Hickiewicz bibljofekarzem.

Transkrypt

Hickiewicz bibljofekarzem.
Hickiewicz bibljofekarzem.
Adam Mickiewicz rozpoczął służbę swoją w Bibljotece
Arsenalskiej 30-go Listopada 1852 r. i pełnił ją do dnia w y­
jazdu z P a ry ża na W schód, t. j. do 11 W rześnia 1855 r. Służ­
ba ta czasem mu c ię ż y ła —w ow ych latach m yśl m iał cał­
kiem zajętą w ypadkam i europejskiem i—ale staw ała mu się też
nieraz rozryw ką: La Caussade, daw ny w spółpracow nik dzien­
nika „La Tribune des P eu p les“, zastał go pewnego ra n k a c z y ­
tającego Sofoklesa w oryginale. Polubiłby może był poeta
przyjętą z konieczności pańszczyznę, gdyby nie p oryw y do
czynu. Żył bardziej niż kiedykolw iek nadzieją, że „bezczyn­
nie ręki na piersiach w trum nę nie złoży” ^ a w szystko z a ­
powiadało wojnę. Lżej byłoby mu w ykładać z k a te d ry w Szw ajcarji, i przyjaciele lozańscy zapraszali go do siebie, obiecy­
w ali mu poparcie, nie w ątpili o pom yślnym skutku. Cóż, k ie ­
dy nad Sekw aną w ażyły się znów losy świata! M ickiewicz
sądził, że m iejsce jego w Paryżu.
Poeta bibljofilem nie był.
K siążki w łasne rozpożyczał lub darowywał, karty m iędzy sobą złączone lubił rozdzie­
lać palcam i, a ofiarow yw ane sobie słabsze utw ory, przyoble­
kane w druk, w ręcz darł, nie chcąc ani ich chować, ani też
*) List do Joachima Lelewela z 23-go Marca 1832 r.
Prz. Bibi. II. 1909.
-
241
—
1C
ubiiżać autorom p rzez puszczanie w obieg tom u ozdobionego
szumną, dedykacją. Często jed n ak napotyka! w bogatym księ­
gozbiorze a rse n a lsk im rza d k ie egzem plarze, k tó re go z a ciek a­
w iały. Udzielał p ra c u ją c y m p o trzeb n y ch im objaśnień, p rz e ­
rzucał n a ich in ten cję katalogi, lecz samo katalogow anie
i w szelkie ro b o ty biurow e zdaw ał na innych urzędników .
Z w ierzchnik jego, z a cn y L a u ren t de l’A rdèche okazyw ał mu
jaknajw iększe w zględy
D aw ny St. Sim onista, w ystępow ał
niegdyś publicznie za Polską, w ydał histo rję N apoleona I-go,
p ełn ą uw ielbienia dla C esarza, i b y ł też zw olennikiem księ­
cia N apoleona. U in n y ch bibljotecznych kolegów M ickiewicz
nie byw ał. Cenił uprzejm ość F ra n cisz k a R avaissona, który
stanow isko sw oje zaw dzięczał zasługom i rep u tacji b ra ta sw e­
go, Feliksa. P rz y sz ły członek A kadem ji F ran cu sk iej, H enryk de
B ornier w A rse n ale rozpoczynał swój zaw ód bibliotekarski.
Chociaż „L a filie de R oland" B o rn ier'a m iała pew ne powo­
dzenie n a te a trz e francuskim , autorow i b rak było i natchnie­
n ia i n a w e t p rzek o n ań . D rugi ad ju n k t bibljoteczny, Eugenjusz
L o u d u n 2), k tó ry z re d a k to ra skrajnej T ry b u n y z 1833 r.
przem ienił się w u ltra -k o n se rw a ty stę , posądzał Mickiewicza
o idee zb y t postępow e jak n a u rzęd n ik a cesarskiego. J e d e n i d ru ­
gi gorszyli się, że poeta u nikał bliższych z nimi stosunków,
co przy p isy w ali w pływ ow i źle usposobionego dla nich pana
L a u re n t de FA rdèche.
B ibljoteka a rs e n a ls k a posiadała też kilku urzędników ,
k tó rz y poprzednio z lite ra tu rą nic nie mieli wspólnego, a dzię­
k i poparciu w pływ ow ych osobistości dostali się do tej książni­
cy i rozw eselali M ickiew icza pytaniam i zdradzającem i całe
ich nieuctwo, ale poniew aż L a u ren t de l'A rdèche oszczędzał
M ickiewiczowi w szelkich p rzykrości służbow ych, znalazł się
*) Pod pseudonymem „Loudun“ ukrywaj się rzeczyw iście Balleygier;
za m inisterstw a P ana de Falloux służył mu za sekretarza, był dość płod­
nym autorem, ale bardzo zacofanych pojęć. Kiedy raz spostrzegł Mickie­
w icza poprawiającego w yciągi z prelekcyj, które później wyszły pod tytu­
łem „Histoire populaire de Pologne“, ostrzegł go, ze dla bibljotekarza
w ielce byłoby ryzykownem ogłaszanie czegokolw iek bez zezwolenia rządu,
i tą u w agą zniechęcił go tak, że poeta pracę tę zarzucił.
—
242
—
poeta w w arunkach lepszych niż się spodziewał: z tem w szystkiem jednak uw ażał B ibljotekę arsen alsk ą, nie za port, lecz
tylko za przystań.
Niełatwo mu przyszło dostać się do tej przystani. Dzie­
je jego m ianow ania na posadę bibljotekarza niem ało rzucają,
światła i na jego stosunki z Napoleonidam i i n a jego sposób
pojmowania dziejów. Inaczej historycy dzisiejsi oceniają bieg
wrypadków z początku zeszłego stulecia. Nie wiemy czy im
czy poecie przyszłość kłam zada. Bjografowie poety zbyw a­
li pobieżnie sta ra n ia się jego o bibljotekarstw o, a jednak w a r­
to dłużej zastanow ić się nad przełam aniem opozycji figur urzędow ych, nad sprzym ierzeńcam i poety, nad spójnią łączącą
go z niektórym i członkam i rodziny Napoleona I-go; pytania
te są może donioślejsze od badań drobnostkow ych nad studenckiemi próbam i poety.
Długi czas albo z lekceważeniem nieomal w yrażano się
o ostatniem pięcioleciu życia M ickiewicza, albo naw et pom i­
jano je m ilczeniem zupełnem: a był to przecież okres w iel­
kiego natężenia psychicznego poety. W śród niezm iernie do­
legliw ych trudności raaterjalnych, po zaw odach 1848 r., tw ó rca
Improwizacji nietylko nie upadał na duchu, lecz, bystrym
wzrokiem śledząc zaw ikłania wschodnie, w racał chw ilam i do
poezji i brał się naw et do dalszego ciągu „P ana T adeusza“.
W czerw cu 1852 r. obyw atel z Litw y, O skar Korw in Milew­
ski, odwiedził M ickiewicza w m ieszkaniu p rzy ulicy de l'Ouest z listem polecającym od Odyńca. Ż egnając go, zapytał:
co ma od niego powiedzieć O lyńcow i. Mickiewicz, po k ró t­
kim namyśle, rzekł: ,,Powiedz mu, że przeprow adziłem T ade­
usza przez rew olucję 1831 r., ale nie rad jestem z tego, com
napisał“ 3).
W obec coraz częstszych objawów budzenia się życia
w k raju i na em igracji M ickiewicz zapom inał o troskach oso­
3)
Szczegół dawniej mi już przytoczony, a powtórzony przez Oska­
ra Milewskiego 27 łifo listopada 1900 r. Mickiewicz, odjeżdżając na Wschód,
spali! różne papiery, niemało wierszy, które podawat synowi do rzucenia
w egień. Zapewne wówczas i te fragmenta „Tadeusza“ uległy zniszczeniu.
— 24«
—
bistych i o grozie swego położenia, pogarszającego się z dnia
na dzień. zostaw iona mu połow a pensji profesorskiej z Col­
lège de F ra n c e nie w y sta rc z a ła na życie, a pomimo życzli­
w ości p rezy d en ta, czci k ró la H ieronim a i jego sy n a widział
się n ieraz narażonym n a p rześlad o w an ia m inistrów i policji.
N ienaw iść m inistrów tłum aczyła się u razą za napaści n a
nich dziennika „L a T ribune des p eu p les“.
„P ozostajem y—pisał z P a ry ż a korespondent „G ońca P o l­
skiego“ —pod ścisłym , nużącym i czasem naw et śm iesznym do­
zorem policji, i tak , naprzykład, w ak ta c h osobistych tutejszej
p re fe k tu ry zanotow any je st każd y em igrant, k tó ry , horribile
dictu, p rzed dw om a laty prenum erow ał „Tribune des P eu ­
p les“ 4). P raw dopodobnie m inistrow ie p rzestalib y dokuczać po­
ecie, gdyby nie to, że obaw iali się skutków zetk n ięcia się osobistego M ickiew icza z L udw ikiem N apoleonem . Policję zaś
podżegał J. B. O strow ski, p łatn y jej donosiciel. P rzez długi
szereg la t rzą d czerp ał z tego jedynie źródła inform acje o Mic­
kiew iczu. Nie dość było J . B. O strow skiem u bezustannie o s k a r­
żać M ickiew icza w obec w ładz francuskich. Ile razy w p ra ­
sie p a ry sk ie j lub z k a te d ry w Collège de F ran ce, hołd odda­
w ano M ickiewiczowi, J. B. O strow ski n aty ch m iast p ro testo ­
w ał w imieniu em igracji, p o w ta rz a ją c w iecznie tesam e potwarze. Podobny list w ysłany M ichelet’owi św iadczy o całej
m oralnej podłości byłego re d a k to ra „Nowej P olski“ .
Ł atw o-by M ickiew icz porozum iał się z Ludw ikiem N apo­
leonem , g d y b y mu szło ty lk o o załatw ienie kw estji osobistej.
P re z y d e n t k ilk a k ro tn ie dopytyw ał się u pani Cornu: dlacze­
go nie widzi go w P a łac u Elizejskim? Z w ład cą F ran cji Mic­
kiew icz poruszał p y tan ia ogólno-europejskie; zachęcał p rez y ­
d en ta do k ru c ja ty p rzeciw m ocarstw om , k tó re pokonały N a­
poleona I, nierad był tem u, że p rez y d e n t odkłada zaspokojenie
p rag n ie ń narodów aż do czasu ustalen ia swojej w łasnej, dy­
n astycznej, w szechw ładnej potęgi. Zrozum iał poeta, że p r e ­
zydent nie odrzuca z tra d y c ji napoleońskiej w łaśnie tego, co
w postępow aniu N apoleona I było w ręcz błędnem , skazując
4)
„Goniec“ był to dziennik wychodzący w Poznaniu.
z JNTs 155 z dnia 9-go L ipca 1851 r.
— 244
—
Przytoczenie
się przez to na naśladow anie raczej uchybień niż genjalnych
pom ysłów stry ja. AY stosunku do synow ca rządził się M ickie­
wicz zasadą, żedopóki Ludwik Napoleon jaśniej posłannictw a sw e­
go nie pojmie, zbytecznie - by go poeta naw iedzał: trzym ał
się w ięc na uboczu. G dy p rez y d e n t został Napoleonem III.
M ickiewicz brzydził się jego otoczeniem , dw orzanam i, gonią­
cymi jedynie za zaszczytam i i bogactw am i oczekiw anem i
z hojności cesarza. Cieszył się, co praw da, że po naw ale pu­
stych deklam acyj, p o k ry w ający ch haniebne postępki. F ran cja
sk azan a jest n a m ilczenie. Cenił w N apoleonie U l jego małomówność i w zgardę dla krzykaczy rozpędzonej przez niego
Izby. W pierw szych dniach po zam achu 2-go g ru d n ia tw ó r­
ca jego takie sam sobie w ydaw ał św iadectw o: „Mam m isję do
spełnienia. P rzeznaczeniem m ojem jest w skrzesić wr tym k r a ­
ju pow agę władzy. Schodząc ze sceny, zostaw ię F ra n c ję za­
bezpieczoną od intrygantów , dziennikarzy i adw okatów “ B).
Ale poniewraż uległ pokusie d y n astycznej, w ięc w krótce znów
w ydal F ra u c ję na łup intrygantom , dziennikarzom i adw oka­
tom, gorszym od ty ch , k tó ry c h był rozpędził.
K ról Hieronim i syn jego przy zn aw ali słuszność M ickie­
wiczowi, k tó ry p rzed upadkiem L udw ika F ilip a zapow iadał
im pow rót ich rodziny do w ładzy. Obaj w ielką p rzy w iązy ­
w ali wragę do poglądów poety na przyszłość NapoleonidówT
i nie lekcew ażyli bynajm niej jego złow rogich przeczuć. Dziś
trudno z pew nością oznaczyć: o ile M ickiewicz w płynął n a
przekonania króla H ieronim a i księcia Napoleona. K siąże Na­
poleon potakiw ał mi później, gdy z w łasnych wspom nień sw o­
ich nadm ieniałem mu o ustosunkow aniu się mego ojca do napoleonizmu po dojściu N apoleona do władzy; zachęcał m nie
do ogłoszenia w szystkiego, com w iedział w tej spraw ie: ale
nie dał się żadnym sposobem nakłonić do szczegółowego opo­
wiedzenia swoich osobistych i ideow ych stosunków- ze ś. p.
ojcem moim.
J a k zaś sam M ickiewicz pojmow ał Napoleonidów, to w ier­
5)
Słowa przytoczone przez Ludwika Veuillot’a w dzienniku „L’Uni­
vers“ z d. 1 kwietnia 1852.
— 245
—
nie nam podaje F eliks W rotnow ski: „Zdaje się — pisze on
w swoim dzienniku pod dniem 80 m arca 1856 r. — że jedną
z głów nych p rzy czy n , albo m oże n a w e t jed y n ą p rzy c z y n ą upadku N apoleona I by ła chęć postaw ienia swojej dynastji. Ta
chęć k ład ła niejako pieczęć na jego dążnościach przeciw nych
jego powołaniu. Ślub z A u stry ja c zk ą był ślubem ze starym
porządkiem rzeczy , k tóry on, jako Boży w ykonaw ca dzieła
rozpoczętego p rzez rew olucję, m iał obow iązek w yw rócić. Histo rja jeszcze tego nie zatw ierdziła dosyć, ale już um ysły przenikliwsze, dubhy w znioślejsze daw no to pow iedziały. P rzy p o ­
m ina się co w tym w zględzie m ów ił mi razu jednego ś. p.
Adam: „N apoleonow ie pow inniby byli pojąć, że ich zadaniem
je st znieść w szystkie d y n astje, a na końcu sw oją“. Być m o­
że, że do zniesienia w szystkich dynastji i w ostatku swojej,
p o trzeb a im n a p rzó d tę sw oją p o sta w ić —n a ja k dłu g o —to z a ­
gadka. L udw ik N apoleon jednak, jak widać, w ierzy w uw ie­
cznienie sw ojej dy n astji i swojego system u. Powołuje się na
w olę O patrzności i na w olę ludu, k tó ry go w ybrał przez gło­
sow anie pow szechne. P ytanie: czy O patrzność w spiera go n a
to tylko, aby został tw ó rcą system u panow ania i protoplastą
p a n u ją c y c h w e F ra n cji; p y tan ie także: czy ów vote universel,
k tó ry go w ybrał, albo rac z e j p rzy ją ł, jest votem stanow iącym
na i za ca łą przyszłość. Z apew ne, cesarz w ybrany, m ając
w ładzę napisania konstytucji, utw orzenia senatu, izb praw o­
daw czych i t. d., mógł u tw o rzy ć sy stem at i położyć p raw a z a ­
sadnicze dynastji: a le czy moc głosu pow szechnego, objaw ie­
nia się chw ilow ego woli narodu, m ożna i godzi się rozciągać
ta k daleko na przyszłość? — to rzecz w ątpliw a. Podobno, że
za naszych czasów w yjaw ią i u sta lą się faktam i pojęcia praw ow itości dla nowego porządku rzeczy. D w a b ę d ą w niej
pierw iastki- W ola Boża jako zasada w ew nętrzna, i w ola ludu,
jako zn ak zew nętrzny. W ola Boża każe dom yślać się zamiarówT, celów, pow ołania; zasad a przeto w e w n ętrzn a musi być
w arunkow ą, a zatem i uznanie zew n ętrzn e nie może m ieć m o­
cy i trw ałości bezw arunkow ej. W iele-by o tem m ożna mówić,
w iele dałoby się zrobić uw ag w tej m ierze, w yciągniętych z z a ­
stanow ienia się nad organizm em k o n stytucyjnym daw nej Pol­
ski, ale nie o to te ra z idzie“ .
—
246
-
W rotnow ski rozw ija tu poglądy M ickiewicza, a k ró l H ie­
ronim i książę N apoleon poglądy te podzielali. P o tw ierd za
to bezinteresow ny i w iarogodny św iadek. „W śród m oich w spo­
m nień do najm ilszych zaliczam —pisze A lfred N aquet—dobę s p ę ­
dzoną z księciem Napoleonem w ostatnich dniach g ru d n ia
1888 r. albo w pierw szy ch dniach sty czn ia 1889 r. w Pegli.
Był on w ielbicielem żarliw ym sw~ego stryja. J e d e n mu tylko
czynił zarzut, że C esarstw em zastąpił Rzeczpospolitą. „ P rz y ­
w rócenie C esarstw a —mówił - znalazłoby we m nie przeciw nika
nie mniej stanow czego niż przyw rócenie w iadzy królew skiej,
poniewraż nie tylko okazałoby się szkodliw em dla moj ej ojczy
zny, ale i ubliżającem mojej rodzinie“. W szystko w jego sło­
w ach świadczyło o zupełnej szczerości. Zrozum iałem prawTdziw y szacunek, z którym w ielokrotnie w y rażał się o nim
W iktor Hugo, wr długich i rzew7nych m oich z nim rozm ow ach.
Tem się tłum aczy fak t, że w ielki poeta nigdy nie chciał za­
czepiać księcia Napoleona w swToich saty ry czn y ch utwrorach:
„Les C hâtim ents“ albo „Napoléon le Petit“ «).
Na punkcie Napoleonizmu M ickiewicz nie mógł już po­
rozum ieć się z Q uinet’em i M icheletem , zw iaszcza z Q uinet’em,
k tóry schronił się był do Brukselli. O M ichelet'cie w iem y
skądinąd, że zachowrał on dawnie sw e uczucia dla M ickiewicza
i dla Polski.
W pism ach pośm iertnych znakom itego h isto ry k a czytam y:
„W idziałem w e śnie stół olbrzym i, ro zciągający się od Islandji
do K am czatki, a w szyscy goście połączeni byli w jednej m y ­
śli. O jczyzna europejska pom ału się tw orzy. A jak? Przez
cierpienie, em igracje, wygnanie. Pokochałem w szystkie w iel­
kie ojczyzny E uropy; każda z nich stała się dla m nie nauką.
Moim Niemcom zaw dzięczam b o h atersk ą radość, moim W ło­
chom kam ień p raw a, Polsce ideę poświęcenia. Quid retribu­
am vobis? W rócę wam praw o do życia, tobie najpierw ej, m o­
ja Polsko, sta rsza córo nieszczęścia, pierw sza w dniu sądu,
poniew aż pierw sza złożona byłaś do tru m n y “. Pisał M ichelet
te słowna w nuiju 1854, a w innym ustępie pragnął, ab y „każ-
®) „Le Figaro4- z d. 14 września 1894 r.
-
247
-
dy p rzed śm ie rc ią skupił się w sobie, streścił swój żyw ot dla
ofjarow ania co m iał lepszego tej pow szechnej miłości, u rz e ­
czyw istniającej postęp św iata, d la pożałow ania i odpokutow a­
nia i zatęsknienia za pokutą, ja k N apoleon w Widzeniu Tow iańskiego, niczego nie spodziew njąc się, niczego nie żądając,
gdyż Bóg wie co jest najlepsze“ 7).
D uch M ickiew icza nie p rzestaw ał działać na M ichelet’a,
tem b ard ziej n a młodzież pozbaw ioną w ykładów trz e c h najpo­
p u larn iejszy ch profesorów z Collège de F ra n ce “j. Zobaczym y,
że jeden z ty c h byłych słuchaczów M ickiewicza b rał pew ny
udział w sta ra n ia c h o w y szu k an ie posady dla poety.
Zdobyć posadę d la M ickiew icza w b rew w oli m inistrów
m ógł jeden tylko książę N apoleon. T rzeba było osoby, k tórej
zażyłość z księciem pozw oliłaby jej om aw iać z nim tę s p ra ­
wę i udzielać m u p o trzeb n y ch objaśnień —bez z a p rz ą ta n ia temi
szczegółam i sam ego poety, zaw sze gotow ego w podobnych w y ­
p a d k a c h zdaw ać się n a O patrzność. Roli tej podjęła się pani
H o rten sja Cornu. P oznał ją był M ickiewicz w czasie prelekcyj w Collège de F ra n c e , i ona-to udzieliła mu w yjątku z li­
stu L udw ika N apoleona z Ham, w yrażającego obaw ę, aby
rz ą d ów czesny nie posądził go o tajem n e k o n szachty z Mic­
kiew iczem . Ludw ik N apoleon tem m niej chciał się so lid ary ­
zow ać z w ieszczem polskim , że nie zgadza! się z nim w o k re ­
śleniu zboczeń C esarza i że w y rz u ty czynione stryjow i doty­
k a ły synow ca a o burzały jego doradzców . P o eta i jego żona
byw ali u Pani Cornu, poniew aż —ja k się w y ra ż a R enan — nie
żyła ona w Tebaidzie; trzy m ała, owszem , salon przepełniony
przedstaw icielam i św iata artystycznego i litera c k ie g o . Mic­
7) ,.Le Banquet“ 1879.
8) Francuzi pierwsi ^zwrócili uw agę na wpływ, jaki wyk łady w Col­
lège de France mog’ly wywrzeć na rozwój Napoleonizinu we Francji
i na powrót rodziny Cesarza do władzy. ,,Le m essianism e—pisze najnow­
szy z historyków Napoleona III, p. Andrzej L e łe y — fut un des plus cu­
rieux affluents du fleuve Napoléonien. Pour M ickiewicz Napoléon fut la
plus haute réalisation du inonde de son temps, bien qu'avec des faibles­
ses en face de l’avenir“ (Napoléon III et la révolution de 1848. T. 11.
Paris, 19 8).
— i>48 —
kiew iczow ie unikali tego rodzaju zebrań z powodu, nietyle
kosztów, które pociąga za soba śwriat;owTość, ile w strętu uczuwanego wobec samego tonu salonów. Pani L acroix, m atka p a­
ni Cornu, pełniła jakieś obowiązki w domu królow ej H orten­
sji, która trzy m ała córkę jej do chrztu. Córka ta urodziła się
d. 8 kw ietnia 1809 r.; Ludwik Napoleon był starszy od niej
o rok; dzieci w ychow yw ały się razem . P an n a L acroix w yszła
za m ąż za S ebastjana Cornu, m alarza, ucznia In g re s’a, ą uczeń
ten malował jeszcze chłodniej od swego m istrza. Pani Cornu zo­
stała republikanką do zgonu i za cesarstw a ciągle stosunkam i
swojemi dopom agała osobom prześladow anym przez k a m a ry llę
dw orską, m ęczyła cesarza zażaleniam i na jego m inistrów , wiele łask w yjednała osobistościom źle w idzianym przez rząd,
nigdy zaś o nic dla siebie sam ej nie prosiła. „Lubiła — mówi
o niej R enan—uciśnionych. K tokolw iek życie n a ra ż a ł dla s p ra ­
wy ogólnej, przez tosam o już był jej drogim. Sztuką dla
sztuki, litera tu rą dla literatu ry gardziła. W jej oczach lite­
ra tu ra była w alk ą o postęp. Tych, co bąki po drodze zbijali,
uw ażała za zbiegów z pod chorągw i. Swemu górnem u id ea­
lizmowi nigdy się nie sprzeniew ierzyła. N a pytanie zadane
jej na kilka chwil przed zgonem: co powiedzieć młodej p rz y ­
jaciółce? odpowiedziała: „Że śm ierć byłaby fraszk ą, gdyby
konanie zbyt długo nie trw ało “ 9).
M ickiewicz trzym ał się tej zasady, żeby nigdy nie mó­
wić z księciem Napoleonem o in te resa c h pry w atn y ch , chyba,
że go sam z a c z e p i10). P ani Celina często niedom agała; zdro­
wie jej nie pozwalało staw ić się n a pierw sze zaw ezw anie u
pani Cornu, k tó ra zresztą m ieszkała na dalekiej avenue de
L atour - Maubourg.
Pani Cornu podjęła się spraw ę tr a k ­
tow ać z księciem Napoleonem ” ), a młody adw7okat Antoni
s) Reiia.ii: Madame Hor tense Cornu. („Debäts“ d. 18 czerwca
1895 r.).
10) List Aleksandra Chodźki z d. 8 lutego 1853 r.
n ) Pani Cornu ogłosiła, pod pseudonymem Saint-Ałbin, „Essai sur
l’histoire de l’art en Italie -, tłumaczyła listy Bettiny von Arnim do Goe­
thego, ballady i pieśni ludowe niem ieckie i t.. d. P anią Comu pozna­
łem przed samą wojną 1870 r. Miałem w wolnych godzinach pomówić
— 249
—
D e s s u s 12) miał p o średniczyć m iędzy arsenałem i
L a to u r - M aubourg,
T ym czasem ja k grom spadł
12 kw ietnia 1852 r. D ek retem tym M ickiewicz,
Q uinet odw ołani zostali jako profesorow ie w
F ra n ce .
avenue de
d ek ret z d.
M ichelet i
Collège de
Pani C elina p rz y ję ła cios ten z rezygnacją. „Co pew ­
n a —pisała 16 k w ietn ia t. r. do przyjaciółki fran cu sk iej—że je­
żeli zaszła p ró b a m ate rja ln a , m am y siłę ją znieść, gdyż to
nie jest n ajw iększe nieszczęście, jak ie m oże d o tk n ąć rodzinę
ta k lic z n ą ja k n a sz a “. K ról H ieronim i książę N apoleon nie
taili sw ego oburzenia i sam i upom inali się o notę w ykazującą
k rzy w d ę w y rząd zo n ą M ickiewiczowi. Ta nota przeznaczona
b y ła dla sam ego p rezy d en ta. K siąże N apoleon zażądał 29-go
k w ietn ia dw óch ]ej odpisów: dla F ortouP a i dla P e rsig n y ’ego, do­
dając: „Tak p ra g n ę n a p ra w ić ra ż ą c ą niespraw iedliw ość, po­
p ełnioną w zględem p a n a M ickiew icza, że dla niego gotów j e ­
stem zostać p eten tem u pnnów m inistrów . Kocham i czczę te ­
go m ęża, pełnego talentu, se rc a i w iary, co tak rzadkie w n a ­
szym w ieku“. N astępnego dnia książę N apoleon zdał s p ra ­
w ę p an i C ornu z rozm ow y ojca swego z prezydentem : „Tą
r a z ą spodziew am się niezw łocznego i pom yślnego skutku. Oj­
ciec mój w idział się w czoraj z prezydentem ; na pierw szem
m iejscu w łożyłem m u do teki notę o p anu M ickiewiczu. Pre-
z nią o stosunkach jej z moimi rodzicami, gdy r.agle wybuchła -wojna. Pa­
ni Cornu, zgryziona klęskami publicznemi, ciężko zaniemogła, wyniosły
się z P aryża i ostatnie lata spędziła bardzo osamotniona. Zgasła na ser­
cową chorobę w L ongpont 16-go maja 1875 r.
I2) Dessus należał w marcu 1848 r. do grona ochotników francu­
skich, którzy z emigrantami naszymi wyruszyli do W. Księstwa Poznań­
skiego, byl świadkiem zawieruch berlińskich, dotarł do Poznańskiego,
wrócił z poleceniam i L ibelta i K ościelskiego, zmierzająccmi do wykazania
niegodziwoFci postępow ania de Circourt’a. posła francuskiego przy dwo­
rze pruskim. Za powrotem znalazł reakcję tryumfującą w Paryżu. Uro­
dzony d. 13 pażdz. 1823 r., żyje jeszcze (1909). Przekonania jego w ciągu
długiego życia u leja ły rożnym zmianom, ale dla M ickiewicza zachował
cześć bezgraniczną. Na egzemplarzu żywota mojego ojca po francusku,
mi str. 344, gdzie przytoczone jest zdanie Michelet’a: Mickiewicz, c’est
plus qu’un poète, c’est un prophète“, Dessus dodał w nawiasie: „Un saint“.
—
250
-
zydeiit bardzo dobrze go przyjął. Oto są w łasne jego słowa:
„Nie potrzebujesz się o to troszczyć, mój kochany stryju, wiem
wszystko, cobyś mógł powiedzieć za panem Mickiewiczem, i
niczego nie zapomniałem. Chcę nietylko w yznaczyć mu pen­
sję, ale dać coś lepszego. Szukam dla niego posady odpo­
w iedniej“. „Jestem bardzo uszczęśliw iony — dodał książę — iż
mogę wam udzielić tej dobrej nowiny. Nie m ówcie panu Mic­
kiewiczowi, że zajęliśmy się jego spraw ą, ale zapytajcie go
dlaczego o mnie zapom ina i nie zachodzi już do m nie“ 13).
Mickiewicz miał aż sześć m iesięcy czekać n a spełnienie
obietnic prezydenta. Policja znów zaczerpnęła ze steku osz­
czerstw J. B. Ostrowskiego obfitego m aterjału do wrogiego
raportu, a m inistrowie szukali w archiw ach broni przeciw
Mickiewiczowi. Książe Napoleon, zniecierpliw iony, ponowił
motu proprio swoje starania; d. 24 m aja 1852 r. pisał do pani
Cornu: ,,Ojciec mój i ja mówiliśmy prezydentow i o panu Mic­
kiewiczu; odpowiedział nam, iż nie miał jeszcze czasu się nim
zająć, iż dziękuje nam, żeśmy mu go przypom nieli, i w obec­
ności mojej wziął notatkę moją dla pan a FortouPa, Pójdę ju­
tro po południu do m inisterjum oświaty publicznej, aby zoba­
czyć co zam ierzają uczynić. Pani nie uw ierzy jakbym p r a ­
gnął napraw ić niespraw iedliw ość w yrządzoną panu Mickiewiwiczowi! Jestem bardzo przeciw ny, bardzo obcy w szystkie­
mu, co się dzieje, a jednak odwołanie wielkiego p o ety -p o l­
skiego cięży mi na sumieniu. W asz z całego se rca Napoleon
Bonaparte
N azajutrz zostawił pani Cornu bilecik ze słowami: „Z a­
szedłem dla zobaczenia się z panią w spraw ie p an a M ickie­
wicza, wychodzę od p an a Fortoul’a,. Otrzym ałem dobrą od­
powiedź“.
Dobrą, ale nieszczerą. Fortoul ociągał się aż do p a ź ­
dziernika! Żadnego dokum entu przeciw Mickiewiczowi nie
ls) Książe Napoleon do zgonu zachował największe dla M ickie­
wicza uwielbienie i. przesyłając synowi jego Władysławowi dzieło swoje
p. t. „Napoleon et ses détracteurs“, opatrzył je następującą dedykacją:
,;A Mr Ladislas Mickiewicz En souvenir de son illustre et cher Père. Prangins, 14 octobre 1887‘‘.
— 251
-
odszukaw szy wr arch iw ach , z obaw y, że s ta ry k ról Hieronim
z a sk a rż y go p rzed cesarzem , dal do podpisania Napoleonowi
nom inację M ickiew icza na bibljotekarza w arsenale, pod pozo­
rem , że w rezy d en cjach cesarskich niem a w akującej żadnej
posady, ale znajdzie się wicrótce.
P ani Cornu w p iątek 30 kw ietnia 1852 r. ów list księcia N a­
poleona z tegoż dnia p rze słała C ernuschi'em u u ) z następującem
objaśnieniem : „Panie! O debrałam odpowiedź bardzo pom yślną
w wiadom ej spraw ie. P rzesyłam ją panu, aby pan z tego
sam sobie zdał sp raw ę i listu tego udzielił panu Dessus, któ­
rego przeczucia były uzasadnione. W czoraj już książę Napo­
leon pisał do m nie dla doniesienia mi, że nota pow ędruje do
P ałacu Elizejskiego, z żądaniem drugiego odpisu, ab y módz
k ro k i osobne przedsięw ziąć u ministrów’ spraw" w ew nętrznych
i ośw iaty publicznej. Z daje mi się, że w tej chwili trzeb a
w strzym ać się od w szelkich zabiegów . P re zy d e n t obraził się,
że m inistrow ie są uprzedzeni.
Donoszę o tem w prost panu
W ołowskiem u. Zaw iadom ić chciej o tem pana Dessus. Szcze­
gólniej nie w ypuszczaj listu z rą k . P roszę mi go zwrócić.
P rzyjm w yrazy szczerych m ych uczuć. Hortensja Cornu“.
W m aju 1852-go roku C ernuschi zostaw ił panu Dessus
list pani C ornu z takim bilecikiem : „Poruczono mi oddać pa­
nu dw a załączone dokum enta. L ist jest przedw czorajszy, k a rt­
k a wTczorajsza4'. Mowa tu już o liście księcia Napoleona z 24-go
m aja i o bileciku z dnia następnego.
Nie posiadam y w szystkich dokumentów^ w tej spraw ie.
Nie m am y, m ianow icie, noty podanej prezydentow i. Ludw ik
W ołowski, zestosunkow any z m inistram i, ofiarow ał się w sta­
wić do nich za M ickiewiczem; zbyt jed n ak źle byli oni usposobieni,
aby ich upór mógł przełam ać, a jako szw agier Leona F a u ­
cher, do niedaw na m inistra L udw ika Napoleona, lecz zgoła
nieprzypuszczającego sam ej choćby możliwości zam achu s ta ­
l4)
Henryk Cernuschi, urodzony w Medjolanie 1821 r.t Mickiewicza
poznał w tem m ieście w 1848 r., uwielbiał go, jak w szyscy patrjoci włoscy
X owej epoki; słaż>ł w 1849 r. w szereg’ach obrońców Rzymu, zapisał P a­
ryżowi pałac siFÓj ux Avenue Velazquez z boga tero Muzeum Japońskiem.
— 252
—
nu, co więcej, ciężko naw et tym zawodem dotkniętego i obu­
rzonego, stracił był wszelki m ir w spraw ach urzędow ych.
Adam Mickiewicz wprow adził się do Bibljoteki Arsenalskiej dopiero d. 14 kw ietnia 1853 r. Pierw szy raz próg tej
Bibljoteki przestąpił był w r. 1832, w prow adzony przez rzeź­
biarza D avid’a d’A ngers do salonu K arola Nodier, ówczesnego
bibljotekarza; wdowie po nim zostawiono m ieszkanie męża,
i dzięki tem u byw ała ona u Mickiewiczów. D aw ny arsenał był
rezydencją Sully’ego; H en ry k IV jadąc właśnie do niego z Lu­
w ru zabity został na ulicy de la F erro n n erie przez Ravaillac’a. Stary budynek zachował jeszcze ślady dawnej swej
świetności. Dotąd pokazują „le cabinet de Sully“ z ówczesną
ornam entacją. Pierw sze w rażenie poety było bardzo miłe.
Rozlpgły widok na Sekwanę, Panteon, N otre Dam e niezm ier­
nie się Mickiewiczowi podobał. Rzadko z domu wychodził
wieczorem. Zato kółko bliższych przyjaciół, spragnionych
słyszeć z ust jego rozw iązanie dręczących ich wątpliwości,
zbierało się u niego na herbatę. C yprjan Norwid, pisząc, że
są praw dy, które dla uw ydatnienia swojego potrzebują d ram a­
tu ż y c ia —paraboli, dodawał: „Pogadanki paraboliczne Mickie­
wicza dram atyzow ały życie praw dy opowiadanej. Ale któż
je spisywał i cenił w ostatnich M ickiewicza latach? O skarżę tu,
że upomniałem o to za życia Adama. Któż to podjął? Zginę­
ły?“ 15)- Dlaczegóż Norwid, zam iast innych upom inać, sam
nie wziął się do pióra? lc).
15) O Juliuszu Słowackim- Paryż 1861.
1C) Zapewne, żeby się źle z tego zadania wywiązał, ponieważ skłon­
ny był nie trzymać się ściśle prawdy, ile razy to pochlebiało jego miłości
własnej. Pisał, naprz., do Bohdana Zaleskiego: „Odniósł się do mnie
Władysław Mickiewicz z zapytaniem: czy jakiś wiersz w rękopisie jest
mój czy jego ojca, nieśmiertelnego Adama? Nie miałem czasu rozeznać
i odesłałem do Lenartowicza. Zapewnie myślał, że to wielkie wrażenie
na mnie zrobi. Niestety, nie mam czasu na to, a odpowiedziałem, że roz­
rzewnia mnie tylko sprzeczka o to czy to wiersz papy Mickiewicza n ie­
śmiertelnego czy mój? Wtenczas kiedy u mnie leżą rękopisa czekające
na coś więcej“. (Krecliowiecki Adam: U Cypijanie Norwidzie. Lwów
1909).
Zdawałoby się, że posłałem Norwidowi jakiś autograf. Wcale
tak nie było. Powstała w pismach polemika o autorstwo wiersza „Gdy— 253 —
M ickiewiczowi odm aw iano uporczyw ie naturalizaeji, ż ą ­
danej p rzez niego głów nie dla zabezpieczenia się od zaczepek
policyjnych. K siąże N apoleon pojechał do m inisterjum sp ra ­
w iedliw ości, k azał sobie p rzed staw ić ra p o rta P ie tri’ego i n a ­
pisał do p re fe k ta policji w kw ietniu 1853 r., że policja, trw a ­
ją c w błędach L udw ika Filipa, p rzesłała do m inisterjum sp ra ­
w iedliwości ra p o rty niep rzy ch y ln e, o p a rte n a zapiskach, z n a j­
d u jący ch się w w ydziale p refe k ta od czasu rządu 1830 r.
„D opraw dy, nie do uw ierzenia, aby n a tesam e powody do
podejrzenia, rzeczyw iste przed rokiem 1848, powoływano się
obecnie, gdy pow inny one służyć jako zalecenie“. Ale k sią ­
żę N apoleon nie wiedział, że tensam szpieg redagow ał i za
L udw ika Filipa i za L udw ika N apoleona „donosy“, którym nic
przestaw ano daw ać wiary! W chw ili kiedy tylu rodaków obm aw iało M ickiew icza i gdy tak mało u sw oich znajdow ał po­
parcia, jest coś rozrzew niającego w toj w ytrw ałej i czynnej
czci okazyw anej w ieszczow i polskiem u przez ostatniego z b r a ­
ci N apoleona I-go i przez jego syna.
P rzybysze z k raju zgorszeni byli tein, że poeta żyje
z dnia na dzień. W r. 1853 często odw iedzała Mickiewiczów
pani z M akow ieckich Ż u k o w sk a 17), a poniew aż w salonach
fran cu sk ich spotykała się z śm ietanką to w arzy stw a francu­
skiego, w yobraziła sobie, że łatw o polepszy położenie Mickie­
wicza, byleby tylko w iedziała o co prosić, i błagała też p. Dessus
o zebranie danych niezbędnych. P. Dessus, zakłopotany, od­
pisał jej 12 go stycznia 1854 r.: „Udało mi się zgrom adzić ob­
jaśnienia pani H rabim p o trzebne co do obsadzenia w tej chw i­
bym się zmienił w w stęgę złocistą“. N iektórzy przypisywali ten utwór
Norwidowi, inni Lenartowiczowi. Zapytałem Norwida: co wie w tej kwestji? On list mój przesłał Lenartowiczowi, który odpowiedział mi, że je­
szcze w kraju wiersz: „Gdybym się zmienił w w stęgę złocistą“ podano mu
za wiersz Mickiewicza. Norwid uznał za potrzebne pochwalić się przed
Bohdanem Zaleskim, że spór się toczył o autograf, którego ja nigdy nie
widziałem.
,7) Jeden z ostatnich listów pisanych w Konstantynopolu przez
M ickiewicza był adresowany do pani Żukowskiej. Chętnie go pokazyw a­
ła, nikt jednak go nie przepisał. Zdaje się. iż autograf zaginął.
-
254
—
li posad bibliotekarskich. Zanim w ejdę w bliższe szczegóły,
niech mi wolno będzie podzielić się z nią ogólnem w rażeniem ,
odniesionem ze wszystkiego, com słyszał i widział; potem już
położenie w yraźniej się przedstaw i i lepiej okaże się co zosta­
je do zrobienia. Nie ulega żadnej wątpliwrości, że intencje
i wola cesarza względem p a n a Mickiewicza dotąd doczekały
się w ykonania niegodnego Jego Cesarskiej Mości i, jestem o
tem przekonany, dalekiego od jego myśli. Nikogo nie oskar­
żając, jest w szakże bez żadnej w ątpliw ości w m inisterjum
oświaty publicznej m ocne postanow ienie, aby trzym ać pana
M ickiewicza na stanow iskach podrzędnych. Cesarz zbyt dal
wiele dowodów1 swej w ybornej znajomości ludzi, aby w y­
znaczyć m iejsce pośledniejsze genjalnem u mężowi, k tó ry miał
zaszczyt w trudnych czasach w ystąpić jako sługa najznako­
m itszy i najbezinteresow niejszy S praw y Napoleońskiej. Zna
pani uczucia pana M ickiewicza dla kilku członków rodziny
cesarskiej, w?ie pani, że jedynie przez wdzięczność i poczucie
osobistej godności pan Mickiewicz nietylko nie jest częstym
gościem, lecz naw et mało lub w cale nie byw a u książąt lub
wysokich dygnitarzy, k tó ry ch daw niej znał zblizka. Szkoda,
że tak jest, ponieważ m ierni in try g an ci m nożą się i p rzy w ła­
szczają sobie stanow iska mężów m ających w szystko za sobą,
których dzieła, niedość, że oprom ieniają ich imię, ale są
chw ałą narodu drogiego nad wszystkie inne Francji.
Dla
skrócenia przytoczę jeden dowód tej złej woli system atycznej
i ukrytej, o której wyżej była mowa. Nie mógł p a n M ickie­
wicz otrzym ać m ituralizacji, tyle raz y obiecanej przez m ini­
strów ostatniego króla, a nie mógł pomimo to, że uczynił zadość
wszystkim wym aganiom praw nym dekretów 1808 i 18U9-go ro ­
ku. Będę miał zaszczyt ustnie dodać szczegóły, o których zadługo byłoby pisać. B ibljotekę ce sa rsk ą obsługuje 13 conser­
vateurs adjoints, pobierających 3600 franków pensji; 7 innych
conservateurs, m ających, każdy, po oOOO fr. są na czele wy­
działów rycin, k a rt geograficznych, rękopisów, druków7, m eda­
lów; nic dodano im żadnegopom ocnika konserw atora; nie znam p ra­
wa ograniczającego liczbę tych urzędników. Owszem, podnoszą
pensje dowolnie, up. p. L aurent de l’A rdèche, konserw ator a d ­
m inistrator Bibljoteki A rsenalskiej, pobiera 6000 fr. Nic ła ­
-
255 —
tw iejszego ja k m ianow ać pana M ickiewicza trzecim k o n se rw a ­
torem w dziale druków czy rękopisów Bibljoteki C esarskiej
p rzy ulicy Richelieu. B yleby znaleźć w ysoką niezbędną, p ro ­
tek cję, nic nie byłoby łatw iejszego i w m inisterjum ośw iaty
publicznej. Nie zrobionoby najm niejszej trudności. Cesarzow i
służy zaw sze praw o m ianow ania na posady istniejące lub
utw orzone dla w ynagrodzenia usług osób w ybitniejszych. Po­
nad w szystkiem góruje w zgląd, że rzecz je st nagła. A że za
tem przem aw iają i spraw iedliw ość i ludzkość, to serce pani
lepiej to uw ydatni niż ja byłbym w stanie to zrobić“.
Liczby, k tó re p. Dessus zakom unikow ał p. Żukow skiej, otrzy­
m ał był od niejakiego pana A rm anda du Mesnil. Po ustępach
poprostu p rzepisanych d la pani Żukow skiej z tego listu przez
p a n a D essus i któ re pom ijam y, pan du Mesnil dodaw ał w swym
liście z d. 10 sty czn ia 1854 r.: „Jeżeli pan chce w iedzieć jak ą
posadę p rzy n o sz ą c ą 6000 fr. m ożna utw orzyć, odpowiem, że
pod tym w zględem jestem w nieśw iadom ości zupełnej. Dla
pana, dla mnie, dla trzody, pow iedziałbym , że trz e b a w yrzec
się nadziei o trzym ania czegokolw iek. D la osoby popartej takiem lub ow akiem im ieniem , dla p rzy ch y ln ie usposobionej oso­
by m ogącej powiedzieć: „tak c h c ę u - w szystko jest możebne.
P an u już to powiedziałem : w podobnym przypadku w y starcza
m ieć tro c h ę w yobraźni; a try b u c je się w ytw arza, kiedy niem a
posady w olnej“.
Pobudki by ły szlachetne, lecz pan i Ż ukow ska rychło
p rzek o n ała się, iż sp ra w a by ła nad jej siły. Misja na W schód,
zdanie sp ra w y rządow i francuskiem u z dążności Słow iańszczy­
zny otw ierały szersze w idoki n a przyszłość. Poeta potrzebo­
wał w y rw a ć się z P ary ża. R odacy z w szystkich stronnictw p rzy ­
biegali po rad ę, czy tali listy z K onstantynopola, w y rażali p rze ­
konanie, że jeden tylko M ickiewicz może pogodzić zwaśnionych
działaczy. „Z akopali mię tu ta j — rzekł raz, pokazując na
książki — a ja w śród ty ch trupów nie m ogę w ytrzym ać“.
U śm iechała mu się p e rsp e k ty w a życia pod namiotem , spotka­
nia w ielu d o b ry ch znajom ych pod bronią. „Czasy gotow ania
się i w y b ieran ia M ickiew icza na W schód m ożnaby nazw ać
— 256
—
drugą jego m łodością“ — pisał Ludw ik Z w ie rk o w sk i1R). A je­
dnak w chwili rozstaw ania się z em igracją p a ry sk ą żywo
stanął mu przed oczym a ogrom cierpień w ychodźtw a i ledw ie
że nie nadludzkich wysiłków, stanow iących schedę tułacza,
której jednak nie zam ieniłby on na szczęśliwość innych n a ­
rodów.
Obiad na pożegnanie w r. 1855 odjeżdżającego na W schód
M ickiewicza odbył się na pierw szem p iętrze sali re s ta u ra c y j­
nej à la Tour d 'argent, dziś jeszcze istniejącej przy Q,uai de
la Tournelle, naprzeciw Bibljoteki Polskiej. Ludw ik C zer­
ny pow tórzył krótkie ustępy z ostatniej mowy wieszcza:
„Ciężki i surow y—rzekł M ickiewicz—jest nasz zakon tułaczego przym ierza, bo jesteśm y mimowolnie wyw oływ ani bez ustanku do w alki z przesądam i, gw ałtam i, fałszami, faktam i
spełnioncmi większej części Europy. Nasz zawód apostolski
jest ciężki, bo trudniejszy od posłannictw, jakie dokąd speł­
niano, bo nierów nie więcej m a do w alczenia zakon nasz niż
sam otnicy i pielgrzym i na pustyniach, niż rolnicze cytadele
Średnich W ieków, niż K apucynów lub T rapistów później­
szych, niż naw et K rzyżaków m altańskich, cy p ryjskich i rodyjskicli, niż Braci Ignorantów i Sióstr M iłosierdzia dzisiej­
szych. Tamci żyli p racą, później żyli ze zdobyczy politycz­
nych lub w ojennych, później i z testam entów , dziś żyją z ja ł­
mużny, procentów, dotacji i przem ysłu; praw o ich szanuje,
broni, a i płaci. Nas nienaw idzą, u rąg a ją nam, ścigają nas policje
całej E uropy i polują na nas jak S partanie na Helotów...
My musimy w alczyć słowem, piórem lub bronią, o w yrobkowym najczęściej chlebie. P olska go nam dać nie może lub
i nie chce, a tu, mimo chęci do p ra c y jakiejkolw iek, znaleźć
jej często niepodobna, posady zaś zdobyte rzu cać nam trzeba
na każdy strzał w Europie“ 19).
Poeta miał prawdo odezw ać się żałobnie. I dziś też przed n a­
szym wzrokiem ro ztacza się niem niej ponury obraz ja k ten,
który M ickiewicz naszkicow ał we w rześniu 1855 r.
l8) „Kozaczyzna w Turcyi“- Paryż 1859.
,9) „Co tu robić, komu ufać, czemu wierzyć?
Czerny1. Paryż 1856.
pr*. Blbl. II. 1909.
Napisał Ludwik
17
W blizkiem sąsiedztw ie Bibljoteki A rsenalskiej wznosi się
k ilk a gm achów , złączonych z pam ięcią Adam;» M ickiewicza.
W re sta u ra c ji à la T our d’a rg e n t w ieszcz po ra z ostatni pu­
blicznie przem ówi! w P aryżu. W hotelu L am bert roztrząsał
pow ielekroć z księciem Adam em C zartoryskim zagadnienia
b ytu narodow ego. W B ibljotece Polskiej byw ał na posiedze­
niach T rzeciego M aja i często do niej zachodzi! na pogadan­
ki bibljograficzne i lingw istyczne z K arolem Sienkiewiczem .
M ost tylko przedziela B ibljotekę P o lsk ą od Bibljoteki A rse­
nalskiej. F ra n cu sc y historycy tej w łaśnie Bibljoteki czynią
zaledw ie pobieżne w zm ianki o M ickiew iczu jako bibljotekarzu
w niej, niek tó rzy naw et, nie w ym ieniając urzędu, używ ają nie­
przyzw oitego ogólnika .,une sin é c u re “ 20).
W oczach P o lak a jest ona o statnim przystankiem w cier­
nistej pielgrzym ce wieszcza.
Władysław Mickiewicz.
20) „L’année 1852 fut signalée par la fin des travaux entrepris pour
la restaurati* n de la salle des manuscr ts. C’est aussi cette année-là que
le gouvernem ent français offrit dans la B bliothèque de l’Arsé «al une re­
traite honorable au grand pi ëte de la Po’o in e, Adam M cUiewk-z. Il y
entra le 30 ocu.bre, avec le giad e de bibliothécaire. Un nouvel admini­
strateur, M. Laurent (de l’Ardèche), précédemment bibliothécaire du Se
nat, rempltica le 30 Juin 18 3 P. A. Vieillard qui, de son cô é, p r it la
place de M Laurent au Senat. Le 26 novembre 1855, Adam Mickiewicz,
chargé par le gouvernem ent français d’une mission en Orient, succom­
bait a Constantinople.
Le 5 décembre, il éta t remplacé par M. Paul
1 acrnix qui reçut le titre de con seivm eu r4. Ten Lacroix jest to słynny
,,Bibliophile Jacob‘‘. Zwiędły jego życior\ s p. t. „P. L.. bibliophile, biblio­
graphe (1819 - 1884)“ m ieści się w „Catalogue des manuscrits de la Biblio
thèque de l’A irénal par Mr Henry Martin, conservateur - adjoint de la Bi­
bliothèque de l'Arsénal**. T. VIII, str. 577—8. Paryż 1899.
— 258
—

Podobne dokumenty