Impulsem do napisania tych kilku słów komentarza była lektura
Transkrypt
Impulsem do napisania tych kilku słów komentarza była lektura
Impulsem do napisania tych kilku słów komentarza była lektura najnowszego felietonu Michała Smolorza pt. „Belwederski autorytet końcowy”, w którym po raz kolejny na łamach Dziennika Zachodniego poruszony został problem powołania do życia regionalnego języka śląskiego. Czytając wspomniany felieton zastanawiałem się nad tym, dlaczego wciąż jeszcze trzeba tłumaczyć oczywistości? Dlaczego ciągle trzeba dowodzić tez dawno temu już udowodnionych, obalać poglądy, które współczesna lingwistyka dawno już obaliła? * Z pobieżnej nawet lektury podstawowych pozycji z zakresu socjolingwistyki (L.J. Calvet, D. Crystal, R. Bugarski, J. Fishman, E. Haugen itd.), wynika jednoznacznie, że oficjalne podniesienie statusu jakiegoś żywiołu językowego (dialektu, zespołu dialektów, zbioru gwar, mikrojęzyka, etnolektu itd.) do rangi samodzielnego języka, stanowi pierwszy krok ku zachowaniu takiego kodu językowego dla przyszłych pokoleń. Zwykle za tym aktem następuje objęcie nowo powstałego języka prawną ochroną, a także rozpoczęcie procesu jego kodyfikacji. Wszystkie te trzy kroki – uzyskanie statusu języka, prawna ochrona, kodyfikacja – gwarantują młodemu językowi możliwość pełnego i niczym nie skrępowanego rozwoju, a także wyraźnie zwiększają poziom jego witalności. Jeśli te kroki nie zostaną jednak podjęte na czas, słabnący żywioł językowy w praktyce skazany jest na śmierć, czasem tylko poprzedzoną dłuższym lub krótszym okresem wegetacji. Nie może więc dziwić, że tak wiele różnych grup etnicznych oraz narodów – czasem przez dziesiątki lat – z godnym podziwu uporem prowadziło walkę o nadanie swojej mowie statusu języka, zabiegało o objęcie jej prawną ochroną oraz podejmowało wysiłki mając na celu jej kodyfikację. Wymieńmy tu tylko przykład Kaszubów, Rusinów, Ukraińców, Macedończyków, Walijczyków, Katalończyków, Prowansalczyków, Bretończyków itd. W literaturze naukowej można oczywiście znaleźć obszerny opis pozytywnych zjawisk, które niesie dla każdego żywiołu językowego wcielenie w życie trzech, wspomnianych wyżej działań. Za najważniejsze można uznać fakt, że oficjalne uznanie danego kodu językowego za język i rozpoczęcie procesu jego kodyfikacji oznacza wyraźne podniesienie społecznego prestiżu takiego kodu. Nowo powołany do życia język cechuje się bowiem znacząco wyższym poziomem akceptacji oraz wyższym stopniem pozytywnego wartościowania u samych użytkowników, aniżeli wówczas, gdy funkcjonował jako gwara, dialekt, etnolekt itd. W polskim kontekście, taki właśnie proces pozytywnej przemiany w stosunku do swojej mowy, został niedawno świetnie opisany na przykładzie Rusinów Karpackich i języka rusińskiego (E. Michna). Nie ma więc najmniejszych wątpliwości, że także z chwilą nadania śląszczyźnie statusu języka i podjęciu działań kodyfikacyjnych, Ślązacy będą się śmielej nią posługiwać – również w sytuacjach publicznych, także w obecności dzieci oraz młodzieży. Z pewnością będą też częściej postrzegać śląszczyznę jako wspólne dobro, ze wszech miar zasługujące na szacunek. Nie trzeba chyba tłumaczyć, jak pozytywnie taka zmiana postawy wobec własnej mowy wpłynie na witalność śląskiego żywiołu językowego. Pisząc o zmianie stosunku wobec śląszczyzny, nie można też zapominać, że z chwilą podniesienia jej do rangi języka regionalnego, z mowy Ślązaków zostanie zdjęta łatka ‘gwary’, a więc mowy ludzi prostych, ludzi niewykształconych, gorzej sytuowanych materialnie, zazwyczaj pochodzących ze wsi, cywilizacyjnie i mentalnie zacofanych, w dodatku nie umiejących poprawnie mówić po polsku. Takie właśnie potoczne rozumienie słowa ‘gwara’ (często jednak wspierane autorytetem językoznawców) od dziesiątków lat negatywnie wpływało na stosunek Ślązaków do ich mowy. Budziło kompleks niższości, tworzyło myślową matrycę: ‘mówię po śląsku, czyli jestem mniej zdolny, gorzej wykształcony, mniej kulturalny i mniej w życiu osiągnę niż ci, którzy mówią czysto po polsku’. Ten kompleks, który drastyczne osłabiał żywotność śląszczyzny, można dzisiaj wykorzenić tylko w jeden sposób – właśnie poprzez nadanie mowie Ślązaków rangi języka i rozpoczęcie procesu jej kodyfikacji. Jeśli za kilkanaście lat śląska mowa będzie miała już ugruntowany i przez nikogo nie kwestionowany status języka, a każdy Ślązak będzie mógł kupić w księgarni gramatykę języka śląskiego lub słownik języka śląskiego, z pewnością nie będzie mu łatwo uwierzyć, że jest „zacofanym chamem, który mówi tylko po chłopsku i do końca życia nie nauczy się dobrze mówić po polsku”. A tak właśnie jeszcze do niedawna – jak można wyczytać w pracach polskich socjolingwistów (W. Lubaś) – częstokroć określano ludzi, którzy w codziennym życiu nie posługiwali się standardową polszczyzną. W pracach naukowych zwraca się uwagę na to, że prawna ochrona i wsparcie administracji państwowej – w tym finansowe – potrafi zagwarantować określonemu językowi możliwość pełnego rozwoju i zapewnić właściwy status w życiu danego społeczeństwa. Jasne jest, że jeśli śląszczyzna nie uzyska statusu języka, nie będzie możliwa nauka śląskiego w szkołach, nie będzie możliwe używanie śląskiego w każdym ważnym aspekcie życia publicznego (np. w urzędach, sądach), nie będzie możliwe prowadzenie zakrojonych na szerszą skalę projektów badawczych dotyczących śląszczyzny i jej językowego bogactwa, nie będzie możliwe prowadzenie działań popularyzujących posługiwanie się językiem śląskim, nie będzie możliwości prowadzenia aktywnej działalności wydawniczej po śląsku, nie będzie możliwe przeciwdziałanie procesom prowadzącym do degeneracji śląskiego żywiołu językowego itd. Na przeszkodzie temu stanie polskie prawo, które gwarantuje prawną ochronę oraz wsparcie finansowe jedynie językom (polskiemu, kaszubskiemu, językom mniejszości), a nie gwarom. Dopóki więc śląszczyzna będzie miała (z punktu widzenia polskiego prawa) taki sam status jak dialekt mazowiecki, albo gwara poznańska, nie ma najmniejszych szans na to, aby mogła się rozwijać bez przeszkód oraz aby była traktowana poważnie – czyli tak, jak na to zasługuje. Socjolingwiści od dawna mają również świadomość tego, że bez istnienia chociażby zarysu normy, trudno jest konkretnemu kodowi językowemu pełnić rolę pełnowartościowego tworzywa kultury. Nie jest możliwe powstanie nowoczesnego piśmiennictwa, wytworzenie się normalnego obiegu czytelniczego, nie ma szans na rozwój nowoczesnej literatury śląskiej, jeśli w obrębie śląszczyzny będzie istniał taki normatywny chaos jak w chwili obecnej. Nie może więc dziwić, że śląscy twórcy już teraz głośno domagają się kodyfikacji śląskiego żywiołu językowego (A. Lysko). Jeżeli śląszczyzna nie zostanie skodyfikowana – rzecz jasna w sposób respektujący jej gwarowo-dialektową różnorodność – trudno jej będzie przekroczyć próg poliwalencji i intelektualizacji. Kodyfikacja jest więc warunkiem koniecznym, aby śląszczyzna nie tkwiła w stagnacji i nadążała za cywilizacyjnym rozwojem Śląska oraz potrzebami jego mieszkańców. Jeżeli do kodyfikacji nie dojdzie, śląska mowa skarłowacieje i w nieodległej przyszłości stanie się narzędziem komunikacji używanym tylko sporadycznie – głównie podczas przeglądów folklorystycznych oraz w programach kabaretowych. * Kończąc mój krótki komentarz, pokuszę się o udzielenie odpowiedzi na pytanie postawione na samym początku – dlaczego wciąż jeszcze trzeba tłumaczyć oczywistości? Dlaczego ciągle trzeba przekonywać, że najlepszym ratunkiem dla śląskiego żywiołu językowego, dla jego różnorodności i bogactwa, jest powołanie do życia regionalnego języka śląskiego, a potem objęcie go administracyjno-prawnym oraz finansowym wsparciem? Może dlatego, że trudno o rzeczową dyskusję, kiedy jedna ze stron dialogu sięga po racjonalne, naukowe i trzeźworozsądkowe argumenty, a druga po argumenty populistyczne, czasem politykierskie, zazwyczaj jednak wypływające z irracjonalnych lęków oraz zwyczajnej niewiedzy? Tak długo, jak zwolennicy śląskiego języka regionalnego będą uznawani za element niemalże antypaństwowy, dążący do rozpadu Rzeczypospolitej, który pod przykrywką starań językowych forsuje przebiegły plan oderwania Śląska od Macierzy, tak długo będą musiały powstawać takie teksty jak felieton Michała Smolorza „Belwederski autorytet końcowy”, czy też mój niniejszy, drobny przyczynek. dr Henryk Jaroszewicz Uniwersytet Wrocławski Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy DANGA [email protected]