Gazeta nr 4 - 2006-07 - Gimnazjum nr 16 w Częstochowie

Transkrypt

Gazeta nr 4 - 2006-07 - Gimnazjum nr 16 w Częstochowie
czerwiec 2007 nr 4(31)
•
„Szkołowisko”
znów na pudle
I miejsce
w kategorii
„gimnazja”
W tym numerze:
Byliśmy — widzieliśmy
Pamiętnik z Belgii
str. 3
Warto przeczytać: Diabeł ubiera się u Prady
str. 6
Fotomigawki z Ŝycia
szkoły
str. 7
Kącik komputerowy —
Mp3 z sieci
str. 8
Nasza twórczość —
Prolog
str. 9
Wywiad — laureaci
str. 10
Zagadka z rybkami —
finał
str. 12
Magia imion
„Nomen atque omen” - „Imię wróży Ci przyszłość”
(Plaut)
W tym numerze gazety dalszy ciąg ciekawostek — tym
razem związanych z pochodzeniem imion słowiańskich
Imiona słowiańskie, a zatem i polskie, powstawały
jako znaczące, zawierające życzenia rodziców co do opieki
bogów, np. Bogusław, Bożeciech, Bożydar, czy zalet dziecka (głównie związanych z jego sławą jako przyszłego wojownika): Budziwoj (woj „wojownik”), Sędziwoj, Dzierżykraj
(dzierży „ma w posiadaniu”), Racibor (raci „walka”, bor
„walczyć”). W Polsce wśród imion rodzimych także mamy
zapożyczenia pochodzące z różnych kręgów kulturowych i
językowych. Są wśród nich imiona celtyckie (Brygida, Artur),
greckie (Agnieszka, Aleksandra, Irena), germańskie (Edyta,
Jadwiga, Henryk, Robert), angielskie (Edward, Ewelina), a
nawet irańskie (Dariusz). Dużą liczbę spośród przyswojonych przez polszczyznę imion stanowią te, które zadomowi-
ły się u nas wraz z przyjęciem chrześcijaństwa. Są to zarówno imiona biblijne, hebrajskie, aramejskie (Anna, Daniel, Jakub), jak i imiona późniejszych świętych (Łucja, Antoni, Franciszek).
Co obecnie decyduje o wyborze imienia dla dziecka? Współcześni rodzice wybierają imiona, które ładnie
brzmią, zarówno w swojej formie podstawowej, jak i w
spieszczeniach. Mają też na względzie tradycję rodzinną
(np. imię, które nosi dziadek) lub preferują te, które kojarzą się ze znaną osobą z życia publicznego (gwiazdą filmową, muzyczną itp.), czyli wpływ ma panująca obecnie moda. Reasumując, coraz rzadziej mamy świadomość prawdziwego, pierwotnego znaczenia nadawanych dzieciom
imion. A przecież wybiera się je na całe życie. Warto zatem
zdobyć chociaż garść podstawowych informacji o naszych
imionach. Może rzeczywiście rację mieli nasi przodkowie,
uważając, że odpowiednio dobrane imię zapewni powodzenie, będzie mobilizowało do działania, uszlachetni wrodzone zalety!
* informacje zaczerpnęliśmy z „Księgi imion” A. Wiśniewskiej. Bydgoszcz 2004.
Uwagi z dziennika ucznia
Tu możesz
wkleić
swoją
fotkę!
Wysłany w celu namoczenia gąbki wrócił z mokrą głową i suchą gąbką.
Na lekcji zajęć praktyczno-technicznych umyślnie piecze ciasto bez mąki.
Rozbiera atomy na cząsteczki i kładzie sobie na
oczach.
Wyrwany do odpowiedzi mówi, że nie będzie zeznawał
bez adwokata.
Zjada ściągi po klasówce.
Pluje pod nogi nauczyciela. Upomniany twierdzi bezczelnie, że bada siłę grawitacji.
Naraża kolegów na śmierć, rzucając kredką po klasie.
Nie nosi kredek i to ciągle.
Redakcja „Szkołowiska” życzy swoim czytelnikom słonecznych i bezpiecznych wakacji. Do zobaczenia
we wrześniu!
Butelką z piciem bije Janka w brzuch.
Wlał wodę do kontaktu w pracowni fizycznej na lekcji
plastyki.
Zabrał z ubikacji szczotkę ryżową i robił stemple na
ścianie.
Przemek bawi się na lekcji wszystkim,
nawet chorym palcem.
2
Szkołowisko
Wkłada kapiszony do kontaktu, czym doprowadził nauczycielkę na pogotowie.
Syn lata z gołym brzuchem po błocie.
Przyniósł do szkoły trutkę na szczury z zamiarem wypróbowania jej na wychowawcy.
Pamiętnik z Belgii –
WYMIANA 2007
Podróż. PiątekPiątek-sobota.
Do Belgii wyruszyliśmy spod dworca PKP w Częstochowie
dnia 27 kwietnia około godziny 13.30. Podróż zapowiadała
się spokojnie i przyjemnie. Nie przypuszczaliśmy, że z powodu korków na drogach granicę przekroczymy o godz.
00.15. Pomimo dużego opóźnienia, podczas nocnej podróży przez Niemcy nadrobiliśmy stracony czas i wreszcie,
po prawie 20 godzinach - Belgia, koniec naszej podróży.
Dzień przyjazdu. Sobota.
Na miejscu przyjazdu czekali na nas nasi partnerzy razem
ze swoimi rodzinkami i zabrali do swoich domów. Kolejnym
wspólnym spotkaniem tego dnia było przyjęcie powitalne
na cześć Hiszpanów, którzy przylecieli samolotem. Pomimo
zmęczenia tego dnia zaliczyć musiałem jeszcze jedną imprezę, na którą wszyscy poszliśmy wieczorem. Była to dyskoteka w klimacie lat 70-80. Było fajnie… szkoda tylko, że z
powodu nie najlepszej formy nie mogłem pokazać Belgom,
jak bawią się Polacy. Do swojego nowego domku wróciłem
grubo po północy. Wziąłem zimna kąpiel, położyłem się do
łóżeczka i zapadłem w głęboki sen….
ła się, reszta grała w piłkę a wszyscy cieszyli się czystym,
nadmorskim powietrzem. Do Antwerpii wróciliśmy o 19.00.
W domu zjadłem kolację, potem poszedłem zmyć z siebie
nadmorski piasek, sprawdziłem sobie maila, zamieniłem
parę słów przez gadu-gadu i poszedłem spać.
Dzień 3. Wtorek.
Hm… zastanawiam się, co napisać i dochodzę do wniosku,
że wspomnę tylko kilka słów o dniu III tej wymiany, spotkaniu z rodziną. Mój „partner” wymyślił coś, czego się nie spodziewałem. Zabrał mnie do prawdziwego wesołego miasteczka Prawdziwego parku rozrywki! Było super! Tego dnia
nigdy nie zapomnę. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Dzień 4. Środa
W środę zapowiadała się bardzo ciekawa wycieczka do
Brukseli. Jedyna wada - trzeba było bardzo wcześnie wstać
z czym niektórzy mieli spory problem. Po drodze do stolicy,
Dzień 1. Niedziela.
Ach, te sny…, ale to nie o nich miałem pisać, tylko o wymianie. Tak więc tego dnia w planach mieliśmy turystyczny
spacer po Antwerpii, spektakl w teatrze oraz kolejną dyskotekę. Zacznę od najbardziej męczącej, ale za to bardzo ciekawej części dnia- spaceru po mieście. Zwiedziliśmy zabytkową część Antwerpii, która okazała się wspaniała. Potem
było przedstawienia w teatrze. Spektakl składał się z kilku
mniejszych przedstawień, których tematem były bajki i
baśnie, ale w trochę innej wersji niż znamy je w Polsce. Po
bajkach w teatrze wróciliśmy do domów, aby przygotować
się do dyskoteki, która rozpocząć się miała o godz. 21.00.
Dopisała większość, jeśli nie wszyscy uczestnicy wymiany.
Nie chce tutaj nikogo obrażać, ale belgijscy didżeje nie znają się na swoim fachu!. Impreza pomimo takiej sobie muzyki była spoko. Do domu wróciłem mocno zmęczony, tak jak
poprzedniego dnia.
Dzień 2. Poniedziałek.
Tak naprawdę to nic mi się nie śniło, ale lubię ten tekst z
słodkimi snami. Tego dnia, jak tylko wstałem, miałem przeczucie, że będzie śmiesznie. Wstać musiałem, co prawda o
6.30 rano, ale jakoś to przeżyłem. Według planu czekała
nas wycieczka do Bruges (miasto gdzieś w Belgii) oraz wizyta na wybrzeżu. W Bruges byłem już w zeszłym roku, więc
nic mnie nie zaskoczyło, ale wróciłem tam z przyjemnością.
Najlepszy był jednak pobyt nad morzem. Ponieważ była
ładna pogoda, postanowiliśmy ją wykorzystać. Część opalaczerwiec 2007 nr 4(31)
obejrzeliśmy słynne „atomizm”, które z cała pewnością zasługiwało na fotografię i to niejedną. Następnym punktem
wycieczki był Parlament Unii Europejskiej, gdzie czekało na
nas dwóch polityków, którzy starali nam się przybliżyć to, jak
wygląda praca w parlamencie.
Zapewne dla wielu z nas była to interesująca lekcja WOS-u.
Gdy dojechaliśmy do centrum Brukseli, zostaliśmy podzieleni na grupy, nasi partnerzy dostali mapę i jako przewodnicy
mieli nas oprowadzać po mieście. Dla niektórych nie skończyło się to dobrze. Belgowie bardzo chcieli
dokończenie na str. 11
3
fot. Konkurencja już od lat jest spora, ale po raz dziewiąty udowodniliśmy,
że nasza gazeta jest w ścisłej czołówce — dwa razy byliśmy najlepsi, w
pozostałych zajmowaliśmy drugą lokatę, ustępując jedynie organizatorom!
4
Szkołowisko
fot.. Puchar i dyplomy za zwycięstwo odebrały Ola i Dominika z klasy II d
oraz opiekun gazety pani Janina Piersiak. Na zdjęciu dziewczyny występują
w towarzystwie pana Jacka Betnarskiego — zastępca prezydenta miasta.
czerwiec 2007 nr 4(31)
5
Jako najmłodsza asystentka, Andrea stała się popychadłem Mirandy. Musiała spełniać wszystkie zachcianki, często wykraczające poza granice wytrzymałości... i wszystko to musiała robić w butach na dwunastocentymetrowych szpilkach.
Książka przedstawia w krytycznym świecie realia, którymi zachwycamy się w kolorowych magazynach. Pokazuje jego ukryte, ciemne strony. Bohaterka wrzucona z prowincji w
głęboki ocean moDziewczyna z prowincji zdobywa upragnioną pra- dy... Po prostu
„Diabeł ubiera się u
cę w Nowym Jorku i trafia na szefową z piekła
Prady” to historia
rodem...
kobiety, która zrozumiała, co w jej
Młoda Andrea Sachs zaraz po ukończeniu studiów
życiu jest naprawdę
dziennikarskich wyjeżdża do Nowego Jorku, aby znaważne. Pomaga w
leźć pracę (najlepiej gdyby mogła zaistnieć, pisząc w
nabraniu dystansu
New York Timesie. To jest jej największe marzenie).
do świata kreowaWiedziała jednak, że nie zatrudnią jej w tak prestiżonego w kolorowych
wej gazecie, jeśli nie pisała do tej pory w żadnym pomagazynach i na
pularnym czasopiśmie. Na jej szczęście... lub nie, los
wybiegach całego
jej sprzyjał. Dostała posadę asystentki u Mirandy
świata.
Autorka
Priestly, redaktor naczelnej światowego pisma zajmutworzy typy ludzkie
jącego się modą. Wiedziała, że jeśli przetrwa rok, praz diablicą w skórze
cując dla Mirandy, drzwi do dowolnie wybranych czakobiety w osobie
sopism będą stały przed nią otworem. Stres był
naczelnej, która odgrywa rolę główną w absurdalnym
ogromny, ale myśl o rezultatach jej pracy była jeszcze
środowisku, ironicznie krytykowanym przez Lauren
silniejsza i bardzo kusiła. Tak wiec Andrea zaczęła
Weisberger. Śmieszy, prowokuje i naprawdę wciąga.
pracę w Runwayu. Szybko przekonała się, że jej nowa
Warto ją przeczytać przynajmniej po to, żeby zorientoszefowa to istna hetera. Presja była ogromna, z posawać się, czy w naszym życiu naprawdę nie ma nic
dy można było wylecieć choćby za nieodpowiednio
ważniejszego niż ciuchy z metkadobrane szpilki czy ubrania bez firmowej metki.
mi znanych projektantów.
Ale w koło jest wesoło!
Warto
przeczytać
Lauren
Weinberger:
„Diabeł ubiera się u Prady”.
Bierzemy pierogi na
rogi!
Monika Krysiak kl. II d
fot.. Diana i Krzysiek odbierają nagrodę pocieszenia z rąk pani Kasi
Bartczak — współorganizatorki konkursu o zasadach dobrego zachowania. Ekipa z klasy I b poległa w starciu z … pierogami !
6
Szkołowisko
A mnie twardzioszek
czosnaczek!
Fotomigawki z życia szkoły
Mnie najbardziej smakowała czubajeczka
cuchnąca!
fot.. Kinga i Monika z klasy III b odbierają Bombkę 2007 dla najlepszego
bloga prowadzonego w ramach akcji „Uczniowie z klasą”. Dziewczyny
udowodniły, że grzyby nie mają przed nimi tajemnic. Obok nagrodzonych — pani Ania Strzelczyk, opiekun ich projektu.
Ta Monika to niezła desperatka, pisać bloga pod kierunkiem dyra... ale dekolt
ma fajny !
No bez żartów !!!
Ile się można gibać na
takim dużym wdechu
fot. Ponętne biodra i krągłe pośladki pierwszoklasistów wzbudziły
aplauz żeńskiej części widowni. Co to będzie w starszych klasach?!
czerwiec 2007 nr 4(31)
7
Kącik
komputerowy
Mp3 z sieci
O mp3, zakazie
ściągania muzyki z sieci,
hordach policji i utajnionych agentów kontrolujących nasze mieszkania napisano krocie. I bardzo często w tym szumie medialnym
podawano informacje wprost nieprawdziwie, albo pomijano kilka ważnych informacji. W konsekwencji, dla większości z nas, problem jak był niewyjaśniony, takim pozostał. Dla dobra ewentualnej dyskusji pozwalam sobie
napisać kilka słów wyjaśnień. Zasada w prawie autorskim
jest taka: utwory (w tym muzykę) można kopiować i wymieniać się nimi w gronie rodziny i bliskich znajomych.
Można też je nagrywać - jak nadaje w radiu trójka, możemy włączyć „rec”. Jak nadają coś w tv - uruchamiamy
video, dvd czy inny recorder. Oczywiste i instynktowne,
prawda? Obecnie nie ma przepisu który inaczej traktowałby Internet - jeśli coś jest w Internecie, możemy teoretycznie z niego korzystać, tak jak z radia czy tv - innymi
słowy możemy ściągnąć sobie film czy mp3. Cała ta konstrukcja nazywa się dozwolonym użytkiem prywatnym
(osobistym) (art. 23 prawa autorskiego).
Gdzie jest więc hak czy też haczyk? Ano, są co
najmniej dwa, filozoficzny i bardziej praktyczny. Filozoficzny hak przejawia się wypowiedziami niektórych prawników (oraz prawie wszystkich producentów audio video), iż
trzeba zmienić myślenie o dozwolonym użytku osobistym.
Instytucja ta, zasłużona i dość wiekowa, kiedyś sprawdzała się wyśmienicie, ale w dobie cyfrowej musimy ją istotnie przeformułować. Dawno, dawno temu, jak kolega
pożyczał od kolegi płytę winylową i nagrywał ją na Grundigu na kasetę magnetofonową czy też korzystał z opcji
nagrywania na poczciwym wideo, zarówno zasięg takich
działań był ograniczony, jak i nie było wątpliwości, co jest oryginałem, a co kopią. W Internecie
sytuacja wygląda całkowicie inaczej - działania
niszowe i koleżeńskie przerodziły się w masowy
ruch, a bit oryginału jest tożsamy z bitem kopii.
Tak szeroko ujmowany dozwolony użytek osobisty – twierdzą niektórzy - godzi w uzasadnione
interesy twórcy. Stąd apel i tendencja do zmiany
przepisów, a co najmniej interpretacji obowiązującego prawa. Równie dobrze można jednak
upierać się (i upór ten poparty jest znaczącą częścią doktryny i nawet zagranicznych orzeczeń), że
do czasu takiej zmiany wolno nam ściągać pliki z Internetu w ramach dozwolonego użytku osobistego. Byle były to
8
Szkołowisko
utwory uprzednio rozpowszechnione, nie ważne jak (za zezwoleniem twórcy w jakikolwiek sposób udostępnione publicznie - warunek ten wyłącza więc z użytku prywatnego nie
opublikowane premiery i większość bootlegów).
Inaczej wygląda kwestia udostępnienia utworów.
Rozpowszechniać pliki nam wolno, ale jak stanowi przepis tylko w ramach rodziny i bliskich znajomych (dokładnie przez
krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego). Innymi słowy: płytę z muzyką możemy dać siostrze lub
koledze, nie możemy jej jednak dać do ściągnięcia każdemu
przez Internet, albowiem ów „każdy” Internauta nie pozostaje
w związku osobistym (teoretycznie OK jest zamknięty serwer
wpuszczający tylko znajomych po weryfikacji). Ale nam wolno
ściągnąć (nie udostępnić!) od każdego, nawet jak nie pozostaje z nami w związku osobistym.
Pozostaje hak drugi - techniczny. Korzystając z sieci
peer-to-peer (np. emule) ściągając muzykę czy film jednocześnie je rozpowszechniamy - tak zbudowano tę sieć. Napster
w dawnych dobrych czasach umożliwiał jedynie ściągnięcie
plików, obecne programy „wymuszają” ich udostępnienie. A
jak opisano powyżej, o ile pobranie da się usprawiedliwić, to
udostępnienie wykraczające poza związek osobisty nie. Pozostaje nam więc albo zaniechanie korzystania z takich programów, albo znalezienie usługi, która nie wymusza jednoczesnego rozpowszechniania. Taką usługą są np. słynne rosyjskie serwisy typu allofmp3 czy gomusic. Serwisy te są płatne,
ale zapłata to ułamek kwot które musielibyśmy płacić w itunes czy podobnych sklepach. Cały dowcip opiera się na pewnej bezczelności - serwisy te opłacają się w rosyjskim ZAIKSie (organizacja zbiorowego zarządzania prawami, mniejsza z
tym co to oznacza) i ponoć wedle rosyjskiego prawa uprawnia
to do wystawienia plików w Internecie. A nas - tym razem
zgodnie z polskim prawem autorskim - teoretycznie uprawnia
do skorzystania z dozwolonego użytku osobistego i pobrania
pliku (jak już pisałem ściągać możemy od każdego, nawet
„nieznanego").
Podsumowując jednym zdaniem - wolno nam ściągać mp3 z Internetu, nie wolno nam rozpowszechniać
(udostępniać). Sieci peer-to-peer (jak emule) „wymuszają”
rozpowszechnianie, więc korzystanie z nich pociąga za sobą
istotne ryzyka. Uwaga - powyższe - nie
odnosi się do programów komputerowych (pomijając naturalne bezpłatne i
triale). Programy nie mają dozwolonego
użytku prywatnego. Programów nie wolno ani rozpowszechniać, ani ściągać,
ani nawet pożyczać legalnej kopii (!).
Jeśli macie nielegalne programy, nie
obronicie się.
Nauczyciel informatyki:mgr Janusz Frej
PROLOG ...
Jakub Gęga, uczeń klasy III a kończy w tym roku nasze gimnazjum. Od dawna interesuje
się literaturą science – fiction. Niedawno postanowił spróbować swoich sił już nie jako
czytelnik, ale autor opowiadań. Jedno z nich prezentujemy wam na łamach naszej gazetki. Jak wyszło – oceńcie sami. Autorowi życzymy sukcesów i dalszego rozwijania swojej wyobraźni.
Ostrza dwóch długich noży z lekkim świstem wyłoniły się z półmroku zalegającego w
komnacie. Szybko zmierzały w kierunku szyi i
pleców odwróconego tyłem do napastnika człowieka. Niestety, nie dość szybko. W mgnieniu
oka mężczyzna odwrócił się na pięcie i wystrzelił
z małego pistoletu strzałkowego, celując dokładnie w krtań atakującego. Bełt, nie zatrzymując
się, wszedł w ciało zabójcy. Szybka reakcja mężczyzny nie uchroniła go jednak przed wymierzonym w jego plecy nożem, który teraz zmierzał
prosto w jego obojczyk. Napastnik jedną ręką
trzymał się za swoją krtań, lecz ostatkiem sił trafił w obojczyk atakowanego człowieka. Umierając, zabójca zdążył jedynie wypowiedzieć słowa:
- Chimera i tak Cię dopadnie! - po czym wydał
ostatnie tchnienie.
Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał na ranę,
którą pozostawiło ostrze niedoszłego mordercy.
Nie wyglądała zbyt dobrze.
- Będę musiał odwiedzić uzdrowicieli Cienia - pomyślał mężczyzna i spojrzał na twarz martwego
półelfa skrytobójcy.
- Zabójcy Chimery robią się coraz bardziej niebezpieczni, a ten tutaj to w dodatku półelf. To
coś nowego - powiedział w myślach i przyjrzał się
uważniej ciału.
I znowu wszystko poszło nie tak! Kiedy
Melok zlecał mu zadanie zlikwidowania zarządcy
portowego, nie podejrzewał, że mordercy Chimery wyprzedzą go tylko po to, żeby zastawić na niego zasadzkę. Wiedział, że teraz będzie musiał
pilnować się na każdym kroku. Domyślał się powodów polowania na siebie, przecież zabił tamczerwiec 2007 nr 4(31)
tego pijaka, który rozpowiadał tajemnice dotyczące zakonów Cienia i Chimery. Wiedział, że był to
błąd, ale nie sądził, że tak wielki.
Nagle coś stuknęło w szybę. Mężczyzna
gwałtownie odwrócił się i spojrzał w stronę okna.
Odetchnął z ulgą widząc, że to tylko gałąź. Przykucnął przy martwym półelfie i zaczął przeszukiwać jego ubranie. Nie znalazł nic wartościowego
oprócz medalionu w kształcie ogona skorpiona.
- Cholera - zaklął - wiedziałem! Mistrz Żądeł. Teraz, jeśli się nie pośpieszę, to zamiast dwóch ciał,
o świcie znajdą tu trzy.
Zaczął się lekko denerwować. Musiał się
spieszyć. Jego umiejętności nabyte podczas długich treningów w Akademii pozwalały mu opóźnić
działanie trucizny, którą pokryte były ostrza Mistrzów Żądeł, ale nie zniwelować całkowicie jej
działania. Jak najszybciej musiał zażyć antidotum,
a takie mogli mieć tylko i wyłącznie Kapłani z Akademii. Przeładował swój pistolet strzałkowy, mały
model kuszy używany tylko przez zabójców Cienia
i ukrył ją pod płaszczem, który powoli zaczął przesiąkać krwią. Musiał się spieszyć. Był pewien, że
śmierć teraz czeka na niego za każdymi drzwiami,
za każdym rogiem. Musiał być szybki. Szybszy od
nich. Nie mógł się wahać. Krótki nóż, który znalazł
w bucie półelfa, wsadził w zęby, tego typu broń nie
bywała zatruta. Swój długi czarny nóż chwycił pewnie i mocno prawą ręką, a lewą trzymał pistolet.
Był gotowy. Odetchnął głęboko jeszcze raz. Dogasił ledwie tlącą się pochodnię i ruszył przed siebie
w gęsty mrok korytarzy Portowego
Fortu…
Jakub Gęga kl. III a
9
… z laureatami konkursów przedmiotowych naszej szkoły:
Karoliną Wrońską, Moniką Stanior oraz Michałem
Matusikiem. Pozostałych dwóch szczęśliwców tzn. Karoliny
Kupichy oraz Piotra Czerwca nie było w szkole, więc zdołali
uniknąć naszych pytań☺
pytań☺ A oto one:
- Co skłoniło was do udziału w konkursach przedmiotowych? Czy tylko wizja niepisania egzaminu gimnazjalnego?
- Karolina Wrońska: Myślę, że nie była to tylko kwestia zwolnienia z egzaminu gimnazjalnego ani też 6 z biologii czy z
geografii - jak w przypadku Michała. Przede wszystkim była
to chęć sprawdzenia siebie i swoich możliwości. Duże znaczenie miała też wizja dużej ilości punktów z egzaminów i
możliwość dostania się praktycznie do każdej szkoły.
- Czy często dopada Was stres i czy macie na niego jakieś
dobre, sprawdzone sposoby, którymi moglibyście się z nami podzielić?
- Michał Matusik: Przed olimpiadą raczej nie czułem się
zestresowany. Po prostu podszedłem do tego spokojnie.
Wiedziałem, że jak będzie wszystko dobrze, to się uda.
- K.W.: Stres przed olimpiadą był na pewno dużo mniejszy
niż przed egzaminem gimnazjalnym, ponieważ mieliśmy tę
świadomość, że jeśli olimpiada nam nie pójdzie, to być może uda się dobrze napisać egzamin. Co do sposobów na
stres, to zazwyczaj próbuję rozładować emocje śmiechem.
- Monika Stanior: Nie mam jakiś szczególnych sposobów na
pozbycie się stresu. Zazwyczaj mówię sobie, że to nic ważnego, ale i tak przed samym faktem ciężko jest mi nad tym
zapanować.
- Jak długo opanowywaliście materiał na olimpiadę? Czy
nauka was męczyła czy raczej sprawiała przyjemność?
- M.S.: Jeśli o mnie chodzi to solidną naukę zaczęłam już od
września i trwała ona aż do połowy marca. Czyli ok. pół roku.
- K.W.: W moim wypadku to było jeszcze więcej, gdyż już w
zeszłym roku brałam udział w olimpiadzie z biologii. Czyli
uczyłam się już prawie 1,5 roku. Nie sprawiało mi to jakiejś
wielkiej trudności, ponieważ ja bardzo lubię ten przedmiot.
- M.M.: Co do mnie to podobnie jak Karolina zacząłem naukę już w drugiej klasie, gdyż już wtedy próbowałem swych
sił w olimpiadzie z geografii. Niestety, wtedy
się nie powiodło. Od tego roku również pracowałem, lecz dla mnie nauka geografii to
10
Szkołowisko
raczej tylko przyjemność.
- Co was najbardziej pasjonuje w wybranych
przez was przedmiotach?
- K.W. Myślę, że biologia sama w sobie jest fascynującym przedmiotem, więc ciężko powiedzieć, co jest takiego szczególnego w tym przedmiocie.
- M.M.: W geografii zdecydowanie podróże.
- Co macie zamiar robić w przyszłości? Czy będzie to związane z tematem waszych olimpiad,
czy chcecie spróbować szczęścia w innej dziedzinie?
- K.W.: Myślę, że ja będę szła właśnie w kierunku
biologii. Zresztą, mam zamiar wybrać klasę o
profilu biologiczno-chemiczno-fizycznym. Później
może kierunki medyczne: fizjoterapia czy farmacja.
- M.S.: Ja podobnie jak Karolina. Również kierunki ścisłe. Potem może coś związanego z medycyną, biotechnologią.
- M.M.: Mam zamiar
zdawać na profil historia-wosgeografia,a
później prawdopodobnie
stosunki międzynarodowe.
- Jak wielką
rolę w przygotowaniach odegrali wasi nauczyciele? Czy
również
bez
nich byście sobie poradzili?
- M.S.: Na pewno nie. Dla pani
od biologii to była też masa wyrzeczeń, pracy,
czasu, nerwów i cierpliwości. Z pewnością bez
niej nie było tego sukcesu.
- K.W.: Mnóstwo godzin spędzonych na kółku i
tłumaczeniu nam po raz kolejny wielu spraw.
Sprawdzaniu naszej wiedzy, czy się uczymy w
domu czy nie. Pani Strzelczyk bardzo nam pomogła i wątpię w to, czy ten sukces byłby możliwy bez jej udziału.
- M.M.: Co do pani Prokupiuk, to dawała dużo
książek do czytania☺. Zresztą, chyba jak i
dziewczynom. Często opowiadała, że w nocy budziła się, kiedy jej się coś przypominało. Następnego dnia od razu mówiła, żebyśmy się tego nauczyli.
- K.W. To tak jak pani Strzelczyk. Ona mówiła nam, że
śniły się jej pytania na olimpiadę. Rano się budziła i
przynosiła kolejną książkę do szkoły, pokazując ważne
tematy.
- Czy mieliście wiele wyrzeczeń w związku z olimpiadą, a
jeśli tak, to jakie?
- M.S.: Ja miałam wiele wyrzeczeń. Musiałam na jakiś
czas zrezygnować z mojego hobby, bo bardzo ciężko
było to wszystko połączyć. Jednak trzeba było dużo czasu poświęcić biologii. Wiadomo też, że spotkania z koleżankami, kolegami były w mniejszych ilościach albo czasami w ogóle.
- K.W.: Ja też musiałam często opuszczać treningi,
zwłaszcza przed trzecim etapem. Mimo iż tej nauki było
tak dużo, nauczyciele pomagali nam, zwalniali nas z
klasówek. Pozwalali nam pisać jakieś obszerne prace
pisemne czy prace domowe w innym terminie po olimpiadzie.
- M.M.: Czytanie książek i nauka są ogólnie bardzo czasochłonne. Dlatego, niestety, życie towarzyskie czy jakieś przyjemności musiały zostać zredukowane.
- Wiadomo, że do wzięcia udziału w olimpiadzie przede
wszystkim potrzebna jest mobilizacja. O ile więcej czasu
poświęcaliście nauce?
- M.S.:
Trudno powiedzieć. Kilka dni przed olimpiadą, biologia
zajmowała mi całe popołudnia aż do wieczora. Ciężko
określić, ile czasu na to poświęciłam, ale na pewno całkiem sporo.
- K.W.:
Jednak parę dni przed konkursem to się przychodziło ze
szkoły i pierwsze co robiłam, to książka od biologii, potem chwila odpoczynku i znów książki, aż do wieczora.
W zasadzie w tamtym okresie żadne inne przedmioty
nas nie interesowały.
-M.M.: Ja tak
samo. Tydzień przed olimpiadą to tylko i wyłącznie geografia i czytanie książek, uzupełnianie wiadomości.
- Jak zachęcilibyście innych do brania udziału w konkursach przedmiotowych?
- M.S.:
Przede wszystkim, jeśli ktoś chce wziąć udział, to musi
się danym przedmiotem interesować. Bo uczyć się czegoś na siłę, to nie ma żadnego sensu. I właśnie to zainteresowanie, pomoc nauczycieli i oczywiście dużo pracy
powinno skłonić do udziału w konkursie.
- K.W.: Dla mnie najważniejsza jest ta satysfakcja: postawiłam sobie we wrześniu jakiś cel i udało mi się go
zrealizować!
- M.M.: Myślę, że jest to przede wszystkim realizacja
własnych celów życiowych. Jeżeli uwierzy się, że może
się udać, to będzie dobrze☺
Olga Bialik, Basia Skubała, Martyna Wolniak kl. II d
czerwiec 2007 nr 4(31)
dokończenie ze str. 3
pokazać nam sikającego chłopca..(jakby w Polsce ich było
mało) i niestety, trochę się pogubiliśmy.
Dzień 5. Czwartek.
W czwartek odbyły się zajęcia w szkole. Każdy z nas został
przydzielony do jednej z grup:
Taniec, sport, pieczenie wafli, wokal, mozaika, flamish
language. Wszyscy świetnie się bawiliśmy. Z Polaków najbardziej zadowolony był Artur, który był w swoim żywiole
(gotowanie, czyt. „jedzenie”). Po warsztatach odbyły się
prezentacje państw. Owacyjnie został przyjęty występ
dziewczyn, które zaśpiewały „Tańcowała mysa z mysą”
oraz „Hej, bystra woda”. Niemało braw towarzyszyło też
perfekcyjnemu tańcowi wykonanemu przez naszych wspaniałych chłopców. Inne grupy z Polski parodiowały sławne
osoby z naszego kraju, popularne piosenki lub pląsy. Kolejną atrakcją dnia był „Mini rock festiwal”. Wszyscy uczestnicy wymiany dostali kupony na hot-dogi, które smakowały
wyśmienicie. Koncert był bardzo ciekawy ,lecz strasznie
długi, później robiliśmy na zakupy.
Dzień 6. Piątek.
Piątek był przedostatnim dniem naszego pobytu, dlatego
większość z nas nie miała siły już na nic.. .a tu kolejne
zwiedzanie. Tego dnia odbył się spacer po Antwerpii. Mieliśmy okazję zobaczyć dzielnice bogatych domów, które
ozdobione były malunkami, rzeźbami czy też płaskorzeźbami. Trzeba przyznać, robiły wrażenie. Potem odwiedziliśmy
dzielnicę żydowską. Największe wrażenie zrobiły na nas
sklepy z wyrobami z diamentów. Gdy zobaczyliśmy ceny
produktów, szybko przeszła nam ochota na zakupy. Po
czasie wolnym spędzonym w centrum miasta czekał nas
rejs statkiem. Był to naprawdę ciekawy, lecz męczący
dzień. Ostatni wieczór każdy spędzał wraz z partnerem.
Jedni poszli na karaoke, inni na dyskotekę. Wszędzie było
wspaniale i tylko żałowaliśmy, że zbliża się nieubłaganie
pora odjazdu.
Dzień 7. Sobota.
Bardzo wcześnie rano w sobotę żegnaliśmy naszych hiszpańskich przyjaciół, którzy wyjeżdżali najwcześniej. Nam
natomiast zorganizowano wycieczkę rowerową. Niestety w
Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni do tzw. „miejskich rowerów”, jakie tam dostaliśmy. Na początku trudno było się
nam przestawić, co bardzo śmieszyło Belgów, ale po 15
minutach jazdy było już nieźle. Popedałowaliśmy do Holandii, gdzie zjedliśmy pyszny lunch. Bardzo miło minął dzień,
lecz niestety trzeba było wrócić do domu, wziąć torby i
udać się w podróż powrotną do Polski. Zapewne każdy z
nas potwierdzi, że był to niezwykły czas spędzony z sympatycznymi ludźmi, których, mamy nadzieję, spotkamy jeszcze nie raz.
Jakub Gęga kl. IIIa, Monika Prudło kl. III e
11
Dzisiejszą zagadkę rozwiązał:
Krzysiek Lewicki kl. I b
Dom 1
Dom 2
Dom 3
Dom 4
Dom 5
Narodowość Norweg
Duńczyk
Anglik
Niemiec
Szwed
Kolor domu żółty
niebieski
czerwony
zielony
biały
Co pali ?
Dunhille
Rothams
Pall Mall
Marlboro
Philip Moris
Co pije ?
woda
herbata
mleko
kawa
piwo
konie
ptaki
RYBKI
psy
Co hoduje ? koty
Gazetka uczniów
Gimnazjum nr 16
w Częstochowie
Redaktor Naczelny - Dominika Gajzner kl. II d
Z-ca Red. Naczelnego - Olga Bialik kl. II d
Z-ca Red. Naczelnego - Olga Bialik kl. II d
Zespół redakcyjny
Zespół redakcyjny
Katarzyna Łataś kl. II a
Katarzyna Łataś kl. II a
Paulina Bednarek kl. II d
Paulina Bednarek kl. II d
Barbara Skubała kl. II d
Barbara Skubała kl. II d
Nikodem Kwasek kl. I b
Nikodem Kwasek kl. I b
Martyna Wolniak kl. II d
Martyna Wolniak kl. II d
Monika Krysiak kl. II d
Monika Krysiak kl. II d
Opiekunowie Gazety:
mgr Renata Krogulec
mgr Janina Piersiak
Dorota Kowalska kl. II a
Dorota Kowalska kl. II a
Klaudia Pogorzelska kl. II d
Klaudia Pogorzelska kl. II d
Krzysztof Lewicki kl. I b
Krzysztof Lewicki kl. I b
Jakub Gęga kl. III a
Jakub Gęga kl. III a
Bartosz Ziętal kl. II d
Bartosz Ziętal kl. II d
„Słowa ulatują,
uczynki pociągają”
JESTEŚMY W SIECI WEB!
12
www.g16.ids.czest.pl/
5 ludzi zamieszkuje 5 domów w 5 różnych kolorach.
Wszyscy palą papierosy 5 różnych marek i piją 5 różnych
napojów. Hodują zwierzęta 5 różnych gatunków.
Norweg zamieszkuje pierwszy dom.
Anglik mieszka w czerwonym domu.
Zielony dom znajduje się po lewej stronie domu białego.
Duńczyk pija herbatkę.
Palacz Rothmansów mieszka obok hodowcy kotów.
Mieszkaniec żółtego domu pali Dunhille.
Niemiec pali Marlboro.
Mieszkaniec środkowego domu pija mleko.
Palacz Rothmansów ma sąsiada, który pija wodę.
Palacz Pall Malli hoduje ptaki.
Szwed hoduje psy.
Norweg mieszka obok niebieskiego domu.
Hodowca koni mieszka obok żółtego domu.
Palacz Philip Morris pija piwo.
W zielonym domu pija się kawę.
Pytanie : Kto hoduje rybki ?
Zagadka Krzyśka z I b rozłożyła na obie łopatki wszystkich uczniów. Nikt nie zgłosił się z poprawną odpowiedzią! Co na to nasze ulubione nauczycielki od matematyki? (Chyba były trochę rozczarowane!) Szkoda, słodkie
nagrody zostały zjedzone przez naszą redakcję!

Podobne dokumenty