relacja - Biskupiak
Transkrypt
relacja - Biskupiak
REJS MORSKI – WESTERN ROSE / EPSILON 2015 RELACJA Sobota 4 lipca Po przyjeździe do Szczecina dzielimy się na dwie załogi: jedna przejmuje jacht Western Rose w Szczecinie Dąbiu i płynie do Lubczyny, gdzie jacht Epsilon przejmuje druga załoga. Zostajemy na noclegu w nowo otwartej marnie Lubczyna. Świętujemy 18 urodziny Julki. Niedziela 5 lipca O piątej rano wyruszamy w kierunku Świnoujścia. Brak wiatru i upał dają się we znaki, ale nie poddajemy się. Wczesnym popołudniem docieramy do Świnoujścia. Idziemy na plażę wykąpać się w Bałtyku (opalania mamy już tego dnia dosyć). Wraz z zapadnięciem zmroku i nieznacznym wieczornym spadkiem temperatury pojawiają się gigantyczne ilości komarów. Poniedziałek 6 lipca Ze Świnoujście wyruszamy w kierunku Kołobrzegu. Wieje pomyślny wiatr. Stawiamy pełen garnitur żagli. Z pokładu obserwujemy wybrzeże Bałtyku: Międzyzdroje, Dziwnów. Przez lunetę wypatrujemy ściany sławnego kościoła w Trzęsaczu. Wieczorem dopływamy do Kołobrzegu. Z trudem znajdujemy wolne miejsca w porcie. Wtorek 7 lipca Rano idziemy zwiedzać Kołobrzeg: molo, plaża, deptak i zabytkowa latarnia morska. Sprawdzamy prognozę pogody: nie ma wątpliwości - w najbliższych dniach nad Bałtyk nadciągnie sztorm. Planowana wcześniej żegluga na wyspę Rugia staje się nieaktualna. Przed nadejściem sztormu musimy znaleźć się w osłonie lądu. Koło południa wypływamy w kierunku Dziwnowa. Na wieczór dopływamy do celu i rzucamy cumy w nowej marinie. Środa 8 lipca Rano wyruszamy w kierunku Kamienia Pomorskiego. Warunki pogodowe stają się coraz trudniejsze. Płyniemy na szczęście w osłonie lądu. Nieustannie kontrolujemy głębokość i skrupulatnie trzymamy się toru wodnego, ponieważ na trasie czekają na nas mielizny. Przed wejściem do portu w Kamieniu musimy chwilę zaczekać na poprawę pogody i zmniejszenie zafalowania. Korzystając z okna pogodowego w dobrych warunkach wchodzimy do portu. Jesteśmy pod dużym wrażeniem wspaniale zorganizowanej infrastruktury Mariny Kamień Pomorski. Zza szyb jadalni możemy obserwować kolejną już tego dnia burzę nad Zalewem Kamieńskim. Wieczorem zwiedzamy miasto i robimy konieczne zakupy. Obchodzimy również urodziny Joli. Czwartek 9 lipca Wcześnie rano opuszczamy gościnną marinę w Kamieniu Pomorskim, kierując się do miejscowości Wolin. Ponownie koncentrujemy się na kontrolowaniu głębokości, jednocześnie starając się płynąć możliwie szybko – o godzinie 9:00 na czas przejścia jachtów otwierany jest mostu w miejscowości Wolin. Przypływamy na kilka minut przed czasem. Wcześniej nie bez stresu przepływamy pod dwoma innymi mostami (na szczęście potwierdzają się w praktyce wcześniejsze wyliczenia wysokości masztów). Zwiedzamy miasteczko Wolin oraz wioskę Wikingów. Na kolację trafiamy do lokalu "Bar-o-metr". Prowadzony przez "Panią Lusię" bar zaskakuje nas przemiłą atmosferą oraz bardzo dobrym jedzeniem (z czystym sumieniem i przyjemnością możemy polecić zupę gulaszową i żurek). Czekając na poprawę warunków wiatrowych zostajemy na nocleg w porcie w Wolinie. Siła wiatru jest na tyle duża, że nasze jachty przechylają się nawet w porcie. Dla bezpieczeństwa zakładamy podwójne cumy. Piątek 10 lipca Dzień rozpoczynamy od sprawdzenia prognozy pogody. Na szczęście warunki wiatrowe poprawiają się z każdą godziną. Kapitanowie decydują, że wypłyniemy z wolina nie wcześniej niż o 12:00 – dopiero wtedy warunki pogodowe poprawią się na tyle, aby możliwe było bezpieczne przejście Zalewu Szczecińskiego. Przed wypłynięciem dokładnie zapinamy sztormiaki. Jako pierwszy musimy pokonać odcinek wąskiego toru wodnego łączącego Wolin z głównym torem Zalewu Szczecińskiego. Płynąc pod wiatr musimy przyjąć „na siebie” nie jedną falę. Ważniejsze jednak jest to, że udaje nam się utrzymywać prędkość i sterowność jachtu. Wchodząc na główny tor wodny odbieramy przez radio komunikat Mayday wysłany przez znajdującą się w niebezpieczeństwie jednostkę. Nieustanne zakłócenia transmisji radiowej pozwalają jednak usłyszeć jedynie strzępki informacji o pozycji jachtu. Wkrótce słyszymy komunikację jednostki SAR z kutrem znajdującym się na Zalewie Szczecińskim. Niedługo po tym widzimy mijający nas statek SAR. Okazuje się, że wzywający pomoc jacht znajduje się na Zalewie Szczecińskim na wysokości miejscowości Trzebież. Na szczęście jeszcze przed dotarciem pomocy załoga (jak się później okazało Szwedzkiego jachtu) odwołała komunikat ratunkowy i bezpiecznie kontynuowała żeglugę w kierunku portu. My również bezpiecznie dotarliśmy do portu w Lubczynie, skąd po chwili postoju załoga Western Rose udała się do macierzystego portu Szczecin Dąbie. Sobota 11 lipca W sobotę rano spakowaliśmy nasze rzeczy i przekazaliśmy jachty armatorom. Wsiedliśmy do pociągu i udaliśmy się do Lublina. Jednak nawet w pociągu nie opuszczały nas tematy żeglarskie. Dyskusja na temat stateczności jachtów trwała w najlepsze, a obok niej snuliśmy plany kolejnych rejsów. O godzinie 23 dotarliśmy do Lublina.