Andrea Hiott
Transkrypt
Andrea Hiott
„Fascynująca książka o legendarnym samochodzie, który stał się symbolem wielkich przemian.” – MARCIN PROKOP Andrea Hiott Garbus Długa, niezwykła podróż małego Volkswagena Hiott_Garbus.indb 2 2013-03-08 21:44:45 Andrea Hiott GARBUS Długa, niezwykła podróż małego Volkswagena tłumaczenie Mariusz Gądek Kraków 2013 Hiott_Garbus.indb 3 2013-03-08 21:44:45 Tytuł oryginału Thinking Small. The long, strange trip of the Volkswagen Beetle Copyright © 2012 by Andrea Hiott Copyright © for the translation by Mariusz Gądek 2013 Projekt okładki Evan Gaffney Design ([email protected]) Fotografia na pierwszej stronie okładki © Hans Dieter Seufert/age fotostock (garbus), Porsche AG (schematy) Opieka redakcyjna Ewa Polańska Przemysław Pełka Artur Wiśniewski Adiustacja Elżbieta Kot Korekta Katarzyna Onderka Projekt typograficzny Irena Jagocha Daniel Malak Łamanie Piotr Poniedziałek ISBN 978-83-240-2361-5 Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie I, Kraków 2013 Druk: Opolgraf S.A. Hiott_Garbus.indb 4 2013-03-08 21:44:45 Wstęp W 1949 roku statek MS Westerdam z kilkuset pasażerami na pokładzie wyruszył z Europy w kierunku wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Głęboko w ładowni spod ciemnej plandeki wyglądały dwa szerokie, okrągłe reflektory, a dalej za nimi kryły się łagodne linie pojazdu, który wkrótce miał się stać najbardziej rozpoznawalnym samochodem świata. Kontestatorzy, buntownicy, wichrzyciele, politycy, biznesmeni, przedstawiciele światowych elit i korporacji – losy ich wszystkich miały się spleść z jego historią. Przed końcem lat sześćdziesiątych dokona on tego, czego wcześniej nie udało się osiągnąć żadnemu innemu samochodowi: zniweluje podziały wiekowe, klasowe, a także przekroczy granice państw i stanie się międzynarodowym symbolem. Amerykanie nazwą go Beetle, czyli Chrabąszcz. W innych krajach będzie znany jako Pchła, Żółw, Vocho, Foxi, Buba, Fusca, Poncho, Mysz oraz Garbus. W kolejnych latach samochód został otoczony szczególnym kultem. Powstawały jego kolejne fankluby, wystąpił w filmach Woody’ego Allena i Stanleya Kubricka, Disney nadał mu uroczy przydomek „Kochanego Chrabąszcza” i jeździł nim nawet – choć tylko przez chwilę – sam 9 Hiott_Garbus.indb 9 2013-03-08 21:44:45 WSTĘP James Bond. Przez kolejne dziesięciolecia miasta akademickie i kampusy zapełniły się garbusami, a równie chętnie jak studenci kupowała je kadra profesorska. Biały garbus pojawił się na okładce Abbey Road Beatlesów i dokładnie taki sam parkował na podjeździe przed domem Johna Lennona. Kalifornijskie plaże zaroiły się od garbusów z przywiązanymi do dachów deskami surfingowymi. Powstała nawet dziecięca gra: kto pierwszy zauważy na drodze garbusa, wykrzykuje jego kolor i uderza najbliżej stojącego kolegę pięścią w ramię. Ten model Volkswagena był tak wszechobecny, że Andy Warhol wykorzystał jego wizerunek w swojej słynnej serii obrazów, na których portretował takie postaci jak Elvis Presley i Marilyn Monroe. Pierwszy model Volkswagena do dzisiaj pozostaje najdłużej produkowanym i najlepiej sprzedającym się modelem samochodu w dziejach motoryzacji oraz jedynym, którego produkcja została wznowiona w wyniku społecznego zapotrzebowania... i to dwukrotnie. Określany niekiedy jako najsympatyczniejszy samochód, Garbus był otaczany taką troską i uczuciem jak chyba żaden inny pojazd. Ale w ten chłodny zimowy dzień 1949 roku, kiedy znajdował się pod pokładem MS Westerdam, nic jeszcze tego nie zapowiadało. W tamtych czasach niewiele osób wierzyło, że posiada on jakikolwiek potencjał. Lądując po raz pierwszy na amerykańskim wybrzeżu, Garbus miał więcej wspólnego z milionami imigrantów przypływającymi na podobnych statkach, z ludźmi, którzy przeżyli wojnę, a teraz szukali tu schronienia z nadzieją na rozpoczęcie nowego życia i pragnęli się przekonać, czy amerykański sen może się ziścić. To była długa droga. Po prawie dwóch dekadach działalności Volkswagenowi z trudem udało się przetrwać. Podczas drugiej wojny światowej zarówno same Niemcy, jak i fabryki koncernu zostały niemal w całości zniszczone. Wprzęgnięty w odrażającą nazistowską machinę propagandową samochód stał się symbolem znienawidzonej partii. Do 1949 roku jeden z ludzi odpowiedzialnych za jego produkcję popełnił 10 Hiott_Garbus.indb 10 2013-03-08 21:44:45 WSTĘP samobójstwo, zaś inny został uprowadzony i trafił do więzienia, gdzie spędził resztę życia, rozpamiętując to, że nie zdołał zrealizować swego życiowego marzenia. Rzecz jasna, kiedy Garbus został po raz pierwszy wyładowany w nowojorskich dokach, nie spotkał się z ciepłym przyjęciem. Nie tylko z powodu mrocznej wojennej przeszłości, która na nim ciążyła, ale także ze względu na bezsprzeczny fakt, że mały, zaokrąglony samochodzik po prostu tu nie pasował. Ameryka otrząsnęła się ze skutków długiego kryzysu oraz wyczerpującej wojny, nastawał wreszcie czas niespotykanego dotąd dobrobytu i kraj znajdował się na progu ogromnego motoryzacyjnego boomu. Lata pięćdziesiąte w Stanach Zjednoczonych będą charakteryzować się szerokimi, eleganckimi samochodami – im większe, tym lepsze – z fantazyjnymi płetwami z tyłu, dodatkowymi udogodnieniami i mnóstwem chromu. W przeciwieństwie do nich Volkswagen miał osobliwy kształt, a przy tym wyglądał szalenie prosto. Uważano, że jest śmieszny, niezgrabny i dziwaczny. A jednak w tymże samym Nowym Jorku znajdowali się ludzie – niepasujący do ówczesnej Ameryki w równym stopniu co sam Garbus – którzy czuli nowy rodzaj energii, którzy mieli odwagę przeciwstawić się powszechnie panującym opiniom i pomyśleć inaczej. Podobna zmiana dokonywała się w Niemczech próbujących uporać się ze swoją ponurą przeszłością. Po obydwu stronach Atlantyku wyczuwało się pragnienie rozwoju, potrzebę indywidualnej wolności oraz ekonomicznej odpowiedzialności, ukrócenia ekstrawaganckich luksusów i położenia nacisku na sens i prawdę. Choć miało minąć jeszcze trochę czasu, nim te poglądy dojrzeją, było jasne, że nadchodzi rewolucja, zaś Garbus znajdzie się na jej czele. Po tylu latach nieustannych trudności i kolejnych porażek samochód trafi wreszcie we właściwe miejsce o właściwym czasie, łącząc się ze znacznie potężniejszym prądem modernizowania się państw i rozwoju rynków, który natchnie ludzi na całym świecie radością i entuzjazmem 11 Hiott_Garbus.indb 11 2013-03-08 21:44:45 WSTĘP Właściciele garbusów mawiają, że to samochód znalazł ich, a nie oni jego. Do pewnego stopnia tak było również z tą książką. Moje pierwsze prawdziwe spotkanie z oryginalnym garbusem miało miejsce tuż po tym, jak skończyłam studia i przeprowadziłam się do Niemiec. Pewnego razu wracałam do Berlina ze stażu artystycznego, jaki odbywałam na wsi. Siedziałam znużona i senna na tylnym siedzeniu SUV-a, aż nagle z otępienia wyrwał mnie niezwykły widok. Jechaliśmy przez pusty krajobraz, zapadał już zmierzch, kiedy niespodziewanie naszym oczom ukazała się jasna iluminacja strzelistych szklanych budowli oraz dymiących kominów fabrycznych. Byłam oszołomiona tym kosmicznym miastem, które wyrosło nieoczekiwanie pośrodku posępnej, opustoszałej okolicy. Jedna z moich niemieckich przyjaciółek zauważyła, jakie wrażenie na mnie wywarło. – To Wolfsburg – powiedziała. – Czyż nie wygląda dziwnie? A potem wyjaśniła mi, że miasto zostało zbudowane przez nazistów na potrzeby produkcji ulubionego samochodu Adolfa Hitlera. – Jakiego samochodu? – spytałam. – Nie słyszałaś o tym? – zdziwiła się znajoma. – Myślałam, że wszyscy w Ameryce znają Garbusa. „Volkswagen” w języku niemieckim oznacza „samochód dla ludu”. Z początku wydawało mi się nieprawdopodobne, że ten sam samochód, który pierwotnie był dzieckiem partii nazistowskiej, mógł stać się symbolem wolności, demokracji i miłości. Ale jak miałam się przekonać podczas zbierania materiałów do książki, Volkswagen od zawsze był tworzony z myślą o ludziach i zrealizował to marzenie w sposób, który przewyższył wszelkie wyobrażenia i oczekiwania. Przez wszystkie lata rozwoju podstawowy wygląd i sylwetka Garbusa nie uległy zmianie, w przeciwieństwie do otaczającej go rzeczywistości. Niczym nieporuszony głaz w trakcie burzy Garbus przetrwał okres chaosu i zamętu, a dzięki wytrwałości wierzących w niego ludzi dowiódł ostatecznie, że nawet idea zrodzona w mrocznych czasach może stać się wehikułem czegoś dobrego. Hiott_Garbus.indb 12 2013-03-08 21:44:45 C zę ś ć p i e r w s z a Pierwsze niepewne kroki Mit jest publicznym snem, a sen – prywatnym mitem1. Joseph Campbell 1 Potęga mitu. Rozmowy Billa Moyersa z Josephem Campbellem, tłum. I. Kania, Kraków 2007, s. 59. Hiott_Garbus.indb 13 2013-03-08 21:44:45 Hiott_Garbus.indb 14 2013-03-08 21:44:45 1 William Bernbach nie wyglądał na rewolucjonistę. Jego stonowane, dobrze skrojone garnitury oraz skromne krawaty nie przyciągały wzroku ani też nie wyróżniały go spośród innych speców od reklamy przemierzających nowojorskie ulice lat pięćdziesiątych. Szczupły, lecz krzepki, z krótkimi ciemnymi włosami starannie zaczesanymi na bok, Bill wyglądał wręcz niepozornie. To prawda, był dyrektorem kreatywnym własnej agencji reklamowej – Doyle Dane Bernbach, wkrótce znanej powszechnie jako DDB – lecz nie zachowywał się jak typowy dyrektor z tamtych czasów: rzadko kiedy spędzał wieczory na wystawnych przyjęciach i popijaniu martini, nie był uwikłany w gorące romanse, nie posiadał wymuskanego domu na wsi ani eleganckiego apartamentu w zamożnej dzielnicy Nowego Jorku. Przez większą część życia mieszkał w całkiem przeciętnej okolicy w Bay Ridge na Brooklynie, każdego dnia jeździł do pracy metrem i każdego wieczoru wychodził punktualnie z pracy, by zjeść kolację z żoną i z dziećmi. Bill może i nie wyglądał jak człowiek, który może zwrócić na siebie uwagę całego świata, ale pod koniec lat pięćdziesiątych zaczęto doceniać jego pracę. W przeciwieństwie do reszty sztampowych agencji 15 Hiott_Garbus.indb 15 2013-03-08 21:44:45 CZĘŚĆ PIERWSZ A reklamowych z Madison Avenue w DDB panowało nowe poczucie celu, co jak magnes przyciągało do nich kolejnych ludzi. Kiedy wchodziło się wówczas do siedziby DDB, przedarłszy się przez mgłę papierosowego dymu, zgiełk dzwoniących telefonów oraz krzątających się wszędzie pracowników firmy, w samym centrum tego zamieszania zawsze można było znaleźć Billa Bernbacha. A z gabinetu, do którego drzwi zawsze stały otworem, niósł się po korytarzach jego głos z lekkim brooklyńskim akcentem, jednocześnie łagodny i rozbrajający. W jego przejrzystych niebieskich oczach było coś ujmującego. Wraz z upływem lat Bill stał się kreatywnym centrum swojej agencji, osobą, do której dobijali się wszyscy dyrektorzy artystyczni i copywriterzy, człowiekiem, który mógł sprawić, że jakiś projekt zostanie zrealizowany lub trafi do kosza. Bill był pewny siebie i z tej pewności uczynił podstawę działalności DDB. To właśnie z tego powodu ludzie wprost garnęli się do niego – jego aprobatę traktowano jako rodzaj szczęśliwego talizmanu – ale z tego samego powodu czasami ukrywali się przed nim w obawie przed jego szczerym i krytycznym spojrzeniem. W kontaktach z Billem nie obowiązywały żadne reguły, ciągle należało być czujnym. Zespół DDB stanowił wielobarwną, oryginalną grupę i w niczym nie przypominał typowej nowojorskiej agencji reklamowej. W pewnych Bill Bernbach, zaskakujący rewolucjonista. 16 Hiott_Garbus.indb 16 2013-03-08 21:44:46 PIERWSZE NIEPE WNE KROKI kręgach, zwłaszcza wśród młodych ludzi, DDB było uważane za jedno z niewielu miejsc w branży, w których można pracować nad czymś innym, ekscytującym i „znaczącym”, jeśli w ogóle odważymy się użyć takiego określenia. Podczas gdy inne duże agencje były wówczas pełne poważnie wyglądających mężczyzn w drogich garniturach, DDB przypominało raczej dość eksperymentalnie dobraną ekipę. Projektowanie graficzne i umiejętność pisania były traktowane bardziej jako rodzaj sztuki aniżeli środki służące jedynie osiąganiu finansowych celów. Ludzie w DDB pracowali w zespołach, rozmawiali i spierali się ze sobą. Ci, którzy byli świadkami tego procesu, mówili, że świat reklamy nigdy jeszcze nie widział tak kreatywnej współpracy. DDB było inne, a inne oznaczało ekscytujące. To wcale jednak nie zapowiadało, że agencja odciśnie jakieś szczególne piętno na rynku reklamy. Bardziej prawdopodobne wydawało się, że DDB zostanie pożarte przez silniejszych graczy, niż że zdoła cokolwiek zmienić. Wszak w 1959 roku większość Amerykanów nigdy nie zetknęła się z reklamą DDB. Jak na potrzeby prawdziwych gigantów gospodarki i przemysłu DDB było zbyt małe. Nie posiadało ani jednego liczącego się klienta: żadnej firmy motoryzacyjnej z Detroit, żadnej z ważniejszych marek papierosów ani krajowej sieci sklepów. No i była jeszcze jedna sprawa. Świat biznesu odnosił się często z lekceważeniem do DDB jako ekscentrycznej agencji, która robiła „etniczne” reklamy2. To niewybredne określenie oznaczało, że spora część ludzi uważała DDB za żydowską firmę, która tworzyła reklamy „bezwstydnie obnoszące się ze swym żydostwem”3. Większość klientów DDB była Żydami. Bill Bernbach był Żydem. Podobnie zresztą jak wielu jego pracowników. Dlatego też sukcesy DDB miały wymiar czysto lokalny: reklamy linii lotniczych El Al czy domu towarowego Ohrbach’s niewątpliwie 2 Czasem DDB nazywano również „agencją z Siódmej Alei”, tam bowiem mieściła się większość żydowskich agencji reklamowych. 3 S. Fox, Mirror Makers. A History of American Advertising and Its Creators, Chicago 1997, s. 225. 17 Hiott_Garbus.indb 17 2013-03-08 21:44:46 CZĘŚĆ PIERWSZ A zwracały na siebie uwagę, ale ich zasięg był ograniczony tylko do Manhattanu i okolic. Dla trzęsących rynkiem potentatów firma Bernbacha stanowiła nie większe zagrożenie niż dziwni beatnicy i piosenkarze folkowi, którzy zaczynali się spotykać w klubach w centrum miasta. Reklama była w tamtych czasach niesamowicie lukratywnym biznesem i duże agencje świetnie prosperowały. Ich reklamy pokazywały pięknych, szczęśliwych ludzi, którzy czerpali przyjemność z używania konkretnych produktów, zachęcając klientów do ich kupowania. Kryjący się w tym przekaz, że „konsumpcja równa się szczęściu”, był już sprawdzonym chwytem: amerykańska kultura konsumpcjonizmu – karmiona kolejnymi reklamami pełnymi ogromnych domów, dużych samochodów, szerokich uśmiechów i wielkich słów – znajdowała się w pełnym rozkwicie. Lata pięćdziesiąte były olśniewającą dekadą, ale kiedy powoli chyliły się ku końcowi, niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy cokolwiek z tego było prawdziwe. Fundamenty państwa nie wydawały się już tak solidne. W końcu dała o sobie znać recesja i to nie tylko w sferze gospodarczej. Nastąpiła zmiana w nastrojach społecznych, ludzi zaczął ogarniać coraz większy niepokój. Jak w 1959 roku w „The Village Voice” napisał Allen Ginsberg: „Nikt w Ameryce nie wie, co się wkrótce wydarzy. Nikt nie posiada realnej władzy”4. Kraj rozpaczliwie potrzebował nowego spojrzenia na rzeczywistość, a to wiązało się z podjęciem ryzyka i umiejętnością myślenia inaczej. A DDB było wcieleniem takiego właśnie myślenia. Weźmy na przykład najnowszy projekt Billa: niemiecki samochód, który z wielu powodów wydawał się niemożliwy do sprzedania. Największe agencje na Manhattanie zarabiały miliony dolarów na reklamowaniu produkowanych w Detroit samochodów takich marek jak Buick, Lincoln, Chrysler, Mercury, Oldsmobile, Ford. Amerykanie szaleli za nimi i kupowali je na pęczki. Jedna z reklam Pontiaca pokazywała ogromny tłum 4 Cyt. za: F. Kaplan, 1959. The Year Everything Changed, New Jersey 2009, s. 26. 18 Hiott_Garbus.indb 18 2013-03-08 21:44:46 PIERWSZE NIEPE WNE KROKI skandujący: „Jesteśmy tu wszyscy (...) i chcemy dużego samochodu (...)”. Nawet dźwięk zamykanych drzwi samochodu musiał brzmieć dostatecznie głośno. Tak w 1957 roku przechwalał się dyrektor generalny Chevroleta: „W tym roku udało nam się uzyskać najlepsze w naszej historii trzaśnięcie drzwiami, to naprawdę solidny trzask (...)”. Volkswagen, którego Amerykanie nazwą później „Beetle”, zdawał się znajdować na przeciwległym biegunie tego typu pragnień. Chociaż samochód próbował wejść na amerykański rynek od czasu swej pierwszej transatlantyckiej podróży w 1949 roku, to jego ogólna sprzedaż w porównaniu z wynikami koncernów z Detroit była śmiesznie niska, stanowiła ledwie drobny punkcik na motoryzacyjnej mapie Stanów Zjednoczonych. Część osób w DDB zastanawiała się, czy aby Bill nie marnuje czasu na mały samochodzik Volkswagena. Ważne agencje reklamowe nie zabiegały raczej w tamtych czasach o kontrakty z zagranicznymi firmami, zaś pominąwszy już brak finansowych korzyści, mariaż żydowskiej agencji reklamowej z niemieckim koncernem samochodowym nie wydawał się najszczęśliwszym połączeniem. Niemniej jednak Billowi bardzo zależało na kontrakcie z Volkswagenem i nie wahał się w tym celu polecieć do Wolfsburga i zwiedzić tamtejsze fabryki. Podchodził bowiem dość krytycznie do koncepcji wielkości, jaką lansowały amerykańskie korporacje oraz firmy reklamowe. Niebawem jednak przekonał się, że niewiele osób w DDB myślało podobnie. Od zakończenia drugiej wojny światowej upłynęło już kilkanaście lat, lecz niektóre rany wciąż pozostawały niezagojone, a ludzie ciągle jeszcze odnosili się do Niemców z niechęcią i gniewem, mimo że uczucia te starano się ukrywać. A poza tym Volkswagen był samochodem, który w 1938 roku „The New York Times” nazwał „dzieckiem Hitlera”5 i choć mówi się, że żadne dziecko nie jest brzydkie, akurat to konkretne miało bardzo charakterystyczny wygląd. 5 „New York Times”, 3 lipca 1938. 19 Hiott_Garbus.indb 19 2013-03-08 21:44:46 Niejedna hollywoodzka gwiazda mogłaby pozazdrościć mu spektakularnej biograi. Przyszedł na świat w hitlerowskich Niemczech. Jego ojcem był geniusz motoryzacji, Ferdynand Porsche, a ojcem chrzestnym sam Führer. W światowej karierze przeszkodziła mu wojna. Triumfalny powrót w latach 60. zawdzięcza nowojorskim Mad Menom, którzy dzięki genialnemu chwytowi reklamowemu zapewnili mu nieśmiertelność. Swoje trzydzieste pierwsze urodziny obchodził pośród dzieci kwiatów na festiwalu Woodstock. Mały Volkswagen Garbus zawsze był czymś więcej niż tylko samochodem. Jego fenomen w niezwykły sposób wpisał się w burzliwą historię minionego stulecia. Nim zyskał status legendy, przebył długą drogę pełną zaskakujących paradoksów. „Garbus” to błyskotliwie opowiedziana historia ludzi, których wyobraźnia wyprzedziła epokę i przesądziła o sukcesie niepozornego, ale do dzisiaj kultowego samochodu. To oni udowodnili, że małe rzeczywiście jest piękne. cena detal.39,90 zł