kto jest za tym murem

Transkrypt

kto jest za tym murem
KTO JEST ZA TYM MUREM
Maria Król – Fijewska
I w życiu, i w psychoterapii empatia pozwala podejść do drugiego człowieka
bardzo blisko. Tak blisko, jak to się zdarza tylko w przyjaźni i miłości. A i to rzadko.
Słynny amerykański psychoterapeuta Carl Rogers, który uważał umiejętność
empatyzującego komunikowania się za główne narzędzie terapeutyczne, w dzieciństwie miał
głębokie poczucie osamotnienia. Pragnienie, aby być naprawdę rozumianym, było w nim
żywe przez całe życie. Sytuację człowieka w otaczającym go świecie Rogers porównywał do
sytuacji więźnia zamkniętego w celi o grubych murach, który stukaniem nadaje
komunikat, że jest i kim jest. Łatwo sobie wyobrazić, jak ów więzień cieszy się, gdy ktoś da
mu znać, że usłyszał jego stukanie, odczytał je i zrozumiał. Obraz więźnia zamkniętego
w celi o grubych murach to przenośnia symbolizująca trudności we wzajemnym rozumieniu
się ludzi. Bo choć jesteśmy do siebie podobni, bardzo się też różnimy. I w związku z tym
trudno nam, patrząc na coś ze swojego punktu widzenia, zrozumieć dokładnie, jak patrzy na
to inna osoba. Aby uzmysłowić sobie charakter tej odmienności, spróbujmy uczuciom takim
jak złość, miłość, strach i radość przypisać kolor, który nam się z każdym z nich najsilniej
kojarzy.
Czy twoja radość jest brązowa, tak jak moja? Czy miłość masz waniliową, a strach
niebieski? Złość czerwoną? Jeśli nie – różnimy się, ty i ja, w sposobie odczuwania
świata Znam osobę, dla której miłość jest zielona. Aż trudno to pojąć! Terapeuta, jako
specjalista od rozumienia innych ludzi, od początku swojej profesjonalnej drogi ćwiczy się
w empatii, czyli w takim sposobie przeżywania i patrzenia na czyjąś sytuację, jakby był tą
osobą. Najpierw musi zawiesić przyjmowane powszechnie przekonanie, że jeśli
rozumiem, co mówisz, to doskonale wiem, co masz na myśli. Przekonanie o tym, że jeśli ktoś
mówi o miłości, to pewnie ma przed oczami waniliowy kolor. Bo być może ten ktoś widzi
miłość w kolorze czerwonym. Albo zielonym.
Dlatego terapeuci często pytają o rzeczy, wydawałoby się, oczywiste. Chcą po prostu
zrozumieć niepowtarzalny sposób doświadczania świata przez pacjenta. Kiedyś pewna pani
w trakcie sesji terapeutycznej opowiedziała mi o przyjęciu, na którym była z mężem.
– Uważam to za bardzo głupie z mojej strony, ale nie mogłam znieść, gdy mój mąż
odzywał się do innej kobiety. Tak mnie to wyprowadzało z równowagi, że kiedy jakaś kobieta
podchodziła i zaczynała z nami rozmawiać, przerywałam pod byle pretekstem i ciągnęłam
męża w drugi koniec sali.
– Chciała pani, aby mąż interesował się tylko panią – powiedziałam odruchowo.
– Tak jakby. W pewien sposób – odpowiedziała bez przekonania.
Jej reakcja była zastanawiająca. Spytałam więc:
– Co dokładnie pani przeżywała?
– Byłam wściekła na te baby.
– Co panią złościło? – zapytałam, choć łatwo mi było wyobrazić sobie jej odpowiedź.
– Wydawało mi się, że patrzą na mnie z wyższością, jakby myślały: „Jestem lepsza
od ciebie, mogę ci zabrać zainteresowanie twojego męża, gdy tylko mi się tak spodoba”. To
właśnie było dla mnie najgorsze.
A więc byłam w błędzie! Mylnie sądziłam, że istotą doświadczenia mojej klientki jest obawa,
że utraci mężczyznę. Tymczasem ona skupiała całą swoją uwagę na kobiecie. Teraz, lepiej
rozumiejąc jej przeżycia, powiedziałam:
– Czy dobrze się domyślam, że zabierała pani męża w drugi koniec sali, aby nie
pozwolić, by inna kobieta panią upokorzyła?
1
Tym razem potwierdziła z pełnym przekonaniem. Co więcej, ożywiła się i wydawała bardzo
zadowolona.
Jeśli terapeucie uda się uchwycić istotę sprawy, człowiek siedzący w celi o grubych
murach czuje się wzmocniony, samym tym faktem podniesiony na duchu. Jak trafnie
powiedział angielski psychoterapeuta Ronald Laing, żebyśmy mogli poczuć się sobą, musi
istnieć ktoś, kto nas zna. Terapeuta nasłuchujący z drugiej strony grubego muru, choć się
stara, nie zawsze dobrze słyszy. Jego empatyczne w zamierzeniu reakcje bywają
nietrafne. Jednak jego starania mają istotny sens: pomagają klientowi, choćby poprzez
konieczność poprawiania terapeuty, uświadomić sobie, o co naprawdę chodzi. Czasem
empatyzowanie jest dla terapeuty szczególnie łatwe. Dzieje się tak wtedy, gdy postrzega
klienta jako podobnego do siebie. Jednak pomaganie ludziom podobnym do siebie wcale nie
jest łatwiejsze. Dlaczego? Definicja empatii mówi o wczuwaniu się w sposób doświadczania
drugiej osoby, tak jakby się nią było. No właśnie – tak jakby. Nie jestem moim klientem, nie
obarczają mnie jego problemy. Ale rozumiem go. Mogę wyobrazić sobie, co ja bym
czuła, gdyby to mnie przytłaczały takie problemy. Natomiast jeśli pomagam komuś, z kim się
w pełni identyfikuję, silniej mogę mu współczuć, bardziej go lubić, ale trudniej mi będzie
ogarnąć jego sprawy w pomocny sposób – brak mi będzie niezbędnego dystansu. Ponadto
w kontakcie z osobą podobną do siebie terapeuta często ulega złudzeniu, że wszystko wie
o jej przeżyciach, że nie musi o nic pytać ani niczego sprawdzać. A to niejednokrotnie
prowadzi go na manowce.
I tak dochodzimy do wniosku, który wynika z doświadczeń terapeutycznych, ale ma
też zastosowanie w innych relacjach międzyludzkich: żeby uruchomić empatię, żeby
naprawdę dobrze zrozumieć drugiego człowieka, muszę koniecznie odkryć, czym się
różnimy. A potem jeszcze, w czym jesteśmy podobni.
Tekst został opublikowany w miesięczniku „Charaktery” nr 1, 2006 r.
2

Podobne dokumenty