi wojskowymi
samochodami i waląca się świątynia (nie wiem o co chodzi z tymi pieskami preriowymi na
początku. To jakieś przesłanie miało być?), szkielety za pajęczynami, skorpiony i mrówki siafu.
Czyli zestaw obowiązkowy Indiany Jonesa.
- I proszę, na jakich wy facetów lecicie. Takich, co zrobią wam dziecko i porzucą, a wrócą
dopiero, kiedy dziecko jest dorosłe, a sami są starzy i stracili robotę – podsumował mój mąż
(trochę zazdrosny).
4/5
POWRACAJĄC Z WIADREM
Wpisany przez Barbarella
czwartek, 05 lutego 2009 14:45
Kocham was, chłopaki.
Jesteście najlepsi.
Tego mi było trzeba.
PS. W Tatrach halny. Czuję go. Mam ochotę kopać ludzi w golenie i tłuc ceramikę o ścianę.
30.10.2008
5/5