Panowie i dla nas te zabawki!

Transkrypt

Panowie i dla nas te zabawki!
G³os Weterana i Rezerwisty
weterani a świat
Losy byłego
prezydenta Litwy
Dostałem właśnie do recenzji książkę Valdasa
Adamkusa i jego żony Almy pt. „Nasz los – Litwa”
(Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, 2008).
Adamkus właśnie skończył drugą kadencję jako prezydent Litwy. W 1944 roku udało mu się wydostać z
Litwy i wyemigrować do USA, gdzie po jakimś czasie
zrobił karierę, otrzymując na przełomie lat 1960-ych
i 1970-tych stanowisko dyrektora Piątego Regionu
Federalnej Agencji Ochrony Środowiska (AOŚ) (która miała status ministerstwa) z siedzibą w Chicago.
Ten status był dla Adamkusa bardzo istotny, ponieważ upoważniał go do
posiadania paszportu dyplomatycznego.
Pod koniec maja 1972 roku prezydent USA, Richard Nixon, udał się
do Moskwy na swój pierwszy szczyt z Leonidem Breżniewem. Wynikiem
tego było ożywienie stosunków USA-ZSRR w różnych dziedzinach. A już
na początku lipca 1972, do Moskwy udała się delegacja AOŚ, w skład której
wszedł Adamkus. Udało mu się wówczas uzyskać zezwolenie na podróż do
Wilna na 5 dni. Oczywiście był śledzony przez KGB, ale wyjechał bez trudu
i później jeździł co jakiś czas na rokowania w sprawie ochrony środowiska
do Moskwy i prawie zawsze pozwalano mu odwiedzać Wilno.
Ja go poznałem w Waszyngtonie we wrześniu 1987 roku, kiedy do USA,
po kilku ciężkich latach dla stosunków USA-Polska, przyjechała delegacja
rządowa z ministrem ochrony środowiska PRL, Stefanem Jarzębskim, dla
podpisania umowy o współpracy z USA we wspomnianej dziedzinie. Delegacja polska zwiedziła m.in. Chicago i zapoznała się z działalnością Adamkusa
i dlatego przybył on asystować przy podpisaniu umowy. Na przyjęciu podszedłem do niego i przedstawiłem się po angielsku, ale okazało się, że mówi
on świetnie po polsku. Zapytałem go m.in. o konflikt polsko-litewski z okresu
międzywojennego (w gruncie rzeczy o Wilno), który zakończył się tym, że
w grudniu 1927 roku na posiedzeniu Rady Ligi Narodów w Genewie, Józef
Piłsudski przerwał długie przemówienie premiera Litwy, Waldemarasa,
atakujące Polskę i zapytał: „Panie Waldemaras, wojna czy pokój?”. Na to
zmieszany Waldemaras: „Pokój”. A Piłsudski: „W takim razie wyjeżdżam z
Genewy, a resztę załatwią moi ministrowie”. Adamkus tylko się uśmiechnął
i powiedział: „Premier Waldemaras był moim ojcem chrzestnym”.
Gdy w 1990 roku wyjeżdżałem z Waszyngtonu na stałe do Warszawy,
posłałem mu list pożegnalny do Chicago. On mi odpisał po angielsku z
Chicago na widokówce: „Drogi Panie Broniarek. Chciałbym podziękować
Panu za Pańską przyjaźń. Życzę Panu bezpiecznego powrotu do Polski i
szczęśliwego życia w Pańskim wolnym kraju. Mam nadzieję, że pewnego
dnia będę miał tyle szczęścia, żeby napisać Panu list z mojego kraju
rodzinnego – z Wolnej Litwy”. A pod tymi słowami angielskimi, Adamkus
dopisał po polsku: „Niech żyje volna Polska i Litwa!. Cikago. 1990.IV.10
(pisownia oryginalna).
Data na tej widokówce – 10 kwietnia 1990 – miała znaczenie kluczowe.
Wcześniej, 11 marca 1990 roku, z inicjatywy niepodległościowego ruchu
litewskiego „Sąjudis”, została ogłoszona niepodległość Litwy. Zdawało się, że
świat, a zwłaszcza USA, rzucą się do tego, by niepodległą Litwę natychmiast
uznać. Tymczasem nastąpiła cisza. Książka państwa Adamkus zawiera
niemało gorzkich słów pod adresem George’a Busha seniora za to, że
chcąc za wszelką cenę ochronić Gorbaczowa przed radzieckim betonem,
który oskarżał go o chęć rozczłonkowania ZSRR, zaczynając od radzieckich
republik bałtyckich, wręcz hamował proces dochodzenia ich do niepodległości. Między innymi wskutek tego, w nocy z 12 na 13 stycznia 1991 roku,
oddział radzieckich komandosów przypuścił szturm do wieży telewizyjnej w
Wilnie znajdującej się w rękach rządu Wolnej Litwy i bronionej przez cywilów,
i zdobył ją. Zginęło wówczas 14 cywilów a kilkuset zostało rannych. Komandosi pozostali w wieży siedem miesięcy, aż do nieudanego puczu Janajewa
(wojskowego betonu) w Moskwie 23 sierpnia 1991 roku. Dopiero wówczas
zaczął się wyścig do uznawania Litwy, ale i wtedy USA dotarły do celu czyli
uznały niepodległą Litwę jako państwo TRZYDZIESTE SZÓSTE.
Zygmunt BRONIAREK
Świat dowcipów Broniarka
W „Naszej Trybunie”, rubryce krótkich listów do redakcji TRYBUNY, znalazłem następujący wpis: „Sytuacja naszych żołnierzy w Afganistanie przypomina
taki żydowski dowcip. Mosiek siedzi z przyjaciółmi i mówi: „Cholera, pójdę na
wojnę, zabiję paru wrogów i wrócę do domu”. Na to jeden z przyjaciół: „Mosiek,
a co będzie jak ciebie zabiją?”. Mosiek: „Mnie? A za co?”.
24 ~ Sierpień 2009 ~
www.gwir.pl
PANOWIE I DLA NAS
TE ZABAWKI!
O tym że, funkcjonuje to już rok, przypomniał mi przypadkowo przyjaciel z podstawówki. Spotkałem się z nim przed rokiem,
akurat wtedy, gdy uruchamialiśmy w redakcji
wydanie internetowe „Głosu Weterana Rezerwisty”. Gdy przyjaciel pochwalił się, że ma
komputer, ale jeszcze nie radzi sobie z Internetem, podałem
mu adres naszej strony z prośbą, że jak się już nauczy i będzie
miał ochotę, to może poczytać tam na interesujące go tematy, w
tym przeczytać i moje teksty. I tak niedawno dostałem od niego
e-maila. Pochwalił się, że co miesiąc wchodzi na naszą stronę.
Wprawdzie nie był żołnierzem zawodowym, ale interesuje go
historia, czyta moje felietony, artykuły kmdr. Zbigniewa Ciećkowskiego i w ogóle o życiu wojskowych weteranów, bo wiele
podobnych spraw i problemów nurtuje emerytów różnych branż
itd. Ot i drobny przykład pożytku z Internetu, co powinno przekonać tych, którzy wciąż twierdzą, że te nowinki, ta technologia,
to rzecz tylko dla młodych.
A oto i drugi przykład z ostatnich dni. Jestem w moich rodzinnych stronach na pogawędce u przyjaciela, także emeryta
z „branży” inteligenckiej. Nie był wojskowym, ale od zawsze
interesowała go historia wojen, wielkich bitew, które zmieniały
świat itp. Przyjaciel wie, że piszę do „GWiR”, bo mu zostawiłem
kiedyś parę egzemplarzy. Prosił mnie: – Słuchaj, masz znajomości
wśród redaktorów wojskowych, pewnie i chodzisz do bibliotek,
może nawet centralnej. Chodzi mi o dzieło gen Władysława
Sikorskiego pt. „Przyszła wojna”. Wyszła w latach trzydziestych,
wydana również we Francji. To nie jest pilne, ale jak spacerujesz
po Warszawie, może natkniesz się na jakiś antykwariat. Gdybyś
spotkał po umiarkowanej cenie – kup, albo wypożycz z biblioteki,
przywieź, przez dzień przeczytam, coś nie coś skseruję, natychmiast oddam. Przy okazji wypijemy dobrą nalewkę. Przyjaciel
potrafi je znakomicie przyrządzać. Na to ja, że, oczywiście, książkę
nawet widziałem w zeszłym roku w Bielsku-Białej u kuzynki gen.
Sikorskiego, będę szukał.
I nie zauważyliśmy nawet, jak tymczasem jego wnuk wyszedł
do swego pokoju i wrócił z informacją: „Dziadku, ja wszedłem na
allegro, wpisałem, „Sikorski – przyszła wojna” i już wiem, że te
przedwojenne wydanie ktoś oferuje w aukcji za dziewiętnaście
złotych, ale więcej egzemplarzy jest z roku 1984. Cena dziewięć
i pół złotego plus przesyłka sześć pięćdziesiąt. To jak, dziadku
zamówić?
Zrobiło się nam głupio, że my tak nad tym deliberujemy już od
pół godziny i nie wiadomo, kiedy książkę tę bym zdobył, a tymczasem wnuczek dowiedział się wszystkiego w ciągu kilkunastu
sekund i zamówił poszukiwaną pozycję, która nadejdzie za kilka
dni. Pomyślałem wówczas, że trzeba było tak do razu, bo przecież
już kiedyś skorzystałem z tej formy zakupu przez Internet. Zatem
uwierzmy koledzy, że te wszystkie nowe technologie komunikowania się, zdobywania potrzebnych informacji nie są wyłącznie
dla młodego pokolenia. Czytam właśnie, że coraz więcej osób
korzysta z nich, także starsie, emeryci…
Zauważyły to natychmiast korporacje, wielcy producenci tych
„zabawek”: a więc komórek, GPS’ów (nawigacji satelitarnej), laptopów itp. I licząc się z potencjalną „wiekową klientelą” nakazały
projektantom sprzętu, aby upraszczali jego obsługę, powiększali
klawisze, czytelność liter, znaków. Nie wiem, czy robią to, bo nas
(starszych) lubią, czy raczej dla zysku. W każdym razie dobre i
to, że ktoś o nas myśli. Bo gdy zepsuła mi się kilkuletnia już komórka, do której obsługi się przyzwyczaiłem, to proponowano mi
tylko jakieś z mikroskopijnymi cyferkami, ale za to z możliwością
robienia zdjęć, i filmów, z kolorowymi mapami, bym nie zabłądził,
gdy wyjdę na wieczorny spacer po okolicy. A ja zamiast tej wyrafinowanej technologii chciałem prosty aparat tylko do telefonowania.
–Teraz już się takich nie robi, ale coś słyszałem, że wznowi się ich
produkcję – pocieszył mnie sympatyczny młodzieniec w serwisie.
Pomyślałem, że pewnie przeczytał o tym tak jak ja.
Cezariusz PAPIERNIK