Do Betlejem

Transkrypt

Do Betlejem
Strona 1 z 7
„Do Betlejem”
Narrator:
Gdy na niebie nocą ciemną
Gwiazda mruga do nas ludzi
Czy umiemy spojrzeć w górę?
Snu naszego nic nie zbudzi?
Gdy nad dębem, nad kościołem
Łuna stanie w czas zimowy
Czy umiemy rzucić sprawy
I do nieba zadrzeć głowy?
Zagonieni w rytmie pracy
Aby było jak w reklamie
Bóg się rodzi, moc truchleje!
Czy w nas zrodzi się Betlejem?
My świadkowie racjonalni;
Głusi, niemi, niewidomi,
Niech przemówią więc postacie
Dłutem w drewnie wystrugani.
Scena I
Wół:
Co, co mnie budzisz
Osioł:
Jasność taka, co się dzieje?
Wół:
Osioł jesteś, tego nie wiesz.
Księżyc w pełni zwykła rzecz.
Osioł:
To nie księżyc, on nad dachem.
Gwiazda nisko w oknie stoi.
Wół:
Rzeczywiście.
Tam są ludzie w kącie szopy.
Osioł:
Pochyleni w coś wpatrzeni.
Promień światła po nich pełga.
Dobroć taka od nich bije.
Wół:
A niech będą skąd by byli,
Byle tylko spać mi dali.
Osioł:
To wędrowcy na noc zaszli.
Teraz mnogo wszędzie ludzi.
Spis ogłosił cesarz z Rzymu.
Strona 2 z 7
Wół:
Skąd wiesz o tym?
Osioł:
Posłyszałem tam na łące przy gościńcu.
Wół:
Tam gdzie trawa jest soczysta,
Koniczynka, wyka słodka?
Nie słyszałem.
Gdy doznania mam cielesne
Świat niech idzie swoim torem.
Osioł:
A ty zawsze o jedzeniu.
Wół:.
Bo to ważne brzuch mieć pełen.
Osioł:
Cicho! Cicho!. Coś tam słychać.
Dziecko kwili?
Wół:
Już od siana masz omamy.
Noc jest głucha. Nic nie słyszę.
Śpij już wreszcie.
Osioł:
Tyś jest głuchy przyjacielu.
Płacze małe dziecko w żłobie,
Matka bierze go na ręce,
Ojciec patrzy zatroskany.
Wół:
Daj przeżuwać mi spokojnie.
Osioł:
Z drewna jesteś.
Gdzież masz żołąd z przeżuwaczem i księgami?
Wół:
Jak jam z drewna, z czego oni?
Osioł:
To z miłości Bóg im zesłał swego syna, Niebios Pana
A tak biednie się narodził, w kącie szopy w wiązce siana.
By odkupić ich od winy i by wieczne dać zbawienie.
Będzie głosił ewangelie i nauczał ludzkie plemię.
Scena II
Maria:.
Dobrze, że ta licha szopa
Choć od wiatru nas osłania.
Józef:
Czy nie zimno jest dziecięciu?
Strona 3 z 7
Maria:
Okryłam go ciepłym szalem.
Popatrz zasnął. Jaki śliczny.
Józef:
Choć me serce tak radosne
I tak pełen jestem chęci,
Wstyd mi Mario, że musiałaś
W marnej szopie powić dziecię.
Tyle wokół jest hoteli
I zajazdów dla podróżnych,
Ale przyjąć nas nie chcieli.
Tak mi przykro, że zawiodłem.
Maria:
Nie martw się już mój Józefie,
Świat jest chciwy, pełen pychy,
Nie my jedni bez noclegu.
Dworce pełne są bezdomnych.
Józef:
Oby tylko prace znaleźć,
Trudno będzie w tym kryzysie.
Czy wyjeżdżać w obce kraje?
Nie chcę samych was zostawiać.
Maria:
Ufam Bogu, bądźmy razem
I rodzina nam pomoże.
Dziecię zdrowe jest, rumiane.
O! uśmiecha się szczęśliwe,
Pewnie sny ma z aniołkami.
Józef:
Dobrą jesteś dla mnie żoną.
Kocham ciebie i Jezusa.
Pragnę dla was dom zbudować.
Maria:
Dłonie mocne masz i dobre,
Mądry jesteś w swych zamiarach.
Dom to miłość jest i zgoda
To fundament dla rodziny
Łatwiej wtedy go zbudować
Gdy trud razem nieść będziemy.
Scena III
Kacper: ( mówi z chłopskim akcentem, dobry, mądry, pan)
Marzy mi się Baltazarze:
Kraj bogaty pełen mleka,
Strona 4 z 7
Słodkość miodu, zapach lipy,
Ludzie szczerzy, uśmiechnięci
I w pokoju orzą ziemię.
Baltazar: ( jest zdecydowany, szorstki, o dyktatorskich zapędach, co wyraża się w głosie)
W gusła wierzysz, czyś pijany Kacprze stary?
Wojna musi być czasami.
Krwi upuścić wrogom trzeba.
Jest zajęcie dla poddanych.
Portki noszę , to mój żywioł wojowanie.
Kacper:
Wojna niszczy kraj i ludzi,
I nie z boskich to wyroków.
Baltazar:
Ale z moich! Po tom królem!
Władzę trzymam od lat kilku.
Temu laur, ów za awans
Zrobi wszystko co rozkażę.
Zaś opornych wsadzam w ciupę.
Nie na długo, na lat kilka,
By skruszeli jak na mrozie.
Maybach mój kuloodporny,
To dla gnuśnych czas spokojny.
Gdy tak patrzę na cię z bliska,
Gębę masz jakąś plebejską.
Kacper:
Nie obrażaj moich przodków,
Bo to z pracy ma korona.
Lud mnie wybrał dawno temu
I tak dzierżę berło władzy,
Chociaż kości mam już stare.
Ale lubią mnie poddani,
Bo to dla nich się sterałem.
Melchior: ( w mowie wyniosły i dostojny, wyraziście pański , nawet nieco zniewieściały, jest
ponad wszystkim z urodzenia i roli)
A ja wolę być z daleka
Od spraw rządów, parlamentów,
Choć mam tytuł od stuleci.
Słońce nigdy nie zachodzi
Tam gdzie królem lud mnie zowie.
W ceremoniał gładko wchodzę
Jakbym golił się co rano,
Choć cyrulik ma baczenie.
Pałac pełen wdzięcznej służby,
Sekretarzy, szambelanów, masztalerzy
I kucharzy, i kuzynów.
Żyję jako pączek w maśle.
Pensję naród mi wypłaca
I pałace utrzymuje.
Herb, szlachectwo i tradycja,
To jest ważne, to jest stałe.
Strona 5 z 7
Baltazar:
Nudne życie masz Melchiorze,
Gdzież emocje i podniety?
Melchior:
Polowania sprawiam czasem.
Rauty, bale i opery.
Często jeżdżę wraz z orszakiem
Od pałacu do pałacu.
W każdej świata bywam stronie.
Tu pomacham, tam uśmiechem poczęstuję,
Słowo powiem do gawiedzi.
Kwiatów pełno przed karocą.
Premier rządzi - ja zaszczyty.
Tylko mierzi mnie czasami
Paparazzich wściekła sfora.
Nawet zajrzą do alkowy.
Baltazar:
Na to sposób: Dekret- paka.
Rozwiązane.
Melchior:
Nic tam twoje gierki z ludem
Baltazarze mój przebiegły.
Krótki dystans ciebie czeka,
Rewolucja i pamflety.
Baltazar:
E tam puste twe gadanie.
Kacper:
Ale cicho już panowie.
Władza władzą, Bóg nad nami.
Kiedyś trzeba zdjąć koronę.
Chodźmy się pokłonić Panu.
Scena IV
Mateusz: ( spokojny, dobry, ciepły, człowiek)
Do dzieciątka przyszła władza.
Kuba: ( rozgoryczony na los i na wszystkich , lekko zaczepny)
Chce się ogrzać w jego cieple.
Mateusz:
Władza w państwie ważna sprawa.
Kuba:
Ale państwo jest dla ludzi,
Nie odwrotnie!
Mateusz:
Władza z ludem,
A lud z władzą.
Hasło znane od stuleci.
Strona 6 z 7
Kuba:
Po wyborach czas na pracę,
Obietnice spełniać trzeba.
Może lepiej żyć się będzie?
Mateusz:
Umiesz liczyć?
Licz na siebie.
Kuba:
Z pracy marnie żyć się daje.
Oni umią podciąć skrzydła,
Gdy się nie jest w ich układach.
Kraść nie pójdę, znasz mnie przecie!
Mateusz:
Dobrze, że ten Jezus mały
Co rok rodzi się w Betlejem.
Jest nadzieja na odmianę .
Kuba:
Świat nam przecież zabrał święta,
W sklepy wtłoczył tłumy ludzi.
Gdzie duchowość, przeżywanie.
Moc symboli nam przybywa,
Powszednieje nam opłatek.
To komercja. Czarno widzę.
Żadna władza nie pomoże.
Oni lubią przy symbolach
Gesty robić, miny stroić.
Mateusz:
Tam królowie zatroskani
Sprawy dzieżą wielkiej wagi.
Kuba:
Każdy złotą ma koronę
I w sobolach i w purpurach .
Mateusz:
Ale przyszli do Jezusa.
Drogie dary mu przynieśli.
Kuba:
To co zbywa im z dostatku.
A cóż ja dam?
Wstyd mi biedy.
Mateusz:
Świat pamięta ich imiona:
Kacper, Melchior i Baltazar.
Te imiona co rok czytam
Wypisane na futrynie w swoim domu.
Kuba:
Myśmy prości,
Pastuszkowie bezimienni.
Tło historii.
Strona 7 z 7
Mateusz:
Przecież wśród nas się narodził,
Nie w pałacach, belwederach.
Syn Józefa i Maryi.
Miejże ufność w dobroć ludzi
Dziecię miłość w nich obudzi.
I na ciebie łaska spłynie
Patrzaj w światło w Betlejemie.
Żabno. 18.11.2010