Nasza długo oczekiwana podróż do Skandynawii rozpoczęła się

Transkrypt

Nasza długo oczekiwana podróż do Skandynawii rozpoczęła się
Nasza długo oczekiwana podróż do Skandynawii rozpoczęła się wieczorem 8. lipca na stacji Statoil,
nieopodal naszej szkoły. W sobotę umęczeni całonocną podróżą wczesnym rankiem dotarliśmy do
Gdańska. Na miejscu do składu naszej załogi dołączył Jurek Sychut-na codzień mieszkający w Szwecji,
który postanowił jachtostopem wrócić do domu w Sztokholmie (to jego uprzejmość umożliwia nam w
tej chwili pisanie tej relacji). Na wybrzeżu po kilku godzinach snu udało się nam wyrwać jacht- Anser II
z rąk poprzedniej załogi. W czasie przejmowania jednostki dziewczyny udały się na zakupy do znanej
sieci sklepów, gdzie zadbały o żywieniowe zaopatrzenie naszej wyprawy. Równolegle nasi dzielni
mężczyźni zajęli się niezbędnymi czynnościami m.in. przetykaniem kanalizacji czy naprawami
elektryki. Wieczorem prace zostały zwieńczone sukcesem.
Zerwani z koi o 4 rano w niedzielę wyruszyliśmy na pełne morze. Naszym pierwszym celem stało się
osiągnięcie północnego krańca Morza Bałtyckiego, czyli Wysp Alandzkich, leżących na terytorium
Finlandii. Po dwóch dniach zmagań z falami, wiatrem i chorobą morską naszym oczom ukazał się
upragniony ląd-Gotlandia. W miejscowości Farösund zrobiliśmy sobie kilkugodzinny postój. Czas
spędzony na wyspie poświęciliśmy na czyszczenie gretingu, zszywanie (rozdartego poprzedniej nocy,
w dramatycznych okolicznościach) żagla i doprowadzenie się (załogi) do porządku. Po południu
oddaliśmy cumy. Całą kolejną dobę spędziliśmy na morzu, by ostatecznie ujrzeć skaliste wybrzeża
Wysp Alandzkich. Po paru godzinach płynięcia malowniczą trasą wśród licznych wysepek, gdzie na
zawsze (z pluskiem) pożegnaliśmy aparat Pana Rosowskiego, dobiliśmy do portu w Mariehamnstolicy Alandów.
Następny dzień poświęciliśmy na odpoczynek, zwiedzanie wyspy i korzystanie z Wi-Fi:P Po spacerze
wybraliśmy się na najlepszą pizze w porcie (polecamy!). Dzisiaj, w piątek, po całodziennej żegludze,
15. lipca dotarliśmy do Sztokholmu. Po trudach zwiedzania miasta, zmęczeni takimi wygodami jak
prysznic czy zasięg telefonii komórkowej, wreszcie, 17 lipca wyrwaliśmy się na wolną przestrzeń,
wprost ku przygodzie. Aby naszym pragnieniom stało się zadość, „wachta halsownicza” pod
dowództwem I oficera, nieprzerwanie walcząc z ostrym bejdewindem, wyprowadziła jacht „Anser II”
z archipelagu Sztokholmskiego.
Po ciężkiej nocy, podczas której pokonaliśmy większość dystansu między stolicą Szwecji a Kalmarem,
wiatr zelżał na sile. Załoga walczyła, aby dopłynąć do Kalmaru przed zmierzchem i noc spędzić na
równej stępce, jednak Posejdon nie był aż tak łaskawy. Dopiero w okolicach północy (w nocy z 18 na
19 lipca) udało nam się (z gracją godną baletnicy) przybić do stałego lądu. Następny poranek
poświęciliśmy na zwiedzanie miasta i regenerację sił przed podróżą powrotną. Po południu tego
samego dnia znów oddaliśmy cumy. Ku naszemu ogromnemu załamaniu wiatr zelżał na sile.
Zostaliśmy zmuszeni do uruchomienia silnika. Dopiero 20 lipca na naszym horyzoncie ukazało się
wybrzeże Polski. Upał dawał się we znaki wachtującym, lecz sprzyjał lokalnym miłośnikom
wygrzewania się na słońcu. Żar lał się z nieba, na horyzoncie ani jednej chmury, na morzu flauta,
cisza… Brak wiatru nie sprzyjał nie tylko łodzi, ale również załodze. Z powodu halucynacji z gorąca
zaczęły powstawać najgłupsze teorie spiskowe i plotki, w których przodowała pewna część ekipy,
z osobnikiem bez matury, płci męskiej, na czele. Sytuacja była tragiczna… 
Pomimo wycieńczenia gorącem udało nam się dobić do portu we Władysławowie, gdzie swoją
obecnością zaszczycił nas świeżo upieczony mgr Jacek Zięba. Noc spędziliśmy w porcie, gdzie
uzupełniliśmy nasze zapasy.
Z rana, skoro świt, oddaliśmy cumy, aby dobić jak najszybciej do zatłoczonej Jastarni. Po cumowaniu
z przygodami , oddaliśmy się przyziemskim czynnościom, jak na przykład zwiedzanie portu,
kontaktowanie się z rodzinami lub czytanie. Pod wieczór jednak w porcie rozpoczęły się koncerty
i imprezy masowe. Pierwszy oficer wraz z dwoma członkami załogi udali się na zwiad, czy impreza jest
na poziomie. Niestety bohatersko zginęli w tłumie dobrze bawiących się ludzi, aby uczcić udany rejs
przy świetnej muzyce.
Następnego dnia, dokładnie o godzinie 8 na oko , rozpoczęliśmy nasz ostatni etap podróży:
Jastarnia – Górki Zachodnie. Po paru godzinach udało nam się dotrzeć w okolice portu, jednak
z powodu ciężkich warunków pogodowych cała załoga musiała walczyć o przybicie do brzegu. Silny
wiatr, a także awaria silnika przyczyniły się do bardzo długotrwałego manewru cumowania, który
zakończyliśmy sukcesem.
Po wielu trudach szczęśliwie, cali i zdrowi wróciliśmy. Jednak po tegorocznym rejsie cała załoga
nabrała apetytu na więcej. Kto wie, gdzie nas może „wywiać” w przyszłym roku?
Z żeglarskim pozdrowieniem Ahoj, załogant Anser II

Podobne dokumenty