Baśń - prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF
Transkrypt
Baśń - prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF
o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF 51-611 Wrocław, ul. Wieniawskiego 38 www.piotr-liszka.strefa.pl + Baśnie dawne znane przez autora poematu Beowulf. Chrześcijaństwo przemieniło umysły i wyostrzyło problem walki dobra ze złem. Nie jest to już tylko walka z nieokreślonymi mocami chaosu i ciemności, lecz walka z konkretnym przeciwnikiem Boga. Zrozumiał to poeta wieku VIII, anonimowy autor poematu Beowulf, opisującego wydarzenia z wieku VI. „Jakkolwiek rzeczy się miały w czasie powstawania poematu, w Beowulfie ta przemiana nie jest jeszcze zakończona. Uwaga autora skupiona jest na ludziach żyjących na ziemi; przedstawia on z nowego punktu widzenia starożytny wątek: że człowiek, każdy człowiek i wszyscy ludzie, a także wszystkie ich dzieła, zginą. Wątek, którym nie wzgardzi żaden chrześcijanin. Gdyby jednak czasy pogaństwa nie były tak bliskie, wątek ten nie byłby opracowany w podobny sposób. Wciąż mamy tu cień rozpaczy, choćby tylko jako nastrój, głębokie uczucie żalu. Ten świat boleśnie odczuwa wartość pokonanej dzielności. Poeta, patrząc wstecz, zgłębiając dzieje dawnych królów i wojowników, widzi, jak cała ich świetność (lub, jak byśmy dziś powiedzieli, „kultura” czy „cywilizacja”) zapada w noc. Nie poznajemy rozwiązania tej tragedii, gdyż nie wynika ono z tradycji. Poemat ten powstał w brzemiennym momencie równowagi, wciąż oglądając się w mroki przeszłości; był dziełem człowieka dobrze znającego stare opowieści i starającego się dać ogólny wyraz im wszystkim, wspólnej im tragedii nieuniknionego upadku, a zarazem człowieka przeżywającego je bardziej p o e t y c k o, gdyż sam nie doświadczył już tej rozpaczy” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, 5-10, s. 36. + Baśnie głoszone zamiast ewangelii. „Paweł, apostoł Chrystusa Jezusa według nakazu Boga naszego, Zbawiciela, i Chrystusa Jezusa, naszej nadziei – do Tymoteusza, swego prawowitego dziecka w wierze. Łaska, miłosierdzie, pokój od Boga Ojca i Chrystusa Jezusa, naszego Pana! Jak prosiłem cię, byś pozostał w Efezie, kiedy wybierałem się do Macedonii, [tak proszę teraz], abyś nakazał niektórym zaprzestać głoszenia niewłaściwej nauki, a także zajmowania się baśniami i genealogiami bez końca. Służą one raczej dalszym dociekaniom niż planowi Bożemu zgodnie z wiarą. Celem zaś nakazu jest miłość, płynąca z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej. Zboczywszy od nich, niektórzy zwrócili się ku czczej gadaninie. Chcieli uchodzić za uczonych w Prawie nie rozumiejąc ani tego, co mówią, ani tego, co stanowczo twierdzą. Wiemy zaś, że Prawo jest dobre, jeśli je ktoś prawnie stosuje, rozumiejąc, że Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone, ale dla postępujących bezprawnie i dla niesfornych, bezbożnych i grzeszników, dla niegodziwych i światowców, dla ojcobójców i matkobójców, dla zabójców, dla rozpustników, dla mężczyzn współżyjących z sobą, dla handlarzy niewolnikami, kłamców, krzywoprzysięzców i [dla popełniających] cokolwiek innego, co jest sprzeczne ze zdrową nauką, w duchu Ewangelii chwały błogosławionego Boga, którą mi zwierzono. Dzięki składam Temu, który mię przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, 1 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF prześladowcę i oszczercę. Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ działałem z nieświadomością, w niewierze. A nad miarę obfitą okazała się łaska naszego Pana wraz z wiarą i miłością, która jest w Chrystusie Jezusie. Nauka to zasługująca na wiarę i godna całkowitego uznania, że Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego. A Królowi wieków nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Bogu samemu – cześć i chwała na wieki wieków! Amen. Ten właśnie nakaz poruczam ci, Tymoteuszu, dziecko [moje], po myśli proroctw, które uprzednio wskazywały na ciebie: byś wsparty nimi toczył dobrą walkę, mając wiarę i dobre sumienie. Niektórzy odrzuciwszy je ulegli rozbiciu we wierze; do nich należy Hymenajos i Aleksander, których przekazałem szatanowi, ażeby się oduczyli bluźnić” (1 Tym 1, 1-20). + Baśnie gnostyckie zwalczane przez św. Pawła. Paweł zwalczał gnozę ciągle. W późniejszych listach św. Pawła (Ef, Kol, l-2 Tym, Tt) wyczuwalna jest polemika z gnozą występującą w spekulacjach żydowsko – helleńskich. W „zwodzących baśniach” celowali zwłaszcza chrześcijanie żydujący (por. Tt l, 10; 14) (L. Stachowiak, Gnoza V, w: Encyklopedia katolicka, t. 5, Lublin 1989, s. 1209). Ks. Lech Stachowiak sądzi, że właśnie to środowisko stosowało obiegowe pojęcia gnostyckie – „rządcy świata” (Ef 6, 12) i „władcy” (Ef 2, 2). Bardzo dobrze znał gnostycyzm św. Jan. Chociaż nie formułuje wprost zarzutów przeciwko gnostykom, to jednak w jakiś sposób z nimi polemizuje. Wybrał najlepszą metodę a mianowicie możliwie najpełniejsze i najjaśniejsze przedstawienie nauki objawionej P. Liszka, Historyczna ciągłość pomiędzy New Age a starożytną gnozą, „Studia Paradyskie” 4 (1994) 57-87, s. 58. + Baśnie hindustańskie przekazywane przez południe muzułmańskie na chrześcijańską północ. Hiszpania islamska była miejscem mieszania się wiary i rasy. „Mozárabes byli chrześcijanami, którzy przyjęli muzułmańską kulturę, mudájares to Maurowie będący wasalami chrześcijan. Muladies byli chrześcijanami, którzy przyjęli islam, a tornadizos Maurami nawróconymi na chrześcijaństwo. I w końcu enaciados, którzy przyznawali się do obu tych religii i byli wykorzystywani jako szpiedzy, zarówno przez muzułmanów, jak przez chrześcijan. Ich dwujęzyczność była wysoko cenionym orężem szpiega. Do dzisiaj jedna czwarta hiszpańskich słów jest pochodzenia arabskiego. I nawet pozdrawiają matadora na placu walki byków używamy arabskiego słowa. Wszak Ole! To arabskie wallah. /Hiszpania arabska/ Arabska społeczność szybko straciła charakter niezwykle ruchliwej plemiennej policji i Maurowie przedzierzgnęli się w ziemskich posiadaczy, osiedlając się w Hiszpanii i tworząc cywilizację miejską” /C. Fuentes, Pogrzebane zwierciadło, tłum. E. Klekot, Wydawnictwo Opus, Łódź 1994, s. 49/. „Pomimo sporadycznych odstępstw, prowadzili politykę opartą na otwartości wobec obcych i włączenia ich w obieg swej kultury, a nie wyłączenia. Kordoba zmieniła się w trakt przekazujący kulturę islamu na północ, a także pomogła barbarzyńskiej Europie ponownie zacieśnić więzy z utraconą przeszłością śródziemnomorską. Z hiszpańskiego kalifatu kordobańskiego filozofia grecka i literatura klasyczna ponownie przekroczyły Pireneje zmierzając w stronę gockiej Europy. Antyczne teksty przetłumaczono na arabski w czasach 2 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF kalifatu bagdadzkiego, a szkoła tłumaczy w Toledo natychmiast rozpowszechniła je po całym Zachodzie. Nauki przyrodnicze, medycyna, astronomia, wędrowały z muzułmańskiego południa na chrześcijańską północ wraz ze zbiorami hindustańskich baśni” /Tamże, s. 50. + Baśnie hindustańskie przetłumaczone na język hiszpański przez mędrców żydowskich i arabskich na dworze Alfonsa X Kastylijskiego. Ferdynand III odebrał Sewillę Maurom w roku 1248. Splądrował miasto, wymordował wielu jego mieszkańców, a gdy miasto upadło, wygnał zeń sto tysięcy muzułmanów. Na łożu śmierci przyjął komunię święta klęcząc, z powrozem u szyi, na znak pokory wobec Boga i głębokiego przekonania o własnych grzechach. Król ten w głębi serca chciał pojednania między religiami. Odwoływał się do papieża w obronie hiszpańskich Żydów, chcąc uchronić ich od upokarzającego obowiązku noszenia znaków na odzieży /C. Fuentes, Pogrzebane zwierciadło, tłum. E. Klekot, Wydawnictwo Opus, Łódź 1994, s. 69/. „Grobowiec świętego Ferdynanda nosi napisy w czterech językach, stale obecnych w hiszpańskiej kulturze: po łacinie, hiszpańsku, arabsku i hebrajsku. […] Ferdynandowi podobało się, gdy nazywano go panem trzech religii, szanującym na równi wszystkie „ludy księgi”: Testamentów, Koranu i Talmudu. W ten sposób, jakkolwiek polityka skłaniała go do walki z Maurami, jego duchową misją było wydobycie specyfiki sytuacji Hiszpanii, jedynego Kraju w Europie, w którym obok siebie żyli Żydzi, chrześcijanie i muzułmanie. Uprawiana przez hiszpańskich monarchów polityka współistnienia kultur osiągnęła prawdziwy szczyt podczas panowania syna świętego Ferdynanda, Alfonsa X Kastylijskiego. Król ten w roku 1254 dokonał nadania na rzecz największego hiszpańskiego uniwersytetu w Salamance i stworzył uniwersytecką bibliotekę, przekształcając ja w instytucję państwową z bibliotekarzem opłacanym przez władze. […] Król Alfons sprowadził na dwór żydowskich intelektualistów, arabskich tłumaczy, francuskich truwerów. Żydowskim i arabskim mędrcom zlecił przełożenie na hiszpański Biblii, a także Koranu, Talmudu i baśni hindustańskich. Wraz z myślicielami żydowskimi napisał monumentalną summę hiszpańskich Wieków Średnich. Która zawiera kompilację prawa Las siete partidas (”Siedem Ksiąg”). Traktat poświęcony sądownictwu El fuero real („Prawo królewskie”), traktaty o astronomii oraz dwie wielkie historie: Hiszpanii i świata” Tamże, s. 70. + Baśnie niedorzeczne zakazane kaznodziejom przez synod prowincjalny w Gnieźnie w roku 1589. Literatura apokryficzna po Soborze Trydenckim. „Wyraźne postanowienie soboru na temat kościelnej sztuki, zwłaszcza jej instrumentalnej roli (Dekret uchwalony na ostatniej 25 sesji soboru, 3 i 4 XII 1563 r.), wykluczały dzieła „podejrzanej wartości”. Tridentinum, pragnąc niewątpliwie ewokować duchową atmosferą uczonego chrześcijańskiego średniowiecza, zwłaszcza jego spekulatywnej myśli, kierowało się jednak „renesansowym ideałem filologicznej wierności tekstowi” i krytycyzmem wobec nieznanych Pismu św. przekazów, bądź legendom nie dbającym o wiarygodność. Walka z nimi rozpoczęła się też w renesansowej Polsce, a gnieźnieński synod prowincjalny, obradujący pod przewodnictwem prymasa S. Karnkowskiego w 1589 r., ogłosił uchwały zobowiązujące kaznodziejów do tego, aby powstrzymywali się „w mówieniu baśni niedorzecznych” (fabulas aniles), „legend nieudowodnionych” oraz głoszeniu „ksiąg mało znanych i 3 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF podejrzanej wartości” (Zob. K. Mecherzyński, Historia wymowy kaznodziejskiej w Polsce, Kraków 1864, s. 25-26). Autorytatywną zasadę „extra ecclesiam nulla salus”, można by też strawestować na: „extra ecclesiam (et Sacram Scripturam) nullae fabule”. Przywilej samodzielnej lektury Pisma św., nie mówiąc już o egzegetycznej wykładni, obwarowany został w Kościele katolickim szczególnymi zastrzeżeniami: zwiększone, wskutek coraz większej liczby przekładów, możliwości i pułapki czytelniczej percepcji, hamowano różnymi, ostrymi w tonie, kaznodziejskimi napomnieniami (Por. np. Skarga, Żywot pierwszych rodziców naszych Adama i Ewy i historia o stworzeniu świata, w: Żywoty, t. I, s. 376)” M. Adamczyk, Religijna proza narracyjna do końca XVI wieku, w: Proza polska w kręgu religijnych inspiracji, red. M. Jasińska-Wojtkowska, Krzysztof Dybciak, Lublin 1993, Towarzystwo Naukowe KUL, 7-40, s. 20. + Baśnie Oblicze trojakie. „A jednak obie te rzeczy – mitologia i religia – splątały się ze sobą, a może dawno temu się rozdzieliły, a teraz powoli, na ślepo, poprzez labirynt błędów i zamieszanie zdążają do ponownego połączenia. Nawet baśnie, jako gatunek, mają trzy oblicza: mistyczne – zwrócone ku Nadprzyrodzonemu, magiczne – skierowane ku Naturze oraz tzw. zwierciadło politowania – odbijające człowieka. Istotą Królestwa Czarów jest oblicze magiczne. Pozostałe dwa ujawniają się w różnym stopniu (jeśli w ogóle), zależnie od wyboru gawędziarza. Tego co magiczne – baśni – można użyć jako Mirour de l’Omme [zwierciadło człowieka]; może też ono (choć z trudnością posłużyć jako nośnik tego co mistyczne” /J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 164-165/. „Także i Artur, ongiś historyczna postać (lecz nie aż tak wielkiej wagi), znalazł się w „kotle opowieści”. Tam warzył się przez długi czas wraz z wieloma innymi dawnymi postaciami i wątkami rodem z mitologii i z baśni, a nawet z paroma „kośćmi historii”, które się tam zaplątały (jak na przykład walka Artura przeciw duńskim najeźdźcom), aż wreszcie wyłonił się z kotła jako władca czarodziejskiej krainy” „Skoro już mówimy o kotle, nie wolno nam zapominać o kucharzach. W garnku warzy się wiele rzeczy, ale kucharze nie zanurzają swych chochli na ślepo. Ważny jest wybór. Bogowie są w końcu bogami i nie jest bez znaczenia, co się o nich opowiada. A więc bez wątpienia bohaterem prawdziwej lub fikcyjnej historii miłosnej będzie książę z rodu łączącego swe tradycje raczej z Freyem Złotowłosym i z Wanami niż z Odynem Czarownikiem, karmicielem kruków, władcą poległych. Nic dziwnego, że angielskie słowo spell oznacza zarówno opowieść, jak i magiczną formułę dającą władzę nad żyjącymi” /Tamże, s. 166-167. + Baśnie Odradzająca moc drzewa odnajdujemy w wielu baśniach […] zmarli wcielają się w drzewa „Choć u wielu ludów określone drzewa uchodziły za siedzibę bogów lub ulubione miejsce teofanii, to nie można mówić o właściwym kulcie drzew. Drzewa czczono wszak nie dla nich samych, lecz z reguły przez wzgląd na reprezentowane przez nie bóstwa” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Kraków 1994, s. 216/. „słowiańskiego boga piorunów Perkuna czczono w lasach dębowych, […] W Grecji pewne drzewa stały się wręcz atrybutem określonych bóstw. […] Roślinami poświęconymi Dionizosowi były bluszcz, winorośl i pinia […] Doktor Kościoła Ambroży dostrzegał w płodności pinii 4 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF symbol odnawiającego się wciąż życia natury, które wskazuje z kolei na życie wieczne. […] Staroorientalne i antyczne wyobrażenia o dającej wodę życia szyszce pinii przybrały w końcu artystyczny kształt w zachodnio- i środkowoeuropejskich studniach” /Tamże, s. 217/. „Drzewa jawią się jako mityczne miejsce narodzin. […] egipski Horus wyłonił się z akacji. […] Drzewo jest symbolem materii, macierzyństwa jako źródła wszelkiego życia. Antropogoniczny mit germański opowiada o tym, jak trzej boscy bracia Odyn, Wili i We znaleźli na morskiej plaży dwa pnie i stworzyli z nich pierwszą parę ludzi […] w wierzeniach Ajnów pierwszy człowiek został wyrzeźbiony z drewna i dlatego uważany był za drzewo. […] Drzewa rodzące dzieci pojawiają się w przekazach przede wszystkim z Holandii, Nadrenii, Szwabii oraz Tyrolu” /Tamże, s. 219/. „Jak roślina otrzymuje życie z łona matki-ziemi, tak również człowiek: obydwoje pochodzą z tej samej materii, z tej samej gleby. […] Kołyska dla nowo narodzonego dziecka, łoże dla ostatecznie zawsze świętych zaślubin oraz trumna dla zmarłego – wszystkie trzy wykonane są z drewna matczynego drzewa i należą do symboliki Wielkiej Macierzy”. /Tamże, s. 220/. „Wejście do środka drzewa wydaje się warunkiem wstępnym do ponownych narodzin z pramatki. […] Odradzająca moc drzewa odnajdujemy w wielu baśniach […] zmarli wcielają się w drzewa” /Tamże, s. 221/. „Według wierzeń antycznych dusza człowieka pogrzebanego w ziemi przechodzi w kwiat, krzew lub drzewo […] Dużo wcześniej, niż powstała współczesna psychologia roślin, przypisywano drzewom posiadanie duszy. […] w Biblii. Sprawiedliwy jest „jak drzewo zasadzone u strumieni wód, które wydaje owoc, kiedy jest jego czas” (Ps 1, 3)” /Tamże, s. 222/. „W Pieśni nad Pieśniami (Pnp 2, 3) sam boski oblubieniec porównywany jest z jabłonią, w Nowym Testamencie drzewa płodne i bezpłodne są paraboliczną aluzją do dobrych i złych ludzi (np. Mt 3, 10)” /Tamże, s. 223/. „Drzewa mogą stać się nośnikami nadziei. Z drzewem zawsze wiązały się wyobrażenia raju, lepszego świata, […] przyroda jest miejscem kontaktu ze światem nadprzyrodzonym” /Tamże, s. 224. + Baśnie pogańskie zastąpione Ewangelią. „Gdy znaczna ilość pisarzy chrześcijańskich poza Rzymem głosiła, iż imperium przysłużyło się wielce chrześcijaństwu przez stworzenie długotrwałej na początku ery pokoju, to Leon pogląd ten odwrócił: to właśnie pokój duchowy, jako podarowało chrześcijaństwo imperium, poszerzył duchowe władania Rzymu bez porównania dalej niż wojny i podboje” /Cz. S. Bartnik, Fenomen Europy, Lublin 1998, s. 50/. Sytuacja duchowa, według Leona I, była nieporównywalnie lepsza niż za czasów Rzymu pogańskiego. „Na miejsce różnorakich bajań Piotr przyniósł prawdziwą naukę: na miejsce kultu demonów i czci gwiazd – kult Boga miłującego Rzymian i dającego im duchową wolność; na miejsce chaosu praktyk pseudo-wyzwalających – jedną czystą ofiarę najwyższego kapłana i na miejsce wszelkich ideologii – jedną, prawdziwą naukę o zbawieniu każdego człowieka i całego świata. W rezultacie, według ośrodka papieskiego, przeszłość i teraźniejszość Rzymu nie oznacza tragedii ani całkowitego upadku, ale raczej jakiś tajemniczy moment boskiej ekonomii świata. Moment ten można będzie tłumaczyć w świetle teologii chrześcijańskiej” Tamże 51. W okresie zmierzchu cesarstwa zachodniego większość teologów tłumaczyła ówczesną sytuację jako znak przyszłego końca świata, który miał nadejść niebawem. „Jest jednak rzeczą 5 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF znamienna, że papieże nie tylko milczeli o końcu świata, ale wyraźnie termin ten odsuwali w czasy odległe. Świadczy to o wielkim optymizmie i rozwadze naukowej tego ośrodka” /Tamże, s. 52/. Leon I pisał, że życie imperium rzymskiego nie kończy się, lecz zmienia, że Bóg zsyła jakąś tajemniczą łaskę doświadczenia wiernych. Papież przyjął postawę wypośrodkowaną. Odrzucił poglądy o końcu Rzymu, ale też nie był zwolennikiem „wiecznego Rzymu”. Zwrot Urbs Aeterna został użyty po raz pierwszy przez Tibullusa, współczesnego Wergiliuszowi, według którego to Jowisz miał przyobiecać Rzymianom wieczne trwanie na ziemi. Również pod koniec IV w., na przekór faktycznej sytuacji, podkreślano dewizę Invicta Roma Aeterna (Tamże, s. 54). Tak sądziło również wielu pisarzy chrześcijańskich, tak głoszona na obydwu dworach cesarskich. „Jednakże ośrodek papieski zajął stanowisko odrębne. Papieże nie stosowali tej terminologii wcale” /Tamże, s. 55. + Baśnie romantyczne bliżej ziemi niż legendy kosmogoniczne. Tolkien zaoferował swoim czytelnikom wyraźne poczucie tożsamości kulturowej i etnicznej, które odpowiadało jego własnemu poczuciu tożsamości. „W 1912 roku, jako dwudziestoletni student w Exter College uniwersytetu oksfordzkiego, Tolkien wygłosił referat w kole naukowym o Kalewali, wielkim fińskim mitopoetycznym eposie. Epos ten, albo narodowy mit, został zrekonstruowany na podstawie dawnych opowieści ludowych przez Eliasa Lonnrota na początku dziewiętnastego wieku i nawet w czasie, gdy Tolkien wygłaszał swój referat, odgrywał wielką rolę w przekształceniu Finów z apatycznej rosyjskiej, a wcześniej szwedzkiej prowincji w przebudzony naród. Zakończył skargą: „żałuję, że nie zostało go więcej – że nie istnieje jego odpowiednik u Anglików”. Zrodził się z tego wielki projekt, by, jak to ujął, „stworzyć zbiór mniej lub więcej powiązanych ze sobą legend, począwszy od tych największych, kosmogonicznych, aż do poziomu romantycznej baśni – te większe miały być oparte na mniejszych, pozostających w kontakcie z ziemią, a mniejsze miały czerpać chwałę z odległego tła tamtych – które mógłbym zadedykować po prostu: Anglii, mojemu Krajowi” /J. R. R. Tolkien, Listy, red. Humphrey Carpenter, tłum. Agnieszka Sylwanowicz, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań, s. 218/. Swojemu krajowi, Anglii, Tolkien zadedykował pierwszy epicki mit opublikowany później jako Silamarillion, a także opowieści, które się z niego poczęły – Hobbita i Władcę Pierścieni. Jak zauważył profesor Shippey, „wielkim zamysłem czy też pragnieniem Tolkiena był o oddanie ojczyźnie wszystkich legend, odebranych podczas Mrocznych Wieków po podboju normandzkim”, która to utrata, jak zauważa jego biograf, „bolała go tak bardzo, jakby miała miejsce za jego życia” (Carpenter)” /E. Fairburn, J.R.R. Tolkien. Mitologia dla Anglii, J, w: Tolkien. Księga pamiątkowa. Studia o spuściźnie literackiej, red. J. Parce, (Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublischers 1999), tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 78-88, s. 78. + Baśnie starożytne oddziałują na ludzi ciągle. „Przede wszystkim są one stare, a ich dawność bywa atrakcją samą w sobie. [...] Nie sądzę, że groza w baśniowym kontekście wyrządziła mi jakąlkolwiek krzywdę – niezależnie od mrocznych wierzeń i praktyk, które ją poczęły. Opowieści takie mają obecnie oddziaływanie albo mityczne, albo całościowe (nieanalizowalne), w pełni niezależne od odkryć folklorystyki porównawczej – nie może go ona ani zniszczyć, ani wyjaśnić. Otwierają drzwi innego czasu, a jeśli choć na chwilę 6 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF przejdziemy przez próg, staniemy poza naszym czasem, a może i poza czasem w ogóle. Jeśli nie ograniczymy się do stwierdzenia, że w baśniach zachowały się jakieś stare elementy, ale zastanowimy się też nad tym, dlaczego się one zachowały, wniosek może być tylko jeden – zazwyczaj (jeśli nie zawsze) działo się tak dzięki wartościom literackim. Niemożliwe, że dopiero myśmy je odkryli (czy nawet, że odkryli je bracia Grimm). Baśnie to na pewno nie kamienne złoża, z których dopiero specjalista geolog może wydobyć cenne kopaliny. O dawnych elementach można z łatwością zapomnieć i wyrzucić je albo zastąpić innymi – jak wynika z zestawienia dowolnej baśni z jej bliskimi odmianami. Jeśli coś pozostało, to dlatego, że gawędziarze – świadomie czy też instynktownie – odczuwali sens literacki tego, co zachowywali w swych opowieściach, bądź tego, co do nich dodawali. Nawet jeśli podejrzewamy, że jakiś zakaz z baśni wywodzi się z tabu praktykowanego w dawnych czasach, to nie zaginął on w późniejszym rozwoju tej baśni ze względu na ogromne mityczne znaczenie zakazu jako takiego. „Nie będziesz...” albo odejdziesz jako nędzarz pogrążony w nieutulonym żalu” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 168-169. + Baśnie stosują język poiesis. Teologia żywa musi być poezją, przynajmniej w niewielkim, mistycznym wymiarze. „W wielu prastarych religiach teologia utożsamiała się z poezją; oczywiście, nie w sensie fikcji religijnej, lecz w sensie niewypowiedzialnego piękna (kaloniczności) rzeczywistości religijnej, jej misteryjności i w sensie metody. Grecy rozumieli poezję jako najwyższą wartość, twórczość (poiesis) duchową, intelektualną, logosową, językową, artystyczną. W poznaniu naukowym wielką rolę odgrywała metafora. Dopiero zwolennicy myśli zawężonej, redukcyjnej i czysto racjonalistycznej (jak Arystoteles) odrzucili jakąkolwiek wartość historii, metafory i poezji. Ale to był błąd. Pojęcia i kategorie empiryczno-logiczne, słuszne skądinąd, obejmują niewielki zakres rzeczywistości religijnej i języka religijnego. Cały „nadprzyrodzony”, zbawczy obszar tej rzeczywistości lepiej jest ujmowany przez poiesis, niż przez język nauk szczegółowych, a nawet filozofii w empirycznym znaczeniu. Uważam, że większość Biblii została napisana w języku „poietycznym”. Jest to język, który nie rozbija tajemnicy, nie niweczy ponadmaterialnej relacji między Bogiem a osobą ludzką, nie reizuje religijności, a także wspiera wolność człowieka, pozwala mu się w pełni wyrazić i odnaleźć w Pięknie. [...] poiesis nie oznacza bełkotu, zbioru nonsensów, sekularyzmu ani „szumu” semantycznego, jak to dzisiaj często bywa. Razem z poiesis musi współistnieć język ścisły, racjonalny, uszczegółowiony, niejako materialny” Cz. S. Bartnik, Gromy mówiące. Kazania, przemówienia, publicystyka społeczno-polityczna, Dzieła Zebrane T. V. Lublin 1999, s. 227-228. Przykłady: saga z wieku VIII Beowulf, powieści Tolkiena, wszelkie baśnie w ścisłym, literackim sensie. + Baśnie światowe odrzucone przez Pawła. „Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów. [Stanie się to] przez takich, którzy obłudnie kłamią, mają własne sumienie napiętnowane. Zabraniają oni wchodzić w związki małżeńskie, [nakazują] powstrzymywać się od pokarmów, które Bóg stworzył, aby je przyjmowali z dziękczynieniem wierzący i ci, którzy poznali prawdę. Ponieważ wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre, i niczego, co 7 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF jest spożywane z dziękczynieniem, nie należy odrzucać. Staje się bowiem poświęcone przez słowo Boże i przez modlitwę. Przedkładając to braciom, będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa, karmionym słowami wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś. Odrzucaj natomiast światowe i babskie baśnie! Sam zaś ćwicz się w pobożności! Bo ćwiczenie cielesne nie na wiele się przyda; pobożność zaś przydatna jest do wszystkiego, mając zapewnienie życia obecnego i tego, które ma nadejść. Nauka to zasługująca na wiarę i godna całkowitego uznania. Właśnie o to trudzimy się i walczymy, ponieważ złożyliśmy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawcą wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących. To nakazuj i tego nauczaj! Niechaj nikt nie lekceważy twego młodego wieku, lecz wzorem bądź dla wiernych w mowie, w obejściu, w miłości, w wierze, w czystości! Do czasu, aż przyjdę, przykładaj się do czytania, zachęcania, nauki. Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu, który został ci dany za sprawą proroctwa i przez nałożenie rąk kolegium prezbiterów. W tych rzeczach się ćwicz, cały im się oddaj, aby twój postęp widoczny był dla wszystkich. Uważaj na siebie i na naukę, trwaj w nich! To bowiem czyniąc i siebie samego zbawisz, i tych, którzy cię słuchają” (1 Tym 4, 1-16). + Baśnie Świeca symbolizuje światło życia. Myśl ludzka przenika materię dochodząc do niewidzialnego ducha. „Coś staje się widzialne dopiero wtedy, gdy wychodzi na jaw; nie bez głębszego sensu mówi się o nowo narodzonym dziecku, iż ujrzało „światło dzienne”. / Życie połączone jest ze światłem. Światło symbolizuje życie. „W wierzeniach ludowych i baśniach świeca może sugerować światło życia” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 120/. „Antynomia światła i ciemności wyznacza dualistyczny obraz świata w religii staroirańskiej. Przeciwnikiem dobrego boga Ahura Mazdy (Ormuzda) jest ucieleśnienie zasady zła Angra Mainju, „zły duch”. Po jasnej stronie stoją prawo, prawda i porządek, które można oddać za pomocą trudno przetłumaczalnego perskiego słowa asza; po ciemnej stronie znajduje się drug, „kłamstwo”, spokrewnione etymologicznie z niemieckim Trug. Religia manichejska naucza, że od samego początku istnieją dwie zdecydowanie sobie przeciwstawne zasady bytu, określane jako bóg i materia (hyle), które manifestują się w sferach światła i ciemności. Wszystko, co ziemskie, a tym samym również człowiek, składa się z mieszaniny tych dwóch zasad. Wszystko zaś zaczęło się od tego, że „władca ciemności” wdarł się do królestwa „władcy świetlnych rajów” i ukradł niezliczone mnóstwo cząstek światła. Człowiek potrafi jednak przeniknąć swoim rozumem ów zagmatwany splot i poprzez moralne czyny uwolnić posiadane cząstki światła z brudzącej materii; słońce i księżyc oddają wznoszące się z powrotem w górę cząstki światła świetlnemu rajowi. Celem religii manichejskiej – wyrażając się całkiem prosto – jest wyzwolenie jednostki z ciemności ku światłu. Idee manichejskie odżyły w poglądach bogomiłów na Bałkanach oraz katarów z XII-XIII wieku w północnych Włoszech i południowej Francji. Według ich wierzeń istnieją dwie przeciwstawne odwieczne istoty: dobry bóg światła jako sprawca rzeczy niewidzialnych oraz bóg ciemności jako sprawca widzialnego świata” Tamże, s. 121. + Baśnie świeckie materiałem dla literatury Mitologia należy do sztuk, a sztuki nie są postępowe „Sto lat temu wielu uczonych, częściowo pod wpływem naiwnego utożsamiania ewolucji z postępem, zakładało, że 8 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF myślenie mityczne było wczesną formą myślenia konceptualnego. […] Był to niewątpliwie element ideologii opracowanej dla zracjonalizowania postępowania Europejczyków wobec „tubylców” na ciemniejszych kontynentach i im mniej uwagi poświęca się temu obecnie, tym lepiej. Tymczasem jest prawdopodobne, że mitologia, ze względu na swą naturę sakralną, trwa w społeczeństwie na sposób nieorganiczny i dlatego w rezultacie wysuwa stwierdzenia i tezy dotyczące porządku przyrody niezgodne z tym, co pokazują faktyczne prawdziwe obserwacje tego porządku. Kiedy tak się dzieje, konieczne jest zastąpienie wyjaśnień mitologicznych przez naukowe. […] Ale wypadki tradycji mitologicznej nie są prawdziwą mitologią, której główna linia jest od-twarzana przez poetów w każdej epoce”. Punkt wyjścia literatury to świeckość lub sakralność. „W trakcie rozwoju literatury częścią jej materiału staje się „Profanum”, czyli świeckie baśnie ludowe i legendy. W literaturze zachodniej Dante i Milton szukali swych wielkich tematów w obszarze mitycznym, Chaucer i Szekspir z kolei pozostawali przy baśni i legendzie. Ten proces jest możliwy ze względu na podobieństwo, a nawet tożsamość strukturalną opowieści świętych i świeckich. Skoro poważna i zaangażowana natura mitu jest powszechnie akceptowana, to fakt ten zapewnia poecie swobodę w jej traktowaniu. [...] mogłyby istnieć szczególne cechy kultury, jak w przypadku Grecji, pozwalające poecie komicznemu traktować temat mityczny w ujęciu farsowym, oczywiście do pewnego stopnia. Autorytet tradycyjnego mitu jest tu po części niezależny od poety. Jeśli poeta ma do czynienia ze „świeckim” mitem klasycznym w okresie chrześcijańskim, ma teoretyczne prawo uczynić z nim, co zechce. Dlatego tym bardziej interesujący jest fakt, że w praktyce poeci wydają się okazywać wielki szacunek dla niepodzielności mitów, którymi się zajmują. […] Właśnie ze względu na to odnosimy silne wrażenie, że mit jest czymś oddzielnym od swoich słownych wcieleń, mimo że taka dwudzielność nie może naprawdę zaistnieć” W047 68. + Baśnie teologiczne sensacyjne trzeba odrzucić. „hermeneutyka uogólniona jest nie tylko teorią czy dyscypliną, lecz także tajemniczym ontologicznym procesem „rozjaśniania się” rzeczywistości. Mamy zatem hermeneutykę w sensie przedmiotowym – jako proces ontologiczny i hermeneutykę w sensie podmiotowym – jako proces poznawczy, jako teorię czy rodzaj nauki humanistycznej, filozoficznej lub teologicznej. Chciałem postawić tezę, że oba te procesy hermeneutyczne wystąpiły w bycie i osobie Jezusa Chrystusa i taka chrystologia hermeneutyczna może być ważnym dopełnieniem chrystologii uprawianej przez teologię klasyczną. Trzeba powiedzieć, że katolicka klasyczna teologia systemowa nie ma do dziś większego zrozumienia dla hermeneutyki teologicznej” /Cz. S. Bartnik, Jezus Chrystus jako hermeneuta rzeczywistości, „Roczniki Teologiczne”, 2 (2008) 7-12, s. 7/. „Jest tylko szeroko uprawiana hermeneutyka biblijna w wymiarze podmiotowym jako sztuka interpretowania Pisma Świętego. Hermeneutyka jako nauka bywa pojmowana, zwłaszcza przez uczonych katolickich w ostatnich czasach, właściwie w jakiejś opozycji do Chrystusa, a także zbyt wąsko i jednostronnie: jako szczątkowa filozofia, jako minimalistyczna teologia, jako semiologia subiektywna, jako anonimowy (bezosobowy) język, czy jako wykładnia rozumności, logiki i metod na sposób mimo wszystko irracjonalny. Świadczy to o wielkim kryzysie teologii, a w niej chrystologii, 9 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF który jednak nie dotarł do głębi katolickiego Kościoła Chrystusowego, odznaczającego się żywą wiarą, realizmem chrześcijańskim i unikaniem pogoni za teologicznymi baśniami sensacyjnymi. Ów redukcjonizm hermeneutyczny jest całkowicie błędny. Trzeba powrócić raczej do ujęć Georga Friedricha Meiera (zm. 1777) oraz w innym nieco aspekcie do współczesnego Luigiego Pereysona (Włosi odznaczają się podobnym realizmem chrześcijańskim i teologicznym, jak Polacy) i rozwijać hermeneutykę maksymalistyczną, uniwersalna, intelektualna, obiektywistyczna i o charakterze personalistycznym, który wprowadza Rzeczywistość chrześcijańską do świata osoby ludzkiej, gdzie następuje transendująca synteza między światem subiektywnym a obiektywnym. I oto Jezus Chrystus – w swojej Osobie oraz jako wyzwanie hermeneutyczne – nie jest li tylko znikomym akcydensem rzeczywistości, ani czysto fabularną i subiektywistyczną kategorią życzeniowa i emocjonalną, lecz stanowi podstawowe principium hermeneuticum – omnis entis. On to stanowi, konstytuuje, wyjaśnia, tłumaczy i interpretuje byt w ogóle (człowieka, świat, dzieje) w aspekcie ontycznym (synchronicznym, strukturalnym) oraz dziejowym (diachronicznym, dynamicznym), a wreszcie sensorodnym (w aspekcie relacji rzeczywistości do osoby ludzkiej)” /Tamże, s. 8. + Baśnie Tolkiena przypominają nam o tym, że relacje o Stworzeniu i Odkupieniu, pojawiające się w naszej tradycji, niosą zaskakującą prawdę. Fantazja odkrywa głębię duszy ludzkiej. Towarzystwa poświęcone studiom nad Tolkienem: Mythopoeic Socjety, Elvish Linguistic Fellowship i American Tolkien Society. „W przesłaniu Gandalfa chodzi o to, że jesteśmy częścią wyższego porządku, opatrzności. Fakt, że uwikłaliśmy się w przygodę i w ucieczkę, nie oznacza, ze jesteśmy jedynymi aktorami naszego życia. Świat jest szeroki i to, co jest korzystne dla nas, przynosi pożytek nie tylko nam, podobnie jak to, co nas boli, boli nie tylko nas. […] nie cały ciężar świata spoczywa na nas, nawet jeżeli sami uczestniczymy w cierpieniach i dramatach świata, gdzie dobro zmaga się ze złem” /J. V. Schall TJ, O realności fantazji, w: Tolkien. Księga pamiątkowa. Studia o spuściźnie literackiej, red. J. Parce, (Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublischers 1999), tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 72-77, s. 74/. „W świecie kreacji Tolkienowskich pojawiają się jakieś opowieści i historie, ale podobne opowieści i historie obecne są i w naszej rzeczywistości. Tolkien „stwarza” wtórny świat, przypominając nam o tym, że relacje o Stworzeniu i Odkupieniu, pojawiające się w naszej tradycji, niosą zaskakującą prawdę. „Ewangelia to przecież baśń albo raczej wzniosła opowieść, która jest samą istotą baśni” /J. R. R. Tolkien, O baśniach, tłum. Joanna Kokot, w: J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Christopher Tolkien, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2000, s. 198/. Co więcej, jest to opowieść, która „wtargnęła w historię”. Problem z opowieścią, którą znajdujemy w Piśmie Świętym – kiedy rozpatrujemy jej prawdopodobieństwo jako fantazji – polega na tym, że jest ona zbyt prawdziwa, zbyt podobna do tego, czego byśmy pragnęli. „Nigdy nie pojawiła się żadna opowieść, którą człowieka tak bardzo chciałby widzieć jako prawdziwą, i żadna, której prawdziwość uznałoby wielu sceptyków. Jej artyzm nosi najbardziej przekonujące piętno pierwotnej sztuki – aktu Stworzenia. Odrzucenie jej prowadzi albo do smutku, albo do gniewu” /J. V. Schall TJ, O realności…, s. 75. 10 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF + Baśnie usunięte z hagiografii kontrreformacyjnej; pozwoliło to na tryumf poetyki exemplum. Exemplum formą literacką wieku XVI. „Poetyka exemplum święcić będzie wreszcie triumfy w kontrreformacyjnej hagiografii oczyszczonej z kłamliwych, szkodliwych – jak mawiano, baśni (fabulas) apokryficznych i legendowych. […] przekłady starotestamentalnych ksiąg, traktowane jako osobne historie narracyjne, „podpowiadały” inną jeszcze możliwość: tworzenie swoistych „montaży” fabularnych, kojarzących przekazy biblijne i pozakanoniczne w taki sposób, że amplifikacja apokryficzna wrastała niejako organicznie w opowieść Pisma św., tworząc pozory tożsamości z nim. Efektem tej celowej symulacji były te biblijno-apokryficzne narracje (Istoryja o św. Józefie, Historyja barzo cudna Pussmana), których spójność fabularna powstawała w rezultacie niszczenia sygnałów delimitacyjnych, tj. likwidowania znaków umożliwiających widome rozdzielenie granic między źródłowym przekazem biblijnym a domysłem apokryficznym, mającym „uzupełniać” motywy pominięte w Piśmie św. Na przeciwnym biegunie takiego typu narracji sytuowały się te, które właśnie ujawniały fakt wykorzystywania i przekazywania materii niekanonicznej obok kanonicznej, wskazywały źródła pozabiblijnych informacji wprowadzanych w obręb dzieła, oceniały owe informacje z punktu widzenia ich różnie pojmowanej przydatności i wiarygodności. Ów – prowadzony „na oczach” odbiorcy proces kwalifikacyjny, decydujący o akcie włączenia, dodania na prawach fakultatywnych bądź pominięcia w narracji jakiegoś pozakanonicznego motywu, powodował rozluźnienie spójności fabularnej przekazu, odsłaniał konstrukcyjną pracę twórcy i jej uwarunkowania” M. Adamczyk, Religijna proza narracyjna do końca XVI wieku, w: Proza polska w kręgu religijnych inspiracji, red. M. Jasińska-Wojtkowska, Krzysztof Dybciak, Lublin 1993, Towarzystwo Naukowe KUL, 7-40, s. 27. + Baśnie wyrażają mentalność gnostycką Centrum dzieł Tolkiena stanowi walka o myślenie realistyczne i otwarte. „Ci, którzy podpisują się, nawet bezwiednie, pod odwieczną filozofią przyjętą przez Kościół, znajdą uspokojenie w epickich opowieściach Tolkiena o odwiecznej naturze zmagań dobra ze złem, o imperatywach moralnych, a także o wyborach, jakie zmagania te za sobą pociągają. Wyznawcom filozofii sceptycyzmu, którzy niczego nie są pewni, Tolkienowskie pewniki wydają się zwykłym absurdem. Jego głębiny zdają się płyciznami, prawdy – fałszem, mity – kłamstwami. Parafrazując pamiętny aforyzm Inklinga – może się wydawać, ze światło to światło, a mrok to mrok i nigdy się nie spotkają” J. Pearce, Tolkien i katolickie odrodzenie w literaturze, w: Tolkien. Księga pamiątkowa. Studia o spuściźnie literackiej, red. J. Pearce, /Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublishers 1999/, tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 102-118, s. 107. „Praktyczne implikacje filozoficznego podejścia Tolkiena są najlepiej widoczne w tym, jak wysoko pisarz cenił obiektywność prawdy. Jego „fantastyczny” świat bynajmniej nie był ucieczką od rzeczywistości – był, w metafizycznym sensie, ucieczką do rzeczywistości. Wydarzenia w Śródziemiu nie są po prostu realne, są hiperrealne, zbyt realne, by dawać poczucie bezpieczeństwa, tak więc czytelnik głęboko angażuje się w losy bohaterów, w przebieg wydarzeń, w groźbę dyskatastrophe i radość eukatastrophe. […] Pierścień to nie fantazja, wytwór umysłu, pożądanie, pragnienie czy pogląd, który można zmienić – to fakt, któremu trzeba stawić czoło, znieść, a w 11 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF końcu pokonać. Jest to prawdziwy realizm, wzniesiony na solidnej opoce obiektywizmu. Niewiele ma wspólnego z fałszywym realizmem sceptyków, którzy opierają swoje pojmowanie rzeczywistości na niepewnych piaskach subiektywizmu, gdzie nic nie jest dobre, złe czy prawdziwe samo w sobie” Tamże, s. 108. + Baśnie zamiast prawdy Opinia publiczna Francji wieku XVIII zerwała z katolicyzmem i przeniosła się do krainy idealnej, do świata baśni (od prawdy się odwrócą i ku baśniom się zwrócą). „monarchia nieustannie stwarza równość i nierówność […] naprowadziła umysły na ideę naturalnej równości. Zawłaszczając funkcje administracyjne, monarchia wyzuła Francuzów, a zwłaszcza członków klas wyższych, ze wszelkiego doświadczenia praktycznego i stworzyła – na skalę narodową – przestrzeń zarówno dla autorów jak i dla publiczności, dla abstrakcyjnych teorii z zakresu filozofii politycznej. I w tej właśnie wolnej przestrzeni […] hommes de lettres utworzyli zastępcze królestwo czystych idei” /F. Furet, Wstęp, tłum. M. Król, w: A. Tocqueville de, Dawny ustrój i rewolucja, przeł. H. Szumańska-Grossowa, Znak, Kraków 1994, 5-20, s. 14/. „Na podobnej zasadzie doszło do tego, że opinia publiczna zerwała z katolicyzmem. […] Tocqueville widzi w nim niebezpieczeństwo dla przyszłości. W jego przekonaniu, idea demokratyczna narodziła się z chrześcijaństwa, a doświadczenie amerykańskie dowodzi, że demokracja i chrześcijaństwo mogą żyć w harmonii. We Francji natomiast rewolucja polityczna zmierzała do wykorzenienia nie tylko społeczeństwa arystokratycznego, ale także podstawy wiary religijnej i stąd – jej wyjątkowy charakter, jej mania przelicytowywania wszystkiego, gwałtowność i trwałość pobudzonych przez nią namiętności. Tocqueville nie uważa, że za ten szczególny, antyreligijny charakter demokracji francuskiej odpowiedzialny lub choćby współodpowiedzialny był Kościół katolicki z czasów dawnego ustroju. […] Tocqueville oskarża państwo monarchiczne o to, że doprowadziło klasy wyższe do braku odpowiedzialności intelektualnej i społecznej, a opinię publiczną do filozoficznych abstrakcji. […] Rewolucja chciała zastąpić religię, a na skutek tego oderwała umysły od wszelkich korzeni i otworzyła drogę do rewolucyjnego zboczenia. [….] w innych okolicznościach mogła mieć inny przebieg […] Rzeczy jednak szybko potoczyły się w złą stronę, a spowodowała to ogólna postawa Francuzów” /Tamże, s. 15/. „Dwuznaczny charakter wydarzeń rewolucyjnych można już dostrzec – zdaniem Tocqueville’a – we francuskiej filozofii oświeceniowej, w której często silniejsza jest idea powszechnej zmiany dokonywanej w imię administracyjnej racjonalności, od idei wolności politycznej, i dla której fizjokraci są bardziej typowi niż Monteskiusz. Owa idea oświeceniowa może równie dobrze doprowadzić do despotyzmu jednostki jak do władzy ludu, skoro władza ludu polega jedynie na zastąpieniu króla narodem, bez dokonywania jakichkolwiek zmian w administracyjnym zniewoleniu obywatela” /Tamże, s. 16. + Baśnie zebrane przez Langa A. podobne stoiskom na wyprzedaży. Wiara literacka dotyczy nie tylko treści, ale ma na celu przede wszystkim ukształtowanie człowieka w jego sferze percepcji i tworzenia piękna. „Księgi baśni Andrew Langa to na pewno nie rupieciarnie – podobne są raczej stoiskom na wyprzedaży. [...] Zbiory Langa są głównie produktem ubocznym jego „dorosłych” studiów nad folklorem i mitologią – część jego odkryć została przeznaczona na użytek dzieci. [...] Wstęp do pierwszego tomu mówi o 12 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF dzieciach, „dla których opowieści te są przeznaczone”. Przedstawiają one – pisze Lang – człowieka z zarania historii, wiernego swym pierwszym miłościom, i mają jego nie stępioną wiarę w cudowności i świeży na nie apetyt [...]. Przypuszczam, że Lang utożsamia ową „wiarę w cudowności” z „apetytem na nie” albo przynajmniej uważa je za ściśle ze sobą związane. Tymczasem są to dwie zupełnie różne sprawy, apetyt na cudowności zaś nie jest ani pierwszym, ani najważniejszym spośród aspektów ogólnego apetytu wyodrębnianych przez dojrzewający umysł. Lang używa słowa „wiara” w jego potocznym znaczeniu, a więc jako przekonanie o istnieniu lub wydarzeniu się czegoś w rzeczywistym (pierwotnym) świecie. Skoro tak, to obawiam się, że słowa Langa – odarte z sentymentalizmu – mogą sugerować tylko jedno: oto nadawca baśniowej opowieści, świadomie lub nie, żeruje na łatwowierności swych dziecięcych odbiorców, na ich braku doświadczenia utrudniającym im odróżnienie faktu od fikcji, choć samo to rozróżnienie jest podstawą tak zdrowego ludzkiego umysłu, jak i baśni” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 172. + Baśnie źródłem kronik bizantyjskich. „Literatura bizantyjska jest bezpośrednią spadkobierczynią i kontynuatorką greckiej literatury z jej okresu hellenistyczno-rzymskiego, a pośrednią – literatury z okresu helleńskiego, a nawet archaicznego. Przejęła z związku z tym gatunki literackie wcześniej uprawiane. Część z nich zdecydowanie odrzuciła, inne kontynuowała, tworząc przy tym nowe ich postacie, jak na przykład spokrewniony z historiografią gatunek kronikarstwa. […] Nawiązując do literatury pogańskiej, tworzyła nowy ideologicznie typ piśmiennictwa, którego głównym celem miała być służba chrześcijaństwu. Miała zresztą w tym względzie do dyspozycji wielkie bogactwo literatury patrystycznej, pisanej przez wschodnich Ojców Kościoła, takich zwłaszcza jak Bazyli Wielki, Grzegorz z Nyssy, Grzegorz z Nazjanzu, Orygenes, Tertulian”. Literatura bizantyjska, jak całą kultura bizantyjska, charakteryzowała się tym, że trzymała się ustalonych z góry schematów. „Widać to bardzo wyraźnie w malarstwie, gdzie obowiązywały precyzyjne kanony kompozycyjne, ale także w literaturze. Tu również obowiązywała reguła naśladownictwa co do formy wzorców starogreckich, z tym że treść czerpano przede wszystkim ze źródeł chrześcijańskich, a zwłaszcza z Biblii. […] charakterystyczny dla literatury bizantyjskiej był rodzaj piśmiennictwa historycznego w postaci kronikarstwa, pisanego często dla szerokich warstw społecznych, a w związku z tym odpowiednio obrazowego, z powoływaniem się przede wszystkim na Biblię, na różne tematy historyczne, ale także na przebogatą mitologię i baśnie. Treści biblijne stanowiły w kronikach bizantyjskich ich część zasadniczą. Z Biblii również, według swojego mniemania, przejęli autorzy bizantyjscy chronologię dziejów świata, którego stworzenie miało przypadać na 5509 r. przed Chrystusem” /S. Wielgus, Badania nad Biblią w starożytności i w średniowieczu, TNKUL, Lublin 1990, s. 168. + Baśnie żydowskie odwracają się od prawdy. „Paweł, sługa Boga i apostoł Jezusa Chrystusa, [posłany do szerzenia] wśród wybranych Bożych wiary i poznania prawdy wiodącej do życia w pobożności, w nadziei życia wiecznego, jakie przyobiecał przed wiekami prawdomówny Bóg, a we właściwym czasie objawił swe słowo przez nauczanie powierzone mi z rozkazu Boga, Zbawiciela 13 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF naszego – do Tytusa, dziecka mego prawdziwego we wspólnej nam wierze. Łaska i pokój od Boga Ojca i Chrystusa Jezusa, Zbawiciela naszego! W tym celu zostawiłem cię na Krecie, byś zaległe sprawy należycie załatwił i ustanowił w każdym mieście prezbiterów. Jak ci zarządziłem, [może nim zostać], jeśli ktoś jest nienaganny, mąż jednej żony, mający dzieci wierzące, nie obwiniane o rozpustę lub niekarność. Biskup bowiem winien być, jako włodarz Boży, człowiekiem nienagannym, niezarozumiałym, nieskłonnym do gniewu, nieskorym do pijaństwa i awantur, nie chciwym brudnego zysku, lecz gościnnym, miłującym dobro, rozsądnym, sprawiedliwym, pobożnym, powściągliwym, przestrzegającym niezawodnej wykładni nauki, aby przekazując zdrową naukę, mógł udzielać upomnień i przekonywać opornych. Jest bowiem wielu krnąbrnych, gadatliwych i zwodzicieli, zwłaszcza wśród obrzezanych: trzeba im zamknąć usta, gdyż całe domy skłócają, nauczając, czego nie należy, dla nędznego zysku. Powiedział jeden z nich, ich własny wieszcz: Kreteńczycy zawsze kłamcy, złe bestie, brzuchy leniwe. Świadectwo to jest zgodne z prawdą. Dlatego też karać ich surowo, aby wytrwali w zdrowej wierze, nie zważając na żydowskie baśnie czy nakazy ludzi odwracających się od prawdy. Dla czystych wszystko jest czyste, dla skalanych zaś i niewiernych nie ma nic czystego, lecz duch ich i sumienie są zbrukane. Twierdzą, że znają Boga, uczynkami zaś temu przeczą, będąc ludźmi obrzydliwymi, zbuntowanymi i niezdolnymi do żadnego dobrego czynu” (Tt 1, 1-16). + Baśniowość alegoryzmu powszechnego, halucynacyjne podejście do świata. „Biblijny alegoryzm in factis – nie wolno zapominać, że lektura Biblii komplikuje się, jeśli zwrócimy uwagę na to, jak wiele zawiera ona alegoryzmu in verbis - przyczynił się do tego, że cała tradycja patrystyczna i scholastyczna opowiedziała się za nieskończonym badaniem Świętej Księgi jakby była ona lasem pisma (latissima scripturae silva, Orygenes, In Ezech. 4), oceanem czy pełnym boskich tajemnic labiryntem (oceanum et mysteriosum dei, ut sic loquatur, labirynthum, Hieronim, In Ezech. 14). Przykładem tego hermeneutycznego nienasycenia jest następujący fragment: […] „Pismo Święte na podobieństwo rwącej rzeki napełnia głębiny umysłów ludzkich tak, że zawsze wylewa się poza ich brzegi; poi spragnionych, a pozostaje niewyczerpane. Wypływają z niego ogromne wiry znaczeń duchowych i jak rozpływają się jedne, powstają inne – lub też raczej nie rozpływają się, ponieważ mądrość jest nieśmiertelna” /U. Eco, Sztuka i piękno w Średniowieczu, przeł. M. Olszewski, M. Zabłocka, (Arte e bellezza nell’ estetica medievale), Milano 1987, Znak, Kraków 1997, s. 97/. „Lecz po tym, jak jedne wyłonią się i ukażą swoje piękno, inne nie przychodzą na miejsce poprzednich, lecz im towarzyszą, by każdy zgodnie ze swoimi zdolnościami odkrył je, nasycił się nimi i pozwolił innym kształcić się, czerpiąc z nich śmiało”. (Gilbert ze Stanfordu, In Cant. Prol.) (J. Leclerq, Le commentaire de Gilbert de Stanford sur le Cantique des Cantiques, w: „Analecta Monastiea”, la serie, Citta del Yaticano 1948). Równie niewyczerpywalna będzie interpretacja labiryntu świata, […]./ Dla alegoryzmu poetyckiego właściwe jest dekodowanie retoryczne. Jego wariantem może być także alegoryzm liturgiczny lub ogólnie każda wypowiedź posługująca się obrazowym lub werbalnym symbolizowaniem będącym dziełem ludzkim. Jasne jest, że z tego punktu widzenia wypowiedzi 14 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF dotyczące Boga i przyrody podążać będą dwiema rozbieżnymi drogami. W pansemiozie metafizycznej dominowała tendencja wykluczająca przedstawienia symboliczne. Pansemioza metafizyczna staje się teologiczna lub filozoficzna, zarówno wtedy, gdy wspiera się na neoplatońskiej metafizyce światła, jak i na hylemorfizmie tomistycznym. Alegoryzm powszechny, przeciwnie, zbliża się do baśniowego i halucynacyjnego podejścia do świata. Nieważne jest, jak on się nam jawi, ale co może sugerować. Świat badającego rozumu przeciwstawia się fabularyzującej wyobraźni. Między nimi znajdują się dobrze określone we własnych granicach: alegoryczna lektura Biblii i świadome tworzenie poetyckiego i ziemskiego alegoryzmu (np. w Roman de la Rose)” /Tamże, s. 98. + Baśń angielska wieku XIV Arcydzieło sztuki czternastowiecznej Anglii Pan Gawain i Zielony Rycerz nie opowiada o danych sprawach, ale czerpie z nich część swej żywości, jaskrawości, napięcia. „Podobnie ma się rzecz z największymi baśniami – a nasz poemat jest jedną z nich. Zaprawdę – nie ma lepszego środka nauczania moralnego niż dobra baśń: opowieść prawdziwa, mająca głębokie korzenie, opowiadana jako baśń, nie zaś słabo zawoalowana alegoria moralna. Wydaje się, że autor Pana Gawaina wiedział to lub odczuwał – instynktownie raczej niż świadomie – żył bowiem w wieku czternastym: poważnym, dydaktycznym, encyklopedycznym, by nie powiedzieć – pedantycznym. Raczej więc przejął on baśń wraz z dziedzictwem, niż świadomie po nią sięgnął. Ze wszystkich tematów [...] albo innych, jak irlandzkie wpływy na Brytanię, a obu – na Francję, oraz zwrotne wpływy francuskie, lub – przechodząc do czasów naszego autora – „odrodzenie aliteracyjne” i ówczesna debata o stosowaniu aliteracji w narracji poetyckiej, dziś prawie nieznana, z wyjątkiem krótkich ech w Panu Gawainie oraz u Chaucera (który, jak sądzę, znał ten poemat, a zapewne i jego autora) – zatem ze wszystkich tematów, które podsuwa Pan Gawain i Zielony Rycerz, chciałbym zająć się tylko jednym, najbardziej zaniedbanym, a jak sądzę, o największym podstawowym znaczeniu: rdzeniem, rzeczywistą istotą poematu w jego ostatecznej postaci, jego wspaniałej części trzeciej, a zwłaszcza scenami kuszenia i spowiedzi Sir Gawaina” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 105. + Baśń Cel określony jasno. „Najważniejsze dla baśni – w odróżnieniu od użycia tej formy dla bardziej przyziemnych celów – jest, aby przedstawić ją jako „prawdziwą”. [...] Ponieważ esencją baśni są cuda, nie toleruje ona żadnej ramy ani technicznych wybiegów sugerujących, że cała historia, w której te cuda się pojawiają, jest wymysłem lub złudzeniem. Sama opowieść może być oczywiście tak dobra, że pozwoli nam zignorować ramę. Może też być udana i zabawna jak wizja senna. Takie właśnie są obie książeczki Lewisa Carolla o Alicji ze swą ramą snu i zmianami w śnionym świecie. Z tego powodu (a także wielu innych) nie są one baśniami. Istnieje jeszcze inny rodzaj cudownych opowieści, który wyłączyłbym spośród baśni [...]: chodzi mi o bajkę zwierzęcą w jej czystej odmianie. [...] Można naturalnie dopatrzyć się związków między bajką zwierzęca a baśnią. Tak jak w prawdziwych baśniach zwierzęta i inne stworzenia mówią tu ludzkim głosem. Niekiedy (raczej rzadko) cud ten można interpretować jako spełnienie jednego z „pierwotnych” pragnień leżących u podstaw Królestwa Czarów: ludzkiego 15 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF pragnienia wspólnoty z innymi żyjącymi istotami. Mowa zwierząt w bajce rozwinęła się wszakże w odrębną gałąź i niewiele ma wspólnego z tym pragnieniem – najczęściej o nim nie pamięta. Wówczas gdy ludzie cudownym sposobem rozumieją mowę ptaków, zwierząt i drzew, nie jesteśmy zbyt daleko od Czarodziejskiej Krainy i jej oddziaływania. W historiach, które nie dotyczą ludzi, albo w takich, gdzie bohaterami są zwierzęta, a człowiek jest tylko dodatkiem, a nade wszystko w takich, gdzie zwierzęce kształty to tylko zabieg satyryka-kaznodziei – maska nałożona na ludzką twarz – mamy do czynienia ze zwykłą bajką zwierzęcą, a nie z baśnią” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 155. + Baśń Dobrą Nowiną. Sprzężenie dzieła literackiego Tolkiena pt. Władca Pierścieni z najważniejszą teorią literacką Tolkiena – sztuki jako „wtórnego stwarzania”, którą opisał w swoim eseju O baśniach. „Według Tolkiena, Człowiek wprawdzie popadł w niełaskę przez Upadek i na długi czas został odłączony od Boga, ale nie utracił do końca ani nie zmienił swojej pierwotnej natury. Wciąż zachował podobieństwo do swego Stwórcy. Człowiek ujawnia, że został stworzony na obraz i podobieństwo Stwórcy, gdy, działając „na pochodną modłę”, pisze historie odzwierciedlające wieczne Piękno i Mądrość. Wyobraźnia to „umiejętność wyrażenia, które […] nadaje temu, co wyobrażone »spójność cechującą rzeczywistość«. Gdy człowiek pobiera rzeczy z pierwotnego świata i tworzy wtórny świat, działa jako „wtórny stwórca”. Jego twórczość może oddziaływać na rozmaite sposoby. Człowiek potrzebuje uwolnić się od monotonii, banalności, trywialności i zachłanności, które nadwątlają jego wzrok, a opowieści takie pomagają mu odzyskać „jasne widzenie” świata. Innym rodzajem oddziaływania jest „pociecha szczęśliwego zakończenia”, czyli eukatastrophe. Dzieła wtórnych stwórców nie przeczą istnieniu smutku czy klęski, ale są także „nagłym przebłyskiem ukrytej prawdy w świecie”. W końcu Dobra Nowina, czyli Ewangelie zawierają „wzniosłą opowieść, która jest samą istotą baśni”. W Bożym Królestwie obecność wielkich nie pomniejsza maluczkich, tak więc Evangelium nie zniszczyło opowieści, ale je uświęciło, szczególnie te ze szczęśliwym zakończeniem” /W. Hooper, Inny Ruch Oksfordzki: Tolkien i Inklingowie, red. J. Pearce, (Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublishers 1999), tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 171-176, s. 175. + Baśń Ewangelia realizuje wszystkie istotne elementy baśni; nie tylko w sensie literackim, ale również w sferze faktów. „Nietrudno wyobrazić sobie owo niezwykłe podniecenie i radość, jakie stałoby się naszym udziałem, gdyby jakaś szczególnie piękna baśń okazała się prawdziwa w „pierwotnym” sensie tego słowa, gdyby jej fabuła objawiła się jako zdarzenie historyczne, nie tracąc przy tym owego mitycznego i alegorycznego znaczenia, które miała jako baśń. Nietrudno, gdyż nie byłoby to doświadczenie o zupełnie nowej, nie znanej nam jakości. Byłaby to ta sama radość (choć na pewno bardziej intensywna), którą wywołuje szczęśliwy „zwrot” baśniowej akcji: ma ona posmak pierwotnej prawdy (w przeciwnym razie nie nazywałaby się radością). Wybiega naprzód (albo wstecz – kierunek nie jest tu ważny) ku wielkiej Eukatastrophe. Taka jest też i gloria – radość chrześcijanina – choć o wiele bardziej (nieskończenie bardziej, gdyby nie nasze ograniczenie możliwości) wzniosła i promienna. Bo też i sama opowieść jest bardziej 16 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF wzniosła – jest prawdziwa. Sztuce nadano wymiar prawdy. Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów. Legenda i historia spotkały się i zlały w jedno” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 201. + Baśń Fantazja uzdrawia ostrość spojrzenia na tę samą rzeczywistość. „Wszelkiego rodzaju „element fantastyczny” w poezji i w prozie – nawet jeśli jest on tylko ozdobnikiem albo zjawiskiem ubocznym – pomaga w tym uwolnieniu. Jednak najpełniej czyni to baśń – świat zbudowany na fantazji lub wokół niej, którego samym sercem jest fantazja właśnie. Fantazje buduje się z elementów pierwotnego świata, ale prawdziwego rzemieślnika cechuje miłość, wiedza i wyczucie tworzywa – kamienia, gliny czy drewna – które dać może tylko sztuka tworzenia. [...] Baśnie opowiadają głównie albo (te lepsze) niemal wyłącznie o sprawach podstawowych, nie tkniętych przez fantazję, ale jej oprawa przydaje blasku tej prostocie. Bo twórca opowieści, który pozwala sobie na „swobodę” wobec natury, może być jej miłośnikiem, ale nie niewolnikiem. To baśnie pierwsze pozwoliły mi przeczuć moc słów i cudowność rzeczy takich, jak kamień, drewno i żelazo, dom i ogień, chleb i wino. [...] Choć baśnie nie są naturalnie jedynym środkiem ucieczki, należą dziś do najbardziej oczywistych i (według niektórych) bezwstydnych rodzajów literatury eskapistycznej [...]. Ucieczka jest jedną z głównych funkcji pełnionych przez baśnie [...], nie podoba mi się ów ton pogardy i politowania, jaki towarzyszy dzisiejszemu mówieniu o ucieczce: ton, do którego nie uprawnia poza krytycznoliterackie użycie tego słowa. W świecie, który osoby nadużywające tego pojęcia zwą prawdziwym życiem, ucieczka bywa z reguły czynem niewątpliwie użytecznym, a niekiedy nawet heroicznym” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 190-191. + Baśń Forma literacka zwana mitem wymaga odpowiednio dostosowanej metody badawczej. „Jeśli ktoś naprawdę chciałby analizować smoka z Beowulfa, nie powinien winić go o bycie smokiem, lecz raczej o to, że nie jest w dostatecznym stopniu smokiem, prostym, czysto bajkowym smokiem. W poemacie jest trochę takich jaskrawych rysów [...] gdzie smok jest prawdziwym gadem, mającym własne, zwierzęce życie i świadomość – jednak ogólna koncepcja jest bliższa draconitas niż draco (smoczość niż smok). Smok jest uosobieniem przewrotności, chciwości, zniszczenia (ci jest odwrotną, złą stroną bohaterskiego życia) oraz okrucieństwa losu, nie rozróżniającego dobra i zła (co jest złym aspektem życia w ogóle). Ale w Boewulfie jako poemacie tak właśnie być powinno. Równowaga jest delikatna, ale zachowana. Obfita symbolika jest blisko powierzchni, ale nie zostaje wydobyta i przekształcona w alegorię. Mamy do czynienia z kimś bardziej znaczącym niż standardowy bohater: oto człowiek postawiony wobec wroga bardziej złego niż jakikolwiek ludzki nieprzyjaciel jego rodu lub królestwa, do tego wpisany w czas, uczestniczący w bohaterskiej historii, przemierzający znane mu kraje Północy. Natomiast [...] główną wadą Beowulfa jest to, że jego autor, żyjący w czasach bogatych w legendy o bohaterach, posłużył się nimi w nowy, oryginalny sposób, dając nam zamiast kolejnej legendy rzecz podobną, lecz inną – miarę i interpretację ich wszystkich” J. R. R. Tolkien, 17 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, 5-10, s. 29-30. + Baśń formą literacką poematu Beowulf. Chrześcijaństwo przemieniło umysły i wyostrzyło problem walki dobra ze złem. Nie jest to już tylko walka z nieokreślonymi mocami chaosu i ciemności, lecz walka z konkretnym przeciwnikiem Boga. Zrozumiał to poeta wieku VIII, anonimowy autor poematu Beowulf, opisującego wydarzenia z wieku VI. „Autor Beowulfa posiadał, podobnie jak Wergiliusz, dostateczna znajomość rodzimej tradycji, by mieć też perspektywę historyczną, a nawet antykwarską ciekawość. Rzutował swe czasy na odległą przeszłość, gdyż ta odległa przeszłość była szczególnie atrakcyjna poetycko. Wiedział wiele o dawnych dniach, choć jego wiedza – jak na przykład o pogrzebie w morzu czy o stosie pogrzebowym – była raczej bogata i poetycka niż dokładna w pojęcia współczesnej archeologii. Jedno dostrzegał wyraźnie – były to czasy pogańskie: pogańskie, szlachetne i pozbawione nadziei. Ale jeśli autor przemilczał elementy typowo chrześcijańskie, to podobnie uczynił ze starymi bogami. Częściowo dlatego, że nie istnieli oni naprawdę, że z chrześcijańskiego punktu widzenia byli tylko ułudą lub kłamstwem fabrykowanym przez Złego, gastbona [zabójcę dusz], do których ludzie pozbawieni nadziei zwracali się, zwłaszcza w potrzebie. Częściowo zaś dlatego, że ich stare imiona (z pewnością wciąż pamiętane) nadal miały moc, wiązały się nie tylko z mitologią lub baśniowymi wątkami, które znajdujemy, powiedzmy w Gylfaginning, ale i z czynnym pogaństwem: religią i wigweorpung [bałwochwalstwem]. Przede wszystkim jednak dlatego, że nie były one istotne dla tematu” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, 5-10, s. 35. + Baśń formą literacką zbliżoną do mitu, powiązaną z myśleniem symbolicznym. Przy interpretacji symbolu należy się liczyć z podobnymi trudnościami, co przy interpretacji baśni czy mitu. „Same w sobie już ambiwalentne symbole są zmienne w swojej wartości znaczeniowej; nie wolno ich badać osobno, lecz zawsze w kontekście. Ponieważ baśń bardzo tolerancyjnie traktuje swój język obrazów (ptak czy koń mogą wiele znaczyć) i kpi sobie z „wszelkich dogmatycznych bądź pedantycznych ograniczeń”, nie należy „uważać własnych interpretacji z jedynie możliwe” (Justus Obenauer). Absolutnie uzasadnione jest interpretowanie jednej baśni z punktu widzenia literaturoznawstwa i etnografii, a drugiej w aspekcie psychologicznym; także historia religii oraz socjologia zainteresowane są badaniem baśni. Oczywiście różne punkty wyjścia dają w rezultacie różne interpretacje. Jak bardzo poglądy badaczy mogą być rozbieżne, widać już po różnym ustosunkowaniu się do relacji między baśnią a marzeniem sennym. Są tacy, którzy rozdzielają je grubą kreską, według nich nie można porównywać chaotycznych obrazów sennych z uzupełniającymi się sensownie obrazami baśni; dlatego interpretator baśni ma inne zadanie niż interpretator snów /J. Obenauer, Das Märchen. Dichtung und Deutung, Frankfurt a.M. 1959, s. 12, 21 i n.)” Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 60-61. 18 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF + Baśń formą literacką zbliżoną do mitu. „Niemało elementów z obrazowego języka i mądrości mitów znalazło odbicie w baśniach. Zarówno mityczne, jak i baśniowe symbole nie zostały po prostu wzięte z natury, lecz zakorzenione są w archetypowym świecie obrazów nieświadomości. Wilhelm Grimm pisał w zakończeniu trzeciej księgi Kinder und Hausmärchen: „wspólne wszystkim baśniom są pozostałości sięgające najstarszych czasów wiary, która wyraża się w obrazowym ujęciu rzeczy nadzmysłowych. Owa materia mityczna przypomina kawałeczki rozpryśniętego kamienia szlachetnego, które leżą wśród trawy i kwiatów porastających ziemię i mogą być odkryte jedynie bystrzejszym okiem”. Znaczy to, że przy powierzchownej obserwacji (lekturze) nie dostrzeżemy nic lub dostrzeżemy niewiele z owego kamienia oraz z głębszego sensu sięgającego dawnych czasów. Jak daleko baśnie rzeczywiście sięgają wstecz, nie da się w większości z nich dokładnie ustalić, zwłaszcza że w trakcie przekazywania, często ponad granicami językowymi, ulegały rozmaitym przeobrażeniom. Przedstawienie bajki o wyścigu między zającem i jeżem znajdujemy już na wczesnogreckich wazach. W Starym Testamencie można wskazać występujący również u innych ludów baśniowy motyw porzucenia dziecka (Mojżesza). W XIII wieku przed Chr. spisano w Egipcie bajkę o dwóch braciach. Dziedzictwem z dawnych czasów mogą być w baśniach wersy wywodzące się często z magicznych zaklęć” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 59-60. + Baśń formą literacką zbliżoną do mitu. „Niemało elementów z obrazowego języka i mądrości mitów znalazło odbicie w baśniach. Zarówno mityczne, jak i baśniowe symbole nie zostały po prostu wzięte z natury, lecz zakorzenione są w archetypowym świecie obrazów nieświadomości. Wilhelm Grimm pisał w zakończeniu trzeciej księgi Kinder und Hausmärchen: „wspólne wszystkim baśniom są pozostałości sięgające najstarszych czasów wiary, która wyraża się w obrazowym ujęciu rzeczy nadzmysłowych. Owa materia mityczna przypomina kawałeczki rozpryśniętego kamienia szlachetnego, które leżą wśród trawy i kwiatów porastających ziemię i mogą być odkryte jedynie bystrzejszym okiem”. Znaczy to, że przy powierzchownej obserwacji (lekturze) nie dostrzeżemy nic lub dostrzeżemy niewiele z owego kamienia oraz z głębszego sensu sięgającego dawnych czasów. Jak daleko baśnie rzeczywiście sięgają wstecz, nie da się w większości z nich dokładnie ustalić, zwłaszcza że w trakcie przekazywania, często ponad granicami językowymi, ulegały rozmaitym przeobrażeniom. Przedstawienie bajki o wyścigu między zającem i jeżem znajdujemy już na wczesnogreckich wazach. W Starym Testamencie można wskazać występujący również u innych ludów baśniowy motyw porzucenia dziecka (Mojżesza). W XIII wieku przed Chr. spisano w Egipcie bajkę o dwóch braciach. Dziedzictwem z dawnych czasów mogą być w baśniach wersy wywodzące się często z magicznych zaklęć” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 59-60. + Baśń formą literacką zbliżoną do mitu. „Otto Huth zwraca uwagę na relację pomiędzy baśniową treścią a gnozą mającą stanowić środek osiągnięcia zbawienia. Należy tutaj pamiętać o właściwym bajce rysunku czarno-białym (dobro i zło, piękno i brzydota), zgodnym z gnostycznym dualizmem; o pytaniu o drogę, która jest wszak drogą w zaświaty – przez staw, rzekę, most 19 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF o baśniowym weselu, które zawsze przecież ma charakter świętych zaślubin (hieros gamos). Możliwe, że niektóre motywy baśniowe sięgają kultury megalitycznej, jak choćby szklana góra, przy czym nie chodzi to naturalnie o szkło, tylko o pierwotne znaczenie, związane jeszcze ze średniowysokoniemieckim glanst („błyszczący, lśniący”). Góra szklana lub o trzech szczytach to zarazem góra zmarłych i góra świata (O. Huth, Märchen und Megalithreligion, w „Paideuma” 5/1950-1954, s. 12-22; poza tym autorstwa O. Hutha: Das Sonnen-, Mond- und Sternenkleid, w: W. Laiblin (wyd.). Märchenforschung…, s. 151-160). Wspinanie się na górę o trzech szczytach (miedzianym, srebrnym i złotym) symbolizuje drogę przez sfery nieba (Wenus, Księżyc, Słońce); droga w zaświaty może być też zaznaczona bezpośrednio, kiedy w bajce O siedmiu krukach dziewczyna przed otwarciem szklanej góry odwiedza słońce, księżyc i gwiazdy. Baśnie (tak samo zresztą jak mity) wypływają z obrazowego myślenia, które odpowiada wczesnym szczeblom rozwoju ludzkości” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 60. + Baśń gatunkiem literackim o bardzo bogatych możliwościach artystycznych i treściowych. Interpretowanie baśni jest bardzo trudne, ale też bardzo owocne. „Królestwo Baśni to niebezpieczna kraina. Gdzie na nierozważnego czekają pułapki, a na zbyt śmiałych – więzienne lochy [...]. Baśniowe kraje rozciągają się wzdłuż i wszerz, w górę i w dół i pełne są najprzeróżniejszych rzeczy i stworzeń: znajdziesz tam wszelkiego rodzaju ptactwo i zwierzęta, niezliczone gwiazdy i bezbrzeżne oceany, czarowne piękno i czyhającą zewsząd grozę, radości i smutki przeszywające jak ostrze miecza. Ten, kto tam zbłądził, może chyba uznać się za szczęśliwca; ale odmienność i bogactwo tej krainy wiążą język wędrowcowi, który chciałby o nich opowiedzieć. A zadając zbyt wiele pytań, naraża się on na to, że zatrzasną się przed nim drzwi królestwa, a klucze do nich zginą” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 146. “Czym jest baśń? Na próżno byłoby się tu odwoływać do Oksfordzkiego słownika języka angielskiego. Nie zawiera on w ogóle hasła „baśń” (fairy-story) i niezbyt jest pomocny, jeśli chodzi o same elfy (fairies). W suplemencie do Słownika pojawia się hasło „baśń, bajka” (fairy-tale)” Tamże, s. 147. + Baśń gatunkiem literackim o bardzo bogatych możliwościach artystycznych i treściowych. Interpretowanie baśni jest bardzo trudne, ale też bardzo owocne. Słowo „baśń, bajka” (fairy-story) pojawiło się w użyciu w języku angielskim w roku 1750, i zostało wprowadzone do suplementu Oksfordzkiego słownika języka angielskiego. Jego głównym znaczeniem jest: (a) opowieść o elfach lub innych czarodziejskich istotach; a znaczenie poboczne to: (b) zmyślona lub nieprawdopodobna historia i (c) kłamstwo, fałsz”. Drugie i trzecie znaczenie beznadziejnie poszerzyłoby zakres moich rozważań. Ale pierwsze znaczenie jest zbyt wąskie. Byłoby wprawdzie dość szerokie na esej czy nawet na książkę, ale nie oddaje faktycznego użycia tego słowa; szczególnie jeśli się przyjmuje słownikową definicję elfów (fairies): „Nadnaturalne stworzenia miniaturowych rozmiarów, według wierzeń ludowych obdarzone mocą czarodziejską i wywierające dobry lub zły wpływ na ludzkie sprawy”. „Nadnaturalny” to słowo trudne, i niebezpieczne – 20 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF niezależnie od tego, czy używa się go węższym czy szerszym sensie. Ale nie pasuje ono do elfów, chyba że przedrostek „nad” potraktujemy po prostu jako superlatyw. Bo to człowiek jest „nadnaturalny” w stosunku do elfów (i nierzadko jest też miniaturowych rozmiarów), one same zaś są naturalne – o wiele bardziej naturalne niż ludzie” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 147. + Baśń gatunkiem literackim o bardzo bogatych możliwościach artystycznych i treściowych. Interpretowanie baśni jest bardzo trudne, ale też bardzo owocne. Baśnie ludowe zamieszkałe były przez olbrzymów. Nie było w nich niewielkich rozmiarów elfów. „Nymphidia Draytona można uznać za najgorszą z kiedykolwiek napisanych baśni (czy raczej opowieści o elfach). Pałac Oberona ma ściany z pajęczych odnóży. [...] Byłoby lepiej, gdyby cała ta historia uległa zapomnieniu. [...] w przeciwieństwie do Artura, Ginevry i Lancelota – ale opowieść o dobru i złu na dworze króla Artura jest o wiele bardziej baśniowa niż historia Oberona. Fairy, bliski odpowiednik wyrazu „elf”, jest słowem obecnym w języku angielskim od niedawna, niemal nie znanym przed okresem Tudorów. Warto zwrócić uwagę na jego pierwsze użycie (jedyne sprzed roku 1450) przytoczone przez Słownik oksfordzki. Cytat wzięty jest z Gowera i brzmi: as he were a faierie [jak gdyby był elfem]. Ale Gower nie to powiedział – napisał: as he were of faierie [przybył z czarodziejskiej krainy]” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 149. Słowa te użył Edmund Spenser w romansie The Faërie Quenne. W odróżnieniu od Słownika, który odnosi je do ściśle zdefiniownego, wymyślonego stworka, średniowieczny romans słowem tym chciał wyrazić właśnie nieokreśloność, sytuację tajemniczą, niejasną, mylącą. „Cały problem z prawdziwymi mieszkańcami Królestwa Czarów polega bowiem na tym, że nie zawsze wyglądają oni na tych, kim naprawdę są; że często stroją się w wyniosłość i piękno, które to my chętnie przypisujemy samym sobie. Przynajmniej część czarów, które snują dobro i zło człowieka, to dar wyzyskiwania pragnień jego duszy i ciała” Tamże, s. 150. + Baśń gatunkiem literackim o bardzo bogatych możliwościach artystycznych i treściowych. Interpretowanie baśni jest bardzo trudne, ale też bardzo owocne. Baśnie ludowe zamieszkałe były przez olbrzymów. Nie było w nich niewielkich rozmiarów elfów, „baśnie bowiem – w normalnym tego słowa użyciu – to nie po prostu historie o elfach, ale opowieści o Faërie, Królestwie Czarów. W królestwie tym istnieją nie tylko elfy i wróżki, nie tylko krasnoludy, czarownice, trolle, olbrzymy i smoki, ale także morza, Słońce, Księżyc, Ziemia i wszystko, co się na niej znajduje: a więc drzewa i ptaki, woda i kamienie, chleb i wino, i my, śmiertelnicy, jeśli nas tam zaklęto. Historie dotyczące głównie fairies, to jest istot we współczesnej angielszczyźnie zwanych elfami, są stosunkowo rzadkie i z reguły nie nazbyt interesujące. Większość naprawdę dobrych baśni traktuje o przygodach ludzi w Niebezpiecznej Krainie albo na jej mglistych obrzeżach. To całkiem naturalne: jeśli bowiem elfy istniały naprawdę i niezależnie od naszych opowieści, to prawdą jest także i to, że ani elfom nic do nas, ani nam do elfów. Nasze losy się rozdzieliły, nasze ścieżki rzadko się spotykają. Nawet na 21 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF granicy Królestwa Czarów spotkać je można tylko wówczas, kiedy przypadkiem wejdą nam w drogę” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 151. + Baśń gatunkiem literackim o bardzo bogatych możliwościach artystycznych i treściowych. Interpretowanie baśni jest bardzo trudne, ale też bardzo owocne. Baśnie ludowe zamieszkałe były przez olbrzymów. Nie było w nich niewielkich rozmiarów elfów. „Określenie, czym jest baśń albo czym być powinna, nie może opierać się na żadnych definicjach czy historycznych przekazach dotyczących elfów lub innych czarodziejskich istot, ale na naturze samej Niebezpiecznej Krainy – Królestwa czarów – wiatru, jaki tam wieje. Nie podejmuję się tu ani zdefiniować tych ziem, ani nawet próby ich opisania. Nie sposób bowiem pochwycić Królestwa Czarów w sieć słów; jedną z jego właściwości jest to, że nie da się go opisać, choć na pewno można go doświadczyć. Ma ono wiele aspektów, a ich analiza nie musi doprowadzić do odkrycia sekretu całości. Mam wszakże nadzieję, że to, co powiem [...] rzuci nieco światła na mą własną – jakże niedoskonałą – wizję tej krainy. [...] baśń to opowieść, która albo w pełni wykorzystuje motyw Królestwa Czarów, albo doń tylko nawiązuje dla dowolnych celów – satyry, przygody, moralizowania, czy fantastyki. Można mówić o królestwie jako o Krainie Magii, ale jest to magia szczególnego rodzaju i wyjątkowej mocy, jakże daleka od pospolitych wysiłków pracowitego i kształconego czarownika. Istnieje jedno tylko zastrzeżenie: jeśli w opowieści obecna jest satyra, to wolno jej wyśmiewać się ze wszystkiego z wyjątkiem samej magii. Ją jedną trzeba traktować poważnie; nie należy z niej kpić ani jej wyjaśniać” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 151-152. + Baśń gatunkiem literackim Początek gatunku literackiego zwanego baśnią nie jest, zdaniem Tolkiena, najbardziej interesującym zagadnieniem dotyczącym tego gatunku literackiego. Baśnie z pewnością są bardzo stare. „Pokrewne motywy zaś spotkać można już w najwcześniejszych ich zapisach – w istocie znaleźć je można wszędzie tam, gdzie istniał język. A więc musimy uporać się z odmianą problemu, jako napotyka archeolog albo filologkomparatysta, a mianowicie ze sporem między zwolennikami teorii niezależnej ewolucji (czy raczej inwencji) tego, co podobne; teorii dziedziczenia ze wspólnego źródła; i teorii dyfuzji w rozmaitych okresach z jednego albo kilku ośrodków. Większość sporów prowadzi do uproszczeń (których dopuszczają się obydwie strony bądź przynajmniej jedna z nich) i nie sądzę, aby ten spór był jakimś wyjątkiem. Dzieje baśni są najpewniej nie mniej skomplikowane niż dzieje ludzkiej rasy i równie złożone jak historia ludzkiego języka. Wszystkie te trzy procesy – niezależna inwencja, dziedziczenie i dyfuzja – musiały odegrać pewną rolę w tworzeniu zawikłanej sieci opowieści. By sieć tę rozplątać, potrzeba by mocy elfów. Najważniejsza jest inwencja; nic więc dziwnego, że jest ona najbardziej tajemnicza. Właśnie do inwencji twórczej muszą w końcu doprowadzić rozważania o pozostałych procesach” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 159. 22 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF + Baśń gatunkiem literackim. Badania naukowe folklorystów i antropologów zajmują się motywami występującymi w baśni, nie pytają jednak o tym czym ona jest i stąd nie dochodzą oni do prawdy. Porównują oni utwory literackie, bez zwracania uwagi na ich inność gatunkową. Dopiero całość opowiadania, z jego wieloraką strukturą i wieloma poziomami interpretacyjnymi, pozwala dotrzeć do prawdy, która również stanowi określoną całość, a nie jakiś wyizolowany element. „Bo przecież liczy się właśnie koloryt, atmosfera, nieklasyfikowalne i niepowtarzalne szczegóły danej opowieści, a nade wszystko jej ogólny sens ożywiający nierozdzielnie szkielet akcji. [...] Nie potępiam naturalnie fascynacji zawikłaną i rozgałęzioną historią kryjącą się pośród gałęzi Drzewa Opowieści ani też pragnienia, by rozplątać jej zawiłości. Sam niekiedy odczuwam takie oczarowanie: jest ono nieodłącznym aspektem dziedziny wiedzy, o której co nieco mi wiadomo, czyli studiów filologicznych nad gmatwaniną języka. Wszakże nawet w przypadku języka o wiele ważniejsze (i o wiele trudniejsze do pochwycenia) są jego możliwości i istota jako żywej mowy, a nie jego dzieje. Tak też, moim zdaniem, w przypadku baśni – ciekawsze, ale i trudniejsze są dociekania na temat tego, czym opowieści te są obecnie dla nas i jakie kształty nadały im owe alhemiczne procesy, którym tak długo podlegały” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 158. + Baśń Ilustracja niewiele wspomaga baśń. „Powszechnym zjawiskiem w surrealizmie jest chorobliwość lub skrępowanie – rzadkość w fantazji literackiej. Już sam umysł, który stworzył przedstawione tam kształty, można by określić jako niezdrowy, choć nie w każdym przypadku będzie to słuszna diagnoza. Dziwne zaburzenia umysłu są często skutkiem tworzenia tego typu malowideł; jest to stan podobny w swej (świadomej) chorobliwości do wrażeń doświadczanych w malignie, kiedy to umysł wykazuje zadziwiająca łatwość i płodność w nadawaniu groteskowych lub złowrogich kształtów wszystkim postrzeganym przezeń przedmiotom. Mówię tu oczywiście o niezależnych formach wyrażania fantazji w „sztukach wizualnych”, a nie o ilustracjach ani o filmie. Ilustracje, choć same w sobie mogą być dobre, niewiele dobrego przynoszą baśniom. Podstawowa różnica między prawdziwą literaturą a wszelką sztuką oferująca wizualne przedstawianie świata (włączając w to dramat) polega na tym, że ta ostatnia proponuje tylko jedną wersję wizualizacji. Literatura inaczej oddziałuje na każdy umysł i przez to jest bardziej płodna. Jest bardziej uniwersalna, a jednocześnie przejmująco szczegółowa” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 206. + Baśń kończy się szczęśliwie. „Pociecha, jaką niosą baśnie, radość ze szczęśliwego zakończenia – które poprawniej byłoby zwać „dobrą katastrofą”, nagłym radosnym zwrotem akcji (bo żadna baśń tak naprawdę nigdy się nie kończy) – ta radość, którą baśń potrafi tak doskonale prowokować, nie jest już w swej istocie „eskapizmem” ani „ucieczką”. Jest to dana nam w oprawie baśniowego – lub innego – świata nagła i cudowna łaska, której powrotu nigdy nie można być pewnym. Nie przeczy ona realności dyskatastrophe: obecność smutku i upadku jest niezbędna dla radości ocalenia, przeczącego (w obliczu tak wielu dowodów) końcowej, powszechnej klęsce. Łaska ta jest 23 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF więc swego rodzaju evangelium [dobrą nowiną], oferującą ulotny przebłysk radości – owej radości, która czeka poza murami tego świata, równie przeszywającej co żal. Dobrą baśń – z rodzaju tych najszlachetniejszych i bardziej udanych – wyróżnia to, że oferuje ona swemu słuchaczowi (nieważne, czy dorosłemu, czy dziecku) nie tylko niezwykły świat lub fantastyczne i straszne wydarzenia, ale i nade wszystko owo zatrzymanie oddechu, gdy nadchodzi „zwrot” akcji, owo gwałtowne bicie serca i uniesienia, łzy niemal – przeżycie równie dojmujące co w innych rodzajach sztuki, a przy tym o szczególnych walorach” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 198. + Baśń kończy się szczęśliwie. „Pociecha, jaką niosą baśnie, radość ze szczęśliwego zakończenia – które poprawniej byłoby zwać „dobrą katastrofą”, nagłym radosnym zwrotem akcji (bo żadna baśń tak naprawdę nigdy się nie kończy) – ta radość, którą baśń potrafi tak doskonale prowokować, nie jest już w swej istocie „eskapizmem” ani „ucieczką”. Jest to dana nam w oprawie baśniowego – lub innego – świata nagła i cudowna łaska, której powrotu nigdy nie można być pewnym. Nie przeczy ona realności dyskatastrophe: obecność smutku i upadku jest niezbędna dla radości ocalenia, przeczącego (w obliczu tak wielu dowodów) końcowej, powszechnej klęsce. Łaska ta jest więc swego rodzaju evangelium [dobrą nowiną], oferującą ulotny przebłysk radości – owej radości, która czeka poza murami tego świata, równie przeszywającej co żal. Dobrą baśń – z rodzaju tych najszlachetniejszych i bardziej udanych – wyróżnia to, że oferuje ona swemu słuchaczowi (nieważne, czy dorosłemu, czy dziecku) nie tylko niezwykły świat lub fantastyczne i straszne wydarzenia, ale i nade wszystko owo zatrzymanie oddechu, gdy nadchodzi „zwrot” akcji, owo gwałtowne bicie serca i uniesienia, łzy niemal – przeżycie równie dojmujące co w innych rodzajach sztuki, a przy tym o szczególnych walorach” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 198. + Baśń ludowa opowiadana dla rozrywki albo innych mniej podstawionych celów, natomiast mit przekazywał wiedzę istotną dla życia społeczeństwa. Mit kojarzony jest bardziej z opowiadaniem niż z historią, w sekwencje wydarzeń zewnętrznych wplata informację dotyczące życia wewnętrznego osób. Niemniej znaczenie pierwotne słowa mit oznacza narrację, sekwencję następujących po sobie słów, niezależnie od tego, czy jest w niej jakaś „prawda”, czy też nie. Każda historia w jakiś sposób jest mitem. „W historii słowa wydają się postępować za odpowiadającym im następstwem uprzednich zdarzeń i do pewnego momentu rzeczywiście to czynią, ale selekcja i układ danych włączonych do narracji słownej jest tu kwestią podstawową, a koncepcja, wedle której kształt sekwencji pochodzi spoza słów, jest iluzją projekcji. Biblia według Northropa Frye nie jest historią, lecz jest opowieścią. Kultura słowna społeczeństw przeddyskursywnych składa się w ogromnej mierze z opowieści, ale wśród tych opowieści powstaje specjalizacja w ramach funkcji społecznej, która na pewne opowieści wpływa w większym stopniu niż inne. Niektóre opowieści wydają się posiadać większe znaczenie: są to opowieści przekazujące społeczeństwu wiedzę, która jest dla niego istotna: o bogach, historii, prawach lub strukturze klasowej. Te 24 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF opowieści mogą być nazywane mitami w drugim sensie – tym, który odróżnia je od baśni ludowych, opowiadanych dla rozrywki albo innych mniej podstawionych celów” W047 63. W Europie Zachodniej opowieści biblijne posiadały tego rodzaju podstawowe znaczenie mityczne, co najmniej do osiemnastego wieku. „Mityczny” w drugim znaczeniu oznacza przeciwieństwo tego, co „nie jest całkiem prawdziwe” i co obdarzone zostało szczególną powagą i rangą. Święte opowieści ilustrują szczególne zaangażowanie społeczne; opowieści świeckie są związane z zaangażowaniem społecznym znacznie luźniej, a czasami, w każdym razie u swoich początków, wcale” W047 64. + Baśń ludowa wędruje po całym świecie, wymieniając się swoimi tematami i motywami. Mity jako mythoi, czyli opowieści. Northrop Frye dzieli na opowieści mityczne i argumentacje. Opowieści mityczne dzieli na mity w znaczeniu wtórnym, na baśnie, legendy itp., oraz na alegorie, mity platońskie itp. Mity w znaczeniu wtórnym oraz baśnie czy legendy opowiadane są w formie przypowieści, bajek itp. Argumentacje dzieli na argumenty metonimiczne i opowieści opisowe mity w znaczeniu wtórnym, na baśnie, legendy. Struktura mitu jest taka sama jak struktura baśni ludowej, jest po prostu narracją. Po powstaniu języka metonimicznego posługiwano się często opowieściami jako konkretnymi ilustracjami problemów abstrakcyjnych – inaczej mówiąc, jako alegoriami. Jest to bliskie roli, jaka mity posiadają u Platona. „Mity w drugim znaczeniu posiadają dwie cechy, których nie mają baśnie ludowe – cechy wywodzące się raczej z funkcji społecznej i władzy niż z ich struktury. Po pierwsze, wiąże je ze sobą jakiś rodzaj kanonu: mit zajmuje swoje miejsce w mitologii, zbiorze połączonych ze sobą wzajemnie mitów, podczas gdy baśnie ludowe są nomadyczne i wędrują po całym świecie, wymieniając się swoimi tematami i motywami. […] Po drugie, mity zakreślają szczególny obszar kultury ludzkiej i wyróżniają ją spośród innych” W047 64. „Mitologia zakorzeniona w konkretnym społeczeństwie przekazuje dziedzictwo wspólnych napomknień i doświadczenia słownego w czasie, pomaga więc stworzyć historię kulturalną” W047 65. + Baśń narzędziem poznania świata przez lud. „Podmiot liryczny tej arcypolitycznej poezji to zawsze hiperbolizowany „Włodzimierz Majakowski” – od pierwszej, reintegrującej świat wywiedzionych z Nietzschego (Tako rzecze Zaratustra) ludzi z jednym okiem, z jednym uchem itp., „tragedii” Włodzimierz Majakowski, której tytuł, jak pisał Borys Pasternak, „krył w sobie genialnie proste odkrycie, że poeta nie jest autorem, ale – przedmiotem liryki w pierwszej osobie zwracającej się do świata. Tytuł był nie imieniem twórcy, ale nazwiskiem treści” (B. Pasternak, Wozdusznyje puti, Moskwa 1983, s. 264). Ów człowiek (jak brzmi tytuł kolejnego poematu) to zawsze Człowiek Kosmiczny, poćwiartowany w tetraptychu Obłok w spodniach, zgigantyzowany i zbiorowy, nigdy „ja” indywidualne w ścisłym sensie. „Partia” to „ręka milionopalca”, ale w tym zbiorowym ciele totalizowanego praolbrzyma (udosłownionego w olbrzymie „Majkowskim”) mieszkać musi duch Novalisowskiego artysty, poety-kapłana wspólnoty, jakim był przed wiekami i jakim być powinien w przyszłości. Jako „jeden z popolo”, człowiek doskonały w swej „przeciętności”, sam w sobie jest „małym ludem” i jak lud właśnie swoją wiedzę o świecie, w którym nie da się rozdzielić sfer sacrum i profanum, zawiera w wiecznie żywych, dziecinnie bezpośrednich, tworzonych 25 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF ad hoc mitach i – na przykład – ironicznych baśniach o Gęsioludzie: w tym też sensie, bynajmniej nie w imię wygórowanego indywidualizmu, „każdy człowiek powinien stać się artystą”. Dokonując baśniowej syntezy przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, kreując mityczną rzeczywistość absolutną – ani kieruje się dogmatem wiary, ani kanonem poetyckim. Życiem swym i sztuką, nieledwie tworzącą świat w alchemii dziejów „pracowni ludzkich wskrzeszeń”, swą tytułową u Majakowskiego „jaźnią własnej jaźni”, czyli Novalisowską „jaźnią transcendentalną”, wyższą nad indywiduum i nad czas materialny […], milionopalcy Artysta-Antropos należy do czasu eschatologicznego, do „nowego żywota” w wieczności, w której czasu już nie będzie – do czasu mitycznego, który czyni realną wszelką potencjalność, czasu wielkości urojonych w matematycznym sensie. Z tym zaś ponadczasowym, ale arcypolitycznym wszechświatem łączy liryczny podmiot – jak u Novalisa – „miłość absolutna” […] [podobnie] Bliski w młodości […] estetyce Majakowskiego, Pasternak dokonując w ostatnich latach twórczości (1956) […] całościowych obrachunków, powracał do problematyki własnej młodości” /A. Pomorski, Duchowy proletariusz. Przyczynek do dziejów lamarkizmu społecznego i rosyjskiego komunizmu XIX-XX wieku (na marginesie antyutopii Andrieja Płatonowa), Wydawnictwo Naukowe i Literackie, Warszawa 1996, s. 133/. „nawiązanie do Schellinga: «Życie i historia, których naturą jest stopniowe kroczenie naprzód, jest tylko oczyszczeniem, przechodzeniem w stan absolutny. Tan zaś obecny jest tylko w sztuce, która antycypuje wieczność, jest rajem życia i zaiste znajduje się w centrum (F. W. J. Schelling, Filozofia sztuki, tłum. K. Krzemieniowa, Warszawa 1983, s. 406)” /Tamże, s. 134. + Baśń nie osłabia oddzielenia realiów od fantazji. Człowiek pierwotny rozróżniał wyraźnie ludzi i zwierzęta. „Fakt, że od dawna tworzono fantazje, które łączyły ludzkie kształty z kształtami roślin lub zwierząt, albo nadawały ludzkie zdolności zwierzętom, nie dowodzi jakiegokolwiek pomieszania pojęć. Wręcz przeciwnie. Fantazja nie zaciera ostrych konturów rzeczywistego świata – raczej jest od nich zależna. W naszym zachodnim, europejskim świecie to „poczucie rozdziału” często bywa w dzisiejszych czasach osłabiane i atakowane nie przez fantazję, ale przez teorie naukowe. A więc nie przez opowieści o centaurach, wilkołakach albo zaklętych niedźwiedziach, ale przez hipotezy (czy raczej arbitralne stwierdzenia) naukowców, którzy nie dość, że sklasyfikowali człowieka jako „zwierzę” – to poprawne w końcu stwierdzenie datuje się od starożytności – ale określili go także jako „tylko zwierzę”. Następstwem tego jest chaos emocjonalny. Naturalna, nie do końca zepsuta miłość człowieka do zwierząt i ludzkie pragnienie, by wejść w skórę innych żyjących istot, zbuntowały się. Mamy więc dziś ludzi, którzy kochają zwierzęta bardziej niż innych ludzi, którym żal owiec do tego stopnia, że przeklinają owczarza niczym wilka, którzy opłakują zabitego konia, a oczerniają martwego żołnierza. To dziś, a nie w czasach, gdy rodziły się baśnie, zabrakło poczucia rozdziału” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 208-209. + Baśń nie powinna być ilustrowana. Uniwersalność literatury przewyższa istotnie malarstwo, a jednocześnie pozwala na wyobrażanie sobie dowolnych szczegółów w stopniu o wiele większym niż malarstwo: „odwołuje się do całej 26 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF klasy każdej z tych rzeczy, do idei czy pojęcia; a jednak odbiorca będzie mógł w swej wyobraźni nadać im indywidualne kształty. Jeśli opowieść mówi o tym, że ktoś „zjadł chleb”, to reżyser teatralny albo malarz będzie mógł pokazać tylko ten konkretny kawałek chleba zgodnie z własnym gustem w ogóle, a jednocześnie wyobrazi go sobie na swój niepowtarzalny sposób. Jeśli opowieść mówi, że ktoś „wspiął się na wzgórze i ujrzał przed sobą dolinę, a w niej rzekę”, to ilustrator może oddać na rysunku (albo niemal oddać) swoją wizję tej sceny, ale każdy, kto słyszy te słowa, wytworzy własny jej obraz, a będzie się on składał ze wszystkich widzianych ongiś wzgórz, rzek i dolin, ale także ze wzgórza, rzeki i doliny, które były dla słuchacza opowieści pierwszym wcieleniem tych słów w jego świecie” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 206-207, + Baśń odróżniona od snu. „Choć świat baśni i świat marzeń sennych nie są identyczne, to jednak na wczesnym etapie rozwoju stoją blisko siebie. […] Niewykonalne zadanie, znany motyw snów, w bajce może być wykonane. […] W wyłaniających się nocą (z nieświadomości) obrazach człowiek może dostrzec to, na co jego oczy jako narządy zmysłu są ślepe. […] Królestwo nieświadomości jest większe niż świat rozjaśniony naszym rozumem. I jeszcze jedno zdanie wielkiego marzyciela i pisarza: „Ludzka dusza jest jednak istotą cudowną, a sen to centralny punkt wszelkich jej tajemnic” /M. Kiessig, Dichter erzählen ihre Träme, Düsseldorf-Köln 1964, s. 277. 280/. Również przy tłumaczeniu snów musimy się mieć na baczności, zaglądać w głąb, wsłuchiwać się w siebie i zwracać uwagę na to, „jak wiele strun potrafią poruszyć”. Nie wszystkie tajemnice dadzą się wyciągnąć na powierzchnię naszego świata dziennego, i tym sposobem nie możemy mierzyć miarą swej świadomości niektórych, pochodzących z nieświadomości, obrazów i ich sekwencji. Snów nikt sobie sam nie daje, są one człowiekowi dane. Na starożytnym Wschodzie uchodziły za formę objawiania się bogów; według pewnego egipskiego papirusu bóstwo stworzyło sen, by wskazać drogę śniącemu, który jest „ślepy”. Tłumaczenie snów u Egipcjan opierało się przeważnie na analogiach: kto siedzi w słonecznym ogrodzie, tego spotka radość, kto pije krew, tego czeka walka. W Biblii rozróżnia się niewiele mówiący, często powstały z uczuć i pragnień sen od boskiego objawienia (np. widzenia nocne proroka Zachariasza). Interpretować zesłane przez Boga sny potrafią zwykle tylko ludzie obdarzeni przezeń zdolnością, choćby Józef, który tłumaczy sny faraona (Rdz 41)” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 64-65. + Baśń opowiada o postępowaniu człowieka normalnego w świecie zwariowanym. „Zarówno najwięksi święci, jak i najwięksi sceptycy za punkt wyjściowy swoich wywodów przyjmują realne istnienie zła” /G. K. Chesterton, Maniak, w: Tenże, Ortodoksja. Romanca o wierze, GdańskWarszawa 1996, s. 20/. „Baśń opowiada o tym, jak postępowałby normalny człowiek w zwariowanym świecie. Trzeźwa, realistyczna powieść współczesna opowiada natomiast o zachowaniu kompletnego wariata w świecie niezwykłej monotonii. […] Jeśli chcemy przyjrzeć się filozofii zdrowego rozsądku, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, jest usunięcie pewnego wielkiego, ale popularnego błędu. Zawsze słyszy się, że wyobraźnia, a w szczególności 27 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF wyobraźnia mistyczna, jest niebezpieczna dla równowagi psychicznej człowieka. […] Jednak fakty historyczne zdecydowanie temu przeczą. […] Szaleństwo nie rodzi się z wyobraźni, szaleństwo rodzi się z rozumu. To nie poeci tracą zmysły, lecz szachiści. […] niebezpieczeństwo szaleństwa kryje się właśnie w logice, a nie w wyobraźni. Ojcostwo twórcze jest czymś równie zdrowym, co ojcostwo fizyczne. […] Poe na przykład pisał chorobliwe wiersze nie dlatego, że miał umysł niezwykle poetycki, ale niezwykle analityczny. […] Być może najsilniejszym argumentem jest to, że tak naprawdę zwariował tylko jeden wielki angielski poeta” Cowper /Wiliam Cowper (1731-1800) – poeta angielski, cierpiał na melancholię, która przybrała formę religijną: czuł się pozbawiony Bożego miłosierdzia i skazany na potępienie (przyp. tłum.)/. Z pewnością tym, co doprowadziło go do szaleństwa, była logika; wstrętna i nieludzka logika predestynacji. Poezja nie była chorobą, ale lekarstwem, tym, co przynajmniej częściowo trzymało go przy zdrowych zmysłach. Dzięki niej mógł choć na chwilę zapomnieć o czerwonym, nienasyconym piekle, dokąd paskudny determinizm wlókł go wśród szeroko rozlanych wód i płaskich, białych lilii rzeki Ouse” /Tamże, s. 21/. „Jan Kalwin był jego potępieniem, a John Gilpin / John Gilpin – bohater jednego z wierszy Cowpera/. Gdziekolwiek spojrzeć, widać, że ludzie nie wariują z powodu marzeń. Krytycy są znacznie większymi szaleńcami niż poeci” /Tamże, s. 22/. + Baśń opowieścią mityczną, według Frye N. Mity jako mythoi, czyli opowieści. Northrop Frye dzieli na opowieści mityczne i argumentacje. Opowieści mityczne dzieli na mity w znaczeniu wtórnym, na baśnie, legendy itp., oraz na alegorie, mity platońskie itp. Mity w znaczeniu wtórnym oraz baśnie czy legendy opowiadane są w formie przypowieści, bajek itp. Argumentacje dzieli na argumenty metonimiczne i opowieści opisowe mity w znaczeniu wtórnym, na baśnie, legendy. Struktura mitu jest taka sama jak struktura baśni ludowej, jest po prostu narracją. Po powstaniu języka metonimicznego posługiwano się często opowieściami jako konkretnymi ilustracjami problemów abstrakcyjnych – inaczej mówiąc, jako alegoriami. Jest to bliskie roli, jaka mity posiadają u Platona. „Mity w drugim znaczeniu posiadają dwie cechy, których nie mają baśnie ludowe – cechy wywodzące się raczej z funkcji społecznej i władzy niż z ich struktury. Po pierwsze, wiąże je ze sobą jakiś rodzaj kanonu: mit zajmuje swoje miejsce w mitologii, zbiorze połączonych ze sobą wzajemnie mitów, podczas gdy baśnie ludowe są nomadyczne i wędrują po całym świecie, wymieniając się swoimi tematami i motywami. […] Po drugie, mity zakreślają szczególny obszar kultury ludzkiej i wyróżniają ją spośród innych” W047 64. „Mitologia zakorzeniona w konkretnym społeczeństwie przekazuje dziedzictwo wspólnych napomknień i doświadczenia słownego w czasie, pomaga więc stworzyć historię kulturalną” W047 65. + Baśń Opowieścią wykorzystującą motyw Królestwa Czarów, albo przynajmniej doń nawiązująca. Można mówić o królestwie jako o Krainie Magii. „Magia Królestwa Czarów nie jest celem samym w sobie, jej moc przejawia się w działaniu: między innymi w zaspakajaniu pierwotnych ludzkich potrzeb. Jedną z nich jest potrzeba zbadania głębin czasu i przestrzeni. Inną jest poczucie wspólnoty z pozostałymi żyjącymi stworzeniami. Opowieść może więc zaspakajać te pragnienia za pomocą techniki albo magii i, gdy uda się jej zachować właściwe proporcje, osiągnie 28 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF jakość i posmak baśni. Oprócz opowieści podróżniczych wyłączyłbym z baśniowego porządku te opowiadania, które wykorzystują sen – rojenia śniącego człowieka – jako wyjaśnienie dziejących się tam cudów. Jeśli nawet opowiedziany sen byłby pod każdym względem baśnią, uznałbym całość za twór z gruntu nieudany – jak dobry obraz w niekształtnej ramie. Prawdą jest, że marzenia senne mają coś wspólnego z Królestwem Czarów. Sny potrafią wyzwolić dziwne moce umysłu, niekiedy mogą na jakiś czas oddać śniącemu władzę nad Czarodziejską Krainą – władzę, która stając się zaczątkiem opowieści, nadaje jej żywe kolory i kształty. Prawdziwy sen może okazać się niekiedy baśnią niemal czarodziejskiego kunsztu i lekkości, lecz tylko dopóki trwa. Jeśli jednak pisarz już na jawie usiłuje nam wmówić, że cała ta historia to tylko wytwór jego sennej wyobraźni, to świadomie sprzeniewierza się podstawowemu pragnieniu, które stanowi Jądro Królestwa Czarów: pragnieniu, aby kraina ta istniała niezależnie od poczynającego ją umysłu, od tylko wyobrażonych cudów” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 154. + Baśń pisana pod wpływem ropaczy. Fantazja odkrywa prawdę duszy ludzkiej. „Świat Tolkiena jest światem różnorodnym, nawet jeżeli chodzi o cnoty. Pisarz stwierdza, że prawdziwa pokusą, dla odparcia której powstają baśnie, jest rozpacz, przekonanie, że nie będzie szczęśliwego zakończenia. Ale dostrzega także prostą, acz paradoksalną prawdę, że jeżeli szczęśliwego zakończenia nie będzie, to stanie się tak z powodu naszej woli. Baśnie, jak pisał Tolkien, „wzbogacają” stworzenie. Niczego nie podejrzewający czytelnik, który uważa, iż czytając Tolkiena, czy ta po prostu „fantazję” albo fantasty, nagle złapie się na zgłębianiu stanu swojej duszy, ponieważ rozpozna ją w każdej baśni. Czy zatem w świecie „rzeczywistym”, podobnie jak w świecie „fantazji”, znajdzie się nieco „wyobraźni”, zakładającej możliwość, że Księga Rodzaju i Ewangelia według św. Jana są „prawdą”? Czy „upadły” i prawdziwy świat, jaki znamy, to na pewno wszystko, co istnieje? I czy, jak Bilbo Baggins, żyjemy w opowieściach? „Wszystkie opowieści mogą się sprawdzić, jednak gdy w końcu zostaną odkupione, tak będą podobne do form, jakie im nadaliśmy, a jednocześnie tak od nich odmienne, jak i odkupiony człowiek będzie podobny, i odmienny od upadłego człowieka, którego znamy” J. R. R. Tolkien, O baśniach, tłum. Joanna Kokot, w: J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Christopher Tolkien, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2000, s. 201/. „Wszystkie wielkie tematy Tolkiena są już obecne – godność stworzenia, wolna wola skończonych istot, a więc potencjalna zguba, albo chwała, opatrzność, piękno, pragnienie, porządek, łaska, radość” /J. V. Schall TJ, O realności fantazji, w: Tolkien. Księga pamiątkowa. Studia o spuściźnie literackiej, red. J. Parce, (Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublischers 1999), tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 72-77, s. 77. + Baśń Początek baśni sięga źródła ludzkiego języka i umysłu. Badania naukowe folklorystów i antropologów zajmują się całym bogactwem motywów, nie pytając o początek baśni jako swoistego sposobu wyrażania się w ściśle określonym celu. „Są to wszakże – przynajmniej w zamierzeniu – badania naukowe i stanowią cel działań folklorystów i antropologów, a więc ludzi używających baśni niezgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem: jako 29 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF kopalni, z których wydostać mogą materiał czy informacje na temat spraw ich interesujących. Procedura ta jest sama w sobie całkowicie uprawniona, ale czy to przez ignorancję, czy przez zapomnienie o naturze opowieści (które trzeba traktować jako całość), badacze ci dochodzą niekiedy do przedziwnych wniosków. Za szczególnie ważne uznają oni powracające podobne elementy [...]. Podobieństwa te wydają się im tak ważne, że przejawiają oni tendencją do zbaczania z obranego przez siebie szlaku i używania mylącego „telegraficznego stylu” – mylącego zwłaszcza wówczas, gdy przedostaje się z ich opracowań do książek o literaturze. Folkloryści zwykli byli określać dwa opowiadania z tym samym centralnym motywem (albo z tą samą kombinacją motywów) jako „tożsame” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 158. + Baśń pojawiła się wtedy, gdy gawędziarz słyszał rozwścieczonego wieśniaka, a w tym samym czasie pośród wzgórz niósł się odległy pomruk burzy. Bohaterowie mitów, zarówno bogowie, jak i twory człekopodobne, jednoczą w sobie cechy ludzkie z cechami przyrody. Przykładem jest skandynawski bóg Thor. Jego imię oznacza „Grzmot”. „Nie miałoby wszakże sensu pytanie, co było pierwsze: alegoria sił natury stanowiąca personifikację grzmotu w górach, niszczącego skały i drzewa, czy też opowieść o łatwo wpadającym w złość, niezbyt rozgarniętym rudobrodym wieśniaku obdarzonym siłą ponad miarę – postaci we wszystkim z wyjątkiem rozmiarów podobnej do innych wieśniaków z Północy, owych boender, którzy tak sobie upodobali Thora. Można utrzymywać, że Thor skurczył się do rozmiarów ludzkiej postaci albo że z niej wyrósł na boga. Jednak wątpię, czy którykolwiek z tych poglądów jest słuszny – nie sposób traktować obu aspektów rozdzielnie i zakładać, że jedne musi koniecznie poprzedzać drugie. Rozsądniej byłoby przypuszczać, że wieśniak pojawił się dokładnie w tym samym momencie, gdy grzmot otrzymywał ludzką twarz, że kiedy tylko gawędziarz słyszał rozwścieczonego wieśniaka, pośród wzgórz niósł się odległy pomruk burzy” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 162. W ten sposób powstaje baśń, która nieraz później ulega licznym zmianom, a często degeneracji w formy literackie mniej doskonale ujmujące istotę rzeczy. + Baśń połączeniem historii z pragnieniami wyrażanymi przez ludzki umysł. Tolkien mówi o „zupie” aktualnej formy opowieści i o „kościach” z których ona jest ugotowana. Ciągle dokładane są nowe „kości”: poprawiające smak lub niszczący go. Tak było „z wielkim staroskandynawskim, niby arturiańskim dworem królów Danii, potomków Scylda-Tarczy – Scyldingów z dawnych angielskich przekazów. Król Hrothgar i jego ród pozostawili dużo wyraźnych śladów w historii – o wiele więcej niż Artur – a mimo to już w najstarszych (angielskich) przekazach łączy się ich z baśniowymi postaciami i zdarzeniami: wcześnie znaleźli się w kotle. Najdawniejsze zabytki angielskich opowieści o Królestwie Czarów (albo o jego pograniczu) nie są wprawdzie najlepiej znane w samej Anglii – ale nie wspominam tu o nich po to, aby omawiać przemianę młodego niedźwiedzia w wojownika Bewulfa, ani też, by wyjaśniać napaść potwora Grendala na królewski dwór Hrothgara. Pragnę zwrócić uwagę na inny aspekt tych przekazów: na szczególnie 30 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF sugestywny przykład powiązań między elementami baśniowymi a bogami, królami i zwykłymi ludźmi; powiązań, które – jak sądzę – dobrze ilustrują pogląd, iż elementy te nie nasilają się ani nie znikają z biegiem czasu, ale po prostu już są obecne w kotle opowieści, czekając, aż wielkie postaci mitu i historii oraz owi bezimienni Ona i On zostaną wrzuceni w gotujący się wywar – jeden po drugim albo wszyscy razem, bez baczenia na ich wagę, pozycję czy wiek” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i Ska, Poznań 2000, s. 166. + Baśń porównana do liścia z drzewa opowieści. Każdy liść tego samego drzewa jest inny. Baśń jako gatunek literacki nie może być doszczętnie analizowana. „Analityczne studia nad baśniami nikogo dobrze nie przygotowały do czerpania z nich przyjemności bądź do ich tworzenia – podobnie jak historyczne studia nad dramatem wszystkich epok i narodów są złym przygotowaniem do odbioru lub pisania sztuk teatralnych. Więcej, studia takie mogą się okazać niezmiernie przygnębiające. Nietrudno badaczowi dojść do przekonania, że cały jego trud sprowadza się do zebrania zaledwie kilku poszarpanych lub nadgniłych liści z nieprzebranego listowia „drzewa opowieści” wyściełającego „puszczę czasu”. Czyż nie jest to jałowe gromadzenie śmiecia? Czyż można wymyślić nowy liść? Wszak ludzie już dawno temu odkryli wszystkie ich możliwe kształty – od pączka aż do formy w pełni rozwiniętej – i wszystkie kolory – od wiosennych aż po jesienne. Jednak to nieprawda. Nasiono drzewa można rzucić w dowolną glebę, nawet tak „zadymioną” (jak to określił Lang) jak gleba angielska. Przecież wiosna nie jest mniej piękna dlatego, że ją widzieliśmy lub że słyszeliśmy o niej: od stworzenia aż do końca świata nigdy podobne zjawiska nie będą tym samym. Każdy liść – dębu, głogu czy jesionu – to niepowtarzalne wcielenie ogólnego kształtu; a dla niektórych właśnie tegoroczne wcielenie może być tym pierwszym, choć drzewa wypuszczają liście od niezliczonych pokoleń” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 188. + Baśń prowadzi do głębszego zrozumienia życia ludzkiego, podobnie jak mit, albo sen (Lévy-Bruhl) /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 52/. Freud interpretował baśnie w aspekcie seksualnym. Erich Fromm traktował ten gatunek literacki jako ponadkulturowy język symboli. W dawnych czasach język ten był ogólnie dostępny, ale obecnie już go nie rozumiemy, stał się „językiem obcym, którego każdy z nas powinien się nauczyć. Kiedy go rozumiemy, nawiązujemy kontakt z mitem, który jest jednym z najważniejszych źródeł mądrości, i poznajemy głębsze warstwy własnej osobowości” /E. Fromm, Märchen, Mythen, Träume. Eine Einfürung in das Verständnis einer vergessenen Sprache, Stuttgart 1980, s. 16, 18/. „Fromm rozróżnia trzy rodzaje symboli: symbol konwencjonalny, polegający na zgodności, odpowiada prostemu, odsyłającemu znakowi; tak więc słowo „stół” jest desygnatem przedmiotu o tej nazwie, pomiędzy jednym i drugim nie zachodzi ścisły związek, co widać choćby po tym, że „stół” w innych językach brzmi zupełnie inaczej. Symbol przypadkowy, akcydentalny, posiada znaczenie tylko dla tego, kto łączy z nim pewne przeżycia czy 31 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF wspomnienia; pojawiający się we śnie obraz może zastępować, symbolizować jakieś wcześniejsze spotkanie lub sytuację; marzenie senne ma znaczenie symboliczne tylko dla śniącego. W wypadku symbolu uniwersalnego wreszcie zachodzi ścisły związek pomiędzy nimi a tym, co reprezentuje. Różnice w warunkach naturalnych mogą doprowadzić również do wyłonienia się „dialektów” w obrębie uniwersalnego języka symboli, i tak np. słońce w krajach Północy odbierane jest jako życiodajna, kochająca siła, na Bliskim Wschodzie natomiast jako niebezpieczna, a nawet groźna” /M. Lurker, Przesłanie symboli…, s. 53-54. + Baśń przeznaczona dla człowieka dorosłego, nie dla dziecka. „Jeśli mówimy o „dziecku” w dobrym sensie tego słowa ma ono także swe uzasadnione, złe znaczenie, nie wolno nam automatycznie używać słowa „dorosły” w złym sensie (ma ono także swe uzasadnione, dobre znaczenie). Dorastanie to niekoniecznie wzrastanie w niegodziwości (choć często oba te procesu idą w parze). Przeznaczeniem dziecka jest dorosnąć, a nie przemienić się w Piotrusia Pana. Nie chodzi tu o to, aby utracić niewinność i zdziwienie światem, ale żeby kontynuować wyznaczoną wędrówkę – ową wędrówkę, którą na pewno lepiej byłoby ukończyć, niż odbywać z nadzieją, ale którą trzeba odbywać z nadzieją, by ją kiedykolwiek ukończyć. A to właśnie jest jedna z lekcji (jeśli w ogóle można mówić o lekcjach w przypadku opowieści, które nie są wykładem czegokolwiek), jakiej udzielić nam mogą baśnie – że zagrożenie, smutek i cień śmierci mogą niekiedy nadać nieopierzonemu, niezgrabnemu i samolubnemu wyrostkowi godność, a nawet mądrość. Nie dzielmy więc rasy ludzkiej na Elojów i Morloków: na śliczne dzieci, które wiek XVIII głupawo nazywał „elfami”, ze swymi baśniami (tak strasznie oczyszczonymi ze wszystkiego co niestosowne) i na mrocznych Morloków doglądających swoich maszyn. Jeśli warto czytać baśnie, to trzeba, aby czytali je również dorośli. A także, aby je dla dorosłych pisano. Oczywiście potrafią oni więcej w nich umieścić i znacznie więcej z nich wydobyć, niż udaje się dzieciom” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 178. + Baśń przeznaczona dla człowieka dorosłego, nie dla dziecka. „Jeśli baśnie staną się dziedziną prawdziwej sztuki, to dzieci będą mogły oczekiwać tego typu utworów dostosowanych do ich poziomu i na ich miarę podobnie jak są wprowadzane w poezję, historię i nauki ścisłe. Byłoby lepiej, gdyby dzieci czytały pewne książki – szczególnie baśnie – nieco powyżej niż poniżej swych możliwości intelektualnych. Ich lektury, podobnie jak ubrania, winny pozwolić na wzrastanie, a przynajmniej do tego zachęcać. [...] Skoro dorośli mają czytać baśnie jako naturalną gałąź literatury – a nie bawić się w dzieci, ani nie udając, że wybierają lekturę dla dzieci, ani wreszcie nie pozostając dziećmi, które nigdy nie dorosną – to jakie wartości ma im zaoferować ten gatunek, jaki jest z niego pożytek? Jest to, jak sądzę, ostatnie i najważniejsze z pytań. [...] skoro baśnie noszą piętno sztuki, ich podstawową wartością będzie po prostu to, co jako literatura mają wspólnego z innymi dziełami sztuki. Wszak baśnie oferują także – w szczególny sposób i w szczególnym stopniu – coś więcej: oferują fantazje, uzdrowienie, ucieczkę i pociechę, a więc wszystko to, co bardziej potrzebne jest dorosłym niż dzieciom. Większość z tych baśniowych funkcji uznano w naszych czasach za coś 32 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF złego” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i Ska, Poznań 2000, s. 179. + Baśń przeznaczona dla człowieka dorosłego, nie dla dziecka. „Nie można kojarzyć baśni jedynie z dziećmi. Jeśli dostrzega się jakiś związek między nimi, to jest on: (a) naturalny, gdyż dzieci są ludźmi, a baśnie mieszczą się w naturalnych ludzkich (choć nie uniwersalnych) gustach; (b) przypadkowy, gdyż baśnie stanowią lwią część literackich rupieci, które Europa ostatnich lat upchnął a do lamusa; (c) nienaturalny, gdyż na młode pokolenie spogląda się z fałszywym sentymentalizmem, który wyraźnie rośnie wraz ze spadkiem liczby dzieci. To prawda, że wiek sentymentalnego stosunku do dzieciństwa wytworzył wiele czarujących książeczek (choć oczarowały one przede wszystkim dorosłych) – baśni albo pokrewnych jej gatunków – ale spowodował także straszliwe skarlenie opowiadań pisywanych bądź adoptowanych na użytek zakładanego poziomu dziecięcych umysłów i potrzeb. Zamiast ograniczyć zasięg dawnych opowieści, uładzono je i wycięto z nich co bardziej drastyczne szczegóły” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 176. + Baśń przeznaczona dla człowieka dorosłego, nie tylko dla dziecka. Jest dobrym środkiem wychowawczym, ale też kształtuje najbardziej fundamentalne wartości kultury. „Pośród tych, którym pozostało jeszcze dość mądrości, by nie oskarżać baśni o zgubne wpływy, panuje przeświadczenie o istnieniu naturalnego związku między dziecięcym umysłem a baśnią – podobnego do związku, który łączy dziecięcy organizm i mleko. Uważam to przekonanie za błędne – a najlepszym przypadku za sprowokowane przez fałszywy senstymentalizm. Jest ono chyba najbardziej typowe dla ludzi, którzy z jakichś prywatnych powodów (na przykład brak własnego potomstwa) uważają dzieci za istoty szczególnego rodzaju, nieomal za odmienną rasę, a nie za normalnych, jakkolwiek niedojrzałych, członków określonej rodziny i rodu ludzkiego w ogóle. Łączenie baśni z dziećmi to tylko drobny incydent w naszej lokalnej historii. W obecnych nowoczesnych i oczytanych czasach zesłano baśnie do pokoi dziecinnych, podobnie jak stare i zniszczone meble wynosi się do dziecięcej bawialni. Dorośli już ich nie chcą, a więc nie mają nic przeciwko temu, by używano ich niezgodnie z przeznaczeniem. To nie wybór i gusty się liczą. Dzieci jako klasa [...] ani nie lubią baśni bardziej niż dorośli, ani ich lepiej nie rozumieją – i wcale nie wolą ich bardziej od innych rzeczy. [...] Tak naprawdę baśnie smakują tylko niewielu dzieciom i niektórym tylko dorosłym), lecz nawet wtedy nie jest to apetyt wyłącznie na baśnie. Co więcej, z reguły nie pojawia się on we wczesnym dzieciństwie bez zewnętrznych bodźców – a jeśli jest wrodzony, to z wiekiem raczej rośnie, niż maleje” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 170. + Baśń przeznaczona dla człowieka dorosłego, nie tylko dla dziecka. Jest dobrym środkiem wychowawczym, ale też kształtuje najbardziej fundamentalne wartości kultury. „To prawda, że w ostatnich czasach /pierwsza połowa XX w./ pisze się bądź adoptuje baśnie głównie na użytek dzieci. Podobnie dzieje się z muzyką, poezją, powieściami czy z 33 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF podręcznikami do nauk ścisłych. Niezależnie od tego, jak konieczna byłaby procedura, wiąże się ona z poważnym zagrożeniem. Przed ostateczną katastrofą ratuje nas jedynie fakt, iż nie cała nauka i sztuka zostały zepchnięte do pokoju dziecinnego i szkolnej klasy – trafił tam tylko ten przebłysk czy przedsmak spraw dorosłych, który uznano (często błędnie) za stosowny dla dzieci. Jeśli ograniczy się zasięg którejkolwiek dziedziny nauki lub sztuki wyłącznie do pokoju dziecinnego, narazi się ją na poważne okaleczenie. Piękny stół, dobry obraz czy użyteczne urządzenie (na przykład mikroskop) pozostawione bez dozoru do użytku dzieci, zostaną w końcu zeszpecone lub zepsute. Tak też i baśnie zesłane do dziecinnego pokoju, odcięte od sztuki w pełni dojrzałej, w końcu ulegną zwyrodnieniu – ich dotychczasowe wygnanie dokonało już dosyć spustoszeń. Nie sądzę, aby dziecięcy odbiór stanowił właściwy miernik wartości baśni. Zbiory baśni to ze swej natury strychy i lamusy, które tylko przelotny obyczaj zmienił w dziecięce bawialnie. Ich zawartość to porzucone w nieładzie i często pokiereszowane rupiecie – mieszanina rozmaitych okresów, celów i gustów – ale można niekiedy wypatrzyć wśród nich rzecz o trwałej wartości: stare, niezbyt zniszczone dzieło sztuki, które tylko głupota mogła ongiś odrzucić” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 171. + Baśń przeznaczona dla dorosłych a nie dla dzieci. „Dzieci, które wcześnie wykazują tendencje do twórczości literackiej, wcale nie przejawiają szczególnych inklinacji do tworzenia baśni – chyba że tylko tym typem literatury ich karmiono. A jeśli próbują, to ponoszą druzgocącą klęskę. Baśń nie jest łatwym gatunkiem. Jeśli dzieci przejawiają pewne preferencje, to raczej w kierunku bajki zwierzęcej, którą dorośli tak często mylą z baśnią. Najlepsze dziecięce opowiadania, jakie zdarzyło mi się czytać, były albo „realistyczne” (przynajmniej w zamierzeniu), albo w sposób typowy dla bajki zwierzęcej wykorzystywały zwierzęta i ptaki jako zoomorficzne przedstawianie ludzi. Myślę, że dzieci wybierają tę formę, ponieważ pozwala ona na duży stopień realizmu: odzwierciedla domowe zdarzenia i rozmowy naprawdę dzieciom znane. Także często jest ona narzucona lub podsuwana przez dorosłych. Dziwne bowiem przeważa we współczesnej literaturze dziecięcej – tej dobrej i tej złej. Przypuszczam, że według niektórych pasuje ona do tak zwanej „historii naturalnej”, półnaukowych książeczek o zwierzętach i ptakach uznanych za właściwą lekturę dla młodych. Do przewagi tej przyczynił się chyba i fakt, że misie i króliczki wyparły z pokoi człekopodobne lalki. Dzieci tworzą całe sagi o swych lalkach, często długie i wyszukane. Jeśli zabawki mają postać misiów, to protagonistami tych opowieści będą misie, ale mówiące ludzkim językiem” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 204-205. + Baśń przeznaczona jest dla dorosłych, a nie dal dzieci. Wiara literacka dotyczy nie tylko treści, ale ma na celu przede wszystkim ukształtowanie człowieka w jego sferze percepcji i tworzenia piękna. „Księgi baśni Andrew Langa to na pewno nie rupieciarnie – podobne są raczej stoiskom na wyprzedaży. [...] Zbiory Langa są głównie produktem ubocznym jego „dorosłych” studiów nad folklorem i mitologią – część jego odkryć została 34 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF przeznaczona na użytek dzieci. [...] Wstęp do pierwszego tomu mówi o dzieciach, „dla których opowieści te są przeznaczone”. Przedstawiają one – pisze Lang – człowieka z zarania historii, wiernego swym pierwszym miłościom, i mają jego nie stępioną wiarę w cudowności i świeży na nie apetyt [...]. Przypuszczam, że Lang utożsamia ową „wiarę w cudowności” z „apetytem na nie” albo przynajmniej uważa je za ściśle ze sobą związane. Tymczasem są to dwie zupełnie różne sprawy, apetyt na cudowności zaś nie jest ani pierwszym, ani najważniejszym spośród aspektów ogólnego apetytu wyodrębnianych przez dojrzewający umysł. Lang używa słowa „wiara” w jego potocznym znaczeniu, a więc jako przekonanie o istnieniu lub wydarzeniu się czegoś w rzeczywistym (pierwotnym) świecie. Skoro tak, to obawiam się, że słowa Langa – odarte z sentymentalizmu – mogą sugerować tylko jedno: oto nadawca baśniowej opowieści, świadomie lub nie, żeruje na łatwowierności swych dziecięcych odbiorców, na ich braku doświadczenia utrudniającym im odróżnienie faktu od fikcji, choć samo to rozróżnienie jest podstawą tak zdrowego ludzkiego umysłu, jak i baśni” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 172. + Baśń punktem odniesienia pozwalającym zrozumieć lepiej świat realny, pisze o tym Tolkien w eseju O baśniach. Cechy natury ludzkiej trwałe ujawniają się w sposobie bycia i mówienia. Tolkien bada „odwieczne prawdy ludzkiej natury” (T. A. Shippey). U podłoża dzieła Tolkiena znajdowały się nie idee, ale słowa. Jednak pod ową siecią słów, pod siecią opisywanych przez nie zwyczajów ukrywa się coś trwałego, a jest nim „kontinuum zachłanności” (Shippey), jakiś „wielki zbiorowy grzech” (C. L. Lewis). „A to oznacza, że kształt, jaki przybiera pisarstwo Tolkiena, zdradza świadomość dążenia do uniwersalności. […] W eseju O baśniach Tolkien pisze o powołaniu artysty do tworzenia „wtórnego świata”, który jest nośnikiem jego własnej prawdy, a zarazem rzuca światło na pierwotny świat, w którym żyjemy. Czy raczej – i wybór słowa jest tu znaczący – artysta jest twórcą, stwórcą wtórnym. /J. R. R. Tolkien, O baśniach, tłum. Joanna Kokot, w: J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Christopher Tolkien, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2000, s. 1790187 [por. s. 180]/. Jest to rozróżnienie z gruntu teologiczne, jako że sugeruje przekonanie, iż jest tylko jedna osoba, której przypisać możemy akt stworzenia /?! – Trzy Osoby Boże!/. Człowiek artysta Może działać jedynie na wtórnym poziomie, na poziomie Bożego daru. Humphrey Carpenter tak to ujmuje w swoim sprawozdaniu czy raczej w rekonstrukcji rozmowy, która miała miejsce 19 września 1931 roku między Tolkienem, C. S. Lewisem i Hugo Dysonem. Dyskutowali oni o poglądzie Owena Barfielda, że mity, choć piękne i poruszające, są kłamstwami. „Nie – odparł Tolkien – To nie są kłamstwa. Przecież […] człowiek nie jest zaprzysięgłym kłamcą. Może sprowadzać swoje myśli do kłamstw, lecz pochodzi od Boga i od Niego czerpie swoje najwyższe ideały. […] A więc […] nie tylko abstrakcyjne ludzkie myśli, ale również wytwory jego wyobraźni muszą pochodzić od Boga, a zatem muszą odzwierciedlać choć odrobinę wiecznej prawdy. Tworząc mity i różne mitologie oraz zaludniając świat elfami, smokami oraz goblinami, opowiadający człowiek […] w istocie współtworzy Boże dzieło i przekazuje nam drobny, rozszczepiony refleks prawdziwego światła” /Humphrey Carpenter, Inklingowie. C. S. Lewis, J. R. 35 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF R. Tolkien, Charles Wiliams i ich przyjaciele, tłum, Zbigniew Królicki, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1999, s. 64-65; Por. także /J. R. R. Tolkien, Listy, red. Humphrey Carpenter, tłum. Agnieszka Sylwanowicz, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań, s. 217: „mit i baśń muszą, tak jak i cała sztuka odzwierciedlać i zawierać rozcieńczone elementy moralnej i religijnej prawdy (lub błędu), ale nie w sposób bezpośredni, nie w znanej formie pierwotnej, »prawdziwego świata«/. C. Gunton, Daleki odbłysk Evangelium…, s. 124. + Baśń Studnia symbolem baśniowym. „Studnia stanowi przejście i granice pomiędzy światłem dnia a ciemnością głębi. […] Studnia jest wejściem do wnętrza ziemi, podziemnego świata, królestwa jeszcze nie narodzonych, jak również zmarłych” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 62/. „Studnia może być całkiem po prostu symbolem macierzyństwa. […] Zejście do studni może mieć również znaczenie podróży poza krąg wszelkich dotychczasowych doświadczeń: z psychologicznego punktu widzenia dziewczyna nagrodzona złotem (w Pani Holle /Ukryta/) opuszcza swoje stare Ja, by urodzić się na nowo na wyższym poziomie świadomości. Podobnie zresztą tłumaczy się studnię w Żabim królewiczu – królewnie wpada do niej ulubiona zabawka, złota kula; wtedy wystawia z wody głowę żaba i oddaje jej kulę pod warunkiem, że królewna przyjmie ją do swego towarzystwa. Wpadnięcie kuli do studni jest równoznaczne z utratą niewinnego raju dzieciństwa; wyłaniająca się ze studni żaba, która okaże się na końcu młodym, pięknym królewiczem, umożliwia otwarcie się dziewczyny na erosa i przemianę w dojrzałą kobietę. Przy wszystkich tych interpretacjach musimy być świadomi tego, że są to jedynie próby odszyfrowania sensu. Niestety, sporo badaczy rości sobie prawo do obiektywnej interpretacji baśni, a tymczasem włącza tylko zastane treści baśniowe w odpowiadający im (ideologiczny bądź metodologiczny) układ odniesienia” /Tamże, s. 63. + Baśń Symbole zmieniają się w historii, ale mają jakieś podłoże ahistoryczne. „Zdaniem Ottona Friedricha Bollnowa zaraz nasuwa się myśl, „iż same symbole należą do ahistorycznego bytu, który w zagadkowy sposób sięga w głąb naszego bytu historycznego, i że ów byt ahistoryczny, o ile tylko obcujemy z symbolami, jest jeszcze w nas obecny” (1980). Jest to pogląd podzielany także zasadniczo przez psychologię głębi. Spacer przez historię kultury od malarstwa jaskiniowego oraz idoli z epoki kamiennej aż po New Age z rozbudzonym na nowo zainteresowaniem dawnymi kulturami i religiami, mitami i baśniami, medytacją i mistyką pokazuje wyraźnie, że człowieka nie tylko żyje w świecie pojęć, lecz potrzebuje również obrazów. Dialog z bogatym w sens obrazem pomaga człowiekowi się odnaleźć, pozwalając mu poznać własne miejsce w świecie. Symbole mogą (i powinny) odsyłać od peryferyjnego uwikłania w bycie ku tegoż środkowi, a nawet w pewnym sensie ów środek bytu „uprzytamniać”, sprowadzać z powrotem do niego. Dzięki sile dośrodkowej można zrozumieć, iż ogromna ilość zjawisk symbolicznych tworzy kilka typowych rozpowszechnionych we wszystkich niemal kulturach i religiach grup symboli. Wszelka symbolika krystalizuje się wokół biegunów bytu; wokół stawania się i przemijania, światła i ciemności, dobra i zła. W symbolu rozpoznawalna jest biegunowa struktura naszego związanego czasem i przestrzenią świata oraz własnego życia. […] także i w przyszłości będzie on „kluczem do ludzkiej egzystencji” (Igor A. 36 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF Caruso), którym da się otworzyć sens życia. W dziedzinie religijnoświatopoglądowej i artystycznej symbole mogą stać się przesłaniem całości bytu, nieograniczonego, nienaruszonego świata /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 32-33. + Baśń symbolizuje rzeczywistość. „Liczne dzieła sztuki malarskiej, rzeźbiarskiej i poetyckiej mają dwie (lub trzy) płaszczyzny znaczeniowe, podobnie zresztą jak w wypadku baśni, której fabułę i postacie w pełni zrozumie dziecko, lecz głębszy sens ukaże się dopiero temu, kto zdaje sobie sprawę z jej zawartości symbolicznej. […] Także w malarstwie nie można wykluczać symbolicznego znaczenia jedynie na podstawie formy zewnętrznej, choćby obraz wydawał się najbardziej realistyczny bądź naturalistyczny i ukierunkowany był treściowo na przedmiot. Już na malowidłach późnogotyckich znajdujemy układy przypominające martwą naturę, których nie należy jednak rozpatrywać osobno, ponieważ ich funkcja polega na dodatkowym podkreśleniu symbolicznego znaczenia całego dzieła (np. obrazu Matki Boskiej). Martwa natura, która pojawiła się jako samodzielny gatunek malarski w XVI-XVII wieku, zdradza niewątpliwie radość z odtwarzania rzeczy ze względu na nie same, w powiązaniu z obcą jeszcze duchowi średniowiecza obserwacją rzeczywistości. Z drugiej strony nie da się zaprzeczyć, że np. pod kwiaty lub klejnoty można podkładać inne znaczenia, wykraczające poza ich wartość własną, jak choćby piękno i bogactwo; staje się to niemal ewidentne, gdy w martwej naturze pojawia się zegar lub trupia czaszka – które wskazują na czas, przemijalność i nietrwałość, są zatem wyraźnymi symbolami marności. U malarzy XIX-wiecznych widać poważne zainteresowanie formalnymi możliwościami oddania dowolnie wybranych przedmiotów, np. w Martwej naturze z jabłkami Gustave Couberta. Martwe natury Paula Cézanne’a powstały na podstawie pełnej wiedzy o przedmiocie […] miały one nadawać naturze pozór trwałości. W XX wieku większość malarzy odwraca się znowu od fascynacji rzeczami, od wzmożonego przez własne przeżycie poczucia realności” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 93-94. + Baśń ucieczką przed śmiercią. Jest to najstarsze i najgłębsze pragnienie człowieka, a baśnie mówią o ludzkich pragnieniach. „Baśń proponuje wiele jej przykładów i rodzajów – w prawdziwie eskapicznym czy (jak wolałbym) uwalniającym duchu. Podobne funkcje spełniają zresztą i inne opowiadania (szczególnie te, które są inspirowane przez naukę) oraz inne studia. Autorami baśni są ludzie, nie elfy. Opowieści elfów o ludziach są niewątpliwie przesycone pragnieniem ucieczki przez nieśmiertelnością. [...] Pociecha płynąca z baśni ma jeszcze jedno oblicze oprócz zaspokajania odwiecznych pragnień za pomocą wyobraźni. O wiele ważniejsza jest pociecha szczęśliwego zakończenia. Niemal zaryzykowałbym twierdzenie, że każda baśń winna kończyć się szczęśliwie. Określiłbym tragedię jako najważniejszą, prawdziwą formę dramatu, a jej przeciwieństwo jako prawdziwą formę baśni. Ponieważ brak nam słowa na określenie tego przeciwieństwa, będę je nazywać eukatastrophe [dosł. „szczęśliwe rozwiązanie”]. Opowieść prowadząca do eukatastrophe jest najdoskonalszą formą baśni i jej najwyższą formą oddziaływania” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. 37 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 197-198. + Baśń uczestniczy w creatio continua. Stwarzanie wtórne poprzez sztukę, teoria literacka Tolkiena opisana w jego eseju O baśniach, zrealizowana w powieści Władca Pierścieni. Inklingowie w latach 30-tych wieku XX postanowili pisać książki, „które cechowałaby „mitopoetyczność” – a więc miałyby znamiona mitu – ale ukrytego pod płaszczem sensacyjności. Tolkien stworzył The Lost Road, opowieść o podróży w przeszłość. Lewis natomiast ujrzał możliwość wprowadzenia w życie czegoś, co miało stać później wyróżnikiem jego twórczości. Jest to „gdybanie” – co by było, gdyby na innych planetach żyły istoty rozumne, ale nieupadłe? Co by było, gdybyśmy je spotkali? […] Rezultatem była opowieść Z milczącej planety (1938), w której ziemscy poszukiwacze przygód odkrywają na Malankandrze (Marsie) trzy rasy istot, które nie upadły i które nie potrzebują odkupienia, ponieważ są posłuszne Maledeilowi (Bogu). Kiedy części z jego czytelników nie udało się dostrzec, „o co mu chodziło”, doszedł do wniosku, że „do ludzkich umysłów można przemycić dowolną ilość teologii pod osłoną romansu, tak że nikt nawet tego nie zauważy”. Parę lat później Lewis uraczył Inklingów następnym „gdybaniem” w Kronikach Narni. Ich pierwsza część, Lew, czarownica i stara szafa, była, jak powiedział Lewis, odpowiedzią na pytanie: „Co by było, gdyby istniał świat taki jak Narnia, i gdyby, jak nasz świat, potrzebował odkupienia? Wyobraźmy sobie, jak wyglądałoby tam Wcielenie, Męka i Zmartwychwstanie Chrystusa. Kiedy Lewis pisał Z milczącej planety, Tolkien rozpoczął prace nad swoim arcydziełem, Władcą Pierścieni, czytanym i omawianym na wielu spotkaniach Inklingów. Nie sposób oddzielić tego dzieła od jednej z najważniejszych teorii literackich Tolkiena – sztuki jako „wtórnego stwarzania”, którą opisał w swoim eseju O baśniach” /W. Hooper, Inny Ruch Oksfordzki: Tolkien i Inklingowie, red. J. Pearce, (Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublishers 1999), tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 171-176, s. 174. + Baśń udramatyzowana jest czymś niedobrym. Fantazja tworzy nowy świat, podczas gdy wyobraźnia stara się zrozumieć nie tylko ten nowy świat, ale przede wszystkim świat realny, nie w pełni dostępny zmysłom. „W ludzkiej twórczości fantazję najlepiej pozostawić słowu, prawdziwej literaturze. W malarstwie wizualne przedstawienie fantastycznych wyobrażeń jest zbyt łatwe technicznie; ręka ma tendencje do prześcigania umysłu, więcej – do pokonania go. Najczęściej prowadzi to do powstania niemądrych i chorobliwych malowideł. Na nieszczęście dramat, sztuka tak różna od literatury, jest często uznawana za jej gałąź, a jednym z fatalnych tego rezultatów jest wyraźnie widoczna deprecjacja fantazji. Po części deprecjacja ta wynika ze zrozumiałej tendencji krytyków do chwalenia tylko tych form sztuki (bądź „wyobraźni”), które najbardziej odpowiadają ich własnym gustom – czy to wrodzonym, czy to wyuczonym. Krytyka literacka w kraju, który zrodził tak wielki dramat i jest właścicielem dzieł Szekspira, przejawia zbytnie tendencje do dramatyzowania. Dramat z natury jest wrogi fantazji. Fantazja zaś, nawet najprostszego rodzaju, rzadko odnosi sukces w dramacie, jeśli przedstawia się ją „jak należy”, a więc jako coś widzialnego i słyszalnego. Fantastycznych form nie można udawać. Ludzie przebrani za mówiące zwierzęta mogą wywołać efekt bufonady albo mimikry, ale na pewno 38 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF nie fantazji. Najlepiej dowodzi tego klęska bękarciej formy dramatu – pantomimy. Im bliższa jest ona „udramatyzowanej baśni”, tym okazuje się gorsza. Jest znośna jedynie wtedy, gdy jej „fantazja” zostanie zredukowana do szczątkowej formy zwykłej farsy. Wówczas od nikogo nie wymaga się wiary w przedstawioną rzeczywistość” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 182. + Baśń uświęcona przez Ewangelię. Odkupienie dotyczy również ludzkiej twórczości. Wszelka myśl ludzka istnieje tylko dlatego, że człowiek został stworzony na obraz Boży i ma zdolność tworzenia. „W Bożym Królestwie obecność największych nie pomniejsza maluczkich. Odkupiony człowiek pozostaje człowiekiem. Opowieści, fantazje wciąż trwają i trwać powinny. Ewangelia nie zniosła legend, ale je uświęciła, a szczególnie uświęciła „szczęśliwe zakończenie”. Chrześcijanin ciągle jeszcze musi pracować, trudząc swe mięśnie i umysł, musi cierpieć, mieć nadzieję i umierać, ale już teraz dana jest mu świadomość, że jego zamiłowania i zdolności mają jakiś cel, który może być odkupiony. Tak wielka jest obfitość, którą mu zaoferowano, że ledwo ośmiela się przypuszczać, iż poprzez fantazję umożliwiono mu współuczestniczenie w rozwoju listowia z drzewa opowieści i w wielorakim ubogacaniu stworzenia. Wszystkie opowieści mogą się sprawdzić, jednak gdy w końcu zostaną odkupione, będą tak podobne do form, jakie im nadaliśmy, a jednocześnie tak od nich odmienne, jak i odkupiony człowiek będzie i podobny, i odmienny od upadłego człowieka, którego znamy” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 201. + Baśń uzdrawia normalność spojrzenia na realną rzeczywistość tego świata. Piękno ciągle będzie pięknem i ciągle będzie zachwycać na nowo. „Jeśli jesteśmy starsi, to tylko jako spadkobiercy wielu pokoleń rozkoszujących się tworzeniem bądź odbiorem sztuki. Tak bogate dziedzictwo może naturalnie grozić nuda albo budzić pragnienie oryginalności za wszelką cenę – a to prowadzić do niesmaku na widok zgrabnego rysunku, delikatnego wzoru lub ładnych kolorów, albo nawet wymyślnego i bezdusznego manipulowania dawnym materiałem aż do przesady w jego wypracowaniu. Droga prawdziwej ucieczki od takiego znudzenia nie prowadzi ani przez celową deformację, brzydotę czy niezgrabność, ani przez naznaczenie wszystkich rzeczy piętnem mroku i niedopuszczalnej gwałtowności, ani wreszcie poprzez mieszanie kolorów od wyszukanej subtelności po szarzyznę, czy przez tworzenie fantastycznych i wydumanych kształtów na krawędzi głupoty lub wręcz delirium. Potrzeba nam wyzdrowienia, byśmy nie doprowadzili się do takiego stanu. Musimy znów spojrzeć na zieleń, od nowa zadziwić się (ale nie dać się oślepić) błękitem, żółcią i czerwienią. Winniśmy spotkać centaura i smoka, a potem, być może, jak dawni pasterze, dostrzec owce, psy i konie, a także wilki. To właśnie baśniowe opowieści pozwalają nam wyzdrowieć” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 188-189. + Baśń uzdrawia spojrzenia na rzeczywistość. Wpływ Chestertona G. K. na Tolkiena J. R. R. „Wiadomo, że znał prace Chestertona i w dużej mierze 39 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF zgadzał się z nimi. Jednakże niebezpieczeństwo przesady widać w eseju Christiphera Clausena „The Lord of the Rings” and „The ballad of the White Horse” […] Można podejrzewać, że Clausen zbyt dużą wagę przypisał podobieństwom między obydwiema książkami, z których część jest na pewno zaledwie przypadkowa lub powierzchowna. […] niezależnie od rzekomego bezpośredniego wpływu Chestertona na Tolkiena – istnieje wiele dowodów na wpływy pośrednie” /J. Pearce, Tolkien i katolickie odrodzenie w literaturze, w: Tolkien. Księga pamiątkowa. Studia o spuściźnie literackiej, red. J. Pearce, (Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublishers 1999), tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 102-118, s. 115. „Rzeczą najbardziej godną uwagi jest owo przemożne poczucie niezwykłości, które przenika utwory obu pisarzy, ich filozofię i spojrzenie na świat. […] „Tolkien skłania ludzi do obserwowania ptaków, przyglądania się drzewom, buszowania po żywopłotach (T. A. Shippey). Niewątpliwie był to jeden z zamiarów Tolkiena, wynikający z jego przeświadczenia, że pośród najwyższych funkcji baśni znajduje się uzdrowienie jasnego spojrzenia na rzeczywistość: „Potrzeba nam wyzdrowienia […]. Musimy znów spojrzeć na zieleń, od nowa zadziwić się (ale nie dać się oślepić) błękitem, żółcią i czerwienią. […] To właśnie baśniowe opowieści pomagają nam wyzdrowieć. Wyzdrowienie (to jest trwały powrót do zdrowia) jest od-zyskaniem: odzyskaniem jasnego spojrzenia” /J. R. R. Tolkien, O baśniach, tłum. Joanna Kokot, w: J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Christopher Tolkien, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2000, s. 188-189/; Tamże, s. 116. + Baśń uzdrawia umysł i pozwala mu dostrzec sens głęboki. Wyzdrowienie oglądania rzeczy takimi, „jakimi przeznaczone jest (czy było) nam je widzieć – jako rzeczy poza nami. Musimy umyć okna, aby uwolnić świat zewnętrzny od brudnych zacieków trywialności lub powszedniości – od poczucia posiadania. […] Trywialność jest kara za „przywłaszczenie”: rzeczy trywialne albo (w złym sensie) powszednie to rzeczy, które sobie przywłaszczyliśmy – albo faktycznie, albo tylko w pamięci. Twierdzimy, że je znamy. Kiedyś przyciągnęły nas swym blaskiem, kolorem lub kształtem, ale położyliśmy na nich rękę, a zawładnąwszy, przestaliśmy się im przyglądać. Oczywiście baśnie to nie jedyny sposób na uzdrowienie czy na zabezpieczenie się przed stratą. Wystarczy skromność i pokora. I jest też (szczególnie dla skromnych) ainraiwak – fantazja Chestretonowska. Ainraiwak jest słowem fantastycznym, a mimo to widzimy je w każdym mieście w tym kraju. To „kawiarnia” ujrzana od wewnątrz przez szklane drzwi – tak jak pewnego pochmurnego, londyńskiego dnia zobaczył ją Dickens. Później Chesterton użył tego słowa na określenie niezwykłości spowszednianych już rzeczy, która objawia się, gdy spojrzeć na nie nagle pod innym kątem” /J. R. R. Tolkien, O baśniach, tłum. Joanna Kokot, w: J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Christopher Tolkien, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2000, s. 188-189/. „Być może więzy pokrewieństwa między Tolkienem a Chestertonem widać najwyraźniej we wspólnym im obu szacunku dla tradycji” /J. Pearce, Tolkien i katolickie odrodzenie w literaturze, w: Tolkien. Księga pamiątkowa. Studia o spuściźnie literackiej, red. J. Pearce, (Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublishers 1999), tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 102-118, s. 117. „Chodzi mi oto, że drzewo wciąż rośnie, a zatem wciąż się zmienia; ale zawsze w jego centrum 40 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF znajduje się coś niezmiennego. Najbardziej wewnętrzne spośród jego słojów są tam od czasów, kiedy drzewo było jeszcze siewką; nie widać ich, lecz to nie znaczy, że nie ma ich tam, w centrum. Kiedy ze szczytu drzewa wyrasta nowy konar, nie odrywa się ono od korzeni, przeciwnie, tym silniej jest zakorzenione, im wyżej rosną jego gałęzie. Oto prawdziwy obraz krzepkiego i zdrowego wzrostu człowieka, miasta czy całego gatunku” /G. K. Chesterton, „Church Socialist Quarterly”, styczeń 1909/. + Baśń warstwą literacką poematu Beowulf. Poemat Beowulf nie jest „poematem narracyjnym”. Nie ma on „postępować”, w sposób stały czy zmienny. „Jego istotą jest równowaga, opozycja końców i początków. Najprościej mówiąc, mamy przeciwstawione opisy dwu momentów niepośledniego żywota: jego poranku i zmierzchu; opracowanie odwiecznego i silnie wzruszającego kontrastu młodości i starości, pierwszego czynu i końcowej śmierci. Poemat dzieli się na dwie przeciwstawne części, różne pod względem tematu, stylu i długości. [...] Ta struktura jest prosta i statyczna, mocna i masywna, w każdej części bardzo zróżnicowana, zdolna znieść takie potraktowanie. Śledząc sposób przedstawiania drogi Beowulfa do sławy z jednej, a jego królowania i śmierci z drugiej strony, krytyk znajdzie rzeczy wątpliwe, jeżeli będzie ich poszukiwał, ale więcej chwalebnych. Ta stara opowieść nie była ani opowiadana po raz pierwszy, ani tym bardziej wymyślona przez naszego poetę. Wynika to jasno z jej baśniowych analogów” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 43. „Intryga nie była dziełem poety, a choć tchnął on w surowy materiał uczucie i powagę, nie stał się on doskonałym środkiem wyrazu tematu lub tematów rodzących się w jego umyśle. Nie jest to niezwykły przypadek w historii literatury. Gdyby nie wątek podróży – kontrast młodości i śmierci wypadłby zapewne lepiej. [...] jej znaczenie nie jest węższe, lecz – symbolicznie – szersze. W jednym narodzie i jego bohaterze wyraźniej ujrzelibyśmy całą ludzkość i jej bohaterów” Tamże, s. 44. + Baśń wyjaśniana za pomocą języka alegorycznego. Przypowieść formą literacką, którą stosowali Jezus, kaznodzieje i Tolkien. Tolkien nie cenił zbytnio alegorii. Dostrzegał jej należne miejsce, byle tylko tam pozostała. „Każda próba wyjaśnienia sensu mitu czy baśni musi posługiwać się językiem alegorycznym (i, oczywiście, im więcej opowieść ma „życia”, tym bardziej będzie podatna na alegoryczne interpretacje; podczas gdy im lepiej będzie zrobiona zamierzona alegoria, tym bardziej będzie do przyjęcia jako zwykłą opowieść)” /Listy, s. 219/. „Wszystko to ma związek z interpretacją przypowieści Jezusa. Od dawna już krytycznoliteracki dogmat głosi, iż żadna z nich nie jest alegorią ani też nie należy ich tak interpretować. A jednak alegoria była jednym z podgatunków biblijnej przypowieści: księgi prorockie zawierają wiele jej przykładów, szczególnie tam, gdzie rozważa się historię Izraela i innych narodów. Czy należy chronić Jezusa przed zarzutem formułowania przypowieści jako alegorii, czy też alegoria mieści się pośród możliwych sposobów ich odczytywania? Pierwsza z przypowieści u Mateusza, Marka i Łukasza jest historia o siewcy. Rozpoczyna się on jako prosty obrazek z życia wzięty. Mogła pozostać właśnie takim naturalnym znakiem, którego metaforyczny potencjał Jezus zdołałby uwolnić kilkoma poetyckimi sugestiami. W dalszej części jednak pojawia się opis miejsc, na które upadło 41 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF ziarno, i jego dalsze losy – od niedoszłego wzejścia aż po obfity plon. Jezus kończy zwyczajowym zwrotem: „Kto ma uszy, niechaj słucha” /Zob. Mat 13, 9; por. Mk 4, 9; Łk 8, 8/. (Nawet to jest metaforą, albowiem realne słuchanie już się skończyło, teraz „słuchanie” oznacza spojrzenie w głąb siebie i odzew). Wtedy uczniowie proszą o wyjaśnienie. (W tym miejscu ewangeliści wtrącają rozważania na temat przyczyn odrzucenia Jezusowych nauk przez tak wielu z jego własnego ludu). Interpretacja – przedstawiona tu jako własna interpretacja Jezusa – jest w pełni alegoryczna, chodzi o rozmaite ludzkie reakcje na Słowo” /R. Murray TJ, J.R.R. Tolkien i sztuka przypowieści, w: Tolkien. Księga pamiątkowa. Studia o spuściźnie literackiej, red. J. Parce, (Tolkien: A celebration, HarperCollinsPublischers 1999), tłum. J. Kokot, Zysk i S-ka, Poznań 2003, 49-59, s. 53. + Baśń wykorzystywana w twórczości Majakowskiego. „W Chlebnikowskim kręgu awangardy rosyjskiej baśniowo-ironiczne wykorzystanie wątku pragiganta to bodaj główny motyw twórczości Majakowskiego, w całości zresztą – aż po ostatnie utwory – noszącej charakter mitopoetycki, mitologicznym synkretyzmem ściśle związanej z modernistycznym kontekstem światopoglądowym (przede wszystkim rosyjskiego symbolizmu i awangardowego postsymbolizmu), a po kanonizacji zmarłego autora dzięki tej właśnie mitologicznej ambiwalencji nie dającej się w całości zredukować do stalinowskiej normy estetycznej. Łatwym przykładem rozwinięcia motywu Człowieka Kosmicznego w twórczości Majakowskiego jest zwycięski zapaśnik „światowych mistrzostw w walce klas”, jarmarczno-proletariacki gigant Iwan z utopijno-katastroficznej bufonady poematu 150 000 000 (1919-1920; poemat sprowokował Lenina do uwagi o „komunizmie chuligańskim” i żądaniu „wychłostania za futuryzm Łunaczarskiego”, który dopuścił do wydania „tego” w państwowym wydawnictwie – kierowanym zresztą przez towarzyszy broni Bogdanowa)” /A. Pomorski, Duchowy proletariusz. Przyczynek do dziejów lamarkizmu społecznego i rosyjskiego komunizmu XIXXX wieku (na marginesie antyutopii Andrieja Płatonowa), Wydawnictwo Naukowe i Literackie, Warszawa 1996, s. 128/. „Ten sowizdrzalski „karnawałowy” olbrzym, przybyły do równie plakatowo jarmarcznej Ameryki […] mieści w sobie cały nowy świat (z charakterystycznym odwróceniem drogowskazów w stosunku do Ameryki) […] Coincidentia oppositorum owych zapasów w walce klas to początek świata, świata pracy – bo to właśnie jest esencją nowej ery” /Tamże, s. 129/. „Gargantuiczny praolbrzym IwanPurusza rozdrabnia się na mnóstwo elementów składowych nowego świata. […] „Bardzo groźnie w demoniczno-komicznej, pre-Bułgakowskiej aurze jawi się eschatologiczny moment rewolucyjnego odnowienia i rytuał początku [u Majakowskiego] w Uposiedzonych (Prozasiedawszyjesia, 1922). W kubistycznym symultanizmie obrzędu zasiadania przeciążonej awangardy proletariatu „na dwóch posiedzeniach od razu” sacrum pracy znika: coincidentia oppositorum udosławnia się w diaboliczne czarne nabożeństwo rozpołowionych, którzy w nowym raju są tylko „do pasa”, „a reszta” – tam” (jest to parodia stworzenia świata – w Rigwedzie, w hymnie o Puruszy, mandala X, 90, ust. 14, z nóg kosmicznego praolbrzyma, ćwiartowanego w ofierze, powstaje ziemia, a z głowy – niebo). Tym właśnie wierszem, odczytanym jako satyra, czyli poza właściwą mu mitologiczną ambiwalencją, Majakowski zdobył głośno wyrażone uznanie Lenina (por. E. Balcerzan, 42 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF Włodzimierz Majakowski, Warszawa 1984, s. 38-39, 102-119)” /Tamże, s. 130. + Baśń wzrusza do głębi, daje radość i nadzieję. „Nawet współczesnym udaje się to niekiedy. Nie jest to łatwe – zależy od całej historii, która zarazem jest tłem dla „zwrotu” akcji i odbiciem jego chwały. Opowieść, która w najmniejszej nawet mierze zdołała osiągnąć taki efekt, nie może być w pełni nieudana mimo swych skaz czy niejasności celu. Dotyczy to nawet Księcia Prigia, baśni Andrew Langa, która pod wieloma względami może rozczarowywać. Radość, gdy „wszyscy rycerze ożyli i wznieśli w górę swe miecze, wołając »Niech żyje książę Prigio!«”, ma w sobie coś z owej dziwnej, mistycznej jakości dawnej baśni, przerastającej opisywane wydarzenie. Nie byłoby tego w utworze Langa, gdyby zakończenie nie pochodziło z bardziej poważnej baśniowej „fantazji” niż sama opowieść – ta bowiem jest w znacznej części błaha i obdarzona półkpiącym uśmiechem wyszukanej dworskiej conte. O ileż bardziej potężne i przejmujące jest oddziaływanie jakiejkolwiek poważnej opowieści z Królestwa Czarów. Gdy w takiej baśni nadchodzi nagły zwrot akcji, doświadczamy przeszywającej radości, serdecznego pragnienia, które na moment wykracza poza ramy opowieści, rozrywa jej sieć i wpuszcza oślepiający promień światła” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 198-199. + Baśń wzrusza do głębi, daje radość i nadzieję. „Owa radość, którą uważam za wyróżnik prawdziwej baśni (albo romansu), za jej swoisty atrybut, zasługuje na więcej uwagi. Każdego chyba twórcę, każdego pisarza układającego wtórny świat – fantazję – cechuje pragnienie, by być prawdziwym stwórcą, albo też nadzieja, że oto zbliżył się do rzeczywistości, że pewne własności wtórnego świata (nawet jeśli nie wszystkie jego szczegóły) pochodzą z rzeczywistości albo z niej wypływają. Skoro udało mu się osiągnąć tę jakość, którą można określić – ze słownikiem – jako „wewnętrzną spójność cechującą rzeczywistość”, to trudno pojąć, jak byłoby to możliwe, gdyby jego utworu z rzeczywistością nic nie łączyło. Wyjątkową radość, którą wzbudza udana fantazja, można by więc wyjaśnić nagłym przebłyskiem ukrytej prawdy o świecie. To nie tylko pociecha w smutkach tego padołu, ale też zaspokojenie i odpowiedź na pytanie: Czy to prawda? Podałem już jedną wersję odpowiedzi na to pytanie, która brzmiała (całkiem poprawnie): Jeśli dobrze skonstruowałeś swój świat, to tak – jest to prawdą w tym świecie. Tyle wystarczy artyście albo też tej cząstce natury człowieka, która jest artystą. W eukatastrophe otrzymujemy sugestię większej odpowiedzi – dalekiego odbłysku czy echa Evangelium w rzeczywistym świecie” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 200. + Baśń wzrusza do głębi, daje radość i nadzieję. Jedyną prawdziwą „Baśnią” jest Ewangelia. Ewangelia realizuje wszystkie istotne elementy baśni; nie tylko w sensie literackim, ale również w sferze faktów. „Gdy przyglądałem się historii chrześcijaństwa od tej strony, od dawna już przeczuwałem (a było to radosne przeczucie), iż Bóg odkupił swe zepsute tworzące stworzenia w sposób odpowiedni do ich natury, a więc i do tego jej aspektu, którym jest zdolność tworzenia. Ewangelia to przecież baśń albo raczej wzniosła 43 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF opowieść, która jest samą istotą baśni. Mówi o wielu cudach, osobliwie artystycznych, pięknych i poruszających: „mitycznych” w swej doskonałości i pełni. Pośród tych cudów znajdzie się i owa największa, najpełniejsza eukatastrophe, jaką można sobie wyobrazić. Baśń ta wtargnęła w historię i w świat pierwotny. Pragnienia i aspiracje twórcze wypełniły się jako Stworzenie; narodziny Chrystusa to eukatastrophe historii człowieka; Zmartwychwstał zaś – eukatastrophe historii Wcielenia. Opowieść zaczyna się i kończy radością. Odznacza się też górującą nad innymi historiami „wewnętrzną spójnością cechującą rzeczywistość”. Nigdy nie pojawiła się żadna opowieść, którą człowiek tak bardzo pragnąłby widzieć jako prawdziwą, i żadna, której prawdziwość uznałoby tak wielu sceptyków. Jej artyzm nosi najbardziej przekonujące piętno pierwotnej sztuki – aktu Stworzenia. Odrzucenie jej prowadzi albo do smutku, albo do gniewu” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 200. + Baśń zamieszkała przez olbrzymów. Nie było w nich niewielkich rozmiarów elfów. „Miniaturowe elfy czy wróżki w Anglii to, jak sądzę, głównie wyrafinowany produkt literackiej fantazji. Jest to chyba naturalne, że w Anglii, gdzie w sztuce wciąż powraca miłość do delikatności i finezji, wyobraźnia kierowała się ku temu, co filigranowe i drobne – tak jak we Francji zwróciła się ku dworskiemu życiu i przystroiła się pudrem i brylantami. Przypuszczam jednak, że te kwiatowo-motyle rozmiary były produktem „zracjonalizowania” elfów, które przekształciło czar ich krainy w zwykłe wyrafinowanie, niewidzialność zaś w kruchość, która pozwala ukryć się w kielichu pierwiosnka, lub zniknąć za źdźbłem trawy. Moda na elfy pojawiła się chyba tuż po tym, gdy wielkie odkrycia geograficzne uczyniły Ziemię zbyt małą, by mogła pomieścić ludzi, i elfy; gdy czarodziejskie zachodnie krainy Hy Breasail przeistoczyły się w zwyczajną Brazylię, kraj czerwonego drewna. Na pewno za taką wizję elfów odpowiedzialna jest literatura – znaczną rolę odegrali tu William Szekspir i Michael Drayton. Nymphidia Draytona to jeden z przodków długiej linii kwiatowych elfów i uskrzydlonych duszków z czułkami, których to stworków tak nie cierpiałem w dzieciństwie i których z kolei nie znosiły moje dzieci” J. R. R. Tolkien, Potwory i krytycy i inne eseje, red. Ch. Tolkien, tł. T. A. Olszański (The Monster and the Critics and Others Essays), wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 148. “Ale wszystko to miało początek, jak już rzekłem, długo przed XIX wiekiem i dawno już zaczęło męczyć właśnie nieudanymi próbami bawienia” Tamże, s. 149. + Baśń zapisem archetypów. Archetyp według Carla Gustawa Junga to typowe dla każdego gatunku wrodzone psychiczne wzorce zachowań, które same są niewidzialne, lecz mogą się objawiać w gestach i obrazach słownych, a potem można je odnaleźć w snach, mitach oraz baśniach. Dusza „tworzy symbole, których podstawą jest nieświadomy archetyp i których jawna postać wynika z wyobrażeń uzyskanych przez świadomość […]. Nieświadomość dostarcza, można by rzec, archetypowej formy, która sama w sobie jest pusta i dlatego niewyobrażalna. Natychmiast jednak wypełnia ją i czyni postrzegalną wypływający ze świadomości pokrewny bądź podobny materiał wyobrażeniowy” (J. Jakobi, Komplex, Archetypu, Symbol in der Psychologie C.G. Jungs. Mit einem Vorwort von C.G. Jung, Zürich-Stuttgart 44 o. prof. Dr hab. Piotr Liszka CMF 1957, s. 87). Krytycy zarzucają C. G. Jungowi rozważania wyłącznie psychologiczne jako „ważki błąd metodologiczny, który w interpretacji tych fenomenów pomija interdyscyplinarne, multikazualne możliwości wyjaśnień oraz właściwości poszczególnych kultur, i stąd może prowadzić do monokazualnych wypaczeń” (E. Neumann, Herrschafts- und Sexualsymbolik. Grundlagen einer alternativen Symbolforschung, Stuttgart 1980, s. 72 i n., 78; Por. W. Schmidbauer, Mythos und Psychologie. Metodische Problem, München-Basel 1970, s. 74, 92; w aspekcie teologicznym G. Baudler, Zum Ursprung der religiösen Symbolik: „Archetypen der Seele“ (C.G. Jung) oder wahrgenommene Wirklichkeit, w: W. Bies i H. Jung (wyd), Mnemosyne. Festschrift für M. Lurker, Baden-Baden 1988, s. 71-91). „Pod adresem Junga wysuwano również zarzut nieostrego odgraniczenia pojęć, jak choćby wymiennego stosowania archetypu, kompleksu i symbolu w ich głównym znaczeniu; z drugiej jednak strony Jung należy do tych badaczy, którzy potrafią bardzo dokładnie rozróżniać jedynie odsyłające znaki oraz naładowane znaczeniowo symbole” M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 55. + Baśń zawiera sens różnorodny. „Niestety, sporo badaczy rości sobie prawo do obiektywnej interpretacji baśni, a tymczasem włącza tylko zastane treści baśniowe w odpowiadający im (ideologiczny bądź metodologiczny) układ odniesienia. August Nitschke słusznie wskazuje, iż symbole, do których odsyłają – według interpretacji XX-wiecznych naukowców – poszczególne baśnie, są wprawdzie typowe dla epoki, w której owi naukowcy żyją, lecz niekoniecznie dla epoki, w której baśnie powstały. Wprawdzie rozpowszechniona dzisiaj, operująca pojęciami wypracowanymi przez Freuda i Junga interpretacja naukowa umożliwia współczesnemu czytelnikowi zrozumienie baśni na podstawie jego własnych doświadczeń i wydaje się, iż sam potrafi sprawdzić tego rodzaju wypowiedzi, jednakże są to wszak tylko doświadczenia z czasów, których jesteśmy duchowymi dziećmi. Podobnie jak baśnie otwierają „tysiąc bram na świat”, tak istnieje tysiąc bram do zrozumienia baśni; ich wartość pedagogiczna – również w naszych czasach – polega na tym, że występujące w nich symbole „wzbudzają” wielką pociechę, gdyż „nie można pozostać obojętnym wobec nadziei na odmianę losu”. Bajki opierają się natomiast sztywnym, ustalonym znaczeniom, „nie chcą być analizowane i interpretowane, winniśmy się w nie wsłuchać i zwracać uwagę na to, jak wiele strun potrafią poruszyć” (Otto Betz) /O. Betz (wyd.), Tansend Tore in die Welt. Märchen als Weggeleist, Freiburg i.Br. 1985, s. 23/. Wtedy zorientujemy się, że baśnie dostarczają wzorów radzenia sobie w życiu, które – w sposób mniej lub bardziej świadomy – dadzą się przetransponować na egzystencję czytelnika bądź słuchacza” /M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, tłum. R. Wojnakowski, Znak, Kraków 1994, s. 63-64. 45